Błotne dzieci - Urbi
Proza » Historie z dreszczykiem » Błotne dzieci
A A A

            Twarze w oknach przywarły do szyb ożywione niecodziennym widokiem. Zazwyczaj wyglądały na martwe i nieruchome, jedynie ich oczy z pozorną obojętnością lustrowały przechodniów, doszukując się w nich znamion odmienności. Ludzie, jacy tu żyli, byli w pewien sposób podobni do siebie, a gości spoza enklawy miewali niezwykle rzadko. Na starym, popeerelowskim osiedlu nie co dzień oglądało się coś rzeczywiście godnego uwagi. Co najwyżej zataczającego się, kolejny raz w tym tygodniu, sąsiada z klatki obok lub grupkę chłopców, spluwających co i rusz pod nogi, zastanawiających się skąd pozyskać fundusze na papierosy i kilka puszek taniego piwa.

            Tu i ówdzie walały się śmieci, plastikowe torebki niedbale porzucone na trawniku, papierki po batonikach, puste paczki po papierosach extra mocnych, opróżnione butelki po winie. Nie brakowało psich gówien, zużytych prezerwatyw, przyklejonych do ławek gum do żucia. Znalazła się nawet, złowieszczo przypominająca ludzkie niemowlę, naga, niemożliwie brudna lalka, której oczy, pozbawione powiek, wywrócone do góry białkami, przyprawiały o dreszcze. Na całej powierzchni bladoróżowego korpusu widniały ślady zębów. Jedna noga, złowieszczo poharatana, wisiała na ostatnim strzępku tworzywa. Przybysze zatrzymali się obok, pochylili główki, wyglądało to zupełnie tak, jak gdyby jej współczuli. Wyciągnięte po nieżywe ciałko palce uniosły zabawkę i zabrały ze sobą.

            Błotne dzieci nigdy nie podchodziły tak blisko ludzkich zabudowań. Tego popołudnia jednak dwoje z nich, trzymając się za drobniutkie rączki, człapało wąskimi uliczkami, rozglądając się ciekawie. Po kształtach, choć z trudem, można było rozpoznać w nich chłopca i dziewczynkę. Malec wskazywał od czasu do czasu jakiś obiekt, meandrując wyciągniętym w powietrzu ramieniem, z którego obficie skapywała brunatna maź. Jego towarzyszka w trakcie tych gestów kiwała niepewnie głową i mocniej przyciskała do piersi kaleką lalę. Obie wyglądały równie żałośnie.

            Zostawiali za sobą mokre ślady małych stópek. Wytyczony nimi szlak prowadził na pobliskie mokradło, ale to akurat nie było dla nikogo zaskoczeniem. Wszyscy mieszkańcy osiedla „Dobra nowina” wiedzieli, gdzie żyją błotne dzieci i starali się tam nie zapuszczać. Bytność obcych stworzeń pozostawiała liczne ślady – obgryzione kosteczki polnych żyjątek – myszy, ptaków, młodych zajęcy, niekiedy nawet zabłąkanego kota, resztki ich zakrwawionego futerka i śmierdzących wnętrzności. Nikt nie spuszczał ze smyczy swego kochanego pieska w tamtych rejonach, a jeśli któryś z nich pobiegł zbyt daleko, jego los był przesądzony.

            Luiza naciągnęła opadające pończochy i spryskała się perfumami. Wyjęła z paczki kolejnego papierosa i włożyła go w usta umalowane ostrą czerwienią. Poszukała zapalniczki, porzuconej niedbale na komodzie, spojrzała na kota, który czmychnął spod łóżka na dźwięk jej kroków. Bał się, jeszcze biedak nie przywykł do nowej pani. Nie próbowała go oswajać, nie zagrzeje przecież tu miejsca.

            Czekała właśnie na swojego stałego klienta. Nie płacił jej dużo, ale przynajmniej był dyskretny i nie żądał żadnych wymyślnych usług. Po prostu trzy razy w miesiącu, zaraz po zamknięciu zakładu fryzjerskiego, przychodził na dwie godziny, z których jedna przeznaczona była na picie mocnej herbaty w porcelanowych filiżankach i niezobowiązującą konwersację. Zapewne tego właśnie brakowało mu we własnym domu. Po tym ceremoniale następowało krótkie, nerwowe zbliżenie, podczas którego Luiza stawała się nieobecna, patrzyła w sufit i czekała, aż mężczyzna zadrga na niej konwulsyjnie. Później w ciszy i skupieniu obmywał się w przygotowanej misce z wodą, zaczesywał rzadkie włosy z namaszczeniem, zapinał starannie każdy guzik.

           Byli gorsi od niego, znacznie gorsi. Przychodzili pijani, w śmierdzących moczem spodniach, z dopiero co odebraną wypłatą w brudnych dłoniach. Szarpali się z nią, obrzucali wiązankami przekleństw, rozbijali tandetne figurki, które ustawiała na segmencie. Czasem wyrywało im się przy tym imię żony. Luiza znosiła to najcierpliwiej jak tylko potrafiła. Potrzebowała ich pieniędzy. W tak małym mieście chętnych płacić za jej wdzięki nie było wielu, a i konkurencja spora. Nie ona jedna trudniła się tym fachem. Nie ona jedna musiała żyć z jego konsekwencjami.

            By skrócić oczekiwanie, przeglądała się w lustrze. Uroda, którą tak się niegdyś szczyciła, zaczynała mocno przygasać. Nie była już młodą dziewczyną. Niedawno wyrzuciła na śmietnik ukochaną lalkę z dzieciństwa, przechowywaną niczym relikwia. Widziała, że po kilku dniach targały ją w zębach bezpańskie kundle. Wzruszyła tylko ramionami. Wspomnienia z beztroskich lat musiała pogrzebać już dawno, powodowały melancholię i infantylne pragnienia, na które nie mogła sobie pozwolić. Wokół jej oczu pojawiły się kolejne bruzdy. Zmartwienia, sposób zarobkowania, lęk o niepewne jutro, o zapłacenie czynszu, wszystko to, na co składało się życie, pozostawiło na jej twarzy wyraźne oznaki. No i jeszcze te zabiegi, którym musiała poddawać się co jakiś czas. One też kosztowały niemało. Kosztowały znacznie więcej niż ktokolwiek mógłby przypuszczać.

           Kiedy poszedł, zmyła makijaż, przebrała się w zwyczajne ubranie i założyła długi, szary płaszcz. Trochę zachodu kosztowało ją pochwycenie kota i wsadzenie go do klatki. Szarpał się i gryzł, jakby przeczuwał, że nie ma wobec niego dobrych zamiarów. Kiedy już uporała się ze wszystkim, włożyła kalosze, wełnianą czapkę, i wyszła z mieszkania. Na zewnątrz było chłodno, mocniej wtuliła się w okrycie. To już początek października – pomyślała. Za miesiąc czy półtora, pierwszy śnieg pokryje ziemię. Na białym puchu krople krwi staną się bardziej widoczne.

            Nie spieszyła się. Nie chciała, aby jej nerwowe kroki wzbudziły czyjąś ciekawość. Cieszyła się, że kot nie zamiauczał, gdy mijała ostatnie bloki. Co prawda zjeżył sierść i nerwowo strzygł uszami, ale tym nie musiała się przejmować. Przez nikogo nie zaczepiana, doszła do gęstych, dziko rosnących drzewek śliwkowych, minęła krzaki pigwy i wydeptaną przez siebie ścieżyną dotarła do miejsca, z którego widać już było początek grzęzawiska. Nieopatrznie nadepnęła na bielące się w trawie kosteczki. Zaklęła pod nosem. Powiew zimnego powietrza niósł woń zgnilizny i rozkładu.

           Położyła się na kępach zasuszonego wrzosu. Nie chciała, nie mogła jeszcze wracać. Jej ciało stało się nagle leniwe, niemal zrośnięte z ziemią. Spojrzała w niebo zasnute kilkoma ciemniejszymi chmurami. Było ciężkie, złowrogie, niepokojąco bliskie. Wyciągnęła do niego rękę, poruszyła długimi palcami w przestrzeni. Nie padł na nie ani jeden promyk słońca, tylko wiatr muskał je delikatnie. Przymknęła powieki. Wydawało jej się, że słyszy dziecięce kwilenie, słabiutki płacz, pomruki i gaworzenia, może nawet urywany śmiech. Instynktownie dotknęła brzucha i gładziła go powolnymi ruchami dłoni. Pamiętała, nie zapomniała jeszcze, one nadal tu były, tuż pod jej sercem. Jakiś żal ścisnął jej gardło. Z tym uczuciem zasnęła.

            Obudziły ją krople deszczu. Wstała szybko, otrzepała się i odeszła, zabierając ze sobą pustą klatkę.

            Dzieci już wkrótce wiedziały dokąd mają iść. Tak długo były głodne, samotne, niepewne, zamarzyły więc o prawdziwym schronieniu. Pozostawione niegdyś w zimnej topieli, każdego dnia tęskniły za odrobiną ciepła. Te skromne posiłki, które przynosiła matka, wystarczały na krótko. Bardziej jednak niż pożywienia pragnęły jej miłości.

            Czekały na nią, gdy wróciła. Wyciągnęły do niej rączki, uradowane, i chwiejnymi krokami zaczęły się do niej przybliżać. Przerażona Luiza chciała uciekać, ale potknęła się o krzesło i runęła z łoskotem na podłogę. Oszołomiona, nie próbowała protestować. Przyciskała z całych sił swoją starą lalkę, gdy kolejne grudy błota wlewały się do jej gardła.

 

 

Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • E-mail znajomego:
  • E-mail polecającego:
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • Znajomy został poinformowany
Urbi · dnia 06.03.2014 05:36 · Czytań: 900 · Średnia ocena: 4,5 · Komentarzy: 12
Komentarze
henrykinho dnia 06.03.2014 13:47
Lubię pisanie, którym autor trąca moje emocje, szczególnie te odpowiadające za odczuwanie czyjegoś nastroju - w tym przypadku nastroju bohaterki, związanego zarówno z jej niespełnionymi marzeniami, jak i kłopotami dnia codziennego, oczywistym psychicznym ciężarem, który musi znosić jako kurtyzana.
Przedstawiony "brud" świata oraz wszechobecne zaszczucie kreuje poczucie niepokoju, co również sobie cenię. W ogóle historie takie, jak ta, nakazują sobie zadać trud odnalezienia farta we własnym życiorysie - przecież inni mają tak cholernie gorzej! Zdaję sobie sprawę, że historyjką o wyzyskiwanej kobiecie można, w pewien sposób, całkiem łatwo wywołać podobny efekt, ale mimo wszystko sam kontekst oraz symbolika lalki przypadły mi do gustu, przywołując chwilę zastanowienia.
pozdrawiam
Urbi dnia 06.03.2014 14:28
Witaj henrykinho. Dzięki za poczytanie i pozostawienie po sobie komentarza. O nastrojach jest tu powściągliwie, ale tęsknota za czymś innym, lepszym, za niespełnionymi marzeniami, mam nadzieję, jest wyczuwalna. Historia miała być "typowym" opowiadaniem grozy, taką próbą zmiany tonacji w moich tekstach, jednak chyba nie do końca mi się to udało.
Pozdrawiam również.
SzarlotkaCynamonka dnia 09.03.2014 08:06
Rzadko zdarza mi się obudzić skoro świt w niedzielę, a dzisiaj na dodatek czytam na śniadanie. Bardzo dobry wybór! Szczególnie Twoje opowiadanie. Początek zabrał mnie do świata Smarzowskiego, taki brud, kiła i mogiła, kurz w nozdrzach, mimowolne wzdryganie, współczucie włączone. Za to główna bohaterka jest mi w jakiś sposób niesamowicie bliska, chociaż tak różna... Jej praca to dla mnie takie wołanie o pomoc, pierwszy klient jest niczym jej lustrzane odbicie, ona też potrzebuje rozmowy, bliskości, ale odgrodzona ścianą przyjmuje tylko razy i zarabiając na życie jeszcze bardziej oddala się od samej siebie. Końcówka nadaje Twojemu tekstowi nieprzeniknionej melancholii, pustka jest wszędzie i te dzieci, które dla mnie są jej największym wyrzutem sumienia...
Ostatnio też wrzuciłam tekst, w którym lalka odrywa pewną symbolikę :)
Cytat:
Jedna rzecz, którą pewnie możesz poprawić to powtórzenie wyrazu 'złowieszczy' w tym fragmencie: Znalazła się nawet, złowieszczo przypominająca ludzkie niemowlę, naga, niemożliwie brudna lalka, której oczy, pozbawione powiek, wywrócone do góry białkami, przyprawiały o dreszcze. Na całej powierzchni bladoróżowego korpusu widniały ślady zębów. Jedna noga, złowieszczo poharatana, wisiała na ostatnim strzępku tworzywa.
Cytat:


Pozdrawiam!
Wierszybajka dnia 09.03.2014 08:34
Witaj Urbi

Ciarki mam, straszne.
Historia z morałem, którym na szczęście nie jest nim poszukiwanie zemsty. Któż wie co było dalej. Mam nadzieję, że matka zamieszkała z dziećmi ;)

Pozdrawiam ;)
Urbi dnia 10.03.2014 10:25
Szarlotko, dziękuję za odwiedziny. Już sądziłam, że czytelnicy omijają to opowiadanie szerokim łukiem, a zależało mi na komentarzach, ponieważ rzadko zabieram się za historie z dreszczykiem. Symboliczna konfrontacja z wyrzutami sumienia, hmm, ciekawy trop, nie myślałam tym w taki sposób, choć można to tak rozumieć. Dzięki za wytknięcie powtórzenia, umknęło mi. Pozdrawiam.

Wierszbajko, miło słyszeć, że tekst wywołuje ciarki ;) Co było dalej? Jeśli Luiza zamieszkała z dziećmi, to chyba tylko "po drugiej stronie" ;) Pozdrawiam również ;)
ajw dnia 11.03.2014 18:44 Ocena: Bardzo dobre
Ogromnym atutem opowiadania jest plastyczność. Świetnie namalowany obrazek z mrocznym klimatem i niezbyt przyjemnymi zapachami przemawia do wszystkich zmysłów. Dobrze się czyta i wsiąka w tę historię.
Podoba mi się :)
mede_a dnia 11.03.2014 18:47 Ocena: Świetne!
Tekst ze sporą dawką dreszczy, mimo że nie epatujesz specjalnym okrucieństwem. Choć ostatnia scena mocna jak diabli. Niesamowita. W ogóle tekst jestem w stanie odebrać tylko na poziomie symbolicznym i jako taki kupuję - jako powracającą falę, jak u Prusa. Podobało się.
amsa dnia 11.03.2014 21:21
Urbi – całkiem ciekawy dreszczyk, dobrze się czytało, od pierwszego akapitu, po opis zajęcia Luizy, aż do końcowego błota. Tylko dlaczego karmiła je kotami :(, niedobra ona. Podoba mi się jak piszesz. Pomyślałam po kilku zdaniach, że masz swój styl, to bardzo dobrze. Dobry tytuł.

Pozdrawiam
B)

Poniżej poprawki.

Cytat:
Znalazła się nawet, złowieszczo przypominająca ludzkie niemowlę, naga, niemożliwie brudna lalka, której oczy, pozbawione powiek, wywrócone do góry białkami, przyprawiały o dreszcze. Na całej powierzchni bladoróżowego korpusu widniały ślady zębów. Jedna noga, złowieszczo poharatana, wisiała na ostatnim strzępku tworzywa.



Cytat:
niekiedy nawet zabłąkanego kota, resztki ich zakrwawionego futerka
– bez ich
Cytat:
Nikt nie spuszczał ze smyczy swego kochanego pieska w tamtych rejonach,
– W tamtych rejonach nikt nie spuszczał

Cytat:
Wyjęła z paczki kolejnego papierosa i włożyła go w usta umalowane ostrą czerwienią.
– bez go

Cytat:
Czekała właśnie na swojego stałego klienta.
– bez swojego
Cytat:
Nie płacił jej dużo, ale przynajmniej był dyskretny
– bez jej

Cytat:
By skrócić oczekiwanie, przeglądała się w lustrze. Uroda, którą tak się niegdyś szczyciła, zaczynała mocno przygasać.
– bez mocno, lub – bez zaczynała – mocno przygasła
Cytat:
Wspomnienia z beztroskich lat musiała pogrzebać już dawno, powodowały melancholię i infantylne pragnienia,
– może zamiast powodowały - wywoływały

Cytat:
Dzieci już wkrótce wiedziały dokąd mają iść.
– już wkrótce - trochę zawieszone
Urbi dnia 11.03.2014 22:03
ajw - dziękuję, że zajrzałaś i pochwaliłaś ;) Może kiedyś uda mi się napisać coś z jajem, tak jak Ty to robisz ;)

mede_a - symbolizm mnie prześladuje, ot, zwichrowana psychika rządzi, nawet, zwłaszcza, gdy nie zdaję sobie z tego sprawy. Dzięki za odwiedziny i miłe słowa.

amsa - z tym stylem - nie wiem czy dobrze trzymać się jednej stylistyki, ale wiem, że trudno być kimś innym, niż się jest ;)
Jestem Ci wdzięczna za wyliczenie błędów, często zadziwia mnie, jak mało szczegółów widzi się w swoich własnych pracach. Brak dystansu, wiadomo.
jasna69 dnia 12.03.2014 09:06
Wchłonęło mnie Twoje opowiadanie, a gdy skończyłam czytać poczułam się jak obudzona z koszmaru, w którym nienarodzone dzieci wyciągają rączki po życie. Konsekwencje uprawiania najstarszego zawodu świata bywają różne, a dokonane wybory pozostawiają błotne ślady w psychice.
Niezwykle sugestywne opisy są atutem tego tekstu, świetnie ukazałaś beznadzieję i brud życia bohaterki w odrealnionym świecie, gdzie to nie koty zjadają myszy i same stają się pożywieniem.
Ta historia istotnie wywołuje dreszcze.
Cytat:
Jego to­wa­rzysz­ka w trak­cie tych ge­stów ki­wa­ła nie­pew­nie głową i moc­niej przy­ci­ska­ła do pier­si ka­le­ką lalę.

tu coś nie zagrało - twarzyczka kiwała głową (?) i przyciskała (?) do piersi...

Pozdrawiam
Wasinka dnia 14.03.2014 11:05
Smętny klimat owej mrocznej historii wciąga jak te mokradła. Opowieść można sobie odczytać jako metaforę albo dosłownie (w ramach horroru na przykład). Ja sobie odczytuje i tak, i tak.
Dobry pomysł - trochę się domyśliłam, gdy zestawiłam sobie w międzyczasie profesję Laury z dziećmi, ale pomyślałam na początku, że to o dzieci wszystkich takich kobiet chodzi. A napomknęło mi o tym zdanie:
Cytat:
W tak małym mie­ście chęt­nych pła­cić za jej wdzię­ki nie było wielu, a i kon­ku­ren­cja spora. Nie ona jedna trud­ni­ła się tym fa­chem. Nie ona jedna mu­sia­ła żyć z jego kon­se­kwen­cja­mi.



Tak czy owak - sumienie, tęsknoty, niezrealizowane pragnienia potrafią zabić, stłamsić. Gdy stajemy bezradnie czy w chwili większych uzmysłowień (albo też całkiem niespodziewanie) - dopadają nas... Nic nie pozostaje bez konsekwencji. Czy to świat , powiedzmy, paranormalny, czy nasza własna psychika - zrobią swoje, wyciągną ręce.

Mały szlif by się przydał, ale powyżej już coś niecoś podrzucono.


Pozdrawiam słonecznie.
Urbi dnia 14.03.2014 15:47
Dzięki Wasinko za odwiedziny. Dobrze odczytujesz, takich dzieci na mokradłach mieszkało więcej, ale tylko tych dwoje postanowiło wrócić do mamusi, bo o nich pamiętała, troszczyła się na swój sposób. No i brak zdziwienia wśród mieszkańców osiedla, wszyscy wiedzieli, jak się "te sprawy" w mieście "załatwia". Taki był pomysł. Z uwag poprzedników skorzystam, oczywiście, są bezcenne.
Pozdrawiam również cieplutko.

Jasna, Tobie też dziękuję. Sądziłam, że za mało, za krótko w kwestii opisów, zawsze miałam kłopot z wyważeniem akcji i tych malowniczych "przystanków". Uwielbiam, gdy ktoś mi tak interesująco interpretuje tropy - koty same stają się pożywieniem ;) Fakt.
Serdeczności.
Polecane
Ostatnie komentarze
Pokazuj tylko komentarze:
Do tekstów | Do zdjęć
Kazjuno
27/03/2024 22:12
Serdeczne dzięki, Pliszko! Czasem pisząc, nie musiałem… »
pliszka
27/03/2024 20:55
Kaz, w niektórych Twoich tekstach widziałam więcej turpizmu… »
Noescritura
25/03/2024 21:21
@valeria, dziękuję, miły komentarz :) »
Zdzislaw
24/03/2024 21:51
Drystian Szpil - to i mnie fajnie... ups! (zbyt… »
Drystian Szpil
24/03/2024 21:40
Cudny kawałek poezji, ciekawie mieszasz elokwentną formę… »
Zdzislaw
24/03/2024 21:18
@Optymilian - tak. »
Optymilian
24/03/2024 21:15
@Zdzisławie, dopytam dla pewności, czy ten fragment jest… »
Zdzislaw
24/03/2024 21:00
Optymilian - nie musisz wierzyć, ale to są moje wspomnienia… »
Optymilian
24/03/2024 13:46
Wiem, że nie powinienem się odnosić do komentarzy, tylko do… »
Kazjuno
24/03/2024 12:38
Tu masz Zdzisław świętą rację. Szczególnie zgadzam się z… »
Zdzislaw
24/03/2024 11:03
Kazjuno, Darcon - jak widać, każdy z nas ma swoje… »
Kazjuno
24/03/2024 08:46
Tylko raz miałem do czynienia z duchem. Opisałem tę przygodę… »
Zbigniew Szczypek
23/03/2024 20:57
Roninie Świetne opowiadanie, chociaż nie od początku. Bo… »
Marek Adam Grabowski
23/03/2024 17:48
Opowiadanie bardzo ciekawe i dobrze napisane.… »
Darcon
23/03/2024 17:10
To dobry wynik, Zdzisławie, gratuluję. :) Wiele… »
ShoutBox
  • Kazjuno
  • 28/03/2024 08:33
  • Mike 17, zobacz, po twoim wpisie pojawił się tekst! Dysponujesz magiczną mocą. Grtuluję.
  • mike17
  • 26/03/2024 22:20
  • Kaziu, ja kiedyś czekałem 2 tygodnie, ale się udało. Zachowaj zimną krew, bo na pewno Ci się uda. A jak się poczeka na coś dłużej, to bardziej cieszy, czyż nie?
  • Kazjuno
  • 26/03/2024 12:12
  • Czemu długo czekam na publikację ostatniego tekstu, Już minęło 8 dni. Wszak w poczekalni mało nowych utworów(?) Redakcjo! Czyżby ogarnął Was letarg?
  • Redakcja
  • 26/03/2024 11:04
  • Nazwa zdjęcia powinna odpowiadać temu, co jest na zdjęciu ;) A kategorie, do których zalecamy zgłosić, to --> [link]
  • Slavek
  • 22/03/2024 19:46
  • Cześć. Chciałbym dodać zdjęcie tylko nie wiem co wpisać w "Nazwa"(nick czy nazwę fotografii?) i "Album" tu mam wątpliwości bo wyskakują mi nazwy albumów, które mam wrażenie, że mają swoich właścicieli
  • TakaJedna
  • 13/03/2024 23:41
  • To ja dziękuję Darconowi też za dobre słowo
  • Darcon
  • 12/03/2024 19:15
  • Dzisiaj wpadło w prozie kilka nowych tytułów. Wszystkie na górną półkę. Można mieć różne gusta i lubić inne gatunki, ale nie sposób nie docenić ich dobrego poziomu literackiego. Zachęcam do lektury.
  • Zbigniew Szczypek
  • 06/03/2024 00:06
  • OK! Ważne, że zaczęłaś i tej "krwi" nie zmyjesz już z rąk, nie da Ci spać - ja to wiem, jak Lady M.
Ostatnio widziani
Gości online:0
Najnowszy:Usunięty