Wszystko zaczęło się chyba od Sylwestra, ubiegłego roku. Stałem się bogiem.
Tak to już jest, że w klimacie ogólnoświatowego zbiorowego szaleństwa, chlania, rzygania gdzieś pokątnie, tańców, hulanek, swawoli nawet, wszyscy składają sobie życzenia, bawią się w noworoczne postanowienia, biorą się za siebie, albo za kogoś, albo za fajerwerki łapią, no, chyba, że nawaleni w trupa prześpią północ.
Ja akurat nie przespałem jakoś północy, choć do nawalenia w trupa zabrakło w zasadzie milimetrów. Czy raczej – miligramów. W każdym razie, wtedy, spiąłem się, wydumałem postanowienie noworoczne i jakoś to wybełkotałem:
- Życzę sobie, żebym był bogiem w przyszłym roku.
No i stało się, słowo ciałem, jak mawiają. Nie od razu się zorientowałem, muszę przyznać. Wbrew pozorom, boskość nie rzuca się w oczy jak, dajmy na to, kac. Nie mruga ci nad głową neon aureoli, nie masz z miejsca długiej brody, nie modlą się do ciebie na ulicy. Ok, budzisz się bez kaca, nic cię nie boli, z dnia na dzień przestajesz się starzeć. Ale nawet jako śmiertelnik, nie odczuwasz przecież starzenia się z dnia na dzień, więc skąd miałbyś się zorientować, że jest różnica.
Zaczęło się od tego, że niechcący rozmnożyłem wino. Chleba jakoś nie trzeba było. Ale flaszka się kończyła, skoczyć do nocnego się nie chciało, więc po prostu – pomyślałem. I wystarczyło. Wina było tyle, że nie dało się tego przepić. Ale serio, nie dało się, nie, że było niedobre czy coś. Było doskonałe, tylko naprawdę za dużo. Wtedy zrozumiałem, że coś jest inaczej.
Co zrobiłbyś, gdybyś się zorientował, że jesteś bogiem? No co?
Ja wybiegłem z domu, pobiegłem nad zalew, żeby zobaczyć, czy mogę chodzić po wodzie. No i mogłem. Potem pomyślałem, że mogłem tam polecieć, więc jak pomyślałem, tak zrobiłem, po chwili latałem swobodnie jak superman, wyciągając zaciśniętą pięść przed siebie.
Zawsze miałem lęk wysokości, więc średnio mnie to kręciło.
Usiadłem, zapaliłem papierosa. Nie zapalniczką, po prostu chciałem, żeby zapłonął, więc tak się stało. Zresztą, papierosa też nie kupiłem nigdzie po drodze, po prostu znalazł się między moimi palcami.
Jesteś bogiem, uświadom to sobie, rozbrzmiewało gdzieś pod czaszką. I co teraz, kurwa. Iść i uzdrawiać? Głosić prawdy objawione? Co ja w robocie powiem teraz? W ogóle – po chuj mi robota, przecież mogę mieć co tylko chcę. No tak, najpierw zabezpieczenie socjalne, od tego trzeba zacząć. Potem zajmę się ludzkością, najpierw zabezpieczę sobie tyły. I już, dawaj, lecę (dosłownie jednak, bo szybciej) do bankomatu, stan konta sprawdzam, a tu masz, jedynka i tyle zer, że właściwie nie wiem co to za liczba. Ale jako bóg byłem nieco bystrzejszy jednak, więc pomyślałem, że jedynkę i te zera lepiej zamienić na dziewiątki, będzie tak więcej. Po sekundzie już to widziałem na wyświetlaczu bankomatu. I zaprawdę powiadam wam, wtedy poczułem co to euforia jest.
Pomyślałem, że przydałaby mi się wypasiona willa. Więc mogłem ją stworzyć. Wiedziałem, że mogłem, tak, jak w tamtej chwili wiedziałem jak powstał świat, jak się skończy, jak jest szeroki i ile jest obcych cywilizacji, jak to jest z tymi eonami, duperelami, czasem i przestrzenią. Więc wiedziałem, że mogę stworzyć sobie zajebistą willę, ale nie mogłem się zdecydować jak miałaby wyglądać i co mi się w niej przyda, potem pomyślałem, że mogę mieszkać wszędzie, przecież nie muszę już na Nowej Hucie, może być w Rio, Barcelonie, Nowym Jorku, Paryżu, nawet w Watykanie kurwa, jak zechcę, to zamieszkam. Więc nie, nie będę sobie domu stwarzał, zresztą, na architekturze znam się w sumie tyle co to wtedy, dwa lata temu, ze szwagrem na wsi ten garaż stawialiśmy, więc co to ja tam wiem o budownictwie. Boskość tu nie miała nic do rzeczy.
Więc kasę miałem. Ale w sumie nie jest mi potrzebna, no bo co miałbym kupować? Przecież wszystko co możesz chcieć kupić, to w sumie tego ostatecznie, jak jesteś bogiem, nie kupujesz, gdyż możesz to równie dobrze po prostu mieć, stworzyć, jeśli zechcesz. Jednym ruchem dłoni. Albo brwi nawet.
Więc może największy kutas na świecie? Panowie, zapewniam, uważajcie na takie życzenia, nie polecam. W tej sekundzie gdy o tym pomyślałem, zobaczyłem napletek wystający mi z nogawki razem ze sznurowadłami buta. A jak jakiś czas później, w pewnych okolicznościach, dostałem wzwodu, to nic z tego nie było, bo przytomność straciłem, krew odpłynęła w mego Uroborosa, który na szczęście tym razem nie zjadał własnego ogona.
Tak czy siak, wierzcie lub nie, pomysł o największym kutasie na świecie szybko został odwołany. I odkręcony. No więc co, co robić?
Zacząłem bawić się czasem.
Zatrzymywałem zatem to dziwne pojęcie – czas, chodziłem spacerkiem po zastygniętych ulicach. Mijałem ludzi zastygniętych w pół kroku, głaskałem ptaki zawieszone w powietrzu, albo obracałem je do góry brzuchem, albo w ogóle nawet przenosiłem je z miejsca skąd wziąłem w inne, na przykład na pół metra przed ścianą budynku. Wsadzałem rękę w majtki przechodzącym ulicą, ewidentnie w pośpiechu, niebotycznym laskom, które teraz wyglądały nieruchomo jak manekin. Rany, czego ja im w te majtki nie wsadzałem. Albo wchodziłem do hipermarketu, ustawiałem tam zastygniętych w bezruchu ludzi w perwersyjne rzeźby. Na przykład ściągałem laskom rajtki i majtki, tak do kolan, spódnice zadzierałem, wsadzałem jej dłoń między jej uda, no centralnie na środku, na środku alejki, ustawiałem je tak, żeby klęczały i otwierałem jej usta, a tam, w te usta, instalowałem na przykład znalezionego nieopodal staruszka, a potem, jak tych rzeźb podobnego polotu nastawiałem od cholery, to puszczałem czas z powrotem i patrzyłem, jak to wszystko rusza, śmiałem się do rozpuku, widząc te zaskoczone, zdezorientowane twarze, które zorientowały się, że znajdują się w jednoznacznej sytuacji, ale nie wiedziały jak i skąd. Ale mniejsza z tym, chyba nie ma się czym chwalić.
Pomyślałem, że mogę wskrzesić ojca, który zmarł szesnaście lat temu. Fatalny pomysł. Matka doznała szoku i zwariowała, on był mi jednak zupełnie obcy, choć nie wiedział dlaczego, nie wiedział, czemu świat się tak z dnia na dzień postarzał, no masakra się zrobiła jakaś, trzeba było to odkręcić.
Potem chciałem mądrzej, rozsądniej, poprawniej i czyściej. Próbowałem nauczać, uzdrawiać, jeździłem po szpitalach, oddziałach onkologicznych, prowadziłem spotkania na wzgórzach, gajach oliwnych, stadionach, placach, chrzciłem w rzekach, wskrzeszałem na cmentarzach, własny program w telewizji miałem, papież chciał mi zrobić laskę. I było w końcu mądrzej, czyściej, poprawniej, rozsądniej chyba też. I widziałem cierpienie, które usuwałem, a na miejsce tego cierpienia, za dziesięć lat na przykład, wiedziałem, że powstanie inne z tego względu, że dziś to akurat cierpienie usunąłem. Na przykład uleczałem chłopca chorego na amen, rodzice wdzięczni, całują po rękach, lekarze biją brawa, media transmitują, a ja wiem, że chłopiec jak będzie miał czterdzieści pięć lat, dostanie wyrok za serię rytualnych morderstw połączonych z gwałtami. I wiedziałem, że spełnianie marzeń jednych ludzi to często utrudnianie życia innym, że dokonywanie cudów, to tak na dobrą sprawę naruszanie porządku świata.
I mam dość, a ledwie rok mija. Ja się nie dziwię Dżizasowi, że zdecydował się umrzeć na krzyżu w sile wieku, za choćby ludzkie grzechy, bo to naprawdę pierdolca można dostać, jak się bogiem jest.
Wiecie, o czym marzy się, jak się jest bogiem?
Żeby być śmiertelnym. Na szczęście znów idzie Sylwester.
Ważne: Regulamin | Polityka Prywatności | FAQ
Polecane: | montaż anten Warszawa | montaż anten Warszawa Białołęka | montaż anten Sulejówek | montaż anten Marki | montaż anten Wołomin | montaż anten Warszawa Wawer | montaż anten Radzymin | Hodowla kotów Ragdoll | ragdoll kocięta | ragdoll hodowla kontakt