Potwór - Cz. II - Grzech. - Bezsenny
Proza » Długie Opowiadania » Potwór - Cz. II - Grzech.
A A A
Od autora: Część druga wesołych przygód Radka. Niestety nie uważa, żeby było idealnie czy chociażby dobrze, ale ocenę pozostawiam wam ;)


PRELUDIUM


Ad libitum


 W małym pokoju, na drugim piętrze, domku jednorodzinnego na ulicy Makowej, stacjonował dzielny porcelanowy żołnierzyk . Wojak miał piękny, błękitny, paradny mundur z pagonami w żółtej otoczce. Spodnie miał zawsze nienagannie białe, a w butach w razie inspekcji można zawsze było się przejrzeć. Wojak stał zawsze na baczność, ponieważ cały czas stał na posterunku. Nigdy nie narzekał na niedogodności oraz zmęczenie, ponieważ był dobrym oraz solidnym żołnierzem. Kiedyś walczyłby u boku Napoleona, dziś jednak strzeże małej dziewczynki, która zamieszkiwała ten pokój. Porcelanowy żołnierzyk pomagał jej odganiać, złe sny w nocy oraz strzegł jej, kiedy przychodziła burza. Dziewczynka czuła się bezpieczna ze swoim żołnierzykiem. Kochała swojego żołnierzyka a on odwzajemniał jej uczucie. Nie dałby jej nikomu skrzywdzić.  Stał on zawsze przy jej łóżku, w dzień i w nocy, był jej zawsze ku pomocy. Obok dzielnego wartownika, stała pozytywka, którą właścicielka włączała co wieczór aby pomóc Piaskowemu Dziadkowi przenieść się do krainy snów. W pozytywce mieszkała baletnica tańcząca do rozbrzmiewającej muzyki.  Miała na sobie biały kostium wraz z różową tuniką. Obie ręce wyciągała do góry, stojąc na jednej nodze, podczas gdy drugą unosiła w powietrze.  Żołnierzyk uważał ją za istotę nadprzyrodzoną. Nie znał słów, które choć w niewielkim stopniu mogłyby nakreślić obraz jej piękna. Zwykłe „jesteś piękna” byłoby obraza dla tancerki. Wraz z uruchomieniem pozytywki świat promieniał żywymi kolorami. Z właśnie tego powodu żołnierzyk uwielbiał wieczory. Wzrok jego, był zawsze skierowany w stronę szafowego imperium zła . Pomimo tego w trakcie koncertów pozwalał sobie zerkać na tancerkę. Nie mógł sobie pozwolić na chwilę nieuwagi, aby w razie inwazji podnieść alarm. W pokoju było również wiele innych zabawek, lecz wartownik nie miał czasu, na wchodzenie z nimi w zażyłości. Karabinem musiał dzielnie odstraszać, dziecięce strachy.
Przyszły szóste urodziny dziewczynki. Posypała się masa prezentów. Od całej rodziny dostała nieprzebraną ilość zabawek oraz kolorowanek. Najlepszym prezentem okazał się jednak mały kotek, którego dostała od rodziców. Zwierzątko przysparzało wiele radości, małej właścicielce i bardzo szybko zadomowił się w pokojowej rzeczywistości. Kotek chodził gdzie tylko miał na to ochotę, czasem bawiąc się bez pytania zabawkami dziewczynki. Królewna – jak mawiał do niej jej tato – kochała kotka, i żołnierz też go pokochał.  Sielanka trwała w najlepsze.
Owego dnia żołnierz stojąc na warcie cieszył się wpadającym do pokoju ciepłem wraz z wesołym przekomarzaniem się ptaków. Kotek postanowił zaprzyjaźnić się z żołnierzykiem. Jednym susem dostał się na półkę, na której stacjonował wojak. Z zaciekawieniem przyglądał się żołdakowi, który był również zafascynowany pięknem zwierzęcia. Kotek oddalił się na łóżko dziewczynki aby zdrzemnąć się po harcach, które sobie zafundował. Zrobił to niestety tak niezgrabnie, że strącił ogonem wojaka z półki. Trafiając w ziemię, głowa wraz z torsem wojaka rozbiły się na drobne kawałeczki. Nogi jednak pozostały nietknięte. Ból był niewyobrażalny. Choć leżał tak zaledwie parę minut, zdawało mu się, że przeżył całą wieczność. Kiedy właścicielka pokoju zobaczyła co się stało, łzom i szlochom nie było końca. Pozbierała to, co zostało z żołnierzyka i zaniosła go tacie. Troskliwy rodzic obiecał zająć się ciężko rannym wojakiem. Poskładanie do kupy porcelanowej figurki  było nie lada wyzwaniem, lecz czego kochający rodzic nie zrobi, dla swojego zapłakanego dziecka. Praca była wyjątkowo trudna, ponieważ nie można było znaleźć paru kawałków żołnierza.  Brakowało połowy lewego, oka oraz całego ucha, natomiast prawe oko rozbiło się na dwie części. Brakujące miejsca, z braku laku, załatano plasteliną, dopierając odpowiednio kolory do kawałków figurki. Dziewczynka miejscami domalowała farbkami pasujące barwy. Pomimo całego wysiłku włożonego w rekonwalescencję żołnierza, miał on już nigdy nie słyszeć, ani nie widzieć poprawnie. Kiedy już wrócił do służby, nie mógł rozpoznać miejsca w którym się znajduje. Przedmioty które wcześniej widział poprawnie stały się tylko wypełnionymi czernią konturami. Świat wokół nich stał się szarawo – granatowy. Dźwięki łamały się w dziwny sposób. Słowa dziewczynki stały się okrągłe i niekształtne, pozytywka wydawała z siebie na przemian dźwięki, deptanego szkła to widelca którym ktoś niezdarnie jeździł po powierzchni talerza. Dźwięk ten, wwiercał mu się w głowę igielnym bólem. Dzień stał się udręką dla oczu i umysłu. Jedynie noc  i cisza w niej zawarta, koiły jego zszargane zmysły. Porcelanowy żołnierzyk w pewnym momencie zaczął obwiniać, o taki stan rzeczy kota który go strącił, potem swoją złość przeniósł na rodziców którzy futrzaka kupili, by w końcu parać nienawiścią do dziewczynki za to, że nie umiała nauczyć kota, aby nie wchodził na półki. Kolejne dni przynosiły coraz to więcej bólu.  Leniwie kapiąca nienawiść, wypełniła w końcu jego, tak bardzo kochające kiedyś serce.  Nienawiść koiła ból spowodowany pęknięciami na jego ciele. Stawała się powoli balsamem dla kakofonii i chropowatości dnia codziennego.  Szafa przestała być strzeżona. Potwory zaczęły coraz częściej i intensywniej nawiedzać sny dziewczynki.  Wojak karmił się każdym szlochem oraz krzykiem śpiącego dziecka . Popękana porcelana zaczęła gościć przegniłą na wskroś duszę. Tak zrodził się potwór.


Mormorando.


Radek cieszył się wolnością. Mały incydent w parku, nie spowodował przerwy w jego życiorysie. Rodzice poszkodowanych chłopaków – a jednego w szczególności – zgłosili sprawę do sądu. Na Sali wszyscy przedstawili swoje wersje wydarzeń.  Pobicia, pod wpływem impulsu, jak najbardziej się zdarzają, ale odgryzienie i zjedzenie nosa już nie bardzo. Rozmowa z psychologiem, którą nakazał odbyć Radkowi sąd poszła gładko.
- Z Panem Radosławem jest wszystko w porządku – brzmiał w skrócie, werdykt specjalisty.
Gdzie zatem podział się nos ofiary?
Unikając przysięgi, stwierdził, że wypluł go zaraz po akcie odgryzienia. Powiedział też, zgodnie z prawdą (tym razem), że po okolicy szwendał się pies, którego wcześniej już widywał w parku. Pies podbiegł do miejsca kaźni strzelca, i nie bacząc na krzyki zjadł nieszczęsną zgubę.
Snajper nr I nie mógł potwierdzić ani zaprzeczyć, ponieważ leżał nieprzytomny, natomiast numerek II zwijał się w bólu. Świadkowie – pani z wózkiem wypełnionym dzieckiem oraz starszy jegomość z podpierającą go żoną – pamiętali psa który zjawił się na miejscu incydentu lecz, nie pamiętają czy posilił się nosem, czy też nie. Psa nie odnaleziono. Za napaść i trwałe uszkodzenie ciała, zazwyczaj grozi dobrych parę lat. W przypadku Radka zastosowano karę w zawieszeniu plus nałożenie kosztów zadośćuczynienia. Karę pieniężną rozłożono na raty pod groźbą osadzenia.
Po ogłoszeniu wyroku, paru wypowiedzianych przez matkę poszkodowanego w gniewie słowach, nasz Tyson był wolny.  Nie do końca oczywiście, ponieważ ciążyła na nim kara w zawieszeniu. Postanowił nie łamać prawomocnego wyroku gdyż uważał, że lepiej być wielbłądem wśród ludzi niż kwiatuszkiem wśród zwierząt.
Sam incydencik wpłynął na Radka, w pewien dziwny sposób. Wyhodował on sobie  w miejscu usuniętego dziąsła, małe zwierzątko które umieścił w klatce. Możliwe, że była to rekompensata za stratę Jacka i Agatki. Z wyglądu przypominało modliszkę, tyle, że było czerwone i nie żywiło się niczym co mogła zaoferować dzika flora i fauna. Czerwień zwierzątka przypominała Radkowi kolor jego motorówki, której resztki ciągle trzymał w portfelu. Ulubionymi zajęciami zwierzątka było polowanie oraz spanie. Zwierzątko nie potrzebowało dużo pokarmu co też cieszyło Radka, ponieważ pomimo oszczędzania, budżet i tak był kruchy. Kiedy zwierzątko raz się najadło, spało długo, póki nie wyczuło wartościowej ofiary. Reksio – bo  tak nazwał zwierzątko Radek - dawał o sobie znać tylko wtedy kiedy napotkał rzecz wartą pochłonięcia.  Każdy posiłek sprawiał, że ulubieniec Radka stawał się piękniejszy oraz silniejszy.
 
Nasz bohater miał już załatwioną pracę w bibliotece miejskiej. Nic wielkiego. Cisza, spokój i odludność.  Czasem, brzęknął tylko dzwoneczek zawieszony nad drzwiami, i jakiś cień poprosił go o daną pozycję. Chciał co prawda iść na studia, ba, matura nawet mu na to pozwalała, ale w jego sytuacji majątkowej było to bardzo niemożliwe. Za rok, może dwa. Póki co, została mu tylko orka et laborka.  Aby poprawić swoją sytuację finansową,  młody bibliotekarz, co drugi dzień po pracy chodził na kurs tańca. Lekcji udzielała mu nowo poznana panna Miotła. Mieszkała ona w niezbyt przytulnym magazynie konserw i  przetworzonej na przeróżne sposoby żywności.  Pomimo tego, że Radek był początkującym tancerzem, nauczycielka nie cackała się z nim. W tańcu do czegokolwiek można dojść tylko i wyłącznie ciężką pracą. Uczyła go coraz to bardziej zaawansowanych kroków, jak i coraz to nowych rodzajów tańca. To była prawdziwa dama. Nie każdy miał zaszczyt wziąć ją w ramiona i pląsać z nią aż do zachodu słońca. Mieszkała tam też druga panna, którą Radek również był rad odwiedzać.  Nasza nauczycielka tańca, nie lubiła jej i po troszę nią gardziła. Wynikało to z faktu, że oddawała się każdemu, jak leci. Nasza dama od tańca, miała o niej wyrobioną opinię, którą dzieliła się z Radkiem przy każdej możliwej okazji.  
W tym momencie boję się cytować, ponieważ opinia którą teraz mam zamiar przybliżyć jest dosyć dosadna, dlatego ludzi wrażliwych proszę o zasłonięcie kolejnych dwóch jednostek leksykalnych:


- Zwykła szmata.


Już można czytać.


 Z perspektywy dobrze wychowanej i ułożonej kobiety, dziewczę to robiło rzeczy które jeżyły włosie na głowie.  Każdy pracownik robił z nią dosłownie co chciał, a ona nie bacząc na okoliczności – czy to dzień, czy to noc, czy też po prostu obecność innych osób – ochoczo wskakiwała w ręce użytkownika.  Wchłaniała każdą substancję wydalaną przez magazynowe rupiecie oraz przez pijanych mężczyzn, którzy lubili sobie „drynknąć” w pracy. Nie mówiąc o tym, że darła się jak stare prześcieradło.

- Szmacicho! – odezwał się drewniany głos z kąta.

Przepraszam, najmocniej. To się więcej nie powtórzy. Nasza dama bywa kapryśna. W tajemnicy powiem, że jest ona zazdrosna o Radka, ale w razie „W”, nie wiecie tego ode mnie. On z kolei zawsze chętnie korzystał z usług „ladacznicy”, choć myslę, że nie warto rozwijać szczegółów tej znajomości.
Lekcje tańca, praca, pasja, dwie kochanki – życie towarzyskie Radka kwitło w najlepsze.
A właśnie. Młody tancerz nie porzucił swojej pasji ze szkoły. Doskonalił się w niej naprzemiennie z kursem tańca.
Lepienie oraz malowanie szło mu coraz lepiej. Dyrektor jego liceum, pozwolił mu na korzystanie, ze sprzętu kiedy tylko zechce, ponieważ cenił wkład pracy oraz zapał Radka. Lubił wspierać młodych kreatywnych ludzi. Znał też jego sytuację i wiedział, że może to mieć także wartość terapeutyczną. Swoich prac Radek nie wyjawiał, ani szerszej ani, węższej publice, gdyż czuł, że nosi ona w sobie skazę niedoskonałości. Potrzebował inspiracji. Potrzebował odpowiednich komponentów które miał dopiero znaleźć, a Reksio miał mu niejako w tym pomóc. Inspirację czerpał z otoczenia, własnych uczuć oraz doświadczeń, natomiast pomysły czasem podkradał z - rzadkich bo rzadkich, ale jednak – wystaw sztuki organizowanych w jego mieścinie. Kiedy pod koniec miesiąca zostawało mu parę drobnych, jeździł do większego miasta, aby tam podziwiać dzieła artystów. Czasem jeździł PKS - em a gdy się poszczęściło, jeździł z przypadkowymi ludźmi autostopem.

Dolce

Dni w bibliotece przemijały w spokoju. Na lekcjach tańca czynił postępy, figury lepiły się w najlepsze. W pracy jak to w pracy. Przerzucanie książek z miejsca na miejsce, sprawdzanie stanu biblioteki, naliczanie kar. Wszystko to przeplatało się ze stałym gdakaniem jego współpracownic. To nie to, że nie lubił swoich towarzyszek broni, ale często zachodził w głowę jak można wszystkie rozmowy ograniczać do takich tematów jak: ‘Zośka spod siódemki”, „Herbata Czy Kawa”, „Co Pierdoń powiedział” czy w końcu „Ta dzisiejsza młodzież’. Z paniami łączyło go wyłącznie „Dzień dobry” „Yhm” , „Hehehe” „Do widzenia”.
- Radek, taki fajny kawaler jesteś. Czemu nie masz dziewczyny? Gdybym była w twoim wieku to hohoho – huczała stara szafa.
Odpowiedź zostawiam w twojej gestii.  
To nie to, że ich nie lubił. On po prostu nimi gardził. Dręczyła go ciągła miałkość rozmów oraz bezbarwność charakterów.  Gdyby tylko chciał poszczułby je Reksiem, ale nawet on uważał je za niegodne zachodu.
I może w bibliotece nie spotkałoby go nic ciekawego, gdyby spośród korowodu spragnionych liter worów na mięso, nie wyłoniła się Osoba.  Osoba była szatynką. Miała długie włosy splecione w warkocz, który nosiła na lewym ramieniu. Twarz okraszały piegi, delikatne usta przy każdym spojrzeniu Radka przybierały kształt zakłopotania. Delikatna budowa o dziewczęcych kształtach. Co tak naprawdę przykuło uwagę Radka to jej niewyobrażalnie duże, zielone oczy. Radek dostrzegł w nich wrażliwość, która gdyby tylko mogłaby się rozlać na ludzi, zakończyłaby wszelkie konflikty na świecie. Widział też w nich troskę, przeplataną z potrzebą ochrony i opieki. Zakochał się. Zapragnął posiadać właśnie te źrenice na własność. Reksio niespokojnie wiercił się w klatce. Cos niedobrego mu się chyba przyśniło.  Dziewczę wypożyczyło parę tytułów. Niestety, a może stety, Radek  był pod takim wrażeniem, że nie potrafił wykrztusić z siebie słowa.  Nie licząc oczywiście jąkających się pytań o imię i nazwisko oraz stwierdzenia, że za miesiąc trzeba będzie oddać książeczki, inaczej naliczy srogą karę. Sylfida przytaknęła i podziękowała. Oprócz nerwowego uśmiechu chyba wydał z siebie coś co miało przypominać „To ja dziękuję”, ale nie dało się go wtedy za bardzo zrozumieć. Radek promieniał w środku. W końcu znalazł swój mały cel, do którego pragnął za wszelką cenę dążyć. Kolejne małe drzewko na szczycie góry Masłowa.  Radek nie mógł się doczekać, aż jego wybranka pojawi się znowu. I pojawiła się wodząc oczami po regałach w bibliotece. Radek przygotował się na jej powrót. Do jednej z wypożyczonych książek podrzucił małą kartkę z której jego wybranka dowie się, że jest naprawdę piękna. Tylko na tyle było go stać. Może dobrze, machał pędzelkiem, potrafił lepić garnki świetnie tańczył, ale kiedy przychodziło do wyrażania emocji brakowało mu polotu, wyobraźni czy stylu. Nie tak jak niektórym. Bał się trochę reakcji z jej strony, co było naturalna reakcją. Nie wiedział czy obiekt jego westchnień, po prostu go nie wyśmieje, czy też może zignoruje zimnym „oddaje książki”. Radek miał blender w głowie, który ona nastawiła na najwyższe obroty.  Nie mógł się skupić na najprostszych zajęciach. Ciągle przed oczami miał tą dziewczynę, wraz z jej cudownymi oczami. Oczy mogące rozświetlić wszelkie mroki, zabić wszystkie cienie przeszłości oraz rozświetlić drogę przyszłości.
Nastała chwila prawdy. Dziewczyna oddając książki uśmiechała się inaczej niż zawsze. Radek nie wiedział czy to uśmiech zatytułowany „Ty biedny mały żuczku” czy też „Dziękuję za komplement”. Odwzajemnił uśmiech jak tylko mógł najpiękniej. Wróżka znowu wymieniła książki.   Wkładając karty z powrotem do oddanych książek, zauważył małą karteczkę z napisem „Dziękuję”.  Czyli jednak coś z tego będzie. Kartkę podstawił pod nos i starał wychwycić zapach Driady. Niestety kartka pachniała wyłącznie książką.
- Ohohoho. Nasz kawaler znalazł sobie obiekt westchnień. Hohohoh. – brzmiał worek.
-                                                       – odpowiedział bohater.
Radek postanowił brnąć dalej w karteczkową wymianę zdań. Postanowił jednak od razu przejść do jak myślał konkretów.
„Czy pijasz kawę?”
„Tak”
„A czy dasz się zaprosić?”
„No nie wiem. Kiedy?””
Podał datę i miejsce.
„Może się zjawię, może nie. Zaryzykujesz?”
 - Kto tutaj ryzykuje, kotku – zamajaczył przez sen Reksio.
 
Amoroso

Przynudzam? Spokojnie, jeszcze tylko mały zakręcik i znajdziemy się na ostatniej prostej.

Korespondencja trwała tygodniami, a może nawet miesiącami. Nie wiem. Nie jest to ważne. Reszta zdarzeń w życiu Radka nie była wtedy istotna.
Radek postanowił spotkać się w małej, przytulnej kawiarence. Miejsce to otulone było regałami na których dumnie prężyły się książki. Biel książek młodych flirtowała z żółcią książek starszych. Głośniki wydobywały z siebie niezbyt nachalny jazz, uzupełniany stukaniem to łyżeczek o filiżanki, to filiżanek o podstawki.  Skoro jego wybranka lubiła czytać to, to miejsce na pewno przypadnie jej do gustu.  Radzio przyszedł wcześniej, na wypadek gdyby, jego randka miała zamiar przyjść parę minut przed wyznaczoną godziną. Niestety nie okazała się ani zbyt nadgorliwa, ani zbyt punktualna.
10 minut – stukanie palcem w stół,
15 minut – kelnerka przynosi wodę,
20 minut – motorówka zaczęła krążyć między palcami,
30 minut – jest.
Spóźniła się, bo była ciekawa czy będzie dalej czekał. Od pół godziny, siedziała na ławce naprzeciwko kawiarni skąd miała dobry widok na jego stolik. Ot, kobiecy kaprys. W Radku troszeczkę się zagotowało, ale kiedy przeprosiła, wszystko z niego zeszło. Nastąpiło oficjalne przywitanie oraz standardowa wymiana imiona.
 Driada okazała się Magdą której było bardzo miło.
-            - zapytał.
- Tak, mieszkam tu od dawna. Na osiedlu V – lecia, niedaleko Twojej biblioteki. A Ty, gdzie masz swoją bazę wypadową?
-            - odpowiedział zgodnie z prawdą.
- Studiuję malarstwo na ASP. Teraz mam wakacje i staram się, jak widzisz nadrabiać braki w lekturach. Pracujesz w bibliotece dorywczo, czy robisz coś w kierunku bibliotekarstwa?
-            - odpowiedział zwięźle.
- Rozumiem. Skąd w takim razie dwie posady?
-            - odpowiedział fałszywie.
- Kredycik mieszkaniowy. Ulalala. Ambitnie. Nie jesteś może trochę za młody na, że się tak wyrażę, zaręczyny?
-            - odpowiedział żartobliwie.
- Hahahah. Zawsze można patrzeć na to w ten sposób.
-            - odpowiedział pytająco.
- Tak siostra też zaręczyła się z dwoma facetami. Jeden nazywa się Przemek a drugi BGŻ. Wszystko dlatego, że Krystian jest w drodze.
-            - zapytał celnie.
- Trafiłeś. Mała niespodzianka. Rodzice byli trochę zawiedzeni, że sprawy potoczyły się w ten sposób.  Rodzice mieli już wszystko poukładane. Najpierw studia, potem ślub a na końcu potomek. Schematy, schematy. Babcia cieszy się na przyjście wnuczka, z kolei dziadek jeszcze trochę się dąsa, ale przejdzie mu, kiedy weźmie małego na ręce. Ślub za sześć miesięcy, więc jeśli się sprawdzisz, to może popląsamy co nieco. Hahahah.
-            - odpowiedział dumnie.
- Mówisz?  Może sprawdzimy? .
-            - odpowiedział filuternie .
Magda pomimo wyglądu szarej myszki którą znał z biblioteki, była szalenie otwartą i pewną siebie dziewczyną. Zrobiła tym samym na Radku jeszcze większe wrażenie. Przypadła mu do gustu i to chyba z wzajemnością, gdyż spotkania zaczęły odbywać się regularnie. Dziewczę pochwaliło się swoimi dotychczasowymi pracami.  Nasz kochaś również, nie pozostawał dłużny. Pokazał swoją kolekcję glinianych tworów. Dzielna driada była pod wielkim wrażeniem prac Radka, który jej zdaniem talentem wyprzedzał o lata świetlne ludzi z jej roku. Brakowało mu co prawda czegoś co określiła mianem „oka prawdziwego artysty” (Tak. Też tego nie rozumiem), ale z tego co widzi dużo mu nie brakuje do osiągnięcia ideału. Nie była świadoma nawet jak niewiele.

INTERLUDIUM

Golem

Czy ludzie przejawiają jakąkolwiek wartość, drogi kolego?
Zwierzęta. Pazerne i zaborcze. Żywiące zawiść do drugiego. Starające dominować się w każdym aspekcie życia: od prostych rozmów, po kwestie moralne oraz śniadanie. Każdy jest tu lwem nie baczącym na mniejszych braci swoich. Chodzące gówna w czuprynach.
Czy ja sam przejawiam choć iskrę czegoś co można by było choć, trochę zbliżyć do słowa „piękno”?
Skoro i ja dzielę powłokę z tym przegniłym tworem,  wart jestem nie więcej niż plugawe  łono z którego wypełzłem.
Codziennie rano patrzę w to samo lustro, w które patrzy paru innych chłopaków. Większość z nich widzi w nich osoby z przyszłością. Choć dom ten jest ich życiowym piętnem czoła noszą dumne. Niczym tarczę, która chroni ich przed złem i degrengoladą ludzkiej natury, której doświadczyli dobitnie w swoim życiu. I choć na co dzień udają twardych i  niezłomnych, krzywiąc wzrok w jak najtwardsze spojrzenia,  w nocy pochlipują żałośnie kiedy dopada ich cień ich własnej be zwartości. To ten sam cień który podąża za nimi na boisku, w sklepie czy na dworze. Cień który zgotował im człowiek.
Cień który przyprawiono także mi.  
Nie mam już oczu, które płaczą w nocy, nie mam też ust, które szeptają o strachu w cichych zakamarkach domu. Przyjąłem cień i poznałem jego piękno. Nie jest on moim wrogiem, wręcz przeciwnie.  Nie potrzebuje już tarczy wykutej z traumatycznej przeszłości. Przyjąłem mrok. Mrok mnie oczyścił. Odrzuciłem przeszłość na rzecz, przyszłości. Poczwarka zmienia się w motyla. Póki co jednak nie mająca ani  formy ani kształtu.
Drogi kolego, ja już nie płaczę, nie mam też potrzeby uśmiechu. W lustrze nie widzę już Radka Kilerczyka. Odbicie jak stary obraz bez framugi przedstawia golema. Gliniane oczodoły zieją pustką. Twarz jego służyła pijanemu artyście za tarczę do rzutek.
Potrzeby są tylko wyrytymi głęboko frazami. Jedzenie nie ma smaku, słońce nie ogrzewa, tworzenie nie cieszy.
Czy da się tak żyć, może zapytasz? Zapytaj.  
Golem nie ma takich problemów. Kazano mu żyć, toteż żyje tak jak mu to jest zapisane.
 Jako, że nie mam w sobie nic pięknego, muszę odnaleźć to piękno w świecie. Nie wystarczy jednak piękno to poznać ale trzeba to piękno wchłonąć. Glina ma to do siebie, że kiedy jest jeszcze mokra, można modyfikować jej  element. Aby zachować dzieło należy wypalić je w ogniu, inaczej cała praca pójdzie na marne. Rzecz w tym, że ja ciągle mogę się modyfikować, tak jakbym był na  wyrobisku gliny. Nie zabraknie mi materiału, gdyż żyję wśród niego. Wszystko jest kwestia doboru najlepszych komponentów.
Kiedyś będę piękny.

Con Brio

Reksio już się niecierpliwił. Co jak co ale jego pan przetrzymywał go głodnego w klatce aż zbyt długo. Tłumaczył mu, że to jeszcze nie czas, że to jeszcze nie ta chwila. Ciągle szukał wymówek.  Reksio był cierpliwy, ależ ile można czekać  na posiłek? Miał się w końcu doczekać.  
Radek był już bliski sukcesu. Z driadą byli już prawie razem.  Przyzwyczaiła się do jego obecności i nawet mu ufała. Tym lepiej. Radek postanowił zrobić jej niespodziankę, zapraszając ją do swojego lokum.  Nie pisał sms-ów, ani nie dzwonił. Szkoda byłoby zostawić jakikolwiek ślad. Udawał, że spotkał ją przypadkiem na mieście, choć tak naprawdę jego wzrok towarzyszył jej przez cały dzień. Okazało się, że wieczorem umówiła się z koleżankami na babski wieczór. Kiedy zapytał czy nie da się zaprosić, zadowolone oczy z miejsca zgodziły się na propozycję amanta. Pomyślała, że nic się nie stanie jeśli spóźni się na spotkanie z koleżankami godzinkę, lub dwie. Liczyła na to, że Radek w końcu zada TO pytanie, a ona po chwili udawanego wahania powie z radością w duszy „Tak”. Jej usta przytulą w końcu jego , po czym popatrzą na siebie rozdygotanymi spojrzeniami i pójdą razem gdzieś gdzie będą całkowicie właśni.  W miejsce gdzie będzie bezpieczna w sanktuarium jego ramion. W miejsce gdzie czasu zawsze będzie za mało.  Gdzie pierwsza sekunda spotkania jest zarazem początkiem i końcem - radością z powitania oraz tęsknotą po pożegnaniu.
Apartament Radka nie był szczególnie zachwycający. Ot kawalerka z paroma pokojami i schodami do małej piwniczki. Pan Mietek, od którego mieszkanie Radek najmował, zapewniał, że tak się kiedyś budowało i wtedy się to sprawdzało.
- Ale wisz Pan, zawsze Pan możesz znaleźć coś innego.
Piwniczka to bardzo niecodzienne zjawisko w mieszkaniu ale zawsze było można trzymać tam chociażby rower. Na wyposażeniu były tam też pordzewiałe sprzęty ogrodnicze, parę butelek oraz słoików. Zawsze się przyda. Mankamentem tej piwniczki był brak podłogi.  Pan Najemca nie pokusił się o wylewkę betonu czy też choćby kawałek wykładziny dlatego też podłogą była po prostu ziemia.
- Sprawdza się Panie. Wisz Pan w takiej cenie to, to nie znajdziesz Pan takiego mieszkania nigdzie.  Bierzesz Pan?
Zasiedli przy małym stoliczku. Woda grzała się kompletnie nie przeczuwając, zdarzeń które miały mieć zaraz miejsce. Zwykła rozmowa. Sylfida opowiadała o swoich dziewczynach oraz planach na wieczór. Była bardzo szczęśliwa, że ktoś tak mile przerwał jej wieczór. Trochę się pośmiali a niesforne ręce zaczęły plątać się w pierwszych nieśmiałych uściskach. Ich palce zaczęły się coraz bardziej ze sobą spoufalać. Radek podniósł się z krzesła. Trzymając dłoń dziewczyny, spojrzał jej głęboko w oczy i zapytał:

-                                                   - padło pytanie.
- Ależ oczywiście, monsieur – padła odpowiedź
Pomimo braku muzyki, zaczęli dostojnie wirować. To uśmiech tu, to obrót tam, muskające się delikatnie acz nie do końca wargi. Podniecenie wypełniło skromne pomieszczenie wylewając się na inne pokoje.
Wykonała ostatni obrót. Nie wiedziała nawet, kiedy poczuła pchnięcie, które spenetrowała  jej płuco, a kiedy silna ręka zakryła usta. Nie wiedziała nawet, kiedy usłyszała oślizgłe „Jeżeli będziesz spokojna, obiecuje, że to nie potrwa długo.” Próbowała się zerwać, ale im bardziej życie biło na alarm, tym więcej nowych otworów powstawało w jej ciele.
Pchnięć było wiele ale już po piątym razie ból, nie grał pierwszych skrzypiec. Na scenę weszła uśmiechnięta matka z siostrą.
-  Jak wyglądam w tej sukience mamo? – obiły się resztki myśli.
Życie wypływało strużkami z pięknookiej driady. Nie zatańczy już na ślubie siostry. Nie pochwali się zdanym egzaminem. Nie zademonstruje rodzicom swojego najnowszego dzieła.
Nie zrobi wielu rzeczy, które mogła zrobić. Nie żyła, lecz jej historia potrwa jeszcze przez chwilę.
Radziu utrzymywał ciało jeszcze chwilę w powietrzu aby upewnić się, że nie wyda z siebie wołania o pomoc. Póki co nie przejmował się plamami krwi na podłodze i schodach prowadzącymi do zatęchłej komóreczki.  Reksio szalał z zachwytu. W końcu, nareszcie. Radek zapalił światło. Driada spała. Twarz nie wygięła się w przerażony grymas.  Jest taka jaką była przed chwilą, kiedy trzymali się za ręce w kuchni. . Cieszyło go to. Przed dokonaniem swojego dzieła musiał jeszcze wejść na górę. Ręce drżały mu nie z przerażenia, ale z powodu podniecenia. Wybrał największa z dostępnych łyżek i biegiem wrócił na dół.
Dziecko mogło w końcu rozpakować prezent.
Choć obiekt jego westchnień spał już od paru minut, nie przeszkodziło to w podniesieniu jego powiek. Zaczął od lewego. Najpierw podważył trochę palcem, potem pomógł sobie łyżką. Wyszło. Jak teraz odłączyć je od ciała? Rozejrzał się po komórce. Na ścianie znalazł stary nożyce do żywopłotu.
- Nadadzą się idealnie – krzyczał podekscytowany Reksio.
Nasz smyk skorzystał z porady przyjaciela. Wyciągnął je jeszcze trochę. Uklęknął przy ciele. Rachu, ciachu i po sprawie.  Z drugim nie pieścił się już tak bardzo. Nie odchylał nawet powieki.  Łyżkę po prostu wbił najgłębiej jak potrafił. Strasznie pomocne urządzenie. Gdyby tylko mógł, zrobiłby jej order z ziemniaka. A co tam. Zrobi.
Chwila precyzji, użycie odpowiedniej siły i voila. Teraz to sylfida zionęła pustką. W ten sposób Radek miał w rękach ósmy i dziewiąty cud świata. Przyglądał się im z bliska, zaznajamiając się z ich budową.  Tym razem miał żywe - o ile można tak powiedzieć - eksponaty, a nie dziecin zamiast dziecinnych rysunków w książkach.  Obwąchał jedno, a następnie drugie. Danie dnia, nie smakowało w sposób mu znany, natomiast w dotyku przypominały mu one trochę ugotowane na twardo jajka. Nos przy tym doznaniu smakowym, to zaledwie marny naleśnik z serem.  Radek z zachwytu nie mógł ruszyć się z miejsca. Klęcząc na kolanach wygiął swój kręgosłup do tyłu, głowę zwracając ku niebu. Nie miał pojęcia ile trwał na kolanach pilnując sufitu. Godzinę? Dwie? Z dosyć długiej chwili euforii wybił go Reksio.
- Czas posprzątać. Zobacz jak nabrudziłeś niezdarko – wycedził pupil Radka.
Rzeczywiście, trzeba było szybko się uwinąć. Radek może był i niezdarą, ale za to był najszczęśliwszym i najżywszym niezdarą na świecie. Krwi z kuchni nie dało się tak od razu zmyć. Zabrało mu to parę godzin tudzież sporo detergentów. Szczęśliwi czasu nie liczą. Zaczął od włączenia radia. Zabrzmiało „Wonderful World”, zdobywcy księżyca Lance’a Armstrong’a. Oj tak. Chwilo trwaj. Musiał zająć się też truchłem. Jak wiedział z lekcji chemii oraz biologii, w lecie wszystko szybciej się rozkłada. Stare sprawdzone budownictwo pozwoliło mu wykopać odpowiednio duży dół w piwniczce,  w którym mógł pochować zwłoki. Po skończeniu domowych porządków Radziula udał się na – chyba wszyscy się zgodzimy - jakże zasłużony wypoczynek.

FORTE

Z popielnika na Wojtusia…

Reksio przegryzł pręty w klatce, ponieważ musiał się z niej jakoś wydostać, a Radek smacznie spał, więc musiał sobie jakoś poradzić. Udał się nad płynącą niedaleko rzekę. Hamak już na niego czekał. Musiał wspiąć się tylko na nieduży pagórek, i już mógł rozłożyć swoje odwłoki i odnóża w specjalnie przygotowanym dla niego materiale. Stamtąd mógł obserwować dzika florę i faunę. Fioletowe słońce przyjemnie rozgrzewało, barwiąc tym samym  niebo na pomarańczowo. Na lepsza pogodę Reksio nie mógł trafić. Poniżej pagórka na którym się znajdował płynęła warta rzeka. Od czasu do czasu płynęły w niej skrawki wspomnień, gałgany uczuć, opony, ławice łez oraz trochę zużytych reakcji. Za rzeką  znajdował się pagórek okraszony drzewami. Drzewa otaczały polanę, tworząc swego rodzaju naturalną scenę. Całą scenę otaczały góry tworząc niewielką dolinkę. Góry upiększone były klifami ,przy których znajdowały się jaskinie.
Coś zatelepało ziemią i paręnaście metrów od pagórka ze sceną wyrósł z ziemi drapacz chmur.
- Wyrósł jak grzyb po deszczu – pomyślał Reksio, sącząc drinka.
Na łące pojawiła się, znikąd, mała dziewczynka o imieniu Ryfka. Dziewczę nie miało na sobie ubrań i po prawdzie nie bardzo jej to przeszkadzało gdyż miała małe kuku na muniu. (Ale wcale nie jest przez to gorsza niż przeciętny obywatel RP. Boże Broń.)
- Za to żeśmy rudzi, za to żeście winni, wszyscyśmy umrzeć powinni – śpiewała dziewczynka.
Brudna wychudzona a co najgorsze ruda. (Przez to jest już gorsza.)
Reksio nie zniósł tego widoku. Coś co robiło u niego za serce skroiło się na moment. Rzucił bułkę, rzucił grosik, a potem jeszcze cosik.
Dziewczynka zaświeciła zębami i podziękowała.
- Zaniosę też mamie i tacie – zakręciła się, roześmiała i znikła.
- Cudowne dziewczę. Nie ma wiele, a jeszcze myśli o rodzicach. Gdyby to młode pokolenie miało choć trochę z tej dziewczynki – wzdychał hamakowicz. Nie miał zbyt dużo czasu na rozwodzenie się nad obecną sytuacją młodzieży gdyż na wieżowcu zaczęli gromadzić się ludzie. Reksio był ciekaw jak się tam znaleźli, bo nie było ich tam wcześniej.
-  No tak windy. Ale ze mnie gapa – klepnęło się w czoło modliszątko.
Obserwował dalej.
Z jednej z jaskiń wyszła Łysa Śpiewaczka. Stanęła na koniuszku klifu, przeczesała się grzebieniem po raz ostatni i zaczęła swój występ. Reksio rozpoznał to dzieło od razu. Było to „Nie dojrzysz Californii bez oczu Marlona Brando” z opery "BezOcznie". Bardzo poruszający kawałek sztuki. Nasz leniuch delektując się tym sporym dziełem sztuki o mało nie przegapiłby tratwy która rozbiła się przy wzgórzu. Nie była to byle jaka tratwa bo płynęła pod banderą meduzy. Część pasażerów była zajętą konsumpcją resztek swoich towarzyszy podróży, część nie miała tak dobrych manier i bez przeproszenia odstąpiła od stołu i wpełzła na brzeg.  Rozbitkowie byli wychudzeni tak, że miejscami można było zobaczyć ich kości. Skóra wydawała się przeźroczysta. Pomimo tego wigoru im nie brakowało. Hamakowicz pomachał rozbitkom, w odpowiedzi dostając tylko krzywe spojrzenie oraz szczękot zębów paru załogantów. Załoga musiała się chyba w ten sposób komunikować, gdyż każdy z nich wesoło szczękotał zębami do siebie. Możliwe, że działało to na zasadzie alfabetu Morse’a. Przypominało mu to trochę dźwięk cykad, kiedy przebywał na Cykladach. Część wychudzonych ciał podbiegła do klifu, gdzie dalej pracując żuchwami, słuchali w skupieniu Śpiewaczki.
Kolejna grupa pędem pobiegła w stronę łąki. Celebrację z okazji szczęśliwego lądowania, trzeba było zacząć.  Paru odważnych drwali, pomimo braku siekier zaczęła ścinać drzewa. (No czym? Zgadniemy? Tak właśnie! Ząbkami.)
Ząbki co prawda szybko starły się na korze, ale w życiu liczy się przecież upór, bez którego w życiu daleko się nie zajdzie. Tego akurat naszym bohaterom nie brakowało.
- Amen – rozległo się zawołanie z drapacza.
Ziemia przytuliła ciało.
Ludzie na szczycie ustawili się gęsiego.
- Amen – skok.
(Po co? Nie pytaj mnie proszę.)
- Amen – kolejna plamka.
Widzący to kłapacze znajdujący się na polanie podbiegli oglądać z bliska moment lądowania.
- Amen – Plask
Jeden z nich nie myśląc długo  skorzystał z pozostałości honorowych dawców organów. Wrócił on na polanę trzymając w zębach coś, co pełniło jeszcze przed chwilą funkcję żołądka. Zwinnie wdrapał się na drzewo i zawiesił organ na gałęzi.
- Klak, klak? – pytali się między sobą tratwiarze.
- Amen.
- Klak – ruszyli, klekocząc radośnie.
Wszyscy zabrali ze sobą to, co mogli tylko unieść i zmieścić w rękach czy też w ustach. Tu jelito, tam wątroba cz gdzieniegdzie płat skóry.
Klekoczące nicponie nie musiały martwić się o materiał do ozdabiania lasu. Materiału – Amen – było pod dostatkiem.
W mig przyozdobili lasek w czerwone kreacje. Drwale zobaczywszy cuda jakie dzieją się wokół nich, porzucili swój fach i ruszyli dekoratorom na pomoc. Była to dobra decyzja, gdyż zaczynali już piłować drzewa kośćmi. Aż tak dobrych dentystów nie ma na świecie.
Reksio nie mógł się nadziwić cudom, jakie miały wtedy miejsce. Wiszące z drzew dekoracje przypominały mu trochę girlandy na Boże Narodzenie. Oczko mu się załzawiło, temu małemu czerwonemu, modliszku.
Na klifie obok Śpiewaczki pojawiła się Ann Oppida wraz z Atropos. Obie spełniły swoje marzenie. To znaczy tylko Atropos gdyż Ann miała wszystko na miejscu. Machały /li obie / oboje (Nie lubię nikomu nic narzucać,) wesoło jak najmocniej tylko mogły. Nasz obserwator również im odmachał.
Pod góry wczołgał się Radek. Był on teraz gigantem. Palcami objął szczyty gór. Oglądał całe przedstawienie zza wierzchołków. Wzgórza miały teraz jego oczy. Nie chciał niszczyć swoją obecnością miru dolinki. Nikt też, oprócz jego wiernego kompana nie spostrzegł, że nawiedził on dolinę.
- Pięknie tu, prawda? – zapytał Reksio.
Radek uśmiechnął się delikatnie i skinął głową.  

Allegro non troppo

Obudziły go poranne ptaki oraz kłujące w oczy słońce. Płakał. Nie dlatego, że przyśnił mu się koszmar. Radek nie płakał ze strachu. Wręcz przeciwnie.  To był jeden z piękniejszych snów jakie w życiu miał. Płakał z radości.
Może to trochę narcystyczne, ale uważał, że obudził się piękniejszy.





Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • E-mail znajomego:
  • E-mail polecającego:
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • Znajomy został poinformowany
Bezsenny · dnia 08.03.2014 19:56 · Czytań: 658 · Średnia ocena: 0 · Komentarzy: 2
Komentarze
Kalina Bukowski dnia 13.03.2014 19:33
Z demonami przeszłości nie ma żartów. Zazwyczaj siedzą cicho wewnątrz człowieka, czasem rozpychając się łokciami i podgryzając tu i ówdzie. Potrafią również rozerwać takiego człowieczka od wewnątrz, na strzępy. Bywa i tak. Czasem jednak usypiają spokojnie... I można wywalczyć w sobie (i dla siebie) to, by nigdy ich nie obudzić. Naprawdę się da...
No, ale są też takie, co zamiast siedzieć cicho wewnątrz, lubią sobie wyjść raz na jakiś czas na spacer. Te od Radka rozhasały się na dobre. Jeden zwłaszcza. Biedny Radek. Biedni ludzie na drodze Radka.
Biedna też i ja - bom wrażliwa. Zawsze, ale to zawsze, gdy proponuje mi się oglądnięcie filmu, pytam: "ale będzie straszny?". Bo jeśli jest krew, ból, krzyki i inne cuda wianki, to ja wtedy uprzejmie dziękuję i odmawiam. Tak już mam. Szczerze powiedziawszy, odruchowo pominęłam jeden akapit, gdy zorientowałam się, co jest grane... ale wróciłam do niego i przyznam - to było mocne. Ostatnie myśli umierającej dziewczyny. Budowanie relacji tych dwojga młodych. Fajny zabieg z przemilczeniem słów Radka w dialogu - których i tak łatwo było się domyśleć! I od razu taki czytelnik wie, że główny bohater został mu przedstawiony jak trza. Skoro już wie, że go "zna". Dobre, dobre.
Niemniej jednak, portalowy kolego - co tam się dzieje z interpunkcją, hę? ;)
Mi się wydaje, że Ty nie przywiązujesz do tego większej uwagi. Płyniesz z tekstem i po wszystkim nie za bardzo czujesz potrzebę czytania go milion razy, a już zwłaszcza w celu polowania na przecinki i powtórzenia. No, i... wiesz, co? Ja tego czepiać się nie będę.
Bezsenny dnia 13.03.2014 21:28
Dziękować za komentarz ;)
Tak interpunkcja, moja pięta achillesowa. Po części jest tak jak piszesz droga koleżanko, po części wstyd się przyznać, ale niestety na polskim za bardzo nie uważałem w szkole, co skutkuje brakami w interpunkcji. Niemniej jednak dziękować za pozytyw ;)
Polecane
Ostatnie komentarze
Pokazuj tylko komentarze:
Do tekstów | Do zdjęć
dach64
24/04/2024 00:04
Nadchodzi ten moment i sięgamy po, w obecnych czasach… »
pliszka
23/04/2024 23:10
Kaz, tutaj bez wątpienia najwyższa ocena. Cinkciarska… »
pliszka
23/04/2024 22:45
Kaz, w końcu mam chwilę, aby nadrobić drobne zaległości w… »
Darcon
23/04/2024 17:33
Dobre, Owsianko, dobre. Masz ten polski, starczy sarkazm… »
gitesik
23/04/2024 07:36
Ano teraz to tylko kosiarki spalinowe i dużo hałasu. »
Kazjuno
23/04/2024 06:45
Dzięki Gabrielu, za pozytywną ocenę. Trudno było mi się… »
Kazjuno
23/04/2024 06:33
Byłem kiedyś w Dunkierce i Calais. Jeszcze nie było tego… »
Gabriel G.
22/04/2024 20:04
Stasiowi się akurat nie udało. Wielu takim Stasiom się… »
Gabriel G.
22/04/2024 19:44
Pierwsza część tekstu, to wyjaśnienie akcji z Jarkiem i… »
Gabriel G.
22/04/2024 19:28
Chciałem w tekście ukazać koszmar uczucia czerpania, choćby… »
ks-hp
18/04/2024 20:57
I taki autor miał zamysł... dziękuję i pozdrawiam... ;) »
valeria
18/04/2024 19:26
Cieszę się, że przypadł do gustu. Bardzo lubię ten wiersz,… »
mike17
18/04/2024 16:50
Masz niesamowitą wyobraźnię, Violu, Twoje teksty łykam jak… »
Kazjuno
18/04/2024 13:09
Ponownie dziękuję za Twoją wizytę. Co do użycia słowa… »
Marian
18/04/2024 08:01
"wymyślimy jakąś prostą fabułę i zaczynamy" - czy… »
ShoutBox
  • Zbigniew Szczypek
  • 01/04/2024 10:37
  • Z okazji Św. Wielkiej Nocy - Dużo zdrówka, wszelkiej pomyślności dla wszystkich na PP, a dzisiaj mokrego poniedziałku - jak najbardziej, także na zdrowie ;-}
  • Darcon
  • 30/03/2024 22:22
  • Życzę spokojnych i zdrowych Świąt Wielkiej Nocy. :) Wszystkiego co dla Was najlepsze. :)
  • mike17
  • 30/03/2024 15:48
  • Ode mnie dla Was wszystko, co najlepsze w nadchodzącą Wielkanoc - oby była spędzona w ciepłej, rodzinnej atmosferze :)
  • Yaro
  • 30/03/2024 11:12
  • Wesołych Świąt życzę wszystkim portalowiczom i szanownej redakcji.
  • Kazjuno
  • 28/03/2024 08:33
  • Mike 17, zobacz, po twoim wpisie pojawił się tekst! Dysponujesz magiczną mocą. Grtuluję.
  • mike17
  • 26/03/2024 22:20
  • Kaziu, ja kiedyś czekałem 2 tygodnie, ale się udało. Zachowaj zimną krew, bo na pewno Ci się uda. A jak się poczeka na coś dłużej, to bardziej cieszy, czyż nie?
  • Kazjuno
  • 26/03/2024 12:12
  • Czemu długo czekam na publikację ostatniego tekstu, Już minęło 8 dni. Wszak w poczekalni mało nowych utworów(?) Redakcjo! Czyżby ogarnął Was letarg?
  • Redakcja
  • 26/03/2024 11:04
  • Nazwa zdjęcia powinna odpowiadać temu, co jest na zdjęciu ;) A kategorie, do których zalecamy zgłosić, to --> [link]
Ostatnio widziani
Gości online:0
Najnowszy:Usunięty