One Man Show - Quentin
Proza » Humoreska » One Man Show
A A A
Od autora: Mam nadzieję, że to o samotności na samym dnie piekła...
Klasyfikacja wiekowa: +18

− A teraz przed wami gość, który postanowił zakpić z Boga. Przed momentem dokonał epokowego skoku z samej ziemi. Wnętrze piekła rozwarło się przed nim jak tłusta dziwka na rauszu. Zachodź, niewinny wędrowcze, dziewięć kręgów czeka.
Orkiestra, w skład której wchodziły same diabły, zagrała dżingiel.
Idąc na środek sceny, minąłem rogatego konferansjera, któremu śmierdziało z gęby. Bydle szczerzyło do mnie kły, na co nie odpowiedziałem.
Gdy stanąłem przed publicznością, światło o mało nie wypaliło mi oczu. Pociłem się. Próbowałem dostrzec kogoś z widowni. Na próżno.
− Jestem tu dlatego, że popełniłem śmiertelny grzech − zacząłem nieśmiało.
Publika nagrodziła moje wyznanie brawami. Nie wlało to w moje serce otuchy.
− Rzuciła mnie dziewczyna − kontynuowałem. − Straciłem pracę. Poczułem samotność. Prosiłem o pomoc, ale nikt nie słuchał.
Ludzie pod sceną chichotali, a z czasem zaczęli jawnie szydzić z mojej tragedii. Jaką, kurwa, widownię, bawi cudze nieszczęście, pomyślałem?
− Normalni ludzie, jebany mazgaju − skarcił rogacz, jakby słyszał, co przeszło mi przez głowę. − Mów dalej, reszta czeka.
− Wszystko przez to, że nikt mnie nie rozumie − mówiłem. − Wy też nie, skurwysyny. Każdego ranka wstaję, wstawałem znaczy, bo sądziłem, że może być lepiej, ale gówno prawda. Nowy dzień niósł nowe rozczarowania.
− Ale smętny koleś − skomentował rogacz.
− Stulże pysk, śmierdzielu! − wściekłem się. − Opowiem wam historię o samotności, a wy mdlejcie ze śmiechu. Na początek coś o mojej dziewczynie…

− Odchodzę − powiedziała Karolina pewnego dnia.
− Dokąd? − zapytałem.
− Do Hollywood.
− Przez Bydgoszcz będzie najszybciej.
− Mówię poważnie. Wyjeżdżam na zawsze. Pora spełnić marzenia.
− Tutaj też możesz być fryzjerką.
Popatrzyła na mnie z odrazą, po czym rzekła:
− Jestem nieszczęśliwa, jeśli ma to dla ciebie jakieś znaczenie.
− Co będziesz robiła w Hollywood? − Byłem naprawdę ciekaw.
− Poszukam swojej szansy. Chcę być znana.
− Zostań listonoszem, wszyscy go znają.
− Nigdy nie potrafiłeś dać mi, czego potrzebowałam.
− A rolki? Przecież sama chciałaś seledynowe.
− Chciałam też Porsche.
− W komisie mieli tylko rolki.
− Dopiero daleko stąd rozwinę skrzydła.
− Lecisz samolotem?
− Tak, bo co?
− Uważaj na terrorystów. Pamiętasz, jak twój wujek miał wypadek motorem? Szybciej znaleźli śrubki niż jego bebechy.
− Poradzę sobie. Nie interesuje cię z kim jadę?
− Jak znam twój temperament, pewnie z klubem koszykarzy.
− Świnia!
− Dziwka.
− Złamas.
− Gruba dziwka.
− Jestem najlepszym, co cię w życiu spotkało.
− Moje życie jest gówniane.
− Jeszcze ci oko zbieleje, kiedy przywiozę z Ameryki Oscara.
− I jego dobrą znajomą, rzeżączkę.
Zabrała bagaż i trzasnęła drzwiami.

− Nawet ty, szanowny, rogaty skurwysynu, nie wytrzymałbyś z moją byłą. Demon, nie kobieta. A moja matka, to ci dopiero piekło. Słowo daję, że prędzej byś się ochrzcił i obrzezał widelcem, niż dożył z nią starości.

− Boże święty, Krzysztof, aleś ty garbaty − wytknęła mi starowinka, gdy wiosłowałem łyżką w zupie. Sam dałem jej pretekst. Zwykle jem szybko i odchodzę od stołu, żeby nie rozmawiać. Tym razem byłem jednak przygnębiony, przez co moja czujność osłabła. Popełniłem błąd.
− Chyba pójdę do kościoła − próbowałem zmienić temat, ale matka nie odpuszczała. Kiedy już do czegoś przylgnie, nie ma rady. Żaden diabeł nie odwiedzie jej od tematu.
− Jak tak dalej pójdzie, będzie trzeba pomyśleć o rehabilitacji. Pamiętasz swojego kuzyna Mareczka?
− Mamo, on ma padaczkę.
− To przez ten wypadek. Chodził wiecznie ze spuszczoną głową, aż w końcu zachorował.
− Co to ma wspólnego z krzywym kręgosłupem?
− Gdyby chodził prosto, wszystko byłoby dobrze.
− Możemy zmienić temat? − zaproponowałem.
− Gdzie idziesz na studia?
− W sumie masz rację, Mareczek rzeczywiście chodzi jakiś powykręcany.
− To poważna decyzja odnośnie przyszłości. Nie możesz tego zawalić.
− Wiem, co robię, mamo.
− Myślałeś o seminarium?
− Tak, ale tylko same złe rzeczy.
− Nie drwij. Syn Korneluków poszedł w tym kierunku.
− To ten, któremu wydaje się, że widział czyjąś matkę w lesie?
− Matkę Boską. Został wybrany.
− W przetargu na głupka roku.
− Kpiarstwem niczego w życiu nie osiągniesz. Powinieneś pomyśleć o przyszłości.
− Nie będę nic planował, to głupie. Życie jest zbyt krótkie, żeby trwonić czas na grafik. Wiesz ilu młodych ludzi umiera?
− Bo chodzą bez czapek. Zastanów się, służba Bogu to naprawdę wyzwanie. Przecież jesteś ambitny. Babcia byłaby dumna.
− Myślałem raczej o rozbawianiu ludzi. Chciałbym być komikiem.
− Babcię szlag trafi, jak się dowie. Co ci strzeliło do głowy? Komik? Nie ma takiego zawodu.
− Są ludzie, którzy właśnie z tego żyją. To pasja.
− Jeśli pajacowanie przed innymi nazywasz pasją, chyba nie wiesz, co mówisz.
− Na świecie jest zbyt wiele smutku, powagi i pozorów. Cały czas chodzimy nabzdyczeni, bo nie potrafimy śmiać się z codzienności.
− Gdyby wszyscy chodzili uśmiechnięci i bagatelizowali wszystko, żylibyśmy w wielkim szpitalu psychiatrycznym.
− A co w tym złego? To my kreujemy rzeczywistość.
− Rzeczywistość jest tu i teraz, a wszystko, co sobie wyobrażamy, powstaje w naszej głowie i tam też zostaje. Głową muru nie przebijesz, co najwyżej można nabić sobie guza. Jedz zupę, bo wystygnie.
Matka wyszła z kuchni. Była naprawdę wnerwiająca. Nie rozumiejąc nic, potrafiła znaleźć odpowiedź na wszystko. Jestem pewien, że gdybym powiesił się na klamce w pokoju, pomyślałaby, że to zabójstwo. Dla niej zawsze byłem kimś zmyślonym, jak bohater opowiadania.

− Dość już tego − powiedział znudzony diabeł. − Piekło jest dla wszystkich, cholerny mazgaju.
− Zamilcz! Siarką śmierdzący skurwysynu! − skarciłem gnoja, co by nie myślał, że pozwolę sobą bezkarnie pomiatać. Nawet w piekle miałem zasady. Potem rzekłem do widowni: − Mój los to pasmo porażek i niesprawiedliwości. Ludzkość mnie rozczarowała. Nie moja wina, że spotykałem w życiu tylko podłych niegodziwców.

− Jak pan sobie wyobraża rozwój w naszej firmie? − zagadnął jeden uszaty krawaciarz, u którego miałem pracować. Wyglądał jakby zaraz miał się rozlecieć na kawałki. Dosłownie.
− To znaczy? − odparłem. Nie wiedziałem nawet co to za praca.
− No czego pan oczekuje po proponowanym stanowisku? − wyjaśnił tamten, ale nadal nie łapałem, o co chodzi. Postanowiłem improwizować.
− Chciałbym dobrze wykonywać obowiązki i czerpać satysfakcję z pracy.
− Świetnie, właśnie kogoś takiego nam trzeba. − Facet zaznaczył coś w formularzu, który miał przed sobą.
Dopiero, kiedy pochylił głowę, by dokładniej wypełnić wolne rubryki na kartce, dostrzegłem perukę. Słabo przyklejoną w dodatku, bo osunęła się niemal na czoło. Przy okazji zauważyłem także, że wielkie uszy trzyma pasek przezroczystej taśmy biurowej. Czy to nie przypadkiem jakiś cholerny robot, pomyślałem?
− Świetnie − powtórzył raz jeszcze dziwak, podpisując dokumenty u dołu. − Od kiedy może pan zacząć?
− Bo ja wiem, jak najszybciej. A co mam tak w ogóle robić?
− Proszę za mną. − Uszaty podniósł zadek z fotela.
Przeszliśmy do jakiegoś magazynu wypełnionego od góry do dołu kartonowymi pudłami. Z pomieszczenia bił taki smród, że o mało nie puściłem pawia na swoje wypolerowane lakierki. Uszatek próbował mnie zmotywować.
− Śmiało, niech pan obejrzy towar.
Wszedłem w śmierdzące padliną opary. Nie było co się zastanawiać, wszystkie pudła wyglądały identycznie, więc otworzyłem pierwsze lepsze. Choć odór rozkładu gryzł mnie w oczy, we wnętrzu kartonu dojrzałem truchło kota. Sierściuch był cały czarny i najwyraźniej od ponad tygodnia martwy.
− Prowadzicie kostnicę dla zwierząt? − zapytałem krawaciarza. Tamten tylko się uśmiechnął.
− Firma DCIB jest uznanym dystrybutorem martwych kotów. Zajmujemy pierwsze miejsce na liście najbardziej prestiżowych firm w naszej branży. Jesteśmy bezkonkurencyjni.
− Handlujecie padliną? − Byłem poważnie zaskoczony.
− Towar jak każdy inny, kwestia podejścia. Coś, co dla jednego jest bezużyteczne, innym może się przydać.
− Na co komu zdechły kot?
− Teoretycznie to bezproduktywny odpad, ale całe szczęście praktyka uczy, że wiele jeszcze mamy do odkrycia. W handlu liczy się dobry pomysł i zaangażowanie. Każdy przedmiot może być towarem, każda czynność może być usługą, jak również każdy człowiek to potencjalny klient.
− Jestem święcie przekonany, że nikt nie kupi padniętego sierściucha. To absurd.
Jak się okazało mój nowy pracodawca − firma Death Cat In Box − rzeczywiście jest bezkonkurencyjna na rynku. W całej Polsce nie ma więcej dystrybutorów kociej padliny. Do moich zadań należało aktywne pozyskiwanie klientów. Trzeba przyznać, że domokrążca to całkiem zacna fucha w pewnym sensie. Większość myśli, że chcesz pogadać o Bogu albo sprzedać odkurzacz. Nikomu do głowy nie przyjdzie, że w kartonie masz śmierdzącego kota. Chodzi o element zaskoczenia.
− Wie pani, że takiego samego kota miała Audrey Hepburn?
− Jaka Audrey?
− Hepburn. Grała z kotem w jednej scenie w „Śniadaniu u Tiffaniego”.
− U kogo?
Cały miesiąc chodziłem od domu do domu w poszukiwaniu ewentualnych nabywców towaru. Akwizycja najgorzej wypada na wsi. Ludzie tam strasznie są zacofani. Żadnemu nawet przez myśl nie przejdzie, żeby kupić cuchnącego kocura. Poza tym prawie każdy wieśniak ma już w domu kota i to żywego. Popyt na prowincji jest niemal zerowy.
Zupełnie inaczej do sprawy podchodzą mieszczuchy. Większość co prawda nie ma ochoty słuchać, co targam w pudle, ale zdarzają się wyjątki. Jeden gość złożył zamówienie na dwanaście zdechlaków. Dacie wiarę?! Nie miałem, rzecz jasna, takiej ilości towaru, dlatego musiałem robić za posłańca kilka razy z rzędu. Mimo to było warto. Dwanaście sztuk po siedem Złotych za każdą, bo tak wyglądała stawka. Miałem farta, bo moja dniówka wyniosła osiemdziesiąt Złotych. Pieniądze co prawda trafiły na konto DCIB, ale miałem podpisaną umowę, więc nie bałem się oszustwa.
Dziesiątego dnia nowego miesiąca poszedłem do biura krawaciarza po wypłatę. Na miejscu dowiedziałem się, że nie otrzymam ani grosza.
− Polskie prawo zabrania handlu martwymi zwierzętami − tłumaczył dziwak z biura. − Złamał pan bardzo poważny przepis, przez co powinniśmy pójść na policję.
− To ja was pozwę − zacząłem wygrażać bucowi.
− Nie zrobiliśmy nic złego. DCIB zajmuje się utylizacją odpadów.
− Jak to? − byłem zaskoczony, wściekły i przerażony perspektywą paki.
− Magazynujemy odpady, a potem wydajemy je ludziom. Nieodpłatnie, rzecz jasna. Otrzymał pan od nas towar, znaczy odpady za darmo. Wszystko jest w umowie.
Niech to szlag, pomyślałem, a powiedziałem:
− Ty skurwysynu!
I rzuciłem się z łapami na biurokretyna. Grzmotnąłem go pięścią w lewy policzek, przez co peruka poleciała na ścianę, zaś sztuczna szczęka i uszy przyklejone taśmą upadły na podłogę. Chciałem uderzyć drania raz jeszcze, ale zmiękłem, gdy ujrzałem przestraszonego, bezzębnego łysola, któremu na dodatek brak uszu. Pewnie już nie raz oberwał od oszukanego naiwniaka. Jak widać niczego się nie nauczył. Szkoda pięści.
Kiedy wracałem przygnębiony do domu, policjanci gonili gołego faceta przebranego za kota. Od razu poznałem gościa, który nabył u mnie dwanaście pudeł z towarem.
− Dzień dobry − powiedziałem uciekinierowi, zaś tamten odparł lakonicznie:
− Miau.

Jak można żyć w świecie, którego fundamentem jest kłamstwo? Łżą wszyscy dokoła; dziewczyna przysięgająca miłość do grobowej deski, matka, która zapewnia, że rozumie wszystko i będzie cię zawsze wspierać. Kłamią bliscy i obcy nam ludzie. Wszyscy. Jeśli już jest ktoś, komu zaufasz, nagle okazuje się, że Najwyższy ma gorszy dzień…
− Pomyślałeś o Najwyższym? − Z zamyślenia wyrwał mnie głos rogatego. Sukinsyn potrafił nawet zaglądać do mojej głowy.
− Nie, bo co? − odrzekłem.
− Kłamiesz, przecież wiem. Mów głośno, chcemy usłyszeć, to może być ciekawe.
Zastanawiałem się dłuższą chwilę, aż w końcu przemówiłem na głos, aby wszyscy słyszeli:
− Bóg jest starą obrzydliwą babą z obwisłymi cycami, której nikt nie chce zerżnąć.
W momencie, gdy skończyłem wypowiadać ostatnie słowa, piekło eksplodowało. Ze sceny, gdzie stałem, buchnął żar jak na koncercie rockowym. Publika zareagowała głośnym aplauzem, a diabelski konferansjer odtańczył jakiś dziki układ. Widać trafiłem w ich gust.
− Bóg jest martwy, a ja odlewałem się na jego grób! − podgrzałem jeszcze bardziej atmosferę.
Było cholernie gorąco i śmierdziało siarką. Zemdliło mnie, więc puściłem pawia. Czartom bardzo się to spodobało, gdyż usłyszałem z wielu gardeł donośne „wow”.
− Opowiedz, dlaczego go nienawidzisz? − zachęcał rogaty.
− Zabrał mi jedynego przyjaciela − rzekłem.
− Toż to demon zła.

Cobain, James Dean, Janice Joplin i mój kumpel Krzywy − wszyscy młodo kopnęli w kalendarz. Krzywy w sumie niczego spektakularnego nie dokonał, ale i tak szkoda chłopa. Był chyba jedynym przyjacielem, jakiego miałem. Zaćpał się na amen. Swoją drogą ciekawe, czy nie grzeje teraz w piekle. Pamiętam, kiedy rozmawialiśmy po raz ostatni. Leżał wtedy na wyrku przykryty kocem.
− Co tak śmierdzi? − zapytałem, bo w pokoju cuchnęło nieziemsko.
− Babka kupiła jakiegos kota w kartonie − wyjaśnił Krzywy. − Całymi dniami nic nie robi, tylko cuchnie.
Było mi głupio jak jasna cholera. Kto by przypuszczał, że opylę towar akurat babce swojego najlepszego kumpla. Los zadrwił ze mnie po raz kolejny.
− Jak się czujesz, stary? − zmieniłem temat. − Źle wyglądasz.
− Wszystko w porządku. − Wiedziałem, że kłamie. − Trochę bolą mnie gnaty. Może się nawalimy, co?
Nie oponowałem.
Jak zwykle podczas jarania naszedł mnie melancholijny nastrój.
− Myślałeś kiedyś o śmierci? − zapytałem.
− Ten kot śmierdzi − odparł Krzywy; chyba padło mu też na słuch.
− Śmierć − powtórzyłem wyraźniej. − Koniec, finto, kres życia.
− Pewnie, że myślałem.
− I co?
− Olewam robactwo, które będzie mnie zżerać. Całe życie zgniatałem pluskwy, to teraz wezmą odwet.
− Uważasz, że mamy prawo decydować o swoim końcu?
− A kto inny? Dzielnicowy?
Mogłem pytać o wszystko. Wiedziałem, że będzie szczery. Mimo to siedzieliśmy w milczeniu, aż w końcu Krzywy zasnął. Po kilku minutach oprzytomniał i rzekł:
− Znam kogoś, z kim mógłbyś pogadać o życiu. Daj kartkę i długopis.
Chudą, anemiczną dłonią nabazgrał jakiś adres i numer pokoju.
− Kto to? − zapytałem.
− Mój stary znajomy. Kiedyś się nim opiekowałem. Pozdrów go.
Potem znowu zasnął, więc poszedłem do domu. Wtedy widziałem go po raz ostatni żywego.
Informacje z kartki doprowadziły mnie do domu spokojnej starości, chociaż nie pamiętam, jak dokładnie ten ośrodek nazwano. Dobrze pamiętam za to widok leciwych, umierających mieszkańców zatęchłych kwater o małym metrażu. W jednym z takich pokoi spędziłem sporo czasu na rozmowie z wynędzniałym staruszkiem. Miał na imię Leon, był całkiem łysy i brakowało mu zębów.
Leon, pomimo wieku, całkiem nieźle kontaktował. Może i wyglądał jak trup, ale ostatkiem sił trzymał się mocno życia.
− Znam Krzywego − przyznał, gdy wspomniałem, co mnie sprowadza. − Przynosił mi czasem gorzałę. Mówił, że jestem jego dziadkiem. Co u niego?
− Źle się czuje − powiedziałem. − Leży jak pan.
− Rzeczywiście musi być źle. W jego wieku leżałem tylko na babie. Na co choruje?
− Przestał ćpać.
Staruszek zamilkł, jakby zabronili mu zabierać głos w pewnych sprawach. Dopiero po chwili rzekł zmęczony:
− Wszyscy kiedyś porzucimy namiętności, bądź one porzucą nas.
− Jeśli on umrze, zostanę sam.
− Prawdziwie samotny, chłopcze, jesteś dopiero wtedy, gdy nie ma kto podetrzeć ci tyłka. Co chciałbyś robić w życiu?
− Myślałem o zabawianiu ludzi.
− Chcesz być dziwką?
− Komikiem. Marzę o własnej widowni, oklaskach i śmiechu, tylko że…
Tym razem ja przestałem mówić.
− Że co? − zachęcał mnie Leon.
− Tylko, że ja nie umiem się śmiać. Przestałem jakiś czas temu. Teraz pokazuję po prostu zęby, żeby udawać rozbawienie.
− Człowiek podobno doznaje tylu krzywd, ile potrafi znieść. Bóg nie jest takim skurwysynem, jak niektórzy sądzą. Cierpienie to zwykły element egzystencji, a my nie jesteśmy ze szkła, ze stali wprawdzie też nie, ale nie łatwo kogoś złamać. A ty z czego jesteś zrobiony?
− Chyba z piasku.
− Z piasku?
− Nie umiem się pozbierać.
− Nawet to coś znaczy, choćby marne ziarenko… − Leon chciał kontynuować, ale nie mógł. Twarz wykrzywił mu dziwny grymas. Pomyślałem, że zaraz chłop zejdzie, i to na moich oczach. Chryste, ale kwas.
− Co się stało? − zapytałem, chociaż wolałem nie wiedzieć. Nie znam się na chorobach starych ludzi, a poza tym przerażają mnie demoniczne nazwy: demencja, Alzheimer albo otępienie. Po chwili znowu przemówiłem: − Umiera pan?
− Przepraszam cię, chłopcze, ale muszę wezwać siostrzyczkę − wyjaśnił starzec. − Właśnie naprułem w galoty. Wybacz, uszczelniacz od paru lat nie trzyma jak należy. Walę w spodnie jak niemowlak.
Potem przycisnął jakiś guzik przy wezgłowiu łóżka, żeby wezwać pielęgniarkę. Nim ktoś się zjawił, zdołałem zagaić:
− Czy panu chce się w ogóle jeszcze żyć?
− Jak skurwysyn, chłopcze! − Uśmiechnął się Leon.

− A potem zapragnąłem polatać, więc wlazłem na parapet i hop. Doleciałem aż tutaj.
Publika nagrodziła mój występ oklaskami. Czułem się dziwnie, to chyba od wysokiej temperatury i smrodu siarki.
Podszedł rogacz i poklepał mnie po plecach.
− Pora ruszyć dalej − powiedział.
− Dokąd? − zapytałem.
− Za kulisami czeka gorący kocioł.
Pomyślałem, że diabeł żartuje, ale nie zanosiło się na to. A więc to koniec. Moje pięć minut minęło.
− Po tym wszystkim chcecie mnie topić w smole? − Miałem łzy w oczach. − Otworzyłem się przed wami.
− Bez znaczenia. Tu wszyscy biadolą o niesprawiedliwości. To piekło, kurwa, nie pamiętnik! Zabrać go.
Na scenę wkroczyły jakieś dwa kosmate stwory. Wzrost miały siedzącego psa, ale sił im nie brakło. Raz, dwa zwlekli mnie ze sceny. Nim jednak straciłem widownię z oczu, wykrzyczałem:
− Nie przerywajcie mojego show, skurwysyny! Jestem tu, bo sam chciałem. Powiem, kiedy będzie koniec. Nie opuszczać kurtyny, zaklinam was!
Kurtyna jednak opadła, nie tak miało wszystko wyglądać. Jest mi przykro.

Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • E-mail znajomego:
  • E-mail polecającego:
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • Znajomy został poinformowany
Quentin · dnia 06.06.2014 05:41 · Czytań: 1122 · Średnia ocena: 5 · Komentarzy: 13
Komentarze
Usunięty dnia 06.06.2014 15:05
Nie czytam długich tekstów. Chyba tylko dla Ciebie, skubańcu, robię wyjątek.

Jest pięknie. Wypieściłeś to maksymalnie. Masz pełno zdań perełek - mocnych, ostrych i mięsistych - i zaczynam poważnie zazdrościć Ci mózgu.
Też chyba w tej drwiącej a zarazem bliskiej śmierci tematyce lubię Cię najbardziej - pamiętam, że kiedyś już popełniłeś tekst z dogorywającymi ziomkami w roli głównej i wydaje mi się, że był najlepszy z tych, które dopadłam.

Trochę rymujesz, chwilami ostro. Ale namalowałam tylko to, co naprawdę cuchnie siarką:

Cytat:
głup­ka roku. − Kpiar­stwem ni­cze­go w życiu nie osią­gniesz. Po­wi­nie­neś po­my­śleć o przy­szło­ści.− Nie będę nic pla­no­wał, to głu­pie.

Cytat:
Wiesz(,) ilu mło­dych ludzi umie­ra?

Cytat:
będę nic pla­no­wał, to głu­pie. Życie jest zbyt krót­kie, żeby trwo­nić czas na gra­fik. Wiesz ilu mło­dych ludzi umie­ra? − Bo cho­dzą bez cza­pek. Za­sta­nów się, służ­ba Bogu to na­praw­dę wy­zwa­nie. Prze­cież je­steś am­bit­ny. Bab­cia by­ła­by

Cytat:
by­ła­by dumna. − My­śla­łem ra­czej o roz­ba­wia­niu ludzi. Chciał­bym być

Cytat:
wszy­scy cho­dzi­li uśmiech­nię­ci i ba­ga­te­li­zo­wa­li wszyst­ko

Cytat:
ży­li­by­śmy w wiel­kim szpi­ta­lu psy­chia­trycz­nym. − A co w tym złego? To my kreu­je­my rze­czy­wi­stość. − Rze­czy­wi­stość jest tu i teraz, a wszyst­ko, co sobie wy­obra­ża­my

Cytat:
Wy­glą­dał(,) jakby zaraz miał się roz­le­cieć na ka­wał­ki. Do­słow­nie.

Cytat:
Nie wie­dzia­łem nawet(,) co to za praca.

Cytat:
− No(,) czego pan ocze­ku­je po pro­po­no­wa­nym sta­no­wi­sku /od proponowanego stanowiska/?

Cytat:
Choć odór roz­kła­du gryzł mnie w oczy

wywal zaimek - sporo ich w tekście

Cytat:
tam­ten tylko się uśmiech­nął. − Firma DCIB jest uzna­nym dys­try­bu­to­rem mar­twych kotów. Zaj­mu­je­my pierw­sze miej­sce na li­ście naj­bar­dziej pre­sti­żo­wych firm w na­szej bran­ży. Je­ste­śmy bez­kon­ku­ren­cyj­ni.

Zaprzeczenie. Piszesz - tamten tylko się uśmiechnął, a okazuje się, że jednak przemawia, więc "tylko" wprowadza czytelnika w błąd.

Cytat:
Jak się oka­za­ło(,) mój nowy pra­co­daw­ca

Cytat:
rze­czy­wi­ście jest bez­kon­ku­ren­cyj­na na rynku. W całej Pol­sce nie ma wię­cej dys­try­bu­to­rów ko­ciej pa­dli­ny.

ten teraźniejszy coś tu psuje

Cytat:
Trze­ba przy­znać, że do­mo­krąż­ca to cał­kiem zacna fucha w pew­nym sen­sie.

szyk: to w pewnym sensie całkiem zacna fucha

Cytat:
co praw­da nie ma ocho­ty słu­chać, co tar­gam w pudle, ale zda­rza­ją się wy­jąt­ki. Jeden gość zło­żył za­mó­wie­nie na dwa­na­ście zde­chla­ków. Dacie wiarę?! Nie mia­łem, rzecz jasna, ta­kiej ilo­ści to­wa­ru, dla­te­go mu­sia­łem robić za po­słań­ca kilka razy z rzędu. Mimo to było warto. Dwa­na­ście sztuk po sie­dem Zło­tych /dlaczego z dużej?/za każdą, bo tak wy­glą­da­ła staw­ka. Mia­łem farta, bo moja dniów­ka wy­nio­sła osiem­dzie­siąt Zło­tych /j.w.?/. Pie­nią­dze co praw­da

Cytat:
− Jak to? − [B]yłem za­sko­czo­ny, wście­kły i prze­ra­żo­ny per­spek­ty­wą paki.

Cytat:
gdy uj­rza­łem prze­stra­szo­ne­go, /bez przecinka/ bez­zęb­ne­go ły­so­la

Cytat:
Jak widać(,) ni­cze­go się nie na­uczył.

Cytat:
Jak można żyć w świe­cie, któ­re­go fun­da­men­tem jest kłam­stwo? Łżą wszy­scy do­ko­ła; dziew­czy­na przy­się­ga­ją­ca mi­łość do gro­bo­wej deski, matka, która za­pew­nia, że ro­zu­mie wszyst­ko i bę­dzie cię za­wsze wspie­rać. Kła­mią bli­scy i obcy nam lu­dzie. Wszy­scy. Jeśli już jest ktoś, komu za­ufasz, nagle oka­zu­je się, że Naj­wyż­szy ma gor­szy dzień…− Po­my­śla­łeś o Naj­wyż­szym? − Z za­my­śle­nia wy­rwał mnie głos ro­ga­te­go.

I znowu coś zgrzyta. Wydawałoby się, że to jest zapis słów gościa, nie jego myśli, a nagle pada - pomyślałeś, z zamyślenia. Poplątałeś się w zeznaniach.

Cytat:
− Opo­wiedz, dla­cze­go go nie­na­wi­dzisz?

zrób: za co - i masz z głowy

Cytat:
Swoją drogą(,) cie­ka­we, czy nie grze­je teraz w pie­kle.

Cytat:
do domu. Wtedy wi­dzia­łem go po raz ostat­ni ży­we­go. In­for­ma­cje z kart­ki do­pro­wa­dzi­ły mnie do domu

Cytat:
ale nie łatwo /niełatwo/ kogoś zła­mać.

Cytat:
jak na­le­ży. Walę w spodnie jak nie­mow­lak. Potem przy­ci­snął jakiś guzik przy wez­gło­wiu łóżka, żeby we­zwać pie­lę­gniar­kę. Nim ktoś się zja­wił, zdo­ła­łem za­ga­ić:− Czy panu chce się w ogóle jesz­cze żyć? − Jak

Cytat:
Na scenę wkro­czy­ły ja­kieś dwa ko­sma­te stwo­ry wzrost(u) sie­dzą­ce­go psa, ale sił im nie bra­kło.

Cytat:
jed­nak stra­ci­łem wi­dow­nię z oczu, wy­krzy­cza­łem:− Nie prze­ry­waj­cie mo­je­go show, skur­wy­sy­ny! Je­stem tu, bo sam chcia­łem. Po­wiem, kiedy bę­dzie ko­niec. Nie opusz­czać kur­ty­ny, za­kli­nam was!Kur­ty­na jed­nak

Cytat:
− A teraz przed wami gość, który po­sta­no­wił za­kpić z Boga. Przed mo­men­tem do­ko­nał epo­ko­we­go skoku z samej ziemi. Wnę­trze pie­kła roz­war­ło się przed

Cytat:
w skład któ­rej wcho­dzi­ły same dia­bły, za­gra­ła dżin­giel.Idąc na śro­dek sceny, mi­ną­łem ro­ga­te­go kon­fe­ran­sje­ra, któ­re­mu

Cytat:
mnie kły, na co nie od­po­wie­dzia­łem. Gdy sta­ną­łem przed pu­blicz­no­ścią, świa­tło o mało nie wy­pa­li­ło mi oczu. Po­ci­łem się. Pró­bo­wa­łem do­strzec kogoś z wi­dow­ni. Na próż­no. − Je­stem tu dla­te­go, że po­peł­ni­łem śmier­tel­ny grzech − za­czą­łem nie­śmia­ło. Pu­bli­ka na­gro­dzi­ła moje wy­zna­nie bra­wa­mi. Nie wlało to w moje serce otu­chy. − Rzu­ci­ła mnie dziew­czy­na − kon­ty­nu­owa­łem. − Stra­ci­łem pracę. Po­czu­łem sa­mot­ność. Pro­si­łem o pomoc, ale nikt nie

Cytat:
− Nor­mal­ni lu­dzie, je­ba­ny ma­zga­ju − skar­cił ro­gacz, jakby sły­szał, co prze­szło mi przez głowę. − Mów dalej, resz­ta czeka.

jeśli obie wypowiedzi są rogaczowe, to lepiej połączyć

Cytat:
Nie in­te­re­su­je cię(,) z kim jadę?

Cytat:
− Nawet ty, sza­now­ny, /bez przecinka/ ro­ga­ty skur­wy­sy­nu

Cytat:
jej pre­tekst. Zwy­kle jem szyb­ko i od­cho­dzę od stołu, żeby nie roz­ma­wiać. Tym razem byłem jed­nak przy­gnę­bio­ny, przez co moja czuj­ność osła­bła. Po­peł­ni­łem błąd. − Chyba pójdę do ko­ścio­ła − pró­bo­wa­łem zmie­nić temat, ale matka nie od­pusz­cza­ła. Kiedy już do cze­goś przy­lgnie, nie ma rady. Żaden dia­beł nie od­wie­dzie jej
blaszka dnia 06.06.2014 19:40
Hej Ouentin

Tekst ma dwie, niespójne ze sobą, części.
Czytając pierwsze scenki (w których są przezabawne dialogi), pomyślałam, że pierwowzorem Twojego bohatera jest Adaś Miauczyński. Trochę byłam rozczarowana, że nie utrzymałeś dalej tej lekkiej konwencji.
Natomiast druga część (od "uszatego" począwszy) też bardzo wartościowa, z licznymi refleksjami, lecz brakuje jej klimatu wcześniejszych akapitów.
Podsumowując: pomysły masz ciekawe, styl w porządku, warto trochę zmienić konstrukcję utworu czyli dodać więcej zdań opisowo-refleksyjnych do pierwszej części i kilka zabawnych dialogów do drugiej. Wtedy nie byłoby dysonansu.
Nie odbieraj komentarza jako krytycznego, piszę o mankamentach, gdyż utwór jest o krok od świetnego, więc czuję lekki niedosyt, tak jakby moja drużyna zajęła drugie miejsce w finale.
pablovsky dnia 07.06.2014 13:18 Ocena: Świetne!
Bardzo dobrze napisane, mr Quentin. Można by czytać w nieskończoność. Dialogi miodzio, że się tak wyrażę. Ponadto jak wiele interesujących przesłań. W tak krótkim tekście, nie jest prostą rzeczą zamieścić tyle życiowej prawdy i nie ważne czy wszyscy się z nią zgadzają.

Twoje historie są wieczną gwarancją na jakość, która nie schodzi z odpowiedniego, wysokiego poziomu. Jedyna rzecz, która mnie martwi, to fakt, że w większości są to dosyć przygnębiające opowiadania.
Niby z ikrą, sarkazmem i pewną dozą humoru, ale trudno nie wyczuć przesłań, typu: "Wiecie co wam powiem? Życie jest do dupy" ;)

Zastanawia mnie, czy to literacka zasłona, czy w pewnym sensie rzeczywiście jesteś w osobą widzącą świat w tak ciemnych barwach?

Jednak, jakby nie spojrzeć, kolejny świetnie napisany tekst w Twoim wykonaniu. Było bardzo miło odwiedzić mojego ulubionego twórcę. ;)
Pozdrawiam.
Quentin dnia 07.06.2014 22:15
Witam najserdeczniej,

morfino, miło wiedzieć, że tym razem trafiłem do twojego serca, tego czytelniczego, rzecz jasna ;) Pewnie tego nie widać, ale zawsze dużo czerpię z twoich komentarzy. Zwłaszcza strona techniczna jest w tym wypadku nieoceniona. Widzę, że nadal przemycam sporo rymów i powtórzeń, ale każdy kolejny raz, gdy zostawiasz swój komentarz, jest dobrym impulsem do pracy. Dziękuję za to uprzejmie.

blaszko, ależ jak miałbym odbierać tak neutralną wypowiedź jako krytyczną :) Właściwie to jest ona nawet bardzo pozytywna, za co bardzo dziękuję. Podział, o którym wspominasz w komentarzu rzeczywiście może razić w oczy. Póki co jeszcze zapewne nie mam płynności w "przeskakiwaniu" w konwencji, ale wierzę, że idę w dobrym kierunku i z czasem się to zmieni. Lubię, kiedy w pierwszych akapitach tekstu czytelnik uśmiecha się, zaś gdy odkłada lekturę, jest smutny, przygnębiony, może nawet rozczarowany ;) Dziwne to być może, ale chyba nic nie skłania do refleksji lepiej niż smutek. Chyba ;)

Pablo, z tym przesłaniem muszę trochę przyznać ci rację ;) choć nie kategorycznie ;)
Młodzi ludzie - nabierający doświadczenia w życiu - mają w sobie jakiś ciągły albo częsty pesymizm. Znam masę takich, co chętnie strzeliliby sobie w łeb albo łyknęli proszki, a przynajmniej to deklarują. Ze mną jest trochę inaczej. Nie powiem, mam dość melancholijne usposobienie i pociąga mnie temat śmierci jako takiej. Ale życie jest w gruncie rzeczy super!!!! :) A nawet jak bywa gówniane, można coś robić, aby nie było. Mam w sobie dużo pogody ducha, ale nie emanuję nią często, gdyż tak jest wygodniej. Może to zabrzmi niedorzecznie, ale paradoksalnie to moja przygnębiająca twórczość najbardziej mnie rozwesela ;) Nie śmieję się z własnych żartów, po prostu lubię, gdy śmieją się inni.

Dziękuję bardzo za poświęcony czas. Jesteście super :) Do zobaczenia

Pozdrawiam
blaszka dnia 07.06.2014 22:28
Bardzo ładnie odpowiadasz na komentarze. Porusza mnie, kiedy autor dobrze pisze, a przy tym jest skromny. Mnie też morfina inspiruje do pracy ;)
Dobra Cobra dnia 08.06.2014 09:42 Ocena: Świetne!
Jest wporzo, bardzo wporzo. Dzięki za te chwile rozbawienia, dzięki za skrzące dajalogi :)

Wrócę tu!


Pozdrawiam,

DoCo
gitesik dnia 08.06.2014 09:53
Smutna i przygnębiająca bajka. Nie lubię takich durnych wymysłów.
Quentin dnia 08.06.2014 11:38
Witam,

Dziękuję raz jeszcze blaszko :)

DoCo, Wracaj jak najczęściej. Miło cię widzieć :)

gitesik, trudno uznać mi twój komentarz za jakikolwiek, gdyż nie bardzo jest to opinia, zaś krótkie potwierdzenie obecności. Coś w rodzaju komentarzy na youtube w stylu "ruchałbym" albo "chujowe" ;) Zachęcam na przyszłość do śmielszego wyrażania opinii, choćby bardzo krytycznych. No, chyba, że nie masz zdania na jakiś temat.

Pozdrowienia dla wszystkich.
zajacanka dnia 08.06.2014 20:35 Ocena: Świetne!
O Boże! Quentin, znaczy!
Co to za dół! Góra - znaczy. Znaczy się pogubiłam. Znaczy nie pogubiłam się, tylko muszę nieco uporządkować myśli. Bo odczucia sią uporządkowane. Tak więc, po kolei:
1. Piszesz świetnie - ale to już wiesz od dawna, ode mnie. I nie tylko. Czyż nie?
2. morfina się czepia (wyssij z niej jak najwięcej: ma już dość ;) - ale Bogiem a prawdą czasami przegina w szczegółach: jakie rymy?! - na ten przykład.
3. Show jest - jak się patrzy, bo i kolejne scenki świetne, dialogi mistrzowskie - szczególnie z dziewczyną. Dużo prawdy życiowej w rozmowach z matką. Świetnie podane.
4. Audytorium jakoś słabiej mi reaguje na kolejne "dowcipy", może dlatego, że skupiłam się na przeżyciach bohatera.
5. Martwe koty i cały ten bałagan o pracy - cudne. Krytykujesz wszystko, co popadnie, odnośnie możliwości młodego człowieka u progu kariery I masz rację.
6. Dużo wątków - np. z heroinistą, a potem z dziadkiem i starością. Już gdzieś to u Ciebie się przewinęło, prawda? To siada czasami na głowę bohatera. Ledwo o tym wspomniałeś w tekście, już mnie zabolało.
7. Piszesz: humoreska. Ty nie piszesz humoresek, Quentin. To, co piszesz, dotyka najczulszych miejsc pod serduchem, bolących, kłujących, wcale nie śmiesznych. Potrafisz wbić igłę w bohatera, a nam - czytelnikom - zostawić ból jego odczuwania.
8.Pojechałeś nieco z tym Bogiem. Nie, żebym była bardzo religijna, ale troszkę mną w pewnym momencie - krótko, ale - zatrzęsło. Odważnie.
9. Całą Twoją twórczość widzę w nieco ciemnych kolorach: depresyjnie, smutno, bez większej nadziei na jutro. Przeczytałam jednak Twoją odpowiedź na konent Pabla i - jeśli Cie taka konwencja cieszy - tego sie trzymaj. Robisz to po mistrzowsku!
10. No i 10. Co mam powiedzieć? Kocham Cię, Autorze! Miłością czytelniczą, troskliwą i... nieco trwożliwą czasami jednak.

Póki co
pozdrawiam serdecznie

Kiss

A
Dobra Cobra dnia 08.06.2014 22:58 Ocena: Świetne!
Stworzyłeś fikcję niemal doskonałą, drogi mooy. Dialogi posuwają w tak szybkim tempie, że slipy spadły mi z bioder.

Reszta jest milczeniem. Obrazoburczym.


Pozdrawiam,

DoCo
Quentin dnia 09.06.2014 21:08
Witam ponownie,

Ależ mi miło, Aniu :). Rozpłynąłem się nieomal pod wpływem upału i komentarza, jaki pozostawiłaś. Rozebrałaś całość na kilka czynników. Fajnie, bo to prawdziwa analiza. Lubię dowiedzieć się, o czym piszę i jak to wypadło. Bez informacji zwrotnej byłby shit.
Dotknęłaś wiele ciekawych zagadnień w swojej wypowiedzi, przez co będę nad tym jeszcze myślał. Na pewno powrócę jeszcze do tego komentarza nie raz. Nie przez skłonności narcystyczne, zaś wartość merytoryczną naturalnie :)

DoCo, cieszę się, żeś szybko wrócił i jeszcze bardziej cieszę się, że przypadło ci do gustu :)

Miłego wieczoru życzę, moi drodzy i bardzo dziękuję za komentarze.
Pozdrowienia :)
al-szamanka dnia 16.06.2014 15:54 Ocena: Świetne!
Mocno spóźniona, ale i ja pod Twoim tekstem zawitać musiałam.
Pomijam poprawki i komentarze, które przeleciałam w sekundę i jedno co zobaczyłam, to to, że Cię chwalą.
Niekiedy nie chce mi się czytać długich tekstów, ale ten tak mnie trzymał, że przebrnęłabym z łatwością jeszcze przez takich dziesięć.
Super dialogi.
Pięknie wyszlifowane, dopracowane perełki.
Delektowałam się nimi niczym delikatesowymi kąskami.
Świetny klimat.
Mroczny, piekielnie ziejący siarką i innymi odorami - trafione w dziesiątkę.
Chwilami miałam skojarzenia z moim ukochanym Mistrzem i Małgorzatą, ale tylko skojarzenia, bo cały czas pozostałeś w sobie właściwym stylu.
Jednym słowem - uczta dla czytacza:)

Pozdrawiam:)
Quentin dnia 16.06.2014 21:36
Miło cię widzieć, szamanko

No tak, jakoś ciężko mi o minimalizm ;)
Cieszę się, że zajrzałaś tradycyjnie pod moim tekstem. Zawsze bardzo na to liczę. A Bułhakow jest super, też bardzo mi się podoba to"mistrzowskie" pomieszanie z pomyleniem światów i wspaniały klimat. Wielkie dzieło, trzeba przyznać.

Dziękuję serdecznie za wizytę.
Pozdrawiam :)
Polecane
Ostatnie komentarze
Pokazuj tylko komentarze:
Do tekstów | Do zdjęć
Kazjuno
27/03/2024 22:12
Serdeczne dzięki, Pliszko! Czasem pisząc, nie musiałem… »
pliszka
27/03/2024 20:55
Kaz, w niektórych Twoich tekstach widziałam więcej turpizmu… »
Noescritura
25/03/2024 21:21
@valeria, dziękuję, miły komentarz :) »
Zdzislaw
24/03/2024 21:51
Drystian Szpil - to i mnie fajnie... ups! (zbyt… »
Drystian Szpil
24/03/2024 21:40
Cudny kawałek poezji, ciekawie mieszasz elokwentną formę… »
Zdzislaw
24/03/2024 21:18
@Optymilian - tak. »
Optymilian
24/03/2024 21:15
@Zdzisławie, dopytam dla pewności, czy ten fragment jest… »
Zdzislaw
24/03/2024 21:00
Optymilian - nie musisz wierzyć, ale to są moje wspomnienia… »
Optymilian
24/03/2024 13:46
Wiem, że nie powinienem się odnosić do komentarzy, tylko do… »
Kazjuno
24/03/2024 12:38
Tu masz Zdzisław świętą rację. Szczególnie zgadzam się z… »
Zdzislaw
24/03/2024 11:03
Kazjuno, Darcon - jak widać, każdy z nas ma swoje… »
Kazjuno
24/03/2024 08:46
Tylko raz miałem do czynienia z duchem. Opisałem tę przygodę… »
Zbigniew Szczypek
23/03/2024 20:57
Roninie Świetne opowiadanie, chociaż nie od początku. Bo… »
Marek Adam Grabowski
23/03/2024 17:48
Opowiadanie bardzo ciekawe i dobrze napisane.… »
Darcon
23/03/2024 17:10
To dobry wynik, Zdzisławie, gratuluję. :) Wiele… »
ShoutBox
  • Kazjuno
  • 28/03/2024 08:33
  • Mike 17, zobacz, po twoim wpisie pojawił się tekst! Dysponujesz magiczną mocą. Grtuluję.
  • mike17
  • 26/03/2024 22:20
  • Kaziu, ja kiedyś czekałem 2 tygodnie, ale się udało. Zachowaj zimną krew, bo na pewno Ci się uda. A jak się poczeka na coś dłużej, to bardziej cieszy, czyż nie?
  • Kazjuno
  • 26/03/2024 12:12
  • Czemu długo czekam na publikację ostatniego tekstu, Już minęło 8 dni. Wszak w poczekalni mało nowych utworów(?) Redakcjo! Czyżby ogarnął Was letarg?
  • Redakcja
  • 26/03/2024 11:04
  • Nazwa zdjęcia powinna odpowiadać temu, co jest na zdjęciu ;) A kategorie, do których zalecamy zgłosić, to --> [link]
  • Slavek
  • 22/03/2024 19:46
  • Cześć. Chciałbym dodać zdjęcie tylko nie wiem co wpisać w "Nazwa"(nick czy nazwę fotografii?) i "Album" tu mam wątpliwości bo wyskakują mi nazwy albumów, które mam wrażenie, że mają swoich właścicieli
  • TakaJedna
  • 13/03/2024 23:41
  • To ja dziękuję Darconowi też za dobre słowo
  • Darcon
  • 12/03/2024 19:15
  • Dzisiaj wpadło w prozie kilka nowych tytułów. Wszystkie na górną półkę. Można mieć różne gusta i lubić inne gatunki, ale nie sposób nie docenić ich dobrego poziomu literackiego. Zachęcam do lektury.
  • Zbigniew Szczypek
  • 06/03/2024 00:06
  • OK! Ważne, że zaczęłaś i tej "krwi" nie zmyjesz już z rąk, nie da Ci spać - ja to wiem, jak Lady M.
Ostatnio widziani
Gości online:0
Najnowszy:Usunięty