- Pamiętam bardzo dobrze kiedy zobaczyłam Ryszarda serce stanęło mi w gardle... nie, nie dlatego, że wyglądał niczym młody bóg, do boga było mu daleko. Wiedziałam dobrze co był wart i mój rozsądek zawsze mi podpowiadał „trzymaj się od niego z daleka!”. Tego dnia ubrany był tak odświętnie jakby co najmniej na festyn się wybierał. Anna pierwsza wyszła mu naprzeciw. Wiedziałam dobrze, że sam jego widok sprawiał, że ona nie szła..ona po prostu płynęła jak nimfa
w powietrzu prosto ku niemu, ale jego oczy utkwione były we mnie i nawet wtedy nie dostrzegał Anny i jej zapatrzenia
w niego, jak w jakiś cudowny obrazek. Wszedł do domu ignorując nasze pytające spojrzenia. Pamiętam doskonale rozbiegane oczy siostry, skubanie łodyżek kwiatów, by dalej, dalej skruszyć ich pąki w mak. Słychać było gromki głos mężczyzn, szuranie stołków, trzaskanie naczyń. W końcu ojciec z Ryszardem wyszli przed dom i trzymając się wpół odeszli ku bramie wjazdowej. Natychmiast pobiegłyśmy do matki. Oczy miała czerwone od płaczu.
- Anno, w sierpniu wyjdziesz za maż za Ryszarda, dogadał się już z ojcem.
Szczęście Anny kazało jej ucałować nas obie, wybiec z domu i krzyczeć z radości, a mnie pozostać z naszą utrapioną matką. Głaskała mnie po głowie szepcząc:
- Helenko, Helenko on Ciebie chciał za żonę, ale Anna starsza, pierwsza z domu wyjść musi... pójdzie za Ryszarda, tak
z ojcem ustalili, choć Ryszard mówił „Helenę!Chcę Helenę”.
Nie wierzyłam w to co usłyszałam. Nie chciałam ani być dla niego żoną, ani w ogóle być blisko niego. Anna nie mogła się dowiedzieć, komu pierwotnie małżeństwo proponował. Zraniło by ją to, a dziś była taka szczęśliwa. Wierzyłam, że będzie, była tak niewinna i dobra. Choć byłyśmy siostrami, nie byłyśmy w ogóle do siebie podobne. Anna ciemnooka, ciemnowłosa, ja zielonooka, jasnowłosa. Kochałyśmy się jednak ogromnie.
W dwa tygodnie po wspaniałym obwieszczeniu odwiedził nas sam narzeczony. Był kompletnie pijany i wszedł do naszego domu jak do siebie. Mimo, że czuć już było wiosnę, wieczory nadal były chłodne i ogrzewaliśmy pokój kozą? Czy Ty wiesz co to jest?
Zastanowiłam się przez chwilę.
- Czy to coś w rodzaju piecyka?
- Brawo kochana. Matka cierpiała na słabe krążenie i ciągle skarżyła się na zimne stopy. Tak więc swoim zwyczajem siedziała w fotelu z wyciągniętymi nogami ku kozie.
Anna zajęta była cerowaniem, a ja czytaniem. Ojca jeszcze nie było. Ryszardowi to nie przeszkadzało. W rozchełstanej koszuli, wymachując niemalże pustą butelką wódki wrzeszczał:
- Zajebe szmate, zajebe ją, jak mi nie dacie Heleny!
Chyba możesz sobie wyobrazić jakie byłyśmy przerażone, a sama Anna zszokowana jego zachowaniem. Podbiegła do niego, zaklinając by się uspokoił, a on bełkotał:
- Odpierdol się suko, dali mi Ciebie jak psu resztki padliny, tym jesteś!Niczym!
Odepchnął ją jednym ostrym gestem. Natychmiast rzuciłam się w jej kierunku, chwycił za mój warkocz i zmusił mnie bym powstała. Pamiętam jak obwiązał sobie go wokół ręki i jego pijacki odór gdy próbował mnie pocałować. Jednak nie udało mu się to, gdyż matka wiedziona instynktem dopadła pogrzebacza i zaczęła go nim okładać. Ryszard puścił mnie
i ruszył ku matce. W szamotaninie przewrócił kozę, ta upadła mi na stopę, spójrz do dziś mam bliznę.
Popatrzyłam na jej starczą nogę, na bruzdę i różową skórę wyścielającą ją.
- Dobrze, że w tym czasie ojciec wrócił, bo kto wie co Ryszard by z nami jeszcze wyczyniał. Tatuś jednak nie należał do osobników umiejących się bić, był łagodny jak owieczka, toteż sam mało nie ucierpiał przy wypędzaniu pijaka z naszego domu. Nazajutrz przyjechał do mnie lekarz, opatrzył ranę i pobłogosławił los, iż nie uczynił mnie kaleką. Rodzice postanowili zerwać ustalone zarękowiny i wybrali się do wsi. Anna przesiedziała cały ten czas w milczeniu.Nie odzywała się do nikogo, ani do mnie, ani do rodziców, nawet do kota, który był jej ulubieńcem.
Mijały dni, jeden za drugim. Nawet nie zauważyłam kiedy Anna oddaliła się ode mnie. Obie tak samo pomagałyśmy rodzicom w domu, ale każda inaczej spędzała wolny czas.Okazało się, że Anna swój poświęcała na potajemne spotkania z Ryszardem.Wydało się całkiem przypadkiem, gdy ich nakryłam w rowie niedaleko bunkra poniemieckiego. Poszłam tam zbierać pieczarki i mogłam zobaczyć nagie pośladki Ryszarda uderzające w biodra mej siostry, ruchy widocznie dające jej wielką przyjemność. Gdyby nie fakt, że upuściłam koszyk a on sturlał się w ich kierunku, pewnie nawet by mnie nie spostrzegli.Widziałam wstyd Anny i szatański uśmiech Ryszarda,a potem poszło szybko.
Okazało się, ze Anna jest w ciąży i rodzice chcąc uniknąć ogólnego potępienia jeszcze tej samej jesieni wydali Annę za mąż. Cóż będę Ci opowiadać o weselu na którym pan młody zalany do cna wkładał siostrze rękę pod suknię chcąc ją no wiesz co... przy wszystkich.Ale Anna jakoś to przełknęła i to, że po tym jak zamieszkali u niego zaczął ją bić...
Bił ją za wszystko i za nic. Kazał jej wychodzić po siebie gdy wracał z pracy.Raz się spóźniła, to ją tak skopał i pobił, że urodziła Lilkę niemalże na drodze! Tak moja kochana możesz w to uwierzyć?
- Nie. - odpowiedziałam mocno wstrząśnięta. - No ale co pani rodzice na to? Czemu nie reagowali?
- O kochana, ojciec posiwiał całkiem, oboje podupadli na zdrowiu, wspominałam już jak łagodnej natury był to człowiek, a Anna... ona nigdy się na nic nie skarżyła.Nawet gdy teściowa też zaczęła nią pomiatać na lewo i prawo.Wyrzuciła ją z domu pod nieobecność Ryszarda.
- Jak to? - zdziwiłam się.
- To było gdy Ryszard dostał wezwanie do wojska na trzy lata. Wtedy wyrzuciła ją z Lilką na zbity pysk! Anna nie miała dokąd pójść i wróciła do nas. Był to najcudowniejszy czas. Anna znów była moja kochaną siostrzyczką, a Lilka...
ach Lilka jakie to było piękne dziecko... jakie grzeczne, aniołek. Ale wrócił Ryszard i zaczęło się stare nachodzenie.
Anna wróciła do niego i wkrótce zaszła w kolejną ciąże, do której on się nie przyznawał, tak ją bił za to. Pewnego dnia by całkowicie ją poniżyć przyprowadził ją zapłakaną i zasmarkaną. Kazał jej klęknąć i wyrzec się naszych rodziców, a gdy nie chciała tego zrobić, zaczął ją na naszych oczach okładać pasem, ale nie myśl sobie, że złożonym na pół. Bił ją sprzączką. Uderzał raz po raz..ojciec z matką wybiegli go powstrzymać, a ja popędziłam na milicję.
Zabrali go do paki, ale nie myśl, że za bicie.Ryszard ukradł jedno cacko i okazało się, że właściciel nie chciał mu tego popuścić..a, że nie był byle kim, a właścicielem majątku to pociągnął za sznurki.
Anna została z nami. Długo dochodziła do siebie. Lilika dawny anioł zmieniła się nie do poznania, kiedy Anna urodziła Wojtka mało nie udusiła go swymi maleńkimi rączkami..
- Co stało się potem? - przerwałam przeciągającą się ciszę.
- Wyszły na jaw machloje Ryszarda,głośno się mówiło, ze ponoć nawet kogoś zabił i posiedział dziesięć lat,
gdy wrócił nie był tym samym człowiekiem, nareszcie ktoś nauczył go życia. Podupadł też na zdrowiu,miewał padaczkę.
Anna wróciła do niego niczym wierny pies i tak trwali ze sobą, aż do dnia jego śmierci. Czy wiesz co on jej wtedy wyznał?
- Cóż takiego? - zapytałam mocno zaintrygowana.
- Że zawsze kochał mnie, a nią dupe sobie wycierał.
- Niewiarygodne. - westchnęłam
- Za to mnie właśnie nienawidzi po dziś dzień. - Łza spłynęła po jej starczej twarzy, potem kolejna i kolejna.
- To przykre. A co z Liliką i Wojtkiem?
- Moja droga ich też los doświadczył. Oboje wyrośli na nieudaczników, popadli w alkoholizm. Lilka trafiła do domu dla obłąkanych, a Wojtek zapił się na śmierć. Ot znaleźli jego zwłoki w parku na ławce.
- A pani siostra?
- Żyje po dziś dzień.Trwa, tak jak ja.
Ważne: Regulamin | Polityka Prywatności | FAQ
Polecane: | montaż anten Warszawa | montaż anten Warszawa Białołęka | montaż anten Sulejówek | montaż anten Marki | montaż anten Wołomin | montaż anten Warszawa Wawer | montaż anten Radzymin | Hodowla kotów Ragdoll | ragdoll kocięta | ragdoll hodowla kontakt