Bladość cienia - Urbi
Proza » Inne » Bladość cienia
A A A

Byłam jej niedoskonałą kopią, odbiciem ledwie podobnym, choć przecież byłam nią samą.

Julia wyszła z domu. Ostatnim dźwiękiem, który usłyszałam, było głośne zatrzaśniecie drzwi. Przez następnych kilka godzin, gdy jeszcze byłam w stanie rejestrować upływ czasu, całe wnętrze opanowała trudna do zniesienia cisza. Niełatwo było sobie z tym faktem poradzić. Nie wiedziałam, gdzie poszła. Nie tłumaczyła się, jak zwykle. Kazała czekać na swój powrót, jak na ratunek przed nicością, przed śmiercią, przed tym rodzajem dezaktualizacji, który wiązał się z samotnym przeżywaniem każdej chwili.

Usiadłam w kącie i podkuliłam nogi. Coś przecież czaiło się w tej przestrzeni pełnej załamań światła, kantów, nieregularnych brył i zapachu stęchlizny. Bałam się poruszyć, by nie sprowokować ataku. Julia jeszcze do niedawna próbowała być tarczą ochronną – ciągle zwarta, konkretna, cielesna – nie imały jej się te wszystkie mary, widziadła, upiory, które mieszkały w naszym domu. Ale od jakiegoś czasu zaczęła się wycofywać, krygować, uciekać na sobie tylko znane terytoria. Nie wyjaśniła, co ją tak przestraszyło. Nie mogłam jej za to obwiniać, pragnęła żyć swoim życiem, prostym i zwyczajnym, tak różnym i odklejonym od mojego.

Kiedy mnie zostawiła, starałam się nie oddychać zbyt głęboko, by nie zburzyć porządku rzeczy. Mój wzrok badał każdy kąt, każdy zakamarek pokoju, by tym samym go oswoić, uczynić znajomym, niegroźnym, pozbawionym ukrytych właściwości. Po godzinie albo dwóch, rozbolały mnie pośladki. Cienka wykładzina nie stanowiła wygodnego siedziska. Na domiar złego zwyczajnie zachciało mi się palić. Ostrożnie wstałam i poczłapałam do kuchni po fajkę. Nic się nie stało, choć kątem oka zarejestrowałam jakiś ruch tuż za moimi plecami. To nic niezwykłego, tłumaczyłam sobie, za naszymi plecami zawsze dzieje się najwięcej. Wciągnęłam haust dymu łapczywie. Parę minut miałam spokój. Nikt i nic nie ma do mnie dostępu, gdy palę. Nie wiem nawet, jak wpracowałam sobie ten system obronny, ale tak właśnie było. Zapobiegawczo poszperałam po szafkach i lodówce, chwyciłam dwie kromki chleba, kilka plasterków szynki, paczkę papierosów, ostry nóż, i wróciłam na swoje miejsce. Mocno przywarłam do ściany, próbując wtopić się w tło i nie zwracać na siebie uwagi. Zasłoniłam uszy wypróbowanym po wielokroć gestem. Chrobot małych ząbków znów stawał się nieznośny.

Z boku pewnie wyglądało to dziwacznie, gdy tak siedziałam z kamiennym wyrazem twarzy. Zastygłam, znieruchomiałam, odchyliłam się od rzeczywistości. Zaczęłam wspominać lata, gdy przetrwanie wydawało się tak łatwe i znośne, ba, niekiedy wręcz przyjemne. Gdzie mi się to zapodziało? I dokąd poszła Julia? Czemu nie ma jej tu ze mną?

Nigdy jej tego nie mówiłam, ale podziwiałam ją za kilka cech, nienawidziłam za inne, lecz przede wszystkim odczuwałam w stosunku do niej pewien rodzaj dystansu, niezrozumienia, odmienności.

Bałam się, gdy podchodziła zbyt blisko i wymuszała sztuczny uśmiech czy jakiś wariant zachowania odpowiedniego, jej zdaniem, do zaistniałych okoliczności. Wydawało mi się wtedy, że mnie zawłaszcza, skłania ku sobie, zabiera mi nawet ten niewielki skrawek ziemi, który odruchowo nauczyłam się nazywać swoim.

Słuchałam jej słów, zawsze odnosząc się do nich krytycznie. Na słowa byłam szczególnie wyczulona.

Potrafiła mówić pięknie. Gdy padały z jej ust największe mądrości, zazwyczaj długo przeciągała wyrazy, próbowała wtedy dźwięków, smakowała je, zastanawiała się, potykała o frazy, aprobowała wyklutą myśl lub nie, zawsze jednak pragnęła jak najlepiej, najściślej zrozumieć dane zagadnienie sama, a później przedstawić je innym. Nieładnie wykrzywiała za to twarz, gdy czuła się zmuszona do grzecznych, jałowych dyskusji. Męczyły ją. Wiedziała, że jest nieszczera i że nie potrafi tego ukryć. Zdawała sobie sprawę również z tego, że tak dużo jest wokół lepiej lub gorzej maskowanej obłudy, że nią jedną nikt się nie przejmie. Co najwyżej potraktuje ją jako niegroźną dziwaczkę, bądź zarozumiałą zołzę. To nie było takie ważne. Ja natomiast ciągle nie miałam swojego zdania. Byłam niezdecydowana i pełna obaw. Każda stałość, oczywistość, ostateczność posiadała według mnie kolejne warstwy, niczym ciasto francuskie. To stało się moim znakiem rozpoznawczym. Grzęzłam w wątpliwościach i paradoksach.

Pamiętam, że kiedyś, w dzieciństwie, Julia była mi bliska. Bawiłyśmy się razem, razem śmiałyśmy się z rzeczy, które dotyczyły tylko nas dwóch. Beztroskie poszerzanie granic świata wypełniało nam dni. Na wspólnych fotografiach z tamtych lat widnieją nasze uśmiechnięte buzie. Obejmujemy się na nich tak mocno, jakbyśmy chciały się zjednoczyć, spoić ze sobą. Przeglądam je beznamiętnie, pocieram wierzchem dłoni, próbuję przywołać tamte wrażenia. Ale wiem, że to minęło bezpowrotnie, może nawet zdarzyło się komuś innemu?

Chyba w okresie dorastania zaczęło robić się trudno. Czego innego chciała ona, czego innego ja. Nie potrafiłyśmy się już porozumieć. Ona pragnęła chwytać życie garściami, ja popadałam w coraz to bardziej skomplikowane obsesje, lęki, przytłoczenia.

Kiedy pojawił się on – polubiłyśmy go obie, ale ten chłopiec, jak się z czasem okazało, wolał ją, żywą i wesołą, odważną, błyskotliwą dziewczynę z długimi blond włosami. Mnie znał słabo, czasem tylko mijaliśmy się w drzwiach, gdy przychodził do niej wieczorem z butelką wina, zamienialiśmy ze sobą kilka słów, krzyżowaliśmy niepewne i zmieszane spojrzenia. Próbował mnie dotknąć raz czy dwa, pamiętam, ale szybko cofał dłoń.

Nie robiłam im przeszkód, świat miał swoje wymagania, rozumiałam to. Spoglądałam z boku na ich szczęście, w pierwszych momentach nierówne, kanciaste, formujące się dopiero, później coraz to stabilniejsze. Nie uczestniczyłam w nim, nie mogłam. Trwałam poza tym wszystkim, co dotyczyło tych dwojga. Byłam zaledwie cieniem padającym na ścianę w tym maleńkim pokoju, który otaczał i chronił rodzące się uczucia.

Myślę, że mogłabym, że chciałam czasem wyskoczyć przez okno, gdy tak rozmawiali, snuli plany, roztaczali wokół siebie aurę przystawalności i ułożenia. Szkoda, że na zewnątrz był cały ten wielki świat, którego istnienie tak mi ciążyło, szkoda. A przecież i oni nie zawsze tacy byli. Jeszcze nie tak dawno zaproponowaliby kieliszek wina, porozmawiali, ot tak, o niczym, o nas, o każdej maleńkiej i kruchej wątpliwości. Lecz teraz zmienili się, dorośli. Nie mają czasu na zamyślenia i brak strategii przetrwania. Są jaśni, prawie nie widać tych szram i zacieków, potknięć, które przytrafiały im się po drodze. Tylko mnie się nie udało dookreślić i dojrzeć, ciągle jestem niesymetryczna, zaciemniona, niby kiepska fotografia z fragmentem czyichś dłoni zasłaniających migawkę.

W tym domu nigdy nie było zbyt wiele miejsca. Ciasnota, wielość kątów pozatykanych szklaną watą i otuliną, względnie starymi łachami, kocami, bo przeciągi i wkradająca się pleśń nie są mile widziane. Dość długo ukrywałam się za szafą, regałem z książkami, na których zbierał się kurz – jeszcze można dostrzec na nich odciski moich palców. Ostatnio najczęściej lądowałam w kąciku pod schodami prowadzącymi do piwnicy. Właściwie to już nie jest teren mieszkalny, więc chyba siłą rzeczy eksmitują mnie stąd.

Słyszę niekiedy czyjeś kroki, czyjś śmiech, nawołujące głosy. Lecz to nie mnie wołają, wiem, zapomnieli, zostawili, odeszli poza obręb cienia. Układam się wtedy wygodniej, przymykam powieki, zatapiam się w fantazjach o kolejnych wcieleniach, którymi nigdy nie będę. Zakradam się jeszcze czasem do salonu. Nad kominkiem wisi wielkie stare lustro. Przeglądam się w nim chciwie, próbuję rozpoznać swoje rysy. Stoję tak przez chwilę, badam refleksy poświaty padającej zza przymkniętych drzwi. Oni są tam, ja tutaj, ta bariera jest wyraźna i oczywista. Przymierzam porzuconą na podłodze bluzkę Julii, szal, asymetryczną spódnicę, przeczesuję włosy jej szczotką. Jesteśmy coraz mniej podobne, stwierdzam po chwili. Oddaliłyśmy się od siebie. Z tą smutną myślą odpływam w niebyt.

Obudziło mnie czerwone niebo. Nie wiedziałam jak długo spałam i jaka jest pora dnia, nie mogłam wiedzieć. We śnie też budziłam się kilka razy. Zatarły się kontury. Tylko to czerwone niebo było realne, tak sądziłam. Zdarłam z rzęs pajęcze nitki i podeszłam do okna. Świat istniał, tak samo jak wcześniej, mimo, że wcale w tym wielkim przedsięwzięciu nie uczestniczyłam. Chyba nie powinnam być z tego powodu zdziwiona – pomyślałam.

Julia nie wróciła jeszcze do domu. Musiałam radzić sobie sama. Mijały dni. Zaczęłam przyglądać się swojej twarzy w łazienkowym lustrze codziennie rano. Wcześniej nie miałam do niego dostępu. Długo trwało, nim rozpoznałam własne odbicie. Nie pamiętałam nawet, że mam na nosie i policzkach kilka piegów, oczu koloru miodu, wydatne usta. Dobę dzieliłam teraz na fazy, epoki, części składowe. Niekiedy nie pasowały do siebie, więc próbowałam scalać je siłą woli. Efekty tych działań były rzecz jasna marne.

Po tygodniu zobaczyłam ją z okna. Stała na ulicy i rozmawiała z naszym sąsiadem. Była piękna, cała w beżach i odcieniach złota. Tylko jej buty wydały mi się okropnie znoszone, z grudkami błota i trawy. Zerknęła przelotnie w stronę naszego mieszkania i poszła dalej. Z tyłu jej ramiona unosiły się w śmiesznych podrygach.

Wczoraj, pierwszy raz od dwóch miesięcy, postanowiłam wyjść na zewnątrz. Byłam zaskoczona, że nogi niosą mnie przed siebie, krok za krokiem, aż do bólu ścięgien i lekkiej zadyszki. Nie rozpoznawałam miejsc, które widziałam po drodze. W większości były dla mnie czymś nowym. Zaczęłam podejrzewać, że rytm dobowy z tej strony przebiegał według zupełnie innych reguł, niż za zamkniętymi drzwiami mojej siedziby. Coś się nie zgadzało. Spotkałam kilkoro ludzi. W ich starczych, zmęczonych obliczach dostrzegałam znajome rysy. Być może już kiedyś ich widziałam. W oknie wystawy mignęła mi przez sekundę twarz Julii. Odwróciłam się gwałtownie, ale za mną nie było nikogo. Jedynie papierowa torebka, targana przez wiatr, zaplątała się w gałęziach rosnącej dziko leszczyny.

Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • E-mail znajomego:
  • E-mail polecającego:
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • Znajomy został poinformowany
Urbi · dnia 17.03.2014 19:25 · Czytań: 677 · Średnia ocena: 4,5 · Komentarzy: 11
Komentarze
Marxxx dnia 17.03.2014 22:18
Tak na szybko literówki:

zatrzaśniecie -> ę
wpracowałam -> y

poza tym w zdaniu

Cytat:
Kiedy po­ja­wił się on – po­lu­bi­ły­śmy go obie, ale ten chło­piec, jak się z cza­sem oka­za­ło, wolał ją, żywą i we­so­łą, od­waż­ną, bły­sko­tli­wą dziew­czy­nę z dłu­gi­mi blond wło­sa­mi.


coś mi każe myśleć, że z czasem okazało się, że chłopiec jest chłopcem.

Bladość cienia ukazana w sposób przejmujący, plastycznie opisana bogatym językiem. Cudownie i jednocześnie strasznie było skosztować tego stanu. Bardzo, bardzo jestem na tak. Kłaniam się nisko i pozdrawiam. M.
spawngamer dnia 18.03.2014 08:46
Hmm, sądziłem, że Julia okaże się a. siostrą b. rozdwojeniem jaźni c. narratorka odkryje siebie jako utracone dzieciństwo... ale Julia ma być cieniem, który poszedł swoją drogą? Za mało wyrazistych wskazówek udostępniasz - zostawiasz czytelnika na rozdrożu z rozdziawioną gębą...
Urbi dnia 18.03.2014 10:41
Marxxx, dzięki, że wpadłeś i skosztowałeś ;) Nie myślałam, że ten obraz może być przejmujący, miłe słowa.
Pozdrawiam również.

Spawngamer, motto miało nakierować na właściwą interpretację, choć może ich być wiele i każda mnie cieszy. W zamyśle tekst traktuje o dwóch biegunach osobowości, dwóch "twarzach", które ma każdy z nas - jedną "na pokaz", dla ludzi, drugą - zalęknioną, niepewną samotniczkę. Z perspektywy tej drugiej ukazany jest świat wewnętrznych rozterek. Nie wiem, czy odpowiednio ubrałam całość w słowa, ale to skomplikowana kwestia, przynajmniej dla mnie.
Dziękuję za wizytę, pozdrawiam.
zajacanka dnia 18.03.2014 14:56
Po przeczytaniu motta od razu wiedziałam, że to o jednej osobie: stoi jak byk! I pomyślałam, że za bardzo się od razu odsłaniasz, zamysł znaczy. A może dlatego, że sama kiedyś popełniłam tekst o podobnej tematyce? Tak czy siak, sprawnie napisane, dobrze się czyta. Jestem na TAK :)

Pozdrawiam.
Urbi dnia 18.03.2014 15:31
Dzięki zajacanko, choć Ty jedna, póki co, przejrzałaś mój zamysł. Tak, odsłaniam się zbyt szybko, ale jak widzisz, nie wszyscy rozumieją, o co mi chodziło. Znajomy napisał nawet - tak kończą się przyjaźnie z dzieciństwa. No cóż. Każdy widzi tyle warstw, ile chce.

Serdeczności.
al-szamanka dnia 18.03.2014 20:34 Ocena: Świetne!
Już wczoraj czytałam ten tekst i nawet się z nim przespałam, ale tylko dwie godziny... bo zrobił wrażenie i nie dał spać.
Już tak mam, że mocne rzeczy potrafią mi długo grzechotać w głowie.
Po przeczytaniu motta, czytałam opowiadanie już tylko pod tym kątem.
Twoja bohaterka wyraźnie cierpi.
Tak jak ją opisałaś, jej codzienność, wyobcowanie, wskazuje na chorobę psychiczną.
Nie wspomniałaś dlaczego tak jest, co się stało, doprowadziło do takiej sytuacji.
Miałam parę klientek z atakami paniki - tygodniami nie wychodziły z domu, zachowywały się podobnie.
Teraz, czytając Twój tekst, widzę niezwykłą zbieżność z ich przeżyciami.
Jakiekolwiek miałaś zamierzenia - choroba, czy dwie "twarze", które ma każdy z nas, zrobiłaś to bardzo dobrze.
Szczególnie ostatni akapit zrobił na mnie mocne wrażenie.

Pozdrawiam:)
Urbi dnia 18.03.2014 21:31
al-szamanko, przykro mi, że nie dałam Ci spać.
Co doprowadziło sytuacji, którą opisuję? A czy musiało coś się stać? Niektórzy "już tacy się rodzą", sama często tak odbieram rzeczywistość i pisałam ten kawałek z autopsji. Cieszy mnie, że podoba się zakończenie. Obawiałam się, że za mocno ucięłam historię.
A z tą chorobą, mam nadzieję, żartowałaś?

Dziękuję Ci bardzo za wnikliwy i szczery komentarz.
Pozdrawiam również.
ajw dnia 20.03.2014 17:35 Ocena: Bardzo dobre
Dzisiejszy tekst to pasjonujaca wedrówka po ogrodzie duszy dwiema ściezkami, by w rezultacie na końcu połączyć ścieżki i dojść do jednego celu. Ciekawie napisane. Pozdrawiam serdecznie :)
Urbi dnia 20.03.2014 17:45
Miło, ajw, że wpadłaś. No właśnie, ścieżka dwóch skrajności rozwidla się. Problematyczna "ona" zostaje porzucona i musi radzić sobie sama. Wiem, że tekst nie jest szczególnie dobry, pewnie dłuży się i momentami jest trochę niedopracowany, ale trudno mierzyć się z własnymi demonami.
Dzięki Ci i pozdrawiam również.
shinobi dnia 02.04.2014 11:32
Bardzo ciekawy tekst.
Sam pomysł już wart uwagi, do tego nie budzące zastrzeżeń wykonanie. Widać dobry, płynny styl. Powiedziałbym, że jest wnikliwie.

Podoba mi się.
Urbi dnia 03.04.2014 12:44
Chyba aż za bardzo wnikliwe:p Nie każdy takie lubi.
Dzięki za odwiedziny i upodobanie.
Polecane
Ostatnie komentarze
Pokazuj tylko komentarze:
Do tekstów | Do zdjęć
Kazjuno
24/04/2024 21:15
Dzięki Marku za komentarz i komplement oraz bardzo dobrą… »
Marek Adam Grabowski
24/04/2024 13:46
Fajny odcinek. Dobra jest ta scena w kiblu, chociaż… »
Marian
24/04/2024 07:49
Gabrielu, dziękuję za wizytę i komentarz. Masz rację, wielu… »
Kazjuno
24/04/2024 07:37
Dzięki piękna Pliszko za koment. Aż odetchnąłem z ulgą, bo… »
Kazjuno
24/04/2024 07:20
Dziękuję, Pliszko, za cenny komentarz. W pierwszej… »
dach64
24/04/2024 00:04
Nadchodzi ten moment i sięgamy po, w obecnych czasach… »
pliszka
23/04/2024 23:10
Kaz, tutaj bez wątpienia najwyższa ocena. Cinkciarska… »
pliszka
23/04/2024 22:45
Kaz, w końcu mam chwilę, aby nadrobić drobne zaległości w… »
Darcon
23/04/2024 17:33
Dobre, Owsianko, dobre. Masz ten polski, starczy sarkazm… »
gitesik
23/04/2024 07:36
Ano teraz to tylko kosiarki spalinowe i dużo hałasu. »
Kazjuno
23/04/2024 06:45
Dzięki Gabrielu, za pozytywną ocenę. Trudno było mi się… »
Kazjuno
23/04/2024 06:33
Byłem kiedyś w Dunkierce i Calais. Jeszcze nie było tego… »
Gabriel G.
22/04/2024 20:04
Stasiowi się akurat nie udało. Wielu takim Stasiom się… »
Gabriel G.
22/04/2024 19:44
Pierwsza część tekstu, to wyjaśnienie akcji z Jarkiem i… »
Gabriel G.
22/04/2024 19:28
Chciałem w tekście ukazać koszmar uczucia czerpania, choćby… »
ShoutBox
  • Zbigniew Szczypek
  • 01/04/2024 10:37
  • Z okazji Św. Wielkiej Nocy - Dużo zdrówka, wszelkiej pomyślności dla wszystkich na PP, a dzisiaj mokrego poniedziałku - jak najbardziej, także na zdrowie ;-}
  • Darcon
  • 30/03/2024 22:22
  • Życzę spokojnych i zdrowych Świąt Wielkiej Nocy. :) Wszystkiego co dla Was najlepsze. :)
  • mike17
  • 30/03/2024 15:48
  • Ode mnie dla Was wszystko, co najlepsze w nadchodzącą Wielkanoc - oby była spędzona w ciepłej, rodzinnej atmosferze :)
  • Yaro
  • 30/03/2024 11:12
  • Wesołych Świąt życzę wszystkim portalowiczom i szanownej redakcji.
  • Kazjuno
  • 28/03/2024 08:33
  • Mike 17, zobacz, po twoim wpisie pojawił się tekst! Dysponujesz magiczną mocą. Grtuluję.
  • mike17
  • 26/03/2024 22:20
  • Kaziu, ja kiedyś czekałem 2 tygodnie, ale się udało. Zachowaj zimną krew, bo na pewno Ci się uda. A jak się poczeka na coś dłużej, to bardziej cieszy, czyż nie?
  • Kazjuno
  • 26/03/2024 12:12
  • Czemu długo czekam na publikację ostatniego tekstu, Już minęło 8 dni. Wszak w poczekalni mało nowych utworów(?) Redakcjo! Czyżby ogarnął Was letarg?
  • Redakcja
  • 26/03/2024 11:04
  • Nazwa zdjęcia powinna odpowiadać temu, co jest na zdjęciu ;) A kategorie, do których zalecamy zgłosić, to --> [link]
Ostatnio widziani
Gości online:0
Najnowszy:Usunięty