Nos Ptolemeusza - sergiusz45
Proza » Długie Opowiadania » Nos Ptolemeusza
A A A
Od autora: O wierności i uczciwości. One także maja swoje odcienie.

Nos Ptolemeusza

Rozdział 1.

   Piotr od przeszło miesiąca zasypiał dopiero nad ranem. Budził się z uczuciem ciążącego na nim grzechu, który zdominował całe jego dotychczasowe życie i wycisnął piętno na osobowości. Wręcz z odrazą pozwalał swojej świadomości na rozstanie ze snem i przywołanie na powrót sytuacji w jakiej się znalazł. Bo wtedy powracał nieodstępujący go od kilku dni ucisk, wypełniający klatkę piersiową i męczący ból. Przy tym był to ten rodzaj bólu, którego nigdy nie doświadczał. Ból nieumiejscowiony, bo obejmujący jednocześnie wnętrze piersi, żołądek i mózg.
   Zmiany które niedawno nastąpiły w jego życiu, tak nadszarpnęły mu sposób postrzegania świata, że nawet otaczające go domowe meble stały się, po nowemu, jakieś wyraziste i obce. Głosy domowników prowadzących zwykłe przecież rozmowy, stały się skrzekliwe, irytujące i sprawiały mu dodatkowe cierpienie. Z wysiłkiem opanowywał chęć głośnego proszenia o spokój i okazywania władającej nim irytacji. Na kierowane do niego pytania odpowiadał zdawkowo, nie mając ochoty, a nawet siły, wnikać w ich meritum.
Dzisiaj zareagował dopiero wtedy, gdy żona dotknęła jego czoła sprawdzając, czy nie ma temperatury, która byłaby zwiastunem choroby i tym samym tłumaczyła zły nastrój męża. Zapytała go przy tym o zdrowie, ale uspokojona pośpiesznym wyjaśnieniem, że mu nic nie dolega, spokojnie zajęła się przygotowywaniem dzieci do szkoły. On sam wypił na stojąco kawę i wymawiając się brakiem apetytu wyszedł z domu bez śniadania.
   Powtarzał ten stereotyp zachowań codziennie, udając że wychodzi do pracy, ale czas spędzał na długich spacerach, w salach kinowych oraz włócząc się bez sensu po galeriach handlowych i ulicach. Czuł się co prawda swobodniejszy niż w domu, ale uczucie wielkiej porażki nie opuszczało go ani na chwilę. Widział śpieszących się ludzi, zaaferowanych tysiącem drobnych spraw i zazdrościł im celów, do których tak pracowicie dążyli. Każdy z nich miał bowiem psychiczny komfort i zadowolenie, że lepiej czy gorzej, ale jednak potrafił urządzić się w życiu. Wszyscy ci obcy ludzie mieli zatem to, czego jemu właśnie zabrakło. Bo on stracił swoje zajęcie i pracę zarobkową, z których był tak dumny.

Rozdział 2.

   Już na studiach wyróżniał się inteligencją i pracowitością. Kiedy inni gonili za rozrywką i korzystali z młodego życia, on rozpoczynał nowy fakultet. Ukończył studia zaliczając z najwyższymi ocenami prawo i finanse. Znał kilka języków, a komputer i internet nie miały przed nim tajemnic. Wyspecjalizował się przy tym w budowaniu zabezpieczeń elektronicznych przed włamaniem do systemów komputerowych przedsiębiorstw, banków, a nawet policji.
   Jego kwalifikacje i pracowitość zostały docenione i po kilku zaledwie latach był ważnym konsultantem w dużym, renomowanym banku. Awansował również finansowo i jego zarobki były imponujące.
Kierując się również w życiu prywatnym myślą o przyszłości i odpowiedzialnością za swoje czyny, ożenił się gdy miał już własne mieszkanie i pewien kapitał na koncie. Tworzyli z żona bardzo udane małżeństwo, które krok po kroku realizowało swoje życiowe marzenia.
Żona zdecydowała, że rozsądniej będzie, jeżeli wróci do swojej pracy po niezbędnym urlopie macierzyńskim, gdyż ceniła swoją pracę i pasję restauratora obrazów starych mistrzów. Stać ich było przecież na piastunkę. Ich sytuacja materialna była tak dobra, że wkrótce zamienili duże mieszkanie na własny dom. Wzięli co prawda spory kredyt, ale ich łączne zarobki pozwalały bez uszczerbku spłacać raty i prowadzić życie domowe i towarzyskie na wysokim poziomie. Ich dwie córki kształciły się w najlepszych szkołach, a oni spędzali urlopy we własnej daczy na Mazurach lub na ciepłych wyspach Morza Śródziemnego.
Byli znani i cenieni towarzysko, a zaprzyjaźnieni z nimi ludzie mieli wysoki status społeczny. Był wśród nich także dyrektor banku, w którym Piotr pracował. Czego mógł się zatem obawiać? Był cenionym pracownikiem i działał w bezpiecznym otoczeniu. Nic tylko dyszeć szczęściem, modlić się o zdrowie i spoglądać z góry na innych, którym się nie powiodło.

   Zmiany przyszły nagle. Amerykańskie banki i instytucje finansowe przekroczyły bowiem wszelkie granice przyzwoitości w ograbianiu rynków z pieniędzy. I wpadły we własne sidła, bo udzielały kredytów klientom w niewyobrażalnej skali, bez dawnej dbałości o ich zabezpieczenie. Szczególnie kredyty hipoteczne były udzielane całkiem beztrosko. Zabezpieczano je co prawda tradycyjnie na nieruchomościach, których wartość od stuleci zawsze rosła. Tak uczyło doświadczenie z przeszłości. Ale nikt nie przewidział, że milionom kredytobiorców, którym mniej powiodło się w życiu, zabraknie na spłacanie miesięcznych rat. Zajmowanie na poczet długów setek tysięcy nieruchomości, rujnowało nie tylko klientów banku, ale również same banki. Rynek bowiem został przesycony ofertami sprzedaży zajmowanych domów i ich cena raptownie i radykalnie spadła. Banki odnotowały olbrzymie straty i największe z nich po prostu upadły.
   A banki to jest już od dawna system naczyń połączonych na całym świecie. Kryzys w Stanach wywołał także rozmaite negatywne zjawiska w krajach Unii Europejskiej i cały świat zachodu uległ potężnym ciosom kryzysu ekonomicznego, którego końca nie było widać. Również w Polsce jego skutki widoczne były na każdym kroku.
Bank Piotra był córką zagranicznego, finansowego potentata, który ratując się przed upadkiem postanowił sprzedać swój polski oddział innemu wielkiemu bankowi. Nowy właściciel, kierując się zasadą najniższego możliwego kosztu istnienia, zwolnił wszystkich pracowników, których praca zdublowała się w wyniku połączenia. Oczywiście zwolnił głównie tych, których przejął a nie własnych. Piotr znalazł się w pierwszej grupie zwolnionych. I nie pomógł mu nawet przyjaciel dyrektor, który sam pośpiesznie odszedł na wcześniejszą emeryturę.

Rozdział 3.

   Oczywiście, że zaczął szukać pracy, ale w pismach kierowanych do wielu znanych firm podkreślał swoje wysokie kwalifikacje i oczekiwał godziwych propozycji. Nie mógł postępować inaczej. Tylko wysokie wynagrodzenie dawało mu szanse na uniknięcie katastrofy finansowej. Raty za dom były przecież wyjątkowo wysokie.
Nawet gdyby zrezygnowali z życia towarzyskiego i rozrywek, a nawet ograniczyli do minimum codzienne wydatki, pozostawało jeszcze wysokie czesne za naukę córek i koszty utrzymania domu oraz samochodu. To całkowicie wykluczało możliwość pokrycia tych wydatków z pensji żony oraz jego, przyjętego z konieczności, niskiego wynagrodzenia.
Wiedział, że wcześniej czy później znajdzie odpowiednią pracę, ale cóż z tego. Nawet kilkumiesięczna przerwa spowoduje, że bank upomni się z całą bezwzględnością o ich dom, który był hipotecznym zabezpieczeniem kredytu. Komornik sprzeda go za psie pieniądze, które pewnie nawet nie pokryją długu w całości. Będą musieli wynająć mieszkanie lub ulokować się czasowo u rodziców żony, czego bał się jak ognia. Oczywiście córki będą musiały pozostawić elitarne szkoły i pójść do zwyczajnej, co będzie dla nich szokiem. Oni sami stracą w ten sposób dorobek całego życia, a przecież obydwoje przekroczyli już czterdziestkę i odbicie się od dna będzie bardzo trudne.
   Nie wiedział jak żona przyjmie wiadomość o utracie pracy i o czekających ich w najbliższym czasie poważnych kłopotach. Dlatego unikał tej przykrej rozmowy. Miał jeszcze trochę pieniędzy z odprawy, jaką otrzymał od pracodawcy ale wiedział, że te pieniądze szybko się skończą.
Tego dnia wracał do domu później niż zazwyczaj. Podświadomie opóźniał spotkanie z żoną, gdyż właśnie dzisiaj postanowił przeprowadzić z nią tyle razy odkładaną przykrą rozmowę. Postanowił jeszcze raz przemyśleć cały kłopot, chcąc przedstawić żonie sytuację rzeczowo i w miarę możliwości konstruktywnie. Szedł jak zwykle przez park, więc przysiadł na ławce i zamyślił się głęboko. Niestety nie wymyślił niczego nowego, a przeanalizowany, kolejny raz obraz sprawy wydał mu się jeszcze czarniejszy niż sądził wcześniej.
   W pewnej chwili zauważył, że przygląda mu się pies. Zadbany jamnik siedział obok ławki i wpatrywał się w niego czarnymi smutnymi oczami. Zanim więc odszedł w kierunku domu, mimowolnie pogłaskał zwierzę po łbie. Jamnik pisnął, ale pozostał bez ruchu w tym samym miejscu. Piotr pomyślał ironicznie, że nawet ten pies ma życie o wiele od jego żywota szczęśliwsze.

Rozdział 4.

   A jednak nie rozmawiał z żoną. Ciągle bowiem liczył na łut szczęścia, na wyczekiwany zwrot sytuacji, który odmieni jego los. Zaczął odwiedzać siedziby banków i innych instytucji finansowych licząc, że spotka kogoś znajomego i wpływowego, kto przynajmniej udzieliłby mu rozsądnej rady. Owszem spotkał kilku znajomych, ale kiedy w rozmowie dochodziło do sprawy z którą przyszedł, znajomi rozkładali ręce. Zapewniali go co prawda, że rozumieją jego sytuację i bardzo mu współczują, ale właśnie bardzo się gdzieś śpieszą i żałują, że nie mogą mu poświęcić więcej czasu.
   Upokorzony w ten sposób kilka razy, wychodził właśnie z kolejnego banku, gdy usłyszał, że ktoś woła go po imieniu. Była to koleżanka ze studiów, którą zapamiętał z dość barwnego życia, jakie prowadziła w tamtym czasie. Mieszkała w sąsiednim akademiku, ale wiele razy widział jak wychodziła nad ranem właśnie z tego, w którym mieszkał on. Poznali się na studenckim weselu, które wyprawiał jego kolega z pokoju. Nie wszystko wtedy zapamiętał z nocnego przyjęcia, ale ona zachowywała się następnego dnia rano tak, jak gdyby to z nim na to wesele przyszła.
Nadal była bardzo ładna, mimo że podobnie jak on musiała być po czterdziestce. Udał, że cieszy się ze spotkania i z przerażeniem przyjął propozycję wspólnego obiadu w wykwintnej restauracji pobliskiego hotelu. Dobry obyczaj nakazywał bowiem zapłacić za obiad mężczyźnie, mimo że propozycja wspólnej konsumpcji nie była przecież jego.
Widocznie zauważyła coś w jego twarzy, bo z uśmiechem postawiła warunek, że obiad funduje ona. Właśnie pomyślnie podpisała bardzo korzystną umowę akredytywy w banku i czuje potrzebę oblania swego sukcesu.
Później sam się zastanawiał, jak do tego doszło. Obudził się bowiem w jej pokoju z potężnym kacem. Nigdy nie miał mocnej głowy, ale tym razem wyraźnie przeholował. Gwałtem przywoływał w otępiałej pamięci strzępy wczorajszego popołudnia i wieczoru. Przypomniał sobie, że dzwonił do żony, gdy jeszcze był w miarę trzeźwy, informując ją kłamliwie, że musi wyjechać na kontrolę do odległej filii swojego banku.
   A później rozkleił się całkowicie. Partnerka z wielkim zainteresowaniem słuchała jego niewesołych zwierzeń, zadając mu wiele pytań. Zapamiętał, że ona mówiła także o swoim życiu. O starym mężu, który uczynił z jej życia koszmar, o synu, który prowadząc hulaszczy tryb życia zdążył już okraść ją kilka razy, a najwięcej o samotności, która jej doskwiera. Jej mąż umarł bowiem na szczęście. Na szczęście, bo nie tylko uwolnił ją od swojej osoby, ale także pozostawił spory majątek oraz kwitnące interesy w firmie, która była zarejestrowana właśnie na nią.
Działała chyba w branży jubilerskiej i podpisana wczoraj w banku umowa pozwalała jej rozwinąć handel między Rosją i Holandią. Tak, ta kobieta spała teraz na pieniądzach.
   Właśnie wyszła z łazienki i otuliwszy niedbale połami szlafroka nagie ciało, usiadła przy nim na łóżku. Bez żenady wspominała jego nocne, łóżkowe talenty. Była w swoim żywiole. Traktowała go jak zdobycz, która jej się od dawna należała od życia. Ostentacyjnie i rzeczowo odniosła się teraz do jego kłopotów. Oświadczyła, że natychmiast przyjmie go do pracy, z odpowiadającym jego potrzebom wynagrodzeniem, jeśli w ciągu pół roku rozwiedzie się z żoną i poślubi ją właśnie. Zobowiązała się przy tym, że natychmiast po ich ślubie zaspokoi wszelkie roszczenia finansowe jego byłej żony, wykupi dla niej z banku obciążony kredytem dom i ufunduje stypendium dla jego córek, do czasu ukończenia przez nie wszelkich nauk.
Zgodził się, ale raczej dla świętego spokoju. Obiecał, że przeprowadzi z żoną rozmowę w sprawie rozwodu i w poniedziałek zgłosi się do pracy. Po śniadaniu pożegnał się i z ulgą poszedł nad Wisłę. Musiał wytrzeźwieć, więc spędził na świeżym powietrzu wiele godzin. Do domu zdecydował się wrócić dopiero po osiemnastej. Przechodząc jak zwykle przez park dojrzał jamnika, który tkwił przy tej samej ławce, przy której widział go ostatnio. Pies przywitał go jak znajomego i tracił zimnym nosem jego dłoń. Zrozumiał, że zwierzę straciło z oczu swego właściciela i że musiało się to stać w dramatycznych okolicznościach. Teraz czeka na niego z psią wiernością dzień i noc. Więc jednak ten jamnik nie był wcale szczęśliwszy od niego.

Rozdział 5.

   Żona przyjęła go życzliwie, z troską pytając o zdrowie. Zjedli razem rodzinną kolację, a noc spędzili wspólnie, dając sobie wzajemne dowody przywiązania i miłości. Następnego dnia była sobota, więc wstali nieco później. Żona żartobliwie spytała, czy aby ma czyste sumienie po nocy spędzonej poza domem, bo niezwykle sumiennie spełniał jej oczekiwania w małżeńskim łóżku. Ale on zapewnił ją o swej lojalności.
   Jak mógłby w takich okolicznościach okazać się cynicznym obłudnikiem i właśnie rozmawiać o rozwodzie. Byłoby to ponad jego psychiczną wytrzymałość. Wiedział, że nigdy nie darowałby sobie takiej decyzji i jego życie stałoby się jeszcze większym koszmarem. Zamiast tego zadzwonił do swojej rezolutnej znajomej, podziękował za wszystko i zrezygnował z lukratywnej propozycji pracy. W odpowiedzi usłyszał tylko jedno słowo “głupi” i trzask zakończonej rozmowy.
Kilka dni później otrzymał zaproszenie do rozmowy o pracy, od jednej z instytucji, do której wysłał wcześniej swoje dokumenty. Nie zwlekał i poprosił telefonicznie o jak najwcześniejszy termin spotkania. Instytucja była poważna i już sam budynek błyszczący szkłem i metalem budził szacunek. W kadrach dowiedział się, że na rozmowę z nim czeka jeden z zastępców dyrektora. Okazał się nim znajomy, którego poznał na wakacjach spędzanych na Cyprze. Zapamiętał go tylko dlatego, że pracowali w tej samej branży i mieli wspólne komputerowe zainteresowania związane z metodami ochrony danych.
   Znajomy dyrektor przeprowadził z nim bardzo długą rozmowę o posiadanych przez Piotra praktycznych kwalifikacjach i sytuacji rodzinnej. Odpowiedział więc chętnie i szczerze na wszystkie pytania, bo wyczuł, że jego kwalifikacje autentycznie interesują rozmówcę.
Na odchodne otrzymał dość niezwykłe zadanie sprawdzające. Miał zweryfikować systemy zabezpieczające programy komputerowe tej właśnie instytucji przed włamaniem i wskazać najsłabsze miejsca tych zabezpieczeń. Podpisał stosowne zobowiązanie o przestrzeganiu tajemnicy i otrzymał pisemną, formalna zgodę na podjęcie hakerskich działań. Z zadania wywiązał się tak dobrze, że wzbudził podziw kierownictwa instytucji. Wykrył przy tym, że podejmowano już próby włamania do ich systemu z portali zagranicznych. Na szczęście bez powodzenia. Poinformował o tym odkryciu tylko swojego znajomego dyrektora, który nie krył tego, że informacja ta bardzo go poruszyła.
   On sam zdziwił się jeszcze bardziej, gdy pan dyrektor zaprosił go na obiad. Podczas obiadu dowiedział się, że jego znajomy osobiście wystąpił do kadr, aby nawiązano z nim kontakt. Po prostu rozpoznał go wśród wielu podań o pracę, które złożyły osoby z wysokimi kwalifikacjami. Jednak prawdziwym szokiem dla Piotra była sama propozycja pracy, a właściwie zlecenie jakie miał otrzymać. Miał bowiem wyjechać w podróż służbową do tureckiej części Cypru i tam, korzystając z zagranicznych serwerów internetowych, otworzyć dostęp do oprogramowania trzech wielkich instytucji finansowych Zachodniej Europy. Widząc zaskoczenie i niezdecydowanie Piotra, pan dyrektor wyjął grubą paczkę nowiutkich, zielonych banknotów i wręczył Piotrowi jako zaliczkę na poczet przyszłych kosztów. Zaznaczył przy tym, że sprawa jest tak pilna i że w podróż musi wyruszyć niezwłocznie.
   Na widok pieniędzy kandydatowi do pracy zadrżały ręce. Dolary z ulgą wepchnął do kieszeni i czekał na dalsze wyjaśnienia. Okazało się, że zleceniodawca niczego więcej od niego nie oczekiwał. Po pokonaniu zabezpieczeń w trzech bankach i umożliwieniu tym samym przekazywanie im dowolnych, nielegalnych zleceń, miał po prostu wrócić do domu. Kartkę z odkrytymi hasłami i procedurami miał zostawić w szufladzie pokoju hotelowego. W Polsce miała czekać na niego dobrze płatna praca i wypłata drugiej raty za wykonaną usługę.
   Po obiedzie pan dyrektor odwiózł Piotra w pobliże domu. Na pożegnanie poinformował go, że zadanie, które niedawno wykonał było nielegalne, a zezwolenie na łamanie zabezpieczeń systemów komputerowych w jego firmie było nieformalne. Więc gdyby uległ napadowi uczciwości i na przykład zawiadomił o wszystkim prokuraturę, to odpowie przede wszystkim za włamanie. Po zleceniu nie został bowiem żaden ślad. Słysząc te uwagi Piotr uśmiechnął się w duchu.
   Oszołomiony nieco wydarzeniami, które go dzisiaj dotknęły, szedł prosto do domu. W parku przy ławce napotkał znajomego jamnika. Pies bardzo już wychudzony, tkwił przy ławce, tak jak go widział ostatnim razem. Jamnik poznał go i nieśmiało przypełznąwszy, podniósł się na krótkich nóżkach i trącił zimnym nosem. Ten wyrazisty chociaż nieśmiały dowód zaufania otrzeźwił Piotra. Przemawiając spokojnie do zwierzęcia, pogłaskał je i zdjął obrożę ze znaczkiem identyfikacyjnym. Jego przypuszczenia potwierdziły się w pełni. Na wewnętrznej stronie obroży widniało nazwisko i adres właściciela oraz informacja o wysokiej nagrodzie za odnalezienie i odprowadzenie psa. Znalazł też imię jamnika. Było to imię egipskich faraonów - Ptolemeusz.

Rozdział 6.

   Dziwny nastrój w jaki popadł Piotr po otrzymaniu zlecenia oraz poznanie tajemnicy jamnika spowodowały, że zachował się niezgodnie ze swoim charakterem. Nie lubił bowiem pomagać nikomu spoza rodziny i nie robił tego nigdy. Uważał, że swoją pozycję zawdzięcza własnej wieloletniej ciężkiej pracy i każdy powinien tak dbać o swój los.
Poza tym był przekonany, że pomaganie ludziom nigdy nie jest doceniane, a wspierającego zawsze czeka czarna niewdzięczność.
   Tym razem jednak był to pies, któremu przecież zajrzał w psie dokumenty. Zimny nos znowu dotknął jego dłoni i Piotr zrozumiał to jako zachętę do działania.
Postanowił odnaleźć opiekuna jamnika, więc gwizdnął na psa, ale ten nie odchodził od ławki. Wzruszony wiernością psa dla raz przyjętych zasad, podszedł i wziął na ręce wychudzone zwierzę.
Córki powitały nowego lokatora z radością, a i żona, widząc u męża ludzki odruch, milcząco wyraziła zgodę. Jamnik wpierw długo pił wodę z miseczki, a później pochłonął kawałek ryby pozostałej z obiadu. Po chwili obszedł dookoła przedpokój i znalazłszy najlepsze jego zdaniem miejsce, zajął jeden kąt. Po prostu obrócił się kilka razy w miejscu, ciężko osunął na słomiankę i zasnął.
   Gospodarz domu zamiast przygotowywać się do wyjazdu na Cypr, poszedł następnego dnia pod wskazany na obroży adres. Na drzwiach mieszkania znalazł umieszczony dopisek “prof.” przed nazwiskiem, ale mimo kilkakrotnego dzwonienia, nikt mu nie otworzył. Jego podejrzenia o nieszczęściu jakie mogło spotkać “profesora” znalazły szybko potwierdzenie. Czujna sąsiadka poinformowała go, że lokator - sędziwy, emerytowany już profesor, wyszedł jak zwykle na spacer z psem, ale od kilku dni się nie pojawił.
   Piotr wróciwszy do domu, pchany jakąś dziwną potrzebą działania, dotąd dzwonił po szpitalach i domach opieki, aż odnalazł ślad profesora. Dowiedział się, że stracił on przytomność podczas spaceru z Ptolemeuszem. Pies tak długo ujadał, aż zaniepokojeni przechodnie odnaleźli leżącego bez życia człowieka. Był to zawał serca, lecz szybka pomoc medyczna pozwoliła na uniknięcie najgorszego. Sympatyczna i życzliwa pielęgniarka wprost zachęciła Piotra do odwiedzenia pacjenta, gdyż profesor był osobą samotną ,a poza tym bardzo martwił się losem swojego psa, który został bez opieki.
   I w ten sposób stare kłopoty Piotra ustąpiły nowym. Nie stał więc w kolejce po wizę, nie kupował biletu na samolot na Cypr, tylko zajmował się psem. W szpitalu zastał siwiutkiego, drobnego staruszka, który opleciony zwojami przewodów przyczepionych do jego ciała, niecierpliwie czekał na jego wizytę. O znalezieniu jamnika doniosła mu już bowiem pielęgniarka, która na usilne prośby pacjenta wyjęła z jego ubrania w szpitalnym magazynie portfel i włożyła do jego szafki.
Piotr dostał zezwolenie na zaledwie kilkanaście minut rozmowy, która jednak zrobiła na nim wielkie wrażenie. Profesor poznał obrożę i kiedy dowiedział się, że jego piesek przebywa pod dobrą opieką, milczał wzruszony. Później poprosił o portfel, który był schowany w szafce i wyjąwszy z niego kartę płatniczą podał Piotrowi.
- Jestem panu za wszystko bardzo zobowiązany i wdzięczny. Wiem, że należy się panu nagroda. Proszę zapisać kod do karty i wyjąć w bankomacie cały dzienny limit. Jest to spora kwota, ale kartę proszę zatrzymać i pokrywać z niej wszystkie wydatki związane z potrzebami Ptolemeusza.
Odwiedzający karty nie przyjął, lecz zapewnił chorego, że pies będzie pod dobrą opieką w jego domu i że będzie czekał wraz z jego rodziną, na szybkie i szczęśliwe opuszczenie szpitala przez profesora. Wyjął przy tym swój bilet wizytowy i zapewnił, że pod jego telefonem można w każdej chwili zasięgnąć informacji o jamniku.
Chory więcej nie nalegał, lecz zapytał życzliwie, jak mu się powodzi w życiu. Niespodziewanie dla samego siebie Piotr opowiedział krótko jaką pracę stracił i że właśnie poszukuje jej bezskutecznie.
Dalszą rozmowę przerwała pielęgniarka, ale pacjent zdołał jeszcze gorąco poprosić gościa o ponowne odwiedziny. Przypomniawszy sobie o czekającej go podróży obiecał, że wróci za cztery dni.

Rozdział 7.

   Po wyjściu ze szpitala poczuł się nieswojo, bo niepotrzebnie zawracał głowę ciężko choremu, starszemu człowiekowi swoimi kłopotami. Wyglądało to bowiem tak, jak gdyby odmawiając przyjęcia nagrody za opiekę nad Ptolemeuszem, oczekiwał pomocy w znalezieniu pracy. Pocieszał się myślą, że chciał w ten sposób odwrócić uwagę profesora od choroby, ale marna była to pociecha. Ze zdziwieniem zauważył przy tym, że potrafił wreszcie o swoich problemach powiedzieć prosto, otwarcie i szczerze.
W domu odnalazł w internecie nazwisko profesora i wyczytał, że jest to światowej sławy ekonomista o ogromnym dorobku naukowym i międzynarodowym autorytecie. Ptolemeusz leżał wtedy u jego stóp i zwinięty w kłębek, udawał że śpi.
Piotrowi ciążyła jednak cały czas sprawa awanturniczej wyprawy na Cypr. I nagle wezbrała w nim duma i złość. Wziął do ręki telefon i pracowicie wystukał na nim następujący sms. “Szanowny Panie! Dziękuję za złożoną propozycję pracy. Jestem przekonany, że całe moje życiowe doświadczenie i zasady, którymi się kieruję, nie pozwalają mi na jej podjęcie. Przekazaną mi zaliczkę zwrócę po odzyskaniu równowagi finansowej, co może nieco potrwać. Sądzę, że rozsądek pozwoli Panu przyjąć moje stanowisko, bez niepotrzebnych i nerwowych inicjatyw”.
   Po wysłaniu sms poczuł się wolny i zadowolony. Perspektywa znalezienia pracy nagle wydała mu się realna i pewna. Z bankiem na pewno dojdzie do porozumienia w sprawie okresowego zawieszenia lub zmniejszenia rat, a spora dolarowa zaliczka, którą mu wręczył “pan dyrektor”, pozwoli na spokojne przeżycie kilku miesięcy. Nie spodziewał się odwetu ze strony adresata smsu. Miał bowiem w ręku mocne dowody na jego karalne inicjatywy, które łatwo doprowadziłyby międzynarodowego złodzieja do więzienia. Przewidział, że zaproszenie go na obiad przez dawnego kolegę może wiązać się z poufną rozmową. Dlatego nagrał ją na kieszonkowy magnetofon i zaśmiał się do siebie, gdy zleceniodawca na pożegnanie zdradził, że ma na Piotra sprytnego haka na wypadek jego nielojalności.
Opowiedział także żonie o swoich kłopotach. O dziwo żona przyjęła jego informacje z ulgą. Sądziła bowiem, że Piotr ukrywa przed nią ciężką chorobę lub kłopotliwą miłostkę. Jej zachowanie było po staremu serdeczne i życzliwe. Zaczęła przy tym traktować Ptolemeusza jak zwiastuna dobrych czasów i opiekowała się nim jak członkiem rodziny.
   Pomyślny rozwój wypadków, jaki wynikał z jego odważnych inicjatyw zachęcił go do jeszcze jednego wysiłku. Przez trzy dni nie wychodził z domu, pracując przy komputerze. Na spacer z Ptolemeuszem wyszedł dopiero wtedy, gdy rezultat jego kilkudniowej pracy okazał się pełnym sukcesem. Sprawdził bowiem zabezpieczenie oprogramowania komputerowego jednego z banków szwajcarskich, który widniał na czele krótkiej listy, jaką otrzymał przed wyjazdem na Cypr. Szwajcarski gigant bankowy, zatrudniający na całym świecie sto tysięcy pracowników o nazwie Schweizeriche Kreditanstalt, miał trudne do sforsowania bariery. Piotr nie tylko je pokonał, ale znalazł wszystkie słabości systemu i poinformował Szwajcarów o rezultatach swojej pracy. Przekazał także uczciwie wszystkie informacje o sobie i ogólnie zasygnalizował, że bankowi grozi wrogie wtargnięcie.

Rozdział 8.

   Po kilku dniach Piotr postanowił spełnić prośbę profesora i odwiedzić go w szpitalu. Było już po dwunastej, gdy wchodził do jego sali. Przy łóżku chorego ustawiano właśnie parawan. Okazało się, że profesor zmarł przed niespełna godziną. Kiedy spóźnionego gościa zauważyła znajoma pielęgniarka, poprosiła żeby wszedł z nią do pokoju służbowego. Tam wyjęła dwa listy, które miały niezaklejone koperty i obydwa wręczyła Piotrowi.
Jeden był skierowany do Piotra, a drugi do jednego z doktorantów profesora, który niedawno został dyrektorem dużego banku. Przyznała, że listy napisała sama, pod dyktando chorego, gdyż profesor bardzo zaniemógł i mógł tylko podpisać gotową korespondencję.
   Piotr oszołomiony biegiem wydarzeń przeczytał obydwa listy. List skierowany do niego miał wzruszającą treść.
“Szanowny Panie Piotrze! Szczęśliwym zrządzeniem losu zbliżam się do końca mojej ścieżki życiowej z lekkim i wesołym sercem. Starałem się żyć godnie i uczciwie, zawsze dążąc do wypełnienia własnych zobowiązań do końca, bez względu na to jaki był ich charakter i ranga. Poznając Pana doświadczyłem dwóch ostatnich, ważnych dla mnie uczuć. Jestem bowiem spokojny o los mojego wiernego Ptolemeusza i mimo, że jestem przykuty do łóżka, mogłem spełnić jeszcze jeden dobry uczynek. Mam nadzieję, że zostanie mi to policzone. Życzę Panu powodzenia w nowej pracy.”
   Drugi list był jeszcze krótszy.
“Mój Drogi Sz! Polecam Ci, gwarantując całym swoim autorytetem, Pana Piotra B., którego dalszy los stał się dla mnie niezwykle ważny. Przekonasz się, że jego kwalifikacje staną się przyczynkiem do rozkwitu Twojego banku. Poza tym traktuj moją prośbę o Jego zatrudnienie jak moją ostatnią wolę. A tej nie wolno Ci odmówić. Żegnaj Drogi Przyjacielu. Twój profesor T.P.”
Kiedy Piotr, nadal wzruszony, dotarł do domu, już na schodach powitały go radosne piski Ptolemeusza i pełne zaufania szturchania zimnym, psim nosem.

Epilog.

   I to by wyglądało na zakończenie tej historii. Tak się jednak nie stało. Po miesiącu, do domu Państwa B. przyszedł, zapowiedziawszy się wcześniej telefonicznie, nieznajomy, elegancko ubrany mężczyzna. Był to pełnomocny przedstawiciel banku Schweizerische Kreditanstalt, który zaproponował Piotrowi podpisanie kontraktu na kilkuletnią pracę w Szwajcarii. Gość skromnie zauważył, że jeśli propozycja nie zostanie przyjęta, to został upoważniony do formalnego przekazania Piotrowi czeku na milion franków szwajcarskich oraz dodatkowej kwoty pozwalającej na pokrycie podatku od otrzymanej sumy.

 

Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • E-mail znajomego:
  • E-mail polecającego:
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • Znajomy został poinformowany
sergiusz45 · dnia 22.07.2014 15:48 · Czytań: 543 · Średnia ocena: 0 · Komentarzy: 2
Komentarze
alkestis dnia 25.07.2014 14:59
witaj!
kilka dni temu przeczytałam Twoje opowiadanie. Początkowo odebrałam je jako sztampowe, nudne, historia jedna z wielu, ale zaciekawiłeś mnie, mimo lekko schematycznych postaci, historia ma w sobie to coś. Może to ten jamnik? I jego nos wściubiający się w życie Piotra.
:)
pozdrawiam
a
sergiusz45 dnia 25.07.2014 15:27
Do alkestis.
Wprowadziłem jamnika, który jest wierny (wiadomo, jak pies) swoim psim wartościom. Na tym tle walka bohatera ze złym losem i wybór tej jedynej uczciwej ścieżki (mimo kuszeń szatana) chroni opowiadanie przed znamionami zwykłego moralitetu. I bezsensownego opowiadania jak dobro wygrywa ze złem.
Czytelnik ma prawo samodzielnie odkrywać nawet najbardziej oczywiste prawdy i nie wstydzić się tego. Przecież zna życie i wie, że życie jest opowieścią idioty. Jeśli opowiadanie pozwoli mu mieć tę satysfakcję, że dostrzegł w tekście labirynt, w którym porusza się peel, wtedy daruje autorowi brak dramatu w zakończeniu. Podświadomie bowiem oczekuje nagrody dla peela za to, że nie poddał się losowi, że nie dał się całkowicie zbałamucić, że nawet będąc w biedzie pomagał innym. Pies jest światełkiem, który czytelnikowi oświetla drogę w ciemnym labiryncie życia.
Polecane
Ostatnie komentarze
Pokazuj tylko komentarze:
Do tekstów | Do zdjęć
ks-hp
18/04/2024 20:57
I taki autor miał zamysł... dziękuję i pozdrawiam... ;) »
valeria
18/04/2024 19:26
Cieszę się, że przypadł do gustu. Bardzo lubię ten wiersz,… »
mike17
18/04/2024 16:50
Masz niesamowitą wyobraźnię, Violu, Twoje teksty łykam jak… »
Kazjuno
18/04/2024 13:09
Ponownie dziękuję za Twoją wizytę. Co do użycia słowa… »
Marian
18/04/2024 08:01
"wymyślimy jakąś prostą fabułę i zaczynamy" - czy… »
Kazjuno
16/04/2024 21:56
Dzięki, Marianie za pojawienie się! No tak, subtelnością… »
Marian
16/04/2024 16:34
Wcale się nie dziwię, że Twoje towarzyszki przy stole były… »
Kazjuno
16/04/2024 11:04
Toż to proste! Najeżdżasz kursorem na chcianego autora i jak… »
Marian
16/04/2024 07:51
Marku, dziękuję za odwiedziny i komentarz. Kazjuno, także… »
Kazjuno
16/04/2024 06:50
Też podobała mi się twoja opowieść, zresztą nie pierwsza.… »
Kazjuno
16/04/2024 06:11
Ogólnie mówiąc, nie zgadzam się z komentującymi… »
d.urbanska
15/04/2024 19:06
Poruszający tekst, świetnie napisany. Skrzący się perełkami… »
Marek Adam Grabowski
15/04/2024 16:24
Kopiuje mój cytat z opowi: "Pod płaszczykiem… »
Kazjuno
14/04/2024 23:51
Tekst się czyta z zainteresowaniem. Jest mocny i… »
Kazjuno
14/04/2024 14:46
Czuję się, Gabrielu, zaszczycony Twoją wizytą. Poprawiłeś… »
ShoutBox
  • Zbigniew Szczypek
  • 01/04/2024 10:37
  • Z okazji Św. Wielkiej Nocy - Dużo zdrówka, wszelkiej pomyślności dla wszystkich na PP, a dzisiaj mokrego poniedziałku - jak najbardziej, także na zdrowie ;-}
  • Darcon
  • 30/03/2024 22:22
  • Życzę spokojnych i zdrowych Świąt Wielkiej Nocy. :) Wszystkiego co dla Was najlepsze. :)
  • mike17
  • 30/03/2024 15:48
  • Ode mnie dla Was wszystko, co najlepsze w nadchodzącą Wielkanoc - oby była spędzona w ciepłej, rodzinnej atmosferze :)
  • Yaro
  • 30/03/2024 11:12
  • Wesołych Świąt życzę wszystkim portalowiczom i szanownej redakcji.
  • Kazjuno
  • 28/03/2024 08:33
  • Mike 17, zobacz, po twoim wpisie pojawił się tekst! Dysponujesz magiczną mocą. Grtuluję.
  • mike17
  • 26/03/2024 22:20
  • Kaziu, ja kiedyś czekałem 2 tygodnie, ale się udało. Zachowaj zimną krew, bo na pewno Ci się uda. A jak się poczeka na coś dłużej, to bardziej cieszy, czyż nie?
  • Kazjuno
  • 26/03/2024 12:12
  • Czemu długo czekam na publikację ostatniego tekstu, Już minęło 8 dni. Wszak w poczekalni mało nowych utworów(?) Redakcjo! Czyżby ogarnął Was letarg?
  • Redakcja
  • 26/03/2024 11:04
  • Nazwa zdjęcia powinna odpowiadać temu, co jest na zdjęciu ;) A kategorie, do których zalecamy zgłosić, to --> [link]
Ostatnio widziani
Gości online:0
Najnowszy:Usunięty