Słuchając Grażyny, odkryłam, że jestem w stanie wejść w fazę rem z otwartymi oczami. Docierały do mnie tylko niektóre słowa: „jelita”, „rurę”, „ hydro coś tam terapia”, „pięć kilo”, „dukan (albo tukan)”, „trener”, „energia”, „cudownie, wprost cudownie”. Rejestrując wybiórczo fragmenty jej zwierzeń, patrzyłam na zgrabną sylwetkę kołyszącą się na obrotowym krześle, głowę ozdobioną sięgającymi ramion blond lokami, niezmordowane usta, równo pokryte intensywną czerwienią szminki. W potoku słów, które wypowiadała, próżno było szukać jakiegokolwiek sensu, tak, jak i próżno było szukać choćby jednej niedoskonałości w jej katalogowym wyglądzie. Aparycją odbiegała od wizerunku przeciętnej czterdziestolatki z mężem i dwójką dzieci. Bardziej przypominała rozszczebiotaną licealistkę.
Grażyna, znana ze swej ekstrawersji, opisywała kolejne detale minionego tygodnia, obficie przy tym gestykulując. Niespodziewanie jęknęła:
- O cholera! O nie, o nie, o nie!
Ta nieoczekiwana sytuacja wyrwała mnie z letargu. Wstałam, zerkając zza biurka na skuloną postać.
- Wszystko w po…
- Zobacz, co mi się stało, tydzień temu kupiona, a już będzie dziura – powiedziała, przyjmując ton swej siedmioletniej córki.
Stałam nieruchomo, a jedynym sposobem, w jaki miałam ochotę zareagować, był wybuch śmiechu. Grażyna przez chwilę patrzyła na mnie rozpaczliwym wzrokiem, po czym, pochylając się, wróciła do wyplątywania srebrnej bransolety z dolnego fragmentu kaszmirowej sukienki.
Nie chcąc dłużej być świadkiem rozgrywającego się dramatu, postanowiłam wyjść z pokoju pod pretekstem pilnej wizyty w sekretariacie.
- Idę po pieczątkę – rzuciłam, zabierając z biurka pierwszą z brzegu teczkę.
- No… – odburknęła znajoma, urażona moją ignorancją.
Zamykając za sobą drzwi pokoju, odetchnęłam z ulgą. Dochodziła trzynasta. Postanowiłam udać się do urzędowego bufetu, który znajdował się na parterze znienawidzonego przez podatników budynku. Jako że przyszło mi pracować na ostatnim z czterech pięter, a montaż windy od kilkunastu lat pozostawał w planach, nie zwlekając, ruszyłam schodami w dół. O tej porze miałam duże szanse spotkać Piotrka delektującego się żurkiem z kiełbasą. Był on jedynym z ponad setki urzędasów, z którym miałam o czym pogadać.
Przemierzając ostatni prowadzący do stołówki korytarz, natknęłam się na drobne znalezisko - notatnik w kolorze ciemnoczerwonym, nie większy niż ćwierć szkolnego zeszytu. Po wyrywkowym przekartkowaniu, niemal natychmiast skojarzyłam charakter pisma. Autorem zapisków był nie kto inny, jak zastępca naczelnika, Kozłowski. Nie mogąc oprzeć się pokusie, zaczęłam zgłębiać lekturę notesu, która obfitowała w nazwy firm, daty, numery telefonów i dość spore kwoty pieniężne. „Surtex s.c., Kowalik, 12 tys., 6 grudnia” , „Grunty Sp. z o.o. - Cieślik i Zasiewski, 17 tys., 14 grudnia” – z każdym kolejnym wpisem czułam ogarniającą mnie falę gorąca. Kajecik zapełniony był niemal po brzegi. Zaintrygowana odkryłam, że ostatnia strona jest zagięta jak w studenckim indeksie. Po odchyleniu krawędzi kartki, moim oczom ukazała się ozdobiona odciskiem kobiecych ust adnotacja: „Grażynka 791 848 544”.
Kolor szminki i charakter pisma, wprawiły mnie w osłupienie. Nie byłam już głodna.
Ważne: Regulamin | Polityka Prywatności | FAQ
Polecane: | montaż anten Warszawa | montaż anten Warszawa Białołęka | montaż anten Sulejówek | montaż anten Marki | montaż anten Wołomin | montaż anten Warszawa Wawer | montaż anten Radzymin | Hodowla kotów Ragdoll | ragdoll kocięta | ragdoll hodowla kontakt