PAWEŁ
Nazajutrz musiałem wstać dość wcześnie (ósma rano to przecież środek nocy, przewracam się wtedy na drugi bok), bo pierwsza zmiana w sklepie spożywczym przypadała akurat mnie. Pracę dostałem czysto po znajomości, dzięki mojej ciotce, i pracowałem tam weekendami. Czasem wpadałem też w dni robocze, jeśli byłem w stanie. Zarabiałem wystarczająco, aby pozwolić sobie na przyzwoite ciuchy, imprezy, wypady do kin, a także, żeby odkładać powoli na studia.
Po pracy zamierzałem wybrać się prosto do Rudego, choć nie byłem już przekonany, czy to najlepszy pomysł. Ostatecznie, rozmawialiśmy tak naprawdę tylko raz, znaliśmy się jedynie z widzenia i słyszenia, i byliśmy dla siebie całkowicie obcymi ludźmi. Zresztą, co mi właściwie strzeliło do głowy, aby się do niego wybrać?
Tym czasem, przyłapałem jakiegoś dzieciaka na kradzieży czekolady. Malec miał na oko z osiem lat, znoszone ubrania, brudne ręce i buzię ; żal mi się go zrobiło, kiedy stał tak z przerażoną miną i trzymał kurczowo w łapkach słodycz. Uklęknąłem przed nim – miałem z metr osiemdziesiąt, a chłopiec ledwie sięgał mi do pasa.
- Słuchaj, mały, gdzie jest twoja mamusia? – spytałem, odgarniając dziecku grzywkę z czoła. – Albo tatuś?
Malec milczał i jeszcze mocniej ścisnął czekoladę.
- Chodź ze mną na moment – chwyciłem go za rękę i powlokłem za ladę, aby nie zwiał. Postanowiłem zamknąć na razie sklep – na szczęście nie było dzisiaj cioci, bo pewnie od razu wywaliłaby mnie na zbity pysk, bez cienia wahania. Możliwe, że nawet ktoś zagadnie ją oto, dlaczego sklep był dzisiaj nieczynny.
Nabazgrałem na kartce kulfoniastymi literami „Przepraszamy, sklep chwilowo nieczynny” i wywiesiłem ją na drzwiach, zamykając je przy okazji na klucz. Mogliśmy teraz spokojnie pogadać.
- Bo widzisz, to, co zrobiłeś to kradzież. I chciałbym porozmawiać z twoimi rodzicami – posadziłem chłopca na ladzie, dzięki czemu nie musiałem już klękać.
- Tatuś umarł – powiedział cicho. – A mamusia kazała mi spie…
- Dobrze, nie musisz kończyć, domyślam się, co ci kazała.
- Bo przyszedł ten pan, którego mamusia kocha. I jeszcze kilka osób. I powiedziała, że jej przeszkadzam, że jestem skończonym bęk…
- Widzę, że mama zadbała o twoją odpowiednią edukację – mruknąłem poirytowany. – Chodzisz w ogóle do szkoły?
- Nie. Byłem tam dwa dni, ale mamusia mnie zabrała. Powiedziała, że zamiast uczyć się bzdur, mam zbierać pieniądze, bo ona nie będzie mnie utrzymywać.
- Oj, mały – westchnąłem ciężko. Naprawdę aż żal ściskał serce, bo jego matka w ogóle nie przejmowała się tym, co malec robi całymi dniami. No, z wyjątkiem kwestii, aby zbierał forsę na utrzymanie jej tyłka i faceta. – Nie wiem, co mam zrobić, ale muszę cię jakoś ukarać, abyś wiedział, że nie wolno kraść.
- Uderz mnie. Mamusia zawsze tak robi.
Spojrzałem na niego zdziwiony.
- Nie mam zamiaru cię bić, jasne?
- Nie?
- Nie, poważnie nie. Oddaj tylko czekoladę. No, oddaj – ponagliłem go, kiedy zwlekał z podjęciem decyzji. Czekolada była naprawdę w fatalnym stanie, ale nie mogłem pozwolić, aby ją zatrzymał. – Słuchaj, poczekałbyś ze mną do czternastej? To jeszcze z dwie godzinki.
Malec pokiwał przytakująco głową, a ja ściągnąłem kartkę i otworzyłem drzwi. Przed sklepem zebrało się akurat kilka osób i uśmiechnąłem się do nich przepraszająco, zasłaniając się historią o drobnej awarii i obiecując piętnaście procent rabatu na całe zakupy. Dopiero teraz ciotka uzyskała powód, dla którego można by mnie było sprzątnąć z tego świata.
Musiałem zająć się obsługą klientów – w tym czasie chłopiec zdążył mi uciec, ale wymęczona czekolada leżała dokładanie tam, gdzie ją położyłem. No cóż, szkoda, że zwiał, ale byłem zadowolony, że wyciągnął jakąś lekcję z całej tej przygody.
Nieco przed drugą pojawiła się pani Krystyna i zamiast „Dzień dobry”, powitała mnie słowami: „ Paweł, na głowę żeś upadł! Ciotka cię poszlachtuje, jak dowie się o tym, co ty tu dzisiaj wyrabiałeś!”
- Całkiem możliwe, że ma pani rację – przytaknąłem i postanowiłem zwierzyć się zmienniczce z dzisiejszego zajścia. Słuchała uważnie, przytakując ze smutkiem głową. To samo uczucie odmalowało się w jej ciemnych oczach.
- Ano, tak to niestety bywa. Ale takie dzieci wcale nie potrzebują czekolady tylko tego, aby ktoś je pokochał. Najzwyczajniej w świecie.
- Nie można jednak bronić wszystkich – ciągnęła pani Krystyna, odziewając się w fartuch. – Niektórzy ludzie są po prostu źli. No, Paweł, leć. Teraz moja kolej. Czekaj jeszcze! Co robimy z tym rabatem?
- Utrzymujemy. Całą odpowiedzialność biorę na siebie. Jakby co, zmusiłem panią, z pistoletem przyłożonym do skroni i nie miała pani wyjścia – uśmiechnąłem się, a sklepowa odwzajemniła uśmiech. – Miłego dnia, do widzenia.
- Tobie również, trzymaj się.
Jak na połowę października było zadziwiająco ciepło – ściągnąłem bluzę i pozwoliłem, aby jesienne powietrze muskało moją skórę. Miałem bardzo wyczulone zmysły – może to właśnie pozwalało mi pisać, jak i malować. Lubiłem też zostawiać drobne rysunki na każdej wolnej przestrzeni kartki – nauczyciele w szkole dawno przestali się na to wściekać, bo zrozumieli, że nie byli w stanie mi tego wyperswadować.
Powoli zbliżałem się do swojego bloku, kiedy mały złodziejaszek dopadł mojej prawej nogi i zaczął się jej kurczowo trzymać. Spojrzałem na niego z zaskoczeniem, bo nie przypuszczałem, że spotkamy się ponownie.
- Cześć – powiedziałem i uśmiechnąłem się. – Nieładnie tak uciekać bez pożegnania, mały.
- Przepraszam, ale w soboty jedna pani zawsze opowiada mi takie ciekawe historie. A kiedy powiedziałeś, że do czternastej brakuje dwóch godzin, to byłem już spóźniony – odczepił się od mojej nogi i przybrał konspiracyjny wyraz twarzy. – Dzisiaj mija szósty dzień Pana Tygodnia, wiesz?
- Tak? A powiesz mi, jakie jeszcze dni ma Pan Tydzień?
- Poniedziałek, wtorek, śro…środę, czwartek, piątek, a jutro jest niedziela.
- Brawo – pochwaliłem chłopca i pomyślałem, że to dzięki owej pani malec się czegoś nauczył. Byłem jej naprawdę wdzięczny za to, co zrobiła. – Chodź, jestem głodny jak wilk. Ugotujemy coś razem, a potem wspólnie wybierzemy się w jedno miejsce. Ale wątpię, abym miał w domu jakieś czekolady – puściłem do chłopca oko, a ten w odwecie pokazał mi język.







Tak, będę uważać. 
Jasne, że się nie gniewam. Ostatecznie skoro publikuję, to muszę być też świadoma krytyki. 









pozdrawiam logujących się
Chociaż na Twoje szczęście dodałeś, że "niektóre" style 
Można czytać setki razy, a można tylko raz, jak komu pasuje. 
Ważne: Regulamin | Polityka Prywatności | FAQ
Polecane: Przeglądaj promocje na książki i komiksy | montaż anten Warszawa | Komercyjne Sesje Rpg - Zielonka k/Warszawy - Mistrz z Gralnią | montaż anten Sulejówek | montaż anten Marki | montaż anten Wołomin | montaż anten Warszawa Wawer | montaż anten Radzymin | Hodowla kotów Ragdoll | ragdoll kocięta | ragdoll hodowla kontakt