Sanitariuszka cz. 8 - lina_91
Proza » Fantastyka / Science Fiction » Sanitariuszka cz. 8
A A A
Minęło dobre pół godziny, nim zdołał uspokoić Karinę i zmusić ją do opowiedzenia, co się wydarzyło parę godzin temu. Nigdy jeszcze nie widział jej w takim stanie, a przecież przeżyła już niejedno. Niejasno zdał sobie sprawę, że choć oficjalnie dowódcą, tak naprawdę niewiele wie o swoich podwładnych. Słuchając niemrawej, rwącej się relacji dziewczyny, zamyślił się. W pewnym momencie drgnął.

-Skąd znał twoje imię? Przedstawiałaś mu się?

Karina uniosła wolno głowę, jakby dopiero teraz to do niej dotarło, wzruszyła ramionami i z powrotem zapatrzyła się w brudne deski.

-Nie.

-Miałaś przy sobie jakieś dokumenty?

-Nieśmiertelnik. Ale na nim jest tylko numer.

-Właśnie. A żeby od numeru dojść do nazwiska, musiałby mieć dostęp do tajnych akt - Maciejewski zesztywniał. Karina sapnęła niecierpliwie.

-Przesadzasz. Może Nik się wygadał, może usłyszał, jak... - Karina urwała, bo rzeczywistość po raz kolejny uderzyła w nią z siłą młotu pneumatycznego. Słony ładunek podstępnie dotarł do gardła. Kurczowo chwyciła się za szyję, bo miała wrażenie, że lada chwila się udusi. Głos Maciejewskiego docierał do niej jakby z drugiej strony rzeki.

-Dwie pozostałe grupy wróciły w całości. Janek ma przestrzelone udo, ale to drobiazg. Piechota zawróciła. Uratowaliście cały oddział. Myślę, że możesz się szykować na order.

Zacięła zęby. Traktował ją jak dziecko. Jakby jakaś błyskotka mogła zastąpić jej Dominika. Już na końcu języka miała kilka ostrych słów, ale... Dla niego faktycznie mogła być dzieckiem. Ale to nie zmieniało faktu, że jej dzieciństwo dawno zostało brutalnie przerwane.

Dyscyplina raz jeszcze wzięła górę. Przełknęła łzy. Maciejewski obserwował ją ze współczuciem.

-Możesz mówić dalej?

Zacisnęła pięści na spodniach. Jak miała mu o tym powiedzieć? Jak miała ubrać w słowa cały ten koszmar?

Maciejewski zawahał się.

-Przesłuchiwali cię? - spytał, szukając na mundurze śladów krwi, szarpaniny... Ale Karina tylko na rękawie miała zaschnięte plamy. A to akurat było oczywiste.

Dziewczyna na powrót wbiła wzrok w podłogę. Ręce jej drżały. Oblizała spieczone wargi. Po policzku spłynęła łza. Najpierw jedna, potem druga.

-Jego...

-Nika?

-Mnie nie... Ja... - nie, nie była w stanie dokończyć. Trzęsła się tak bardzo, że ledwo mogła wysiedzieć na krześle.

-Karina! - w głosie Maciejewskiego drgnęła inna nuta. -Czy on...

Wybuchnęła płaczem. Który to raz w ciągu ostatnich godzin? Jak przez mgłę usłyszała, że Maciejewski klnie jak potępiony i woła Ignaczuka. Gdzieś w oddali porucznik kazał lekarzowi ją zbadać, ktoś prowadził ją za rękę za parawan, kładł na leżance. W tym momencie odpłynęła.


Kiedy Karina otworzyła oczy, za oknem świtało. Leżała na jakimś wyświechtanym sienniku, przykryta była ciemnozielonym kocem. Dwa metry od niej, na gołej podłodze przysiadł jakiś brunet. Czarne, krótko przycięte włosy, jasnozielone oczy, opalone ręce. W dłoniach uzi. Wpatrywał się w nią z takim natężeniem, że z miejsca poczuła falę wściekłości.

-Taka piękna jestem? - warknęła, zrywając się na równe nogi. Chłopak również wstał. Kiedy ona wciągała na stopy ciężkie buty, on gryzł wargi.

-Nie gniewaj się - powiedział cicho. Zrobiło jej się nieswojo. Jego zachowanie nie pasowało ani do dwudziestego pierwszego wieku, ani do stanu wojennego. -Jestem Tomek.

Nie odpowiedziała. Zapięła pod szyję kurtkę i skierowała się do drzwi. Chłopak szedł za nią. Wyszła na korytarz, on za nią. Ona stanęła, on też. Zaczynała się wkurzać. To było prawie jak posiadanie swojego wiernego, materialnego cienia. Zacięła wargi i prawie biegnąc, skierowała się na niższy poziom, gdzie spodziewała się zastać Maciejewskiego. Za sobą słyszała rytmiczne stukanie żołnierskich butów.

-Maciejewski? - rzuciła do mijanego żołnierza.

Bez słowa wskazał jej właściwe drzwi. Wparowała bez pukania. Maciejewski uniósł w zdumieniu obie brwi. Obok siedział Jarzębski.

-Przepraszam, panie pułkowniku. Panie poruczniku, możemy porozmawiać?

-Skoro już tu weszłaś i nam przeszkodziłaś, tak. Siadaj.

Nie oglądając się za siebie, wiedziała, że Tomek stanął w otwartych drzwiach. Ujrzawszy dowódcę, zniknął. W tej chwili do niej dotarło.

-Nie zabiję się - powiedziała cicho, kąśliwie. -Nie potrzebuję strażnika. Czy moje słowo ma jeszcze jakąś wartość?! - prawie krzyczała. Wiedziała, że w innych okolicznościach już by miała na koncie co najmniej naganę. Teraz jednak nawet Jarzębski nie reagował na jej zachowanie.

-Ma, Karina - powiedział spokojnie Maciejewski. -Ma, kiedy chodzi o zwykłe sprawy. Nie chcę cię stracić, rozumiesz?

-A ten koleś ma za mną łazić również do toalety? Na marnowanie żołnierzy możesz... - urwała. Nie chciała się zagalopować w obecności pułkownika. -Może pan sobie pozwolić?

Maciejewski wstał. Odruchowo się poderwała.

-Nie. Dobrze, że jesteś. Musimy pogadać. Jest robota.

-Obiecałam Nikowi, że tego nie zrobię - powiedziała cicho, choć Maciejewski z Jarzębskim pochylili się już nad mapą. Porucznik znieruchomiał. Spojrzał na nią uważnie.

-Okej - westchnął. -Odwołam Tomka. Teraz siadaj.

-Wielka Brytania wkroczyła do wojny, choć wkroczyła to może za dużo powiedziane. Mówią, że rząd boi się zamieszek ze strony polonii. Fakty są następujące. Za trzy dni Anglicy rzucają na próbę dwa oddziały artylerii na Pomorze i pułk piechoty od zachodniej granicy.

Karina z trudem stłumiła niestosowny w tej chwili wybuch śmiechu. Cóż to mogło im pomóc?

-Do Anglików dołączy formacja piechoty i dwie baterie artyleryjskie z naszego pułku. Głównie ochotnicy. Niby mówią po angielsku, ale potrzebny im jest tłumacz.

-Na rozkaz, panie pułkowniku.

Poczuła się trochę lepiej. To był świat, który doskonale znała. Wiedziała, czego może się spodziewać, gdzie iść, co robić.

-To nie jest rozkaz. Jesteś ranna. Poza tym... - zawahał się i nie dokończył. Karina zamknęła na moment oczy. Walka z demonami przeszłości to najgorsze z możliwych starć. Trudno wygrać taką wojnę. Ale ona już wiedziała, że nie musi koniecznie ich pokonywać. Wystarczy zepchnąć je w najdalszą część umysłu, żeby nie nękały jej każdego dnia.

-Dam radę. Nie pójdę do szpitala. Dam radę - dodała zupełnie niepotrzebnie, bo Jarzębski miał widać mniejsze opory przed wysyłaniem rannej nastolatki na pierwszą linię frontu.

-W porządku. Idź, odpoczywaj. Kiedy będziesz potrzebna, zawołam.

Odmeldowała się i wyszła na miękkich nogach. W "swoim" pokoiku znalazła plecak od księdza. Dopiero teraz go otworzyła. Długi, skórzany płaszcz, dwa jabłka i książka w czarnej oprawie. Bez czytania wiedziała, że dał jej Biblię.

Przesunęła palcami po oprawie. Spomiędzy kartek wypadła mała blaszka. Podniosła ją i z jej ust wydarł się krzyk. Trzymała w ręku nieśmiertelnik Nika. Tą połówkę, którą zazwyczaj zabiera się ze sobą, drugą zostawiając przy ciele żołnierza, żeby w razie czego można było je zidentyfikować. Zwyczaj pochodził z Izraela, o ile dobrze pamiętała, tam też były robione nieśmiertelniki. Dopiero teraz dotarło do niej, że zapomniała. Ktoś ją wyręczył. Kto?

Jak?

Pytania zamarły jej na ustach. Możliwości mogło być wiele, ale żadna nie chciała pomieścić jej się w głowie. Możliwe, że blaszkę wsunął jej do kieszeni Nik, a ksiądz ją znalazł i po prostu przekazał. Ale przecież musiałaby coś poczuć. A skoro nie Nik to zrobił...

W głowie zawirowało jej tak gwałtownie, że aż się przestraszyła. Ostatnio takie zawroty miała ładnych parę lat temu, na wakacjach z kuzynką. Napiły się piwa, doprawiły tanim winem i dwie godziny leżały pod drzewem w lesie, nie mogąc się podnieść. Uśmiechnęła się mimowolnie do wspomnień. Julii nie widziała już od ponad roku. Ciekawe, co się z nią stało...

Odpędziła głupie myśli. Skoro nie Nik wsadził jej tę blaszkę, oznaczało to, że ksiądz miał coś wspólnego... Nie! - prawie krzyknęła. Nie dlatego, że przeraziło ją widmo duchownego, współpracującego z najeźdźcami. Zdrada nie robiła na niej większego znaczenia. Ale to oznaczałoby, że po raz kolejny jej się udało. Że przeżyła, choć tak naprawdę nie powinna. Że przeżyła, uciekła, zostawiając za sobą ukochanego. A tego nie byłaby w stanie sobie wybaczyć.

Nie myśląc, przesunęła dłonią po pasku. Nie znalazła pistoletu. Automatu też nie było widać. Przekręciła oczami. Pas mogli jej zdjąć, żeby było wygodniej spać, ale to nie wyjaśniało wyparowania całego jej arsenału.

Do drzwi ktoś zapukał.

-Wejść! - rzuciła machinalnie, wciąż zapatrzona w jasny kawałek metalu. Do pokoju chyłkiem wsunął się Tomek. Spojrzała na niego bez zachwytu, ale też nie z wcześniejszą złością.

-Może zaczniemy jeszcze raz? - spytał nieśmiało. Gdzieś z tyłu głowy zakiełkowało jej złośliwe pytanie, co taki chłopaczek robi w wojsku. Ale zmilkła jego maniery. Po dłuższej chwili wahania uścisnęła jego wyciągniętą rękę.


Karina wyciągnęła przed siebie zdrętwiałe nogi. Pod palcami czuła delikatne źdźbła trawy. Oparła się plecami o pień sosny. To były już ostatnie chwile swobody; za parę godzin miała iść z patrolem zwiadowczym na spotkanie Anglików. Słońce stało jeszcze wysoko, ale czuło się już przedwieczorny chłód.

-Masz - drgnęła, usłyszawszy nad głową głos Tomka. Podał jej metalowy kubek z grochówką i bułkę. Skinęła głową w podziękowaniu. Od powrotu z nieudanej akcji chłopcy chodzili wokół niej na paluszkach. Przynosili jedzenie, odnosili menażki do kuchni, zmywali, jeden nawet zacerował i przeprał jej mundur. Kwitowała te starania milczeniem, czasem uśmiechnęła się lekko.

-Jak ręka? - zagadnął Tomek. Spojrzała na niego bez większego zainteresowania.

-Okej - mruknęła. Od dwóch dni ramię już jej nie dokuczało. Cały czas męczyły ją niepokojące skurcze, gdzieś w przeponie. Ból tak rozrywający, a przecież nie fizyczny.

Zamieszała bez apetytu drewnianą łyżką w zupie. Pachniało smakowicie, ale czuła, że jeśli weźmie cokolwiek do ust, zwymiotuje. Od kilku dni praktycznie nie jadła. Ale już inaczej. Zazwyczaj nie jadła, bo nie było, bo nie miała czasu. Teraz jedzenia było aż nadto, zwłaszcza że chłopcy oddawali nawet część swoich porcji. Ale ona nie mogła zmusić się do jedzenia.

-Na pewno dasz radę?

-Z czym? Daj spokój. Nie wysyłają nas na bitwę, mam ich tylko podprowadzić pod linię.

-Wiesz, że w tym przypadku nie można niczego planować.

Wzruszyła ramionami. Dużo o tym myślała. I choć oznaczałoby to niebezpieczeństwo dla całego oddziału, czasem chciała, żeby coś poszło nie tak. I żeby tym razem kula dla niej przeznaczona trafiła tam, gdzie miała trafić.

-A myślisz, że mnie to wzrusza?

-Karina! - zgrzytnął tak ciężko Tomek, że spojrzała na niego zdziwiona. Patrzył na nią ze złością pomieszaną z niepokojem.

-Przecież ja nic...

-Karina, porucznik cię wzywa - Michał stanął przed nią i stuknął obcasami, które wbiły się w mech. Wyglądało to rozbrajająco. Uśmiechnęła się wbrew sobie. Oczy chłopaka błysnęły. Pomógł jej wstać. Tomek chciał coś za nią krzyknąć, ale dał sobie spokój.

Karina weszła do pokoju dowódcy sztywno. Takie nagłe wezwanie tuż przed odprawą nie oznaczało niczego dobrego. Ale Maciejewski uśmiechał się.

-Zdejmij bluzę od munduru - powiedział bez przywitania. Karina uniosła brwi. Bez słowa spełniła rozkaz.

-Masz, przyszyj - wsunął jej coś do ręki. Cztery belki.

-Co... - zaczęła i urwała. Szloch ścisnął ją za gardło.

-To za akcję pod Miastkiem. Dopiero co przyszły rozkazy.

-Akcję?! - wrzasnęła. Po policzkach płynęły jej łzy. -Straciliśmy dwa wozy i pięciu... sześciu... - dygotała tak bardzo, że Maciejewski przerwał spacer po pokoju i spojrzał z niepokojem w jej oczy.

-Uratowaliście oddział piechoty. Ale nie muszę ci tego mówić. Przecież wiesz.

Karina spuściła głowę. Palce jej drżały tak bardzo, że igłą zamiast w materiał, trafiła w dłoń.

-Dla mnie to nie ma znaczenia.

-Wiem - przyznał zaskakująco łagodnie. -Straciłaś Nika. Nie będę cię pocieszał, bo słowa i tak nic nie dadzą. Pani plutonowa... - dodał jakby z dumą. -Mam coś jeszcze.

Położył na stole ciężki pakunek. Rozwinęła brudną szmatę.

-Czterdziestka czwórka - powiedziała ze zdumieniem. Ciężki pistolet przyjemnie leżał w dłoni.

-Zasłużyłaś.

-Ale to broń oficerów...

-Weź. Przyda ci się.

Wstała. Igłę z nitką trzasnęła na stół. Belki przyfastrygowała nieco krzywo, ale nie mogła się opanować.

-Przygotuj się.


W lesie trudno było posuwać się zwartym szeregiem, ale za wszelką cenę nie chciała dopuścić do rozbicia oddziału. Działka prowadzili na końcu. Pierwsi szli sznajperzy. Piechota w środku. Tuż przy niej maszerowali Mateusz, Krzysiek i Mariusz. Zgłosili się na ochotników.

-Dlaczego? - spytała cicho. Zbyt cicho, żeby doleciało to do ich uszu.

-Co mówiłaś?

-Dlaczego się zgłosiliście?

-Teraz nigdzie nie jest bezpiecznie - Mariusz wzruszył ramionami i wysforsował się nieco naprzód.

-A z tobą pójdziemy na każdą wojnę - Mateusz na krótki moment położył rękę na jej ramieniu. Cofnął ją szybko, jakby nagle się zawstydził. Karina przymknęła oczy. To nie była ta ręka. Ten dotyk parzył, choć nie powinien. Powinien być przyjemny, a bolał.

-Uwaga!!! - nie wiedziała, kto wrzasnął na cały głos. Oddział poszedł w rozsypkę w mgnieniu oka. Tak to zazwyczaj bywało z ochotnikami: panikowali zbyt szybko i chętnie. Szybko zerknęła do tyłu. Kapitan Freeman uformował mniej więcej regularny kształt i zarządził odwrót. Jedno musiała Anglikom przyznać: nawet pod ostrzałem nie tracili opanowania.

A strzelali, naprawdę strzelali. Salwy pocisków i kul błyskawicznie ścięły co mniejsze drzewa i zaryły w ziemię. Podniósł się kurz. Krzysiek ciągnął ją za ramię w stronę rowu. I nagle poczuła, że fragmenty trawy i świeżo zrytej ziemi pryskają jej na nogi. Krzysiek krzyknął i tak dziwnie upadł do tyłu. Zdążyła już wskoczyć do rowu, ale na widok chłopaka zmartwiała. Choć Mariusz ciągnął ją za ramię, opuściła bezpieczny zakątek i dopadła Krzyśka. Niestety, seria przeszła przez całą pierś. Nie musiała sprawdzać pulsu, żeby wiedzieć, że nie żyje. Złapała go za mundur i próbowała ściągnąć do rowu, ale jedyne, co zyskała, to przeraźliwy ból ramienia. Błyskawicznie rozchyliła poły koszuli. Nie patrzyła mu w twarz. Kolejnego widma śmierci na zbyt młodym obliczu nie byłaby w stanie znieść. Zerwała nieśmiertelnik i zsunęła się do okopu.

-Wywołuj dowództwo! - krzyknęła do nikogo w szczególności. Mateusz złapał ją za rękę.

-Karina - zaczął niemrawo.

-Wywołuj!

-Karina!

-Co?

-Nie ma łączności. Jesteśmy otoczeni.

Karina zmartwiała. Blada jak ściana, spojrzała w postarzałe nagle oczy chłoca. Wolno uklękła i ściągnęła z pleców karabin.

-Więc musimy się drogo sprzedać.
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • E-mail znajomego:
  • E-mail polecającego:
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • Znajomy został poinformowany
lina_91 · dnia 25.09.2008 17:11 · Czytań: 670 · Średnia ocena: 4,5 · Komentarzy: 8
Komentarze
pani jeziora dnia 25.09.2008 17:44 Ocena: Bardzo dobre
Cytat:
Ale zmilkła jego maniery.


??

a tak poza tym jestem wciąż zachwycona ;)
Hyper dnia 25.09.2008 17:48 Ocena: Świetne!
Ufff tutaj "pojechałaś" na całego. Tą część czytałam z jeszcze większą pasją niż poprzednie. (Tak na marginesie, bardzo lubię zdania typu: " Spojrzała na niego bez zachwytu" :))
Tempo akcji po prostu mnie zabija, a umysł wrzeszczy: jeszcze, jeszcze...
anek_ch dnia 25.09.2008 17:51 Ocena: Świetne!
Dziś miałam okropny dzień, ale jak przeczytałam Sanitariuszkę, to mi trochę się polepszyło:)
mam pytanko: kiedy następna część? Już się nie mogę doczekać :yes:
lina_91 dnia 26.09.2008 11:56
Dziekuje bardzo :). Nastepna czesc... Jeszcze nie wiem, ale mysle, ze do niedzieli ja skoncze, wiec na poczatku przyszlego tygodnia powinna sie pojawic.
ginger dnia 26.09.2008 22:32 Ocena: Bardzo dobre
To ja napisze tylko, ze przeczytam następne części z rozkoszą ;)
lina_91 dnia 27.09.2008 00:21
Miło mi :)
ginger dnia 27.09.2008 00:25 Ocena: Bardzo dobre
Taki byl cel mojego komentarza :D
lina_91 dnia 30.09.2008 10:00
Wczoraj dodalam nowa czesc, ale trzeba na nia poczekac... Jednak juz z gory zapraszam :)
Polecane
Ostatnie komentarze
Pokazuj tylko komentarze:
Do tekstów | Do zdjęć
Kazjuno
27/03/2024 22:12
Serdeczne dzięki, Pliszko! Czasem pisząc, nie musiałem… »
pliszka
27/03/2024 20:55
Kaz, w niektórych Twoich tekstach widziałam więcej turpizmu… »
Noescritura
25/03/2024 21:21
@valeria, dziękuję, miły komentarz :) »
Zdzislaw
24/03/2024 21:51
Drystian Szpil - to i mnie fajnie... ups! (zbyt… »
Drystian Szpil
24/03/2024 21:40
Cudny kawałek poezji, ciekawie mieszasz elokwentną formę… »
Zdzislaw
24/03/2024 21:18
@Optymilian - tak. »
Optymilian
24/03/2024 21:15
@Zdzisławie, dopytam dla pewności, czy ten fragment jest… »
Zdzislaw
24/03/2024 21:00
Optymilian - nie musisz wierzyć, ale to są moje wspomnienia… »
Optymilian
24/03/2024 13:46
Wiem, że nie powinienem się odnosić do komentarzy, tylko do… »
Kazjuno
24/03/2024 12:38
Tu masz Zdzisław świętą rację. Szczególnie zgadzam się z… »
Zdzislaw
24/03/2024 11:03
Kazjuno, Darcon - jak widać, każdy z nas ma swoje… »
Kazjuno
24/03/2024 08:46
Tylko raz miałem do czynienia z duchem. Opisałem tę przygodę… »
Zbigniew Szczypek
23/03/2024 20:57
Roninie Świetne opowiadanie, chociaż nie od początku. Bo… »
Marek Adam Grabowski
23/03/2024 17:48
Opowiadanie bardzo ciekawe i dobrze napisane.… »
Darcon
23/03/2024 17:10
To dobry wynik, Zdzisławie, gratuluję. :) Wiele… »
ShoutBox
  • Kazjuno
  • 28/03/2024 08:33
  • Mike 17, zobacz, po twoim wpisie pojawił się tekst! Dysponujesz magiczną mocą. Grtuluję.
  • mike17
  • 26/03/2024 22:20
  • Kaziu, ja kiedyś czekałem 2 tygodnie, ale się udało. Zachowaj zimną krew, bo na pewno Ci się uda. A jak się poczeka na coś dłużej, to bardziej cieszy, czyż nie?
  • Kazjuno
  • 26/03/2024 12:12
  • Czemu długo czekam na publikację ostatniego tekstu, Już minęło 8 dni. Wszak w poczekalni mało nowych utworów(?) Redakcjo! Czyżby ogarnął Was letarg?
  • Redakcja
  • 26/03/2024 11:04
  • Nazwa zdjęcia powinna odpowiadać temu, co jest na zdjęciu ;) A kategorie, do których zalecamy zgłosić, to --> [link]
  • Slavek
  • 22/03/2024 19:46
  • Cześć. Chciałbym dodać zdjęcie tylko nie wiem co wpisać w "Nazwa"(nick czy nazwę fotografii?) i "Album" tu mam wątpliwości bo wyskakują mi nazwy albumów, które mam wrażenie, że mają swoich właścicieli
  • TakaJedna
  • 13/03/2024 23:41
  • To ja dziękuję Darconowi też za dobre słowo
  • Darcon
  • 12/03/2024 19:15
  • Dzisiaj wpadło w prozie kilka nowych tytułów. Wszystkie na górną półkę. Można mieć różne gusta i lubić inne gatunki, ale nie sposób nie docenić ich dobrego poziomu literackiego. Zachęcam do lektury.
  • Zbigniew Szczypek
  • 06/03/2024 00:06
  • OK! Ważne, że zaczęłaś i tej "krwi" nie zmyjesz już z rąk, nie da Ci spać - ja to wiem, jak Lady M.
Ostatnio widziani
Gości online:51
Najnowszy:wrodinam