Dwa kroki do nieśmiertelności - myroslaw
Proza » Fantastyka / Science Fiction » Dwa kroki do nieśmiertelności
A A A
Od autora: Melodramat w otoczce fantastyki. Uwielbiam smutne klimaty. Muzowałam dzieciątku w mroźne noce. Miłośników gatunku zapraszam do lektury. Mam nadzieję, że nie pożałujecie. - Muzaja

            Po długich prośbach dałam się namówić Broxowi i weszłam do jego apartamentu. Kiedyś dawno temu Brox kochał mnie bardzo, ale szybko z chłopca zamienił się w podstarzałego faceta. Tak naprawdę nigdy chyba nie był mężczyzną, ale i tak nie miał u mnie żadnych szans. Później nasze ścieżki rozdzieliły się i dopiero teraz, po paru latach znowu spotkaliśmy się.

            Obecnie miał nade mną przewagę. Praktycznie siedziałam w jego rękach i mógł żądać wszystkiego. Nie spodziewałam się, że będzie na tyle bezczelny. Ale był!

            Apartament Broxa przypominał właściciela. Duży przepych, wiele kosztownych przedmiotów, ale brakowało dobrego smaku.

            Nalał z butelki wina i opowiadając głupotki dotykał mnie od czasu do czasu, nieudolnie a zarazem jakoś tak ordynarnie. Niekiedy uśmiechałam się i nie reagowałam i gdy już myślał, iż złamał moje opory oznajmiłam o odejściu.

-Nie idź – wysapał, odstawił kieliszek i próbował zasłonić drogę. –Możemy jeszcze porozmawiać – cuchnął potem i pożądaniem. Odepchnęłam go. Nie stawiał oporu.

-Więc idź! – Warknął. –Idź sobie. Przecież wiesz, że nie mogę cię zatrzymać.

            Myślał, że jest sprytny i poprzez tanią zagrywkę osiągnie cel. Ale tym razem przegrał. Nacisnęłam klamkę.

-Car! To za mało, co powiedziałaś. Musisz zdobyć więcej informacji. Przejrzyj jego osobisty komputer.

-Spróbuję – mruknęłam.

-Nie próbuj Car! Jeżeli go kochasz zrób to!

 

*

 

            Kochałam Maxa. Bardzo. Już myślałam, że nie będzie dane poznać smaku największej ludzkiej namiętności. Ale spotkałam Maxa i zakochałam się jak zwariowany podlotek. Zerwałam z przeszłością. Przez rok krążyłam niczym sęp, by zauważył. I zauważył. Słyszałam o licznych romansach, tabunach kochanek, ale to nie przeszkadzało. Musiał mnie zauważyć. Chciałam być jedyną a nie jedną z wielu. To mogłam dostać, ale sięgnęłam wyżej. I dopięłam celu. Długo opierałam się delikatnym zalotom. Przyrzekałam, że oddam się Maxowi tylko po ślubie, ale przysięgi kruszały i już na którymś kolejnym spotkaniu otrzymał nieograniczone rozkosze alkowy. Nie umiał się kochać. Jak większość mężczyzn zaspakajał siebie. Nauczyłam go miłości. I zakochał się w nauczycielce.

            Uległam, ale ciąg dalszy mógł być tylko po ślubie. Nie chciałam wielkiego profesora. Chciałam mieć człowieka przy sobie. A że był wielki i sławny? To pomagało niejednokrotnie.

            Poznałam dogłębnie arkana miłości. Byłam kapłanką miłości. Udzielałam lekcji wielu sławnym osobistościom, wielu znakomitych person korzystało z mojego ciała. Osiągnęłam perfekcję drogą doskonalenia i ćwiczeń. W noc poślubną zaprezentowałam się z jak najlepszej strony. Gdyby Max był bardziej praktyczny mógłby się domyślić. Ale wierzył tylko w swoją wielkość. Niczego nie zauważył: dużego wyrobienia, fachowości, rutyny. Nie poznał, że tak mogła się kochać tylko … prostytutka.

-Czym się zajmujesz kochanie? – Spojrzałam w błękitne oczy, jakich nie mogła stworzyć natura. Poznałam w życiu wielu mężczyzn, ale tak niebieskich oczu nie miał żaden. W głos włożyłam dużą dawkę obojętności. Max nie lubił pytań o pracę, irytował się, ale czasami w wyjątkowo dobrym humorze sam zaczynał rozprawiać.

-Powiedz mi Carolin? – Popatrzył na mnie poważnie. –Czy chciałabyś być wiecznie młoda?

-Ale tylko przy … twoim boku – odparłam. Zabrzmiało jak żart, lecz to była prawda. Max zamyślił się. Musiałam atakować. –Powiedz mi? To, o czym piszą gazety jest podobno stekiem bzdur. A naprawdę zajmujesz się czymś innym. Czy to prawda?

-Czy to takie ważne Carolin? – Przygarnął mnie do siebie i objął. Byłam wysoką kobietą, ale w jego przepastnych ramionach ginęłam. –I tak nie zrozumiesz.

-Powiedz tak bym zrozumiała. Często ludzie pytają mnie, a ja nic nie wiem. To wstyd! Wszyscy są tacy ciekawi – pocałowałam go w usta.

-No właśnie. Aż za bardzo. Ten Brox coś się dowiedział. Musiały być jakieś przecieki.

            Drgnęłam. Skąd on o tym wiedział?

-Musiałaś mu coś powiedzieć. Tak się ostatnio kręci koło ciebie.

-Przecież ja nic nie wiem kochanie. A Brox to stary przyjaciel. Wspominamy dawne dzieje.

-W łóżku?

-Chyba nie myślisz, że cię zdradzam?

-Pójść z kimś do łóżka nie jest zdradą.

            Taki był Max i takiego go kochałam. Nie było, co dyskutować. Często w wypowiedziach telewizyjnych też szokował toksycznymi poglądami. Nie chciałam już więcej wypytywać i sądziłam, że nic się nie dowiem, ale nagle Max sięgnął do kieszeni i wyjął mały notesik w czerwonej okładce.

-Wielu chciałoby wiedzieć. Ale nigdy się nie dowiedzą bez tego – potrząsnął notesem w wyciągniętej ku górze ręce. –Bez tego moje obliczenia są niezrozumiale. Dla każdego. Dla twojego Broxa też!

 

*

 

            Broxa spotkałam kilka miesięcy temu na przyjęciu. Wyglądało, że przypadkowo.

-Car! – Wykrzyknął. –Jesteś coraz piękniejsza i coraz młodsza!

            To zadziwiające, ale rozpoznał mnie, mimo że zmieniłam twarz. Przez chwilę zastanawiałam się czy zna moją przeszłość, ale to było niemożliwe. I jeszcze pomyślałam: dobrze, że zostawiłam to samo imię.

-Halo Brox – niestety nie mogłam powiedzieć żadnego komplementu: postarzał się i to bardzo. –Skąd się tu wziąłeś? – Przyjęcia, w których uczestniczyliśmy z Maxem wyróżniały się starannie wyselekcjonowaną listą gości.

-Zupełnie przypadkowo. Ale słyszałem, że jesteś żoną profesora Armando. Wysoko zaszłaś Car! Zawsze w ciebie wierzyłem. I kochałem cię. Pamiętasz Car?

-Tak – mruknęłam niechętnie.

            Kolejne spotkanie nastąpiło tydzień później i jego przypadkowość wydała mi się mocno podejrzana. Brox nagle zastąpił drogę, jakby oczekiwał na moment, kiedy zostanę sama. Nie myliłam się.

            Dałam się zaprosić na drinka. Brox zamówił loże, co wywołało jeszcze większe zdziwienie. A zachowywał się, co najmniej nerwowo. Po kilku ogólnych uwagach przystąpił do … interesu.

-Car, przepraszam cię. Nie chciałem tego, ale zadecydowało, że znaliśmy się, wcześniej. Ja nic nie wiem Car – załamywał dłonie i coraz bardziej się pocił. –Jestem pionkiem, narzędziem, wykonuję tylko rozkazy. Wiesz, że cię kocham, zawsze kochałem. I te sposoby … brzydzę się nimi, ale jestem zaplątany i nie mam wyjścia. Rozumiesz? Każą mi robić, … więc robię. Obejrzyj sobie.

            Drżącą ręką wręczył kopertę. Wyjęłam kilka fotografii. Poznawałam siebie sprzed kilku lat. Skąd oni mają te zdjęcia, pomyślałam, skąd mają pikantne zdjęcia, byłam cały czas obserwowana?

-Skąd to macie – wystękałam zaskoczona.

-Nie wiem Car. Przecież wiesz. Jestem marnym trybikiem.

            Wszystkie fotki barwne, wyraźne. Na wszystkich ja, wyszukane pozycje, moja twarz, moje ciało, nagie, obok mężczyźni, kilku, jakaś grupowa zabawa.

-Car! Musisz im pomóc – przypomniał się Brox.

            Ale nie potrafiłam słuchać. Myślałam: jak oni odkryli, w jaki sposób doszli, że zanim zostałam profesorową sprzedawałam swoje ciało? Wory pieniędzy nie zniszczyły przykrego okresu. Wygrzebali, znaleźli, musieli od dawna obserwować, bo mieli nie tylko zdjęcia, ale nazwiska klientów, odpisy kilkakrotnych zmian nazwiska, adresy chirurgów plastycznych, nawet kopie rachunków. Misterną pracę i finansowy wysiłek zniweczyli w jednej sekundzie.

-Car! Oni wiedzą wszystko. Nawet więcej jak wszystko. Jeżeli nie chcesz stracić męża musisz im pomóc.

            Nie chciałam stracić Maxa. Był dla mnie wszystkim. Stałam się narzędziem w ich rękach. Dotychczas nie interesowałam się pracami Maxa. Kochałam mężczyznę a nie profesora. Dopiero pojawienie się Broxa zmieniło sytuację. Musiałam się zorientować. Miałam dowiedzieć się, nad czym pracuje Max i podkraść trochę wyników – jak to ładnie sformułował Brox.

            Jak dotąd dostarczyłam dwie informacje, z których szefowie Broxa nie mogli być zadowoleni. I nie byli. I tak miałam szczęście, że Brox o wiele bardziej zabiegał o swój interes. Ale musieli coraz bardziej naciskać, bo Brox też stawał się coraz bardziej niecierpliwy.

-I, co Car? Masz coś? Nie możesz zwodzić ich w nieskończoność. Stracą cierpliwość.

-On nie ma żadnego osobistego komputera. Najważniejsze informacje zapisuje w notesie.

-Notesie – powtórzył.

-Tam jest klucz.

-Jeżeli chcesz uratować męża musisz zdobyć notes. Wystarczy jak zrobisz kopie. Zrób to Car. Sytuacja staje się gorąca.

-Postaram się.

-Zrób to! – Powiedział twardo, niemal z groźbą.

-Dobrze.

            Widziałam, że Brox odetchnął, nadeszła, więc kolej by realizować swój prywatny biznes.

-Car! Może … pójdziemy do mnie?

-Spieszę się.

-Tylko na chwilkę – ujął moje ramię.

-Nie chcę Brox.

-Car! Czyżbyś była mu wierna?

-Chyba w to nie wątpisz?

-Ty??? – Zdziwił się.

-Tak! Ja! Z tamtym skończyłam.

-Może to nie jest moja sprawa Car, ale powiedz mi? Dlaczego zostałaś … prostytutką?

            Uśmiechnęłam się smutno. Dlaczego zostałam? Po prostu nie chciałam być biedna. I to wszystko. Ale nic nie odpowiedziałam.

-To na razie Brox. Postaram się coś zrobić. Umawiać się nie będziemy. I tak mnie znajdziesz.

 

*

 

            Odkąd spotkałam Broxa moje życie zmieniło się. Dotychczas żyłam niejako na powierzchni, pławiłam się w przyjemnościach: bale, spotkania, wywiady, radio i telewizja. Nawet nie przypuszczałam, że jest jakaś zagadkowa strona, gorsza, inna, silna, groźna i tajemnicza. Nawet pojawianie się Broxa. Nigdy nikomu nie mówiłam, gdzie idę, często sama błyskawicznie zmieniałam decyzję a on i tak pojawiał się niczym duch. Również inaczej zaczęłam patrzeć na Maxa, ale jego zachowanie zdawało się być normalne. Chwilami chciałam wszystko wyznać, opowiedzieć o męczących spotkaniach z Broxem, ale zaraz przypominałam sobie, co w takim wypadku groziło nam obojgu. Postanowiłam za wszelką cenę ratować nasz związek. Przecież te badania nie są takie ważne dla nas, najważniejsze jest uczucie – tak usprawiedliwiałam się - ale jednocześnie czułam, że postępuję wobec Maxa nielojalnie.

            Z Maxem tworzyliśmy dobraną parę. Nigdy nie pokazywałam jak bardzo zależy mi na nim, a i on zachowywał powściągliwość, ale zgadzaliśmy się we wszystkim. Nawet w szczegółach. Nie było w tym jakichkolwiek ustępstw. Po prostu trafiliśmy na siebie. Nasza miłość nie była wielkimi słowami: na zawsze, wiecznie i tym podobnych. Nie miała w sobie nic z zaborczości ani z zazdrości ani wielkiego porywu namiętności. Była cicha i spokojna, wyrażała się w gestach, zachowaniach, uśmiechach. Na każdym kroku widziałam, że Maxowi zależy na mnie. Często wyjeżdżał na parę dni, ale zawsze dzwonił a jak miał więcej czasu przyjeżdżał.

            Nie miałam okazji podglądnąć notesu. Max nie rozstawał się z marynarką, gdzie w bocznej kieszonce spoczywał. To było w pewien sposób sprytne. W erze chipów, gdy długopis powoli stawał się muzealnym zabytkiem, zapisywanie danych w notesie zakrawało wręcz na dziwactwo i nikt chyba nie podejrzewał wielkiego profesora o taką fanaberię.

            Zamierzałam właśnie opuścić mieszkanie, gdy zobaczyłam na fotelu marynarkę Maxa. On przebywał w łazience. Dzieliły nas trzy pomieszczenia i na pewno usłyszałabym, gdyby wychodził z łazienki. Taka okazja mogła się już nie powtórzyć. Wyjęłam z kieszeni czerwony notes. Przekartkowałam pobieżnie. Więcej jak połowę zapisano malutkimi cyferkami. Nic z tego nie rozumiałam, bo i skąd? Zrobiłam zdjęcia trzech pierwszych stron. Więcej nie zdążyłam. Usłyszałam szmer. Błyskawicznie wrzuciłam notes wraz z telefonem do torebki. Udało się zanim do pokoju wszedł Max.

-Carolin – pocałował mnie w policzek, porwał marynarkę i ubrał. Zastanawiałam się intensywnie jak zwrócić notes i co się stanie, gdy Max sprawdzi, czy znajduje się tam gdzie powinien. Ale na razie na szczęście nie robił tego. –Wybierasz się gdzieś?

-Mam spotkanie ze specem od modern fashion – współpracowałam z bardzo popularnym kobiecym magazynem KKK. Była to raczej jeszcze jedna przyjemność niż praca zarobkowa. Nasze konto gwarantowało luksusowe życie około dwudziestu generacjom Armandów z dowolną liczbą dzieci. Ale czasami z nudów nachodziła ochota i pisałam artykuł bądź przeprowadzałam wywiad z ciekawą osobistością.

-Gdzie?

-W „Continental”

-Jeżeli chcesz to podwiozę cię. A wrócisz taksówką.

-Dobrze – zgodziłam się mając nadzieję podrzucić notes Maxowi gdzieś po drodze. –A ciebie, kiedy mam się spodziewać?

-Nie wiem maleńka. Naprawdę nie wiem. Gdyby się przedłużało, zadzwonię.

            Wsiedliśmy do czarnego mercedesa. Szofer Maxa zasłonił szyby i włączył klimatyzację. Wnętrze wozu wypełnił przyjemny chłód. Max otworzył barek.

-Napijesz się Carolin?

            Kiwnęłam głową.

-Masz jakieś kłopoty – spytałam, gdy wrzucał kostki lodu do drinka.

-Nie. Dlaczego pytasz? – Nie zauważyłam gwałtowniejszego poruszenia. Żaden grymas nie zdradził, że tak jest. Pomyślałam, że zamieszanie wokół prac Maxa to przykrywka wysiłków Broxa by wciągnąć mnie do łóżka.

-Wydawało mi się, że coś cię gnębi.

-Tak. Mam trochę kłopotów, … ale to nic poważnego. Kłopoty też są potrzebne w życiu – roześmiał się sztucznie. –Myślę, że szybko się skończą i wszystko będzie dobrze. Ale ty Carolin nie przejmuj się. To są tylko i wyłącznie moje kłopoty.

            A jednak! A już się łudziłam! Niepotrzebnie powiedział. Może wtedy inaczej bym się zachowała. Również nie miałam okazji zwrócić notesu. Gdy wysiadałam przed hotelem, nadal spoczywał w torebce.

 

*

 

            Usiadłam przy barku. Usłużny barman momentalnie postawił lampkę campari. Byłam częstym gościem i znał moje upodobania. Oczywiście nie przyjechałam spotykać się z kimkolwiek. Wywiad z faciem od mody ukazał się miesiąc wcześniej.

            Myślałam o Maxie. Nie chciałam go stracić. Czułam, że wokół nas krąży realne zło. I brałam w tym czynny udział. Nie wiedziałam tylko na korzyść, czy nie na korzyść.

-Witaj Car – usłyszałam szept. Odwróciłam głowę. Brox. To zadziwiające, ale on zawsze pojawiał się, gdy miałam informacje dla niego. Jakby oni wiedzieli. Ale przecież nie mogli wiedzieć. Skąd mogli widzieć, że właśnie dzisiaj zdobyłam zdjęcia? Nawet wizyta w „Continetal” była zupełnie przypadkowa. Decyzję podjęłam zaskakując siebie. Wyglądało, że każdy krok śledzono.

-Campari – wskazał na lampkę.

-To … też … oni wiedzą?

-Och Car. Oni wiedzą wszystko. Wszystko – delektował się prozaicznym słowem.

            Pomyślałam, że może wiedzą wszystko, ale co jest w czerwonym notesie Maxa nie.

-Masz coś dla mnie – spytała Brox.

-Zrobiłam zdjęcia trzech pierwszych stron.

-Tylko tyle? – Rozczarował się.

-A ty myślisz, że notes leży na stole w kuchni? On się z nim nie rozstaje. Ale dostarczę wszystkie.

-No dobrze. Daj mi, ale nie teraz i nie tutaj – powiedział widząc, że sięgam do torebki – Sprawy się trochę skomplikowały – Brox wstał a ja za nim. Był niższy o pół głowy, miał pokaźny brzuszek i głowę pozbawioną włosów.

-Co się stało Brox?

-Pojedziemy do mnie. Mam ci coś ważnego do powiedzenia – ulokował rękę na moim biodrze. Dużą i mięsistą. Czułam jak drży. Mało się nie oślinił z pożądania. Ten nieznaczny gest narobił wiele zamieszania w jego rozporku.

-Brox!

-Car! Ja naprawdę mam ci coś ważnego do powiedzenia – nacisnął rękę i przysunął mnie do siebie. Poczułam woń potu przedzierającą się poprzez kosztowną wodę kolońską. Aaaa … to … Car. Wiesz, jak bardzo cię kocham … i pragnę … Car!?

            Pomyślałam, że nadszedł czas zapłaty: za okropne życie takie a nie inne, za cudowną miłość, za oszukiwanie Maxa, za wszystko. Czułam osłabienie, po którym snuł się dołujący żal, gdy szłam za Broxem.

-Czy wiesz, co teraz robi twój mąż? – Spytał Brox, gdy taksówka wiozła nas do jego apartamentu. Pytanie było wyraźnie tendencyjne, ale przecież Max nie pojechał mnie zdradzać. Czasami wydawało mi się, że mnie zdradza, że idzie na randkę z prowincjonalną gąską zauroczoną sławnym profesorem. Nawet gdyby tak było nie umiałabym z tym walczyć. Mogłabym tylko odejść, ale tego nie chciałam. Zresztą wszystko to było przywidzeniem i wyobrażeniem. Nigdy nie przyłapałam Maxa na zdradzie, więc uwagę Broxa zmilczałam.

            Pierwszy raz miałam zdradzać Maxa. I to z jego wrogiem, bo Brox do przyjaciół na pewno się nie zaliczał. Podwójny smak zwycięstwa? Perfidia czy chęć ratowania małżeństwa? Czułam się fatalnie.

-Nie bój się Car. Nic nie powiem. Wiesz, że potrafię milczeć. Zawsze cię kochałem. I będę kochał. Wiesz, że zawsze możesz przyjść do mnie i postaram się pomóc – kadził czując bliski sukces.

            Już za chwilę zamkną się drzwi i stanie się. Brox pulchnymi spoconymi rękami rozbierze mnie a później. Ze zdenerwowania nie mógł trafić kluczem w zamek. Wreszcie udało się. Zastanawiałam się, w jaki sposób zabierze się do dzieła. Zamknął drzwi i przygarnął mnie do siebie. Ma krzepę. Nie ma, co?

-Zaczekaj Brox. Obiecaj, że Maxowi nic się nie stanie. Nic mu nie zrobicie.

-Oczywiście – charczał, ale nie myślał nad odpowiedzią. Usłyszał pytanie, chciałam potwierdzenia, więc potwierdził. Usiłowałam się usprawiedliwić: chcę ratować Maxa, pójść z kimś do łóżka nie jest zdradą. Nic nie pomagało. Leżałam i nie uczestniczyłam w misterium Broxa. Dla mnie przykry zabieg. Słyszałam sapanie Broxa, czułam rozlane cielsko i pieszczoty, które nie sprawiały żadnej przyjemności.

 

*

 

            Wracałam do domu taksówką. Zastanawiałam się nad tym, co powiedział Brox. Czy wymyślił bajeczkę w wiadomym celu, czy powiało prawdą? Otóż na arenie walki pojawił się demoniczny przeciwnik nieskory do żartów, ale skuteczny i bezlitosny. Z Broxa słów wysnułam właściwy wniosek: muszę jak najszybciej dostarczyć zawartość notesu a wówczas wszystko ułoży się dobrze. Gdyby biedaczek wiedział, że notes leżał tak blisko niego przez cały wieczór?

            Dolatująca przyjemna muzyka została nagle przerwana i zaczęto podawać poranne wiadomości. Byliśmy w połowie drogi do domu, gdy padły słowa: dzisiaj w godzinach rannych znaleziono zwłoki znanego profesora Maxymiliana Armando. Policja nie podała dotychczas żadnych informacji na ten temat. Profesor Armando był …

            Zacisnęłam mocno ręce. To nie mogła być prawda. Jakaś pomyłka! To nie mogła być prawda! Zdusiłam w sobie rodzący się płacz. Więc gdy ja … oni go … zamordowali. Brox. Obiecał. To nie mogła być prawda.

-Co się stało proszę pani – spytał kierowca.

            Odwróciłam głowę, by nie widział zbierających się w oczach łez. Ale już po chwili uspokoiłam się. Jakby zapadła we mnie stalowa kurtyna odcinając ból od rzeczywistości. Cierpiałam, bardzo cierpiałam, ale wewnątrz bez ujawniania się na zewnątrz. Ból płonął we mnie i nastawiał agresywnie do wszystkich. Niczym zawodowy morderca przygotowywałam plan postępowania.

            Wysiadając z samochodu zobaczyłam zniszczenia w okolicach naszego domu i w budynku. Wyglądało jakby przez ogród przeszła trąba powietrzna. Wszystkie kwiaty, rabaty, krzewy i drzewka połamano. Trawniki zryto. W budynku widziałam powybijane szyby, całą elewację podziurawiono, nawet zdarto część dachu. Z przerażeniem patrzyłam na obraz kataklizmu zastanawiając się, kto to zrobił i w jakim celu.      

            Drogę do bramki zastąpił umundurowany policjant.

-Ja tu mieszkam. Moje nazwisko Armando.

            Odwrócił się i przez telefon z kimś rozmawiał. Po chwili otworzył bramę i wpuścił mnie do środka.

            Wnętrze mieszkania przedstawiało żałosny widok. Ściany zdrapano do tynku, zdarto parkiety, meble porozbijano i porozdzierano, dywany pocięto nawet kwiaty wyjęto z donic a ziemię wytrząśnięto na podłogę.

-Pani Armando? - Z zadumy wyrwał głos. Mężczyzna siedział na resztkach fotela i przeglądał papiery. –Moje nazwisko Cooleman. Kapitan Cooleman. Będę prowadził śledztwo w sprawie pani męża – miał około czterdziestu lat, masywne ramiona i pozbawioną wyrazu twarz. Jego oczy przypominały guziki, błyszczące, ale bez jakiegokolwiek ludzkiego uczucia.

-Jak to się stało? Gdzie on jest? – Spytałam.

-Nic na razie nie wiemy. Jak brzmiało pani pierwsze prawdziwe nazwisko?

-Shapiro.

-Tak. Carolin Shapiro. Urodzona … ukończyła studia … - monotonnie czytał nudny życiorys. –Czy mąż wiedział, że była pani prostytutką?

-Wydaje mi się …

-Proszę odpowiadać na pytania – przerwał spokojnie, ale z siłą i posłuchałam.

-Nie.

-Gdzie pani była w nocy?

-Spotkałam starego przyjaciela.

            Uśmiechnął się pod nosem.

-Dobrze. Mam prośbę a właściwie jest to … polecenie. Proszę niczego nie przekazywać mediom. Żadnych informacji. Na razie. Po prostu, dlatego że jeszcze nic nie wiemy. Odszedł sławny człowiek. Sama pani wie, co te hieny dziennikarze potrafią zrobić. A teraz pojedziemy i zidentyfikuje pani zwłoki.

            W samochodzie milczeliśmy. To zadziwiające, ale nie interesowało mnie, w jakich okolicznościach zginął Max, gdzie znaleziono ciało, czy zastrzelono go czy też został uśmiercony w inny sposób. Jakby ta sprawa już nie istniała. Dotarł fakt śmierci i nic już więcej nie chciałam wiedzieć.

            Weszliśmy do szarego budynku. Mężczyzna w białym fartuchu zaprowadził nas do pustego pomieszczenia, w którym panowała złowroga cisza. Podeszliśmy do ściany, mężczyzna nacisnął guzik i wysunął się stół, na którym leżała ludzka postać przykryta białym prześcieradłem.

            Nic nie odczuwałam. Ani strachu ani bólu, jakby wyprano mnie z wszelkich ludzkich uczuć. Facet uniósł prześcieradło. Spojrzałam na twarz i spotkałam się z zimnym spojrzeniem, jakiego Max na pewno nie miał. Przeniknął mnie dreszcz.

-Czemu ma otwarte oczy – spytałam zaskoczona.

-Ooo … to … taki … nieważny szczegół – rzekł obojętnie kapitan Cooleman. –Czy to są zwłoki pani męża Maxymiliana Armando?

-Tak. To on!

 

*

 

            Wyszliśmy z prosektorium. Owiało mnie świeże nasączone słońcem powietrze i jakbym poczuła się lepiej. Ale to było tylko złudzenie, bo właśnie wtedy zasłabłam. Czułam, że tracę siły i czucie. Miałam tego świadomość, ale nie potrafiłam opanować. Zdążyłam jeszcze złapać za ramię kapitana. Gdyby nie podtrzymał mnie, upadłabym na bruk.

            Później nie wiem, co się ze mną działo. Chwilami docierały głosy i obrazy z zewnątrz: słowa, strzępy zdań, zamazana twarz, dziwny przedmiot. A poprzez migawki toczącego się wokół mnie życia, wewnątrz przesuwały się obrazy. Mała zagubiona dziewczynka, z której wszyscy się śmieją, popychają i potrącają. Bita przez ojca i wiecznie wrzeszczącą matkę, od której często dolatywał zapach alkoholu. Już wówczas mała dziewczynka postanowiła zmienić przykre życie w przyszłości, wyrwać ze środowiska. Dziewczynka zmieniła się w panienkę, ładną, o czym mówiły spojrzenia chłopaków i wiele propozycji. Pierwsze próby zmiany życia kończą się fiaskiem. Nieudany start do kariery filmowej, niepowodzenia przy zdjęciach na modelkę. Drobny incydent zaważył, że stała się tym, kim była. Rozpoczęło się nocne życie na pozór łatwe w rzeczywistości przykre i przygnębiające. Aż do spotkania Maxa.

            Max! Dla niego panienka lekkich obyczajów zmieniła się diametralnie. Czy ktoś uwierzyłby w wewnętrzną przemianę? Nie. Panienka musiała zmienić zewnętrzną otoczkę. Udało się. W pewnym sensie. Ale Maxa zdobyła. Max. Rozpoczęły się słoneczne karty życia. Życia domowego, życia dla ukochanego mężczyzny, życia z ukochanym mężczyzną. Życia z przyszłością i zupełnie inne. Tak inne, że aż niemożliwe, że aż czasami panienka bała się złego końca.

            I w sielskie obrazki wepchała się nagle twarz Broxa. A później zapadły mroczne ciemności.

-Zemdlała pani, ale już wszystko w porządku – powiedział starszy pan w okularach, gdy otworzyłam oczy. –Niech pani jeszcze poleży troszkę i może wracać do domu. Gdyby coś się działo proszę dać znać.

 

*

 

            Nie mogłam mieszkać w domu. Wynajęłam apartament w „Continental”. Sprawdziłam czerwony notes Maxa. Leżał obojętnie obok kosmetyków. Sprawdziłam też jeszcze coś innego. Malutki pistolet wyglądający jak zapalniczka. Zaraz na początku naszego małżeństwa Max wręczył go. Na co, spytałam zdziwiona. Może się przydać, odparł. Teraz wiedziałam, że przyda się. Na początek umówiłam się z Broxem.

            Gdy tylko zamknęły się drzwi jego apartamentu, wyjęłam pistolet i wycelowałam w brzuch. Przestraszył się.

-Zginiesz. Zabiłeś Maxa – powiedziałam. Było to absurdalne podejrzenie, bo tak się złożyło, że w czasie, kiedy mordowano Maxa spędzałam z nim. Ale on reprezentował ludzi, którzy maczali palce w śmierci Maxa. I o nich mi chodziło.

-Uspokój się Car. Proszę cię. Nic o tym nie wiem. To nie nasza sprawka.

-To wy. To na pewno wy – powtarzałam uparcie.

-Car – błagał. –Uwierz mi. Nigdy cię nie okłamałem.

-Mówiłeś zawsze to, co ci kazali. Teraz powiedz więcej. Max zginął, bo przekazałeś im informację o notesie?

-Car! Oni nie mieli powodów go zabijać.

-Odpowiedz.

-Oni nie mieli powodów zabijać.

-Ciągle mówisz „oni”. Jacy „oni”? Kto to jest? – Dotychczas za bardzo nie interesowałam się mocodawcami Broxa.

-Nie wiem Car. Każą mi robić, robię, biorę pieniądze i to wszystko. Nawet nie chcę nic wiedzieć. Po ciekawskich wszelki ślad ginie.

            Nadal celowałam w niego, ale uspokajał się i krok po kroku zbliżał w moim kierunku.

-Zrozum Car. Oni nie mieli powodów by zabijać twojego męża. On dla nich pracował. Przecież wiesz. Tak mi przykro Car – ostrożnie wyjął pistolet z dłoni, posadził w fotelu i wręczył szklankę z sokiem. Trochę ochłonęłam.

-Powiedz mi Brox. Proszę cię. Powiedz – poprosiłam, gdy już siedzieliśmy obok siebie niczym para dobrych znajomych.

-Dobrze Car. Powiem ci, co wiem – przysunął się bliżej i poczułam jak bardzo jest podniecony. Aż sapał. Ale chciałam wiedzieć, więc kiedy dotknął uda zdjęłam rękę.

-Najpierw powiedz. Później …

-Nie wiem dużo Car.

-Ostatnio pytał mnie, czy chciałabym być wiecznie młoda. Czyyy…

-Wieczna młodość. Odwieczne marzenie człowieka. Otóż z tego, co wiem, twój mąż wyodrębnił kawałek przestrzeni, w której proces starzenia został zahamowany. Słyszałem, że około dziesięciu razy, ale może tak być, że na zawsze. Gdyby taką przestrzeń wprowadzić na całej ziemi, … więc rozumiesz. Ale przecież nie o to chodzi. Przywileje są dla wybranych. Nie dla wszystkich. I o to toczyła się walka a chyba dopiero zaczęła tak naprawdę.

-Ale, dlaczego zginął?

            Brox bezradnie rozłożył ręce.

-Powiedz mi? Dla kogo ty pracujesz?

-Ja naprawdę nie wiem Car. Uwierz mi – ponownie położył rękę na moim udzie. Czułam niesamowite drżenie, gdy przesuwał wyżej. Nie oponowałam. Zamknęłam oczy. Nie takich klientów miałam.

            Gdy wychodziłam Brox rzekł:

-Car! Wiem, że udawałaś, ale robisz to znakomicie. Cały czas wiedziałem Car, że jesteś … byłaś prostytutką. Często chciałem iść do ciebie, ale wstydziłem się Car!. Zawsze cię kochałem. Mimo wszystko. I kocham. Nie śmiem prosić, ale może … zostaniesz ze mną? Car?

            Otworzyłam drzwi i wyszłam.

 

*

 

            Moje zachowanie: wyrachowane i opanowane wskazywało, że ze śmiercią Maxa szybko się pogodziłam. Ale tak nie było. Tak wyglądało na zewnątrz. Wewnątrz cały czas myślałam o Maxie i jeżeli człowiek ma duszę moja wyła z bólu. Ale te dwa żywioły jakby ktoś oddzielił grubym murem. Patrząc na mnie, słuchając, co mówię, robię, nikt nie podejrzewałby, że cokolwiek przeżywam. Ale takie zachowanie wyniknęło niezależnie ode mnie. Zastanawiałam się, czy to ja byłam bezpośrednią przyczyną śmierci Maxa. Biorąc notes nacisnęłam spust wycelowanego w niego pistoletu. Może jechał na spotkanie, by przekazać notes?. I co będzie, gdy odkryją, że notes mam ja? Przecież Brox przekazał im, że wiem o notesie. Przejrzałam notes, ale zawierał niezrozumiałe dla mnie informacje, głównie maczek cyferek.

            Nieśmiertelność? Więc o to chodziło? Więc stąd pytanie Maxa. Ale czemu nic nie powiedział? Ukochanej osobie nie zdradził? A może czując niebezpieczeństwo chciał mnie osłonić? Nie było innego rozwiązania. Nie mogło być. Nie interesowała mnie żadna nieśmiertelność. Nie chciałam nawet w to wierzyć. Proces starzenia zahamowany. Bzdura. Nawet gdyby tak było, bez Maxa wszystko stało się nieważne.

            Najgorsze, że byłam sama. Nie miałam nikogo, z kim mogłabym porozmawiać. Został jedynie Brox, ale chciał jednego. I wiedział tak mało. I jeszcze chciałam go zabić. Ale to tak niewiele znaczyło. Gdy się jest na dnie, problemy nabierają nowego wymiaru

            Był już podobny okres w smutnym życiu, że stałam na krawędzi. I wtedy podjęłam decyzję: muszę to zmienić. Wówczas udało się. Teraz nie mogłam podjąć żadnej decyzji. Nie chciałam. Nie miałam siły. Przekroczyłam krawędź i brnęłam dalej. Nie miałam drogi odwrotu tylko, dlatego, że nie miałam, dla kogo tego zrobić. Gdy myślałam o dniu jutrzejszym nie widziałam niczego. Śmiać mi się chciało na wspomnienie o nieśmiertelności. Nieśmiertelność! Pusty, ironiczny grymas pojawił się na mojej twarzy. Nie miałam ochoty żyć ani godziny dłużej.

 

*

 

            Kapitan Cooleman zadzwonił rano i poprosił bym zgłosiła się na … rozmowę. W pięć minut później zjawił się mężczyzna i oznajmił, iż przysłał go kapitan i będzie miał przyjemność zawieść mnie na komisariat.

            Gabinet Coolemana przytłaczał, potęgował zagubienie, osamotnienie i strach. I chyba o to chodziło.

-Pani mąż został zastrzelony – powiedział. –Zwłoki znaleziono pod północnym mostem wylotowym z miasta. Ci ludzi, którzy go zabili czegoś szukali. Nie domyśla się pani, czego? – Popatrzył w moje oczy jakby tam usiłował znaleźć odpowiedź.

-Nie.

-Może ktoś ostatnio kręcił się wokół pani męża? Podejrzane listy, telefony z pogróżkami, coś niezwykłego bądź dziwnego?

-Nie zauważyłam.

-Proszę opowiedzieć jak wyglądało wasze ostatnie spotkanie.

            W miarę dokładnie przekazałam pomijając jedynie incydent z notesem.

-Więc mąż wybierał się na spotkanie? I mówił o kłopotach?

-Tak.

-Czy był zdenerwowany to znaczy inaczej zachowywał się jak zazwyczaj?

-Nie. Raczej nie.

            Czekałam na pytania związane z Broxem, ale Cooleman pomijał je jakby zapomniał. Ale tak nie mogło być. Przecież Brox był moim alibi, chociaż podejrzewanie mnie o morderstwo wydawało się, co najmniej niepoważne. Czy szukając notesu musieli mordować Maxa? Mogli użyć go, jako zamiennika. Max za notes. A może posądzili go, że zniszczył notes? Ale znowu czy mógłby zniszczyć tak wspaniałe odkrycie? Rozmowa z kapitanem nasunęła tysiące pytań i wątpliwości. Najgorsze, że nie wiedziałam, czego chcę. Czy znaleźć morderców Maxa i … zemścić się? Nie wiedziałam.

-Czy pani wie, nad czym pracował mąż?

-Powiem szczerze, że nigdy nie interesowałam się jego pracami. Max nie lubił rozmów na ten temat, mnie nie interesowało, więc nie mieszaliśmy tych spraw.

-Mam pani wierzyć – Cooleman uśmiechnął się i pierwszy raz zobaczyłam w nim coś ludzkiego. Dotychczas przypomniał obłąkaną maszynę policyjną cedzącą pytania.

-Czy ma pan inne wyjście?

-Sądzę, że wie pani, czego szukali mordercy męża. Dlaczego pani nie chce nam pomóc? To by w znacznym stopniu ułatwiło ich znalezienie.

            On miał rację. Już chciałam powiedzieć, ale coś mnie powstrzymało. Chyba nieoczekiwana metamorfoza z urzędnika w człowieka. A może coś innego? W każdym razie wewnętrzny głos powiedział: masz jeszcze czas.

-Przykro mi, ale nie wiem. Chciałabym pomóc, ale …

-Na razie dziękuję pani.

 

*

 

            Usiadłam przy barku w obecnym domu. Oczywiście postawiono momentalnie lampkę ze złocistą campari. Zastanawiałam się, czy pojawi się Brox. Ostatnio właśnie tak się zjawił. Rozejrzałam się, ale nie zauważyłam niczego podejrzanego. Barman czyścił kieliszki. Kilku gości siedziało przy stolikach i rozmawiali. Byłam właśnie po lekturze prasy. Nie znalazłam żadnych informacji o śmierci Maxa, krzyczących tytułów. Nic. Jedynie w wiadomościach wieczornych na drugiej stronie małym druczkiem powtórzono informację z radia. I nic więcej. Złowroga cisza. Coś w tym musiało być.

-Carolin Armando?

            Odwróciłam głowę. Mężczyzna, który wypowiedział moje nazwisko mógł mieć trzydzieści pięć lat. Według ogólnie przyjętych kanonów był przystojny. Był bardzo przystojny. I zdawał się być piekielnie męski – to, co prawdziwe kobiety tak bardzo uwielbiają u mężczyzn. Ale tylko rejestrowałam bez żadnych emocji.

-Czy my się znamy – spytałam.

-Pani mnie nie zna. Ale ja ciebie znam Carolin. Współpracowałem z twoim mężem … z Maxem. Dużo mi opowiadał o tobie.

-Tak? – Znałam kilku współpracowników Maxa, ale jego twarzy nie mogłam sobie przypomnieć. A była tak charakterystyczna. –Nie przypominam sobie.

-Oczywiście Carolin. Nie gościłem u was w domu. Byłem współpracownikiem Maxa z ramienia rządu.

-Rządu?

-Mam na imię Tom. Tak. Rządu. Wiem, że Max nie wtajemniczał cię w swoje prace, więc nie dziw się. Jego prace miały charakter specjalny i były priorytetowe dla rządu.

-Tak? – Grałam słodką idiotkę.

-Nasz rząd ubolewa z powodu tego, co się stało. Mam nadzieję, że szybko znajdą winnych tego mordu. Ale …

-Tak???

- … życie nadal się toczy. Ludzie umierają …

-Rozumiem Tom. Oszczędź słodkich banałów.

-Carolin. Jesteś rozsądną dziewczyną. Powiem, więc krótko. Ja wiem, że ty masz coś, co jest nam potrzebne. Twój mąż pracując część wyników … zapisywał. Wyobrażasz sobie? Zapisywał w notesie. Cóż za nostalgia za starocią? Zapisywał długopisem. W notesie. I my bez tych zapisków nie możemy iść dalej. Rozumiesz? Ten notes jest bardzo ważny i …

-Kontynuuj Tom.

-To wszystko Carolin. Ty masz notes, a jeżeli nawet nie, to wiesz gdzie jest. Zwrócisz nam notes a my zapłacimy ci. Zostawimy wszystko, co masz. Forsy starczy na cztery życia. Będziesz się pławić do końca dni w luksusach niczym królowa.

-Tom! Ileż zostało mi tego życia? Dwadzieścia a może pięćdziesiąt lat. Proponujesz mi tak mało, … gdy mój mąż wymyślił taką cudowną rzecz – zakończyłam eufemistycznie patrząc w przyjazną twarz. Zmieszał się trochę.

-A, więc jednak wiesz? – Zdziwił się.

 

*

 

            To musiała być prawda. Nieśmiertelność. Więc mój Max wymyślił to. Kawałek przestrzeni, w której zahamowano proces starzenia. Nigdy nie zastanawiałam się czy chciałabym być wiecznie młoda. Życie przedłużone dziesięć razy a może i więcej. Nie. Raczej mniej. Około tysiąc lat życia. Nęcące. Ale nie dla mnie. Miałam już dość życia.

            Wieczorem zadzwonił Brox i poprosił o spotkanie w odległym hoteliku na peryferiach miasta. Nie miałam zbytniej ochoty na wyjazd i towarzystwo Broxa, ale nalegał, mówił o grożącym niebezpieczeństwie i obiecał cenne informacje. Odparłam żeby zaczekał.

-Car. Musisz uważać – wyszeptał z przejęciem, gdy już siedzieliśmy w małym pokoiku na ostatnim piętrze pustego hoteliku. –Oni wiedzą o notesie. I podejrzewają, że ty go masz. Oni są nieobliczalni. To potwory Car.

            Przypomniałam sobie zniszczenia domu i okolic. Brox miał rację.

-Co radzisz?

-Jeżeli masz notes oddaj im.

-Przypuśćmy, że tak zrobię. I co dalej?

-Nic. Zostawią ci to, co masz i będziesz mogła normalnie żyć. Oni nie wiedzą, że ty wiesz, nad czym pracował twój mąż.

-A, jeżeli wiedzą? Jeżeli będę dla nich niewygodnym świadkiem? – Uśmiechnęłam się na wspomnienie wyrazu twarzy Toma.

-Musisz im zaufać.

-Max im zaufał – powiedziałam, ale Brox nie zareagował. –Brox. Jest policja. Musisz mi pomóc. Jest sprawiedliwość. Chcę zemsty. Chcę by ludzie odpowiedzialni za śmierć Maxa ponieśli karę. Rozumiesz? Ty musisz mi pomóc.

            Roześmiał się.

-Dziecinko. Car! Nie zdążysz nawet kroku zrobić. Policja? Car! Nie wiesz jeszcze jednego. Ale muszę ci powiedzieć. Żyłaś z …klonem. Twój mąż był tylko klonem. Rozumiesz? Klonem. Prawdziwy profesor gdzieś tam żyje w więzieniu a może i nie.

-Kłamiesz – wyszeptałam.

-Nie. Ty wiesz o tym.

            A więc to była prawda. Wówczas w kostnicy nie uległam przywidzeniu. Leżący trup nie był Maxem. Więc Max żył. Ale to myślała ta druga.

-Ich jest więcej. Być może zmieniali się.

-Kłamiesz Brox.

-Sądzę, że domyślałaś się Car. Wszystko było z góry ułożone. Ty Car im najbardziej pasowałaś na żonę. Twoja przeszłość zadecydowała. Jego każdy krok był planowany i kontrolowany. Wszystko. Ty miałaś spełniać rolę, którą spełniałaś. Piękna i pusta żona dla mediów.

-To niemożliwe. Kłamiesz – wyszeptałam spieczonymi wargami.

-To prawda Car. Jesteśmy tylko trybikami, marnymi pacynkami a sznurki sięgają nie wiadomo gdzie i nie wiadomo, kto nimi porusza. Zastanawia mnie tylko jedno Car! Jak mogłaś pokochać takiego … stwora, sztucznego twora, który na pewno nie wiedział, co to jest miłość? Car! Car!!! – Zawołał. –Na litość, bo …

            Nie zdążył dokończyć. Wyjęłam pistolet. Już pierwsza kula zamknęła usta, ale ja wpakowałam w niego wszystkie, po czym spokojnie opuściłam hotelik.

 

*

 

            Obudziłam się wypoczęta i bojowo nastawiona do istniejącej rzeczywistości. Po zastrzeleniu Broxa w dniu poprzednim wyszłam z hotelu, wróciłam do siebie i położyłam się spać. Dzień nasączony nowymi wrażeniami, więc szybko zasnęłam. Teraz leżąc w łóżku myślałam o wszystkim a właściwie o jednym. Max żył. Więc wówczas nie pomyliłam się. Zwłoki nie były ciałem Maxa. Ta sama twarz, niemal kopia, ale oczy, … więc oni chcieli sprawdzić czy poznam.

            Ich jest więcej, zmieniali się, wróciły słowa, Broxa. Na pewno nie. Na pewno nie zmieniali się. Max był jedyny. Nawet, jako klon był jedyny. I żył. Nadal żył. To było najważniejsze. I Max kochał mnie. Mimo wszystko. Brox pomylił się. Zapłacił za to najwyższą cenę. Nie będzie dla niego nieśmiertelności. Nie będzie nawet życia do późnej starości.

            Zamówiłam śniadanie i poranną prasę. Znalazłam notkę o śmierci Broxa. Krótka wzmianka, że znaleziono go martwego i prawdopodobnie padł ofiarą porachunków między organizacjami terrorystycznymi, gdyż jak podano poszukiwany był za tego typu działalność. Nie czułam strachu z powodu zabójstwa Broxa. Taka wiadomość była pewnym przeczuciem – tak cały czas myślałam i to się spełniło.

            Zastanawiałam się czy kapitan Cooleman jest z nimi. Jeżeli sprawdzali moją reakcję w kostnicy to musiał być z nimi. A może nie sprawdzali? Może było to dla nich obojętne?

            Popołudniem przyszedł Tom. Uśmiechał się ciepło.

-Carolin. Chciałbym z tobą porozmawiać poważnie. Więc wiesz, nad czym pracował twój mąż. To prawda. Otóż okazało się, że proces starzenia i śmierć powoduje pewien składnik powietrza, o którym do tej pory nauka nie miała pojęcia. Jego zawartość w powietrzu jest śladowa i zmienna, dlatego trudna do wykrycia, ale nawet niewielka dawka wdychana każdego dnia dostaje się do krwi i zatruwa organizm powodując obumieranie komórek i starzenie no i w konsekwencji zgon. Więc wystarczyłoby go wyeliminować ze składu powietrza i człowiek byłby wiecznie młody. Ale okazało się, że nie jest to takie proste. Twój mąż osiągnął cel. Mamy metr sześcienny przestrzeni wypełniony powietrzem bez myrosa, – bo tak nazwaliśmy roboczo ten gaz. Powietrze bez myrosa nie powoduje starzenia u żadnych organizmów żywych. Ale ileż można oddychać metrem sześciennym powietrza? To musi być ciągła produkcja. Zresztą Carolin, co ja cię będę zanudzał szczegółami technicznymi. Doskonale rozumiesz, o co chodzi. A obliczenia są w notesie twojego męża.

            Zaczerpnął powietrza. Jeszcze zatrutego śmiertelnością.

-Carolin! Taka przestrzeń wypełniona czystym powietrzem to jak komora hibernacyjna z tą różnicą, że będzie można w niej, długo żyć kontrolując i zarządzając normalnym światem. Carolin! Jeżeli pomożesz nam, też pozwolimy uczestniczyć ci w tym wiekopomnym eksperymencie. Jesteś śliczną kobietą. Carolin? Zbudujemy miasto zamknięte. Dla nas wiecznie młodych. Nieśmiertelnych, równych bogu. Wyobrażasz to sobie?

-I, co będziemy robić Tom? Zanudzimy się na śmierć.

-Carolin? Jest tyle przyjemności. Chociażby wypady w świat, w którym króluje bezwzględny jak się wszystkim wydaje czas i sieje zniszczenie. Wypady na staruszkę ziemię w skafandrach czasowych. Wyobrażasz sobie oglądanie zmian, ruin, umierania. Wreszcie ruszymy ku gwiazdom. Odkrycia. Przed nami cały wszechświat. Carolin!?

            Ja wam dam notes a następnego dnia znajdą moje martwe ciało pod południowym mostem wylotowym z miasta, pod południowym dla symetrii pomyślałam, ale nie powiedziałam tego.

-Max był … klonem? – Spytałam nieoczekiwanie. Tym razem nie zaskoczyłam go. Musiał być przygotowany.

-Kto ci powiedział – rzekł spokojnie. –Aha. Brox. On zawsze za dużo mówił. Dobrze, że ci … terroryści zastrzelili go – uśmiechnął się i popatrzył na mnie znacząco. –Tak. To prawda.

-Opowiedz mi. Dlaczego puściliście go na wolność? Przecież mógł dla was pracować gdzieś w podziemiach.

-To nie jest takie proste. Prawdziwy profesor – uśmiechnął się – no, nie ważne, co się z nim stało. Nie chciał z nami współpracować, więc został po nim jedynie genialny mózg, który mógł nadal funkcjonować i kontynuować przerwane prace. Zaczęliśmy klonować nosicieli mózgu, ale zazwyczaj nie udawało się. Dopiero twój mąż był pełnym sukcesem. I kontynuował wielkie dzieło. Pytasz, dlaczego był wolny? To nie jest takie proste powiedzieć człowiekowi: słuchaj, jesteś klonem zostałeś wyhodowany w ciągu kilku miesięcy teraz musisz dla nas pracować. Klon jest takim samym człowiekiem jak każdy normalny człowiek. Chyba zdążyłaś się o tym przekonać. Tak, więc twój mąż pracował o niczym nie wiedząc, ale ktoś musiał powiedzieć, może sam się zorientował?

-Co się z nim stało? – Niedbale zadałam najważniejsze dla mnie pytanie. –On żyje.

-Och Carolin! Nie sadziliśmy, że to będzie takie ważne dla ciebie. Jeden mężczyzna więcej jeden mniej …

-W zasadzie masz rację Tom – odpowiedziałam swobodnie myśląc o tym jak bardzo się pomylili, oj jak bardzo. To było dla mnie najważniejsze. –Ale chcę wiedzieć. Był moim mężem. Żyje?

-Żyje.

-Chcę go zobaczyć.

-Myślę, że będzie lepiej jak zapomnisz o nim.

-Chcę go zobaczyć – upierałam się.

-Warunkiem jest oddanie notesu. Oddasz?

-Oddam. Ale chcę zobaczyć męża. Pamiętaj Tom. Ja poznam.

-To nie zależy ode mnie, ale myślę, że da się zrobić. Poczekaj Carolin – powiedział i wyszedł.

 

*

 

            W samochodzie przysłonięto okna i nie widziałam gdzie jedziemy. Przypomniałam sobie, że ostatnio podobnie jechałam z Maxem. Teraz towarzyszył mi Tom a spotkać się miałam z mężem, którego śmierć przeżyłam. Czułam się dziwnie. Jechałam na spotkanie z nieboszczykiem, którego pochowałam i wewnętrznie opłakałam. Nie mogło mnie już spotkać nic gorszego.

            Tom z jeszcze jednym człowiekiem prowadzili mnie długimi, pustymi i mrocznymi korytarzami. Odgłos kroków odbijał się echem i wracał niosąc ponury nastrój. Nikt się nie odzywał. Myślałam, że już nigdy nie skończy się grobowa wędrówka, ale w pewnej chwili zatrzymaliśmy się przed metalowymi drzwiami, jakie mijaliśmy bez przerwy.

            Mężczyzna odsłonił znajdujące się na wysokości głowy błyszczące oko, malutki wizjer. Spojrzałam. Pomieszczenie było małe. Na wprost u góry zobaczyłam zakratowane okienko. A w kącie stało łóżko. I żadnych innych sprzętów. Na łóżku ktoś leżał. Przyjrzałam się dokładniej i nogi ugięły się pode mną. Leżący człowiek był dziadkiem.

-To nie jest Max – szepnęłam i spojrzałam na Toma.

-To jest facet, z którym żyłaś ponad rok – rzekł twardo. –Zobacz jak wygląda. Gdyby pracował dla nas wszystko byłoby jak dawniej.

-To nie może być on – zawołałam, ale jednocześnie czułam i wiedziałam, że to jest prawda. –Co mu zrobiliście? Co mu zrobiliście? Dlaczego? – Uniosłam obie ręce i chciałam uderzyć Toma, ale był szybszy. Złapał mnie za nadgarstki i mocno ścisnął.

-Tak wygląda teraz twój przystojny małżonek. To jest kara za to, że nie chciał być z nami. On jeszcze długo będzie żył i zawsze będzie pamiętał o tym. Zawsze – wykrzyczał prosto w twarz. –Ty też pamiętaj o tym Carolin.

 

*

 

            Postanowiłam iść na policje, opowiedzieć prawdę i niech fachowcy zajmą się sprawą. Mają sprzęt, specjalistów no i przecież policja jest od łapania przestępców. Po raz drugi przeżyłam śmierć Maxa i właśnie to przekonało mnie, że sama niczego nie zrobię.

            Bałam się, że policja też jest z nimi. Jeżeli tak było to mogłam zrobić tylko jedno. Na tę ewentualność też byłam zdecydowana.

            Właśnie wybierałam się do kapitana, gdy zaanonsowano go. Dobrze się składało.

            Cooleman wszedł do pokoju i usiadł. Zrobiłam drinki i już chciałam wszystko wyznać, ale przypomniałam sobie, że to on do mnie przyszedł, więc ma jakiś powód.

-Dlaczego pani zastrzeliła Broxa? – Spytał znużonym głosem jakby chodziło o pogodę.

-Czytałam w prasie, że padł ofiarą terrorystów.

-Pani jeszcze wierzy prasie?. Musi nam pani pomóc. Za zabójstwo grozi, co najmniej dożywocie. Kara śmierci jest za lekka.

-Oczywiście, że chcę wam pomóc. Zależy mi na znalezieniu morderców męża. Jak?

-Chodzi o czerwony notes męża. Odda go pani a ja wyrzucę na śmietnik film rejestrujący krwawy incydent w hotelu. No i na pewno wówczas znajdziemy morderców profesora.

-Zastanowię się.

-Byleby szybko – rzekł.

 

*

 

            W godzinę później zjawił się kolejny gość. Tom. Jak zwykle uśmiechnięty i czarujący. W niczym nie przypominał ordynarnego typa, w jakiego zamienił się na moment przed celą śmierci Maxa.

-Carolin. Widzę, że odpoczęłaś i chyba zastanowiłaś się. Carolin! Może to banał, ale życie jest cudowne, ale zbyt … krótkie. A my możemy żyć wiecznie. Carolin! Tylko dwa kroki dzieli nas do nieśmiertelności. Pierwszy to notes twojego męża! A drugi? O wiele łatwiejszy. W każdym razie w nowym naszym świecie znajdzie się również miejsce dla ciebie.

-Tom! Powiedz mi czy kapitan Cooleman jest z wami?

-Carolin! Głuptasku! W tym wypadku jesteśmy zgodni. Gdzie masz ten notes?

-I jeszcze jedno Tom? Powiedz mi? Czy klon może … kochać?

            Patrzył na mnie ciepłym uśmiechem. Jak kochanek. Ale pamiętałam dokładnie przeraźliwie złą twarz.

-Czy ja wiem? Pewnie może. Na pewno może. Przecież to taki sam człowiek. No, więc co z tym notesem Carolin?

-Przyjdź wieczorem Tom. Masz rację. Oddam wam ten notes. Ale później.

-Cieszę się Carolin, że zrozumiałaś.

 

*

 

            Gdy Tom wyszedł wyjęłam czerwony notes. Cały czas leżał w torebce. Przypomniałam sobie, co zrobili z mieszkaniem by go znaleźć. Mnie pewnie bali się ruszyć, by nie stracić go bezpowrotnie.

Czułam się zmęczona, ale chciałam postanowienie wprowadzić jak najszybciej w czyn by się nie rozmyślić.

            Starannie podarłam zapisane karteczki, spaliłam a popiół wrzuciłam do sedesu i spuściłam wodę. Nie zrobicie już żadnych kroków – myślałam – przy pierwszym podstawię wam nogę, żegnaj nieśmiertelności, żegnaj wieczna młodości, zdychajcie kanalie i mordercy. Wiedziałam, że gdzieś tam w podziemiach produkują kolejnego profesora, ale było mi to obojętne.

            Gdy skończyłam położyłam się i zasnęłam. Obudziło mnie delikatne szarpnięcie za ramię. Otworzyłam oczy i zobaczyłam nad sobą twarz Toma.

-Carolin! Wstawaj śpioszku. Nie mamy czasu.

            Podniosłam się i popatrzyłam na niego.

-Daj mi notes – poprosił.

-Niestety Tom. Nie mam go. Tak mi przykro. Zaraz po twoim wyjściu zniszczyłam go – powiedziałam znużonym głosem przeciągając się.

            Uwierzył mi. Najpierw zobaczyłam to w jego oczach. A po chwili cała twarz się zmieniła.

-Tyyy … suko – syknął. –Powinienem cię zabić, ale nie zrobię tego. Będziesz żyła. I zobaczysz jeszcze, jakie życie jest ciężkie. Będziesz żałośnie skamleć o śmierć – wycedził przez zęby, po czym mocno uderzył mnie w twarz. Straciłam przytomność.

 

*

 

            Zbudził mnie ziąb. Leżałam pod murem na chodniku. Pamiętałam. Wszystkie zdarzenia, rozmowy. Wszystko. Podniosłam się. Czułam się zmęczona i obolała. Po chwili zauważyłam, że okrywa mnie łachman z ledwością przykrywający ciało. Butów też nie miałam. Czułam, że coś zrobili ze mną, ale nie miałam pojęcia, co?

            Wstałam i na drżących nogach posuwałam się przed siebie. Tej części miasta nie znałam. Walące się budynki, brud, smród i pustka. Po jakimś czasie dotarłam do sklepu. Na wystawie stało olbrzymie lustro. Spojrzałam w nie. Po mojej buzi nie pozostał nawet ślad. Z lustra patrzyła obca, stara, zniszczona i pomarszczona twarz. Od ostatniego wieczoru i rozmowy z Tomem musiało minąć, co najmniej trzydzieści lat.

            Gdy wreszcie napotkałam pierwszego człowieka spytałam o rok, ale uciekł jak przed zarazą. Podeszłam do kiosku i popatrzyłam na gazety i daty. Od rozmowy z Tomem minął tylko jeden dzień. Więc zrobili to samo ze mną, co, z Maxem. Chyba, że przestawili moją pamięć. Jeżeli nie, to nadal miałam dwadzieścia osiem lat.

            Te tereny już znałam. Kilka ulic dalej stał mój i Maxa dom. Ruszyłam w tamtym kierunku. Ale przed bramą drogę zastąpił policjant.

-Ja tu mieszkam – wskazałam pałacyk.

-To niemożliwe. Teren wraz z budynkiem jest własnością rządu – rzekł i popatrzył na mnie z odrazą.

-Proszę mnie wpuścić. Wezmę tylko swoje rzeczy – poprosiłam i chciałam go obejść, ale nie pozwolił.

-Odejdź stąd starucho – wrzasnął i popchnął mnie. Przewróciłam się. –Oszalała. Żebraczka. To jej dom! – Roześmiał się jak z dobrego dowcipu.

            Do hotelu nie miałam, co wracać. W takim stanie? Mogłam jeszcze zadzwonić, do Joego naszego przyjaciela i adwokata. Ale nie miałam pieniędzy. Pół dnia warowałam koło publicznego aparatu telefonicznego czyhając aż ktoś zostawi parę wolnych impulsów.

-Słucham – poznałam ciepły baryton Joego.

-Joe. Tak się cieszę. To ja. Carolin Armando. Musisz mi pomóc.

-Jak nazwisko – spytał chłodno.

-Armando.

-Nie znam pani. O co chodzi? Skąd pani ma mój zastrzeżony numer telefonu? Proszę się wyłączyć, bo zgłoszę policji.

-Joe. To ja. Carolin!

-Nie znam pani. Skąd masz mój numer telefonu kobieto? – Wydzierał się.

-Sam mi dałeś łajdaku – krzyknęłam, ale nic więcej nie dał powiedzieć. Usłyszałam trzask odkładanej słuchawki. To było niesamowite. Oni musieli być mocni. Jeżeli przekupili Joego? Nie miałam, do kogo się zwrócić. By jakoś żyć musiałam znaleźć pracę. Ale to nie było takie proste.

            Ten człowiek obiecał mi zajęcie. Powiedział, że nie boi się nikogo i niczego. Kazał się zgłosić wieczorem. Lecz gdy przyszłam rzekł:

-Niestety. Za późno. Przepraszam panią … panno Shapiro, ale mój boss przyjął już kogoś innego. Tak mi przykro - powiedział smutno i widziałam, ze tak jest. Dla niego jednak życie było ważniejsze. Nawet tak krótkie.

            To był już trzeci dzień poszukiwań i jak zdążyłam przeliczyć dziewiąta odmowa. A może dziewiętnasta? Nie byłam już niczego pewna. Wszystko zaczęło się mylić i mieszać. Chyba z głodu.

Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • E-mail znajomego:
  • E-mail polecającego:
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • Znajomy został poinformowany
myroslaw · dnia 22.01.2014 06:49 · Czytań: 461 · Średnia ocena: 0 · Komentarzy: 0
Komentarze

Ten tekst nie został jeszcze skomentowany. Jeśli chcesz dodać komentarz, musisz być zalogowany.

Polecane
Ostatnie komentarze
Pokazuj tylko komentarze:
Do tekstów | Do zdjęć
Kazjuno
27/03/2024 22:12
Serdeczne dzięki, Pliszko! Czasem pisząc, nie musiałem… »
pliszka
27/03/2024 20:55
Kaz, w niektórych Twoich tekstach widziałam więcej turpizmu… »
Noescritura
25/03/2024 21:21
@valeria, dziękuję, miły komentarz :) »
Zdzislaw
24/03/2024 21:51
Drystian Szpil - to i mnie fajnie... ups! (zbyt… »
Drystian Szpil
24/03/2024 21:40
Cudny kawałek poezji, ciekawie mieszasz elokwentną formę… »
Zdzislaw
24/03/2024 21:18
@Optymilian - tak. »
Optymilian
24/03/2024 21:15
@Zdzisławie, dopytam dla pewności, czy ten fragment jest… »
Zdzislaw
24/03/2024 21:00
Optymilian - nie musisz wierzyć, ale to są moje wspomnienia… »
Optymilian
24/03/2024 13:46
Wiem, że nie powinienem się odnosić do komentarzy, tylko do… »
Kazjuno
24/03/2024 12:38
Tu masz Zdzisław świętą rację. Szczególnie zgadzam się z… »
Zdzislaw
24/03/2024 11:03
Kazjuno, Darcon - jak widać, każdy z nas ma swoje… »
Kazjuno
24/03/2024 08:46
Tylko raz miałem do czynienia z duchem. Opisałem tę przygodę… »
Zbigniew Szczypek
23/03/2024 20:57
Roninie Świetne opowiadanie, chociaż nie od początku. Bo… »
Marek Adam Grabowski
23/03/2024 17:48
Opowiadanie bardzo ciekawe i dobrze napisane.… »
Darcon
23/03/2024 17:10
To dobry wynik, Zdzisławie, gratuluję. :) Wiele… »
ShoutBox
  • Kazjuno
  • 28/03/2024 08:33
  • Mike 17, zobacz, po twoim wpisie pojawił się tekst! Dysponujesz magiczną mocą. Grtuluję.
  • mike17
  • 26/03/2024 22:20
  • Kaziu, ja kiedyś czekałem 2 tygodnie, ale się udało. Zachowaj zimną krew, bo na pewno Ci się uda. A jak się poczeka na coś dłużej, to bardziej cieszy, czyż nie?
  • Kazjuno
  • 26/03/2024 12:12
  • Czemu długo czekam na publikację ostatniego tekstu, Już minęło 8 dni. Wszak w poczekalni mało nowych utworów(?) Redakcjo! Czyżby ogarnął Was letarg?
  • Redakcja
  • 26/03/2024 11:04
  • Nazwa zdjęcia powinna odpowiadać temu, co jest na zdjęciu ;) A kategorie, do których zalecamy zgłosić, to --> [link]
  • Slavek
  • 22/03/2024 19:46
  • Cześć. Chciałbym dodać zdjęcie tylko nie wiem co wpisać w "Nazwa"(nick czy nazwę fotografii?) i "Album" tu mam wątpliwości bo wyskakują mi nazwy albumów, które mam wrażenie, że mają swoich właścicieli
  • TakaJedna
  • 13/03/2024 23:41
  • To ja dziękuję Darconowi też za dobre słowo
  • Darcon
  • 12/03/2024 19:15
  • Dzisiaj wpadło w prozie kilka nowych tytułów. Wszystkie na górną półkę. Można mieć różne gusta i lubić inne gatunki, ale nie sposób nie docenić ich dobrego poziomu literackiego. Zachęcam do lektury.
  • Zbigniew Szczypek
  • 06/03/2024 00:06
  • OK! Ważne, że zaczęłaś i tej "krwi" nie zmyjesz już z rąk, nie da Ci spać - ja to wiem, jak Lady M.
Ostatnio widziani
Gości online:0
Najnowszy:Usunięty