Przyjechał do mnie Dodo. Dawniej byliśmy blisko siebie, razem mieszkaliśmy w akademiku podczas studiów, kilka wspólnych interesów, parę wyjazdów za granicę.
Dodo pochodził z gór: uparty, wytrwały, zapobiegliwy i przebiegły. Zawsze działał, załatwiał, wiecznie w ruchu. Spytany, co robi z tajemniczym uśmiechem wymyślał ewidentną bzdurę. Ale ja go znałem dobrze i wiedziałem, że dojdzie do celu. Choćby po trupach, ale dojdzie.
Gdy zawitał teraz, po kilku latach milczenia, wiedziałem, że ma problem i jestem mu potrzebny. Zawsze powtarzał, iż przynoszę mu szczęście samą tylko obecnością przy nim.
-Słuchaj – rzekł bez wstępu. –Chcesz zarobić tysiąc … może dwa tysiące dolarów? Za jeden wieczór!
-Żartujesz?
-Chcesz?! – Spytał gorączkowo, a głos aż mu zadrżał z emocji. Zalatywało od niego desperacją.
-Pewnie, że chcę.
Wpadłem akurat w dołek finansowy. Oszukał mnie znajomy, z którym planowaliśmy otworzyć biznes. Wziął pieniądze, wszystkie moje oszczędności i uciekł za granicę. Los zesłał mi Dodo z lukratywną propozycją. Opatrzność czuwała nade mną.
-Pojedziemy do stolicy. Do hotelu. Tam są starsze panie, które potrzebują młodych byczków jak my. Poszukamy. Na pewno coś się trafi. Wielu młodych tak zarabia. Dobrze wiem. A pieniądze są mi teraz bardzo potrzebne.
-Mnie też.
-Jedziemy?
-Jedziemy!
Pojechaliśmy. W pociągu Dodo opowiedział swój życiorys od momentu rozstania. Wiodło mu się dobrze: pracował, założył rodzinę, urocza żona, dwójka dzieci. Wszystko ładnie się układało aż do wczoraj. Wczoraj został bankrutem. Mało tego, bo zapożyczył się i groziło mu więzienie. Żona wraz z dziećmi odeszła. Musiał zdobyć pieniądze. Musiał.
Hotel, do którego poszliśmy był cichy i ekskluzywny. Bezszelestnie otwierane drzwi, sennie jeżdżące windy, grube włochate dywany, stonowane światła, dyskretna obsługa, delikatny zapach i cisza.
Takie odbierałem wrażenie, gdy usiedliśmy w olbrzymich fotelach i obserwowaliśmy przechodzące pary i samotnych panów bądź panie.
-Tylko po północy można podłapać jakąś starą dupę – powiedział Dodo. –Gdy wraca niedopieszczona po bezskutecznych poszukiwaniach.
Do północy brakowało kilkunastu minut.
-Może ta? – Wskazałem na starszą, ale jeszcze atrakcyjną babkę, która właśnie zeszła po schodach i zbliżała się powoli w naszym kierunku wodząc oczami dookoła. Wyglądała na jakieś pięćdziesiąt lat i gdy podeszła bliżej zauważyłem, że brak jasnego światła odległość i puder ukryły wiele zmarszczek i ukąszeń zębów czasu.
-Nie. Za młoda – mruknął Dodo.
Kogo on chce podrywać – wepchało się do głowy – osiemdziesięcioletnie babcie stojące jedną nogą na lepszym świecie? Zastanawiałem się jak można się kochać i całować usta spękane, z których oddech nie jest już świeży, które się ślinią i w których wszystkie zęby są sztuczne. Aż mnie zemdliło od tego myślenia.
Ale najbardziej bałem się sztucznych zębów. Wyobraziłem sobie, że gdy będziemy się całować mogą wpaść do mojej buzi i zadławię się sztuczną szczęką.
-Słuchaj Dodo – poczułem strach widząc, że jeden z hotelowych chłopców, przygląda się nam uważnie. –Nie wyrzucą nas stąd?
-Nie mają prawa. Każdy może siedzieć.
Minęła północ i nagle obok nas usiadła starsza pani. Wymalowana jak wielkanocna pisanka, pachnąca tandetnymi perfumami, ale niezbyt przyjemna aparycyjnie. Miała zapadnięte policzki, wystające kości, na szyi zwisały połacie skóry, wokół ust miliony cieniutkich rowków a oczy podkrążone w otoczce sieci zmarszczek.
Po kilku salonowych uwagach Dodo rzekł:
-Przyjechaliśmy tu pokochać się.
-Ja też mogę się jeszcze kochać – odparła staruszka.
-Który z nas? – Spytał Dodo.
Obrzucała nas handlowym wzrokiem, jak klient na targu wybierający lepszy kawałek mięsa. Chciałem i nie chciałem by mnie wybrała. Z jednej strony chciałem – wówczas, gdy nie patrzyłem na nią i myślałem o dolarach. Z drugiej strony widząc, jaką jest ruiną, nie mogłem sobie wyobrazić nawet pocałunku z nią.
-Ty pójdziesz – wskazała na Dodo.
Poszli.
Siedziałem i czekałem na swoją damę. Było mi przykro, że nie mnie wybrała, że nawet zrujnowanej staruszce się nie spodobałem. Obserwowałem wchodzących i wychodzących gości a czas dreptał powoli. Gryzłem palce w bezsilnej złości, że Dodo czesze właśnie dolary a ja tracę tylko czas i pieniądze. Zdesperowany zaczepiłem podstarzałą paniusię, ale zbyła mnie, nie pozwoliła nawet powiedzieć, o co mi chodzi. Wyminęła mnie i uciekła jakby wiedziała, co zaproponuję.
Zaczęło świtać, ich ciągle nie było a ja nic nie załapałem.
W końcu Dodo wyszedł z pokoju. Wyglądał na zmęczonego i przygnębionego.
-Jak było? – Spytałem.
-Tak sobie – mruknął.
-Już koniec?
-Nie. Jeszcze nie. Na razie przerwa.
-Powiedz mi Dodo? – Spytałem po chwilowym milczeniu. –Jak mogłeś całować taką starą rurę?
-Nie całowałem – wyjaśnił niechętnie. –To ona mnie całowała. Trochę mnie pogryzła.
-Pogryzła? – Zdziwiłem się.
-Po klatce piersiowej.
-Ile dostałeś?
-Jeszcze nic.
Otworzyły się drzwi i damulka wystawiła głowę. Kiwnęła ręką i Dodo poszedł. Znowu siedziałem, ale straciłem wszelką nadzieję na zarobek. Hotel opustoszał. Nikogo nie widziałem. Recepcjonista drzemał oparty o ścianę.
Dodo wyszedł. Słaniał się a rękami trzymał niżej brzucha. Cierpiał. Starsza pani patrzyła na niego i uśmiechała się.
-Jeżeli chcesz to chodź – kiwnęła głową na mnie.
Podniosłem się. Nie chciałem za bardzo, ale magia dolara ciągnęła. Nie zamierzałem wracać do domu bez zielonych.
-Nie idź – szepnął, Dodo, gdy mijaliśmy się. –Ona cię pogryzie.
Ale nie reagowałem myśląc o szeleszczących dolarkach, które mój przyjaciel na pewno miał w kieszeni. Zarobił a teraz chce żebym ja wrócił goły i wesoły – myślałem - zawsze był szują. Przypomniałem sobie jak kilka razy wykiwał mnie.
-Idę – odrzekłem.
-Jak chcesz – zrezygnował.
Wszedłem. Babcia ubrana w halkę stała przy komodzie. Gdy patrzyłem na jej tył prezentowała się normalnie. Ale gdy widziałem twarz chciałem uciekać.
-Usiądź – powiedziała słodko –Nie pożałujesz.
Zagłębiłem się w fotel.
Stała teraz przy stole i grzebała w torebce. Nie widziałem wielu banknotów. Jednego dolara i trochę drobnych. Poczułem się oszukany.
-Jak dużo myślisz zarobić – spytała.
-No … to … zależy …. tysiąc …. może więcej – rzekłem ostrożnie.
I nagle moje ręce spoczywające na oparciu fotela zostały uwięzione. Wysunęły się dwie bransolety i zamknęły ujście. To samo stało się z szyją. Zostałem uwięziony. Nie mogłem się ruszyć. Chciałem wstać, ale nie mogłem. Patrzyłem z przerażeniem na damulkę.
Podeszła do mnie nachyliła się i zaczęła rozpinać koszulę całując jednocześnie ukazujące się ciało. Poczułem mdły zapach tanich perfum przedzierający się przez starczy odór jej ciała. Nagle ugryzła mnie. Mocno. Aż krzyknąłem z bólu.
Usiłowałem się wyrwać, ale pułapka mocno trzymała. Babcia gryzła mnie a ja krzyczałem.
-Najbardziej podniecają mnie wasze wrzaski – syknęła uśmiechając się szatańsko. -Ale i tak nikt cię nie usłyszy.
Coraz agresywniej gryzła. Na pewno nie miała sztucznych zębów a jeżeli nawet to tytanowe. Czułem, że gryząc wyrywa kawałki ciała. Ale nic nie mogłem zrobić. Nic. A jej głodne i żarłoczne usta zjeżdżały coraz niżej. Coraz niżej się przesuwały. Wiedziałem gdzie!
Ważne: Regulamin | Polityka Prywatności | FAQ
Polecane: | montaż anten Warszawa | montaż anten Warszawa Białołęka | montaż anten Sulejówek | montaż anten Marki | montaż anten Wołomin | montaż anten Warszawa Wawer | montaż anten Radzymin | Hodowla kotów Ragdoll | ragdoll kocięta | ragdoll hodowla kontakt