(…) Sławomir Brzozowski przy każdej okazji głośno zachwalał zalety i wdzięki swej wybranki, autorytatywnie twierdząc, że jeśli ktoś zazna biedy, to zrobi wszystko, by to się nie powtórzyło. Sylwia, jako osoba zaradna prowadziła dom tradycyjnie i zarazem oszczędnie- tego nie kwestionowali, dodatkowo była cicha, i bezkonfliktowa, ale przede wszystkim piękna. Niby zrodzone w umyśle Sławomira założenia ogólne, wspólnego pożycia damsko – męskiego były w porządku, ale zaślepiony miłością i chucią nie dostrzegał tego, co widzieli obaj jego bracia. W zachowaniu dziewczyny było coś nie tak, co dostrzegali, widząc ją już po raz pierwszy. Później Bogumił i Maciej często o tym rozmawiali, ale nie potrafili sprecyzować, co powoduje, że czują przy niej niepokój. Nie zdobyli się też na odwagę, żeby poinformować brata o swoich obawach – po prostu bali się jego reakcji, a przede wszystkim, nieunikniętego, choć coraz częściej potencjalnego, bicia.
Najmłodszy brat – Maciek, za punkt honoru wziął sobie możliwość sprawdzenia, co w życiu Sylwii, spowodowało, iż czują się w jej towarzystwie niepewnie, jakby coś miało obok eksplodować, niszcząc wszystko dookoła. Chłopak miał duszę detektywa, skończył policealną szkołę w tym kierunku, a w pracy sklepowego ochroniarza specjalnie się nie spełniał. Zawsze lubił czegoś szukać, zwłaszcza w przeszłości innych, kogoś śledzić, analizować, dedukować. Postanowił prześledzić życiorys konkubiny Sławka. Zaczął od wizyty w szkole, później odwiedził placówkę opiekuńczo wychowawczą, w której dorastała. Popytał o nią, przeprowadził wywiady z jej opiekunami i kolegami ze szkół i domów dziecka, dotarł do opinii na jej temat, arkuszy ocen, analiz, opinii lekarskich i psychologicznych. No i w końcu odkrył: dziewczyna była obciążona chorobą psychiczną. W placówkach, do których trafiała, ostro dała się we znaki zarówno dzieciom, jak i dorosłym. Bardzo często wpadała w ataki szału – darła na sobie odzież, gryzła inne dzieciaki, kopała pracowników instytucji, usiłowała popełnić samobójstwo. Z tego powodu kilka razy była hospitalizowana, i próbowano różnych metod leczenia, ale nic nie odnosiło pożądanego skutku, a dyrekcje placówek robiły wszystko, byleby się pozbyć kłopotliwej dziewczynki. Fakt, że nie zamknięto jej w specjalnym ośrodku, zawdzięczała pewnemu wychowawcy: niejakiemu Wojciechowi Czułemu, który wykazał ogromną determinację i zrobił wszystko, by rozwijała się wśród rówieśników, a nie w zamkniętej placówce dla osób chorych psychicznie. Walczył o nią jak lew, na każdej radzie pedagogicznej i w domu dziecka i w szkole, jeździł po przychodniach i szpitalach szukając psychiatrów i psychologów, którzy mogliby pomóc. Ataki agresji i autoagresji skończyły się jak ręką odjął, gdy dojrzała. Była dyrektorka spekulowała, że wpływ na to miał nowy lekarz, który kształcił się na Ukrainie i zaordynował jakiś nowy, nie do końca sprawdzony lek. Nagle się uspokoiła, przestała w placówkach stwarzać problemy, zaczęła pilniej się uczyć, dbać o opinię, dobrze odnosić do wychowawców oraz kolegów, ale nade wszystko nabrała pięknych kobiecych kształtów. Dzięki Wojciechowi Czułemu zaczęła uczęszczać na zajęcia do grupy terapeutycznej prowadzonej przez fundację, gdzie uczono dzieciaki jak żyć po za domem dziecka. Gdy zaczęła naukę w gastronomicznej zawodówce, zainteresował się nią Sławomir Brzozowski. Był tak oszołomiony, jej wdziękiem i niewinną dziewczęcą urodą, że ignorował wszelkie próby dotarcia do siebie z informacją, jakie wcześniej sprawiała problemy, i jaką miała przeszłość. Obaj bracie wiedzieli, że zupełnie stracił dla niej głowę, gdy przyznała, że jest dziewicą. Niestety w tym czasie nie wiadomo gdzie, zniknął wychowawca, który wcześniej się nią troskliwie opiekował. Jak tłumaczyli sobie młodsi bracia, pewnie z tego powodu, tak szybko zaakceptowała zaloty i została dziewczyną Sławomira. Bogumił i Maciej dość szybko zdali sobie sprawę z faktu, że jeśli nie będzie systematycznie zażywać leków, i korzystać z porad specjalistów – może w najmniej przewidywanym momencie ujawnić się jej choroba.
Jednak nie to było najgorsze. Maćka tak zaintrygował przypadek, że zaczął analizować historię całej jej rodziny; a tropy prowadziły do domu pomoc społecznej, gdzie odnalazł matkę i babkę Sylwii. Obie panie skutecznie otumanione psychotropami, były długoletnimi rezydentkami różnych zamkniętych instytucji dla chorych psychicznie. Wyglądały fatalnie i nie rozumiały otaczającej ich rzeczywistości. To powinno wystarczyć najmłodszemu z Brzozowskich, ale on ambitnie postanowił szukać dalej. Niespodziewanie dotarł do zamkniętego szpitala psychiatrycznego, znajdującego się pod specjalnym nadzorem ministra sprawiedliwości, i dopiero ten wynik prywatnego dochodzenia okazał się szokujący. Opowiedział o nim Bogusiowi dopiero po jakimś czasie przy wódce, bo historia dziewczynki z domu dziecka była jak z amerykańskiego horroru klasy B. Obaj zgodnie stwierdzili, że konkubina Sławomira w dzieciństwie przeżyła prawdziwy koszar spowodowany brutalnym morderstwem. Rodzina Sylwii, to była patologiczna mieszanka wybuchowa: babka od strony matki od momentu nastania wolnego rynku nie pracowała, choć z zawodu była kucharką i powinna pracę znaleźć do ręki, matka była bezrobotnym rzeźnikiem i raczej nie zamierzała podjąć zatrudnienia w zawodzie. Jedynym pracującym członkiem rodziny był ojciec, który pracował na cmentarzu przy pochówkach. Dość systematycznie topił frustracje w wódce, i gdy jego żona i teściowa robiły wypominki, on po prostu je bił, niekiedy dostawało się też małej dziewczynce. Kobiety nigdzie nie zgłaszały problemu, nikomu się nie skarżyły, ale do czasu. Pewnego dnia babka Sylwii uderzyła go w głowę patelnią. Zrobiła to, gdy wrócił pijany do domu; i coś ją wyjątkowo zdenerwował, bo w zasadzie była spokojną kobietą. W zeznaniach nie potrafiła powiedzieć, co, spowodowało, że straciła panowanie nad sobą i pamiętając wszystkie krzywdy, jakich doznała, włożyła w uderzenie całą swoją siłę. Matka Sylwii widząc nieruszającego się i bez przytomności oprawcę, który wiele razy bijał ją, córkę i matkę, poderżnęła mu gardło, fachowo spuściła krew do zlewu, oskórowała i poćwiartowała ciało. Choć nie miała zbytniej praktyki - nie sprawiło to jej trudności. Obie panie, podczas pracy zastał sąsiad, zarazem współpracownik i kompan od kieliszka ojca Sylwii, który znalazł pół litra wódki i chciał je z sąsiadem rozpić. Sam ledwie umknął przed uderzeniem patelnią skacząc z drugiego piętra w zaspę śniegu. Połamał skomplikowanie obie nogi, przez co nie mógł uciekać, a przed obiema rozsierdzonymi kobietami, ale miał szczęście, gdyż dostrzegła go straż miejska i zabrała do izby wytrzeźwień. Przestraszony wydarzeniami, tak się jąkał, że dopiero po kilkunastu godzinach zdołał opowiedzieć strażnikom, co widział. Służby mundurowe pojawiły się w mieszkaniu kobiet w chwili, gdy słoiki z mięsem już się gotowały w ogromnym kotle, a w piecyku dopalały się kości i czaszka mężczyzny. Po aresztowaniu matki i babki, Sylwię zabrano do pogotowia opiekuńczego, a później do domu dziecka.
Początkowo, gdy poznali historię Sylwii bali się przychodzić do mieszkania najstarszego z braci Brzozowskich, dopiero ich dziewczyny, uświadomiły, że jest to dziwne, iż tak nagle zerwali z nim i jego rodziną kontakt. Bogumił i Maciek nie opowiedzieli o poznanej historii swoim ówczesnym narzeczonym, ale po długich namowach ulegli i zaczęli odwiedzać rodzinę Sławka, jednak w rozmowach między sobą często zastanawiali się, czy mała dziewczynka widziała te makabryczne sceny, czy też obie kobiety robiły to w ukryciu. Po długich namowach postanowili nigdy o to nie pytać. Po pół roku od odkrycia prawdy o babce i matce Sylwii, obaj bracia zaczęli współczuć dziewczynie i postanowili ze wszystkich sił wspierać rodzinę.
Sławomir zdaniem młodszych braci miał poważną wadę – był niezmiernie łasy na kasę. Niby nieźle zarabiał, ale nie dawał konkubinie zbyt wielu pieniędzy na życie; zostawiał jej sto złotych tygodniowo i kazał dokładnie wyliczać, na co je wydawała. Każdy zakup powyżej dwudziestu złotych musiała z nim konsultować, co nie było łatwe, bo przecież cały czas był w trasie. Bracia pomagali Sylwii jak potrafili, ale robili to w tajemnicy przed Sławomirem. Bali się, że za to, iż naruszyli jego prywatność po prostu ich zabije. Jednak znając problem Sylwii byli przerażeni wizją, że pewnego dnia nie wytrzyma napięcia nerwowego i z powodu braku pieniędzy, lub jakiegoś niewielkiego problemu, może coś zrobić ich najstarszemu bratu, sobie, a nawet dzieciom. Dlatego w tajemnicy przed Sławomirem dawali jej pieniądze, finansowali zakupy, i gdy tylko mogli pomagali w drobnych, codziennych sprawach. Tłumaczyli sobie nawzajem, że w ten sposób chronią brata, bratową i ich dzieci przed napadem szału osoby niezrównoważonej psychicznie.
Po obiedzie Sławomir, jako gospodarz wyjął pół litra jarzębiaku, które Boguś kupił po drodze i rozlał po małym kieliszku. Uważnie patrząc na gościa zapytał:
- No i co zamierzasz bracie?
- Sam jeszcze nie wiem.
- Nie myliłem się. Nie wiesz, co będziesz dalej robić?
- Mało czasu było pomyśleć, kurczę.
Bogumił starał się wykręcić jak tylko potrafił, ale Sławek był wyjątkowo uparty i głosem niecierpiącym sprzeciwu, jednoznacznie stwierdził:
- Miałem rację – jesteś beznadziejny.
Wskazał na kieliszki, które obaj równocześnie opróżnili, Sławomir natychmiast nalał kolejną porcję. Mimo, że w chwili śmierci ojca Maciek i Bogumiła mieli rodziny i byli samowystarczalni, najstarszy z rodzeństwa starał się im ojcować, wtrącając w każdą błahą sprawę, o której nieopatrznie mu powiedzieli. Bogumił nieco się zirytował i pomyślał: Cholera mam dość ciągłego opieprzania! Oni wszyscy mnie tym wykończą! Jednak głośno nic nie powiedział, bo zdał sobie sprawę z faktu, że być może, dlatego, postanowienie, by wyjechać do stolicy stało się tak nagle jedynym wyjściem, by uciec od roli, jaką mu wykreowano. Uzmysłowił sobie to, w tej właśnie chwili, jednak łagodnie spytał:
- Dlaczego tak kurczę sądzisz?
Brat bezrefleksyjnie kontynuował wywody:
- Myślę o pracy, braciszku, o pracy. Przecież wiele ci nie zostało. Alina cię ogołociła. Z gołą dupą zostałeś. W wieku trzydziestu kilku lat, wszystko musisz zaczynać od nowa. Zamiast zbierać owoce, znów dopiero zasiewasz.
- Skąd wiesz?
- Widać.
- Przesadzasz kurczę bracie.
- Zamiast oszczędzać, od razu w drugą noc jak wróciłeś do miasta, na balety idziesz. W kogo ty się wdałeś Boguś? W kogo?
Wypowiedziane zdanie mocno poirytowało Bogumiła, ale bał się za bardzo zaszarżować i dlatego dość pojednawczo stwierdził:
- Daj spokój Sławek i nie oceniaj innych swoją miarą. W ciebie na pewno się nie wdałem. Okazja była, to kurczę skorzystałem. Co się czepiasz?
- Okazja – ładna mi okazja, a piłeś za darmo?
- Daj spokój. Wiesz, że wódka wcale na mnie nie działa? To nie moje klimaty. Spotkałem kolegę z technikum, który zaprosił na klasową imprezę i koniec. Może ktoś w końcu mi pomoże, da namiary na pracę, muszę kurczę próbować.
Sławomir całkowicie zignorował odpowiedź brata i zaczepnie spytał:
- To gdzie zamierzasz się zatrudnić? Nie dosłyszałem.
- Gdziekolwiek. Kurczę, nie ma, co gadać – odkuję się.
- U nas w mieście nic nie znajdziesz. Wszystko opanowane. Musiałbyś się do jakiejś partii zapisać, ale i tak już za późno, bo świeżo po wyborach jesteśmy. Nowy prezydent zwolnił starą ekipę i na ich miejsce swoich partyjnych działaczy wprowadził – nigdzie nie masz szans.
Bogumił nieco się zaniepokoił i niepewnie spytał:
- Nawet na kierowcę?
- Przede wszystkim na szofera. Nie widzisz, że w państwie partyjnym żyjemy? Nie należysz, nie pracujesz.
- Co ty kurczę wygadujesz? Niby skąd to wszystko wiesz?
- Mówię prawdę Boguś. Tylko prawdę. Na stanowiskach w każdym urzędzie są tylko nominacje ze zwycięskiej partii lub koalicji. Doraźnie przy głosowaniach, jak trzeba głosy kupić, jeszcze kogoś zatrudniają. Popatrz, ile - miłościwie nam panujący marszałek Partii Swoich Ludzi - urzędów stworzył. Dla kogo? Dla swoich aktywistów, nie dla obywateli. Czy ktoś widzi, że pcha województwo do bankructwa? Zobacz, chociaż ten pożal się Boże, wydział zamiejscowy Urzędu Marszałkowskiego? Nic nie robią, nie mają żadnych kompetencji, a jak do nich zadzwonisz – nic nie wiedzą; odsyłają do centrali. Tylko kierowniczek, czy też dyrektorek jeździ od festynu do festynu po wsiach i miasteczkach z orędziem jaśnie nam panującego marszałka województwa. Układy sobie tylko załatwiają; tam nawet sprzątaczka musi mieć poparcie partii. Nic dla obywateli, wszystko dla działaczy partyjnych.
- Mówiłeś już to Sławek. Kurczę, powtarzasz się.
Brat jakby nie usłyszał wtrącenie Bogumiła i dalej opowiadał:
- Później ludzie dziwią się skąd tyle niekompetencji, że nie można prostej sprawy od razu załatwić.
- Nie przesadzaj bracie.
- Boguś nie żyłeś w naszym mieście, to nie wiesz. Pięć lat ciebie tu nie było. Pięć. Pomieszkasz, przekonasz się. Ręka rękę myje. Dużo w mieście się zmieniło po ostatnich wyborach.
Brat wskazał na kieliszki – przechylili je prawie jednocześnie, a gospodarz znowu napełnił szkło.
- Co ty wygadujesz? Żyjemy przecież w demokracji. Sami wybieramy, kto nami rządzi.
- Jaka demokracja Boguś? Z księżyca spadłeś?
- Nie, ze stolicy przyjechałem.
- To tym bardziej powinieneś zauważyć, że od przeszło dwudziestu lat te same gęby w polityce się kręcą uwikłanie w poprzedni system, czy w samorządach, czy na szczeblu krajowym. Ci sami ludzie tylko se nazwy partii zmieniają. Raz Partia Oportunistów, innym razem Klub Ludzi Dostatku, się nazywają, wcześniej to Umiejętność Władzy, ale to ta sama ekipa. Popatrz, kto siedział przy okrągłym stole i kto obecnie jest przy władzy. Te same, tylko tłustsze gęby.
- Sławek, wydaje mi się, że masz jakiś problem sam ze sobą.
- Ja mam problem? Cały naród ma problem. Naprawdę nic nie widzisz? Zobacz, ilu fajnych, zdolnych, mądrych ludzi w wyborach startuje, a kto zwycięża? Ci, których byś nie chciał więcej oglądać. Stawiasz na młodego, wykształconego wilka, a dostajesz starego niedouczonego kłamliwego wyliniałego lisa. Tak se ordynację wymyślili, że kręcą narodem, jak chcą. Uwłaszczyli się na naszym majątku, zabrali możliwość wyboru. Za autorytety wzięli zacnych ludzi z piękną historią, ale to już zdemenciałe, niedołężne dziadki. Cyniczni, egoistyczni niekompetentne lenie zasłaniają się pomarszczonymi twarzami ludzi zasłużonych, którzy zupełnie nie rozumieją dzisiejszych czasów. My mamy tylko na nich robić płacąc podatki.
- Ale w naszym mieście jakiś młody polityk wygrał. Czytałem, że to oczytany i wykształcony gość.
- Tak, wykształcony jak cholera, szkołę średnią u zakonników kończył, bo w normalnej nie nadążał. Polonistykę studiował i studiował, tak mu się wdzięki koleżanek spodobały. A kumpli ma tylko z podwórka z cukierkowych ulic, tych, co z patologii się wybili, innych nie rozumie. Taki oczytany, że na każdy temat potrafi mówić tylko dziesięć sekund, później się zawiesza. Za to jedyna słuszna gazeta go uwielbia i pisze o nim tylko dobrze, ale co się dziwić jak prawie wszystkich redaktorów w urzędzie pozatrudniał? To się nazywa rzetelność i niezależność dziennikarska w naszym mieście… Oczywiście wszystkie ogłoszenia i reklamy z urzędu są w jedynie słusznej gazecie.
- To chyba dobrze, że taki komunikatywny i ma dobry kontakt z mediami?
- Z konferencji prasowej na konferencję lata, ciągle jakieś wywiady, komentarze, wywody, tylko cholera na administrowanie czasu mu brakuje – na jego podpis dwa miesiące trzeba czekać. Żadnej wizji rozwoju miasta, kończy tylko to, co poprzednik zaczął. Jednak jest wszędzie, we wszystkie media się wciska, żadnej imprezy publicznej nie przepuści. Koncert charytatywny – jest. Zbieranie do puszek na cmentarzu – jest. Premiera w kinie, teatrze – jest. Wręczanie medali dla zasłużonych – jest. Poranna audycja w radiu – jest. Wieczorna w lokalnej tv – jest. Gada na każdy temat – o psich kupach na trawnikach i polityce fiskalnej Bangladeszu. Przebiera się za Mikołaja, kibica klubu sportowego, honorowego dawcę krwi, ratownika wodnego, za co tylko zechcesz. Niby robi wszystko, a w zasadzie nic nie robi.
- A co ty do niego tak się przyczepiłeś braciszku? Przecież z tego, co pamiętam, miał fajny program wyborczy?
- Jaki program wyborczy? Partie tylko sondaże zamawiają i patrzą, czego ludzie chcą. Jak już wiedzą, to obiecują, że to im dadzą. Nic inwencji, odwagi – tylko sprawny PR i sondaże, całkowity brak elementarnej odpowiedzialności. A wybory? Wystarczy się pokazać, zaśpiewać, porecytować, przede wszystkim zaistnieć w mediach i lud od razu wybiera takiego malowanego celebrytę. Tak nas media zaprogramowały. Realizacja programu wyborczego? Popatrz na Partię Oportunistów – robią wszystko odwrotnie niż mieli w programie wyborczym i co? Przede wszystkim straszą opozycją, i od kilku lat to się sprawdza. Powiem więcej: świetnie działa. Im chodzi tylko o ty, by członków swojej partii w jakiejś robocie ulokować. Nic więcej. Żadne idee, żadne wartości tylko kasa i koryto.
- Ciekawe rzeczy opowiadasz, ale jak mi się zdaje - chyba masz coś do prezydenta tego miasta? Przecież gość musiał mieć jakieś zalety skoro go ludzie wybrali.
- Jakoś nie wierzę gościowi, który chcąc być katolickim księdzem, nagle żeni się z kobietą. Niby jest prawicowy, a z lewicą w radzie miasta się kuma. Ma żonę, a ciągle go z jakimiś panienkami, niby działaczkami partii w hotelach widują. Troszczy się o dzieci, ale żona na życie musi pożyczać w lombardach stare precjoza. Jest taki, jak mu sondaż pasuje i premier lub przewodniczący wojewódzki partii karze. Ale masz rację, ma jedną zaletę.
- Co ty bracie wygadujesz. Daj spokój, bo nie mogę tego słuchać.
- Słuchaj braciszku, słuchaj. Obecny prezydent miasta to wyjątkowo perfidna kanalia. Kampanię wygrał, bo jak były prezydent z powodzią walczył i pomagał powodzianom, to on z tłumem dziennikarzyn po wałach przeciwpowodziowych biegał i konkurenta atakował; że rzeka za głęboka, wały za niskie, strażaków za mało, zasiłki za późno wypłacane powodzianom, działania nieskoordynowane. Jakby się nauczyciel z ogólniaka nagle na tym wszystkim znał.
- Co ty bracie gadasz? Kurczę daj spokój.
Bogumił chciał uspokoić atmosferę rozmowy, miał swoje problemy i na nich chciał się skupić, ale Sławek był mocno podekscytowany i nie dawał za wygraną, musiał dać ujście swojej nienawiści.
- No i te dwa homo w jego otoczeniu.
- Sławek, nie chcę już o tym gadać. Mam inne sprawy na głowie.
Jednak najstarszy brat nie słuchał, kontynuując swoje wywody.
- Jak zatrudniał na kierowniczych stanowiskach bezdzietnych singli, to jeszcze rozumiałem, bo wiadomo, dyrektorzy, kierownicy muszą być dyspozycyjni. Rodziny, a zwłaszcza dzieci, by przeszkadzały, ale jak związał się z chudymi pedałami, zupełnie nie wiem, o co chodzi? Tak rodziny wspiera? Zwalnia ojców i matki, a zatrudnia hedonistycznych egoistów?
(…)
Ważne: Regulamin | Polityka Prywatności | FAQ
Polecane: | montaż anten Warszawa | montaż anten Warszawa Białołęka | montaż anten Sulejówek | montaż anten Marki | montaż anten Wołomin | montaż anten Warszawa Wawer | montaż anten Radzymin | Hodowla kotów Ragdoll | ragdoll kocięta | ragdoll hodowla kontakt