Kasia wpatruje się w okno i słucha bicia własnego serca. Powiewającą na wietrze firankę widziała już parę razy, lecz nigdy w taki sam sposób nie kręciła się, nie unosiła, a tym samym nie dawała poczucia, że wszystko na świecie jest przypadkowe. I myśli są przypadkowe, i słowa, i zdania, i czyny, i wszystko inne. W związku z czym Kasia obraca się na drugi bok i zaczyna patrzeć w ścianę. Za nią jest pokój i cisza. Jest zbyt długa, by mogła ogarnąć ją swym rozumem, lecz dobrze wie, że kiedyś się skończy. Wystarczy zasnąć, a potem się zbudzić. Narodzi się kolejny dzień, który dla Kasi zawsze jest zagadką i wtedy cisza nie będzie już taka bolesna, przerodzi się w zagadkę i Kasia tę zagadkę będzie próbowała rozgryź, aż w końcu zajmie się inną rzeczą i dopiero wieczorem zastanowi się nad sąsiednim pokojem i ciszą. Teraz jednak leży na boku i patrzy na ścianę, tańczą na niej wzory. To cienie firanki, myśli i wpatruje się w nie jak urzeczona. Aż w końcu nadchodzi sen. Kasia zapada się w jego miękkie ramiona i nic, nawet migające na ścianie wzory, nie jest jej w stanie od niego odgonić.
– Nocą nic nie jest takie jak powinno. Nocą każdy jest inny, ja i ty, i mama i tata, nawet przedmioty. Wszystko się zmienia, lecz zmiana ta jest tak niezauważalna, że nie bierzemy jej poważnie – powiedziała pewnego dnia babcia, a potem podała jej kakao. Tak zwyczajnie, po prostu, jakby słowa te były oznajmieniem, że dziś będzie padać.
Kasia długo zastanawiała się nad słowami babci. Przegryzała je, obracała w myślach, układała jak klocki, a potem tak normalnie o nich zapomniała. Aż do chwili kiedy nagle zbudziła się w środku nocy i stwierdziła, że księżyc bezczelnie się w nią wpatruje. Podeszła do okna, rozsunęła firankę i spytała czego chce. Wiedziała, że zadaje głupie pytanie, i że gdyby ktoś ją słyszał, powiedziałby: jesteś nienormalna, ale nie umiała się powstrzymać. Zadała je, a kiedy nie usłyszała odpowiedzi krzyknęła:
– Czego chcesz u licha!?
Rano siedziała na stołku, parujące kakao skupiało na sobie jej wzrok. Obok była rodzina, lecz Kasi zdawało się, że siedzą za jakąś niewidzialna kotarą i że nie minie nawet minuta a znikną. Lecz nic takiego się nie stało. Mama podeszła do niej i złapała ją za rękę.
– Kasiu – mówiła.
Słowa mamy były niewyraźne, Kasia dobrze wiedziała, że powinna je słyszeć, rozumieć, ale tak nie było. Wszystko zlewało się ze sobą, wirowało tak bardzo, bardzo mocno, że wkrótce poczuła uścisk. Narodził się w brzuchu i stopniowo podchodził do gardła. Kasia czuła, że teraz nic jej nie pomoże, że czas się skończy, będzie jedna wielka dziura, w którą wpadnie i nic jej już z niej nie wyciągnie.
Pyk – i czas nie istnieje.
Kasia leżała w łóżku. W pokoju było ciemno i cicho. Zaraz usłyszę chrapanie, skrzypienie łóżka albo jakiś inny dźwięk zza ściany – myślała. Jednak niczego takiego nie było. Długo leżała wpatrując się w ciemność, a potem wysunęła się delikatnie z łóżka. Zimno podłogi wytrąciło z niej resztki pewności siebie. Zrobiła krok do przodu, a potem schyliła się i po omacku zaczęła szukać kapci.
– Bez kapci nie chodź – mówiła babcia.
Kasia pamiętała jej słowa i była pewna, że gdyby babunia zobaczyła, że chodzi boso po domu, byłaby zła, dlatego też usilnie próbowała znaleźć swoje puszyste bambosze. Najpierw namacała jeden i szybko włożyła, potem odnalazła drugi. Długo zastanawiała się czy wsunąć go na nogę i wyjść z pokoju. Rozglądała się niepewnie, patrzyła na okno i światło odległej latarni układające się miękko na meblach, po czym zdecydowanym ruchem nałożyła kapeć i skierowała się do drzwi. Skrzypnęły, co było dość dziwne, bowiem Kasia nie pamięta by kiedykolwiek skrzypiały. Zawsze otwierały się bez niczego i równie bezszelestnie zamykały, teraz jednak wydały z siebie przeciągły zgrzyt więc Kasia mocno się tym wystraszyła. Postanowiła, że zostawi je uchylone, ale kiedy tylko znalazła się w przedpokoju odruchowo je zamknęła. Tym razem były ciche.
Noc – myślała Kasia. – Jest noc i wszystko się zmienia. Ja, dom i zgromadzone w nim przedmioty. I to jest normalne, i nie należy się tym przejmować – wmawiała sobie, jednak gdzieś w głębi duszy bała się, że zaraz stanie się coś okropnego. Że czas albo przestanie istnieć, albo będzie pędził zbyt szybko do przodu, albo też postanowi płynąć sobie do tyłu i środek nocy przerodzi się w wieczór nie ranek. Bała się, szła jednak do przodu. Musiała bowiem zaglądnąć do sąsiedniego pokoju. Musiała tam zajrzeć i zobaczyć, że w pokoju ktoś jest.
Kiedy jednak odemknęła drzwi zobaczyła pustkę. Weszła niepewnie do środka i zobaczyła nic. Nic było z boku, z tyłu, na suficie i pod stopami. Stąpała po niczym i patrzyła na nic.
– Tego nie ma – mówiła sobie. – Tego nie ma, to nic nie istnieje, jest coś.
Rankiem zbudziła ją mama. Znowu miała dziwne oczy i usta. Coś mówiły lecz Kasia nie wiedziała co. Wpatrywała się w nie i zaciskała dłonie w pieści. A potem na nowo zakopała się w pościeli. Mama była jednak nieugięta, złapała ją za rękę i usadziła na łóżku. Świat wirował, a mama wraz z nim. Słowa były odlegle, obraz daleki, nienamacalny, jakby podchodzący z jakiejś odległej przestrzeni, która tylko zahacza o teraz. I w tym momencie Kasia pomyślała sobie: stało się, jest przyszłość.
Czas szaleje
Tego dnia Kasia postanowiła siedzieć przez cały czas w swoim pokoju. Nigdzie się nie ruszam, jestem tu i koniec – planowała, lecz jej myśli przerywały słowa mamy. Krążyły w pokoju, wciskały w uszy, do sków wkrótce dołączyły gesty i Kasia ani się nie obejrzała, a siedziała na łóżku ze szklanką w jednej dłoni i pastylkami w drugiej. Czy muszę je łyknąć? – zdążyła pomyśleć, i wkrótce to zrobiła, choć nawet nie wie jak to się stało. Mama coś mówi, kładzie pastylki na dłoni Kasi, a ona je łyka i szepcze:
– Dzieje się przyszłość.
Nie wie czy mama słyszy jej słowa, powtarza je jednak raz jeszcze, a potem orientuje się, że obie stoją na środku pokoju. Szafa się otwiera i widać, że jest pełna. Zachęca Kasie, by podeszła do niej i wybrała ubranie na dzisiaj.
– Ubranie na dzisiaj – słyszy Kasia głos mamy. Ubranie na dzisiaj – brzmi w jej głowie. Wkrótce Kasia ma na sobie sukienkę w niebieskie kwiaty, wygładza ją i patrzy na swoje stopy. Widzi, że nie założyła kapci i schyla się by je odnaleźć, wkłada je i idzie na dół. Schodzi do kuchni i widzi tam mamę. Przed momentem była na górze, teraz jest na dole, zupełnie jakby nie mogła zdecydować się gdzie chce być. Kasia siada przy stole i wie, że tym razem nie będzie kakao.
– Gdzie babcia? – pyta w pewnym momencie, patrząc na puste krzesło, ulubione miejsce babci. Pyta choć dobrze wie, że staruszka nie istnieje w tej rzeczywistości. Jej wiek był zbyt posunięty, by pozwolić jej istnieć tu i teraz. Babcia nie istnieje, nie ma też starszej siostry i jej pokoju, nie ma starego kuchennego pieca, bowiem go wyburzono. Nie ma nic co było, jest natomiast przyszłość, w której aktualnie Kasia istnieje i mama, która nie zdaje sobie sprawy z tego, że Kasia wie, co się dzieje i która od lat żyje w błogiej nieświadomości chwiejności czasu. Kasia musi udawać, a prędzej udaje tylko dlatego że jest nienormalna. Tak powiedział lekarz. Nienormalność wszystko wytłumaczy, nawet to, co niewytłumaczalnie. W związku z czym Kasia ma wytłumaczenie na wszystko. Wie, że za moment mama zacznie patrzeć na puste krzesło, potem na Kasie, a potem w okno. Wie o tym, że zaproponuje spacer po ogrodzie osnutym opadłymi liśćmi, barwami mieniącymi się w słońcu i pytaniem, które Kasia wciąż tka, od początku do końca i od końca do początku. Lata mijają, minęły i będą mijały, a kiedy Kasi się zda, że wszystko dobiegło do końca, czas znowu zacznie tańczyć. Dom przeistoczy się i piec na nowo będzie stał w kuchni, stary, wiekowy, odrapany jak Kasi wspomnienia i chwile, które będą, a które aktualnie Kasia widzi. To zbyt skomplikowane dla mamy – myśli Kasia i wyciąga dłoń przed siebie. Łapie jej rękę i obie wybiegają do ogrodu.
– Co byś zrobiła gdybym nagle stała się mała, maleńka, o taka tyci, tyci? – pyta Kasia.
Mama patrzy na nią. Jej oczy robią się nieco większe. Widać, że myśli intensywnie, że obraca słowa w ustach, przegryza je, bo nie wie, czy nie zawierają w sobie kolejnego pytania, które w mig Kasia by złapała. Pytanie bowiem ciągnie pytanie – i Kasia o tym wie, mama także. Dlatego chwila milczenia jest tak długa, aż w końcu i tak nic nie daje. Kasia ciągnie mamę za język, a potem patrzy w szybę kuchennego okna. Widzi siwe włosy i zmarszczki pod oczami, widzi mamę, ona ma całkiem srebrne włosy i złote zęby, śmieje się do niej i do siebie. Śmieją się obie do własnego odbicia, a potem wchodzą do domu. Tam czas znowu się cofa.
.
Ważne: Regulamin | Polityka Prywatności | FAQ
Polecane: | montaż anten Warszawa | montaż anten Warszawa Białołęka | montaż anten Sulejówek | montaż anten Marki | montaż anten Wołomin | montaż anten Warszawa Wawer | montaż anten Radzymin | Hodowla kotów Ragdoll | ragdoll kocięta | ragdoll hodowla kontakt