Dla ciebie, moje serce (Pour toi mon coer) - sergiusz45
Proza » Długie Opowiadania » Dla ciebie, moje serce (Pour toi mon coer)
A A A
Od autora: Oparte na faktach.
Pour toi mon coeur. (Dla ciebie moje serce) 

Rozdział 1 

- Romek! Romek! Przyyyjdź! 
Dobrze słyszał, lecz nadal siedział tępo przy stole w kuchni. Dopiero co wrócił z kolejnej podróży, był zmęczony i głodny. Dlatego zamiast na górę do żony, podszedł do lodówki i wyjął z niej piwo. Potem usiadł i zamierzał nalać chłodnego płynu do szklanki. Natarczywe wołanie żony pogłębiło tylko jego frustrację. Niczego interesującego dzisiaj nie znalazł i nawet zakup, który nagrał w czasie poprzedniego wyjazdu nie doszedł do skutku, bo gospodarz się po prostu rozmyślił. 
“Czego ona znowu chce? Przecież jeszcze daleko do kolacji, a wszystko czego potrzebuje ma przecież w zasięgu ręki”. 
- Romek! Rooomeek! 
Z rezygnacją odstawił ledwo co napełnioną szklankę i wszedł na piętro. Żona leżała bezradnie na podłodze. Widocznie bez powodzenia chciała przenieść się z łóżka na fotel. Podbiegł do niej i chwyciwszy dobrze znanym chwytem ciężkie ciało zapytał: 
- Na łóżko? 
Żona oplotła rękami jego szyję i powiedziała z wysiłkiem: 
- Nie, na fotel. I pomóż mi w toalecie. Przepraszam cię Romeczku, ale próbowałam się dostać do łazienki i obmyć. To chyba tak działa to nowe lekarstwo. Nie chciałam leżeć w starym i nowym smrodzie. Pampers, który mi założyłeś przelał się zupełnie. Stało się to dosłownie przed chwilą i na szczęście zdążyłeś wrócić. Gdyby cię nie było dłużej, pewnie musiałbyś biedaku posprzątać po mnie łóżko lub podłogę. 
Roman cierpliwie pomógł żonie w toalecie i obmywszy ją starannie, posadził w fotelu. Wyjął z szafy koc i otuliwszy dokładnie jej nogi, zaczepił fotel w uchwycie schodowej zjeżdżalni. Po chwili siedzieli razem przy stole w kuchni na parterze. 
- Widzę, że nawet nie pozwoliłam ci napić się piwa. To ciężki grzech z mojej strony. Przepraszam. Nie dość, że nie masz ze mnie żadnego pożytku, to na dodatek jestem dla ciebie pewnie nieznośnym ciężarem. 
Był już zajęty przygotowywaniem kolacji i nie skomentował uwag żony. Zauważyła to, zinterpretowała po swojemu i zamilkła. Podczas kolacji Roman poskarżył się na los, który przestał mu w ostatnich dniach sprzyjać w interesach. Tym razem żona nie zdobyła się na żadną życzliwą uwagę. Kolacje zjedli odzywając się skąpo. Później, na prośbę żony, zaczepił ponownie jej wózek do windy i zawiózł na górę. Ułożył w łóżku, sprawdził, czy telefon komórkowy i pilot od telewizora leżą w zasięgu jej ręki i pocałowawszy w policzek, zszedł na dół. 


Rozdział 2. 


Codzienne zajęcia nie wymagały od niego zbyt wczesnego wstawania. Rzadko - tylko wtedy, gdy wymagał tego termin umówionego spotkania, nastawiał budzik i wyjeżdżał, nawet przed świtem. Nie narzekał wtedy na los. Przeciwnie, zrywał się zdecydowanie i przygotowywał do wyjazdu. Przedłużanie czasu, między przebudzeniem a wstawaniem z łóżka, nie leżało w jego zwyczaju. Od lat bowiem budził się z zakodowanym w głowie poczuciem winy i zagrożenia. Niekiedy była to reminiscencja snu, który dręczył go często na różne sposoby, przywołując retrospektywne obrazy, nie zawsze zgodne z tym, co miało miejsce naprawdę w przeszłości. Najczęściej był to jednak niejasny niepokój, który budził się razem z nim. Wiele razy otwierał oczy zbyt wcześnie i odpędzając przykre uczucie, starał się zasnąć ponownie. 
To uczucie winy i wstydu dręczyło go niesłusznie. Przecież uniewinnił go nie tylko sąd ale on sam rozgrzeszał się wielokrotnie. A przecież wiedział o sprawie znacznie więcej niż prokurator. 
Aldonę poznał przypadkiem. Znajomość rozwijała się powoli i ostrożnie. Znacznie później, gdy byli już po słowie, został zaproszony do jej domu pod Łodzią. Zorientował się wtedy w jej położeniu. W spotkaniu uczestniczyli bowiem tylko krewni przyszłej żony, gdyż jej rodzice zmarli kilka lat wcześniej. Dowiedział się dopiero wtedy, że mieszka sama i że jest zamożna, podczas gdy on był przy niej, po prostu ubogi. Przez pewien czas towarzyszyła mu przykra myśl, że jego bliscy i znajomi, którzy poznali jego zamiary, są przekonani, że jego uczucie wyrosło na gruncie jej majątku. Wypadek, który się zdarzył, na tydzień przed planowanym ślubem oraz późniejsze wydarzenia, tylko te domysły potwierdziły. 
Jechali wtedy samochodem Aldony, wręczając zaproszenia na ślub oraz dopełniając szeregu formalności związanych z uroczystością i przyjęciem weselnym. Żonę poznał, gdy była już po aplikacji prawniczej i pracowała w znanej kancelarii adwokackiej w Łodzi. 
On był młodym konserwatorem sztuki. Zetknęła ich sprawa cywilna, w której występował jako świadek. Młoda, rezolutna prawniczka sprawiła na nim tak dobre wrażenie, że zaryzykował zawarcie znajomości. Widocznie ona też w nim dostrzegła coś bo, z czasem, zbliżyli się do siebie i przebywali ze sobą tak często, jak tylko mogli. 
Wypadek zdarzył się jesienią, wieczorem, podczas pierwszych przymrozków. Samochód prowadził on. Nie mógł przecież przewidzieć tego co się stanie. Asfaltowa, szeroka, pustawa i sucha jezdnia, uzasadniała rozsądną szybkość samochodu. Jednak przejeżdżający bocznicą do pobliskiej fabryki staroświecki parowóz, wypuścił wielkie obłoki pary. Para zamarzła i utworzyła cieniutką warstwę lodu, który pokrył powierzchnię szosy na zakręcie. Koła samochodu straciły przyczepność i wóz spadł z nasypu koziołkując kilka razy. On wyszedł z tego prawie bez szwanku. Aldona została sparaliżowana od pasa w dół. Pół roku później, za obopólną świadomą zgodą, odbył się jednak ich ślub. 

Rozdział 3. 

Ten sierpniowy dzień był wyjątkowo upalny. Właśnie wracał z dłuższego wyjazdu, tym razem pomyślnego, bo udało mu się kupić dziewiętnastowieczną komodę, gnijącą od lat na strychu wiejskiej chałupy. Ten piękny stylowy mebel został zapewne skradziony z jakiegoś polskiego dworu, a może pałacu. Brakowało jednej szuflady i całość była mocno sfatygowana i brudna, lecz zdobienia były wyraźne i szczególnie piękne. Mebel był najprawdopodobniej robiony na zamówienie. Roman miał nadzieję, że badając go dokładniej, uda mu się ustalić jakieś ślady, inicjały czy znaki firmowe, którymi często, dobrzy rzemieślnicy sygnowali swoje arcydzieła. A to pomogłoby w ustaleniu do kogo w przeszłości mebel należał. Będzie przy tym roboty na wiele tygodni, ale lubił swoją pracę i był dumny ze swoich umiejętności restaurowania starych mebli. Nauczył się tego, już jako chłopiec w warsztacie stolarskim swojego ojca, lecz prawdziwe szlify w tej rzadkiej umiejętności zdobył na studiach. Jego pięknie odrestaurowane starocie zdobiły teraz niejedno muzeum. 
Było nieznośnie gorąco, więc otworzył okna swojego ciężarowego busa i popatrzył w niebo. Z ulgą zauważył, że od zachodniego horyzontu nadciągały ciężkie, ciemne chmury. Chwila nieuwagi spowodowała, że prawym kołem wpadł w dziurę, aż coś trzasnęło w zawieszeniu. Na szczęście na tym się skończyło, więc jechał teraz bardzo ostrożnie, omijając starannie kolejne wyrwy w jezdni. Boczna, od lat nieremontowana droga, prowadziła do zaledwie pięciu chałup, położonych kilka kilometrów od drogi głównej. Kiedyś był tam PGR, ale teraz mieszkali tam tylko ci, którzy naprawdę nie mieli gdzie odejść. 
Właśnie zaczął padać wielkimi kroplami deszcz, który wkrótce zmienił się w gwałtowną ulewę. Zrobiło się ciemno i wycieraczki nie nadążały ze ścieraniem wody z dużej przedniej szyby. Prawie niczego już nie mógł dostrzec i bojąc się, że na kolejnej wyrwie uszkodzi zawieszenie, zjechał na pobocze pod duże drzewo i zatrzymał samochód. Wtedy dostrzegł biegnącą od strony głównej drogi dziewczynę, która beznadziejnie szukała schronienia przed deszczem. Dostrzegła samochód Romana i po sekundzie wahania, głośno dysząc, wsiadła do środka. Kierowca zauważył jej moment zawahania i teraz starał się uspokoić dziewczynę lekką rozmową. Jednak całą siłą woli omijał tę sferę, którą wręcz naturalnie podsuwały myśli. Dziewczyna była dorodna, a jej przemoczona, lepiąca się do ciała letnia sukienka podkreślała tylko doskonałe, młode ciało. Starała się ułożyć zlepione deszczem włosy i każdy jej ruch budził w siedzącym obok mężczyźnie starannie ukrywany zachwyt. Poza tym przemoczona pasażerka pachniała. Pachniała dawno zapomnianym przez niego zapachem świeżości, ciepła i szczęścia. 
Letnia ulewa tak jak się gwałtownie zaczęła, tak szybko przeszła. Słońce wyjrzało zza chmur i upał, nieco złagodzony deszczem, powrócił. Roman zaproponował dziewczynie, że wróci i podwiezie ją do domu. Ale ona podziękowała grzecznie, zalotnie uśmiechnęła, trzasnęła drzwiami samochodu i tyle ją widział. Ale zapomnieć już nie mógł. 


Rozdział 4 


Stara komoda prócz trzech szuflad położonych centralnie, miała po obydwu bokach szafki. Drzwiczki widocznie od dawna nie miały zawiasów, bo ktoś zastąpił je kawałkami skóry przybitymi bezlitośnie gwoździami do ścianek mebla. Ponadto do drzwiczek z prawej strony przymocowano jeszcze zwykły skobel do zamykania na kłódkę. Roman otworzył szafkę, wyjął zachowane o dziwo półeczki i pozostałe dwie szuflady. Zmartwiło go nieco barbarzyńskie potraktowanie tego pięknego mebla gwoździami i młotkiem, więc teraz oglądał go dokładniej ze wszystkich stron, starając się poznać skalę zniszczeń, której dokonał czas i dotychczasowi właściciele. Na szczęście drewno było zdrowe, bez uszkodzeń jakie zazwyczaj powodują korniki. Również wnętrze komody pozostało nienaruszone, pomijając poluzowanie wszystkich właściwie elementów. Mebel cały wręcz pływał na pięknych, wyginanych jak u jamnika nóżkach. Cała inwentaryzacja nie wypadła jednak najgorzej i Roman nabrał pewności, że restauracja komody powiedzie się i że uzyska za nią przyzwoitą cenę. 
Podzielił się tą wiadomością z żoną, która widząc jego zadowoloną minę postanowiła odłożyć na następny dzień rozmowę z mężem, do której się przygotowywała od kilku dni. 
Mimo, że przez kilka lat, które minęły od ślubu, nie dostrzegła niczego co w zachowaniu męża byłoby nagannego czy też podejrzanego, jej kobieca intuicja podświadomie czuła zmiany. Przez ostatnie miesiące bacznie obserwowała Romana, starając się uchwycić przejawy znużenia, bądź sztuczności w jego zachowaniu. Niekiedy wydawało jej się, że w ich rozmowach pojawiają się drobne, niewiele znaczące kłamstewka. Nabierała też pewności, że coraz częściej widzi lub słyszy męża rozdrażnionego albo nieobecnego duchem i że rzadziej niż kiedyś przychodzi do niej na górę, na dłuższe, kiedyś serdeczne pogaduszki. Poważniejszą rozmowę z mężem przekładała już jednak kilka razy. Zawsze z tego samego powodu. Roman bowiem po każdym okresie, jak jej się wydawało, oschłości i rozdrażnienia, dawał nowe dowody przywiązania i uczucia. Przynosił kwiaty, wywoził na spacery do parku lub nad pobliskie jezioro i był po dawnemu serdeczny i kochany. Wtedy nie udawał niczego, była tego pewna i odkładała przykrą rozmowę na później. 
Chciała bowiem zaproponować Romanowi rozwód. Miała dla niego bardzo wiele szacunku i jednocześnie była przekonana o jego lojalności. Był jej bardzo potrzebny i to nie tylko w wymiarze pomocy w jej uciążliwym kalectwie, ale także w tym, że jego cierpliwość i troskliwość, których doświadczała na co dzień, były dla niej ogromnym wsparciem duchowym. Kochała go za to szczerze i mocno. Jednak jej prawdziwą tragedią było to, że ze względu na kalectwo, nie mogła dać Romanowi tego co między kochającą się parą jest szczęśliwym spełnieniem łączących ich uczuć. 

Rozdział 5 

Postanowił rozebrać ostrożnie mebel i po odnowieniu każdego elementu i uzupełnieniu braków, złożyć go ponownie. Podczas zdejmowania sklepienia mebla znalazł sprytnie zbudowaną skrytkę, której nie można było dostrzec bez rozbierania komody. Skrytka otwierała się bowiem tylko po przesunięciu po powierzchni mebla, w ściśle określonym miejscu, silnego magnesu. Wówczas we wnętrzu przesuwała się niewielka metalowa zasuwka, która blokowała małe drzwiczki. W ten sam sposób skrytkę zamykano. W skrytce znalazł dwa listy napisane po francusku. Zdołał jednak odczytać tylko dwa tytuły. 
“Mon coeur” - takimi słowami zaczynał się jeden list, którego data była wcześniejsza. Drugi list, wyraźnie niedokończony, zaczynał się od słów “Mon cher”. Zrozumiał tyle, że pisały do siebie dwie bliskie sobie osoby, najprawdopodobniej kobiety. 
Przypomniał sobie, że jego żona uczyła się francuskiego i mimo, że mówienie w tym języku sprawiało jej trudności, to przetłumaczenie tekstu nie powinno sprawić kłopotu. Może treść pozwoli mu zorientować się do kogo należał kiedyś mebel. Już samo odnalezienie skrytki i listów znacznie podnosiło wartość mebla, ale gdyby okazało się, że należał on do znanej w przeszłości osoby lub rodu, to profit z jego sprzedaży mógł być naprawdę znaczny. 
Żona z zaciekawieniem przyjęła zlecenie i poprosiwszy męża o wyszukanie słowników, zajęła się tłumaczeniem. Trwało to dość długo i Roman kilka razy zaglądał na piętro pytając o rezultaty tłumaczenia. Z miłym zdziwieniem zauważył, że żona jest w dobrym, dawno nie widzianym nastroju i mimo, że żartobliwie przepędzała go, żeby nie zaglądał jej przez ramię widać było, że zajęcie sprawia jej dużą przyjemność. Nareszcie obydwa teksty zostały przetłumaczone. Ich treść była następująca: 
“Mon Coeur! (Moje Serce!) Bardzo się cieszę, że jesteś szczęśliwa. Dobry, mądry i bogaty mąż jest oparciem dla każdej kobiety. Czuję jednak, że Twojej delikatnej naturze to nie wystarcza i że oczekujesz wielkiej, romantycznej miłości. Wierz mi, że są mężczyźni, którzy kochają mocno i żarliwie, lecz nie umieją tego pokazać. Dla nich słodkie słówka i umizgi są wyrazem zniewieściałości i sztuczności. Jednak można na nich polegać i ich przywiązanie oraz miłość błyszczą dopiero wtedy gdy życie stworzy do tego warunki. Często bywają to okoliczności trudne i bolesne więc nie radzę Ci prosić o nie losu. 
Zamiast tego doradzam abyś korzystała bez ograniczeń ze wszystkich atutów, które ma każda młoda i piękna kobieta i nie żałowała mężowi zachęt, flirtów, uśmiechów i miłych niespodzianek, w dzień i w nocy. Jestem pewna, że potrafisz już wkrótce wydobyć z jego wnętrza to co dotąd miał dla Ciebie schowane. Twoje życie rozkwitnie wtedy jeszcze piękniej i ja będę mogła podziwiać Was oboje podczas swojej lipcowej wizyty.” 
Tekst nie był podpisany, a treść drugiego listu, pisanego w odpowiedzi, wskazywała, że była to tylko jego pierwsza strona. Forma i styl pisania wskazywał, na bliską przyjaciółkę adresatki. Trudno dociec co mogło się stać z jego pozostałą częścią. 
Drugi list był bardzo krótki. Widocznie coś ważnego przeszkodziło autorce w pisaniu, bo schowała do skrytki korespondencję niekompletną i niedokończoną. I nigdy już do niej nie zajrzała. 
“ Mon Cher Misi!! (Moja Kochana Misiu!) Cieszą mnie Twoje towarzyskie dokonania. Twój list dostałam z opóźnieniem. U nas trwa wojna i Twój, tak oczekiwany przyjazd, musi być przełożony. Mój Stefan, jako oficer, walczy pod Piłsudskim z bolszewikami, ale nasze wojska teraz się cofają. Jestem przerażona, bo służba zbuntowała się lub uciekła, a ja nie mam od Stefana żadnej…”. 
Pierwszy list był wysłany z Paryża, a drugi z miejscowości, której na współczesnych mapach nie można było odszukać. 

Rozdział 6. 

Dobry nastrój żony nie mijał i Roman ze zdumieniem obserwował jak odnawia kontakty towarzyskie i chętniej wychodzi z domu. Po tygodniu poprosiła, aby zawiózł ją do przyjaciółki z palestry adwokackiej, która od niedawna była wdową. Gdy pojechał odebrać ją wieczorem, już w drodze powrotnej oświadczyła, że wraca do zawodu. Właśnie porozumiała się z przyjaciółką i wspólnie zarejestrują kancelarię adwokacką. Dla wygody przyjaciółka zamieszka wraz z nimi. Ich obszerny dom był przecież, jak zauważyła, za duży dla nich obojga i całe zachodnie skrzydło stało zazwyczaj puste. 
Uradowany dobrym nastrojem żony, pogodził się ze zmianami. Kancelaria została zarejestrowana, część parteru przeznaczono na biuro i poczekalnię dla klientów, a dla pani Urszuli wyremontowano salon i sypialnię w zachodnim skrzydle. Obydwa skrzydła domu miały przejście przez kuchnię, która naturą rzeczy stała się wspólna. 
Kancelaria szybko zdobyła renomę wśród klientów, chociaż w rozprawach najczęściej uczestniczyła przyjaciółka żony. Obydwie starannie pracowały nad każdą sprawą. Kiedy obrona klienta była szczególnie trudna, do sądu z reguły udawała się żona, mimo iż kalectwo znacznie utrudniało jej wykonywanie prawniczej profesji. Prawda jednak była taka, że każda prowadzona przez nią sprawa kończyła się korzystnym dla klienta wyrokiem. 
Ich sytuacja materialna znacznie się poprawiła i w domu zaczynali bywać goście. Zatrudnili teraz pielęgniarkę, która przejęła od Romana i nowej lokatorki praktycznie wszystkie obowiązki związane z opieką nad żoną. Nie miał teraz żadnych pilnych obowiązków, a zajęcie, którym do tej pory podpierał rodzinny budżet, kompletnie straciło na znaczeniu. Niczego jednak nie żałował. Żona poza pracą wypełniała czas rozmowami z przyjaciółką, nie zapominając nigdy o doproszeniu Romana. 
Po zaniechaniu żałoby, pani Urszula zmieniła sposób ubierania się. Była kobietą ładną i elegancką. Jej sposób bycia, do tej pory nienaganny, stał się teraz sympatyczny, niemal rodzinny. Okazała się osobą towarzyską, rozmowną, z ujmującym sposobem bycia. Wszyscy troje przypadli sobie do gustu, mając do siebie zaufanie i wzajemnie się szanując. 
Z lokatorką spotkania zaczynały się już rano w kuchni i kończyły w tym samym miejscu. Wspólnie robili zakupy, gotowali, piekli i smażyli. I oczywiście gadali, gadali, gadali. 
Roman sam siebie przyłapał na myślach, których jako lojalny małżonek mieć nie powinien. Nawet zapytał żonę, czy nie niepokoi jej to, że praktycznie z panią Urszulą spędza coraz więcej czasu. Dostał jednak odpowiedź, którą co prawda gładko przełknął, ale zapamiętał. Żona oświadczyła bowiem, że jest znowu szczęśliwa. Jak wtedy przed ślubem i przed wypadkiem. 

Rozdział 7. 

Mając zdecydowanie więcej czasu zajął się z pietyzmem restauracją starego mebla. Po kilku tygodniach mrówczej pracy, stara komoda błyszczała nowym blaskiem. Wszystkie inkrustacje i rzeźbienia, zamki, zawiasy i klucze, dopasowane do stylu z epoki, uczyniły mebel niezwykle cenną ozdobą ich domu. A jednak postanowił go sprzedać. Uczynił to za namową żony, która twierdziła, że owszem mebel jest piękny, ale zupełnie nie pasuje do ich wnętrza. Ostateczną decyzje podjął wtedy, gdy wspólnie, we trójkę, dokonali wyboru mebli z grubego katalogu, które wkrótce miały zastąpić całe stare wyposażenie domu. 
Roman wystawił swój mebel w dużym sklepie z antykami w Łodzi. Umówił się przy tym z właścicielem, że ten da mu telefonicznie znać, kiedy pojawi się zainteresowany zakupem poważny klient, gdyż ma do zaoferowania cenny, komplementarny bibelot, który wraz z antycznym meblem tworzy uroczą całość. 
Telefon zadzwonił po trzech miesiącach i Roman z niecierpliwością dotarł do sklepu. Klientem okazał się Francuz, który przyjechał do swojej rodziny w Łodzi. Nie ukrywał, że był koneserem sztuki i wystawiony do sprzedaży mebel zauroczył go swym pięknem. Usłyszał od sprzedawcy o bibelocie i niezmiernie ciekaw poprosił o jego pokazanie. Uradowany tak miłą opinią Roman wyjął pieczołowicie zapakowane listy, pokazał skrytkę w której je znalazł i wręczył klientowi. Francuz zdziwił się, że zamiast zapowiadanego bibelotu otrzymuje listy, ale przebiegł je oczami, po czym usiadł i zamyślił się na dłuższą chwilę. 
Później wstał i zaoferował tak wysoką cenę zakupu, że Roman poczuł się zaskoczony. Ponieważ antykwariusz dawał mu niecierpliwe znaki, przystał na propozycję i umowa sprzedaży została podpisana. Klient zapłacił międzynarodową kartą płatniczą, a zadowolony antykwariusz natychmiast wypłacił Romanowi całą kwotę, potrącając należną sobie prowizję. 
Klient okazał się człowiekiem honoru i zaprosił Romana na obiad do stylowej restauracji. 
Kiedy usiedli przy stoliku, w spokojnym kącie, Francuz zapytał gościa, czy zna treść listów. Roman odparł twierdząco i przytoczył ich treść, którą znał niemal na pamięć. Francuz wpierw patrzył na niego zdumiony, a później z uśmiechem wyjaśnił: 
- Ktoś pana wprowadził w błąd przyjacielu, treść listów jest bowiem zupełnie inna. Zgadzają się tylko grzecznościowe tytuły: mon cher i mon coeur. 

Rozdział 8 

- Pozwoli pan, że zanim przytoczę mu prawdziwą treść tej starej korespondencji, wytłumaczę się z dość wysokiej ceny, jaką zdecydowałem się zapłacić za ten piękny mebel. Otóż, kiedy tylko zauważyłem go w sklepie, byłem przekonany, że ma dziewiętnastowieczne, francuskie korzenie. Mało tego, kiedy przeczytałem znalezioną przez pana, ukrytą w nim korespondencję, byłem niemal pewny, że losy mojej rodziny wiążą się z tym znaleziskiem. Proszę posłuchać. 
Na przełomie XIX i XX wieku, w Paryżu zasłynął salon pani Misi Sertowej, z domu Godebskiej. To była córka urodzonego we Francji polskiego artysty - rzeźbiarza, która całym swym życiem i niezmożoną energią udowodniła, że Polska jest jej ojczyzną, a we Francji realizuje swe wielkie kulturowe posłannictwo. Majątek dali jej kolejni mężowie, którzy należeli do znamienitych rodzin. Pani Sert była mecenasem sztuki i kultury oraz wielką przyjaciółką francuskich artystów. Była muzą i modelem dla Renoira i Touluse - Lautreca, a Proust i Colett uczynili ją bohaterką swoich powieści. Debussy i Strawiński dedykowali jej swoje utwory, a na śniadania do jej salonu zaglądał sam Toscanini. Do grona jej serdecznych przyjaciół należał Paul Valery. To ona ściągnęła z Pragi do Paryża nieznanego nikomu, biednego poetę Guillaumea Apollinairea, Polaka z pochodzenia. Zapraszała też do słynnych paryskich restauracji swoich znajomych i przyjaciół. Był wśród nich także, nikomu jeszcze wówczas nieznany, Pablo Picasso. Ciekawostką jest, że pani Misia, podczas przyjęcia, zorganizowanego z kolei przez jej wielką przyjaciółkę, hrabinę Cecile Sorel, poznała Gabrielę Coco Chanel i pomogła wyprowadzić ją na szerokie wody. Żyła prawie 80 lat i zmarła w Paryżu w 1950 roku, zamykając symbolicznie słynną Belle Epoque, czyli szalone lata 20 - te ubiegłego wieku. Była to kobieta niezwykła, postać rzadko spotykana w europejskiej kulturze. 
Jestem przekonany, że to jej list dotarł na polskie Kresy w roku 1920, a adresatem była jej przyjaciółka, pochodząca ze starego polskiego rodu pani Woyczyńska, której losy giną w mrokach wojny polsko - bolszewickiej. 
Ta korespondencja jest charakterystyczna dla pani Misi Sert. I nie mam wątpliwości, że wyszła spod jej pióra. Odpowiedź pani Woyczyńskiej zawiera przecież w tytule jej imię. Mam szczęście być spokrewniony z jej rodziną, a dzisiejsze znalezisko jest dla mnie wielkim, wzruszającym wydarzeniem. Teraz przeczytam panu treść pierwszego listu: 
“Moje Serce! Z wielkim bólem powzięłam wiadomość o Twoim nieszczęściu. Z Twoją urodą i inteligencją masz prawo być osobą szczęśliwą. Okrutny los przyniósł Ci jednak chorobę, która nie tyle rujnuje ciało co Twoją duszę. Tym bardziej, że Stefan jest mężczyzną wspaniałym, na miarę greckich herosów. Cierpisz, nie mogąc się z nim w pełni połączyć małżeńskimi, najbliższymi więzami. Kochasz go jednocześnie wielką miłością, na którą w pełni zasłużył i pragniesz jego szczęścia. Posłuchaj zatem jak w podobnej sytuacji postąpiła moja przyjaciółka, hrabina Marbot. Odniosła przykrą ranę podczas bombardowania Paryża i w konsekwencji nie mogła współżyć ze swym mężem, którego też bardzo kochała. Poprosiła wtedy o pomoc swoją owdowiałą siostrę, której mąż zginął na wojnie, aby zamieszkała w jej pałacu i nawiązała najlepsze stosunki z jej mężem. Dzisiaj stanowią wspaniałe, szczęśliwe trio. Ja wiem, że Polska to nie Francja z jej obyczajową swobodą, ale przesyłam Ci tę informację - bo jest ona prawdziwa. Nie zachęcam, nie odmawiam. Jeśli Ci się przyda, będę szczęśliwa razem z Tobą.” 
Drugi list ma treść następującą: 
“Moja Kochana Misiu! Przyjęłam Twoją subtelną radę i wszystko układa się najpomyślniej. Niestety, u nas trwa wojna”. Reszta listu została jednak przetłumaczona właściwie. Wszystko to jest bardzo dziwne, ale nie będę natrętny i nie zapytam pana skąd wzięło się pańskie tłumaczenie. Jestem panu jednak za wszystko bardzo zobowiązany i mam nadzieję, że kiedyś odwiedzi mnie pan w Paryżu. 
Francuz przekazał Romanowi swoją wizytówkę, a on odwzajemnił się napisanym przez siebie adresem. Panowie pożegnali się serdecznie i Roman poszedł do samochodu. 

Epilog. 

Do domu dotarł zanim skończył się dzień. Mijając bramę wjazdową dostrzegł , że obydwie panie są na tarasie skąpanym w zachodzącym słońcu. Odświeżył się nieco w łazience i owładnięty nieznanymi sobie dotąd uczuciami, wyszedł na wielki balkon. Aldona i Urszula powitały go promiennymi uśmiechami. Miał świadomość, że przyszłość całej ich trójki zależała teraz od jego decyzji. Podjął ją łatwo, z najgłębszym przekonaniem o słuszności tego, najważniejszego w swoim życiu wyboru.
  

 

Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • E-mail znajomego:
  • E-mail polecającego:
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • Znajomy został poinformowany
sergiusz45 · dnia 14.07.2014 19:49 · Czytań: 592 · Średnia ocena: 5 · Komentarzy: 4
Komentarze
al-szamanka dnia 16.07.2014 19:56 Ocena: Świetne!
Opowiadanie przeczytałam już wczoraj, podczas przerwy w pracy.
A dzisiaj powtórnie.
I powiem jedno - to prawdziwe opowiadanie na medal.
Bardzo mi się spodobało.
Piszesz soczyście, płynnie, zaskakujesz czytelnika zwrotami sytuacji.
Do tego piękny i szczególny klimat.
Taki prawdziwy, rodem z antykwariatu, albo właśnie z tajemniczej szufladki starej komody.
Historia małżeństwa wzruszająca, pokazana bardzo subtelnie.
Tłumaczenie starego listu wskazuje, jaką potrafi być miłość:)
Nad epilogiem zastanawiam się i zastanawiam.
Cytat:
przy­szłość całej ich trój­ki za­le­ża­ła teraz od jego de­cy­zji. Pod­jął ją łatwo, z naj­głęb­szym prze­ko­na­niem o słusz­no­ści tego, naj­waż­niej­sze­go w swoim życiu wy­bo­ru.

No nie wiem, naprawdę nie jestem pewna jaką podjął decyzję, a nawet obawiam się, że może być to ta pierwsza, która mi wpadła do głowy.

Piękna francuska wstawka.

Aha, przecinki Ci szwankują, ale nie mam do tego głowy.

Pozdrawiam:)
sergiusz45 dnia 16.07.2014 21:31
Do al-szamanka. Właściwie to wystarczą mi Twoje dwa pierwsze zdania. Są piękne. Szamanko, nie mogłem zepsuć opowiadania, odkrywając myśli Romana. Ja też nie wiem jaką podjął decyzję. Natomiast kłopoty z przecinkami mam ja, moi synowie i pięcioro wnucząt. Takie geny. Na szczęście w pisanie bawię się tylko ja.
al-szamanka dnia 16.07.2014 21:42 Ocena: Świetne!
Nie przejmuj się, przecinki to prawdziwa zakała, mam to samo.
Gdy już się cieszę, że wreszcie nad nimi zapanowałam, przychodzi Wasinka lub Miladora...
I miażdżą mnie dokumentnie:):):)
Barbara K.W. dnia 18.07.2014 09:41
Intuicyjnie zawsze uważałam, że najlepsze scenariusze pisze życie. Trzeba tylko to umieć zauważyć i utrwalić. Opowiadanie zapada w pamięć. Nie wspomnę o udanym subtelnym przywołaniu w tej współczesnej prozie klimatu "Klaudyn" Colette.
Pozdrawiam
B.K.W.
Polecane
Ostatnie komentarze
Pokazuj tylko komentarze:
Do tekstów | Do zdjęć
Kazjuno
27/03/2024 22:12
Serdeczne dzięki, Pliszko! Czasem pisząc, nie musiałem… »
pliszka
27/03/2024 20:55
Kaz, w niektórych Twoich tekstach widziałam więcej turpizmu… »
Noescritura
25/03/2024 21:21
@valeria, dziękuję, miły komentarz :) »
Zdzislaw
24/03/2024 21:51
Drystian Szpil - to i mnie fajnie... ups! (zbyt… »
Drystian Szpil
24/03/2024 21:40
Cudny kawałek poezji, ciekawie mieszasz elokwentną formę… »
Zdzislaw
24/03/2024 21:18
@Optymilian - tak. »
Optymilian
24/03/2024 21:15
@Zdzisławie, dopytam dla pewności, czy ten fragment jest… »
Zdzislaw
24/03/2024 21:00
Optymilian - nie musisz wierzyć, ale to są moje wspomnienia… »
Optymilian
24/03/2024 13:46
Wiem, że nie powinienem się odnosić do komentarzy, tylko do… »
Kazjuno
24/03/2024 12:38
Tu masz Zdzisław świętą rację. Szczególnie zgadzam się z… »
Zdzislaw
24/03/2024 11:03
Kazjuno, Darcon - jak widać, każdy z nas ma swoje… »
Kazjuno
24/03/2024 08:46
Tylko raz miałem do czynienia z duchem. Opisałem tę przygodę… »
Zbigniew Szczypek
23/03/2024 20:57
Roninie Świetne opowiadanie, chociaż nie od początku. Bo… »
Marek Adam Grabowski
23/03/2024 17:48
Opowiadanie bardzo ciekawe i dobrze napisane.… »
Darcon
23/03/2024 17:10
To dobry wynik, Zdzisławie, gratuluję. :) Wiele… »
ShoutBox
  • Kazjuno
  • 28/03/2024 08:33
  • Mike 17, zobacz, po twoim wpisie pojawił się tekst! Dysponujesz magiczną mocą. Grtuluję.
  • mike17
  • 26/03/2024 22:20
  • Kaziu, ja kiedyś czekałem 2 tygodnie, ale się udało. Zachowaj zimną krew, bo na pewno Ci się uda. A jak się poczeka na coś dłużej, to bardziej cieszy, czyż nie?
  • Kazjuno
  • 26/03/2024 12:12
  • Czemu długo czekam na publikację ostatniego tekstu, Już minęło 8 dni. Wszak w poczekalni mało nowych utworów(?) Redakcjo! Czyżby ogarnął Was letarg?
  • Redakcja
  • 26/03/2024 11:04
  • Nazwa zdjęcia powinna odpowiadać temu, co jest na zdjęciu ;) A kategorie, do których zalecamy zgłosić, to --> [link]
  • Slavek
  • 22/03/2024 19:46
  • Cześć. Chciałbym dodać zdjęcie tylko nie wiem co wpisać w "Nazwa"(nick czy nazwę fotografii?) i "Album" tu mam wątpliwości bo wyskakują mi nazwy albumów, które mam wrażenie, że mają swoich właścicieli
  • TakaJedna
  • 13/03/2024 23:41
  • To ja dziękuję Darconowi też za dobre słowo
  • Darcon
  • 12/03/2024 19:15
  • Dzisiaj wpadło w prozie kilka nowych tytułów. Wszystkie na górną półkę. Można mieć różne gusta i lubić inne gatunki, ale nie sposób nie docenić ich dobrego poziomu literackiego. Zachęcam do lektury.
  • Zbigniew Szczypek
  • 06/03/2024 00:06
  • OK! Ważne, że zaczęłaś i tej "krwi" nie zmyjesz już z rąk, nie da Ci spać - ja to wiem, jak Lady M.
Ostatnio widziani
Gości online:57
Najnowszy:wrodinam