Noce są najpiękniejsze. Noce, czyli czas, w który można oddychać. Chwile, kiedy powietrze unosi się wysoko nad ziemią i jest lekkie. Nie trzeba pełzać po dywanie, żeby znaleźć, chociaż jeden oddech, jeden wdech. Nie trzeba szukać dotlenienia w trawie. Można obserwować kwiatki ze szczytu słupa swojego ciała.
Kiedy wchodzisz do pokoju czujesz, że gęstość powietrza jest większa i wypiera twoją skórę na zewnątrz? Dostanie się nie jest nieosiągalne, mimo, iż takie się wydaje i po jakimś czasie i pewnym wysiłku udaje się przekroczyć próg. Tlen wdziera się do środka przez spalone dymem drogi oddechowe i osiada na płucach ciężko uginając twoje nogi. W oddali słyszysz jakieś dziwne dźwięki, a na plecach lekkie ukłucia igieł. Po chwili są one odczuwalne również na rękach, na piersiach i na brzuchu. Małe samoloty latają przed twoimi oczami, a twoje gęste włosy falują dookoła głowy odganiając je, co prawda niechcący, ale wcale nie martwi cię ten fakt. Po chwili ukłucia znikają.
Wraz z pierwszym krokiem czas jakby staje w miejscu. Bosą stopą dotykasz miękkiego dywanu i palce jakby topią się w nim. Chwila zatrzymuje się na dłużej. Przeciąga się w drugą, później trzecią sekundę i na końcu czujesz, ze nie chcesz żeby przestała trwać. Masz w sobie świadomość tego, że kolor zielony w ciemności zmienia się w żółty, gdy świecisz na niego latarką z niebieskim światłem. Czujesz się jak w tęczy, jak na tęczy i jak poza tęczą, wysoko. Ta bzdura jest idiotyczna, ale jakoś przyjemnie łaskocze twój mózg ta wiedza.
Zatrzymujesz oddech i w ciemności widać najpierw zapaloną zapałkę, a później czuć zapach dymu tytoniowego. Tak samo ciężkiego jak powietrze w tym czasie, ale tym jest dla ciebie czymś innym. Zapomnieniem. Wydaje się jakby to on doprowadzał do wnętrza ciebie tlen i umożliwiał ci oddychanie. Po chwili dym rozprasza twój kolejny oddech i niema już nic. Zatapiasz się w głębokiej miękkości łóżka, a twoje kości się łamią.
Przez otwarte okno, do pokoju cicho i niezauważalnie wchodzi pająk. Mały, czarny i tak niesamowicie zwyczajny, że już bardziej nie można. Nocny łowca tak zajęty rządza jedzenia, że nawet nie zauważa piekła panującego w pokoju. Myśli tylko o tym, żeby dojść do nieokreślonego wcześniej celu i razem ze swoją cierpliwością czekać na kolejną ofiarę. Przemyka się delikatnie po linii między rogiem ściany i parapetem, pod firanką i prosto autostradą w kierunku szafy.
Nagle dezorientuje go jakiś ruch obok. Gwałtowny i kuszący. Pot oblewa jego czoło i głód narasta. Przekracza wszelkie granice wytrzymałości. Po chwili namysłu, schodzi w dół i po białej powierzchni kieruje się w stronę ruszającego się obiektu. Jedyne myśli: cel, cel, cel. Bez chwili zastanowienia wdrapując się po szyi napełnia go obawa, ale wie, że już nie może zrezygnować. Wyczulony na zapach i niczym zahipnotyzowany zbliża się po policzku do kącika ust. Wtedy zauważa kolejne ruchy czegoś, co wynurza się spod warg i drażni jego głód. Język gładko nawilża wysuszone wargi ofiary, a głodny pająk zaczyna walkę. Po chwili zostaje wciągnięty środka i płynie drogą pokarmową człowieka zostawiając tylko jedną ze swoich jeszcze ruszających się nóg między zębami.
Rano budzisz się, otwierasz oczy, światło nowego dnia, świtu, cię oślepia. Dotykasz nogami tego samego gładkiego i miękkiego dywanu. Przedzierasz się przez to samo wczorajsze powietrze, tylko trochę bardziej zagęszczone nocą. W dzień wszytko wygląda tak samo, tylko twój umysł nie wyolbrzymia już każdego oddechu. Zapalając papierosa wyczuwasz coś gorzkiego pomiędzy zębami. Coś niezauważalnego. Po chwili wygrzebujesz palcem małą i nieżywą już nogę pająka.
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
idioteq · dnia 25.09.2008 17:12 · Czytań: 583 · Średnia ocena: 4 · Komentarzy: 2
Inne artykuły tego autora: