Kapsuła - Falcor
A A A
Od autora: Rok 2143 r. Bohaterowie są uwięzieni w pewnych tajemniczych komorach, których cel funkcjonowania pozostaje dla nich zagadką.

Kapsuła

 

 

Ziemia, rok 2143.

 

 

Nie wiem kiedy pojawiła się świadomość. Czy ktokolwiek z nas pamięta kiedy zdał sobie sprawę z tego, że jest już tu na tym świecie? W każdym razie zawsze tkwiłem tutaj i nic poza tym pomieszczeniem nie znałem. Pamiętam, że z początku zupełnie mi to nie przeszkadzało, nie zawracałem sobie głowy tym co mnie otacza i czemu tak jest, po prostu unosiłem się swobodnie, wykonując czasami jakieś fikołki dla zabawy. Byłem wtedy mały i nie zadawałem sobie niewygodnych pytań. Niestety potem się pojawiły. Pojawiły się też głosy w mojej głowie. Z początku niezbyt wyraźne, nawet zastanawiałem się, czy mi się tylko nie wydaje, czy to nie złudzenie spowodowane zbyt długą samotnością, ale potem były coraz mocniejsze, aż w końcu zacząłem z nimi rozmawiać.

 

 

Blum, blum.

To bąbel powietrza poszedł do góry. Oznaka tego, że wszystko działa. Skąd to wszystko bierze powietrze, inne zasoby, zasilanie? Kto to w ogóle zbudował i po co?

- Paxi Q jesteś tam? - rozlega się głos w mojej głowie.

I skąd mam to imię? W sumie zawsze je miałem, na pewno jest moje, ale skąd o tym wiedziałem?

- Pewnie, że jestem. A gdzie mam być? - odpowiadam z lekką irytacją. Coraz więcej rzeczy mnie tu irytuje.

- Daj spokój. Wiesz, że czasami nasi znikają. - Głos Malko Si jest łagodny jak zawsze.

Lubię jej głos, uspokaja mnie. Dziś nie mam jednak ochoty na pogawędki, podle się czuję. Do żarcia dostałem coś co było cholernie gorzkie, co wcale nie poprawiło mi nastroju. Robię fikołka, aby się wyładować, dla uspokojenia.

- Co robisz? - Malko nie daje się łatwo zbyć. Pewnie też jej się nudzi.

- Myślę skąd to wszystko mamy i jak to funkcjonuje. - Odpowiadam od niechcenia.

- Daj spokój. Tego nikt nie wie. Tylko się zadręczysz takimi myślami.

Martwi się o mnie. To miłe. Robi mi się przyjemniej.

- A co innego można tu robić? - macham znużony ręką, czego Malko nie może przecież dostrzec. Jakoś jednak dostrzega to po mojej intonacji.

- W każdym razie zamartwianie się...

Nie zdążyła dokończyć, bo przerwał jej kolejny głos.

- Nie zamartwianie, tylko zastanawianie się nad istotną rzeczy.

- Telfa I! To prywatna rozmowa. - Malko nie lubi tego jego naukowego gadania. Chyba w ogóle go nie lubi.

- W telepatii nie ma czegoś takiego jak prywatna rozmowa. Nie wiesz o tym? - Telfa jest jak zawsze rzeczowy.

- Głupi jesteś i tyle! - zwykle Malko się nie denerwuje, ale Telfa działa na nią irytująco.

Zresztą chyba faktycznie chciała porozmawiać ze mną sam na sam. Nawet to lubię, choć nie bardzo wiem dlaczego.

- Wymyśliłeś jakąś nową naukową teorię tego miejsca? - zagaduję, aby uspokoić atmosferę.

- Całe mnóstwo. Co innego można tutaj robić?

- Żyć! Po prostu żyć. - Malko nie odpuszcza. – To twoje gadanie wcale nie pomaga. Wprowadza tylko więcej wątpliwości i człowiek ma po nim mętlik w głowie.

Sprzeczają się tak jakiś czas. Ja robię jeszcze jednego fikołka dla uspokojenia. Uff, jak dobrze. Czy oni nie robią takich fikołków, że tak się kłócą?

- Zróbcie sobie fikołka to wam przejdzie - proponuję.

Przez moment nie wiem co robią, ale pomaga – zapada cisza. Potem słyszę ten przyjemny głos Malko.

- Masz rację, pomogło. - Słyszę w jej głosie, jak się uśmiecha.

- A ty Telfa? Zrobiłeś fikołka? - dopytuję.

- Nie. Moja kapsuła jest za ciasna. - Słychać niezadowolony ton. Chyba ma do nas pretensje o to, że nam się udało. Może nawet nam zazdrości.

- Daj spokój, kiedyś też fikałeś. - Staram się go pocieszyć.

- Etam - pada z tamtej strony i ponownie nastaje cisza.

Może i się nam wtrącił do rozmowy, ale trochę go żal. Czuję, że Malko myśli podobnie. W końcu to ona przerywa milczenie.

- Daj spokój Telfa, wszyscy miewamy gorsze dni.

Może coś by odpowiedział, ale nie zdążył. Pojawił się ktoś nowy.

- Czujecie to? - pytam.

- Tak - szybko przytakuje Malko.

- Nowa świadomość. - Stwierdza Telfa i dodaje po zastanowieniu. – Zupełnie nowa. Młodsza od nas. Jeszcze nie tak bardzo ukształtowana.

Wszyscy ją wyczuwamy, choć na razie nic do nas nie mówi. Ponoć zawsze tak jest – na początku tylko zdajesz sobie sprawę z nowej obecności. Musi minąć jakiś czas, zanim nauczy się dobrze komunikować. Telfa mówił mi, że też tak miałem, choć nie pamiętam tego zbyt dobrze. Teraz jednak wiem jak to wygląda. Zupełnie inaczej niż gdy do rozmowy podłącza się ktoś starszy, kto umie się świetnie wykorzystywać nasze myślowe połączenia. Od razu czuć ten powiew świeżego istnienia. Słychać jak rytmicznie bije mu serduszko. Cudowny, uspokajający dźwięk mówiący, że wszystko jest w porządku. Minie jeszcze sporo czasu zanim do nas przemówi, ale i tak się cieszymy z nowego towarzysza, choć przecież równie dobrze może się okazać strasznym nudziarzem. Jednak zawsze to będzie raźniej.

Dużo później okazało się, że tak dołączył do nas Kogto B.

 

 

Ta dwójka zawsze mnie irytowała. Wieczna maruda mająca pretensje o wszystko i nadęty pawian. Gdybym mógł wybierać, to pewnie nigdy nie nawiązałbym z nimi kontaktu, wyboru jednak nie miałem. No właśnie – zastanawia mnie czasami jak działa ta nasza komunikacja. Na pewno jest nas więcej, może nawet dużo więcej niż te kilka osób które znam. Czasami ocieramy się o inne świadomości, Telfa nawet z kilkoma innymi rozmawiał, a jego guru Roda Z miał twierdzić, że jest nas co najmniej kilka tysięcy, o ile nie znacznie więcej. Trudno w to uwierzyć. I wszyscy bylibyśmy w takich kapsułach?

Z rozmyślania wyrywa mnie narzekanie Kaso Li.

- Pierdolona, zawszona kapsuła. Khe, khe, khe. - słyszę jak się dusi - Znowu coś się w niej spierdoliło. Czy tylko ja tak mam takiego pecha? Co za gówno...

Ona może tak długo. No dobrze, może i przesadzam i Kaso ma powody do narzekania, a gdy nie narzeka, gdy jej kapsuła działa, to jest całkiem ciekawą osobą. Lubi opowiadać różne bajki i tworzy je na zawołanie. Może dlatego lubią się z Telfą, bo każdą jego teorię zmienia w prawie że realną opowieść. Jednak większość czasu ciągle klnie jak to nie może oddychać, a to jej zimno, a to gorąco, a czasami ma problem z dostarczeniem żywności. Zresztą, według jej słów, ponoć gównianej. Trochę ją rozumiem, bo w końcu ma tylko nas, tylko my możemy jej wysłuchać. Nie jestem jednak dobrą osobą do zwierzeń i zamiast jej współczuć to głównie mnie denerwuje tym całym gadaniem.

- Daj spokój. Nie mogę już słuchać tego twojego jęczenia. Nikt nie mówił, że w życiu jest lekko. - Słyszę twardy, męski głos.

Ten idiota wnerwia mnie jeszcze bardziej. Mimo tak niewielkiej naszej społeczności, to gdyby nigdy nie pojawił się akurat ten debil, to byłoby mi lepiej. Nazywa się Kudka R i wydaje mu się, że jest królem świata. Chyba jako jedyny jest całkowicie zadowolony z obecności w kapsule. Ma co jeść, jest mu ciepło, wygodnie, nic nie musi robić i ponoć niczego więcej nie oczekuje. No i nie zadaje pytań. Może takiemu i lepiej, ale mógłby jeszcze siedzieć cicho, a nie uważać się za pępek świata z tymi swoimi wszechwiedzącymi komentarzami.

- Widać coś popieprzyłaś z obsługą kobieto. U innych wszystko działa tylko u ciebie nie. - Mówi z pretensją i znawstwem, jakby w tej kapsule faktycznie wiele zależało od nas. To gówno jest w pełni automatyczne. - Weź się ogarnij. Ile można wytrzymać z taką babą?

- Spierdalaj dupku. - Kaso nie pozostaje mu dłużna. – Siedzisz na dupie, nic nie robisz, nic nie kumasz, nie wiem po co w ogóle masz mózg. Dla wszystkich było by lepiej jakbyś był warzywem. - Tutaj akurat się z nią zgadzam.

Kłótnia trwa jeszcze jakiś czas, nie zabieram w niej głosu. Nie warto – już to przerabiałem. Nie uspokoję ich, nadal będą się na siebie darli, tylko jeszcze mnie wkurzą na maksa. Poczekam chwilę i sytuacja sama się rozładuje. Będzie tak jak zawsze, czyli... o już? Tak szybko? Zwykle kłócą się dłużej.

Kończy się standardowo – Kaso zaczyna płakać, co działa nawet na takiego bezmózga jak Kudka i ten się zamyka. Potem trwa jeszcze przez chwilę z nami, aby w końcu wycofać się ze swoją świadomością gdzieś dalej, zostawiając mnie ze zrozpaczoną Kaso. Nie lubię tej roli, ale często to ja muszę występować jako pocieszyciel. Wolę jak jest z nami Telfa, wtedy on z nią gada. Trudno, zbyt mi jej żal, aby ją tak zostawić.

- Hej. - Zaczynam i jak zawsze na początku nie ma odpowiedzi. Trzeba próbować. - Hej Kaso. Daj spokój przecież wiesz, że to kretyn. - Czuję jak zwraca na mnie swoją uwagę. Dobrze, już nie jest sama ze swoimi łzami. – Nie możesz się tak przejmować wszystkim co on gada. Ja już dawno zlewam te jego posrane monologi.

Tłumaczę coś jeszcze przez chwilę i czuję, że ona mnie słucha, ale nadal jest smutna. Co zrobić, jakiego użyć słowa, aby jej ulżyło? Ten jej smutek jest zaraźliwy, przenika przez umysł, źle mi z tym jej/naszym smutkiem. Co by mogło sprawić, aby się chociaż odezwała?

Mam.

- Jak się czujesz? Nadal ciężko ci oddychać?

Czuję jak jej umysł otwiera się nieco szerzej, a potem pada bardzo delikatne, cichutkie:

- Tak.

To prawie rozpaczliwe słowa, nieomal kłują w serce. Aż chce się ją przytulić, choć to przecież niemożliwe. Muszę szybko coś dodać, zanim znowu mi odpłynie.

- Nie martw się. Może w końcu się to naprawi. Te zbiorniki są dość sprytnie pomyślane i pewnie uwzględniono możliwość awarii. Zresztą na pewno nie jest aż tak źle, co?

Chyba jest, bo wcale nie czuję abym jej specjalnie ulżył.

- Jest Paxi, naprawdę jest. - Odpowiada ciężko – Naprawdę nie marudziłabym wam tak bardzo, gdyby było choć trochę lepiej. Często nie mogę złapać oddechu, duszę się, nie mogę przez to spać, a gdy chcę coś zrobić nie mam siły, bo czuję się taka zmęczona. Nie mam siły na te wasze fikołki, czy inne zabawy. Czasami chciałabym po prostu zasnąć, tylko tyle.

Aż chce się coś dla niej zrobić.

- Pogadam z Telfą może on coś wymyśli. Wiesz przecież, że ma tyle teorii, tyle pomysłów... - na wspomnienie o Telfie pojawia się przebłysk nadziei w jej myślach. To wesoły przebłysk.

- Już z nim kiedyś o tym rozmawiałam. Miał dużo pomysłów, jak to Telfa. - Przebłysk prawie przeradza się w uśmiech. – Próbowałam naciskać ścianki, szukać jakiś przełączników, nawet kopać w nie, ale nic nie zadziałało. - Przebłysk znika.

- Mimo to pogadam z nim, gdy tylko będzie w zasięgu moich myśli. Może we dwóch coś poradzimy. - Staram się włożyć w tą wypowiedź maksimum pewności siebie. Nawet działa. Kaso się uśmiecha.

- Dzięki - i czuję tą jej wdzięczność. Jest taka ciepła, dodaje nadziei.

Potem gadamy jeszcze przez chwilę, słucham jej historii, jak czasami bardzo źle czuje się po jedzeniu, czasami wręcz cała się trzęsie. Potem opowiadamy sobie o naszych snach. Mamy tu mnóstwo czasu na sen i te sny są czasami zadziwiające. Opowiadanie o snach to jedna z lepszych rozrywek. Gadamy i gadamy, a nawet udaje mi się ją namówić do dwóch fikołków. W końcu Kaso jest już tak zmęczona, że zasypia.

 

 

- Więc myślisz, że kiedyś nie było tych kapsuł?

Nuda. Zabijamy ją rozmową. Kopię w ścianę swojego małego lokum. Jest przyjemnie miękka. Ktokolwiek to zaprojektował, pomyślał o wszystkim. No może nie o wszystkim, ale o bezpieczeństwie i właściwym dbaniu o mieszkańca na pewno.

- Ktoś je przecież musiał stworzyć, a to oznacza, że wcześniej ich nie było. - Telfa I jak zawsze jest rzeczowy. - Zresztą to nie moja teoria tylko Roda Z.

- Tak wiem, już mówiłeś. Tylko w takim razie po co to powstało? - zadaję sobie to pytanie od dawna. Zresztą z Telfą też już je przerabiałem. - Bardzo tu miło i przytulnie, ale nie uważasz, że na dłuższą metę to jest zwykłe więzienie. Ile można tak żyć? Chyba nie wieczność. Wolałbym już stąd uciec, niż się tak bujać do końca wszechświata.

Czuję jak Telfa skrzywia się myślowo, próbując znaleźć którąś z tych swoich logicznych odpowiedzi.

- Przypuszczam, że na zewnątrz mogą panować jakieś niesprzyjające warunki i ktoś mógł zbudować te kapsuły, aby nas przed nimi chronić. Sam zauważyłeś, że jest to wszystko bardzo dobrze przemyślane tak, aby zapewnić nam przetrwanie.

Zamyśla się chwilę. Wykorzystuję to na moją marudną ripostę.

- Albo nie ma nic poza tą kapsułą. Z tego co mówiłeś to nikt, kto wyszedł na zewnątrz, już nie wrócił. Nawet ten twój Roda Z.

- Gdyby nic tam nie było to... było by bez sensu. - Telfa sam nie jest zadowolony z tej odpowiedzi, jednak zawsze stara się być szczery.

- Kto powiedział, że w tym musi być jakiś sens. - Dobijam go tym pesymistycznym stwierdzeniem.

- Zakładam, że to wszystko funkcjonuje w jakimś celu - broni się. W jego głosie czuć nutę zwątpienia. – Roda Z jakoś lepiej potrafił to wszystko wyjaśnić. - Zniechęca się.

- Roda Z? - słychać z oddali.

Pojawia się nowa świadomość.

- O, mały się obudził – zauważam. – Cześć Kogto B.

- Cześć. - Z odzyskaną energią wita się także Telfa.

Lubi tego malucha. Obaj lubimy. Nie wiedzieć czemu zawsze, gdy się pojawia to dodaje nam takiego optymistycznego kopa. Uczymy go jak porozumiewać się telepatycznie oraz kilku innych rzeczy o życiu kapsułach. Mam sporą satysfakcję, gdy widzę jak czyni postępy.

- Kto to Roda Z? - pyta ponownie malec.

No teraz się zacznie wykład. Telfa nie przegapi takiej okazji do opowieści o swoim idolu.

- Dajesz Telfa. - Mówię i jednocześnie się zamykam.

Nic tu po mnie. Porobię kilka fikołków, może obejrzę jeszcze raz dokładnie kapsułę, może dostrzegę jakiś szczegół, którego wcześniej nie zauważyłem, a który choć trochę przybliży nas do rozwiązania zagadki, gdzie my w zasadzie jesteśmy. Jakby w oddali słyszę jak Tefla odpowiada małemu.

- Roda Z prowadził badania nad kapsułami w których mieszkamy. Oczywiście nie miał zbyt wielu narzędzi, ale zbierał od innych dane na temat ich bytowania, losów, warunków, ich spostrzeżenia.

Słyszę pasję z jaką to mówi i mu zazdroszczę. Ja chyba nie mam takich pasji. Może oprócz coraz większej kolekcji wkurzania się na bezproduktywne siedzenie w tym miejscu. Tymczasem Telfa mówi dalej.

- Uważał, że istnieje coś na zewnątrz kapsuł. Jakiś inny świat. Możliwe, że świat który kiedyś opuściliśmy, by żyć tak jak teraz.

- Jaki świat? - malec często o coś pyta. W sumie, jak się już podłączy to pyta o wszystko non stop.

- Żaden świat - wtrącam się chłodno. Irytuje mnie jak Telfa wszystko stara się idealizować. – Przynajmniej żaden dobry. Gdyby tam był jakiś świat, to ktoś z tych, którzy do niego przeszli, mogli by choć na chwilę zajrzeć z powrotem, skomunikować się z nami i powiedzieć coś w stylu - „Hej, nie macie się czego bać, tam jest całkiem spoko”. Jednak nikt, nigdy, niczego takiego nie zrobił, prawda Telfa?

- To prawda. - Przyznaje zawiedzionym głosem.

Ja już trochę żałuję, że tak wyskoczyłem, że słyszę ten jego zawód, ale nie mogę się pohamować. Może to przez tą całą sytuację tutaj, może muszę kiedyś to z siebie wyrzucić.

- Więc jeżeli nie mamy najmniejszych oznak tego, że coś tam jest to, jak to ty mówisz, z naukowego punktu widzenia trzeba przyjąć, że nic tam nie ma. Nic! Ta cała zabawa z kapsułami prowadzi kompletnie donikąd.” - Prawie to wykrzyczałem.

Wyładowałem się. Przez ułamek jest mi lżej, a potem napływają wyrzuty sumienia. Czuję jak Kogto się przejął. Może nawet przestraszył. I już robi mi się głupio. Tak strasznie głupio. Nie chcę aby się przejmował, jest jeszcze taki mały, wiele rzeczy jest dla niego nowe. I nie zaraził się jeszcze tą wszechkapsulnianą codziennością. Co teraz? Jak rozmawiać dalej udając, że niczego nie powiedziałem?

- Tam nic nie ma? - pyta Kogto. - To co jest po kapsule?

Nie wiem co mu powiedzieć. Nie lubię zmyślać. Z opresji ratuje mnie Telfa.

- Nie wiadomo, czy nie ma. Na razie nie mamy na to dowodów, a to dwie zupełnie inne sprawy. - Tłumaczy tym swoim opanowanym, wiecznie cierpliwym głosem. - Może ktoś kiedyś sprawdzi co tam jest. Roda Z nawet próbował wyjść na zewnątrz, wiesz?

- Tak? - żywo interesuje się malec.

- Tak. Planował to bardzo długo i był przygotowany. Aby móc potem powrócić użył naszej liny...

I tak zaczyna się opowieść Telfy. Jest mocno ubarwiona, ale może to i lepiej. Mi opowiadał kiedyś inną wersję myślę, że prawdziwszą. Ponoć Roda Z był coraz bardziej nerwowy, wręcz zaczynał popadać w obsesję na temat kapsuły, aż w końcu nie wytrzymał i zdecydował, że musi się przekonać co jest na zewnątrz. Telfa i kilka innych świadomości próbowało go od tego odwieść, ale nic do niego nie docierało, powtarzał tylko w kółko, że musi wyjść, musi sprawdzić, musi się stąd wydostać. Z tego co słyszałem to każdego to dopada. Nazywają to obłędem wyjścia. Z tego co mówił Telfa, życie w kapsule kończy się na dwa sposoby – albo popadasz w obłęd, nie wytrzymujesz w tym zamknięciu, wychodzisz i nigdy więcej nie wracasz, albo z różnych przyczyn umierasz w kapsule. Zawodzi któryś z mechanizmów podtrzymywania życia i koniec z tobą, ale to zdarza się rzadko. Ciekawa perspektywa prawda? Albo sfiksujesz, albo w końcu coś się zatnie i też umrzesz.

Słyszę jak Telfa dociera ze swą opowieścią do końca, mówiąc jak to Roda bada teraz pewnie świat zewnętrzny. Gówno tam bada. Wyszedł tak jak chciał, tak jak chciał na tej cholernej linie zabezpieczającej, którą zwykle jesteśmy przypięci, nie wiedzieć po co, do kapsuły. Tak czy inaczej kiepska ta lina, bo się zerwała, a potem kontakt z Rodą umilkł na zawsze. Ot i taki był koniec wielkiego naukowca.

 

 

Ta czarna seria zaczęła się zupełnie niespodziewanie i całkowicie odmieniła moje spojrzenie na życie w kapsule. Do tej pory było to miejsce przyjazne. No dobra, bardziej - przyjazne więzienie, w którym można było wygodnie istnieć przez jakiś czas. Nie bałem się specjalnie o swój los, a co najwyżej o to czy nie zanudzę się na śmierć. Wszystko się jednak zmieniło, a kapsuły stały się nagle śmiertelnymi pułapkami. Czy ktoś naprawdę wymyślił tak skomplikowane urządzenia, aby zabijać na różne sposoby ich lokatorów?

 

Pierwszy odszedł Kudka R. Był tu z nas najdłużej. Nigdy nie lubiłem tego głupka, ale to co się z nim stało wywarło szok na nas wszystkich. Może najmniej w Telfie, bo słyszał już o podobnych przypadkach od swojego mistrza, a także sam doświadczył tego jak Roda Z znika w nicości.

Ze snu wyrwało nas wszystkich potężne wołanie. To był wręcz ryk. Ryk przerażenia.

- Ratunku! Ratujcie! Wyrzuca mnie! Ona mnie wyrzuca!

Z początku nie poznałem kto tak woła, zabrało mi chwilę dotarcie do świadomości Kudki, a potem przez moment zastanawiałem się, co ten debil znowu wymyślił.

- Ja nie chcę! Ona... ona cała się pcha na mnie! Ona mnie zmiażdży! - tak śmiertelnie nie bał się nigdy, nie mogło być mowy o jakimkolwiek wygłupie z jego strony.

- Roda o co chodzi. - Pierwsza, z wielką trwogą w głosie, odpowiedziała Malko Si.

Potem szybko zaczęły pojawiać się kolejne świadomości Telfy, Kaso i Kogto.

Z początku niewiele można było się dowiedzieć z krzyków Kudki, wrzeszczał cały czas coś o zwężającej się kapsule, o tym, że stara się go zgnieść. Jednak jego męki się przedłużały i z czasem opanował się na tyle, że zaczął w miarę spokojnie opowiadać co się stało i co nadal się dzieje.

- Sapałem. Zwyczajnie spałem - mówił poddenerwowany - kiedy nagle cała kapsuła zaczęła się ruszać. Zaczęła mnie ściskać, wgniatać w ścianę. Zacząłem wrzeszczeć, a teraz pojawił się ten otwór... Aaaaa! - wrzasnął ponownie. – Wpycha mnie w niego! Wpycha!

- Kudka trzymaj się, coś wymyślimy. - Malko naprawdę się o niego martwiła. O każdego z nas się martwiła.

Tylko co my mogliśmy wymyślić? On był w zupełnie innej kapsule niż reszta. Nie miałem pojęcia jak mu pomóc. To była przerażająca bezradność, nawet nie ze względu na Kudkę, ale w tym momencie zdałem sobie sprawę, że każdy z nas jest sam na sam z kapsułą i to ona dyktuje warunki. Nikt nam nie mógł pomóc.

- Spróbuj się zaprzeć nogami! - to był rzeczowy głos Telfy. On jeden zachował odrobinę zimnej krwi.

- Spróbuję. Aaaaa! Ciężko!

Jego myśli były tak silne, że słyszeliśmy w naszych głowach ile wysiłku wkłada w walkę z kapsułą, czuliśmy jak się zapiera, jak kapsuła nieomal go miażdży.

- Spróbuj ją porządnie walnąć! Może ją zepsujesz! - krzyknąłem.

- Spróbuję - syknął z wysiłkiem Kudka.

Czułem jak kilka razy stuknął w coś ręką, ale to nic nie dało. Ciosy były za słabe, a on za bardzo zmęczony. Pozostało mu zapieranie się nogami, aby kapsuła nie wcisnęła go w zbyt wąski otwór.

Nie wiem ile trwała ta walka, ciągle słyszeliśmy krzyki miażdżonego Kudki, czuliśmy nacisk kapsuły, przede wszystkim jednak ogarnęła nas niemoc. Strach wyparował już dawno, choć adrenalina nadal krążyła nam w żyłach – zadziwiające jak szybko można się przyzwyczaić do prawie każdej sytuacji.

- Już nie mogę. - Kudka słabł. – Już nie mogę. Aaaaa! - kolejne pchnięcie kapsuły. – Nie mogę...

- Trzymaj się! Nie możesz się poddać! - rozpaczliwie krzyczała Malko.

- On już nie ma siły. - Głos Kaso był pełen rezygnacji.

Chyba wszyscy byliśmy zrezygnowani, bez wiary, bez możliwości zrobienia czegokolwiek.

- Nie mam siły. - Kudka pogrążał się w nieświadomości. – Nie mam...

Kolejne pchnięcie. Już nawet nie miał siły krzyknąć. Nogi ugięły się pod nim i kapsuła wepchnęła go w kanał.

- Kudka! - wrzasnęła Malko.

- Kudka! - wyrwało się też Kogto B, a potem się rozpłakał.

Nikt inny nie krzyknął. Nie wierzyliśmy, że jeszcze możne coś usłyszeć. Trwaliśmy tak, zrezygnowani, skonfrontowani z zupełnie nowym obrazem kapsuły.

Nigdy więcej nie czułem Kudki. Tak jakby zniknął, rozpłynął się w nicości. Mimo że go nie lubiłem to łzy naszły mi do oczu. Malko i Kogto płakali już wcześniej. Kaso tylko kaszlała roztrzęsiona, znerwicowana. Sielankowa nuda w kapsule zaczęła wyglądać na horror.

 

 

Nastało kilka cichych dni. Niewiele chciało nam się rozmawiać. Kogoto strasznie przeżył zniknięcie jednego z nas, często płakał i pytał, czy z nami wszystkimi będzie tak samo. Wszyscy staraliśmy się go pocieszyć, sprawić, aby był tak radosny jak dawniej. Efekty były marne.

- I co dalej panie naukowcu?

Nie wiem czemu traktowałem Telfę jakby przyczynił się do tej sytuacji. Może dlatego, że wszystko tak ładnie opisywał, a tymczasem po prostu jednego z nas już nie było. Po prostu, bez tych filozoficznych wywodów, pięknych założeń i przypuszczeń. Czułem się w jakiś sposób oszukany, choć nikt mi niczego nie obiecywał. Świat w opisach Telfy wyglądał na bardziej poukładany, może dlatego teraz na nim odreagowywałem.

- A co ma być? Jakiej odpowiedzi oczekujesz? - w jego głosie nie było tej pasji co dawniej. Sprawiał raczej wrażenie jakby chciał abym dał mu spokój.

- Nie wiem. Może jakiejkolwiek. - Kpiąc drążyłem temat. – Powiedz mi coś o tych wspaniałych kapsułach. O ich cudownym przeznaczeniu. O tym jak bardzo nas chronią.

- Nigdy nic nie mówiłem żadnym cudownym przeznaczeniu. - Odparł niespotkanie chłodno.

Już chciałem mu dopiec, dogryźć w jakikolwiek sposób, ale się powstrzymałem. To nie była jego wina. To nie była jego cholerna wina! O ile prościej by było, gdyby jednak on ponosił odpowiedzialność, gdyby był winny! A tak nie mogłem na nikogo zrzucić tego ciężaru. Chciałem zrobić fikołka, tak jak dawniej, ale obiłem się tylko o ściany. Czy mi się wydaje, czy moja kapsuła też się zwężyła?

- Czy przed tym... przed tym co się zdarzyło, kapsuła Kudka nie zwężała się? - zapytałem z niepokojem.

Na tak rzeczowe pytanie Telfa ocknął się trochę z tego depresyjnego letargu.

- Zawsze się zwężają - odparł.

Zamurowało mnie, zaparło dech. On wiedział. A więc...

- Zawsze? U wszystkich?

- Zawsze.

U wszystkich? To niemożliwe! Więc... więc tak było zawsze. A moja kapsuła też już jest węższa. To już się zaczęło. Ile mam jeszcze czasu zanim zacznie mnie miażdżyć?

- Wszyscy skończymy tak jak Kudka? - zapytałem ostro. Byłem zły za wcześniejszą odpowiedź.

Tym razem Telfa nie odpowiedział od razu. Coś trawił w swoich myślach – czułem to.

- Słuchaj. - to był zupełnie inny Tefla. Ten mówił tak jakby chciał, aby się od niego odczepić, aby dać mu święty spokój, nie zawracać głowy. – Co to znaczy, ze skończymy jak Kudka? Niby jak on skończył? Urwał się z nim kontakt i tyle. Tak jak mówiłem ci wcześniej: można albo spróbować stąd wyjść, albo umiera się w środku. Nie ma trzeciej drogi. - Wydawało się, że już skończył i chciałem zadać mu kolejne pytanie, ale nagle jakby je odgadł i zaczął mówić dalej. - Nie wiem czy ktokolwiek naprawdę stąd wyszedł, czy po prostu jesteśmy miażdżeni. Kontakt zawsze się urywa, można się tylko domyślać...

Rozejrzałem się nerwowo dookoła. Wszystko, całe moje pomieszczenie wydawało się takie przytulne, miękkie, ciepłe i bezpieczne. Teraz jednak wyobraziłem sobie jak ta miękkość zaczyna się na mnie wpychać, zaciskać, dusić i zgniatać. Przeszły mnie dreszcze.

- Nie ma innej drogi?

- Nie. Każdy w końcu zaczyna wariować, czuje się tu coraz gorzej, a kapsuła zaczyna się kurczyć. Może Kudce było tu w miarę dobrze, ale nawet on miał już czasami dość tych ciasnych ścian. To pierwsze symptomy...

On to wszystko wiedział. Domyślał się co się stanie. Czemu nic nie powiedział?

- Wiedziałeś co się stanie?

- Przypuszczałem. - Naprawdę nie chciał o tym mówić.

- Czemu nic nie powiedziałeś.

- Co by to dało? - odparł z rezygnacją.

Faktycznie, co? Może miał rację? Tak bardzo chciałem, aby jej nie miał, aby można było się jakoś przeciwstawić, zbuntować przeciwko temu wszystkiemu. Tylko co ja mogłem zrobić. Czasami już próbowałem tłuc w kapsułę. Była cholernie odporna na wszelkie kopniaki, które przyjmowała z miękką amortyzacją. Nie mogłem nimi nic zrobić jej ani sobie.

- Hej. - Ten delikatny nowy głos mógł należeć tylko do Malko.

- Hej. - Odparliśmy obaj bez entuzjazmu.

- Starałam się uspokoić Kogto. Teraz śpi. Może mu przejdzie. - To nie była dawna entuzjastyczna Malko. Ta była zmęczona, wyciśnięta z optymizmu.

Pokiwaliśmy głowami. Potem padło pytanie „co tam u nas”. Odpowiedziałem jej co tam u nas. Nie było za bardzo czego komentować, wszyscy czuliśmy się podobnie. Trwaliśmy tak chwilę połączeni razem, razem, bez słów wspierając się naszymi ciepłymi jaźniami. To dodawało otuchy.

- Wiedziałeś Telfa? - zapytała w końcu Malko. Chciała się upewnić.

- Przypuszczałem. Według obserwacji moich i Roda Z taki jest cykl.

Cykl? To brzmiało bezdusznie. Nie było tu mowy o istnieniu, odczuciach tylko jakimś powtarzającym się schemacie.

- Więc każdego z nas to czeka? - pytała dalej Malko.

Telfa nie był w stanie kłamać. Zawsze przedstawiał naukowe fakty.

- Myślę, że tak. - Odpowiedział tak cicho, jakby miał nadzieję, że go nie usłyszymy. Może miał nadzieję sam siebie nie usłyszeć.

W Malko coś się zmieniło. Przestała być tak niewinna jak dawniej. Chyba nagle wydoroślała.

- Kiedy? - spytała rzeczowo.

- Co kiedy? - w pierwszej chwili Telfa nie bardzo zrozumiał o co chodzi.

- No kiedy to się stanie? Ile mamy czasu? - prawie bałem się tej jej przemiany, tego nagłego chłodu w jej głosie.

Odpowiedź nie nastąpiła od razu. Może Telfa liczył, że Malko odpuści. Ale ona czekała.

- Nie wiem dokładnie. To są symptomy. Zwykle najpierw kapsuła zwęża się powoli, prawie niezauważalnie, aż w końcu pewnego dnia orientujesz się, że ledwo się w niej mieścisz. Do tego dochodzi frustracja, czasami przeradzająca się wręcz w obłęd. To potrzeba wydostania się stąd. Prawie każdy to odczuwa, wielu wariuje, popada w obsesję skończenia z tym więzieniem za wszelką cenę. - Wziął oddech i dodał. – To dopadło też Roda Z.

Więc tak było naprawdę. Tak jak podejrzewałem, to nie tylko chęć naukowego zbadania tego co jest na zewnątrz, to przede wszystkim obłęd wydostania się stąd popchnął go do tej próby. Może nigdy nie było w tym niczego naukowego.

- Robisz badania prawda? - nadal chłodno pytała Malko.

- Co?

- Nadal wszystko zliczasz, prawda? Analizujesz nas, badasz. Komu zostało najmniej czasu? Kto z nas będzie następny? - to było jak pytanie o datę śmierci.

Nie wiem czy chciałem poznać odpowiedź. Po co mi ona? Co mi to da oprócz jeszcze większego niepokoju? Czasami lepiej jest nie wiedzieć. Ale odpowiedź padła.

- Ja. - Ten brak nadziei w jego głosie. Potem wziął głębszy oddech i jeszcze raz powtórzył - Ja będę następny.

Nastała cisza. Co mieliśmy teraz powiedzieć? Czułem jak chłód opada z Malko i zastępuje go współczucie, ta sama opiekuńczość która towarzyszyła jej zawsze. Mnie taż naszła potrzeba wsparcia Telfy, przekazania mu odrobiny ciepła. Trwaliśmy tak dłuższy czas, zanurzeni w spokoju naszych umysłów, dodając otuchy sobie nawzajem. Nie to aby nie było pytań, mieliśmy ich całe mnóstwo, ale baliśmy się pytać. Po co nam wiedza która może być jedynie groźbą? Teraz, skupieni wokół siebie czuliśmy się dobrze. Mogliśmy tak trwać w naszej pustce.

 

 

Ze snu wyrwało mnie przytłumione błaganie. Było tak ciche, że nie od razu zwróciłem na nie uwagę, dopiero gdy się powtórzyło, skierowałem ku niemu świadomość. Ktoś wzywał pomocy. Od razu pomyślałem o cyklu.

- Teflfa?! - krzyknąłem w pustkę. Nikt mi nie odpowiedział. - Telfa! - powtórzyłem głośniej.

Teraz już wyraźnie czułem jak ktoś miota się w agonii. Ktoś zbyt słaby, aby jego myśli były wyraźne.

- To nie ja. - Po chwili usłyszałem mocne brzmienie myśli Telfy. - To Kaso Li. Coś jest nie tak z jej kapsułą.

- Kaso! - krzyknąłem - Kaso! Odpowiedź do cholery!

Do czasu tego co stało się z Kudką R nie byliśmy sobie zbyt bliscy. Tak naprawdę miałem zwykle gdzieś ją i jej problemy z kapsułą, choć czasem nawet jej współczułem. Po jego odejściu wszyscy poczuliśmy, jak wiele znaczy dla nas to, gdy trzymamy się blisko. Nasze kruche jestestwa były dla siebie wszystkim co mieliśmy.

Kaso nie odpowiedziała, czułem jednak jak się dusi, jak coś złego dzieje się z jej sercem, jak nie może skupić myśli na niczym, poza ogarniającą ją paniką i bólem.

- Co się dzieje z Kaso? - to był zdenerwowany głos Malko. - Kaso! Kaso odpowiedz!

Wyczułem też pełną przerażenia obecność Kogto B. Zbyt się bał, by wykrztusić z siebie cokolwiek. Wszyscy mieliśmy świadomość, że na naszych oczach koszmar się powtarza. Tym razem wszystko było jednak inne. Nie czuliśmy, aby coś ją miażdżyło, nie było też specjalnej walki z jej strony, po prostu coś złego działo się z jej ciałem, szarpały nim drgawki, a sama Kaso odpływała w bólach w nieświadomość.

- Jej objawy są całkiem inne! - krzyknąłem do Telfy – Czemu ona? Teraz? Przecież mówiłeś, że... - zastanowiłem się jak brzmiało to, co chciałem powiedzieć - że teraz nie jej kolej.

- Nie wiem. - Czułem skupienie Telfy wokół tego co działo. Myślał wyjątkowo trzeźwo i zdecydowanie najmniej z nas wszystkich poddawał się panice. – To co dzieje się z nią jest zupełnie inne. Nie powinno się dziać. Nigdy nie słyszałem, aby kapsuła się tak zachowywała. - Przez moment odpłynął koncentrując myśli na Kaso. – Tak. To nie jest normalne. Coś stało się z kapsułą. Coś od zawsze nie działało w niej tak jak powinno.

Wszystkie te narzekania, skargi na duszności, bóle w różnych częściach ciała, to co na co dzień denerwowało mnie z Kaso, nagle okazało się czymś więcej niż zbiorem niewygodnych dolegliwości. To był wyrok, którego symptomy wszyscy zignorowaliśmy. Może w tej chwili powinienem myśleć o tym, jak jeszcze można ją uratować, ale mój umysł wypełniło nagle przeogromne współczucie dla niej i ogromny żal do siebie, że przez ten cały czas, przez te wszystkie wspólne dni ignorowałem jej skargi. Brałem ją za marudną dziewczynkę, która ciągle na coś narzeka, nie zdając sobie sprawy, jak bardzo poważny był jej stan.

Próbowaliśmy się z nią skontaktować, ale ona jakby nas nie słyszała. Czuliśmy jak się krztusi, jak bardzo nieregularnie bije jej serce, jak cały jej organizm miota się w konwulsjach, próbując podtrzymać w niej życie jeszcze odrobinę dłużej. Jej odejście było znacznie dłuższe niż Kudki. Mieliśmy koszmarną ilość czasu na dokładne odczucie powolnej agonii w którą zapadała. Nerwowe impulsy szarpiące jej ciałem, ból przy każdym ruchu, każdym mocniejszym uderzeniu serca. To było nie do wytrzymania. Od pewnego momentu już nie chciałem jej pomagać, nie wierzyłem, że cokolwiek możemy zrobić, chciałem tylko aby w końcu odeszła, nie męczyła się więcej.

I tak się w końcu stało. Jej umysł ucichł, a my wszyscy odczuliśmy tą niezdrową ulgę. Nareszcie się to skończyło. Nie było już jej głosu w naszych głowach, pozostała trauma. Może nie powinienem nigdy tak pomyśleć, ale wtedy czułem, że gdyby konała jeszcze trochę dłużej to popadłbym w obłęd. Ile cierpienia można było wytrzymać, by nie postradać zmysłów? Coś bardzo złego stało się jednak z Kogto.

Dopiero teraz do niego wróciliśmy, wyczuwając jak cierpi. To już nie był strach to była paniczna histeria. Staraliśmy się go pocieszyć, otoczyć ciepłem naszych myśli, jednak wokół jego świadomości zrodziło się coś na kształt bariery. Odgradzała go ona od reszty świata, pozostawiając pogrążonym w paranoicznym bólu do którego nie można było przeniknąć. Przez moment bałem się, że stracimy także jego.

- On zwariuje jeżeli czegoś nie zrobimy. - Powiedziałem.

- Spróbujcie się skoncentrować na waszych najlepszych myślach. Na czymś przyjemnym. Na marzeniach. Na tym co lubicie. Na tym co słodkie. - Czułem jak Tefla stara się jak najmocniej ogarnąć jaźń Kogto. – Głaszczcie go waszymi pozytywnymi myślami, tylko tak do niego dotrzemy.

Bariera przez którą staraliśmy się przebić z początku odrzucała wszystko. Potem jednak nasze ciepło jakby zaczęło się do niej przylepiać. Kusiło swoją przyjemnością i pozwalało zapomnieć o minionym koszmarze. Smuga po smudze, nasze myśli cienkimi nićmi wnikały do środka, uspokajając płaczącego Kogto. Nie wiem ile czasu nam to zajęło, kompletnie straciłem poczucie rzeczywistości, ale kiedy w końcu mały usnął, byłem kompletnie wykończony. Nie potrafiłem się odnaleźć, musiałem odpocząć, odpływałem. I usnąłem.

 

 

To był najkoszmarniejszy moment mojego życia. Nie trwał długo, ale jego ostry początek i koniec pamiętam jakby wydarzył się przed momentem. Nadal nie potrafię się z tego otrząsnąć.

Po odejściu Kaso wszyscy złapali jakąś traumę. Może czekaliśmy na moment kiedy nas spotka coś podobnego. Czasami z wściekłości grzmociłem pięściami i nogami w kapsułę. Zwykle pozostawała niewzruszona, ale wydawało mi się, że kilka razy zareagowała na mój ruch, stając się nagle dużo cieplejsza i lekko odkształcając się w miejscu w którym ją uderzyłem. Humor poprawiały mi słodkości jakie czasami dostawałem do jedzenia. Wtedy ruszałem się nieco więcej, starając się zmęczyć na tyle, aby zapomnieć o wszystkim.

Na kolejny tragiczny dzień nie czekaliśmy długo. Nikt nie zdążył się otrząsnąć z poprzedniego koszmaru, gdy w nocy wyrwał nas wrzask. To nie były prośby, to nie był wołanie o pomoc, to nawet nie było odczucie bólu, to był rozdzierający umysł agonalny ryk.

- CO!? - wrzasnąłem odruchowo na całe gardło.

- Kto! Kto to! - Malko także obudziła się przerażona.

Głosu Telfy nie usłyszałem, ale czułem jak strasznie mocno bije jego serce. Wszystko zostało jednak zagłuszone przez ponowny ryk. Był potworny, nie do określenia. I było w nim coś metalicznego, coś potwornie zimnego, coś co rozdzierało.

- Kto, kto, kto!? - Malko wpadła w panikę.

- Kogto. Ale jak? Co... co się z nim dzieje!? - nigdy nie słyszałem tylu emocji w głosie Telfy. On też o mal nie ocierał się o histerię.

- Czuję metal. Metaliczne coś... - starałem się złapać przekaz Kogto. – Ból! Co za potworny ból!

Wszyscy skręciliśmy się w agonii. To było tak, jakby ktoś nas rozrywał, rozdzierał, wyrywał. Ale to nie byliśmy my, to nie nasze ciała.

- Kogto! Kogto! - ryczałem z całych sił, jednak nikt nie odpowiedział. Tylko ból. - Kogto! Kogto! - zacząłem płakać, drzeć się jeszcze głośniej z bólu, z rozpaczy, z bezsilności. - Kogto! Proszę Kogto! Nie ty. Kogto! Błagam!

Razem ze mną krzyczeli Malko i Telfa. Nie pamiętam co. Pamiętam nasz wspólny ból. I płacz Kogto. Jego ostatni płacz. Jeszcze raz błyśnięcie czegoś metalicznego, jego serce wyrwało się do uderzenia po raz ostatni, a potem prawie poczułem smak jego krwi.

Koniec.

- Ale, ale... ale jak to? - nie mogłem uwierzyć. Nie mogłem uwierzyć! - Jak to! Kurwa! Kurwa, jak to!? - nie mogłem uwierzyć. Nie on. - Co to kurwa jest?! Co to jest? Kogto! - darłem się, wrzeszczałem, zacząłem walić w tą pierdoloną kapsułę. - Gdzie my kurwa jesteśmy?! W jakiejś pierdolonej mordowni?!

Chciałem się wyżyć, chciałem zniszczyć to koszmarne miejsce, waliłem w nie z całych sił, ale te cholernie miękkie ściany nic sobie z tego nie robiły.

Malko gdzieś odpłynęła, skulona zapadła się w sobie.

Telfa starał się ogarnąć emocje, a gdy jako tako już sobie z nimi poradził, dał mi jeszcze chwilę, a potem mnie zawołał. Miałem w dupie jego wołania. Dalej grzmociłem w tą pieprzoną kapsułę. Wydawało mi się, że znowu robi się cieplejsza i zaczyna odkształcać w miejscach w które uderzałem. Telfa nie ustawał.

- Czego chcesz do cholery! - wrzasnąłem na niego.

- Daj spokój. Co chcesz osiągnąć. - Mówił tym swoim opanowanym głosem. Tak cholernie opanowanym, jakby nic się nie stało.

- A ty? Co ty chcesz osiągnąć? - warknąłem. – Popierdolisz mi trochę o cyklu, czy czymś innym?

Nic nie odpowiedział. Walnąłem jeszcze kilka razy w tą jej miękką różowość. Trochę rozładowałem emocje. Wcale nie chciałem, aby mi ulżyło, miałem czuć ból, wściekłość, nienawiść do tego co zrobiono z Kogto, co robiono z nami.

- Co to jest Telfa? Co? Czemu to wszystko służy? Zabijają nas powoli. Czemu?

- Nie wiesz czy nas zabijają. Tracimy kontakt, a to nie jest jednoznaczne...

- Pierdolisz! - nie chciałem słuchać tego jego gadania. Nic innego nie potrafił.

Znowu nie odpowiedział. Obaj wiedzieliśmy, że z Kogto było zupełnie inaczej. Inni odpływali, może gdzieś, a może nigdzie, ale on... on został jakoś krwawo wyrwany. Kaso też na pewno nie odeszła tak... normalnie. Tylko odejście Kudki było zgodne z tym całym cyklem. Kurcze Kogto, co ty byłeś winny?

- Wiesz Paxo, ja muszę wierzyć, że jest w tym jednak jakiś sens. - Słowa Telfy wypływały gdzieś z głębi jego samego. Otworzył tą swoją skrytą, naukową duszę. - Jeżeli go nie ma... nie potrafiłbym tak żyć. Moje badania... to byłby dla mnie koniec wszystkiego. Rozumiesz? - to było więcej niż pytanie. Była w nim zawarta nadzieja, że tak, że ktoś go rozumie.

Nie miałem najmniejszej ochoty go rozumieć. Ani jego, ani całego tego popieprzonego miejsca. Mimo wszystko jednak zależało mi na nim. On nie był niczemu winien. Znowu. Więc gdzie jest ten który był? Obrażenie się na niego niczego nie dawało więc, mimo że bardzo chciałem być na kogoś wściekły, odparłem tylko:

- Rozumiem. - Nie brzmiało to zbyt przekonująco. Aby złagodzić to wrażenie szybko dodałem. - Jaki to może mieć sens?

Wiedziałem, że to go zajmie, odciągnie trochę od tej ponurej rzeczywistości.

- Tak naprawdę to nie wiem. Jest kilka teorii. Zresztą o kilku już ci mówiłem. - Niespecjalnie miał ochotę na jakąkolwiek rozmowę.

Nie pamiętam, aby kiedykolwiek był tak zrezygnowany, bez energii. Nie mogłem go tak zostawić, samego z czarnymi myślami. Nie mogłem? Kurwa, sam byłem nadal roztrzęsiony, Malko gdzieś odpadła, a miałem jeszcze teraz go pocieszać? Mimo wszystko wiedziałem, że muszę. Muszę bo inaczej to wszystko się rozpadnie. Mimo tego co się stało, trzeba było nadal trzymać się razem. To była nasza jedyna szansa.

- Może jesteśmy tylko jedzeniem. - Na wpół zażartowałem. - Może to taki obieg zamknięty: rodzimy, się rośniemy, a potem zostajemy przerobieni na żarcie, które sami wcinamy. W końcu skądś te posiłki dostajemy.

Wymyśliłem to przed chwilą. Miała to być taka wesoła humoreska, odskocznia od tej całej prawdziwości. Tylko, że w trakcie jak zacząłem wypowiadać myśli na głos, nagle zrobiło się to bardzo poważne. Może faktycznie było tak jak to powiedziałem? Celem naszego życia było wyżywić innych w pozostałych kapsułach. Przeszły mnie ciarki. Lepiej było o tym nie myśleć.

- Nie wydaje mi się, aby tyle wysiłku szło tylko po to, aby nas hodować. - Tefla na moje słowa zareagował jak zwykle po swojemu i zamiast się przejąć przeanalizował je i wypluł wynik swoich rozważań. - Pomyślałeś kiedyś ile energii, czasu i jak zaawansowanej technologii trzeba, by nas tu trzymać? Nie sądzę, aby ktoś budował coś takiego z jakiegoś błahego powodu. Mam taką swoją ulubioną teorię, która zakłada, że na zewnątrz warunki życia są tak niesprzyjające, że ktoś tam stara się nas ochronić w kapsułach. Jednak z czasem się one zużywają, a może my nabieramy takich cech które pozwalają nam przetrwać na górze.

- Jakich cech? - przerwałem mu.

- Nie wiem. - Odparł spokojnie. - Może zmieniać się w nas coś, czego na co dzień nie dostrzegamy. Mi na przykład wydaje się, że kiedyś, dawno temu, mój kształt był nieco inny. Nie pamiętam dokładnie co i kiedy się zmieniło, jednak mam takie odczucie jakbym w pewnym sensie ewoluował.

Ewoluował? Naprawdę mieliśmy się zmieniać? Ciężko było mi w to uwierzyć. Chociaż gdy tylko przytłumiłem swoje powątpiewanie i sięgnąłem pamięcią wstecz to też odniosłem takie wrażenie, że kiedyś było inaczej. Byłem jakiś mniejszy, ale zwinniejszy. Myśli, kiedy pojawiły się myśli, przebłyski świadomości. Czy od zawsze wyglądałem tak jak teraz? Nagle też wydało mi się, że jestem jakiś dużo większy niż dawnej.

- Może gdy już kapsuła nie może dłużej działać poprawnie, albo gdy jesteśmy gotowi, to wychodzimy na zewnątrz. Przynajmniej taką mam nadzieję. - Dokończył Telfa.

- Może... - odparłem.

 

 

Po stracie Kogto pogrążyliśmy się w jeszcze głębszej traumie. Nie wiadomo jak długo byśmy w niej trwali i czy w ogóle kiedyś by się skończyła, gdyby nie pojawiła się nowa iskierka nadziei. Telfa miał rację, tylko w coś wierząc można było tu przetrwać.

Nasza iskierka nazywała Ekizo T i znowu zajęła nas swoją osobą. Podobnie jak z Kogto uczyliśmy go jak się porozumiewać, jak korzystać z kapsuły i staraliśmy się przekazać tyle pozytywnych myśli ile tylko mogliśmy. Staraliśmy się dużo bardziej niż przy Kogoto, jakby pomni tego co może się stać w przyszłości. Chyba dawało nam to jakieś poczucie zapewnienia Ekizo większego bezpieczeństwa, choć przecież tak niewiele od nas zależało.

Mogę chyba powiedzieć, że gdyby nie on to mogliśmy się już po poprzednich wydarzeniach nie podnieść. Szczególnie Malko, która skryła się głęboko w sobie, prawie zupełnie zrywając z nami kontakt. Teraz odżywała. Chyba wszyscy poczuliśmy nową energię do działania.

Może też przez ten nagły przypływ energii, choć może i bez niego też by do tego doszło, Telfa podjął decyzję o wyjściu na zewnątrz.

- Jesteś pewien? - zapytałem.

- Tak. - Wcale nie brzmiał tak pewnie, choć słychać było w jego głosie determinację aby to zrobić. - Ja wam może nie mówię tak tego na co dzień, ale... ze mną jest coraz gorzej.

- Coś się stało? Masz jakieś problemy z kapsułą? - od razu zaniepokoiła się Malko.

- Nie, to nie tak. - Tłumaczenie tego co się z nim działo, ciężko przychodziło Telfie, co było u niego dość niespotykane. - Od dłuższego czasu męczy mnie to co jest poza kapsułą. To nie jest takie zwyczajne myślenie o tym, to już raczej obsesja. Starałem się o tym nie mówić, bo to takie nienaukowe. Nie chciałem abyście wzięli mnie za wariata.

- Daj spokój. Zawsze wiedzieliśmy, że jesteś stuknięty - zażartowałem.

Wszyscy się na moment uśmiechnęli. Potrzebowaliśmy teraz dużo uśmiechów dla siebie, dla Ekizo.

- Jest jeszcze coś. Od jakiegoś czasu słyszę głosy.

- Głosy? Jakie w głosy? Nowych istnień? - zainteresowała się Malko.

- Właśnie nie. Zupełnie inne. Z zewnątrz, spoza kapsuły.

To było coś zupełnie nowego. Czy poza kapsułą coś istniało? W sumie coś musiało istnieć. Czy na pewno musiało? Nie wiedziałem jednak, czy się z tego cieszyć. Z jednej strony mogło to potwierdzać teorię Telfy o tym, że czeka tam na nas coś pozytywnego. Z drugiej, po tych wszystkich przejściach, można było mieć obawy co do intencji tych głosów.

Telfa nie potrafił określić o czym dokładnie mówiły głosy – ich język był dla niego niezrozumiały, był jednak pewien, że nie były to dźwięki maszynerii związanej z kapsułą. Przypominały bardziej nasze rozmowy. Nigdy nie dowiedzieliśmy się o czym mówiły, Telfa nie zdążył odgadnąć ich znaczenia przed odejściem.

A jak odszedł? Chciałbym powiedzieć – zwyczajnie – choć tego nigdy nie można było określić w ten sposób. Nie przeżył jednak awarii kapsuły jak Kaso Li, ani horroru jaki spotkał Kogto B. Jego odejście było najbardziej zbliżone do cyklu, który dogonił wcześniej Roda Z. Ciekawe, ale kapsuła jakby wyczuła jego intencje i w dzień na który zaplanował wyjście, zaczęła się zwężać. Zanim kontakt z Telfą się urwał powiedział nawet, że to wygląda jakby pomagała mu się wydostać. Było to odrobinę pocieszające. Może jednak kapsuły miały nam pomagać, a nie tylko hodować.

Najmocniej z nas wszystkich odejście Telfy przeżył Ekizo. Staraliśmy się go pocieszać, tłumaczyć, że wszystko będzie dobrze, że on tak chciał. My zbyt wiele już przeżyliśmy, aby nie zrozumieć jego decyzji. Poza tym sam czułem coraz większą potrzebę wydostania się stąd. Wiedziałem już na pewno, że nie spędzę tu całego życia, ale nie potrafiłem się jeszcze przełamać i zdobyć na ten krok co Telfa. Cykl mnie jednak gonił i na krótko przed jego wyjściem także zacząłem słyszeć głosy.

Potem, gdy szczerze rozmawiałem o tym z Malko, ona także przyznała, że od pewnego czasu ma coraz większą chęć, by zrobić coś więcej ze swoim życiem, niż sprowadzanie go do biernego trwania.

- Wiesz, nawet gdyby to oznaczało śmierć, to chyba wolę ją, niż istnieć bez celu przez całą wieczność. - Zwierzyła mi się.

Potem wspomniała jak kilka razy, czasami z ciekawości, a czasami ze złości, kopała w kapsułę. Ponoć prawie zawsze na to reagowała zwiększając ciepło i lekko odkształcając się na moment w miejscu uderzenia.

- Nie potrafię tego wyjaśnić, ale czuję, że moja kapsuła jest dobra, rozumiesz? - próbowała mi wyjaśnić. Nie bardzo rozumiałem, choć wcześniej kilka razy odniosłem wrażenie jakby kapsuła miała swoje humory, pokiwałem jednak w myślach głową, aby ją uspokoić. - Mimo tego wszystkiego co stało się z Kogto, czy Kaso, dla mnie moja kapsuła zawsze była dobra.

Gdy tak patrzę teraz z perspektywy czasu to moja też nie była zła. Nigdy mi tu niczego nie brakowało. Może z czasem zaczęło mnie wkurzać to jej kurczenie się, ale poza tym żarcie było dobre, klimat znośny, no i przez większość czasu miałem tu święty spokój.

Mój cykl jednak zbliżał się do końca.

 

 

Tak nastało dzisiaj.

Najważniejszy dzień mojego życia. Może dzień mojej śmierci. Może moja historia przetrwa, a może za chwilę zniknie wraz ze mną. Sporo tych może.

Nie mogę, nie potrafię tu dłużej siedzieć. Wnerwia mnie ta bezczynność oraz coraz większa ciasnota. Jeżeli faktycznie cykl ma nas na końcu stąd wyrzucać, to ktoś to dobrze przemyślał. Jestem już tak znużony, może nawet zmęczony, tym miejscem, że sam chętnie wyjdę. Nie mam zresztą wyboru – kapsuła już zaczęła te swoje podrygi, które mają mnie albo zmiażdżyć albo, jak twierdził Telfa, pomóc się stąd wydostać. Jak na to pomaganie to nie są zbyt przyjemne i mogłyby być delikatniejsze.

Widzę już szczelinę przez którą spróbuję wyjść. No zobaczymy, co tam na mnie czeka.

- Na mnie już czas. Kapsuła właśnie zaczęła mnie wypychać. - Poinformowałem resztę.

- Uważaj na siebie Paxi. - Malko jak zawsze troszczy się o innych.

- Ja nie chcę abyś odchodził. - Czuję jak mały Ekizo płacze, choć już jakiś czas temu tłumaczyłem mu co mnie czeka.

- Muszę, wiesz. Ale nie martw się, pewnie kiedyś spotkamy się po tamtej stronie. Może tam jest lepiej. - Staram się mówić rozsądnie, choć w przypadku płaczu takiego szkraba niewiele to daje.

- Ale ja chcę abyś został. - To już nawet nie prośba, to wręcz rozpaczliwe żądanie.

- Naprawdę nie mogę. Kiedyś to zrozumiesz – głaszczę go myślami po głowie. Jest ze mną Malko. - Poza tym, kapsuła już nie daje mi wyboru.

Trochę się uspokaja, choć pewnie bardziej przez to głaskanie niż słowa.

- I tam na pewno kiedyś się spotkamy, tak? - pyta jeszcze oczekując zapewnienia.

- Tak, na pewno.

- A jak tam jest? - jego pytania nigdy się nie kończą.

- Sam do końca nie wiem. Niektórzy mówili, że zupełnie inaczej. - Coraz ciężej mi odpowiadać, bo kapsuła już wyraźnie mnie popycha. Stawiam lekki opór, wyjdę bez pośpiechu, na własnych zasadach. - Dobrze moi drodzy – postanawiam kończyć tą rozmowę, bo muszę skoncentrować się na tym cholernym otworze. Wydaje się zdecydowanie zbyt wąski jak dla mnie – trzymajcie się szczęśliwie i wspierajcie wzajemnie. Pewnie niedługo znowu pojawi się między wami kolejna nowa świadomość.

- Trzymaj się Paxi Q - odpowiada Malko. - Będzie mi ciebie bardzo brakować. - Czuję jak w jej umyśle pojawia się jakaś pustka.

- Pa – żegna się ze mną Ekizo. - Tylko pamiętaj, że obiecałeś, że się tam spotkamy.

- Pamiętam, pamiętam. - Odpowiadam trochę już zaciskając zęby. Kapsuła wyraźnie na mnie napiera.

Co tam znajdę? Lepiej o tym nie myśleć, muszę skoncentrować się na zadaniu. Ten otwór na górze, może uda się go jakoś powiększyć, inaczej te głupie ściany mnie zmiażdżą.

Staram się poszerzyć go rękami. O dziwo nawet ustępuje, z trudem, ale jednak. Dalej, jeszcze raz, mocniej. Nie jest łatwo z jednej strony starać się powiększyć tą dziurę, a z drugiej zapierać się nogami, hamując napór kapsuły. Jeszcze trochę, jeszcze. Uff, ciężko idzie. Nic to, nie mogę się teraz poddać, bo będzie po mnie. Jeszcze raz. Mocniej. Tak, jeszcze. Jeszcze raz. I jeszcze. Powoli rozciągam tą ścianę. Nic z tego, ledwo wkładam w nią dłoń, a nogi już uginają się pode mną. Zipię jakbym zrobił milion fikołków, w życiu się tak nie zmęczyłem. Robię krótką przerwę na złapanie oddechu. Teraz dopiero zauważam, że myśli Malko i Ekizo zostają jakby w tyle, gdzieś za mną. Tracę z nimi kontakt. W ogóle myśli, wspomnienia jakby mi uciekały. Kolejny objaw cyklu. Ehh, ał! Kapsuła pcha mnie mocno. Muszę coś wymyślić, bo będzie po mnie. Zapieram się nogami, aby ja spowolnić i jeszcze raz próbuję poszerzyć otwór rękami. Nic z tego. Idzie za wolno, a ja nie mam już sił. Ehh! Kolejne, cholerne pchnięcie. Nie dam rady się przez to przebić. Jestem za słaby, zbyt zmęczony. Może gdybym miał więcej czasu. Ehh! Auu! To naprawdę bolało. A więc taki czeka mnie koniec – zgnieciony, po tylu dniach spokojnego bujania. Co za bezsens. Aaaa! Znowu. Kurwa! Moje całe życie było bez sensu. Teraz ta świadomość boli jakoś bardziej. Może gdyby udało się wydostać? Spróbuję jeszcze raz. Zapieram się nogami z całych sił i pcham ramionami w górę. Dalej! Mocniej! Muszę pchać mocniej! Jeszcze! Uff!

Otwór się powiększa, ale nadal jest zbyt mały. A ja zbyt zmęczony. Jak długo z nim walczę? Wydaje mi się, że cholernie długo, choć może to tylko złudzenie. Kapsuła otoczyła już szczelnie mnie całego i pcha na ścianę. Aaa! I znowu. Co za kretyński koniec. Jak się udało wydostać Telfie i Rodzie? Może mieli więcej siły? Albo ich kapsuła była bardziej giętka. Kolejne pchnięcie kapsuły, kolejny ból. Jak się stąd wydostać? Jak?!

- Jak?! - krzyczę na całe gardło.

Jestem wkurzony. Patrzę na tą cholerną, zbyt małą dziurę, od dołu pchają mnie te pieprzone ściany. Mam dosyć. Mam dosyć całego tego cyrku.

- Ja cię kurwa załatwię! - krzyczę i w rozpaczy walę głową w ten głupi otwór.

Jego miękkie ściany amortyzują moje uderzenie, ale było ono na tyle silne, aby trochę go powiększyć. Jeszcze raz zapieram się nogami, mocniej, najmocniej jak potrafię. Pcham. Ściany też mnie pchają. Otwór lekko się powiększa. Pcham, kurwa pcham. Dam radę. Jednak dam. Przepchnę się przez ten pieprzony kanał i zobaczę co się kryje po tej cholernej drugiej stronie. Rozwiążę tą pieprzoną zagadkę, choćby miało mnie to kosztować życie.

I wtedy to dostrzegam. Nigdy nie widziałem nic tak jasnego. Co to jest. Dalej, mocnej, złapię to. Jeszcze chwila. Jest coraz jaśniejsze, to wręcz blask. Ta jasność. Co to może być? Jeszcze trochę i ją złapię. Mam! Jestem!

Czy to Niebo?

 

 

 

Salę rozdziera płacz dziecka.

- Gratuluję, ma pani chłopca.

Lekarz sprawnie, z delikatnością bierze dziecko i pokazuje je zmęczonej matce. Ona uśmiecha się do niego. Nie ma sił by mówić, jednak przez jej myśli przepływa wielka radość.

- „Witaj na świecie kochany.”

 

 

 

 

Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • E-mail znajomego:
  • E-mail polecającego:
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • Znajomy został poinformowany
Falcor · dnia 24.06.2014 19:05 · Czytań: 621 · Średnia ocena: 0 · Komentarzy: 2
Komentarze
Mateusz Majba dnia 24.06.2014 20:18
Podziel tekst na części, bo tutaj nikt go nie przeczyta uważnie. Na tym portalu tak jest.
Falcor dnia 27.06.2014 16:05
W wolnej chwili (to takie istnieją?) postaram się to zrobić. Dzięki za radę.
Polecane
Ostatnie komentarze
Pokazuj tylko komentarze:
Do tekstów | Do zdjęć
Kazjuno
24/04/2024 21:15
Dzięki Marku za komentarz i komplement oraz bardzo dobrą… »
Marek Adam Grabowski
24/04/2024 13:46
Fajny odcinek. Dobra jest ta scena w kiblu, chociaż… »
Marian
24/04/2024 07:49
Gabrielu, dziękuję za wizytę i komentarz. Masz rację, wielu… »
Kazjuno
24/04/2024 07:37
Dzięki piękna Pliszko za koment. Aż odetchnąłem z ulgą, bo… »
Kazjuno
24/04/2024 07:20
Dziękuję, Pliszko, za cenny komentarz. W pierwszej… »
dach64
24/04/2024 00:04
Nadchodzi ten moment i sięgamy po, w obecnych czasach… »
pliszka
23/04/2024 23:10
Kaz, tutaj bez wątpienia najwyższa ocena. Cinkciarska… »
pliszka
23/04/2024 22:45
Kaz, w końcu mam chwilę, aby nadrobić drobne zaległości w… »
Darcon
23/04/2024 17:33
Dobre, Owsianko, dobre. Masz ten polski, starczy sarkazm… »
gitesik
23/04/2024 07:36
Ano teraz to tylko kosiarki spalinowe i dużo hałasu. »
Kazjuno
23/04/2024 06:45
Dzięki Gabrielu, za pozytywną ocenę. Trudno było mi się… »
Kazjuno
23/04/2024 06:33
Byłem kiedyś w Dunkierce i Calais. Jeszcze nie było tego… »
Gabriel G.
22/04/2024 20:04
Stasiowi się akurat nie udało. Wielu takim Stasiom się… »
Gabriel G.
22/04/2024 19:44
Pierwsza część tekstu, to wyjaśnienie akcji z Jarkiem i… »
Gabriel G.
22/04/2024 19:28
Chciałem w tekście ukazać koszmar uczucia czerpania, choćby… »
ShoutBox
  • Zbigniew Szczypek
  • 01/04/2024 10:37
  • Z okazji Św. Wielkiej Nocy - Dużo zdrówka, wszelkiej pomyślności dla wszystkich na PP, a dzisiaj mokrego poniedziałku - jak najbardziej, także na zdrowie ;-}
  • Darcon
  • 30/03/2024 22:22
  • Życzę spokojnych i zdrowych Świąt Wielkiej Nocy. :) Wszystkiego co dla Was najlepsze. :)
  • mike17
  • 30/03/2024 15:48
  • Ode mnie dla Was wszystko, co najlepsze w nadchodzącą Wielkanoc - oby była spędzona w ciepłej, rodzinnej atmosferze :)
  • Yaro
  • 30/03/2024 11:12
  • Wesołych Świąt życzę wszystkim portalowiczom i szanownej redakcji.
  • Kazjuno
  • 28/03/2024 08:33
  • Mike 17, zobacz, po twoim wpisie pojawił się tekst! Dysponujesz magiczną mocą. Grtuluję.
  • mike17
  • 26/03/2024 22:20
  • Kaziu, ja kiedyś czekałem 2 tygodnie, ale się udało. Zachowaj zimną krew, bo na pewno Ci się uda. A jak się poczeka na coś dłużej, to bardziej cieszy, czyż nie?
  • Kazjuno
  • 26/03/2024 12:12
  • Czemu długo czekam na publikację ostatniego tekstu, Już minęło 8 dni. Wszak w poczekalni mało nowych utworów(?) Redakcjo! Czyżby ogarnął Was letarg?
  • Redakcja
  • 26/03/2024 11:04
  • Nazwa zdjęcia powinna odpowiadać temu, co jest na zdjęciu ;) A kategorie, do których zalecamy zgłosić, to --> [link]
Ostatnio widziani
Gości online:0
Najnowszy:Usunięty