Ciemno. Nie wiem, gdzie jestem. Pełznę po wilgotnej trawie. Jest chłodno. Nieprzyjemnie. Pewnie nie spałem zbyt długo. Usilnie próbuję przywołać najwspanialsze marzenia. Wspominam gorące krainy, w których jesteśmy bogami, a ludzie wykonują posłusznie każdy rozkaz. To pomaga, choć ciepło zradza się wyłącznie w mej psychice. Rozglądam się nerwowo. Nie ma już śniegu. Patrzę w górę, lecz jest zbyt ciemno. Dzień rozświetli wracającą do życia przyrodę? Nie wiem. Pełznę przed siebie. Wychodzę spomiędzy niskich kęp trawy. Wracam. Próbuję zasnąć. Doczekać świtu. Drzemię z wiarą w szybki schyłek tej straszliwej pory. W końcu nadchodzi blask. Jeszcze nie tak jasny i piękny jak w chwilach największej chwały, lecz i tak raduje serce. Czekanie nie zdołało go obrzydzić. Przybył w odpowiedniej porze. Dawno nie jadłem. Z entuzjazmem ruszam na rekonesans. Staram się być ostrożny. Niemal natychmiast wyłapuję dwie stojące przede mną postacie. To ludzie. Dwóch mężczyzn. Dyskutują o czymś wpatrzeni w spacerujące przed stawem kaczki. Wsłuchuję się w ich głosy.
– Cholerna wiosna – wzdycha wyższy w okularach. – Znowu wszędzie mnóstwo tego robactwa.
– Zimą niecierpliwie wyczekiwałeśocieplenia – drugi uśmiecha się odpalając papierosa.
– W mieście. Tutaj cały rok mógłby leżeć śnieg.
Mogliby już odejść. Płoszyli posiłek. Wyższy trzymał w ręku dziwny przedmiot. Zamachnął się i uderzył nim w skaczącą nieopodal żabę. Rozleciała się na kawałki. Kaczki uciekły do stawu. Poczułem dreszcz. A jeśli mnie zauważą? Trawa jest bardzo niska. Zamieram w bezruchu. Odległość wynosi dobrych kilka metrów. Nie ma się czego obawiać.
– Darowałbyś sobie te zabawy. Ona ma takie samo prawo do życia jak ty.
– Jej resztki zje jakiś podstarzały wąż, który nie potrafi złapać żywej. Robię mu przysługę. Chętnie upolowałbym zaskrońca. Myślisz, że ich skóra może być coś warta?
Gość obraca się i kieruje leniwie w moim kierunku. Szuka wzrokiem kolejnej ofiary? Pewnie tak. Zdążę uciec, gdy mnie zauważy? Nie wiem.
– Tak. Zrobisz sobie z niej torbę, wiesz? Nie wygłupiaj się. Lepiej wracajmy, bo zaraz się rozpada.
Mężczyzna z siekierą nie reaguje na słowa. Podchodzi jeszcze bliżej. Mogłem uciec prędzej. Dzielą nas nie więcej niż dwa metry. Dobrze, że nie stoi na wprost. Po chwili strach maleje. Oswajam się z sytuacją. Mam ochotę podpełznąć i go ugryźć. Nie wygląda na opanowanego specjalistę, który wyprowadza błyskawiczny cios tuż po dostrzeżeniu ofiary. Na ziemie zaczynają kapać pojedyncze krople deszczu
– Chyba masz rację – poprawia okulary. – W tym lesie pewnie nie ma węży.
Nie jesteśmy takie głupie, żeby wyłazić przed oczy pierwszemu lepszemu idiocie! Odchodzą. Deszcz jest przyjemny. Niedługo trawa powinna dokładniej mnie przykryć, a wtedy zacznę ścigać intruzów i kąsać ich po nogach. Niech wiedzą czyj jest ten las! Uwielbiam te wiosenne zabawy. Spoglądam radośnie w niebo. Padaj deszczyku, padaj. Niech zgasną wszelkie resztki ognisk i te ich żarzące się niedopałki. Mam już dosyć pożarów. Ciekawe czy we własnych domach również tak śmiecą i lekceważą zagrożenia.
Ważne: Regulamin | Polityka Prywatności | FAQ
Polecane: | montaż anten Warszawa | montaż anten Warszawa Białołęka | montaż anten Sulejówek | montaż anten Marki | montaż anten Wołomin | montaż anten Warszawa Wawer | montaż anten Radzymin | Hodowla kotów Ragdoll | ragdoll kocięta | ragdoll hodowla kontakt