Kiedy ochroniarze sprawdzali plecak i kieszenie Jacka, chłopakowi dźwięczał w głowie głos kierownika zmiany – „Każdy pracownik musi być bezwzględnie skontrolowany. Nasz hipermarket to nie jest darmowa restauracja. Jeżeli ktoś ma ochotę na batonika i sok w kartoniku, nie może go sobie tak po prostu wziąć z półki.”
– Następny, proszę – z zamyślenia wyrwał go głos strażnika.
Chłopak zapiął plecak i udał się w stronę wyjścia. Plastikowe drzwi otwierane automatycznie wypluły go na pełen samochodów, przypiekany letnim słońcem parking. Nie musiał się spieszyć, jego trolejbus miał przyjechać dopiero za piętnaście minut. Rozkład znał na pamięć. Idąc zastanawiał się, kiedy wprowadzą nowe rozporządzenie nakazujące przy każdym wyjściu z pracy sprawdzanie majtek i odbytu. Przygnębiła go myśl, że pewnie nawet wtedy nie rzuciłby tej roboty.
Dochodząc do przystanku postanowił sprawić sobie małą przyjemność. W kiosku kupił puszkę zimnego napoju Red Bull. Nie jakąś tanią podróbę z Tesco, tylko oryginałkę za ponad sześć złotych. Oparł się o wiatę i przypalił papierosa. Dymek, orzeźwiające zimno płynące wzdłuż przełyku i ładna pogoda sprawiły, że nie chciało mu się wracać do domu. Matka na pewno już przygotowała zupę. Zawsze wiedziała, o której kończy i wypatrywała z okna, czy już wysiada z trolejbusu i czy może zacząć odgrzewać strawę. Wpadło mu do głowy, że dziś jednak zrobi inaczej. Pojedzie do centrum. Przejdzie się promenadą, może wypije piwo. I tak ma bilet miesięczny. Dodatkowo, jak na życzenie, akurat zjawił się odpowiedni transport. Dwudziestką piątką można było dojechać prawie na sam skwer. Wsiadł więc bez namysłu i usadowił się przy oknie.
Zastanawiał się, ile ma pieniędzy i na ile piw mogłoby mu starczyć. W portfelu znalazł trzydzieści siedem złotych i groszaki. Te pieniądze były zarezerwowane na okazję, gdyby chciał zaprosić jakąś dziewczynę na lody albo kawę. Nie znał jednak żadnej odpowiedniej panny, a nawet gdyby, to wątpił, żeby ktokolwiek chciał się z nim umówić. Po co więc kisić pieniądze jak matka? Raz na ruski rok można sprawić sobie przyjemność. Wypić piwo w lokalu przy plaży. Albo iść do kina na film w 3D. W jego głowie kiełkował jednak inny pomysł.
***
- A te czerwone?
- Te czerwone to Mohikanin. Nowość i zarazem jeden z najmocniejszych produktów kolekcjonerskich w naszym sklepie.
Jacek nie mógł się zdecydować. Kiedyś próbował zielonych i trochę wytrzepało mu mózg. Było jednak całkiem przyjemnie i sądził, że chyba warto spróbować tego Mohikanina. Szczególnie że pieniędzy miał akurat na dwa blistry po dwie tabletki. Może jeszcze na jakiś tani browar wystarczy.
- To wezmę dwa opakowania.
- Dobrze, dowód poproszę.
Obsłużony schował pudełka z podobizną Indianina do kieszeni i opuścił sklep z dopalaczami. Kierował się w stronę morza. Po drodze, kupił w monopolowym najtańsze piwo. Zabrakło mu sześciu groszy, ale ekspedientka dała się przekonać, że doniesie przy okazji. Usiadł na ławce i połknął wszystkie cztery tabletki, jedna po drugiej. Przechodziły gładko przez przełyk, popijane piwkiem.
Zaplanował, że pójdzie na plażę, a następnie lasem uda się do domu. Całość nie zajmie mu więcej niż półtorej godzinki. Relaksujący spacer na delikatnej fazie. Zupa nawet nie zdąży wystygnąć, a lekkie podbarwienie rzeczywistości umili mu jeszcze bardziej ten ciepły, letni dzień. Ruszył więc, sącząc złocisty płyn, a narkotyk zaczął bujać go powoli.
***
- No, Jacka jeszcze nie ma – wymamrotała starsza kobieta sama do siebie i przerzuciła kanał.
- Dorosły jest, ma przecież prawo się spotkać z kolegami, czy tam nawet z jakąś koleżanką. – Następny kanał został zmieniony w poszukiwaniu czegoś ciekawszego.
Akurat leciała audycja o tematyce ezoterycznej. Kobieta interesowała się takimi rzeczami, więc zostawiła. Oglądała, jak ubrany w szkarłatną koszulę wróżbita stawia Tarota dzwoniącej uczestniczce całej farsy. Z namaszczeniem wyjawiał przyszłość naiwniaczki. Stosował swoje psychologiczne sztuczki, żeby tylko chciała wysłuchać go do końca, nie zważając na cenę za minutę rozmowy.
- Może też bym zadzwoniła? O Jacka dopytała? Ale to już nie dziś. Bardzo chce mi się spać. Zostawiłam Jacusiowi kanapki i zupę, to sobie odgrzeje, jak wróci.
Pod powieki kobiety w szybkim tempie wkradał się sen. Postanowiła więc zgasić telewizor, sprawdziła, czy wałki na głowie jej się nie poprzesuwały, odmówiła krótką modlitwę za syna i z otwartymi ustami odpłynęła do krainy Morfeusza.
***
Jacek leżał skulony pod wejściem na klatke schodową. W ręku trzymał zmięty kartonik z podobizną roześmianego Indianina.
Już dawno zapomniał, jak po pierwszej godzinie od zażycia tabletek przeklinał sklep, w którym sprzedali mu to gówno. Kompletnie nic go nie brało i żałował, że zwyczajnie nie urżnął się browarami.
Od tego czasu wiele się wydarzyło. Błądził po lesie, tak długo, aż zaszło słońce. Później drogę rozświetlała mu jedynie lekka poświata ciał niebieskich. Spotkał Indian. Biegali i krzyczeli jego imię. Przestraszył się i zaczął uciekać. Zgubił plecak i podarł spodnie. W końcu dogonili go. Nie było się czego bać. Nie chcieli zrobić mu krzywdy. Czuł przyjemne ciepło w mózgu. Chyba Indianie zrobili sobie z jego czaszki kocioł, w którym gotowali zupę z ludzkich zwłok.
- Indianie! Przecież kazali mi zrobić totem! – Te słowa wypowiedziane do samego siebie dały mu siłę, by wstać. Wszedł po schodach do góry. Trafił kluczem do zamka. W mieszkaniu było niemal ciemno. Jedynie mała lampka w kuchni dawała trochę światła. W jej pobliżu stał talerz z przykrytym jedzeniem i kartka od mamy. Nie przeczytał.
- Totem, muszę zrobić totem – powtarzał.
Ukląkł i zaczął grzebać pod stołem. W pudełku z narzędziami było wszystko co potrzebne, do stworzenia świętego posągu.
Matka trochę się przebudziła. Dobiegło go kilka nieskładnych słów wypowiedzianych przez sen.
- Śpij, mamo, śpij – chłopak wyjął płaski śrubokręt i młotek.
- Zrobię totem. Taki sam, jaki widziałem w lesie. Indiański – mamrotał pod nosem idąc w stronę pokoju, gdzie spała. Stanął nad łóżkiem mamy i bardzo delikatnie przyłożył śrubokręt do jej czoła. Wziął zamach i uderzył młotkiem w rączkę. Chrupnięcie pękającej czaszki zagłuszyło ostatni cichy jęk, jaki kobieta z siebie wydała. Wpatrywał się w swoje dzieło z pijanym zachwytem. Położył się na martwej matce i pieścił palcem miejsce, gdzie metal wystawał z jej głowy. Krwi było niewiele.
- Piękny totem, mamo. Piękny.
Ważne: Regulamin | Polityka Prywatności | FAQ
Polecane: | montaż anten Warszawa | montaż anten Warszawa Białołęka | montaż anten Sulejówek | montaż anten Marki | montaż anten Wołomin | montaż anten Warszawa Wawer | montaż anten Radzymin | Hodowla kotów Ragdoll | ragdoll kocięta | ragdoll hodowla kontakt