Dopóki piłka w grze - Juna89
Proza » Obyczajowe » Dopóki piłka w grze
A A A
Mam na imię Karolina. Kocham piłkę nożną. W 21 urodziny mój narzeczony podarował mi coś, o czym nawet nie mogłam marzyć - drużynę piłkarską. Nie mogłam tego przyjąć, ale faceci potrafią być uparci. Przyjęłam, więc to, co stało się dla mnie najlepszym światem i najgorszym przekleństwem. Tomek, tak na imię miał mój narzeczony, miał firmę samochodową i wtedy był pierwszym mężczyzną w moim życiu. Nasz związek był niemalże idealny. Przyjaźniliśmy się, ufaliśmy sobie, akceptowaliśmy się takimi, jakimi byliśmy. Nawet, jeśli czasem brakowało czułości był dla mnie najważniejszy, dopóki nie pojawiła się drużyna...
To nie była I liga, tylko IV, ale to nie było ważne. Zaczęłam od zmiany trenera. Wybrałam starszego pana, który według mnie świetnie się do tego nadawał. Gdy spotkaliśmy się po raz pierwszy, był bardzo nieufny. W końcu niewiele jest kobiet w tej branży, a ja w szpilkach nie sprawiałam wrażenia profesjonalisty, którym zresztą nie byłam. Powiedziałam wtedy:
- Pan jest tu szefem. Ja się dopiero uczę...
Mimo to nasza współpraca była początkowo dość trudna. Ja, prawie zupełny laik zadawałam głupie pytania. Pewnie go to irytowało, ale był cierpliwy i wkrótce zaczął mnie traktować jak własną córkę, której nigdy nie miał. Prawie nie wtrącałam się w jego decyzję, doceniał to. Nauczyłam się od niego bardzo wiele. Nie tylko o piłce.
Drużyna z miesiąca na miesiąc grała coraz lepiej. Po trzech latach byliśmy już w II lidze. Tomka, cieszyły nasze sukcesy, powiększył nawet nasz budżet. Nie mówił, ale miał też w tym pewien interes, przecież Sokoły Poznań podnosiły rangę jego firmy. Nasze sukcesy, były jego sukcesami. Nie spodziewał się wcześniej, że taka dziewczyna jak ja potrafi zapanować nad drużyną. Sami zawodnicy traktowali mnie jak maskotkę. Żaden zespół nie miał takiej. Lubili mnie, czasem by mieć lżejszy trening przychodzili do mnie, ale ja ufałam trenerowi jak ojcu.
Nasza drużyna grała mecz w Gnieźnie. To był tylko sparing, przed otwarciem sezonu. Od razu rzucił mi się w oczy jeden z zawodników. Napastnik. Grał dobrze technicznie, ale wciąż brakowało mu czegoś, jakiegoś błysku, może formy. Mimo wszystko czułam, że właśnie on może poprowadzić Sokoły do wielu zwycięstw. Nazywał się Łukasz Mazurski.
- Co sądzisz o Mazurskim? - spytałam w przerwie trenera.
- Jak wrócę. - rzucił krótko.
To był ten jedyny raz, kiedy mecz oglądał z perspektywy trybun. Nie rozumiałam, dlaczego zostawił drużynę, ale teraz wiem, że tego nie zrobił. Ja byłam jej częścią...
- Dobry piłkarz, ale ma już 25 lat. - wypowiadał się o nim z niechęcią, zdecydowanie nie chciał go w drużynie. - Wciąż mu czegoś brakuje. Ma złą opinię...
- Panie trenerze, kupujemy. - powiedziałam i nigdy tych słów nie żałowałam. To był pierwszy raz w ciągu tych trzech lat, kiedy tak ważną decyzję podjęłam sama. Nie zdziwił się jednak.
- Dobrze. Kochasz swojego narzeczonego? - odbiegł od tematu, pewnie uznał, że nie ma sensu już o tym dyskutować.
Zaskoczył mnie tym pytaniem. Nie odpowiedziałam na nie, a on tylko wzruszył ramionami i wrócił do oglądania meczu. Pewnie, dlatego, że sama nie znałam na nie odpowiedzi. Stąd ten długi okres narzeczeństwa, czekanie na seks do ślubu... Tomkowi mówiłam, że nie jestem gotowa, ale ja tak naprawdę nie byłam pewna, że on rzeczywiście jest tym jedynym.
To pytanie męczyło mnie przez cały dzień, a i nocą mnie nie opuściło. Szukałam na nie odpowiedzi i nie mogłam jej odnaleźć. Rano wstałam z podkrążonymi oczami. Tomek zdziwił się, że jestem taka zmęczona. Mieszkałam z nim. Już dwa lata, żyliśmy obok siebie. Wpędzało mnie to w coraz większe wyrzuty sumienia, a przecież z pozoru byliśmy tak szczęśliwą parą.
Dlatego uciekłam na trening. Lubiłam patrzeć jak trener walczy z lenistwem i sennością chłopaków, jak dają z siebie wszystko by mi zaimponować. Tego dnia zobaczyłam naszego nowego zawodnika, transfer potoczył się zaskakująco szybko. Ten widok omal nie zwalił mnie z nóg. Przystojny brunet z zielonymi, cudnymi oczami i to ciało. Na sparingu niewiele widziałam, wtedy byłam ekspertem, teraz kobietą. Poruszał się z siłą i jakimś dziwnym wdziękiem, każdy ruch sprawiał, że mięśnie pięknie grały pod skórą. Chyba rozumiałam trenera, wiedziałam, czego się bał. Ja też się bałam.
- Sama tego chciałaś - znał mnie, niestety - ale córeczko uważaj, to typ bawidamka - uwielbiałam te jego staroświeckie określenia. Oczywiście przesadzał, tak myślałam, ale martwił się o mnie, a jeszcze bardziej o drużynę.
- Jesteś mądrą kobietą, Karolina. - dodał i uśmiechnął się.
Tego dnia nic się nie wydarzyło, nic wielkiego. Poznaliśmy się z Mazurskim, mając piękne plany naszej przyszłej współpracy. Potem były wykłady, ja wciąż studiowałam... i jeździłam starym polonezem. Tych dwóch rzeczy Tomek nie potrafił mi wyperswadować. Resztę, mieszkanie, fryzurę, zmienił. Teraz nosiłam eleganckie ciuchy, prawie zawsze szpilki, mój ukochany samochód przestał do mnie pasować, ale kiedy byłam sama wszystko wracało do dawnych czasów. Godziłam się na to, nie wiem może z wdzięczności, a może przez wyrzuty sumienia.
Nadszedł mecz, pierwszy z Łukaszem w składzie. Czekałam na to, w końcu to pierwszy zawodnik kupiony przeze mnie, tak naprawdę przeze mnie. Chciałam, by poprowadził nas do zwycięstwa, choć wiedziałam, że to za wcześnie. Tyle zdążyłam się nauczyć, na efekty trzeba czekać. Szybko zrozumiałam, że on potrzebuje motywacji, motoru, który napędzi, da mu wiarę, a ja tego jeszcze nie odnalazłam, przynajmniej tak myślałam.
Grał dobrze, to nie to słowo, grał świetnie. Trener był równie zdziwiony jak ja. Łukasz mijał dwóch obrońców, bez chwili wahania, w 17 minucie strzelił piękną bramkę, najpiękniejszą, jaką widziałam. Niczego mu nie brakowało. Znalazł swoją motywację, tylko do cholery ja wciąż nie wiedziałam, co to jest. Może potrzebował zmian?
- Jesteś boska. - rzucił mi w przerwie trener, oboje nie wiedzieliśmy jak trafna była ta uwaga.
Po meczu musiałam z nim porozmawiać, dlatego usiadłam obok niego, co nie uszło uwadze trenera, w wypełnionym wesołymi, niekoniecznie cenzuralnymi, piosenkami autobusie. Wolno było im się cieszyć.
- Był pan wspaniały. - powiedziałam
- Łukasz - podał mi rękę i spojrzał w oczy. Rozpłynęłam się w tych oczach i myślę, że już wtedy byliśmy zgubieni, a ja wciąż myślałam, że panuje nad wszystkim.
- Karolina.
- Dziękuje. Ty też jesteś. - to był pierwszy komplement, jaki usłyszałam z jego ust. Pierwszy i najwspanialszy.
- Wiesz, kiedy Cię po raz pierwszy zobaczyłam, nie grałeś jak dziś. Co się stało? - spytałam.
- Moje serce znów zaczęło bić. - tylko tyle, a moje też przecież zaczęło bić, chociaż myślałam, że nigdy nie przestało. Nie wiedziałam co myśleć, nie wiedziałam co czuć i co powiedzieć. Był bezpośredni, niewiele mówił. Zastanawiałam się, o czym, czy o kim myślał, tak jak gdybym tego nie wiedziała, a przecież wiedziałam. Cała dusza mi to mówiła.
Wróciłam do domu, radosna, w triumfalnym nastroju. Minął miesiąc. Wygraliśmy dwa kolejne mecze. Chłopaki prawie nosili Łukasza na rękach. Nie strzelał dużo, w zasadzie zaczął grać na pozycji pomocnika, ale miał coś, co mobilizowało drużynę, był w doskonalej formie.
Pamiętam, tego ranka posprzeczaliśmy się z Tomkiem. Już nie wiem nawet o co. Byłam kompletnie zdołowana. Obserwowałam trening z trybun, nie patrząc. Byłam nieprzytomna, myślałam o życiu, o Tomku. Oczy ukryłam pod okularami "muchami". Trener próbował ze mną rozmawiać, ale szybko się wycofał. Rozumiał, że niektóre sprawy wymagają samotności. Nawet nie zauważyłam, kiedy trening się skończył, ale poczułam, że ktoś usiadł obok mnie. To był Łukasz.
Nic nie mówił. Wziął moją rękę w swoje dłonie. Poczułam to ciepło z nich bijące. Nie patrzyłam na niego, on na mnie też nie. Poczułabym. Siedzieliśmy tak dłuższą chwilę.
- W życiu bywają gorsze dni. - powiedział, wtedy nie wytrzymałam. Zdjęłam okulary i spojrzałam na niego. Zobaczyłam troskę i mężczyznę, którego nie sposób zapomnieć. Rozpłakałam się, nawet nie wiem dlaczego, przecież nie przez Tomka. Patrząc na Łukasza, wydawało mi się, że nie istnieje.
Przytulił mnie. Chciałam, by to się nie skończyło. Jego bliskość sprawiała, że cała drżałam, a serce bilo jak oszalałe. Gdyby wtedy o coś poprosił, zrobiłabym wszystko, ale wciąż wmawiałam sobie, że to tylko chwila słabości, głupie zauroczenie. Poczułam jego usta na mojej szyi, policzku. Nie protestowałam, nie potrafiłam. W końcu jego usta odnalazły moje, chciałabym je móc zatrzymać. Delikatna pieszczota wypełniła mnie. Moje pragnienia, myśli... ja byłam jego. Położyłam głowę na jego ramieniu. Chciałam mu coś powiedzieć, ale nie miałam odwagi. Bałam się przerwać tą chwilę. Przytulił mnie mocno. Wtedy byłam tak naprawdę szczęśliwa.
Nie wiem jak długo tak siedzieliśmy, ale kiedy się rozstawaliśmy, było już ciemno. Wyszłam stamtąd, przy moim polonezie stal Tomek z kwiatami. Pewnie długo czekał. Byłam szczęśliwa, chciałam, by on też był. Podbiegłam do niego i rzuciłam się mu na szyję. Odwróciłam się, w cieniu stał Łukasz. Rozumiał, chyba rozumiał, też cos dzisiaj osiągnął, ale był smutny. To był jeden z niewielu razy, kiedy nie chciałam na niego patrzeć, bo cierpiał, a kiedy on cierpiał i ja cierpiałam.
Dopiero gdy położyłam się w łóżku, wszystko dotarło do mnie z pełną wyrazistością. Poczułam mdłości i musiałam pójść do łazienki. Było mi źle, bardzo źle. Wtedy odkryłam, że dobrze być właścicielką klubu. Miałam telefony do wszystkich zawodników. Była pierwsza w nocy, gdy zadzwoniłam.
- Obudziłam Cię? To ja.- powitałam go, nie spał wiedziałam to.
- Nie
- Źle mi.
- Mi też.
- Zaśpiewasz dla mnie?
Zaśpiewał. Nie protestował ani chwili. Była to piosenka Elvisa Presleya rLove me tenderr1;. Do dziś ją słyszę, gdy jestem sama i otacza mnie cisza. Łukasz fałszował niemiłosiernie, ale jego głos tak pięknie się załamywał. Uwielbiałam to, nikt tak tego nie robił. Nawet nie wiem, kiedy spokojna zasnęłam, z telefonem przy uchu.
Ta wiosna była piękna. Ja i Łukasz staraliśmy się nie zdradzić przed drużyną i samymi sobą. Żyliśmy każdym uśmiechem, muśnięciem dłoni, krótką rozmową. To było dla nas wszystkim. Nie spotykaliśmy się poza tym, tak bardzo się baliśmy. Tylko trener nie spuszczał z nas wzroku. On jeden widział wszystko, ale ja mu ufałam.
- Czy ty na pewno wiesz, czego chcesz? - spytał mnie kiedyś.
- Nie. - odpowiedziałam, nie widziałam sensu w kłamstwie.
- Bądź szczęśliwa, córeczko kochana. To nie piłka jest w życiu najważniejsza.
Właśnie on mi to powiedział. On, który całe życie poświęcił dla piłki. Oddałby za nią wszystko, ale teraz... teraz postawił przed nią moje dobro. Zastanowiło mnie to. Przez chwilę pomyślałam, że może żałuje.
Gdybym może wtedy go posłuchała, wszystko potoczyłoby się inaczej, ale czy to jak później postąpiłam to był błąd? Nie wiem, nie dowiem się tego nigdy.
Graliśmy z liderem. Nie spodziewałam się dobrego wyniku. Nawet gdybyśmy przegrali 1:0, byłabym zadowolona. Nie mówiłam nic, tylko krótkie: "powodzenia". Stałam w drzwiach autobusu. Łukasz wyszedł ostatni, ale zanim to zrobił poczułam jego usta na swoim policzku.
- Damy radę. - rzucił krótko i pobiegł do szatni.
O dobry wynik byłam spokojna. Nie wiem, co mnie podkusiło, zadzwoniłam do pubu i wynajęłam lokal na dzisiejszy wieczór, a przecież mecz się nawet nie zaczął. Piłka potoczyła się po murawie.
To był ciężki mecz, pierwsza polowa bezbramkowa, ale druga... Nasz kapitan walczył o każdą piłkę. Opłaciło się, w 61 minucie został sam na sam z bramkarzem i kto jak nie on miał to zrobić. Nie mógł tego zmarnować. Trener spojrzał na mnie, dziękował mi po raz kolejny. W ostatnich minutach jednak gospodarze wyrównali, ale remis to doskonały wynik.
To był ten jedyny raz, kiedy dałam się chłopakom ściągnąć z trybun. Uściskałam trenera, a oni nas podnieśli. Czułam się cudownie, trzymałam rękę Łukasza i w jego ramiona zeskoczyłam. Szybko się puściliśmy. Nie byliśmy sami.
Już w autobusie podziękowałam wszystkim i ogłosiłam imprezę w pubie. Przyjęli to entuzjastycznie, wykrzykując: "Wiwat Karolina". Biedny trener, aż zbladł. Myślał, że się z nimi żegnam. Uspokoiłam go, przynajmniej tak myślałam, ale on rozumiał dużo, dużo więcej ode mnie. Ja nie wiedziałam, co czuje, dopiero to odkrywałam. On był pewien. Widział wszystko, ale nic nie mówił. Uważał, że sama muszę dojrzeć. Ja, Tomek, Łukasz...
Wieczorem spotkaliśmy się wszyscy w pubie. Te parę godzin spędziłam w łazience. Chyba nie na marne, bo trener stwierdził, że wyglądam pięknie i nie tylko on. Tego dnia coś we mnie pękło... Zatańczyłam z trenerem i paroma chłopakami. Potem podszedł do mnie Łukasz. Myślałam, że serce wyskoczy mi z piersi. Czułam od niego alkohol i perfumy. Nie był pijany i pachniał ślicznie. Tańczyliśmy przytuleni. Bałam się od niego odejść na krok, by nie stracić ni chwili, by nie wyrósł mur... Przez chwilę pomyślałam o Tomku, ale on był daleko, a jego obraz tak niewyraźny. Byliśmy tak blisko siebie, byłam tym oszołomiona. Wszyscy już widzieli. Nie obchodziło mnie to, byłam wśród swoich. Wiedziałam, że nie wydadzą. Na pewno.
- Kocham Cię. - szepnął mi do ucha. Gdybym mogłabym to jeszcze raz usłyszeć, rzuciłabym wszystko. Wtedy poczułam się wspaniale, ale nadal nie wierzyłam w tę miłość. Przecież to było tylko pożądanie, silne, niebezpieczne i nie do zatrzymania. Tak to sobie tłumaczyłam. Ta chwila jednak wyryła mi w sercu piętno do końca życia, w tej chwili pocałowałam go nie zważając na nic. Czułam silne pragnienie, chciałam być z nim sama, tylko ja i on. To było jak sen. Wyszliśmy. I nie wiem w jaki sposób znaleźliśmy się w moim starym polonezie. Ten samochód dużo przeszedł, nie oddałabym go za nic, no może tylko po to by przywrócić umarłemu życie. Tylko by zwrócić życie...
Każdy jego dotyk sprawiał, że cała drżałam, a jego pocałunki odbierały mi mowę. Chciałam mu powiedzieć, że jest najważniejszy, że odejdę od Tomka, że nic się więcej nie liczy. Nie miałam siły. Poddawałam się jego ruchom, tej melodii jego ciała i właśnie wtedy zrobiłam to po raz pierwszy.
Gdy obudziłam się rano byłam tak szczęśliwa, że mogłam śpiewać i tańczyć. Byłam zdecydowana zerwać zaręczyny, tego chciałam. Może gdyby, wtedy był w domu, ale jego nie było. Powoli docierała do mnie prawda, jak zza mgły wyłaniały się obrazy. Zdradziłam przyjaciela, oszukałam siebie, a przy tym mogłam zniszczyć trenera i drużynę, a przecież ją kochałam. A Łukasz? Na samą myśl moje serce szalało. Już wtedy nie widziałam nic poza nim, ale nie chciałam się do tego przyznać w obliczu faktów, które były dla nas zabójcze.
Na razie postanowiłam czekać. To były magiczne dni, choć dręczące niepewnością. Staraliśmy się z Łukaszem być jak najbliżej siebie, starając się wyrwać okrutnemu losowi ile się dało. Nadal zachowywaliśmy pozory. Mimo wszystko trener posmutniał, a atmosfera nie była najlepsza, nawet Łukasz nie grał tak dobrze jak wcześniej. Wszyscy wyczuwali to, co się działo, żyli w strachu o siebie, o nas, a najbardziej o przyszłość drużyny. Tylko nam się wydawało, że wszystko jest w porządku, bo dopóki byliśmy razem nic nie mogło się stać. Nie mieliśmy racji.
Zaczęły przychodzić oferty z innych klubów, ale Łukasz nigdzie się nie wybierał. Propozycje były bardzo dobre, większość z I ligi.
W końcu zaczęłam się nienawidzić. Formalnie byłam z Tomkiem, ale był przecież Łukasz. Czułam się okropnie, całując narzeczonego. Czułam się winna w stosunku do nich obu. To nie mogło długo trwać. Przestałam sobie radzić z wyrzutami sumienia. Pomocy zaczęłam szukać w kościele. Jako mała dziewczynka zawsze tam przychodziłam, gdy było źle. Księża zawsze mnie wysłuchiwali, a do tego obowiązywała ich tajemnica spowiedzi. Potrzebowałam, by ktoś wskazał mi drogę.
W konfesjonale nie zagłębiałam się w szczegóły, powiedziałam jak jest.
- Nie mogę dać pani rozgrzeszenia. - usłyszałam - Pani musi zdecydować. Wiele błędów pani popełniła, potrzebna jest chwila zadumy nad własnym życiem. Prawda czasami jest trudna, ale zawsze powinna być mówiona. Dlatego niech pani dokona wyboru i nie ucieka się już do kłamstwa i zdrady. Myślę, że zrozumie. Pani jest silna i poradzi sobie... Ja w to wierzę.
Wyszłam stamtąd płacząc, ale wiedziałam co robić. Rozpoczęłam to rozmową z Tomkiem, najtrudniejsze zostawiłam na koniec. Nie wyrzucił mnie z domu, wybaczył, ale on źle mnie zrozumiał. Myślał, że to tylko chwilowe zauroczenie, które przeszło i nie było tam nic więcej, prócz pocałunku... Nie sprostowałam.
Z Łukaszem było trudniej. Nie wiedziałam, czy dam radę. Rozstawałam się z nim, myślałam, że na zawsze.
- Łukasz, wiesz, że Cię nigdy nie zapomnę, ale musisz odejść. - mówiłam ze łzami w oczach, coraz mocniej ściskając jego rękę, pewnie bolało.
- Dobrze, kochana. - nie chciał mi tego utrudniać, widział co się ze mną dzieje. Ryczałam jak bóbr. - Nie zmienisz zdania?
- Nie. - odpowiedziałam, a mimo to mnie pocałował, tak czule i tak nie chciałam się od niego oderwać, ale odeszłam. To ja odeszłam, mimo, że to on wyjeżdżał.
Otarłam łzy, jeszcze został trener. On wiedział, gdy mnie tylko zobaczył. Musiałam wyglądać fatalnie.
- Zdecydowałaś. - bardziej stwierdził niż spytał, pokiwałam głową. - Jesteś pewna, że dobrze zrobiłaś?
- Tak - to była jedyna odpowiedzieć, na którą mnie było w tym momencie stać. - Panie trenerze, sprzedajemy Mazurskiego.
- Ty tu jesteś szefową, ale to przyniesie dużą stratę drużynie. - westchnął - Rozumiem Cię.
Dzień za dniem mijał, a cierpienie nie zelżało. Dopiero teraz docierał do mnie, co straciłam. Mimo to patrząc na drużynę, nie żałowałam. Tomek był dla mnie prawdziwym przyjacielem w tych dniach, choć nie rozumiał, co się dzieje i ile rzeczywiście mnie to kosztuje.
Łukasz grał w I lidze. Szło mu beznadziejnie, podobnie jak gdyby nigdy nie grał w Sokołach. Schudł, był blady, ale nadal robił wrażenie na dziewczętach. Wiem po mojej siostrze, ale ona nic nie wiedziała. Mimo słabej formy, Łukasz wkrótce grał w II lidze na Wyspach, ale konsekwentnie marnował szanse. Nie mogłam mu pomóc, był sam, mimo, że z tego, co pisali w brukowcach zmieniał dziewczyny jak rękawiczki. Zdobył tytuł don Juana, a ja wiedziałam, że szuka choć chwili zapomnienia, nieświadomości. Ja przecież też o tym marzyłam, ale mimo wszystko wkurzałam się, gdy oglądałam jego zdjęcia z skąpo ubranymi panienkami. Naprawdę chciałam być przy nim, tak po prostu.
Trener patrzył na mnie ze współczuciem. Zaskakujące było, to ile on widział, co było dla innych niewidoczne, jak Tomka.
Pół roku, może rok później, nie wiem, zaprosili mnie na bal, bal dla osób związanych z piłką. Pewnie, dlatego że byłam jedną z niewielu kobiet w branży. Młode gwiazdy i starzy rutyniarze, trenerzy jednej drużyny i Ci legendarni, nie pasowałam tam. Nie chciałam iść, ale Tomek mnie namówił. Poszliśmy razem.
Stałam sama, gdy poczułam dotyk czyjejś ręki. Wiedziałam, kto to był, przecież nigdy nie zapomniałam tego uczucia. Pociągną moją dłoń i obrócił mnie twarzą do siebie.
- Zatańczymy?
Kiwnęłam głową. Gdy byłam tak blisko niego, znów drżałam, znów ledwo trzymałam się na nogach, jak dawniej. Bardzo się bałam, jeden fałszywy krok i byłam stracona.
- Co u Ciebie? - spytałam.
- Kiepsko. A ty jak się czujesz?
- Koszmarnie. - to było dziwne, ale zawsze mówiliśmy sobie prawdę. Nie potrafiłabym go okłamać, nie było sensu próbować.
Pytał o klub, o trenera. Tęsknił, czułam to. Chciałam mu pomóc, ale nie mogłam, a piosenka się kończyła.
Tego dnia Tomek spytał o Łukasza, powiedziałam, że to nasz były kapitan, ale chyba mój narzeczony nauczył się czytać między wersami.
Mniej więcej tydzień później Tomek powiedział:
- Mam inną kobietę. Przykro mi. Drużyna nie może pozostać twoja, ale zawsze tam możesz wracać, nie zmniejszę budżetu, nie sprzedam jej.
Poczułam się wolna i tak szczęśliwa, że omal nie umarłam. Nie wiedziałam, że tylko tyle mi do tego brakuje. Nie biorąc niczego tak jak stałam, pobiegłam na lotnisko, o niczym innym nie myślałam. Kupiłam bilet do Londynu, w zasadzie odkupiłam.
Poleciałam tak jak stałam. To cud, że wzięłam ze sobą paszport. Na lotnisku w Londynie dopiero dotarło do mnie, ze kompletnie nie wiem, gdzie on mieszka, a to niemałe miasto. Ktoś mnie objął z tyłu, odwróciłam się, to był Łukasz. Przytuliłam się do niego mocno, nie wierząc, że on tu jest, że jesteśmy tu razem. Znów niczego się nie bałam.
- Skąd wiedziałeś?
- Tomek dzwonił. - niemożliwe, a jednak nie było kobiety. - Dobrze, że jesteś.
Teraz byłam tylko jego. Ta noc była cudowna. Już dawno nie czułam, że żyje, bo bez niego ja nie istniałam. Zanim kupiłam jakieś ubrania, chodziłam w jego koszulach. Czułam się w nich lepiej, niż w najlepszych sukienkach. Dzięki temu był blisko, nawet gdy wyszedł na chwilę.
To były najpiękniejsze chwile w moim życiu. Już nigdy nie dane mi było mi być tak szczęśliwą. Nie poszłam na jego mecz, chciałam obejrzeć go w telewizji, po prostu nie potrafiłabym stać w tym tłumie, widząc go tylko z daleka. Zdziwiło mnie to, co zobaczyłam, nie widziałam wielkiej różnicy w jego grze z poprzednimi występami. Tylko trochę bardziej się starał, wtedy zaczęłam odkrywać prawdę. Przeanalizowałam w głowie wszystko, co pamiętałam, wszystkie mecze. Zobaczyłam, kiedy grał lepiej i wiedziałam, co muszę zrobić. Zadzwoniłam do trenera. Spytałam czy żałuje, że wszystko poświęcił dla piłki. Powiedział, że nie. Chciał coś jeszcze powiedzieć, ale się rozłączyłam.
Podarowałam sobie jeszcze jedną noc. Może to samolubne, ale tego nie potrafiłam sobie odmówić. Rano powiedziałam do mojego ukochanego, spokojna i pewna swoich słów:
- Odejdę, Łukasz - trzymałam jego dłoń. - ale pamiętaj dopóki piłka w grze...
Spojrzałam jeszcze raz w te zielone, zdziwione i piękne oczy, pełne zrozumienia. Już wracał do nich smutek, sprzed mojego powrotu.
- Dopóki piłka w grze. Powtórzył.
Z ciężkim sercem odwróciłam się. Powoli nasze dłonie traciły kontakt. Czułam nawet najlżejszy dotyk, opuszków jego palców, drżałam. Już za rogiem nie wytrzymałam, płakałam. Znów piłka zadecydowała za mnie.
Tak jak słusznie myślałam, od mojego wyjazdu Łukasz grał jak wirtuoz. Był doskonały. Głupia nadzieja dała mu więcej niż ja, gdy byłam jego. Nawet spełnienie nie mogło jej zastąpić, tej płonnej i ulotnej...
Trener wkrótce potem powiedział mi:
- Nigdy nie kazałem Ci poświęcać miłości.
- Nie, ale ja...
- Właśnie tego się bałem. Jesteś taka jak ja, a miałem nadzieję, córeczko, że będziesz szczęśliwa.
Tomek wrócił od mnie. Ślub wzięliśmy szybko, tak jak tego chciał. Zważywszy na mój stan, była to dobra decyzja.
Łukasz był sławny, grał w świetnych klubach, a w wywiadach podkreślał, że robi to dla kobiety i wciąż czeka. Brukowce szukały jej, nie dotarły do mnie.
Dnia 23 listopada, 5 lat później moje serce stanęło. Łukasz zginął w wypadku samochodowym. Chciał być pochowany w Polsce. Nie jadłam, nie piłam i niewiele pamiętam... Wiem, ze uparłam się by moja starsza córka poszła z nami na pogrzeb, Łucja...
Łukasz wyglądał jak zawsze, tylko był bledszy, a na ręce miał okropnego siniaka. Podbiegłam do niego, powiedziałam mu, wiem, że nie mógł mnie słyszeć, ale wcześniej nie mogłam.
- Kocham Cię. Wróciłam. - i pocałowałam go w ten zimny, martwy policzek.
Było tyle ludzi, a ja tak niewiele pamiętam. Nic nie widziałam, oczy zaćmiły mi łzy, za rękę trzymałam Łucję. Mała czterolatkę o ślicznych zielonych oczach.
- Kochałaś go? - spytał Tomek.
Pokiwałam głową, spojrzał na małą i chyba dopiero wtedy zrozumiał...
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • E-mail znajomego:
  • E-mail polecającego:
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • Znajomy został poinformowany
Juna89 · dnia 27.09.2008 11:39 · Czytań: 828 · Średnia ocena: 4 · Komentarzy: 3
Komentarze
ginger dnia 27.09.2008 14:58 Ocena: Bardzo dobre
Az nie wiem, co napisać... Dość długie opowiadanie przeczytalam jednym tchem. Ludzie dokonuja przeróżnych wyborów, nie zawsze szczęśliwych... Jej, życie jest tak strasznie skomplikowane, nawet bez piłki... ;)
km-13c dnia 16.04.2009 20:16 Ocena: Bardzo dobre
Generalnie moją opinię znasz, ale musiałem ocenić:smilewinkgrin:

Temat mało nowatorski, za to ujęcie nieszablonowe, przyjemnie się czyta. Jeśli chodzi o fabułę trochę zbyt dramatyczny koniec ale trudno w historiach miłosnych zrobić na końcu coś innego niż sielankę lub dramat;)
Red dnia 13.06.2009 21:29 Ocena: Bardzo dobre
Bardzo dobrze się czyta. Historia jest ciekawa i mnie absolutnie do siebie przekonała, razem ze wszystkimi decyzjami i uczuciami bohaterki.
Polecane
Ostatnie komentarze
Pokazuj tylko komentarze:
Do tekstów | Do zdjęć
ks-hp
18/04/2024 20:57
I taki autor miał zamysł... dziękuję i pozdrawiam... ;) »
valeria
18/04/2024 19:26
Cieszę się, że przypadł do gustu. Bardzo lubię ten wiersz,… »
mike17
18/04/2024 16:50
Masz niesamowitą wyobraźnię, Violu, Twoje teksty łykam jak… »
Kazjuno
18/04/2024 13:09
Ponownie dziękuję za Twoją wizytę. Co do użycia słowa… »
Marian
18/04/2024 08:01
"wymyślimy jakąś prostą fabułę i zaczynamy" - czy… »
Kazjuno
16/04/2024 21:56
Dzięki, Marianie za pojawienie się! No tak, subtelnością… »
Marian
16/04/2024 16:34
Wcale się nie dziwię, że Twoje towarzyszki przy stole były… »
Kazjuno
16/04/2024 11:04
Toż to proste! Najeżdżasz kursorem na chcianego autora i jak… »
Marian
16/04/2024 07:51
Marku, dziękuję za odwiedziny i komentarz. Kazjuno, także… »
Kazjuno
16/04/2024 06:50
Też podobała mi się twoja opowieść, zresztą nie pierwsza.… »
Kazjuno
16/04/2024 06:11
Ogólnie mówiąc, nie zgadzam się z komentującymi… »
d.urbanska
15/04/2024 19:06
Poruszający tekst, świetnie napisany. Skrzący się perełkami… »
Marek Adam Grabowski
15/04/2024 16:24
Kopiuje mój cytat z opowi: "Pod płaszczykiem… »
Kazjuno
14/04/2024 23:51
Tekst się czyta z zainteresowaniem. Jest mocny i… »
Kazjuno
14/04/2024 14:46
Czuję się, Gabrielu, zaszczycony Twoją wizytą. Poprawiłeś… »
ShoutBox
  • Zbigniew Szczypek
  • 01/04/2024 10:37
  • Z okazji Św. Wielkiej Nocy - Dużo zdrówka, wszelkiej pomyślności dla wszystkich na PP, a dzisiaj mokrego poniedziałku - jak najbardziej, także na zdrowie ;-}
  • Darcon
  • 30/03/2024 22:22
  • Życzę spokojnych i zdrowych Świąt Wielkiej Nocy. :) Wszystkiego co dla Was najlepsze. :)
  • mike17
  • 30/03/2024 15:48
  • Ode mnie dla Was wszystko, co najlepsze w nadchodzącą Wielkanoc - oby była spędzona w ciepłej, rodzinnej atmosferze :)
  • Yaro
  • 30/03/2024 11:12
  • Wesołych Świąt życzę wszystkim portalowiczom i szanownej redakcji.
  • Kazjuno
  • 28/03/2024 08:33
  • Mike 17, zobacz, po twoim wpisie pojawił się tekst! Dysponujesz magiczną mocą. Grtuluję.
  • mike17
  • 26/03/2024 22:20
  • Kaziu, ja kiedyś czekałem 2 tygodnie, ale się udało. Zachowaj zimną krew, bo na pewno Ci się uda. A jak się poczeka na coś dłużej, to bardziej cieszy, czyż nie?
  • Kazjuno
  • 26/03/2024 12:12
  • Czemu długo czekam na publikację ostatniego tekstu, Już minęło 8 dni. Wszak w poczekalni mało nowych utworów(?) Redakcjo! Czyżby ogarnął Was letarg?
  • Redakcja
  • 26/03/2024 11:04
  • Nazwa zdjęcia powinna odpowiadać temu, co jest na zdjęciu ;) A kategorie, do których zalecamy zgłosić, to --> [link]
Ostatnio widziani
Gości online:0
Najnowszy:Usunięty