Zróbmy więc coś, czego nikt przed nami nie robił. Narysujmy pastelami drzwi. Nie duże, takie byśmy ledwo mogli wejść, ledwo, lecz nie tak znów by problemy to stwarzało. Jesteśmy już, jak mniemam za drzwiami, cóż nam pozostało? Co widzimy? Ja strych i zabawek kilka, jednego misiowego, przytulaśnego, dwóch poważnych z karabinem, jedną smutną lecz dostojną i kilku matowych, zwykłych, pospolitych.
Pan misiowy z panną smutną od lat w okno zerkają i choć jestem tu od chwili domyślam się, że jeszcze nie wypatrzyli tego na co czekają.
Ci poważni pilnują porządku, tak to oni, granaty w dłoniach i bagnet na broni.
Matowi natomiast jak to zwykli i szarawi, tylko suną dość nieznacznie w kilku kierunkach sobie przeciwnych i tylko radości zaznać mogą wtedy, gdy drogi ich się szczęśliwie złączą.
Wtedy to cel choć mglisty i zgoła niejasny, przyświeca ten sam i w swym bezsensie nie są już sami.
Mieścina ta, chmurna się zdaje, światełko tu miga czasami, lecz nie żarówki, och nie latarki, a jedynie słoneczko od czasu do czasu zatańczy na małym okienku.
Nawiasem mówiąc wtedy to misiowy ze smutną, głęboko przekonani, tak oni, patrzący na inny świat, sądzą już, że dobrym omenem zostali uraczeni.
Co dalej się dzieję, nie zdradzę, sami dopowiedzcie.
Po zmroku, nie bywa tu lepiej, huczą karabiny, uciekają szaraczki...
Zwykle wpadają na ścianę i na tym kończy się ucieczka, a potem bez nóżek i szybkość nie ta sama, już nie ten sam zapał.
Po to właśnie, w kąciku poddasza, małe pudełeczko.
Po to by marzenia pogrzebać, by młodzieńcze kończyny już do końca świata przeleżały tam pomarszczone i pełne wspomnień o chwalebnej przeszłości.
Na nic to jednak panom w mundurach, na nic me refleksje i pompatyczne słowa.
"Służba nie drużba" mawiają w takich chwilach i już celują do biegnących snów.
Te żwawe, o wolności i chwale są szybkie i ciężko je ustrzelić, lecz rychło tracą na wartości. Wtedy są już łatwym celem funkcjonariuszy prawa.
Najgorsze są te szalone, te dotykające stóp Ikara, które mkną nieco wolniej, ale chaotycznie i z niebiańska lekkością jakby pchane szaleństwem.
O czym śni przytulas, gdy oczko czarne opiera o szybkę?
Może o czasach, gdy wędrował w plecaczku, zwiedzał okoliczne stawy i był ulubieńcem Piotrusia, o tych wszystkich uściskach podczas których stracił nosek albo po prostu zamyślił się na chwilkę i nic konkretnego nie zaprząta jego gałganiastej główki.
Wszystkie, marzenia tak szybko tu wirują...
Gdzie twój welon smutna panno?
Czy zapodział się wśród gwiazd?
Tak, już widzę go wyraźnie, błąka się wraz z panem młodym po dworze.
Zniknęłaś królewno? Tak nagle wyparowałaś jak pomysł balu i wielkiej miłości.
Widać Kasieńka nie znała bajki o Kopciuszku bo pantofelka ani śladu...
Nie strzelaj żołnierzu, ja tu tylko na chwilkę wpadłem.
Z tego co widzę twa gwintówka dawno zapomniała jak smakuje noc i te niepewnie, w obłęd posyłane kule.
Nie czujesz już na skórze strachu zajęcy? Och, ty już nic nie czujesz?
Miasto odpływa w niebyt wraz z wielką żelazną kulą tak okropnie prozaiczną,
tak do granic realną, że aż nie chce się o niej mówić.
Tysiąc i jeden baśni tym razem nie aż tak dobrych by odkupić nimi swoje życie.
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
Gunslighter · dnia 22.09.2008 13:14 · Czytań: 643 · Średnia ocena: 4 · Komentarzy: 2
Inne artykuły tego autora: