Śniły mi się wiersze wasze, takie czarne, smutne. Bałam się, uciekałam
a one jak muszki obsiadały mnie. Oblepiały usta, oczy, wołały: kochałem, zostawiła, odjeżdżam, bo mnie nie chce. Przekrzykiwały się, każdy ziajał jakąś goryczą. Bałam się strasznie bo nie dawały się odrzucić. Krzyczałam bezgłośnie a one dotykały mnie, przyklejały się do rąk i ust.
Z bezsilności zaśmiałam się głupio histerycznym śmiechem. Zamarły
strwożone, patrzyły na mnie, jeszcze ruszały tymi swoimi mackami przenośni ale patrzyły zdziwione. Roześmiałam się bo miały takie zaskoczone gęby. Nie wytrzymały, uciekły I wtedy zobaczyłam że jeden został, przyglądał mi się uważnie, był taki mały ale tak przepełniony goryczą że wyglądał jak balonik. Mrugnęłam do niego - podskoczył, pomachałam ręką, pokazałam że ma
podskoczyć wyżej, podfrunąć. Kiwał głową że nie. Otworzyłam okno i wtedy wiatr porwał go ku słońcu. Poleciał unoszony wiatrem. Mienił się w słońcu jak bombka choinkowa. Jest piękny pomyślałam.
I nareszcie spokojnie zasnęłam.
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
cytra · dnia 04.10.2008 13:30 · Czytań: 1006 · Średnia ocena: 3,33 · Komentarzy: 9
Inne artykuły tego autora: