Obudziłam się. Nie wiedziałam, która godzina, który miesiąc, który wiek. Wokół mnie pachniało świeżo zerwanym bzem. Nie otwierając oczu, podniosłam rękę do góry, a następnie przeniosłam ją na lewo, tak, iż natrafiłam na stojący przy łóżku stolik nocny. Jak się spodziewałam, znalazłam pod dłonią delikatne, nieco wilgotne płatki. Doznanie było intensywne. Samym dotykiem przeczuwałam fioletową barwę kwiatów.
Nie chciałam wstawać. Mój organizm wypoczął, jednak wewnątrz mnie wykiełkowała nieuzasadniona niechęć do jakiegokolwiek ruchu. Jedyne, czego pragnęłam, to jeszcze głębiej zanurzyć się w pościel i przyjąć w siebie wszech otaczającą, świeżą woń. Nie wiem, czy zachowałam to dla siebie, czy wyszeptałam, a może wykrzyczałam, rozrywana przepełniającą mnie apatią.
Być może wydałam z siebie dźwięki: nie doszedł mnie bowiem początek dzwonienia budzika. Monotonne, natrętne uderzenia trwały już, gdy skończyłam swoją myśl, jestem tego pewna. Irytował mnie ten niewspółgrający z harmonijnym otoczeniem element: a przecież marazm okazał się silniejszy nad pęczniejącą złość. Wtem, nieoczekiwanie, dźwięk umilkł w pół tonu.
Odwróciłam się na prawy bok – na stronę, z której dochodziło brzęczenie budzika. Chyba uśmiechnęłam się. Poczułam suche, szorstkie usta, dotykającego mojego chłodnego czoła w miejscach, gdzie nie przysłaniała go jasna, poszarpana grzywka.
— Jestem tutaj. Jestem przy tobie — usłyszałam niski głos. Nie był on szczególnie piękny: powiedziałabym raczej – przeciętny, dla mnie jednak od co najmniej kilku lat, a może wieków, a może miesięcy, wyjątkowy. Dawniej nieznany, dopiero od niedawna zaczął odkrywać przede mną swe bogactwo. W strumieniu neutralnych pozornie dźwięków najpierw zaczęłam dostrzegać nieznaczne drgania, później zaś w drganiach tych odgadywałam uczucia, z czasem upewniając się, co do moich przypuszczeń. W beznamiętnym dla innych tonie nauczyłam się rozpoznawać czułość, troskę, niekiedy rozczarowanie. Złości nie dostrzegłam nigdy, smutku też nie – lub tak rzadko, że nie zakotwiczyło się to w mojej pamięci. Nie, myślę, że nie byłam nadwrażliwa: jedynie uważna w tym jednym, konkretnym przypadku.
Po pocałunku na czole, czuję nieśmiałe dotknięcie na dłoni. To wzrusza mnie, to bawi jego nieustanny brak odwagi, mimo łączącej nas zażyłości. Jestem przekonana, że nigdy nie uczyniłby niczego wbrew mej woli: nawet, jeżeli czegoś pragnie, potrafi pohamować swe pożądania i czeka na zgodę, jak gdyby nie targały nim uczucia. Śmieję się niekiedy w duchu, że to skuteczniejsze niż naciski i gwałty. Jeśliby działał przemocą, mogłabym się – przynajmniej w duchu – buntować, lecz z jego delikatnością, nigdy nie potrafię mu odmówić.
Ostrożnie uwolniłam dłoń spod jego dotyku. Uniosłam obie ręce ku jego głowie i przycisnęłam ją do piersi. Wyczuwałam jego oddech, owiewający okolice mego serca. Choć te dwa oznaki życia oddziela skóra, kość i mięso, mam nadzieję, że wie, iż – jak dla mnie – nie ma między nimi żadnej granicy.
Jak to dobrze czuć jego ciepły ciężar na swoim ciele! Chociaż nieco mnie przygniatał, nie przeszkadzało mi to. Dopiero wówczas miałam pewność, iż był przy mnie. Mogłam niemal przeniknąć te rozdzielającą nas, a przy tym tak narzucającą swe istnienie, fizyczność – im większy nacisk wywierała, tym mniej dostrzegalną się zdawała.
Bardzo chciałam w tej chwili coś powiedzieć. Coś, co nie byłoby banalne, a jednocześnie coś pozbawionego wzniosłości. Zdanie lub lepiej słowo oddające, czym dla mnie jest jego obecność, jak jej potrzebuję, a jednocześnie jak irracjonalną pewność jej posiadam. Może szukałam niewystarczająco dociekliwie: nie znalazłam odpowiedniej wypowiedzi, tym bardziej wyrazu – co gorsza, gestu nawet. Zapłakałam jedną łzą. Otworzyłam oczy. Moje ciało poczuło ulgę.
Siedział teraz koło mnie i przypatrywał się spływającej łzie. Nie starł jej ani nie zapytał o powód, obserwował jedynie, gotowy w każdej chwili cofnąć wzrok, gdybym poprosiła – przypuszczam jednak, że wiedział, iż tego nie uczynię.
Zmieniłam wreszcie pozycję leżącą i oparłam plecy o poduszkę. Należało wstać. Nie wiedziałam, jakie obowiązki mnie dzisiaj czekają – a może nie pamiętałam? Nie miałam też świadomości, kim jestem. Tylko imię i nazwisko oraz niezachwiane przekonanie, że siedzący przy mnie człowiek, to właśnie ten, który powinien się teraz tutaj znajdować. Boleśnie odczuwałam jednak, że gdzieś tam za oknem, czai się rzeczywistość. Chwilowo utraciłam z nią kontakt, lecz przekonanie o nieuniknionym powrocie do niej było niemożliwe do zanegowania. Nie mogąc więc zaprzeczyć, usunęłam je jak najdalej w kąt umysłu, aby całkowicie się nim nie przejmować, przynajmniej na razie. Udało się. Odniósłszy sukces, uśmiechnęłam się do siedzącego przy mnie i wciąż milczącego mężczyzny. Do niego.
Ważne: Regulamin | Polityka Prywatności | FAQ
Polecane: | montaż anten Warszawa | montaż anten Warszawa Białołęka | montaż anten Sulejówek | montaż anten Marki | montaż anten Wołomin | montaż anten Warszawa Wawer | montaż anten Radzymin | Hodowla kotów Ragdoll | ragdoll kocięta | ragdoll hodowla kontakt