Dom - część pierwsza - Edyta Pazdzio
Proza » Długie Opowiadania » Dom - część pierwsza
A A A
Od autora: Historia o mnie. Tak dokładniej moje marzenia i świat do którego często uciekam. Mam nadzieje że sie spodoba. Opowiadanie będzie w 5-7 częściach

W tamtej chwili mogłem powiedzieć że świat nie istnieje. Że nie istnieje Ziemia, nic. Nie czułem swojego ciała, wokół była tylko ciemność. Tak jak na początku. Najpierw był chaos i wszechobecny mrok, dopiero potem Bóg dał nam wszystkim szansę. Tak samo było teraz. Wtedy zaczęło się życie. Teraz też zaczyna się życie. Moje nowe, nieznane jeszcze ale mam nadzieję lepsze życie. Nie umarłem, to jedno wiem. Wiem że zaczynam od nowa. Pamiętam co było przed ciemnością: po prostu szedłem ulicą do domu. Wracałem ze sklepu, a potem nastała ciemność…

Pamiętam też kim byłem…

Ale teraz…  teraz zaczynam od nowa. Wdech, wydech. Szybko.

Szybkie, przyśpieszające oddechy. Bicie serca odczuwalne, bardzo szybkie. Potem powieki lekko się rozchylają, jak przez mgłę widzę jakąś jasność, niewyraźne dźwięki dochodzą do moich uszu. Lecz po chwili, po tym jak oddech ustał znowu nastała ciemność. Poczułem tylko że moje głowa na coś upadła. Jakbym zasnął i obudził się w mroku. Jakby świat znowu przestał istnieć. Albo to moje złudzenie. Może świat nie istnieje, tylko tamto wspomnienie jest snem?

Znowu zaczynam poruszać głową. Lewo, prawo, powoli. Usiłuję otworzyć oczy. Najpierw lekko rozchylam powieki, potem już z całych sił próbuję zobaczyć gdzie jestem. Słabo mi, niedobrze, Nie mam siły, czuje tylko że moje serce zwolniło, oddech stał się spokojniejszy. Moja opuszczona głowa powoli się podnosi, ale przy każdym ruchu wszystko mnie boli jakbym leżał w jednej pozycji bardzo długo.

Lekko otwieram usta żeby nabrać powietrza. Przyjemne, trochę zimne, dostało mi się do ust. Zaciągam się lekko i oglądam otoczenie.

Siedziałem na krześle w jakimś małym pokoju. Otynkowane, niepomalowane ściany, całe szare. Widać od razu że nikt tu nie mieszka. Betonowa posadzka, oświetlona lekko przez słońce które wpadało otworem na okno po mojej prawej. Z  drewnianej ramy  zostało tylko kilka deseczek trzymających się na jednej pionowej. Za nim widziałem tylko kilka sosen, niewielki las oddzielony od budynku  ok. 4metrowym pasem wysokiej trawy.

Miałem na sobie białe Nike’i, dżinsy moro i czarną koszulkę bez rękawów. Nie było mi gorąco ani zimno więc oceniłem że mamy wiosnę. Tak jak kiedy po raz ostatni widziałem światło  słońca podczas powrotu do domu.

Spojrzałem na lewo. Nie byłem w pokoju sam.

Stał tam chłopak, starszy ode mnie. Ja mam 17 lat, on wyglądał na jakieś 23. Miał  ciemniejszą karnację,  zaplecione warkoczyki na głowie, czarny snapback daszkiem do tyłu ( ja zwykle tak nosze ) , czarną kraciastą koszule, ciemne dżinsy i czarne Jordany. Stał oparty jedno nogą o ścianę i z założonymi rękami patrzył jak oglądam pokój.

Popatrzył na mnie, ja w milczeniu czekałem czy coś powie, czy wyjdzie czy co. Nie wiedziałem kim jest.

Uśmiechnął się do mnie, ja dalej bez wyrazu patrzyłem na jego twarz.  Wydawał się sympatyczny. Po chwili wyszedł z pokoju.

Ja siedziałem na krześle, oparłem łokcie na kolanach, złożyłem ręce jakbym się modlił i z zamkniętymi oczami pytałem samego siebie „ Co ja tu robie?”

Spojrzałem w lewo kiedy doszedł do mnie dźwięk otwieranych drewnianych drzwi. Weszło trzech chłopaków.

Jeden z nich był tu przed chwilą, obszedł mnie i usiadł na resztkach parapetu. Zrozumiałe, ponieważ po chwili zaczął palić.

Drugi stał koło drzwi.  Był mniej więcej w wieku kolegów. Miał szaro- czarną koszulkę, niebieskie dżinsy i czarne sportowe buty. Jego krótka grzywka było postawiona a niebieskie oczy obserwowały pomieszczenie.

Trzeci z nich stanął naprzeciwko mnie. Przyglądał mi się, ja patrzyłem mu w oczy.

Pierwszy się do mnie odezwał.

- Dobrze się czujesz? - Ton jego głosu był spokojny.

Wyglądał na ponad 20 lat, miał białe buty tak jak ja i czarną koszulkę z długim rękawem.  Schował ręce do kieszenie niebieskich dżinsów i zaczął chodzić po pokoju ciągle patrząc na mnie.

- Nie jest źle. - odpowiedziałem - Gdzie jestem?

- To nieistotne. Ważne po co tu jesteś.

W tym momencie zbliżył się do mnie. Nachylił się, jego głowa była blisko mojej. Powiedział zdanie które zmieniło moje postrzeganie tego miejsca.

- Ważne też kim jesteś, Dom…

W tej chwili zaufałem temu człowiekowi. Spojrzałem na siebie, posłuchałem swojego głosu i spojrzałem w oczy swojej duszy. Byłem sobą. Mogłem być sobą, tym kim naprawdę jestem.

Zamilkłem na chwilę, potrzebowałem chwili. Niby zwykły pseudonim: Dom. Ale dla mnie to było coś więcej… Nikt nigdy tak do mnie nie powiedział. On był pierwszy. Wiedziałem że mogę mu ufać.

Cała sytuacja docierała do mnie bardzo powoli. Dopiero teraz zdałem sobie sprawę co się właściwie stało.

Spojrzałem w głąb siebie i uświadomiłem sobie że tych kilku chłopaków spełniło moje największe marzenie.

Lekko podniosłem koszulkę i położyłem sobie rękę na brzuchu. Przesuwałem ją wyżej, i wyżej.

Zdałem sobie sprawę że jestem sobą.

Pamiętam kim byłem zanim nastała ciemność. Byłem tą dziwną dziewczyną, tą która nie ma znajomych i ubiera się jak chłopak. Tak… ponieważ  naprawdę nim była.

Byłem chłopakiem uwięzionym w ciele dziewczyny. Marzyłem aby kiedyś nastąpił dzień że obudzę się w normalnym ciele. Że będę sobą. Że będę miał kolegów i pewnego dnia poznam kobietę z którą spędzę resztę życia.

Ale to było nierealne. Aż do teraz.  Wiele razy prosiłem Boga aby ten moment nastał. Zawsze uważałem że mam na imię Dominik i zaszła pomyłka. Ale teraz wszystko zaczyna się układać.

Kładę rękę na klatce piersiowej. Nic tam nie ma. Płasko, tylko rany które trochę bolą.

Odczuwam ulgę. Znowu zaczynam czuć każdy oddech, słyszeć każdy wdech i wydech. Ten nieszczęśliwy okres w życiu już się skończył.

Na mojej twarzy pojawił się uśmiech który był tam bardzo rzadkim gościem. Byłem szczęśliwy. Czułem że naprawdę zaczynam nowe życie.

Wyjąłem rękę spod koszulki i położyłem na kolanie. Skrzywiłem się i lekko zasyczałem, ponieważ moje ciało znowu przeszedł ból. Ale to nie były rany, to bolały mięśnie.

Moi towarzysze chyba to zauważyli.

-Spałeś ostatnie dwa tygodnie - usłyszałem i skierowałem wzrok na chłopaka pod drzwiami - Musieliśmy cie trzymać w śpiączce żebyś nie zrobił sobie krzywdy ani nie zepsuł naszej roboty.

-Wy to zrobiliście? - wyjęczałem, omiatając wzrokiem wszystkich obecnych w pokoju. Bolał mnie każdy mięsień.

-Podoba się? - zapytał chłopak naprzeciwko mnie.

-Tak… Ale  kim wy jesteście?

-Kamil - powiedział i podał mi rękę.

Przywitałem się a on przedstawił kolegów

-To jest Daniel - wskazał na chłopaka pod drzwiami który też podał mi rękę - A to Grzesiek - Chłopak z papierosem pomachał mi głupio się uśmiechając.

Posłałem mu taki sam uśmieszek.

-Już go lubie! - Dwóch pozostałych zaczęło się śmiać. Po chwili ja tez się zaśmiałem ale do głosu doszedł mój rozsądek.

-Ale dlaczego? - Zapytałem i spojrzałem na Kamila.

Przez chwilę trwała cisza. Patrzyli na siebie tylko.

-Już czas - powiedział Kamil - Chodź - Pokazał gestem że mam z nimi iść.

Wyszliśmy z pokoju. Jak wstawałem znowu wszystko mnie zabolało ale kiedy szedłem ból nasilił się. Schylony kuśtykałem za Grześkiem i Danielem. Kamil szedł za mną

-Po paru krokach przestanie - poklepał mnie w ramię.

Znajdowaliśmy się w jakimś dużym opuszczonym budynku. Ściany były otynkowane tylko w pokoju gdzie się obudziłem, w dużym otwartym pomieszczeniu przez które szliśmy ściany były niepokryte niczym. Widać było suporki. Sufit był z desek, podłoga betonowa.

W tym budynku jedynym oddzielnym pomieszczeniem był pokoik z którego wyszliśmy. W dużym pomieszczeniu gdzie byliśmy były 3 okna: dwa na ścianie z drzwiami do budynku i jedno malutkie na przeciwległej.

W ciemnym kącie stała kanapa i mały stolik do kawy. Był też stary telewizor podłączony do przenośnego generatora prądu.

W innym miejscu stał drewniany, mały  stolik i cztery krzesła. Usiedliśmy tam.

Daniel, zanim usiadł włączył małą lampkę i wokół trochę się rozjaśniło. Na dworze był dzień ale tutaj było dziwnie ciemno.

-Wyjaśnimy teraz kwestię twojego „Dlaczego?”. - Kamil siedział naprzeciwko mnie i grzebał w brązowej kopercie.

Skupiony patrzyłem na jego rękę wyciągającą kilka fotografii. Trzymał je, a jedną położył przede mną.

-Pamiętasz to? - zapytał kładąc koło siebie pozostałe.

Na zdjęciu zrobionym z ukrycia byłem ja i mój starszy brat. To był w marcu, mamy maj. Strzelaliśmy do puszek z wiatrówki.  Obrazek pokazywał mnie kiedy celowałem gotowy by oddać celny jak zawsze strzał. Byłem w tym dobry.

-Tak, strąciłem wszystkie. Ale co to ma do… - Kamil pokazał mi następne zdjęcie - Opowiedz mi o tej sytuacji.

-Biłem się z kumplem - Patrzyłem na zdjęcie mojej twarzy. Miałem rozbity nos i posiniaczone powieki.

-Kto wygrał? - Wiem że znał odpowiedź.

-Ja, jego odwieźli do szpitala z połamanymi żebrami. O co chodzi? - Rozłożyłem pytająco ręce.

Kamil bez słowa położył na stoliku ostatnią fotografię. Zrobiona zza drzewa, pokazywała mnie i mojego kumpla kiedy kradliśmy piwo ze sklepu.

-Słucham - Kamil złożył ręce i oparł je na stole.

Trochę zaniepokoiła mnie ta sytuacja. Wszyscy trzej patrzyli na mnie, ja przyjrzałem się dokładnie ich twarzom. Zdenerwowałem się trochę, jednak nie dałem tego po sobie poznać.

-Wyłamaliśmy tylne drzwi do sklepu i wynieśliśmy trzy skrzynki.

-Ktoś was widział?

-Wygląda że tak - patrzyłem w bok. Miałem dość ich wzroku.

-Ale oprócz nas nikt - Daniel wziął się za zbieranie zdjęć ze stołu. - Czyli potrafisz się bić, włamywać i strzelać z broni, tak?

Spuściłem lekko głowę, zmęczyła mnie ta rozmowa. Patrzyłem w prawo, na podłogę. Jakoś beton był ciekawszy. I miał jedną zaletę : nie przeszywał cię wzrokiem i nie zadawał pytań.

-Dom, odpowiedz - Usłyszałem spokojny głos Kamila.

-Chyba tak - westchnąłem i przerzuciłem wzrok na blat stołu.

-Co mu jest? - Chyląc głowę usłyszałem szept Grześka.

-Cicho, daj mu czas - Chyba Kamil klepnął go w plecy bo usłyszałem charakterystyczny odgłos - Dom spójrz na mnie - Usłyszałem jego stanowczy ton głosu.

Podniosłem wzrok.

-Wiem że to ciężka chwila ale w życiu nie ma nic za darmo. Dobra - klasnął w dłonie i oparł je na rogu stołu -Streszczę ci to.  Chcemy żebyś dla nas pracował.

-Jak to? - oparłem podbródek na blacie i spode łba patrzyłem na Kamila.

- Jesteś dobry w tym fachu. A nam by się przydał haker w ekipie.

-Ja nie jestem hakerem.

-Jesteś uzdolniony w gangsterce młody - Kamil z uśmiechem popatrzył na kolegów.

Ja nie reagowałem. Byłem padnięty, sam nie wiem czego. Zacząłem stukać broda o blat jak upośledzony dzieciak

Kamil chyba pękł.

-Dom, mówię do ciebie. Patrz na mnie - Powiedział głośniej.

-Spać mi się chce - powiedziałem cicho i położyłem głowę na stole tak że moje czoło stykało się z blatem.

-Jeszcze chwila - Kamil był chyba na skraju wytrzymałości. Spojrzał na siedzącego obok Daniela jakby mówił

 „ Trzymaj mnie. Zabije go zaraz”

-Usiądź kurwa normalnie na tym krześle i spójrz na mnie - Miał dosyć. Starał się powiedzieć to spokojnie ale i tak wyczułem że mam się bać. Wyprostowałem się i pierwszy raz od dwóch minut spojrzałem na Kamila.

-  Gratuluje, spełniłeś swoje marzenie ale teraz czas na pracę. Będziesz nam pomagał. - Atmosfera się uspokoiła, Kamil też.

-A co z moją rodziną? Szukają mnie - spojrzałem na wszystkich po kolei.

-Oficjalnie nie żyjesz. Mam rozumieć że zgadzasz się na nasze warunki? - Kamil usiadł rozluźniony na krześle. Czułem że ta męczarnia dobiega końca i fochy Kamila też.

-A mam wybór? - Lekko się uśmiechnąłem i ziewnąłem po czym podparłem głowę ręką.

-Tak, cmentarz jest gdzieś tam - Kamil się zaśmiał i wszyscy wstaliśmy od stołu.

Doskonale zrozumiałem ostrzeżenie. Ale mam nadzieję że dam sobie radę. Dostałem szansę na nowe, wymarzone życie. Tylko że tych trzech nie było w planie. Ale w końcu maja rację, jestem im winien przysługę. Gdyby nie oni żyłbym tak tylko w wyobraźni.

Grzesiek otworzył drzwi wejściowe i wyszedł po czym usłyszałem - Zajebista pogoda.

-Nareszcie trochę światła - powiedziałem cicho i zbliżyłem się do drzwi.

Gdy byłem już blisko zasłoniłem oczy ramieniem. Chyba po kilku tygodniach w ciemności nie są jeszcze gotowe na słońce

-Kurwa - wyszeptałem i chciałem wrócić w ciemniejszy kąt.

-Nie jęcz - Kamil objął mnie ramieniem i wypchnął z budynku. Dał mi ciemne okulary i wziął się za zamykanie drzwi na duży metalowy skobel.

Z tego starego garażu czy czegoś wychodziło się na polną drogę. Wszędzie gdzie spojrzałem rosła trawa. Niebo było bezchmurne a powietrze gorące. Nawet lekki wietrzyk tego nie zakłócał.

Patrząc w dal nałożyłem okulary. Przygryzłem wargę myśląc po raz drugi „Co ja tu robie?”

-Idziemy, nie śpij bo cię okradną - Kamil poprowadził mnie do stojącego na drodze Range Rovera.

-Wow - powiedziałem kiedy tylko go zobaczyłem.

-Wiedziałem że to powiesz - powiedział z uśmiechem.

Samochód był czarny, lakier błyszczał się w słońcu. Promienie odbijały się w wypucowanych szybach i reflektorach. Stalowe felgi błyszczały.

-Pakuj się - Chłopak otworzył mi drzwi z tyłu. Pozostali już siedzieli w wozie. Sam zajął fotel kierowcy.

Przez chwilę w aucie było jak w grobowcu: cicho i złowrogo. Jedynym słyszalnym odgłosem były wydechy dymu przez Grześka. Co doprowadziło Kamila na skraj wytrzymałości.

-Zgaś tą faję - lekko odwrócił głowę do Grześka siedzącego po mojej prawej.

-To okno otworze - Grzesiek zaczął pośpiesznie szukać przycisku otwierania szyby. Wyglądało to jakby się przestraszył.

-Zgaś kurwa tego peta! - Kamil gwałtownie się odwrócił i wyrwał papierosa z jego dłoni. Otworzył okno i wyrzucił na piach. W lusterku wstecznym zobaczyłem jego wyraz twarzy. Do najszczęśliwszych nie należał.

Kamil odpalił silnik. Ja oparłem głowę na zagłówku i siedząc na skórzanym siedzeniu, nareszcie się rozluźniłem zdjąłem ciemne okulary i włożyłem do kieszeni.

Potem spojrzałem na Grześka: bez wyrazu gapił się w okno.  Nie wiem czy nie lubili się  Kamilem ale był nadąsany cała sprawą z papierosem.

Za oknami widać było tylko pola. Po kilku minutach wyjechaliśmy na asfaltową drogę obok której rozciągały się zielone łąki oddzielone białymi słupkami od asfaltu.

Całą drogę jechaliśmy w ciszy. Kamil ani nie włączył radia ani do nikogo się nie odzywał, tak jak pozostali. Atmosfera była jakaś taka krępująca.

Obserwowałem zmieniające się krajobrazy. Najpierw za oknami widziałem łąki, potem wjechaliśmy do jakiegoś lasu. Asfaltową drogę bo bokach pokrywały kolki z sosen. Wysokie drzewa rosły gęsto. Przez jakiś czas słuchałem cichego odgłosu silnika i z głową opartą na szybie patrzyłem na przesuwające się drzewa z których każde było podobne do pozostałych.

Przez sosnowy gaj jechaliśmy jakieś 20 minut. Przez cały ten czas widzieliśmy tylko sosny aż w pewnym momencie po mojej lewej pojawiła się zasłana ściółką dróżka prowadząca w głąb lasu. Skręciliśmy tam.

Wykorzystałem tę ciszę na moją korzyść. Był to idealny moment na rozmyślanie o przyszłości. Moje życie z bagna zmieniło się o 180 stopni. W raj, ale tylko pozorny bo nie wiedziałem co mnie czeka. I szczerze było to denerwujące.

Droga była nierówna. Dołki występujące gdzieniegdzie sprawiały że podskakiwałem na siedzeniu. Wkurzało mnie to ale nie śmiałem odzywać się ani słowem. Kamil chyba jeszcze nie zapomniał o sprzeczce z Grześkiem i to on tu dowodzi, co zdążyłem zauważyć. Lepiej chyba nie kusić wkurzonego szefa gangu.

Droga skręcała w prawo, potem za jakiś czas w lewo. Potem już prosto jechaliśmy przez las. Obok ścieżki rosły niskie krzaki których gałęzie często obijały się i auto.

-Dobrze, że żywica nie kapie - pomyślałem.

W końcu, po ok. godzinie jazdy wjechaliśmy na polanę. Była duża i jak cały las pokrywały ją kolki. Wysiedliśmy z samochodu a mnie zaskoczył widok który ujrzałem.

W środku lasu nieczęsto widuje się domy. Owszem, czasami ludzie dostają zgodę na postawienie chaty z bali. Ale pierwszy raz widziałem dom w stylu modern w otoczeniu sosen. Legalnie chyba tego nie postawili.

Moje szeroko otwarte oczy podziwiały pomalowany na biało dom. Duży, piętrowy. Do przeszklonych drzwi prowadziły schody wyłożone płytkami. Na piętrze, po obu stronach drzwi były balkony obsadzone czarną, metalową barierką. Przez duże drzwi balkonowe widziałem białe zasłony.  Nad nami świeciło słońce które odbijało się w szybach.  Obok lewego skrzydła domu był dobudowany garaż. Miały czworo drzwi wykonanych z czarnej blachy.

- Ma się te układy - Kamil podszedł do mnie i objął ramieniem trzęsąc mną lekko - Podoba się?

-No… - Doskonale wiedział co powiem.

-Fajnie, to wiedz że od dzisiaj tu mieszkasz - Odszedł uśmiechnięty.

-Ee… Co? - Chyba niedosłyszałem. Stałem w miejscu z szeroko otwartymi ustami.

Odwrócił się i posłał mi szeroki uśmiech. Po tym chłopaku nie widać że jest przestępcą. Można powiedzieć że czasami jest miły. Ale chyba nie mogę tego potwierdzić na 100%, znam go od jakiś dwóch godzin.

Daniel z Grześkiem wysiedli z samochodu ale jeszcze ich nie widziałem. Słyszałem tylko ich szepty. Brzmiały niezbyt miło. Dobiegały za samochodu.

Obszedłem Range Rovera dookoła i znalazłem chłopaków po prawej stronie auta. Szeptali coś ale umilkli kiedy mnie zobaczyli. Spojrzeli na mnie w sposób który dał mi do zrozumienia że nie jestem tam mile widziany.

-Co jest? - spytałem stojąc koło bagażnika samochodu.

-Sprawy osobiste, spadaj -Daniel stał bliżej drzwi pasażera i schował ręce do kieszeni.

Spojrzałem na Grześka który stał obok drzewa które rosło koło miejsca gdzie zaparkowaliśmy. Opierał się o nie lewą ręką i patrzył na mnie spokojnie. Ale po słowach Daniela kazał mi się wynosić.

Zostawiłem ich i ich osobiste sprawy i rozmyślając nad powodem tej kłótni kierowałem się do domu. Myślałem też co ma znaczyć że „od dziś tu mieszkam”.

Wszedłem po schodach i popchnąłem szklane drzwi. Za nimi był malutki przedsionek. Na podłodze były czyste kremowe płytki a ściany nieprzyozdobione niczym były tego samego koloru. Stała tam tylko półka na buty z siedziskiem ze skóry, a naprzeciwko niej, po mojej lewej było lustro na całą ścianę.

Spoglądając na swoje odbicie zdejmowałem buty i myślałem „Marzenia się spełniają”. Nareszcie patrzę w lustro i widzę siebie, a nie dziwaka. Patrzyłem na swoje krótkie ciemne włosy, brązowe oczy i czułem się szczęśliwy. Marzyłem o tej chwili, choć wiedziałem że nigdy nie nadejdzie. To wydawało się snem. W tamtej chwili bałem się że wypowiedziałem magiczne słowo i zaraz obudzę się w swoim pokoju i zacznę płakać. Ale nie, dalej patrzyłem na siebie w lustrze. Na siebie, nie durną powłokę w której musiałem żyć 17 lat.

-Dzięki - wyszeptałem sam nie wiem do kogo.

-Nie ma za co - usłyszałem głos Kamila. Spojrzałem, stał w drzwiach do salonu i uśmiechał się. Spojrzał w lustro i podszedł do mnie.

-Zadowolony? - Był ode mnie wyższy. Ja mam 1,57m a on chyba 1,80… Spojrzał na mnie z góry.

-Tak, jasne - uśmiechnąłem się.

 A gdzie te dwa durnie?

-Koło samochodu, omawiają jakieś sprawy osobiste - Podszedłem do drzwi po mojej lewej i zrobiłem cudzysłów palcami.

-U nas nie ma czegoś takiego jak sprawy osobiste - Kamil przybrał poważny wyraz twarzy - Zaraz wracam - Wyszedł na dwór..

Wzruszyłem ramionami. W sumie, co mnie obchodzą ich sprzeczki? Chociaż… teraz i ja jestem częścią tej ekipy więc raczej powinny mnie obchodzić. Dopóki nic się nie dzieje nie będę wtrącał nosa w ich awantury. Otworzyłem drzwi i wszedłem do salonu.

Był to duży, wyłożony panelami z jasnego drewna pokój. Pomalowane na biało ściany zdobiły granatowe listwy przy podłodze i miejscami pozawieszane obrazki. Głównie widoczki.

Po mojej prawej była duża wnęka w której mieściła się nowocześnie urządzona kuchnia. Białe szafki, czarna kuchenka i srebrna lodówka stanowiły wyposażenie. Na środku stała wyspa kuchenna z grafitowym blatem. Oświetlona była dwoma podłużnymi, metalowymi żyrandolami z trzema żarówkami Led. Na jednym z blatów pod ściana stały czajnik, ekspres do kawy i  srebrna mikrofalówka. Obok były pojemniki z przyprawami i makaronem.

Spojrzałem w lewo. W ścianie oddalonej ode mnie dwa metry była winda a parę metrów alej drzwi. Otworzyłem je, znajdowała się tam łazienka.  Na podłodze były czarne płytki a na ścianach położono jasno niebieskie. W łazience była duża wanna , umywalka, wisząca, plastikowa szafka na przybory kosmetyczne i sedes.

Zamknąłem drzwi i stanąłem przodem do dużej, skórzanej kanapy która mieściła z 15 osób. Ogromny mebel stanowił centralną część salonu.  Na ścianie przed nią wisiał dużych rozmiarów telewizor. Pod nim były szafeczki na płyty z filmami i muzyką, a na podłodze stały dwie konsole.

-Musza mieć kasę - pomyślałem. W końcu są gangsterami, na pewno maja dużo pieniędzy.

Na lewo od kanapy, na oddalonej od niej ścianie były dwa duże okna między którymi znalazłem drzwi na taras. Jednak zanim je otworzyłem spojrzałem na lewo, ponieważ były tam drzwi garażowe.

Zdziwił mnie dom w stylu modern w środku lasu ale pierwszy raz widziałem też takie drzwi w domu. Szerokie, z czerwonej blachy mogły być otworzone tylko kodem którego nie znałem. Zostawiłem w spokoju elektroniczny zamek i spojrzałem na prawo od drzwi balkonowych gdzie było boisko do kosza.

-Nie no… - Wpadłem w zachwyt - Oni są cholernie bogaci - Z otwartymi z zachwytu i szczęścia ustami chodziłem po parkiecie. Na białych ścianach gdzie niegdzie odpryskiwała farba, pewnie po za mocnych uderzeniach piłką.

Przeszedłem przez cały pokój i na końcu znalazłem małą, wyłożona granatową wykładzina dywanową siłownie. Było tam lustro, skład piłek do kosza, bieżnia, ławeczka do podnoszenia ciężarów i duży Atlas..

Wróciłem do salonu myśląc co jeszcze przyjdzie mi zobaczyć.

Padłem na kanapę. Leżąc na brzuchu gapiłem się na palmę stojąca w doniczce przy wejściu do kuchni. Jeśli ja tu mieszkam…

-Jestem najszczęśliwszym chłopakiem na świecie - zmrużyłem oczy i przypomniałem sobie moje stare życie. Wieczory spędzone na huśtawce przed domem, nocne przejażdżki rowerem… teraz to wszystko znikło na zawsze. Nie żałuje. Fakt, tęsknie za rodziną. Jest możliwość ze już ich nie obaczę… ale mam nadzieję że uda mi się wynieść z nowego życia jak najwięcej korzyści.

Wstałem z kanapy. Zapomniałem że nie byłem jeszcze na tyłach domu. Otworzyłem drzwi balkonowe i znowu znalazłem się w raju. Na drewnianym tarasie z ciemnego drewna było 6 leżaków i basen.

-Kurde… - Patrzyłem na porośnięte trawą podwórko sąsiadujące z tarasem. Był tam też kawałek wylany betonem gdzie leżały trzy deskorolki. Obok nich stał kosz do gry. Walała się tam też piłka.

-Ha! - powiedziałem głośno z wielkim uśmiechem na twarzy. Spojrzałem w słońce które już mi nie przeszkadzało. Niebo dalej było bezchmurne, słońce oświetlało pomost na końcu podwórka. Właśnie się dowiedziałem że mieszkamy nad jeziorem.

Szedłem po trawie w kierunku pomostu. Dzień był dość piękny, aby zacząć nowe życie. Cały czas się uśmiechałem sam do siebie.

Wstąpiłem na drewnianą ścieżkę prowadząca do pomostu. Doszedłem do końca słuchając moich butów uderzających o drewno. Rozejrzałem się w lewo i w prawo podziwiając małe, lecz urocze jeziorko.

Woda falowała lekko. Patrzyłem w nią, czując jakbym odpływał razem z tym pomostem.

Na drugim brzegu jeziora widać było tylko sosny. Las był duży, co zdążyłem ocenić po czasie spędzonym w samochodzie. Gdybym chciał stąd uciec mógłbym zabłądzić, nie jestem tak głupi żeby uciekać drogą gdzie mogliby mnie zabić bez problemu.

-Co? - zapytałem sam siebie krzywiąc się. Sam nie wiedziałem czy myśleć u ucieczce. Przecież nawet nie wiem gdzie jestem, poza tym to miejsce mi się podoba. Trochę mnie podoba mi się cel mojego pobytu tutaj i ludzie z którymi tu jestem.

Ja nie strzelałem aby dostać się do armii. Nie hakerowałem aby wykradać duże sumy. Nie kradłem żeby stać się milionerem. Ja to robiłem dla zabawy i z czystej konieczności kiedy nie było pieniędzy czy piwa. Nie po to aby zostać gangsterem. Chociaż… trochę mnie to pociągało.

Odwróciłem się, oparłem ramionami o drewnianą poręcz oplatającą cały pomost i patrzyłem na dwa drzewa które rosły przy wejściu na mostek. Słońce oświetlało listki nadając im jasny, w niektórych miejscach błyszczący odcień.

-Idealne miejsce - pomyślałem wodząc wzrokiem po posesji. Od rosnących na brzegu po mojej prawej drzew do lewego brzegu, nie mogłem napatrzeć się na to miejsce i dom. Pogoda pasowała, miejsce też. Wszystkie niemiłe myśli i emocje wyparowały ze mnie. Mogłem powiedzieć że cieszę się że tu zostaję.

Usłyszałem jakiś dźwięk, lecz nie zwróciłem na niego uwagi. Na tarasie stał Kamil, lecz nawet nie usłyszałem jak na mnie gwizdał.

-Dom! - Był to zagłuszony moimi rozmyślaniami dźwięk…

-Dom, kurwa!! - Głośniejszy, działał jak budzik. Spojrzałem w kierunku skąd dobiegał krzyk, podnosząc spuszczoną głowę.

Wkurzony Kamil pokazał gestem żebym poszedł za nim do domu.

Z grymasem na twarzy odszedłem w kierunku drzwi balkonowych. Lubię rozmyślać, nie cierpię kiedy ktoś mi przerywa.

Kiedy wszedłem do salonu wszyscy, oprócz Kamila który kręcił się koło schodów obok drzwi do łazienki, siedzieli na kanapie. Czekali żebym usiadł. Emocje chyba opadły albo były dobrze kryte. Czułem że ma się tu odbyć jakaś ważna rozmowa.

Usiadłem na kanapie składając ręce na kolanach. Siedziałem na prawym skrzydle, Daniel z Grześkiem na środkowej części. Kamil nie usiadł.

-Musimy ci przedstawić zasady które panują w tym domu - Zaczął pokazywać na palcach numery - Zasada pierwsza, robisz co ci każemy. - Robił przerwy przed każdym zdaniem.

Ja siedziałem i spokojnie słuchałem wodząc za nim wzrokiem.

-Zasada numer dwa, nie masz prawa wystawić nogi za próg tego domu jeśli o tym nie wiem - Przy tym wskazał na mnie palcem i rzucił groźne spojrzenie.

-Numer trzy, uważaj na słowa. Widziałeś w aucie że łatwo się wkurzam.

Uśmiechnąłem się lekko i spojrzałem na Grześka który zrobił to samo. Jego uśmiech jednak szybko znikł z twarzy.

Kamil nerwowo podszedł do niego. Spojrzał z góry i cicho powiedział „Masz cholerny problem?”

-Nie, jest ok. - powiedział spokojnie Grzesiek patrząc dowódcy w oczy.

Kamil wyprostował się i przesunął wzrok na mnie

-Dom, jakiś problem?

-Nie - pożałowałem swojego zachowania i spuściłem głowę unikając wzroku Kamila. To była jedna z tych chwil które mnie denerwowały. Faktycznie, łatwo go wkurzyć.

-Pytania? - z rekami założonymi na piersi spacerował dalej.

Zaryzykowałem jedno pytanie.

-Co tam jest? - pokazałem głowa na drzwi garażowe.

Kamil spojrzał na bramę.

-Miałem ci tego jeszcze nie pokazywać ale dobra - podszedł do zamka, wklepał kod. Drzwi automatycznie podniosły się do góry. Wstałem z kanapy i zbliżyłem się do wejścia.

Za tymi nietypowymi drzwiami był mały pokój robiący za skład broni. Ściana wychodząca na taras była jednym wielkim oknem, wpadało przez nie dużo światła.

Słońce oświetlało ogromny metalowy stół stojący na środku pokoju. Leżały tam chaotycznie porozrzucane pistolety i karabiny maszynowe. Na białych ścianach były porozwieszanie metalowe półki gdzie stały pudełka z amunicją i broń miotana typu granaty w dużych ilościach. Na osobnym stoliku na kółkach były kije bejsbolowe i kastety.

- Niezły arsenał - uśmiechnąłem się szeroko i podszedłem do stołu. Chciałem wziąć jeden z karabinów maszynowych.

-Nie, nie - Kamil przytrzymał moją rękę i podał mi zwykłego Glocka M9 - To jest twoje.

-Dajesz mi spluwę? - spojrzałem na niego zdziwiony.

- A czego nie? - z uśmiechem wzruszył ramionami - Nie znam cie zbyt dobrze ale głupi nie jesteś. Zabijesz nas to nasi znajomi nie dadzą ci żyć.

Chłopaki uznali to chyba za dobry żart i zaczęli się śmiać. Mi też usta rozszerzyły się w uśmiechu, ale Kamil dopowiedział na ucho:

-To było serio- klepnął mnie w plecy.

-Jeszcze o coś chcesz zapytać? - Odszedł ode mnie i stanął koło okna opierając się o róg koło drzwi.

Schowałem broń w dżinsy i zapytałem:

-Tak. Jak mnie znaleźliście?

- Mamy swoje sposoby - z uśmiechem puścił oczko do kolegów.

-Spoko… - powiedziałem spokojnie i zacząłem rysować stopą kółka na ziemi.

-Nudzi ci się? - zapytał Grzesiek.

-Nie, co ty.

-Dobra, czas na najlepszy prezent - Kamil klasnął w dłonie i wyszedł z pomieszczenia. Ja zdziwiony poszedłem za nim na podwórko. Byłe bardzo ciekawy o co chodzi tym razem.

- Nie chcemy dać ci powodów żebyś musiał stąd uciekać. Dzisiaj jest Dzień Dziecka ale jutro - przystanął przy rogu gdzie dom łączył się z garażem i zagroził mi palcem - zaczyna się prawdziwe życie.

Nie wiedziałem co o tym myśleć ale na razie koncentrowałem się na drzwiach od garażu. Kamil zaczął je podnosić przyciskiem w pilocie.

Doszedłem do niego i obaj stanęliśmy na wprost otwierających się drzwi. Były to pierwsze od lewej.

Brązowa blacha odsłaniała ciemny garaż. Na początku widziałem tylko lekki przebłysk światła przez małe okienko na końcu garażu ale kiedy drzwi otworzyły się do końca słońce oświetliło znajdujące się tam samochody.

Wszedłem za Kamilem do środka. Po mojej prawej stały kolejni : Range Rover Kamila ( nad wszystkimi samochodami wisiały tabliczki i imionami właścicieli, niezły pomysł ), czarny Hummer Daniela, czarne Ferrari Italia Grześka i… nieoznakowany czarny Lamborgini Aventador przy którym staliśmy.

- Na razie jest niczyj - powiedział Kamil gładząc ręką matowo pomalowaną blachę.

-Ale jak się postarasz -Okrążył cały samochód i stanął przy drzwiach pasażera.

-Wow - pomyślałem patrząc na samochód jakby nic dla mnie nie znaczył. Ale Kamil chyba znał moje największe pragnienia. Na tej liście był dokładnie taki samochód…

-Ty prowadzisz - Kamil rzucił w moja stronę kluczyki. Ja wyrwany z zamyśleń złapałem je w ostatniej chwili.

-Jaja sobie robisz? - powiedziałem niedowierzając - Nigdy nie jeździłem takim samochodem.

Ale mimo tego wsiadłem i przyjrzałem się uważnie desce rozdzielczej i zegarom za kierownicą. Obejrzałem automatyczna skrzynię biegów i spojrzałem na tył auta.

- A prowadziłeś już kiedyś? - zapytał Kamil. Spojrzał na mnie i czekał na odpowiedź.

- Nie, nigdy - Ale z własnej woli nie powiedziałem mu o pewnym rozbitym przeze mnie samochodzie. Myślałem że zacznę moją przygodę z samochodem z czystą kartą.,

-Dobra, spoko - westchnął Kamil i zamilkł na chwilę. Wiedziałem że coś jest nie tak. Patrzył raz na wyjście z garażu i polanę, raz na mnie. Ja patrzyłem na kierownicę unikając jego spojrzenia.

Już miałem powiedzieć „ Dobra, wygrałeś” ale on odezwał się pierwszy.

-Dwa lata temu, czarny Peugot na drodze na Prawiedniki. Sprawca uciekł z miejsca,  został tylko jego kumpel który nie puścił pary z ust.

Dalej się nie odzywałem myśląc że sam mi powie że ja to zrobiłem.

- Chcesz mi coś powiedzieć?

Mówił to spokojnie. Nie było potrzeby żeby się denerwować ale we mnie aż kipiało. Wkurzałem się chyba na swoją głupotę że mu wcześniej tego nie powiedziałem.

- Byłem po piwie, nic nie widziałem Zderzyłem się z pojebem który jechał bez świateł.

-Tak… pojeb bez świateł. Jak miał na imię?

Trochę naciągnąłem prawdę. Ale teraz pomyślałem że nie ma sensu dłużej w to brnąć. Spuściłem na chwilę głowę myśląc jakim jestem debilem.

-Dom - powiedziałem podnosząc wzrok. Spojrzałem na Kamila oczekując jakiejś wykrzyczanej reprymendy.

-Jedną z wartości które są dla mnie najważniejsze jest szczerość, pamiętaj o tym - zapiął pas, ja zrobiłem to samo.

-Ruszaj - powiedział.

Chyba skarcenie mnie zostawił mojemu sumieniu. Męczyło mnie trochę i dało do zrozumienia że dość już w życiu nakłamałem. Czas zostawić przeszłości tego durnego człowieka którym byłem i zacząć od nowa nie powtarzając starych błędów.

Odpaliłem silnik i zdałem sobie sprawę że siedzę w jednym z szybszych samochodów jakie istnieją. Nie mogłem tak po prostu przytrzymać pedału gazu bo wylądowalibyśmy na drzewie.

-Lekko wdepnij, leciutko na początek - poradził Kamil.

Położyłem ręce na kierownicy i przycisnąłem gaz. Na ułamek sekundy, po czym puściłem. Samochód wyrwał się kawałek do przodu.

-Jeszcze raz - powiedział.

Udało mi się w jednym kawałku wyjechać z garażu. Ale kiedy mieliśmy wjechać na piaskową, nierówna drogę zacząłem się bać i o swoje życie i samochód.

- W lewo - powiedział Kamil kiedy miałem już wjeżdżać na ta piekielną ścieżkę.

Spojrzałem w lewo i zobaczyłem wyłożoną kostka brukową dróżkę. Kolejna rzecz której sie nie spodziewałem.

- No tak - skrzywiłem się i przypomniałem sobie że mam do czynienia z ludźmi myślącymi i sprytniejszymi ode mnie.

Kostka była trochę nierówno położona. Samochód trząsł się. Na szczęście był niski więc gałęzie nie mogły go porysować.

Jechałem 40 na godzinę, tak dla relaksu i poczucia że nie wylecę w powietrze.

Niebieskiego nieba nad drogą nie zasłaniały żadne drzewa czy liście. Na szczęście zasłaniały oślepiające słońce.

Przyciskałem pedał gazu starając się jechać wolno. Silnik przy każdym dodaniu gazu stawał się głośniejszy. Była to muzyka dla moich uszu.

Wyjechaliśmy z lasu na drogę która przyjechaliśmy do domu. Na asfalcie samochód powinien lepiej się prowadzić. I drogą jest prosta przez dłuższy odcinek.

-To teraz rozkręć ta imprezę - poklepał mnie po ramieniu. Ja spojrzałem na Kamila, potem na ciągnący się w dal pas asfaltu.

- To Lambo, nie Subaru - zaśmiałem się.

-Kiepski żart dzieciaku. Dawaj - skinął głowa w kierunku horyzontu.

Zastanowiłem się chwilę czy aby na pewno powinienem rozpędzać ten samochód. Mam zgodę Kamila i zawsze marzyłem o szybkiej jeździe. Od rana spełniają się marzenia więc dlaczego by nie spełnić i tego…

Uśmiechnąłem się szpanersko i wdepnąłem mocno w podłogę.

Jak rakieta, samochód popędził do przodu

-Ile to ma do setki?! - zagłuszony silnikiem zapytałem Kamila.

-Ze dwie sekundy, a co? - z uśmiechem spojrzał na mnie.

90…

120…

160…

Ulica była pusta. Przez kilka sekund jechałem nie patrząc na prędkościomierz i Gps. Czułem się naprawdę wolny i wszechmocny. Z uśmiechem na ustach pędziłem wierząc że marzenia się spełniają.

-Dom, zwolnij - usłyszałem cichy głos.

-Dom, przystopuj, zawracamy zaraz - powiedział głośniej Kamil.

Zdjąłem nogę z gazu, samochód stopniowo zwalniał chociaż prawie tego nie czułem. Popatrzyłem na zegar kiedy jechaliśmy 30/h.

Podświetlał się na niebiesko.  Czerwona wskazówka spadała w dół.

-Zwolnij bardziej i zawróć na ulicy, jest pusto - powiedział oglądając się w tył.

Skręciłem o 180 stopni przy bardzo małej prędkości.

-Teraz nie szalej, włączam ci ogranicznik do 70 km - popatrzył na mnie. Całą drogę jak mój ojciec uważnie obserwował moje ruchy. Nie chciał zginąć w tym samochodzie.

Ale jeśli czujesz samochód, dogadujesz się z nim i ufasz tej maszynie nic złego nie może się stać. A ja i to auto rozumieliśmy się jak najlepsi kumple.

-Zasady są po to żeby je łamać - uśmiechnąłem się do niego.

-Ale nie moje - z poważnym wyrazem twarzy popatrzył na drogę.

Staram się zrozumieć tego chłopaka ale jest zagadką której nie ogarniam. Raz jest miły, raz wkurzony, raz tajemniczy.

Żeby nie mieć ochoty się odzywać spojrzałem na zegar po mojej prawej. Była godzina 16.

-Co robimy wieczorem? - zapytałem Kamila po dłuższym czasie milczenia.

- Lubisz grać w kosza. Mamy dwa boska to się zabawimy.

-Jak długo mnie obserwujesz? - spojrzałem na niego ale zaraz przeniosłem wzrok na jezdnię. Silnik warkotał, nic innego oprócz naszych głosów nie zakłócało ciszy. W skupieniu prowadziłem auto jakby już należało do mnie. Czułem się w nim doskonale.

-Od kilku miesięcy. Wiem że lubisz pizze i jazdę na motorach, samochody i złote łańcuchy.

-Znasz mnie - uśmiechnąłem się drwiąco. Mało o mnie wiedział.

Kamil też się uśmiechnął. Za kilka minut dojechaliśmy do naszej dróżki.

-Skręcaj - powiedział spoglądając na droge którą wyjechaliśmy z lasu.

Bez większego problemu skręciłem drogę i usłyszałem:

-Żyjemy, nie było tak źle - Kamil z uśmiechem i zadowoleniem ze mnie odpinał pas. Na co ja odpowiedziałem:

-Zgodnie z Kodeksem Ruchu Drogowego - wypowiadałem te słowa z leciutkim uśmieszkiem - pas powinno się odpinać po zatrzymaniu pojazdu - Pod koniec spojrzałem na pasażera.

--Zajmij się kierownicą może - po przyjacielsku wygiął mi głowę w lewą stronę a ja zacząłem się śmiać.

-Żyjemy, to najważniejsze - powiedziałem. Ale po chwili zastanowienia uznałem ten moment za stosowny. Kamil jest w dobrym humorze na co od dawna czekałem. Jesteśmy sami, wydaje mi się że to odpowiedni czas na taką rozmowę. Przy chłopakach często się denerwuje, i to niepotrzebnie.

Powoli żeby go nie przestraszyć zatrzymałem samochód. Obawiałem się że może zacząć się drzeć ale raz kozie śmierć, teraz albo nigdy. Pogoda trochę się zepsuła. Patrzyłem na otaczające nas świerki, sosny i pozakrywane chmurami niebo. Nadchodził mrok, oby nie oddziaływał na tą rozmowę.

- Co jest? - Kamil zdziwiony spojrzał na mnie. Był zaskoczony moim zachowaniem.

-Muszę cie o coś zapytać - patrzyłem na kostkę brukową za oknem zanim spojrzałem na twarz kolegi - Zabijesz mnie?

-Co? - skrzywił się jakbym powiedział suchy żart albo jakąś brednie. - Co ty pleciesz młody?

-Tak pytam. Czasami… - zaśmiałem się lekko -  Czasami się ciebie boję.

- I prawidłowo - odpowiedział.

Ja czekałem w skupieniu czy coś powie.

Zbliżył się do mnie. Patrzył w moje lewe oko podczas kiedy ja gapiłem się w swoje spodnie i dywanik na podłodze.

-Kiedy z kimś rozmawiasz najlepiej patrzeć na drugą osobę, już to dzisiaj przerabialiśmy - powiedział spokojnie i zaczekał aż przekręcę głowę w jego stronę.

Dobra, spojrzałem w prawo widząc kawałek jego twarzy. Jestem samotnikiem i jakoś nie umiem patrzeć ludziom w oczy.

-Dominik, czekam - poczułem na policzku jego oddech.

Przekręciłem się na siedzeniu i nie mrugając oczami, nie ruszając nimi, niczym robot popatrzyłem Kamilowi w oczy. Jeszcze minutę temu uważałem tą pogawędkę za dobry pomysł, teraz marzę żeby się skończyła.

-Jeśli będę musiał cię zabić zrobię to - Wypowiedział to powoli żeby mieć pewność że w nienaruszonym składzie to zdanie dotrze do mojego mózgu i zagnieździ się tam jako ostrzeżenie. - Ale póki stosujesz się do zasad i nie dajesz mi powodu bym strzelił ci w łeb jesteś bezpieczny.

Czas zwolnił albo ja tak to odczułem. Nie mrugnąłem nawet oczami. Patrzyłem na Kamila ale nie chciałem być tego świadomy. Starałem się wyłączyć…

Moje gałki oczne poruszyły się i spojrzałem w byle jaki punkt. W tym przypadku na radio w samochodzie.

-Dom, rozumiesz? Nic ci się nie stanie - W zwolnionym tempie usłyszałem to zdanie.  Myślami byłem gdzie indziej.

-Żyjesz? - Kamil mną potrząsnął, dosyć mocno. Oprzytomniałem i spojrzałem przed siebie, na las i dróżkę, potem na szefa i odpowiedziałem

-Rozumiem, tak - Byłem zdenerwowany i zdyszany jakbym przebiegł kilometr lub dwa. Sam nie wiem dlaczego ale te trzy minuty były tak samo męczące jak nasza rozmowa w zawalisku na łąkach.

Kamil ucichł, mój oddech też więc położyłem ręce na kierownicy lekko przygryzając wargę i powtarzając „ Nic mi się nie stanie” Kiwałem głową chcąc aby te słowa dotarły do mózgu. Bałem się o swoje życie. Dopiero teraz je zaczynam a mogę umrzeć w każdej chwili.

Żeby zmienić trochę nastrój ruszając do przodu zapytałem Kamila „ Co robimy jak dojedziemy do domu?”. Już nie bałem się tego auta, wiedziałem jaka prędkość lubie, jakiej nie i jak je prowadzić żeby dojechać do celu. Spokojnie trzymałem pedał gazu i puszczałem go w odpowiednim momencie.

- Słońce zaszło ale jest ciepło - Kamil spojrzał w niebo. Drzewa odbijały się w szybie po jego stronie. - Chcesz pograć w kosza? - popatrzył na mnie.

- Lubie, może być - Nie dałem rady odwzajemnić jego wzroku bo patrzyłem na droge która za kilka metrów skręcała w prawo.

Chciałem pokazać że nie jestem już dzieciakiem który rozbił samochód i potrafię dobrze jeździć. Wiedziałem ż zaraz dostanę reprymendę ale…

Kiedy zbliżyliśmy się do zakrętu gwałtownie skręciłem kierownicę i przycisnąłem hamulec. Samochodem szarpnęło,  ale stanął prosto do drogi która dalej biegła już prosto. Myśląc że pokonałem ten zakręt w stylu Dominica Toretto z szpanerskim uśmiechem popatrzyłem na Kamila. Ten posyłał mi spojrzenie „Co to miało być?”

-Co? - zaśmiałem się myśląc że mi nie wyszło.

- Nie zgrywaj kaskadera dzieciaku. Jeszcze wiele nauki przed tobą - poklepał mnie po szyi.

Ruszyliśmy do przodu zatapiając się w sosnach które w tym zapadającym zmierzchu stawały się jakby straszniejsze. Znam bajki w których las nocą ożywał.

-A ty umiesz tak jeździć? Tak jak Toretto? - Zmniejszając prędkość ponieważ zbliżaliśmy się już do naszej polany spojrzałem na Kamila. W jego oknie między sosnami było widać jezioro.

- Nie - Odwrócił głowę w stronę lasu i patrzył na przewijający się między sosnami zbiornik wodny.

Patrzyłem na niego. Znaleźliśmy się przy schodach do domu i powolutku podjeżdżałem do bramy garażu.

-Tylko zderzaka nie zepsuj - powiedział kiedy zbierałem się do skrętu

Kamień spadł mu z serca kiedy auto w połowie wjechało do pomieszczenia.

-Ty, coś jest nie tak - Kamil patrzył w stronę dwóch pozostałych samochodów.

W garażu było zupełnie ciemno. Słońce zaszło, przez okienko na wprost mnie nie dochodziło żadne światło.

-Brakuje jednego motoru - powiedział spokojnie wskazując palcem na podwyższenie na  końcu szeregu samochodów. Stał na nim granatowy cross z lśniącymi kołami.

-Nawet nie wiedziałem że tu są motory - zdziwiłem się i z dziwną miną wystukiwałem na kolanach melodie.

-Wysiadaj - I po święcie… Zaniepokojony i podejrzliwy Kamil wyszedł z samochodu i nie czekając na mnie szybkim krokiem wyszedł z garażu.

Ja otworzyłem drzwi i uważając żeby ich nie zarysować opuściłem samochód. Patrzyłem na drzwi zamykając je i myśląc „ Za blisko stanąłem” Przecisnąłem się przez wąską szczelinę między ścianą a samochodem. Wychodząc przystanąłem w progu żeby otrzepać z koszulki resztki farby z garażu która się tam przyczepiła.

Stałem tam chwile patrząc na otaczające nas sosny. Niebo zrobiło się szare ale było cieplutko, niech ten opis nie myli. Czasami można było odczuć lekki powiew wiatru ale akurat nie teraz.

Przesunąłem ręką po moich krótkich włosach i zastanawiałem się czy tak będzie już zawsze. Czy ta willa na zawsze będzie moim domem, czy oni już na zawsze zastąpią mi rodzinę… i czy dożyje do starości?

Skrzywiłem się i szybko zwróciłem w stronę wejścia do domu. Szedłem szybko chcąc przepędzić z głowy te myśli. Po co zatruwać sobie tym życie, które i tak dopiero nabiera tempa? Jak to się mówi… wyjdzie w praniu.

Wszedłem po schodach i natknąłem się na Kamila. Szybko wychodził z domu. Po jego poważnym wyrazie twarzy widać że zaraz wybuchnie. Odsunąłem się żeby nie oberwać szklanymi drzwiami.

-Co jest? -spytałem.

-Idź do swojego pokoju - rzucił schodząc na polanę.

- A gdzie jest? - Nie chciałem zadawać pytań o jego nastrój bo albo by nie odpowiedział albo się na mnie zdenerwował. A z rozmowy sprzed  kilkunastu minut wynikało że lepiej być z nim w dobrych stosunkach. Tu nasuwało się pytanie jakim cudem Grzesiek jeszcze żyje?

-Schodami w górę i drzwi na lewo - powiedział pocierając brodę i patrząc na zegarek - Damn… - powiedział pod nosem.

- Co jest? - zapytałem ponownie.

- Do swojego pokoju, raz! - pokazał mi drzwi i ujrzałem jego zdenerwowaną twarz. Nie wiem który raz dzisiaj…

Bez słowa odwróciłem się i wszedłem do domu. Przechodząc przez przedsionek myślałem żeby spojrzeć przez białe zasłony co dzieje się na podwórku ale tylko narobiłbym sobie kłopotów.

Wszedłem do salonu i skierowałem się do jasnych, drewnianych schodów z szklaną barierką i metalową poręczą nad nią.

Wszedłem na tzw. Antresole. Sufit nad salonem był usunięty. Od drzwi na boisko i do składu broni na górze ciągnęło się piętro. Po mojej prawej był czarny drewniany stół ośmioma krzesłami. Za nim była otwarta przestrzeń. Przy ścianach stały regały wypełnione książkami. Między regałami wbudowane były drzwi, razem 3 sztuki. Sądziłem że są to pokoje chłopaków.

Spojrzałem na podławe wyłożona takimi samymi panelami jak cały dom a potem na drzwi balkonowe po mojej lewej. Spojrzałem przez nie, prowadziły na balkon nad basenem. Znajdował się tam mały stolik z czterema krzesłami. Na stoliku stała lampka ze świeczką.

Odwróciłem się i poszedłem w stronę drzwi do mojego pokoju. Na wprost nich było duże okno przy którym znajdował się szeroki, wysłany poduszkami parapet.

-Ktoś tu lubi wygodę - pomyślałem uśmiechając się i otwierając drzwi do mojego pokoju.

Podłogę pokrywały ciemne panele a ściany były w kolorze jasno niebieskim. Pokój oświetlany był przez kwadratowy żyrandol w nowoczesnym stylu.

Jeden balkonów które zobaczyłem kiedy tylko tu przyjechaliśmy należał do mnie. Koło drzwi na niego stało duże łóżko obite skórą i pościelone. Obstawiały je dwa stoliki nocne. Po prawej stronie od łóżka stała komoda na której leżały słuchawki a nad nią wisiał telewizor. Na prawo od komody były drzwi których jeszcze nie otwierałem, biurko i kanapa. Przed skórzanym meblem stał przeszklony podłużny stolik do kawy.

Lewa stronę pokoju zajmował skórzany fotel nad którym wisiał obraz przedstawiający jakiś stary domek w lesie, kolejne jeszcze nie sprawdzane drzwi i wnęka w ścianie gdzie znalazłem kilka książek, magazynki do broni i jeden czarny snapback.

Stojąc w progu, nie mogąc wydusić ani słowa obserwowałem pokój. Przez zaciśnięte usta nie przepływało powietrze, byłem zdumiony i onieśmielony. Nie wierzyłem że to jest mój pokój.

-Chyba nie będzie mi tu tak źle - powiedziałem robiąc krok w stronę łóżka. Chociaż… zawsze marzyłem żeby dzielić duży dom z moja siostrą. Ona i ja, tylko my i ten piękny dom.

Spojrzałem na biały sufit, potem na białą, świeżą pościel na łóżku i nie zastanawiając się ani chwili padłem na nie jak długi. Otulała mnie miękka kołdra. Podsunąłem się bliżej, zamknąłem oczy i wtuliłem głowę w mięciutką poduszeczkę. Na łóżku leżały dwie taki. Było mi dobrze, czułem się odprężony. Przed oczami miałem ciemność, taką samą jak rano. Ale teraz wiedziałem że nie śnie i że świat nie zginął. Wiedziałem że gdy otworzę oczy zobaczę tylko skórzane obicie swojego łóżka i powiem „ Tu jest raj”.

Głośno wypuszczając z ust nagromadzone tam powietrze, wydałem dziwny rechot. Ktoś mógłby zapytać „Czy tu umiera jakieś zwierzę?” ale nie… To tylko odgłos szczęścia.

Zaśmiałem się z samego siebie i wstałem z łóżka. Skierowałem się w prawo, ciekawiły mnie drzwi które tam były. Znajdowały się w moim pokoju więc chyba mogę je otworzyć. Za nim znalazłem moją łazienkę. Ta na dole była pewnie dla gości. Bogatych stać na prywatne łazienki w każdym pokoju.. Na podłodze były czarne, a na ścianach imitujące skałę płytki. Po mojej prawej był sedes a na ścianie biała umywalka na drewnianej szafce z szufladami.

Nad nią wisiało duże lustro oświetlona dwoma kanciastymi kinkietami po obu stronach.

Łazienka była mała. W lewym rogu na końcu pomieszczenia były przeszklone drzwi za którymi znajdował się prysznic.

Na suficie poumieszczano małe punktowe światła. Nie dawały dużej ilości światła ale na tak małe pomieszczenie była wystarczająca.

Wyszedłem z łazienki i skierowałem swoje kroki do drzwi po prawej stronie pokoju. Tak samo jak tamte były z ciemnego drewna. Za nimi znajdowała się garderoba.

Pokój był podłużny, po obu stronach stały półki o jednakowej szerokości ok. metra.

Po prawej stronie na pierwszym regale leżało dużo czapek.

Za nimi na trzech kolumnach półek stały buty. A na końcu była stojąca gablotka z łańcuchami i biżuterią. Podszedłem do niej i stanąłem koło lustra które kończyło ten korytarz pełen skarbów.  Gablotkę oświetlały zamontowane na ścianie lampy, wszystko było dobrze widoczne.

-Cholera - uśmiechnięty i zaskoczony, pełen radości patrzyłem na złote i srebrne zegarki i łańcuchy. Było tam też kilka par kolczyków.

Odwróciłem się żeby popatrzeć na lewą stronę zastawioną regałami z drążkami na których wisiały wieszaki z ubraniami.

Na początku garderoby, po lewej stronie stała wąska komoda z bielizną na której właśnie oparł się Kamil. Stał tam i z uśmiechem patrzył jak jestem podekscytowany i uradowany tymi ciuchami.

-Podoba się? - Zobaczyłem go dopiero kiedy to powiedział. Wzrok utkwiony z złotym łańcuchu przeniosłem na niego.

-Jeszcze jak - z radością odpowiedziałem na pytanie.

-Idziesz pograć w kosza? Grzesiek z Danielem już wrócili

- A gdzie byli?

- Nie twoja sprawa. Chodź na dwór, jeszcze ciepło - wyszedł z garderoby a ja ruszyłem za nim. Na dole spotkaliśmy chłopaków i wszyscy wyszliśmy tylnymi drzwiami na taras. Jego słowa nie zepsuły mojego dobrego humoru.

Po lewej stronie tarasu są schodki które prowadzą na chodnik z szarych kafelek. Szliśmy nim aż do wylanego betonem boiska. Na niebieskim słupie wisiał kosz z czerwoną obręczą i przeszkloną tablica. Na niej wypisane było dużymi czarnymi literami : UNCATCHED.

-Kamil - patrzyłem na ten napis, a kiedy kolega spojrzał na mnie skinąłem głową w górę, w stronę tego napisu - Co to znaczy?

Daniel z Grześkiem odrzucili na trawę deskorolki leżące koło słupa.

- Nazwa naszej ekipy - powiedział i zaczął odbijać piłkę o beton. Odbił ją w moja stronę, ja złapałem i jedną ręką rzuciłem do kosza.

Po chwili patrzyłem jak nie trafiając w obręcz pomarańczowa piłka spada i toczy się gdzieś za nas. Byłem zaskoczony że nie trafiłem.

- Są lepsze i gorsze dni, nie bój się - Kamil poklepał mnie po plecach. Nagle usłyszałem dźwięk. Jakby drewno spadające na coś twardego.

Odwróciłem się. Po lewej stronie działki, jakieś 8 metrów on końca boiska był drugi betonowy plac. Stała tam rampa do jazdy na deskorolce.

-Że ja tego wcześniej nie zauważyłem - uśmiechnięty od ucha do ucha podbiegłem do chłopaków który właśnie zjeżdżali z wysokiej drewnianej rampy w dół.

-Ale mieliśmy grać w kosza - zdziwiony Kamil rozłożył ręce i nadąsany podszedł do rampy.

Ja zdążyłem już wejść na nią. Stałem oparty o metalową barierkę na jej szczycie patrząc na zjeżdżającego z niej Daniela. Koła deskorolki toczyły się w dół, w gór, w dół, w górę…

-Dobry jest - uśmiechnięty powiedziałem do Grześka. Stał z założonymi rękami obok mnie.

- Ja bym się wywalił od razu - dodałem śmiejąc się.

-Przekonamy się - powiedział stojąc bez ruchu i ukradkiem patrząc na mnie.

-Co?

Nie zauważyłem deskorolki która stała przede mną. Kumpel popchnął mnie na nią a następnie zepchnął z rampy.

Krzycząc z zaskoczenia zjechałem w dół. Rampa nie była wysoka ale ja nigdy jeszcze tak nie jeździłem.

Ale jak to w życiu bywa wypadki chodzą po ludziach. Najpierw krzyczysz, potem stojąc jedną nogą na desce upadasz na plecy, krzywisz się z bólu i podnosisz się mówiąc jak napity żul „Żyje” podczas gdy oni śmieją się i pytają „Nic ci nie jest?”

Uśmiecham się chociaż moje plecy strasznie bola. Zawsze starałem się nie pokazywać że coś mnie boli. Chyba teraz też mi się udało.

Wstałem i choć ból w moich plecach będzie towarzyszył mi jeszcze chwilę nie zamierzam rezygnować z zabawy. Tylko zmienię deskorolkę na coś bezpieczniejszego.

Splunąłem na ziemie i z przymrużonymi oczami i rękami na bokach spojrzałem na Kamila :

-Nadal chcesz pograć w kosza?

Niebo w 70% pokrywały chmury, jednak kiedy słońce miało już zachodzić błysnęło ostatnimi promieniami. Szaro-białe sklepienie świat stało się teraz purpurowo-różowo-pomarańczowo-niebieską abstrakcją i mieszaniną barwo. Kolory zachodziły na siebie. Patrzyłem w to jak w dzieło sztuki na którego środku błyskała ognista kula. Szliśmy na boisko za domem a ja nie mogłem oderwać wzroku od tego zjawiska.

-Dzielimy się na dwie drużyny. Ja jestem z Domem - Kamil powiedział głośno - objął mnie ramieniem.

Było ciepło choć słońce już szykowało się do snu. Kamil ściągnął czarną koszulkę i rzucił na trawę. Zobaczyłem jego klatkę piersiową. Jeszcze kilka tygodni temu powiedziałbym „Chcę” ale teraz spojrzałem na swoją widoczną pod koszulka bez rękawów. Uśmiechnąłem się lekko. To najlepsze co mogło mnie spotkać.

-Dawaj, wiem że tego zawsze chciałeś - Usłyszałem dowódcze i zobaczyłem że wszyscy na mnie patrzą. Na ich twarzach widzę uśmiech. Proste, zaraz zobaczą moja radość. Mogę się tak cieszyć dzięki nim.

Byłem podekscytowany. Pierwszy raz odkąd miałem 6 lat będę grał w kosza bez koszulki. Jako dzieciak mogłem tak robić, potem sprawy się pokomplikowały. Ale teraz znowu mogę być sobą. Nareszcie, po tylu latach.

Ująłem koszulkę w dłonie i z szerokim uśmiechem, dziękując Bogu za to co mnie spotkało ściągnąłem ją.

Odrzuciłem w to samo miejsce co Kamil. Chłopaki patrzyli na moją uśmiechniętą twarz i też szeroko się uśmiechali. Dumni ze swojego dzieła. Ja byłem najszczęśliwszym chłopakiem na Ziemi.

-No, gratuluje - Poczułem dłoń Kamila na moim karku.

 - Dobra, koniec tego cyrku. Gramy ludzie.

Piłka poszła w ruch. Odbijała się po boisku, jej dźwięk dzwonił mi w uszach. Biegałem szybko, czułem każdy napięty mięsień. Sapałem, dyszałem, ale cieszyło mnie to. Nigdy nie miałem z kim grać w kosza, a teraz… można powiedzieć ze mam kolegów. Czułem mój pot na czole. Od czasu do czasu wycierałem go ręką. Grałem jakoś lepiej niż zawszę. Może to szczęście daje siłę do życia? Może szczęśliwy człowiek to człowiek silniejszy psychicznie i fizycznie? Nie znałem tego uczucia, teraz czuję je całym sobą i wierzę że to prawda. Mam nadzieje doświadczać szczęścia każdego dnia mojego nowego pięknego życia.

Po półgodzinnej grze ja i Kamil zaczęliśmy śmiać się i podskakiwać  gdyż nasza drużyna pokonała chłopaków. Różnica wynosiła 9 punktów.  Słońce właśnie kończyło swój spacer po niebie. Widoczny był tylko bardzo mały kawałek pomarańczowej kuli światła.

-Chodźcie do domu, zimno się robi - powiedział Grzesiek gdy emocje opadły. Ruszył z Danielem przodem obejmując go. Szeptali coś między sobą i śmiali się.

-Pewnie planują rewanż - powiedział Kamil kiedy schylaliśmy się po koszulki. Były zimne więc nie założyliśmy ich. I tak w domu będzie ciepło.

- Jestem chętny, jutro znowu im dokopiemy - Przybiliśmy z Kamilem żółwika i z uśmiechem poszliśmy do domu lekko się przepychając. Jak kumple… którymi chyba się stajemy. Z nikim nigdy nie dogadywałem się tak dobrze jak z nimi. Oczywiście… znam ich mało, jestem na ich łasce ale czuję że będziemy dobrymi kolegami a może nawet przyjaciółmi. O ile Kamil nie będzie się denerwował.

Doszliśmy do tarasu kiedy znowu nawiedziło mnie to uczucie. To samo którego doświadczyłem w lesie. Że musze o coś zapytać lub coś powiedzieć. Powinienem to zrobić już dawno.

-Yo, Kam - stanąłem przy schodkach na taras. Kamil już wszedł i był koło leżaków ale odwrócił się i pytając „Co jest?” podszedł do mnie.

Mrużyłem lekko oczy. Zawsze tak robię kiedy chcę powiedzieć coś ważnego. Patrzyłem na prawą stronę jeziora które stało się już ciemne. Chciałem przemyśleć jak mam mu to powiedzieć…

Liście na jednym z drzew koło pomostu nie błyszczały już tak ładnie. Nie lubie tego momentu kiedy słońce już zajdzie a księżyc dopiero pakuje bagaże na swoją nocną podróż. Wszystko wydaje mi się wtedy taki złowrogie i chcące zrobić mi krzywdę. Ale teraz się nie bałem, był przy mnie chłopak któremu byłem potrzebny. I gdzieś w środku czułem że nawet gdyby musiał mnie zabić zastanowił by się dwa razy a potem upozorował to zabójstwo. Podrzuciłby jakiegoś trupa i pozwolił mi odejść.

Nad tarasem były porozwieszane kinkiety. Przez cały tył domu ciągnęły się w równych odstępach nad naszymi głowami. Właśnie teraz, punkt 18 zapaliły się. Zaskoczyło mnie to i wyrwało z zamyśleń. Kamil stał koło mnie i cierpliwie czekał z wyduszę z siebie jakiś wyraz.

Spojrzałem na światełka nad nami ale potem pomyślałem że im dłużej będę to odwlekał tym trudniej będzie mi powiedzieć to co chciałem.

Zostawiłem w spokoju lampki i spojrzałem na Kamila.

-Wiesz… - Zacząłem patrząc w chodnik. Ale pomyślałem że to jest odpowiedni moment żeby spróbować spojrzeć na Kamila. Był pierwszym na którego chciałem spojrzeć mówiąc. Zawsze uciekałem wzrokiem kiedy ktoś cos do mnie mówił albo ja z kimś rozmawiałem. Jakoś nie umiem patrzeć ludziom w oczy. Dzisiaj kilka razy zostało to na mnie wymuszone ale teraz chciałem spróbować. A poza tym nie miło słuchać takich rzeczy od czubka głowy rozmówcy.

-Dziękuje ci za to co zrobiłeś - Podniosłem wzrok i zobaczyłem że Kamil ani trochę się nie ruszył. Czekał aż na niego spojrzę, czekał aż coś powiem. Normalnie się jąkam ale teraz to nie o to chodziło. Nie wiedziałem jak ubrać w słowa że jestem wdzięczny. Ale on chyba też wyczuł że to jest ten moment. Wiedział że chce na niego spojrzeć i się przełamać. Mógł sam powiedzieć „Dom spójrz na mnie”.

-Dziękuje. Dałeś mi nadzieje i… polubiłem życie dzięki tobie - Uśmiechnąłem się i znowu spuściłem głowę. Czułem się jakbym powiedział coś głupiego i nie na miejscu. Śmiałem się sam do siebie patrząc na moje białe buty.

Przez chwilę wokół nas było cicho. Nie słyszałem własnego oddechu. Denerwowała mnie ta rozmowa ale to był inny rodzaj zdenerwowania. Nie wiedziałem co powiedzieć i jak jeszcze mogę wyrazić to co czuje.

- Mądry z ciebie dzieciak chłopaku - powiedział Kamil kiedy już miałem stamtąd odbiec i uznać siebie za debila i tchórza. Objął mnie ramieniem i przytulił jedną ręką. Sięgałem mu do ramion. Uśmiechnęliśmy się obaj patrząc w dal, na las.

-Patrz tam - powiedział Kamil wskazując palcem na ciemne niebo, bez ani jednej gwiazdki. Spojrzałem i zastanawiałem się o co chodzi.

-Co ci to przypomina? - kontynuował.

Patrzyłem w tą ciemność. Jednak nie widziałem tam nic szczególnego. Ciemność… kojarzy mi się z początkiem, momentem kiedy odzyskałem przytomność.

-Tabula Rasa, Dom. Czysta karta. Na niebie nie ma ani jednej gwiazdy, widzisz? Jest puste - słuchałem. Mówił to spokojnie, ważąc każde słowo.

Faktycznie, niebo było jak niezapisany dysk czy kartka.

-Gdyby gwiazdy były wydarzeniami z życia i nagle znikły, tak jak teraz. Plus, ta ciemność… Jak wyglądał ten dzień?

Myślałem…

-To niebo jest jak ty. Zaczynasz od nowa, bez błędów z przeszłości, bez wrogów, bez problemów… o ile ich sobie nie narobisz - zaśmiał się - Próbuję ci powiedzieć że ty jesteś teraz kierowcą. Ty kierujesz swoim życiem i możesz poukładać na tym niebie gwiazdy jak tylko chcesz. Chaotycznie lub spokojnie, dobrze lub źle… Po prostu zaczynasz  żyć jako nowy człowiek którego nikt nie zna. Jakbyś uciekał jak jeden z tych przestępców którzy przekraczają  granicę i chcą tam zacząć nowe życie… Ty dowodzisz tym statkiem Dom…

Przez chwilę staliśmy w ciszy. Patrzyłem w tą ciemność i starałem się zobaczyć tam moją przyszłość. Chciałem w tej jednej chwili zobaczyć jakie będzie to Zycie. W jakiej formacji ułożą się te gwizdki i jacy ludzie jeszcze staną na mojej drodze. I czy moje nowe życie kiedyś przetnie się ze starym? Czy spotkam kogoś kogo znałem lub kogoś kto był mi bliski? Czy spotkam moja rodzinę i przyjaciół? Chciałbym żeby te dwa światy się zderzyły. Ale tylko w pewnym sensie. Żeby oddano mi ludzi których zostawiłem w poprzednim życiu. Nawet nie zobaczyłem ani nie usłyszałem kiedy Kamil odszedł. Stałem tam sam i gapiłem się w niebo niczym Jezus przed pojmaniem. Też wtedy rozmyślał o życiu…

Kontemplowałem  opierając się o drewnianą balustradę przy schodkach. Na niebie nie pojawiła się ani jedna gwiazdka.

Zawiał wiatr. Poczułem chłód na klatce piersiowej. Wzdrygnąłem pośpiesznie obejmując tors rekami. Włosy na rękach stanęły dęba, zrobiło się zimno. Wiosenne noce mogą być zimne, za to w lecie modlimy się o lekki wietrzyk lub spadek temperatury.

Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • E-mail znajomego:
  • E-mail polecającego:
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • Znajomy został poinformowany
Edyta Pazdzio · dnia 24.04.2014 05:46 · Czytań: 573 · Średnia ocena: 0 · Komentarzy: 1
Komentarze
pablovsky dnia 24.04.2014 23:41
19 grudnia ubiegłego roku pod Twoim opowiadaniem zostawiłem w miarę logiczny komentarz. Ale nie ustosunkowałaś się do niego w żaden sposób. Mało tego, Ty w ogóle nie reagujesz na komentarze innych, bo sprawdziłem.

Ponadto piszesz ciągle w takim samym, nieco infantylnym stylu. Więc nie widzę sensu szczegółowej analizy Twojej powyższej historii. Z pewnością nie czytasz porad i opinii, bo nie robisz postępu.
Polecane
Ostatnie komentarze
Pokazuj tylko komentarze:
Do tekstów | Do zdjęć
Marian
16/04/2024 16:34
Wcale się nie dziwię, że Twoje towarzyszki przy stole były… »
Kazjuno
16/04/2024 11:04
Toż to proste! Najeżdżasz kursorem na chcianego autora i jak… »
Marian
16/04/2024 07:51
Marku, dziękuję za odwiedziny i komentarz. Kazjuno, także… »
Kazjuno
16/04/2024 06:50
Też podobała mi się twoja opowieść, zresztą nie pierwsza.… »
Kazjuno
16/04/2024 06:11
Ogólnie mówiąc, nie zgadzam się z komentującymi… »
d.urbanska
15/04/2024 19:06
Poruszający tekst, świetnie napisany. Skrzący się perełkami… »
Marek Adam Grabowski
15/04/2024 16:24
Kopiuje mój cytat z opowi: "Pod płaszczykiem… »
Kazjuno
14/04/2024 23:51
Tekst się czyta z zainteresowaniem. Jest mocny i… »
Kazjuno
14/04/2024 14:46
Czuję się, Gabrielu, zaszczycony Twoją wizytą. Poprawiłeś… »
Gabriel G.
14/04/2024 12:34
Bardzo fajny odcinek jak również cała historia. Klimacik… »
valeria
13/04/2024 23:16
Hej miki, zawsze się cieszę, gdy oceniasz :) z tobą to jest… »
mike17
13/04/2024 19:20
Skóra lgnie do skóry i tworzą się namiętności góry :)»
Jacek Londyn
12/04/2024 21:16
Dobry wieczór. Dawno Cię nie było. Poszperałem w tym, co… »
Jacek Londyn
12/04/2024 13:25
Dzień dobry, Apolonio. Podzielam opinię Darcona –… »
Darcon
11/04/2024 19:05
Hej, Apolonio. Fragment, który opublikowałaś jest dobrze… »
ShoutBox
  • Zbigniew Szczypek
  • 01/04/2024 10:37
  • Z okazji Św. Wielkiej Nocy - Dużo zdrówka, wszelkiej pomyślności dla wszystkich na PP, a dzisiaj mokrego poniedziałku - jak najbardziej, także na zdrowie ;-}
  • Darcon
  • 30/03/2024 22:22
  • Życzę spokojnych i zdrowych Świąt Wielkiej Nocy. :) Wszystkiego co dla Was najlepsze. :)
  • mike17
  • 30/03/2024 15:48
  • Ode mnie dla Was wszystko, co najlepsze w nadchodzącą Wielkanoc - oby była spędzona w ciepłej, rodzinnej atmosferze :)
  • Yaro
  • 30/03/2024 11:12
  • Wesołych Świąt życzę wszystkim portalowiczom i szanownej redakcji.
  • Kazjuno
  • 28/03/2024 08:33
  • Mike 17, zobacz, po twoim wpisie pojawił się tekst! Dysponujesz magiczną mocą. Grtuluję.
  • mike17
  • 26/03/2024 22:20
  • Kaziu, ja kiedyś czekałem 2 tygodnie, ale się udało. Zachowaj zimną krew, bo na pewno Ci się uda. A jak się poczeka na coś dłużej, to bardziej cieszy, czyż nie?
  • Kazjuno
  • 26/03/2024 12:12
  • Czemu długo czekam na publikację ostatniego tekstu, Już minęło 8 dni. Wszak w poczekalni mało nowych utworów(?) Redakcjo! Czyżby ogarnął Was letarg?
  • Redakcja
  • 26/03/2024 11:04
  • Nazwa zdjęcia powinna odpowiadać temu, co jest na zdjęciu ;) A kategorie, do których zalecamy zgłosić, to --> [link]
Ostatnio widziani
Gości online:39
Najnowszy:Mizune__