-Mówiłem, żebyś nie śmiał się z ich kota?- krzyknął biegnący człowiek.
-Nie moja wina, że jest łysy i gruby- odpowiedział jego towarzysz - A poza tym nie sądziłem, że na zapleczu trzymają tresowane hipogryfy!
Obaj wyskoczyli przez witrażowe okno ogromnej twierdzy. Ułożyli się tak, by trafienie w błękitną taflę nie było zbyt bolesne.
Nim trafili do fosy, przez okno wyleciała piątka wielkich potworów- lwów z orlą głową i skrzydłami. Na szczęście dla uciekinierów stworzenia te nie lubiły wody, więc bez większego trudu dopłynęli do brzegu sztucznej rzeczki i schowali się w gęstych zaroślach.
Dość długie, czarne włosy opadały mokrymi lokami na czoło pierwszego z nich.
-Chyba już nas na nic nie zaproszą- powiedział, ściągając ciężką od wsiąkniętej wody czarną skórę.
-Wracamy do krainy Mistycznej czy do ludzi?- spytał się krótko ostrzyżony barczysty mężczyzna, wyżymając swoją wojskową kurtkę w kolorach moro.
-Do ludzi. Trzeba giełdę sprawdzić- odrzekł, przekręcając kolorowy pierścień założony na palec. To samo zrobił jego rozmówca.
Po sekundzie stali przed wielką willą.
-Wziąć wasze płaszcze, panie Olbrzym?- spytał się starszy, siwy osobnik otwierając drzwi do salonu.
-Proszę- powiedział dobrze zbudowany człowiek, podając mu kurtkę swoją i swojego towarzysza, po czym wszedł do pomieszczenia - Coś przyszło, Cyklop?
Mężczyzna nazwany Cyklopem (mimo iż miał dwoje oczu) siedział na brązowym, wytwornym fotelu. Ubranie miał już całkowicie suche. Przed nim zaś na zdobionym stole leżała sterta listów.
-Tamten jest do ciebie - mruknął, czytając jakąś inną kartkę. Nim Olbrzym doszedł do wskazanej koperty, ta uniosła się w powietrzu i pofrunęła do ręki adresata.
Ten zaś przewrócił ją na drugą stronę. "Artadain Satheb". Rzeczywiście do mnie - pomyślał. Uradował się niezmiernie. Krwistoczerwony kolor papieru wskazywał bowiem tylko na jednego adresata. Rada Piekieł.
-A ci czego chcą znowu, do diabła?- uśmiechnął się sam do siebie. Szybko otworzył kopertę i wyciągnął wiadomość. Z kartki szyderczo uśmiechały się znaczki alfabetu Czarnej Mowy. Temat był taki jak zawsze- wyzwanie na pojedynek.
***
-Przybyłeś niezwykle szybko- powiedział odziany w szarą togę brodacz, siedzący na najwyższym balkonie.
-Lubię kopać tyłki waszym sługusom, Hadesie- wyszczerzył się Artadain.
-A teraz patrz i podziwiaj, Olbrzym- głośno rzekł całkowicie opancerzony humanoid. Jego głos brzmiał jak brzęk metalu - Oto Coprillus!
-No proszę. Ledwo dwadzieścia pięć lat istniejesz, a już jesteśmy na "ty", Sauronie?- spytał się stojący na okrągłej arenie mężczyzna. Nikt nie zdążył odpowiedzieć.
Po przeciwnej stronie uniosły się kraty. Z cienia wyłonił się gigantyczny, czerwony jaszczur.
Wtem Satheb usłyszał za plecami głośne klaskanie jednej osoby. Odwrócił się. Na balkonie, nad którym widniał napis "Dla dobrych", samotnie siedział Cyklop i z szerokim uśmiechem ukazującym zęby trzymał uniesiony kciuk.
Nic nie powiedział- czekała go walka. Stwór otworzył paszczę, z której wyleciały świetliste błyskawice. Część od razu trafiła w ziemię- utworzył się błysk tak wielki, że przez moment ani Cyklop, ani Olbrzym, ani nawet dwie setki piekielnych radnych nic nie widzieli.
Gdy już Hades przejrzał na oczy, załamał się lekko. W balkonie, na którym siedział jeden jedyny widz, powstała dziura tak wielka, że słoń by tam przeszedł. Ciemność ziejąca z Krainy Cienia widocznej po drugiej stronie zdawała się pochłaniać światło wypuszczane przez liczne kandelabry zawieszone wysoko w pustce.
A Artadain jak stał, tak stał. Natychmiast rzucił się na potwora. Ze swoich bezdennych kieszeni wyciągnął ogromny, runiczny topór. Stwór nie zdążył załapać, o co chodzi, gdy ostrze przecięło jego czaszkę na pół.
-Zabić ich!- ryknął wściekły (znowu z resztą) władca Tartaru. Dwieście mrocznych postaci ruszyło do boju.
Runiczny topór szybko znalazł się w kieszeni, jego miejsce zajęły dwa, niezwykle ostre miecze. Samotny obserwator zaś jedynie wstał. W jego błękitnych oczach zawirowały chmurne obłoki- jedyny ślad po pochodzeniu od powietrznego rodu.
Tu wypadałoby wspomnieć o ich niezwykłej rodzinie. Olbrzym bowiem jest synem ludzkiej kobiety i giganta, co świadczy o jego ogromnej sile i pseudonimie. Cyklop zaś, naprawdę nazywający się Sythemon Xavier, jest synem dżianny (dżinna- kobiety) i cyklopa. Czyli nie trzeba niczego już tłumaczyć. Jeszcze dziwniejsze jest to, iż są kuzynami. Ale o ich obfitym drzewie genealogicznym będzie później...
Brzęknęła stal. Satheb tańczył wśród dziesiątek najbardziej znanych i okrutnych postaci wszechświata. Sparował cios Settry, króla mumii. Wbił jedno ostrze w brzuch Freddy-ego Krugera, który mu machał metalowymi paznokciami przed twarzą. Kopnął hrabiego Drakulę tak, że nie usiądzie przez kolejny tydzień.
Sythemon radził sobie równie dobrze- arenę poprzecinały magiczne promienie i inne manifestacje mocy. Obok Diablo, najpotężniejszego demona, przefrunęła sporawa kula lodu, zamrażając stojącego obok Arcymaga Cienia, Authrussa. Ku Cyklopowi pomknął ognisty pocisk wyrzucony przez Maab, boginię wiedźm. Adresat jednak odbił "prezent" wzmocniony parokrotnie. Maab nie zdążyła nic zrobić. Pół balkonu wyleciało w powietrze.
Walka na pewno trwałaby bardzo długo- kuzyni ani myśleli poddawać się lub ginąć. A radni na swoim podwórku byli nieśmiertelni- po zabiciu natychmiast wstawali na równe nogi.
Na szczęście Hades (znowu) znudził się brakiem wyników wśród swoich ziomków.
-Odwrót! Odwrót!- wył gniewnie. Brzmiało to tak, jakby wszystkich chciał obedrzeć ze skóry.
Kuzyni przypatrywali się ucieczce wrogów, których przewaga była stukrotna.
-Cholera, znowu popsują nam szyki!- usłyszeli z oddali donośny głos Mefistofofelesa.
Z uśmiechem przekręcili swoje kolorowe pierścienie.
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
Maelion · dnia 26.09.2008 18:18 · Czytań: 839 · Średnia ocena: 4,5 · Komentarzy: 2
Inne artykuły tego autora: