- To do Jerzyka – równoważnik zdania znaczący więcej, niż tysiąc słów.
Biała koperta i pismo wyjęte wprost z zeszytu ośmiolatka. Pomazane litery, trzykrotnie pogrubiona nazwa miasta. Chyba zastanawiali się, przez jakie „u” napisać wyraz „Łódź”.
- Daj mi to! – nieznoszący sprzeciwu głos Jerzyka.
Spełniam jego polecenie. Bez słowa zamknął się w pokoju. Ciekawe, czy on rozdziera koperty. Nie, raczej przecina. Nawet nie słychać szelestu papieru.
- Osiemnastego stycznia Rosjanie wyzwoli Zgierz – głos seniora przebija się przez melodię wygrywaną na fortepianie. – Dzień później Łódź.
- Już prawie umiem – pociesza się Sylwia, wygrywając kolejne akordy kolędy.
- Potem psysły czasy Pe-El-Elu, plawda? – najmłodszy z trudem wymawia zdania.
- Tyle razy mówiłam, żeby go zapisać do logopedy – ciotka Danka z irytacją patrzy na dukającego małego.
- Nauczy się… - senior patrzy z uśmiechem na siedzącą pod stołem latorośl. – Tak kochanie, wtedy przyszły czasy komuny… Piękne czasy…
- Co też stryjek dzieciom opowiada? – ciotka bierze się pod boki. – Małgosiu opowiedz…
- O czym? - wzrok zgromadzonych nagle zaczyna ciążyć na mojej skromnej osobie.
- O tym jak kupowałaś przez tydzień pralkę – siostra matki wpatruje się we mnie swoimi wielkimi gałami.
- Nic ciekawego - kilka par oczu wyłapuje moje zmieszanie.
- No opowiedz! – dzieci patrzą na mnie z wyczekiwaniem.
Już dawno znudziły im się optymistyczne opowieści ich pradziadka. On nawet z najczarniejszego koszmaru umiał zrobić komedię. Taki typ człowieka, może kiedyś nam będzie tego brakowało.
- Stałam na zmianę z waszą babcią dwa tygodnie w kolejce. Miałam z tego powodu zwolnienie ze szkoły i było mi zimno. Zaspokoiłam ciekawość? – czuję, jak mój głos staje się chłodny, wręcz niemiły dla uszu.
Dzieci z przerażeniem w oczach kiwają głowami.
- Gdzie Jerzy? – Sylwia z przestrachem podrywa się z taboretu.
Kiedyś omal nie powiesił się na jej oczach. Biedne dziecko. Będzie miało uraz do końca życia.
- Sprawdzę – zgłaszam się na ochotnika.
Pukam do jego pokoju. Nigdy nie lubił, jak ktoś niepostrzeżenie łamał mu przestrzeń jego granicy osobistej. Nikt nie odpowiada. Wchodzę. Siedzi w ulubionym fotelu, opatulony kocem. Nawet posyła mi delikatny uśmiech.
- Chciałaś czegoś? – oczy ma zamglone smugą wspomnień. – Pamiętasz?
Pewnie, że pamiętam. Schyłek lat osiemdziesiątych. Młodzieniec w futrzanej czapce. Ciemne oczy i zniewalający uśmiech. Pożyczył mi wtedy rękawiczki.
- Co nam zostało? – powiedział, gwałtowanie otrząsając się z zadumy.
Rozglądam się po pokoju. Szalik, kurtka, flanelowa koszula i sztruksowe spodnie. Jego matka odeszła, kiedy byłam w siódmym miesiącu ciąży. Dziecko przyszło na świat chore, po dwóch miesiącach zmarło. Wszyscy mnie obwiniali o tę śmierć, bo nie dbałam siebie podczas ciąży. Pół roku później zerwałam ze wszystkimi kontakt i wyjechałam do Stanów, kiedy wróciłam czekał na mnie tylko Jerzyk. Według nich głupi i samotny, według mnie po prostu wierny.
- Mowa nienawiści – kończy swoją wypowiedź za mnie.
Za pięć minut zaczynamy celebrować święta.
Ważne: Regulamin | Polityka Prywatności | FAQ
Polecane: | montaż anten Warszawa | montaż anten Warszawa Białołęka | montaż anten Sulejówek | montaż anten Marki | montaż anten Wołomin | montaż anten Warszawa Wawer | montaż anten Radzymin | Hodowla kotów Ragdoll | ragdoll kocięta | ragdoll hodowla kontakt