Znana polska poetka, Ewa Lipska napisała: Poetów nie ma. Jest tylko moment nieuwagi.
Cóż za cudownie prawdziwe stwierdzenie!
pablo pablovsky
jako
Zły Zaskroniec
przedstawia
historię opartą na faktach lub wyobraźni
p.t. BYĆ POETĄ!
Nigdy bym się nie spodziewał, że jadąc na coroczny Przegląd młodych Poetów do wsi Nieciecza, spotkam w pociągu największą poetkę powojennej Polski!
- Pani profesor Stulejka? Ta Stulejka?! - krzyczę mocno zaskoczony. Usnęła podczas czytania i z trzęsących rąk wypadł jej tomik wierszy z fotografią na okładce. Podnoszę książkę i szybko porównuję zdjęcie z twarzą, utwierdzając się w niewiarygodnym odkryciu. Moja ulubiona poetka siedzi naprzeciwko w przedziale!
Zrywa się przestraszona moim wrzaskiem.
- Czego się wydziera? - Patrzy na mnie groźnie, gdy oddaję książkę. - W rzeczy samej, synu. Genowefa Stulejka. - Pomarszczona staruszka w różowej bistorowej sukience, mierzy mnie wzrokiem, a po chwili dziwnie uśmiecha.
Keenofefa! - Przedrzeźnia ją kakadu, siedząca obok w klatce.
- Śliczna papusia! - stwierdzam.
- Moja ukochana Honoratka! Dostałam ją na dziesiąte urodziny! Od tego czasu się nie rozstajemy. Nawet na krok.
Nakrrok! Nakrrok! - Papuguje i stuka rytmicznie dziobem w klatkę.
To papugi tak długo żyją? - Zastanawiam się.
- Pamiętam panią z odwiedzin w szkole, ale...
- Czasu synku nie zatrzymasz. Jest ulotny, niczym wiatr – mówi, rozumiejąc moja aluzję.
Kto by pomyślał, że wiatr można porównać do upływającego czasu? Szacunek dla wielkiej poetki! Wyniosłe słowa świdrują mózg długą chwilę.
- Jadę na Przegląd Poetów do Niecieczy. Komisja sprawdzi, czy mam szansę wydać tomik wierszy – zagaduję.
- Piszesz wiersze, synku? - Zaskoczona, wyciaga flaszkę gorzałki z małej walizki. - Śliwowica! Od Wieśka! - mlaska i wypija sporą część, ten widok mnie otrząsa.
- Też tam jadę! - Kontynuuje Genowefa, wycierając usta. - W jury zasiada moja wnusia, Cecylia. Obiecałam jej przywieźć ostatnie dzieło mego życia. To ostatni wiersz, który pozostawi po mnie ślad bytności na naszym niespełnionym padole! - Wyciąga z torebki zwiniętą w rulonik kartkę i z dumą macha mi przed oczami.
- Jaki tytuł, jeśli wolno zapytać?
- Niech wiatry niosą! - Cytuje wyniośle, mrużąc oczy i chowa zwitek.
- Pięknie... Czuć moc! Też jestem poetą – chwalę się.
- To sztuka, którą rozumieją nieliczni, gratuluję! Ile masz lat?
- Dwadzieścia pięć. Pani profesor to pewnie zęby zjadła na pisaniu wierszy?
- Widać?! - Zmieszana zasłania usta.
- Skądże! Miałem na myśli doświadczenie.
- Jestem starsza od ciebie, synku, o całe pół wieku.
- Pani wiersze zna cały świat! W pewnym okresie, literatura oparła się o pani twórczość. Do dziś pamiętam trzeci wers dwunastej zwrotki wiersza o wojnie.
- Jaki, bo nie pamiętam? Wykastrować Hitlera?
- Nie, ten drugi. Rozpierdolić Afganistan.
- Ach, pamiętam. Napisałam go w Moskwie, stare czasy. - Kiwa głową z pewnym wzruszeniem, po czym odkręca butelkę i z gwinta wypija kolejną część gorzały. Wyciera usta bez jakiegokolwiek grymasu i podaje mi butelkę.
- Spróbuj, śliwowica od Wieśka jak nektar wchodzi!
Jaknektaaar, jaknektaaar!
Zaskoczony szczodrością, biorę butelkę i próbuję, ależ ma moc!
Kim jest Wiesiek?!
Wykręca mnie, a babcia trzęsie się ze śmiechu, papuga dziwnie podryguje na drążku.
- Pij, nie żałuj! Za moje zdrowie! - odpycha mi rękę, gdy chcę oddać butelkę.
Piję, by po chwili czuć, jak mną kręci w środku. Widzę przez chwilę dwie Stulejki!
- Spożywam ją od czterdziestu lat. Większ... większość utworów napisałam podczas...
W tym momencie Genowefa Stulejka pada na kanapę i zaczyna głośno chrapać, mocno się przy tym śliniąc. Co jest?! - Myślę i z niesmakiem odwracam głowę.
Spoglądam na swój poetycki utwór, stworzony na potrzeby wyjazdu. Nie jest długi i wręcz trywialny, lecz zabrakło czasu i pomysłu, a termin naglił.
Nagle wpadam na pomysł mało etyczny, ale jak uczył mnie dziadek jeszcze w przedszkolu?
Gdy widzisz rowerek ładniejszy od twojego, to dlaczego nie spróbować zamienić ramy?!
Po cichu otwieram torebkę Genowefy Stulejki i podmieniam karteczki. Dziadek byłby dumny!
Grrrabieszca! Grrrrabieszca! - Honorata widać nie w ciemię bita!
- Trzym dziób, bo pióra powyrywam! - syczę, a ptaszysko stroszy swój pióropusz.
Niestety, zaczynam się czuć dziwnie senny. Zamykam oczy postanawiając odpocząć.
* * *
- Wstawaj kochasiu! - Słyszę przez sen. To babcia Genia! Czuję też, że dłubie patykiem w moim nosie.
- Co? Gdzie? Jak? - Zrywam się na równe nogi. Nie wiedzieć czemu jestem w samych gatkach i podkoszulce.
- Spokojnie, mój mały, jesteśmy w pociągu, zasnęło się? - Widzę poetkę w bezzębnym uśmiechu, siadam oszołomiony. Poetka ląduje obok i głaszcze mnie po głowie.
- Co pani? - Wstaję. - Gdzie moje spodnie?!
Staruszka chichocze.
- Ach, ty byczku jeden! - Mruga. - Lepiej oddaj moje reformy! Wsadziłeś do walizki, kiedy... Nic nie pamiętasz, mój ogierze?
- Hę?! Że kto?! Jakie reformy?!
- Nie udawaj, mój chłopcze! Spodnie leżą pod kanapą. Ale lepiej powiedz, gdzie nauczyłeś się tak całować kobiety?!
Ooogier! Oooogier! - Drze się kakadu.
Wybiegam na korytarz w samych slipach, muszę zdążyć do toalety, aby nie zwrócić zawartości żołądka na korytarzu, mogłoby to być źle odebrane przez pozostałych pasażerów.
Myśl, że mogłem...
Nieeee! To niemożliwe?!
Czyżbym uczestniczył w słynnym programie „A! mamy cię, frajerze!” ?
Rozmowa z lwami przynosi krótką ulgę.
Wychodzę blady z kolejowego przybytku i wpadam na konduktora.
- Panie, wstydu pan nie masz?! - Naskakuje na mnie.
- Co, kurde?!
- Najpierw w biały dzień seksi się z żoną w przedziale, a teraz w gaciach po pociągu biega?!
- Żona? Jaka żona?! To babcia przecież! Ma prawie osiemdziesiąt lat! - tłumaczę ochryple, ale facet rozumie na opak.
- O Boże, sodoma jakaś! Z własną babcią takie rzeczy?! - Patrzy na mnie z wyraźną odrazą.
- Nie, ja nie o tym. Zaraz! Jaki seks?! - Wracam do kibla, tym razem prawie wypluwam żołądek.
Siny, zasmarkany, z bolącym nabiałem, wracam biegiem do przedziału, biorę spodnie, walizkę i wybiegam w popłochu, gdy Genowefa Stulejka krzyczy za mną:
- Jak ci na imię, dobroczyńco?!
* * *
Gdy pojawiam się w Niecieczy i wchodzę do remizy, gdzie odbywa się przegląd młodych i zdolnych, wpadam na korytarzu wprost na moją kochankę, Genowefę.
- Aaaa! - Wydobywa się z mojego gardła i staję jak porażony prądem.
- Synku, idź. Komisja już czeka! - Głaszcze mnie po twarzy i odchodzi z klatką w ręce.
Ooogierr! - Słyszę terkot. To papugi mają pamięć do twarzy?!
Wchodzę, witam się i siadam.
Za długim stołem siedzi dwóch starszych mężczyzn i dwie kobiety.
Jedną z nich jest zapewne Cecylia. Ta z wielkimi cyckami, albo ta druga.
Podaję wiersz Genowefy Stulejki i oczekując na werdykt, ze spokojem wrzucam do ust popcorn znaleziony przed remizą.
- Świetnie! - Dobiega do moich uszu głos tego w kraciastej marynarce.
- To dla mnie całkiem oczywiste! - mówię i przeczesuję ręką włosy.
- Nie przerywaj, synku! Świetnie, że tu przyjechałeś z tą poezją! - Ciągnie dalej ten w kratkę. - Wskażemy błędy, podpowiemy kilka rzeczy. Dawno nie widzieliśmy tak nieudolnej próby! Nie ma tu przekazu, leży interpunkcja, błędy ortograficzne!
- Jak to?! - Blednę w jednej chwili. - To niemożliwe!
- Niech wiatry niosą! Co to za absurdalny tytuł, który ma niewiele wspólnego z bełkotem narratora? Drogi chłopcze, wiele nauki przed tobą...
- Ale jak, kurde? Toż to arcydzieło! Poezja na najwyższym poziomie – Próbuję się bronić. Wszak mają przed oczyma ostatni wiersz wybitnej poetki!
- Żałosny impertynent! - Odzywa się ta cycata. - Proszę zobaczyć, jak wygląda prawdziwa poezja! - Podchodzi do mnie i wręcza mi kartkę. - Przeczytaj na głos, chłopcze.
- Było jest będzie! I dupa blada! - czytam na głos i dębieją mi włosy na głowie, przecież to mój wiersz, który podmieniłem Genowefie!
- Widzisz? To wiersz znakomitej poetki, drogie dziecko! Ileż w nim mądrości życiowych, jakie przesłanie! Doskonale ujęta forma, która czyni dzieło niezwykle głębokim, tak wiele możliwych interpretacji! - Słyszę zachwyty tego w okularach.
- Ogromy pokład emocjonalny z wyraźnie wyczuwalnym intelektualizmem! - Dopowiada ta bez cycków.
- Proszę zwrócić uwagę na powściągliwość w słowach, jaka przekora i przewrotność! - Mlaska w ekstazie okularnik. - Oto jest dzieło doskonałe, synu! Ale musisz mieć świadomość, że napisała go fenomenalna poetka, osoba o wysokim stopniu moralności. Zresztą, z pewnością znasz panią profesor Stulejkę?
Wybiegam z remizy. Mojej szalonej ucieczce przygląda się z ciekawością niewielka kura stojąca przy ławce. Udaję, że tego nie widzę.
KonieC
Ważne: Regulamin | Polityka Prywatności | FAQ
Polecane: | montaż anten Warszawa | montaż anten Warszawa Białołęka | montaż anten Sulejówek | montaż anten Marki | montaż anten Wołomin | montaż anten Warszawa Wawer | montaż anten Radzymin | Hodowla kotów Ragdoll | ragdoll kocięta | ragdoll hodowla kontakt