Piszę, żeby świat pamiętał. Żeby przetrwała pamięć o Dawidzie.
Kraków,14.10.2015r.
Drogi Dawidzie!
Dzisiaj mija rok odkąd się poznaliśmy… Pamiętam moje tenisówki, jeansy i koszulkę. To żałosne, wiem… Wspominam to, w co byłam ubrana. Ale pamiętam też Ciebie, uśmiechniętego, odważnego i otwartego, mówiącego o białaczce jak o czymś całkiem zwykłym, jak to, że róża ma kolce. Już wtedy czułam to ciepło po lewej stronie mojej klatki piersiowej.
Mam nadzieję, że u Ciebie wszystko w porządku. Pozwalają Ci tam czasem pośpiewać? Tęsknię za Tobą, często odwiedzam nasze miejsca i wspominam troszkę.
Jest śliczny październikowy dzień. Uwielbiałeś jesień. Dziś wszystko wygląda zupełnie inaczej niż wtedy kiedy się żegnaliśmy. Wtedy padał deszcz, wiał wiatr i liście chwiały się na gałęziach. Dziś kilka godzin spędziłam w Twoim miejscu, patrząc w pełne słońce. Liście tańczyły delikatnie i układały się w kolorowy dywan… Żałuję, że nie oglądasz tego ze mną.
Poznałam Ankę. Mówiła, że cieszy się, że ktoś pokochał Cię naprawdę, że to dla niej dobra wiadomość. Bała się, że zostawiając Cię, zniszczyła Ci życie. Sympatyczna dziewczyna. Muszę przyznać, że zaprzyjaźniłyśmy się. Chodzimy razem do liceum, nawet do jednej klasy.
Anka od ponad roku ma chłopaka. Są bardzo miłą parą. Przypominają mi nas… Boże, jak ciężko w takich momentach powstrzymać łzy. Biję się z sobą już tyle czasu. I nic. Przegrywam. Jestem za słaba bez Ciebie… Czemu mnie zostawiłeś? Wiem, to nie Twoja wina, tak musiało już być. I tyle. Kochasz mnie jeszcze? A może znalazłeś tam jakiegoś anioła? Z takim to nie mam nawet szans z moimi mysimi włosami… Ale Ty mówiłeś, że są kasztanowe… A te oczy? Takie nijakie, jak wyblakła tkanina. A Ty mówiłeś „Są takie głębokie. Tonę w ich zieleni”.
Nie widzę w życiu nic ciekawego. Nawet muzyka mnie męczy. Czasem pomaga, a czasem męczy. Nie wiem czemu tak jest. Albo i wiem. Muzyka to Ty. A wspomnienie Ciebie boli. Jakby w moje ciało naraz wbijało się tysiące igiełek.
Kocham Cię.
Wiem, że nie odpiszesz, ale będę czekała. Zawsze.
Majka
Poznałam go na spotkaniu wolontariuszy. Mama wysłała mnie na nie, bo przeczytała gdzieś, że nastolatki muszą zająć się pracą dla innych ludzi. I dzięki jej za to, że zaczytuje się w takie poradniki! Gdyby nie ona, nigdy nie spotkałabym Dawida, który stał się dla mnie wszystkim.
Stałam wśród tłumu ubranych w spódniczki dziewczyn, zapatrzona w moje podarte jeansy i czarne tenisówki. Nie byłam w nastroju do rozmów z kilkunastoma dziewczynami, które z entuzjazmem opowiadały o obozie harcerskim i chłopakami, którzy stali zapatrzeni w swoje przedpotopowe telefony. Nienawidziłam spotkań tego typu. Ogółem nie przepadałam za ludźmi, trzeba to przyznać.
Kiedy już miałam ochotę wyrwać się z tamtego miejsca podszedł do mnie chłopak. Wysoki, szczupły i nieziemsko przystojny. Miał czarne włosy i głębokie, brązowe oczy. Wpatrzyłam się w niego i uśmiechnęłam się przyjacielsko.
- Cześć. Jesteś tu nowa? Nie widziałem Cię wcześniej – zaczął.
- Tak. Dzisiaj jestem pierwszy raz. Majka.
- Dawid – uśmiechnął się.
Po chwili rozpoczęło się spotkanie. Niska dziewczyna w okularach zaczęła opowiadać o pomocy dla szpitala dziecięcego.
- Może Dawid opowie nam coś o działalności tego szpitala? Wie o nim najwięcej – rozległ się cichy pomruk zadowolenia reszty obecnych.
Dawid uśmiechnął się i wyszedł na środek, przepychając się przez tłumek wolontariuszy.
- Jak wszyscy wiecie dwa lata temu zdiagnozowano u mnie białaczkę. Leczę się w szpitalu dziecięcym. Nie muszę chyba mówić, że wspomnienia z nim związane nie są przyjemne. Chemia, przeszczepy… Ale pracują tam naprawdę świetne osoby. Na przykład taka Marta, pielęgniarka. Ma obsesję na punkcie motocykli i gada się z nią lepiej niż z Marcinem. Przepraszam – zwrócił się do chuderlawego chłopaka w kącie sali i odczekał aż ucichnie śmiech zebranych. – Nie mają już pieniędzy na remont sal i jest im ciężko z tym ich starożytnym sprzętem. A naprawdę chcą pomóc.
- Dzięki. Więc naszym zadaniem jest zebrać trochę kasy dla nich… – paplała dziewczyna w okularach, ale ja jej nie słuchałam. Odpłynęłam gdzie indziej. Myślałam o Dawidzie. Wyglądał na całkiem zdrowego. A jego sposób bycia!
- Kto się pisze? – zapytała okularnica.
Kiedy ręka Dawida powędrowała w górę, uśmiechnęłam się i też się zgłosiłam. Nie wiem czemu to zrobiłam. Ale do tej pory dziękuję sobie samej za ten gest. On zmienił praktycznie całe moje dotychczasowe życie.
- Musimy się spotkać i to omówić – powiedział po zakończeniu spotkania. – Organizacja takiej akcji to duża sprawa. Jutro w „Zegarynce”, może być?
- Pewnie. O której?
- Rano mam badania, ale koło południa dam radę. Mam już parę pomysłów – uśmiechnął się – Muszę już lecieć. Mama przyjechała.
- To do jutra – pomachałam mu.
Wróciłam do domu zamyślona. Zastanawiałam się jak to jest żyć, wiedząc, że się umiera. Przecież białaczka to niezwykle ciężka choroba! Zastanawiałam się też jak Dawid może być tak pogodnym człowiekiem, żyjąc będąc świadomym swojej choroby. Zdałam sobie sprawę z jego odwagi, nie znałam jeszcze człowieka, który z taką pewnością siebie pokonywał śmierć. Z każdym dniem, z każdą minutą ciesząc się z możliwości wzięcia kolejnego oddechu.
Nie mogłam spać. Kiedy tylko zamykałam oczy widziałam twarz Dawida, a wtedy łzy spływały po moich policzkach. Współczułam mu, ale nie dlatego płakałam. Zakochałam się i wiedziałam, że kocham człowieka, który odchodzi, którego każda sekunda zbliża do śmierci.
Rano byłam dziwnie podekscytowana i śpieszyłam się na spotkanie. Wreszcie stanęłam przed „Zegarynką”. Wkrótce dołączył do mnie Dawid.
- Hej.
- Cześć. Może usiądziemy? – zapytał, wskazując na stolik w ogródku.
Kiwnęłam głową i ruszyliśmy powoli w stronę ławeczki. Usiedliśmy.
- Wiem, że to nasza wspólna decyzja, co zrobimy ze zbiórką, ale jesteś nowa w tej „branży”, więc tak naprawdę niedoświadczona. Pomyślałem, że możemy urządzić koncert charytatywny. Zwykłe zbiórki na pewno nie wyjdą. Przerabialiśmy to – kilkoro staruszków wrzuci po 10 złotych, a następni powiedzą, że zbieramy na piwo a nie na szpital.
- To dobry pomysł, ale skąd weźmiemy wykonawców, nagłośnienie, miejsce, gdzie możemy urządzić coś takiego? Więcej wydamy na organizację niż zbierzemy!
- Większość z nas uczy się w szkole muzycznej albo na prywatnych lekcjach, więc problem wykonawców mamy załatwiony. Jedyną rzeczą, jaką musimy załatwić jest nagłośnienie i scena, ale to uda mi się zrobić – bonusy rakowe – wyjaśnił i puścił do mnie oko.
- No to chyba załatwione – uśmiechnęłam się promiennie. – Jeśli masz czas to może się przejdziemy?
- Z chęcią. Moja mama nie byłaby zadowolona, że tyle chodzę, ale co tam. Mama uważa, że jedyne, co muszę robić to leżeć i się leczyć. A przecież i tak wszyscy wiemy, że prędzej czy później umrę. Nie ma sensu, żebym tracił najpiękniejszy okres w życiu na użalanie się nad sobą. Na wolontariat ledwo się zgadza, szkoła prawie nie wchodzi w grę, a spotkania z przyjaciółmi tylko w domu…
- Martwi się o ciebie i bardzo jej na tobie zależy. Musisz ją zrozumieć.
- Ale jeżeli nie chcę? Jeśli nie potrafię?! To, że mam białaczkę nie znaczy, że muszę siedzieć na kanapie i się nie ruszać!
-Dawid, rozumiem Cię…
- Właśnie nie rozumiesz. Nie masz białaczki i nie wiesz jak to jest, kiedy już nawet nie można wierzyć swojej dziewczynie, bo jej miłość okazuje się być bonusem rakowym. Takie życie to w gruncie rzeczy nie jest życie! Jesteś jak kukiełka, którą jakieś wybredne dziecko przesuwa powolutku w stronę kosza na śmieci! Niby wszyscy mówią, że nie możesz umrzeć, bo oni sobie nie poradzą bez ciebie, ale zobaczysz, że kiedy odejdę to nawet moja mama odetchnie z ulgą!
- Dawid… Nie bądź zły.
- Nie jestem zły, Maju… Jestem po prostu zbyt szczerym facetem– roześmiał się. – Podoba mi się, że zachowujesz się wobec mnie jak wobec zwykłego człowieka.
- Bo przecież nie jesteś inny. Jesteś człowiekiem tak samo jak ja czy Weronika.
- Nie widziałaś jak ona mnie traktuje? Jak testera szpitali, jak małe dziecko, które trzeba pogłaskać, bo skleciło poprawne zdanie! Tak odnoszą się do mnie wszyscy, a w szczególności rodzina i najbliżsi przyjaciele. Nie wiem już kto naprawdę nim jest, a kto tylko udaje.
- Czy twoja dziewczyna…?
- Tak mnie traktowała? Tak. Poznaliśmy się w wolontariacie, ja się w niej zakochałem, a ona przez pół roku udawała… Bonus rakowy, najgorszy ze wszystkich.
- Przykro mi… Jak można tak udawać?! Przecież to okrutne.
- Wiem i dlatego już z nią nie jestem. Porzuciłem nadzieję na to, że ktokolwiek mnie kiedykolwiek pokocha, a zostało mi już raczej niewiele czasu – uśmiechnął się zgryźliwie. Odwzajemniłam porozumiewawczy uśmiech i ruszyłam w furtki.
- Skoro tak mówisz, to może zamiast pomagać innym, pomóż sobie? No nie wiem, zrób coś szalonego, zakochaj się, spełnij marzenie…
- Ale… Może masz rację, wiesz? Powinienem zacząć myśleć o sobie, bo do końca zostało mi tylko kilka chwil. Tylko to nie takie proste. Po mieście ścigają mnie tabuny lekarzy, którzy chcą obejrzeć „ten ciekawy okaz” i kilka nadopiekuńczych ciotek, krzyczących „Widuś! Widuś, a zjadłbyś rosołku, a może kluseczek ci zrobić?” Od tego szczebiotania głowa mi pęka!
-Widuś? – roześmiałam się. – Całkiem nieźle!
Od tego momentu zaczęliśmy się przyjaźnić. Rozumieliśmy się bez słów, były niepotrzebne. On wiedział, kiedy ma mnie pocieszyć, a kiedy zostawić na chwilę samą. Ja domyślałam się, gdy był zbyt zmęczony i rozdrażniony, a kiedy wręcz tryskał energią. Spotykaliśmy się coraz częściej, mogłam powiedzieć, że byliśmy naprawdę dobranymi przyjaciółmi…
Ważne: Regulamin | Polityka Prywatności | FAQ
Polecane: | montaż anten Warszawa | montaż anten Warszawa Białołęka | montaż anten Sulejówek | montaż anten Marki | montaż anten Wołomin | montaż anten Warszawa Wawer | montaż anten Radzymin | Hodowla kotów Ragdoll | ragdoll kocięta | ragdoll hodowla kontakt