To ja już zdechnąć, zgnić tu wolę, niż tłumaczyć wszystko raz jeszcze. Myślisz pan, że tym razem co innego powiem? Przyznam, że to jednak ja zrobiłem? Albo że się coś jeszcze pozmienia, że chłop cudownie ozdrowieje? Że mu się oczy wrócą na miejsce, flaki do środka same wlezą, a konował wyjdzie z lasu i na nowo go pozszywa? Po co wam słuchać drugi raz? To, co z niego zostało, lepiej w grobie zakopać i zapomnieć, a ludziom powiedzieć, żeby na Chęciska więcej nie chodzili. Grzybów to i bliżej znajdą.
Mówiłem już, że do domu jechałem. Rowerem, przez Chęciska. Zawsze jeżdżę, bo to bliżej jednak. Ja wiem, co ludzie gadają, mało kto tam chodzi, bo tam we wojnę, a zresztą, pan stąd, to pan wiesz. Spieszno mi było, bo na niebie akurat pierwsza gwiazda wzeszła, a jak kto stąd, to też wie, co to znaczy.
Byłem już jakoś w połowie drogi, jak mnie wyprzedził, kogutem mrugnął, zatrzymał się, ale silnika nie gasił, światła też włączone zostawił, bo już się całkiem ciemno zrobiło. To i ja stanąłem. Wygramolił się powoli, w mundurze, w czapce, jak trzeba. Podszedł do mnie, rozejrzał się w koło, próbował coś dostrzec, a potem pociągnął nosem i pyta ile.
— Dwa, może trzy, nie więcej — mówię i tłumaczę, że po piwie to mnie nic nie jest, rowerem jeszcze mogę. Zamyślił się, zastanowił nad czymś i wraca do samochodu. — Kwita będzie pisał, kurwy syn — myślę, ale on zaraz przystaje, odwraca się, patrzy na las za mną i pyta czy ja też to słyszę. A ja słyszę, a i owszem, już od zmroku słyszę, dlatego mi tak spieszno. Słyszę, jak tam jęczy. Zgrzytanie, szczękanie jakieś, wycie.
— Strzyga — mówię i spluwam na ziemię. A on, że jaka tam strzyga, dziecko pewnie, zgubiło się może. — W nocy, w wigilię? — pytam. Nie odpowiedział. Popatrzał na mnie i ruszył do bagażnika wyciągnąć latarkę. — Nie idź pan tam, pan nie stąd, to pan nie wiesz — mówię — ale nie idź pan. Machnął tylko ręką.
To ja znowu na rower i dalej w drogę, a on, żebym jednak zaczekał, bo kwitu nie wypisał. Posłuchaliśmy jeszcze chwilę tego zgrzytania, tych szczęków. Potem zaświecił w las. I wtedy go dopadło.
Zza pleców mi wyleciała, w łachmanach podartych, smród straszny, zgnilizna, i to zgrzytanie, jakby łańcuchami dzwoniła, jakby ciągnęła je za sobą, ale nie wiem dokładnie, bo wszystko szybko i ciemno całkiem. Zobaczyłem tylko, jak mu się najpierw do oczu rzuca, wydziobuje, a potem już kotłowanie jedno wielkie i ryk, wrzask, charczenie. Niedługo to trwało, bo zaraz hyc i znowu wskoczyła w las po drugiej stronie drogi. Zapachniało jak przy świniobiciu. Chciałem odjechać, ale nie mogłem, bo co na rower wsiadłem, to się przewracałem, z tych nerwów. W końcu się udało, no i jestem.
Sam pan pieprzysz. I co, że mi starą obracał? To powód żeby go otwierać od razu? I oczy wyłupywać? A tam motyw, jaki motyw, panie, co pan.
Ona wychodzi jak tylko pierwsza gwiazda wzejdzie, od wojny już tak. Każdy to wie. Pan stąd, pan też wie. To strzyga była, mówię przecież.
Ważne: Regulamin | Polityka Prywatności | FAQ
Polecane: | montaż anten Warszawa | montaż anten Warszawa Białołęka | montaż anten Sulejówek | montaż anten Marki | montaż anten Wołomin | montaż anten Warszawa Wawer | montaż anten Radzymin | Hodowla kotów Ragdoll | ragdoll kocięta | ragdoll hodowla kontakt