Plac w mieście. Nieopodal doki w których żurawie czają się nad wodą morza. Wysokie kamienice z czerwonej cegły wznoszą się ponuro otaczając majdan. Na środku spiżowy pomnik zapomnianego boga. Mieszkańcy spacerują mówią wieloma językami.
Seweryn
Stoi przed pomnikiem, ogląda go z bliska.
Niegdyś wody podporządkowałeś.
Z Okeanosa mocy wyrwałeś.
Teraz czym się stałeś.
Za atrakcję zrobić dałeś.
Zerka na trójząb.
Gniewu twojego się lękali.
Nawet towarzysze Odysa się bali.
Lecz z czasu upływem.
Ludzkiego rozumu zrywem.
Upadła ciemnoty mgła granic.
Wszyscy mają cię za nic.
Rozgląda się po obecnych.
I oni grzechu się dopuścili.
Ojca swego dawno opuścili.
Prą ślepo pospiesznie naprzód.
Tradycja to dla nich wrzód.
Obserwuje młodą parę prowadzącą chłopca za ręce.
Ona
Rozmawia przez telefon.
Dziś dopiero co dostaliśmy.
Wracamy, tak oglądaliśmy.
Przytulne choć małe.
Nasze mieszkanie całe.
Milczy przez chwilę słucha.
Urządzamy parapetówkę.
Tak mam wiśniówkę.
Przyjdź porozmawiamy.
Zaszaleć okazję mamy.
On
Gada przez komórkę.
Mam już klucze nowe.
Rzeczy już są gotowe.
Przewieziemy je raz dwa.
Cztery pokoje mieszkanie ma.
Słucha chwilę, śmieje się.
Ta wódka się studzi.
Człowieka do życia pobudzi.
Przyjdź pogadamy.
W szyje ostro damy.
Dziecko między nimi dobrze ubrane, czysto i schludnie ma smutny i zalękniony wyraz twarzy.
Seweryn
Opiera się o laskę. Kręci głową z dezaprobatą.
Przez biurokratów przebrnęli.
Własną Itakę osiągnęli.
Lecz zamiast dziękować.
Będą zwyczajnie balować.
Teraz wszelkiej maści trunki.
Nie są wyłącznie na frasunki.
Powoli wodę wypierają.
Młodości w głowach mieszają.
Bo jakże teraz bez kielicha.
Spotkać się towarzysko do licha.
Policjant
W mundurze i masce. Obserwuje obecnych, zauważa Seweryna i podchodzi do niego.
Wer sind Sie?
Was tun Sie?
Milknie na chwilę czekając na odpowiedź.
Sprechen Sie Deutsch?
Seweryn
Ma kwaśną minę.
Waść lepiej skończ.
Po waszemu nie mówię.
W tej gwarze całej gubię.
Policjant
Patrzy drwiąco na Seweryna.
Rzadki widok, widzieć rodaka.
Czystej krwi Polaka.
Seweryn
Urażony.
Widać patriotę rozczaruję.
Humor mu bardzo popsuję.
W moich żyłach płynie.
Krew, która nie słynie.
Uśmiecha się drwiąco widząc odrazę na twarzy Policjanta.
Zgadza się, ja z gorszych wywodzę.
Z parszywej ziemi pochodzę.
Co ją wszyscy wyklinają.
Szerokim łukiem omijają.
Policjant
Opanowuje gniew.
Radzę się pilnować.
Łamania praw nie będę tolerować.
Seweryn
Kłania się nisko. Mruczy tak by policjant nie słyszał.
Własne prawo oddali.
Obcemu się kłaniali.
Teraz nawet język porzucili.
Od narodu się odwrócili.
Policjant odchodzi.
Ci co krew przelewali.
Miasto całe ratowali.
Teraz w niebie lamentują.
Widząc jak kraj nasz rujnują.
Rusza powoli. Widzi grupę starszych mówiących w obcym języku, pokazują na różne rzeczy i śmieją się.
Teraz ani wojska nie potrzebne.
Wojny stały się zbędne.
Skoro naród można pogrążyć.
Pieniędzmi go wychędożyć.
Zmierza w stronę doków.
Doki. Wielkie żurawie zostają rozmontowane, resztki stoczni zostały zamienione na osiedle. Stara zardzewiała brama porosła bluszczem i jest jedyną pozostałością minionej epoki.
Seweryn
Stoi przed bramą.
Tu się narodziła siła.
Która zaborcę zdusiła.
Laską dotyka zarośli.
Lecz toczyła ją gangrena.
Dla współczesnych to migrena.
Dawid, Goliata nie zgładził.
Lecz swoich ciężko zdradził.
Jak inkwizycja księgi palili.
Ciężko przy tym trudzili.
By prawda na jaw nie wyszła.
Sprawiedliwość po nich przyszła.
Rusza dookoła, zatrzymuje obejrzeć osiedle.
Nazwali je stocznią nową.
Dzielnicą bardzo zdrową.
W końcu obietnicy dotrzymali.
Szklane domy zbudowali.
Idzie powoli.
Architekt
Wychodzi na czele grupy robotników.
Panowie, to techniczne arcydzieło.
Wiele praw fizyki się nagięło.
By stworzyć najbardziej energooszczędne.
Domostwo bezbłędne.
Pokazuje dumnie ręka na zielony dom.
Wyszliśmy poza ramy dyrektyw.
Na nas skupi się żurnalistów obiektyw.
Z głośnym hukiem dach zapada się. Słychać trzask tłuczonego szkła. Architekt stoi zdumiony. Robotnicy spieszą na miejsce.
Seweryn
Kręci głową z dezaprobatą.
Ze szkła dom postawili.
Nie wytrzymał ani chwili.
Utopijny plan diabli porwali.
Wszyscy będą się śmiali.
Mija Architekta, który jak stał tak stoi.
Szkoda trochę tej klęski.
Naród raz mógł być zwycięski.
Od dawna tylko przegrywamy.
Z czego cieszyć się nie mamy.
Mija go grupa dzieciaków na deskorolkach.
Inwestycje nasze kończą się kiepsko.
Nikt nie widzi utalentowane dziecko.
Zamiast takiego z całych sił wspierać.
Najlepiej marzenia przemocą zabierać.
Dostrzega człowieka w okularach grzebiącego w śmieciach.
Kapcan
Wyciąga stare radio.
Zachód dawno przestał nadawać.
Nadzieję na wolność dawać.
Ogląda z bliska urządzenie.
Teraz tamci się wypieli.
Gdy władzę z tronu zdjęli.
Rzuca radio obok kosza, sięga z powrotem i grzebie.
Ja już nie ufam elektrotechnikom.
Co zmienni są jak prąd.
Ani bezczelnym historykom.
Co sieją w pamięci uwiąd.
Wydobywa z rupieci maskę spawalniczą.
Kiedyś ja tu pracowałem.
Stal ogniem zespajałem.
Zauważa Seweryna, który się mu przysłuchiwał.
Pan też zamiaruje kpić.
Z niedoli człowieka drwić?
Seweryn
Podaję rękę Kapcanowi.
Nie mam zamiaru robić miny.
Tu nie ma twojej winy.
Że z dumy cię ograbili.
Do nędzy doprowadzili.
Kapcan
Ściska dłoń Seweryna.
Ach, cóż poradzić mogę.
Jeno wołać o zapomogę.
Przemysł cały zrujnowali.
Za bezcen go wyprzedali.
Seweryn
Patrzy na przylądek nieopodal.
Gdy na kopalnie następowali.
Oni się tego bali.
Kiedy olbrzymów odziały czarne.
Niweczyły ich zamiary marne.
Uśmiecha się pod nosem.
W stolicy to była nawałnica.
Nie poradziła i gromnica.
Gdy z impetem wdarli.
Burżujów pychę podarli.
Wyciąga z kieszeni banknot, który wręcza Kapcanowi. Kłania się i odchodzi.
Kapcan
Trzyma pieniądz w dłoni.
Kiedyś za to bluzę kupiłeś.
Dziś kaszę ledwie zdobyłeś.
Na powrót ceny w górę idą.
Ludzie na ulicach giną.
Podbiega banda zamaskowanych młokosów, biją Kapcana do nieprzytomności. Jeden z nich wyciąga banknot i uciekają.
Zachodnia wyspa. Pośród karłowatych krzewów stoi kamienny pomnik , przeżarty przez kwaśne deszcze. Widać ruiny i piaszczystą plażę i wody morza.
Seweryn
Stoi pod pomnikiem, jest zwrócony w stronę morza.
Tu się otworzyły wrota piekła.
Gdy wdarła się armia wściekła.
Chcąca nas we krwi utopić.
Ziemie symbolem szczęścia ozdobić.
Wyciąga szyję.
Nawet teraz huki dział słychać.
Aż ciężko jest mi oddychać.
Tu ginęli po to by bronić.
Naród własną piersią zasłonić.
Opuszcza głowę.
Władza nogę dała za granicę.
Opuściła po cichu stolicę.
Teraz też tak zrobili.
W ciepłych krajach się ukryli.
Łamignat
Skrada się po cichu, ma pałkę w ręku. Łapie Seweryna i przewraca go na plecy. Stoi nad nim, pokazując na oręż.
Jak nie chcesz bacikiem oberwać.
Muszę ci pieniądze odebrać.
Sięga do kieszeni płaszcza, wyciąga z nich kilka monet i parę banknotów.
To się jako tako nada.
Zwraca się do Seweryna.
Moja dla ciebie rada.
Omijaj zarośla szerokim łukiem.
Jeśli nie chcesz oberwać z hukiem.
Stawia Seweryna na nogi po czym odchodzi.
Seweryn
Wywraca kieszenie na lewą stronę.
Drobnych mnie pozbawił.
Dobrze że nie zabił.
Drapie się po głowie.
Do krzaków mam się nie zbliżać.
Rozgląda się dookoła. Chaszcze otaczają go zewsząd.
Człowiek do parteru musi się zniżać.
Jeśli na nicponi trafić nie planuje.
Na czworakach idąc się uratuje.
Przy pomocy laski klęka z trudem a następnie raczkując odchodzi.
Ulica Skarbów. Wzdłuż szerokiej ulicy, której końca nie widać stoją banki, kantory, lombardy. Strzeże jej wojsko, ciężkozbrojne. Ludzie chodzą po niej nago w skarpetkach.
Seweryn
Podchodzi do kontroli wojskowej.
Obcych kapitalistów bronią.
Obywateli naszych gonią.
Dawno się sprzedali.
Za srebrniki kupić dali.
Kapitan
Sprawdza torbę Seweryna, w tym czasie jeden z żołnierzy sprawdza strój.
Sterta papierów zażółconych.
Rupieci starych zabrudzonych.
Jaki jest cel pana wizyty.
Wystawić musimy kwity.
Seweryn
Kłania się nisko, gdy żołnierz kończy kontrolę.
Krajoznawczo wędruję.
Duszy w ojczyźnie poszukuje.
Swoją lokatę chcę spieniężyć.
Resztę dni jakoś przeżyć.
Kapitan
Stawia stemple na papierach.
Proszę, tylko bez problemów.
Jeśli nie chcesz zobaczyć kul z cekaemów.
Pokazuje na pokaźne działo maszynowe obok.
Motłochowi się wydaje że prawa mają.
A oni głupi na bogatych zarabiają.
Seweryn
Milczy słysząc słowa Kapitana. Rusza przed siebie.
Już raz burżujów komuna nauczyła.
Teraz kapitalistów ona wycwaniła.
Wzdycha, patrzy na szyldy banków. Czyta je.
Defraud i Grab.
Doliniarz i Wydrap.
Malwersacja i spółka.
Sroka i Kukułka.
Idzie powolnym spacerem recytując nazwy, które widzi.
Bank Rasputina.
Spółdzielnia Mafii Paliwa.
Zatrzymuje się przed wielkim szyldem.
Złoty Bursztyn.
Tu ulokował majątek kuzyn.
Swego czasu mi doradzał.
Lecz rozsądek stanowczo odradzał.
Widzi nagich ludzi walących w szyby.
Na pieniądze biedni czekają.
Choć lokale zamknięte mają.
Odwraca się. Uśmiecha się rozpoznając stary szyld banku.
Tu ukryłem skarb.
Nie wyrósł mi od niego garb.
Zmierza do drzwi.
Pieniądze się zdewaluowały.
Do pieca się nadawały.
Ciężkie miliardy zarobione.
Czterech zer pozbawione.
Otwiera drzwi i wchodzi do środka.
Wnętrze banku. W środku na sofach siedzą ludzie elegancko ubrani. Zajęci są rozmowami. Mała grupa młodych ludzi stoi dookoła mówcy palcego cygaro.
Marcin
Uśmiecha się promiennie.
Tak teraz zarabiamy.
Z oszczędności ograbiamy.
Wszystko w majestacie prawa.
Obecni klaszczą brawa. Marcin wytyka nagich za oknem.
Głupi wszyscy oni.
Kto tę ciemnotę obroni.
Nawet emerytur nie dostaną.
Na lądzie naiwni zostaną.
Wybucha śmiechem.
Na palmy liczyli.
Jedynie grosze zobaczyli.
Dostrzega Seweryna, traci z nerwów głos. Chwilę później słychać huk, szyba w oknie pęka a kamień upada tocząc się pod buty Marcina.
Desperat
Wznosi okrzyk. Wskakuje pierwszy do banku.
Ludzie zniszczmy serc blokadę.
Damy tym draniom radę.
Nauczkę za chciwość.
Nie okazując im litość.
Tłum wściekły rusza i wpada do banku, słychać krzyki.
Łapcie tą hołotę pazerną.
Zgraję wszystkożerną.
Dostaną dziś nagrodę.
Pięścią prosto w mordę.
Łapie Marcina, uderza go w szczękę. Przewracają się obaj.
Tłum prze naprzód, wszyscy jednym głosem krzyczą.
Wyrwij murom zęby krat.
Zerwij kajdany, połam bat.
Seweryn
Przerażony cofa się.
Już z szablą nie szarżują.
Lecz z brukiem cwałują.
Blady widzi wojsko ruszające rozgonić tłuszczę.
Spałować dostali rozkaz.
Siły oni dadzą pokaz.
Słychać strzały z karabinów. Traci równowagę.
Ludobójstwa dokonują.
Własnych obywateli mordują.
Zauważa czerwoną plamę na brzuchu. Po chwili traci przytomność. Syreny wyją na ulicy, mieszając ze strzałami i krzykami ludzi.
Sala szpitalna. Seweryn leży na łóżku, obok aparatura oklejona naklejkami różnych organizacji charytatywnych. Na taborecie siedzi Samarytanin, ubrany w biały płaszcz. Kaptur skrywa jego twarz.
Samarytanin
Obserwuje aparaturę mierzącą pracę serca Seweryna.
Rząd już niczego nie refunduje.
Każdy sobie sprzęt funduje.
O opiece nie wspominając.
Ani posiłków pomijając.
Seweryn
Budzi się.
Ależ koszmar, śniłem.
Co i z kim wczoraj piłem.
Zauważa gościa.
Samarytanin
Do szpitala świętego Caritas‘a trafiłeś.
Ledwie głowę z masakry ocaliłeś.
Przywieźli ciebie na tarczy.
Nie wiem czy ci pieniędzy starczy.
Chowa się za parawanem.
Ordynator
Wchodzi do środka, siada obok Seweryna.
Uratowaliśmy pana odbytnicę.
Złożyliśmy do kupy miednicę.
Wertuje kartki.
Zabieramy nerki dwie.
Seweryn
Moje nerki obie.
To jak mam żyć.
Może lepiej od razu pozbyć.
Ordynator
Poprawia okulary, po chwili zamyślenia czyta wyniki.
Miał pan cztery.
Nerki i dwie wątroby
Będę z panem szczery.
Może to doprowadzić do choroby.
Seweryn
A ja się zawsze dziwiłem.
Że się w życiu nigdy nie upiłem.
Ordynator
Podpiszę mi pan zgody.
Muszę mieć dowody.
Na wypadek komplikacji.
Niefortunnej amputacji.
Samarytanin
Wyskakuje za parawanu, łapie za wózek, którym podjeżdża obok Seweryna.
Musisz stąd uciekać.
Planują cię posiekać.
Łapie Seweryna, którego sadza na wózku.
Wytną z ciebie co się da.
Dadzą temu co kasę ma.
Pcha wózek ku wyjściu. Szepcze.
Pora na południe ruszyć.
W narodzie spokój zburzyć.
Ważne: Regulamin | Polityka Prywatności | FAQ
Polecane: | montaż anten Warszawa | montaż anten Warszawa Białołęka | montaż anten Sulejówek | montaż anten Marki | montaż anten Wołomin | montaż anten Warszawa Wawer | montaż anten Radzymin | Hodowla kotów Ragdoll | ragdoll kocięta | ragdoll hodowla kontakt