W sobotę rano Olaf zniknął. Przynajmniej tak mu się zdawało, bo wbrew pozorom do końca nie był tego pewien. Niby wszystko się zgadzało. Wieczorem jeszcze był. Na pewno. Pamiętał dokładnie jak wychodził z biura, jak zamykał drzwi, jak zjeżdżał windą na parking. Potem nie mógł znaleźć kluczyków i nerwowo przeszukiwał kieszenie płaszcza. W końcu okazało się, że były w torbie, chociaż wcale ich tam nie chował. Kiedy już miał odjeżdżać, przyszła Joanna. Oczywiście wysiadł z auta. Zapalili papierosa, pogawędzili o tym i o owym; Joanna dzwoniła do Karola - to pamiętał doskonale - chyba się umawiali.
"Co ona w nim widzi?" – Pomyślał – "Dojrzała czterdziestka i taki podlotek."
Poczekał aż skończy rozmowę i pocałował ją w policzek, miękki, chłodny, pachnący pudrem i świeżym dymem. Odjechali, każde w swoją stronę. Przypomniał sobie jeszcze, jak w bramie, przesadnie uprzejmym gestem puścił ją przodem. Po drodze kupował chleb, mleko, parę pomidorów i suchą krakowską w plasterkach. Nie, nie krakowską - żywiecką, ale to właściwie to samo. Na schodach obszczekał go pies sąsiadki z parteru, to też pamiętał. Co robił w domu, tego już tak dokładnie nie wiedział. Może już wtedy zaczął znikać? Ale czy można znikać powoli, niepostrzeżenie, tak żeby się człowiek nie zorientował? Raczej nie. Musiało to się stać później, pewnie w nocy, we śnie. Wtedy, przecież nie mógł wiedzieć, co się z nim dzieje. Na pewno chodził do kuchni, dwa razy - żeby się napić i żeby zamknąć okno, bo strasznie wiało. A rano - już go nie było.
Zorientował się po dobrej chwili, trochę przypadkiem. Po prostu nie bolały go plecy. Olaf sypiał na zbyt miękkim materacu. Wiedział, że aby zadbać o swój kręgosłup, powinien mieć twardszy, najlepiej ortopedyczny, ale jakoś nie mógł zebrać się do jego kupna. Poza wszystkim, nie do końca był przekonany, czy warto cokolwiek kupować do wynajmowanego mieszkania. Później, przy wyprowadzce, będzie miał tylko kłopot.
Jeszcze w łóżku, gdy chciał sięgnąć po okulary zauważył, że nie ma rąk. Co gorsza nóg też nie było. Spróbował wstać, jeśli pozycję, w jakiej się znajdował można było nazwać leżeniem. Właściwie, to wcale nie miał kształtu. Zajmował, po prostu, jakiś obręb przestrzeni w prawdę mówiąc dość chaotyczny sposób. Widział sufit, okno przysłonięte drewnianą żaluzją, a zaraz obok komodę i masywną szafę z niedomykającymi się drzwiami. Ściślej, to nie był do końca pewien czy je widział, prędzej miał świadomość, że tam są. Co ciekawe, były wyraźne i nierozmyte, a był przecież bez okularów. Szybko wytłumaczył to sobie brakiem oczu.
Postanowił się, jednak jakoś przemieścić. Okazało się to niezwykle proste. W ułamku sekundy znalazł się w przedpokoju, potem w kuchni i łazience, bynajmniej nie z zamiarem mycia zębów. Wszak ich nie miał.
Z tropu zbiło go tylko jego odbicie w lustrze nad umywalką. Widział siebie, jak co dzień rano, w pełnej krasie, no ale, na Boga, toż to nie mógł być on! Pomyślał chwilę i go olśniło.
"To tylko obraz, rutynowo zapisany gdzieś w pamięci. Proste!"
Skoro z poruszaniem się w mieszkaniu nie miał już problemów, postanowił spróbować czegoś trudniejszego. Wyszedł na korytarz i zszedł na dół. Pech chciał, że w bramie znowu natknął się na sąsiadkę z tym wiecznie ujadającym psem. Ukłonił się pospiesznie i na wszelki wypadek cofnął pod wiszące na ścianie skrzynki na listy. O dziwo zwierzak minął go niewzruszony, merdając tylko, zakręconym jak rogalik ogonkiem.
"Prawda, przecież mnie nie ma." – przypomniał sobie.
Wyszedł. Minął swój samochód, dokładnie tam, gdzie go wczoraj zaparkował, śmietnik i budkę, w której drzemał wąsaty ochroniarz. Przed zamkniętą furtką chwilę się zawahał. Można ją było tylko otworzyć przyciskiem w ścianie, co przy braku palców było niemożliwe.
"Może wyobrażę sobie, że ją otwieram?" – Nie zadziałało.
"To może, że jestem za nią, na przykład w sklepie?"
Niemal w tym samym momencie Olaf znalazł się w pobliskim monopolowym, przed regałem, ciasno zastawionym butelkami piwa.
"A więc to tak!" – Szybko zorientował się, że może bywać w tych miejscach, które miał zapisane w pamięci. Gorzej z działaniem. Korciło go, żeby zwędzić butelkę osiemnastoletniej whisky za dwieście dziewięćdziesiąt, stojącą w szklanej witrynie nad grubym sprzedawcą.
"Dupa Jasio. Nie da się." – Poczuł się zawiedziony.
Wyszedł.
"Żarty, żartami, ale coś z tym trzeba zrobić" – pomyślał.
Dobrze wiedział, że jest w stanie jakoś przeżyć weekend, ale co będzie w poniedziałek. Nie zadzwoni przecież do biura, nie napisze maila.
Postanowił wrócić do mieszkania by poszukać siebie. Jako człowiek twardo stąpający po ziemi, nie wyobrażał sobie, że można tak zniknąć bez śladu. Gdzieś muszą być jego wszystkie części, może nawet on cały. Lepiej by było znaleźć się w jednym kawałku. Wzdrygnął się na samą myśl, że będzie musiał poskładać do kupy te wszystkie żyły, włókna i galaretowate tkanki. Przypomniał sobie historie o uwięzionych czterdzieści dni pod gruzami, zmuszonych pić własny mocz lub pasażerach rozbitego samolotu w Andach, zjadających się po kolei. Do tej pory traktował to abstrakcyjnie, wręcz rozrywkowo, nie spodziewając się, że sam może znaleźć się w podobnej sytuacji.
Zaczął od sypialni, bo tam widział się ostatni raz. Przeszukał szuflady komody, przepastną szafę, pozaglądał do wiszących rzędem koszul i marynarek, zerknął nawet w spodnie, choć akurat to wydało mu się nieco groteskowe. Spojrzał pod łóżko i pod materac. Ani śladu. To samo w łazience i pokoju. Została jeszcze kuchnia. Chodził tam w nocy, więc może zniknął właśnie tu. W lodówce, w szafkach, pod serwetkami w szufladzie, nigdzie go nie było. Zajrzał nawet do zmywarki.
Nagle złapał się za głowę, no może nie dosłownie bo głowa, jak wiadomo pozostawała przy poszukiwanej reszcie. W żadnym z tych miejsc nie mogło go być. Znaczy, jakby nawet był, to by się nie znalazł bo przecież to, co widział było tylko śladem obrazu w umyśle.
Usiadł, załamany, w okolicach kanapy. Nie uśmiechało mu się spędzić reszty życia nie istniejąc, jako niby - duch, unoszący się ponad rzeczywistością, uwięziony w swoich wspomnieniach. Wyobraził sobie, że już nigdy nie poczuje smaku ulubionych potraw, nie zapali papierosa, nie zmarznie ani się nie spoci. Co gorsza, stracił całą przyszłość i teraźniejszość. Nie pozna już nikogo nowego, nie pojedzie tam gdzie go nie było, nie zobaczy już swoich bliskich. To znaczy, on może ich zobaczy, tak jak w filmie lub na starej fotografii, ale oni jego już nie. Co sobie pomyślą? Na pewno będą go szukać. Zaginął bez wieści, ciała nie odnaleziono. Zawsze jak to słyszał, myślał, że ktoś sprytnie dał nogę, uciekł z narzeczonym, został porwany dla okupu lub do burdelu albo, co najwyżej, stracił pamięć. Nie przypuszczał, że może być całkiem inaczej i, że kiedyś spotka to właśnie jego.
A Joanna? Miał cień nadziei, że kiedyś ich drogi się zejdą, że może ta znajomość w końcu wykiełkuje, oczywiście pod warunkiem, że wyrwie się tego chwasta - Karola. Teraz to raczej nic z tego. W najgorszym razie zamieszka u niej. Po prostu. Był tam ze dwa razy, na imieninach, także trafi.
"Ale zaraz, czy wchodziłem do jej sypialni?" – Wytężył pamięć. Chyba zbyt mocno, bo go przeniosło.
Takiej Joanny jeszcze nie widział. Wyglądała jak królowa. Siedziała przy, gustownie zdobionej drobnymi różami toaletce i z lekko pochyloną głową czesała czarne, prawie granatowe włosy. Pod jedwabnym szlafrokiem w japońskie wzory Olaf ze wszystkich sił pragnął dostrzec choć skrawek jej ciała. Bezskutecznie. Szlafrok owszem, widział i teraz, i na tych imieninach. Leżał przewieszony przez oparcie krzesła, albo wisiał w łazience, nie był pewien. Jednakże to, co kryło się pod nim musiało pozostać tajemnicą. W jednej chwili pomysł życia u boku Joanny stracił jakikolwiek sens.
Popatrzył chwilę, poczekał aż skończy makijaż i poszedł za nią do salonu, gdzie kobieta zapaliła papierosa. Stał przy niej, tak jak wczoraj wieczorem, dosłownie centymetr od twarzy, ale nie czuł już tego subtelnego powiewu jej perfum, unoszącego się z dymem ich wspólnej chwili na parkingu.
Joanna wzięła do ręki telefon. Wybrała numer - znowu do Karola. Potem coś długo mówiła, gestykulując przy tym tak mocno, że skrawek popiołu, spadając na podłogę, rozbił się o cudownie koralowe paznokcie. Zaraz potem rzuciła aparatem i wyszła. Już za nią nie szedł, bo niby po co? Został sam, bardziej niż kiedykolwiek, pozbawiony nie tylko ciała, ale i marzeń. Chyba pierwszy raz poczuł, a zaraz potem zrozumiał, co naprawdę znaczy "stracić". Żałował, że wczoraj nie zdecydował się w końcu jej tego powiedzieć. Przecież to raptem cztery banalne słowa. "Zjesz ze mną kolację? ". Od dawna nosił je na końcu języka. Najwyżej by go wyśmiała lub odwróciła się na pięcie, pukając w czoło. Ale nie, nie ona - miała styl i klasę. Nie zostawiłaby go tak. Nigdy przedtem nie znał i już z pewnością nie pozna takiej kobiety. Przez trzydzieści pięć lat swojego, nic niewartego życia, nigdy nikogo nie kochał. Ona była pierwsza.
Joanna wróciła i znowu zaczęła dzwonić. Zerknął jej przez ramię. Wybierała jego numer. Trzy, może cztery razy. Potem napisała "skończyłam z Karolem, zadzwoń, a najlepiej przyjdź".
Dłużej nie mógł na to patrzeć, wrócił do siebie.
W niedzielę rano Olaf otworzył oczy. Przynajmniej tak mu się zdawało, bo wbrew pozorom do końca nie był tego pewien. Niby wszystko się zgadzało. Spojrzał na telefon. Miał trzy, może cztery nieodebrane połączenia i jedną wiadomość. Skrzywił się, sięgając po okulary, bo po nocy, jak zwykle przeraźliwie bolały go plecy.
Ważne: Regulamin | Polityka Prywatności | FAQ
Polecane: | montaż anten Warszawa | montaż anten Warszawa Białołęka | montaż anten Sulejówek | montaż anten Marki | montaż anten Wołomin | montaż anten Warszawa Wawer | montaż anten Radzymin | Hodowla kotów Ragdoll | ragdoll kocięta | ragdoll hodowla kontakt