Było nas czterech, ale graliśmy we trzech. Czwarty był obserwatorem: przygotowywał posiłki, drinki i zmieniał talie kart. Mały stolik, wisząca nad nim żarówka i siedzące trzy postacie. Napięte twarze, skupione spojrzenia, spocone czoła, od czasu do czasu czyjś głębszy oddech, gdy zgarniał pulę ku sobie. W każdej rozgrywce stawki zwiększały się.
Grałem z Doktorem i Platonem. Doktor był mężczyzną po pięćdziesiątce. Miał zmęczoną życiem twarz. Kiedyś musiała być ładna, teraz była tylko stara. Platona mało znałem. Zajmował się podejrzanymi interesami: nikt tak naprawdę nie wiedział, czym. Obserwator, bliski przyjaciel Doktora nie grał tego wieczoru. Obaj byli lekarzami. Utrzymywałem się na stałym poziomie. Od dwóch godzin byłem na zerze z tendencją zwyżkową. Najwięcej przegrywał Doktor. Zazwyczaj wygrywał, ale tym razem fart umiejscowił się po drugiej stronie stołu u Platona. Kupka pieniędzy leżąca przed Doktorem topniała z każdą chwilą. Ciężko sapał, rozpinał kolejne guziki koszuli i wycierał mokre czoło olbrzymią chusteczką w kratę. Wypijał też litrami kawę, bo alkoholu nie używał.
Właśnie nastąpiło rozdanie i widziałem jak drżącymi rękami zbiera karty i patrzy w nie z nadzieją. Miał chyba dobrą, bo wszedł ostro i bardzo wysoko. Rzuciłem karty – dwa walety nie wróżyły nic dobrego. Za to Platon wszedł. Wymienili karty. Doktor kupił dwie i zagrał w ciemno – dosyć wysoko. Był podekscytowany aż mu na czole nabrzmiały dwie żyły.
Upiłem kilka łyków piwa i z zainteresowaniem obserwowałem pasjonujący pojedynek nerwów. Platon nie patrząc w karty przesunął na środek plik banknotów. Mógł to zrobić, bo wszystkie pieniądze Doktora były u niego. Dziś miał dobry dzień. Gdy obejrzał karty, wystudiowanymi gestami odliczył kwotę pieniędzy i rzucił niedbale na środek stołu, gdzie leżało już ich bardzo dużo.
Doktor przeliczył swój uszczuplony dobytek. Musiało brakować, bo zdjął zegarek. Platon uśmiechnął się i obejrzał karty. Doktor też uśmiechnął się i mnie poprosił o pożyczkę. Miał wyschnięte usta i gdy mówił skrzeczał. Odradzałem, wiedziałem, że przegra wszystko, ale taki już był. Zawsze grał do końca. Bez względu, czy wygrywał czy przegrywał, nigdy pierwszy nie wstawał od stołu.
Pożyczyłem pieniądze, które włożył do puli. Platon sprawdził. Musiał. I tak zachował się kulturalnie nie odbijając. Doktor pokazał cztery damy. Ale powinien wiedzieć, że nie miał szczęścia u kobiet. Nigdy. Tym bardziej tego wieczoru. Platon wyłożył cztery króle. Uśmiechnął się, zsunął pieniądze do siebie i zapanowała przeraźliwa cisza.
Doktor przez chwilę patrzył w dal szklistymi, bezbarwnymi oczami. Jego przyjaciel podszedł i klepnął po ramieniu ze słowami pocieszenia. Platon układał banknoty. Wstałem od stołu i zamierzałem wyjść.
To się stało nagle. Usłyszałem huk odsuwanego krzesła i głuchy stukot padającego ciała. Odwróciłem głowę. Doktor leżał na podłodze ciężko dysząc. Dusił się. Lekarz podbiegł do niego, klęknął i usiłował coś robić. Drgawki, które wstrząsały ciałem Doktora raptownie ustały. Przestał się też dusić. Leżał spokojnie. Jego przyjaciel zerwał się i wybiegł. Sądziłem, że po pomoc, ale myliłem się. Dobrze, że miałem samochód. Razem z Platonem zanieśliśmy ciężkie, bezwładne ciało i ułożyliśmy na tylnym siedzeniu. Platon nie chciał jechać ze mną. Mruknął coś pod nosem i zniknął. Jechałem wolno. Wypiłem trochę, więc nie mogłem ryzykować. Do szpitala było blisko i w kilka minut później Doktora wnoszono na Izbę Przyjąć. Ale przywiozłem trupa.
Nie poszedłem na pogrzeb. Nie wiem, czemu. Wieści, jakie napływały, nastawiały raczej sceptycznie do sprawy. Gdy zawiadomiono żonę telefonicznie, powiedziała, że jeżeli on nie żyje, to ona też nie widzi sensu życia. Było to dziwne o tyle, że nigdy nie było dobrze między nimi. Cicha separacja, piekło pod wspólnym dachem. Później dowiedziałem się, że nas obarczała winą za jego śmierć a głównie mnie. Wszystkim opowiadała, że zabiliśmy męża, że okradliśmy, bo wiedziała dobrze o jego hazardowych ciągotach. Nazwała nas mordercami, pijawkami i hienami.
Na pogrzebie zalewała się łzami, mdlała, umierała. Siłą musiano odciągać od trumny. Prowadziło ją cztery osoby. Wygłaszano przepiękne mowy o ich wspólnym pełnym szczęścia pożyciu. Mowy były tak wzruszające, że wszyscy płakali i zazdrościli tak cudownej sielanki.
Unikałem jej, ale któregoś dnia spotkaliśmy się. Oczekiwałem wymówek, ulicznej awantury. Chciałem ją wyminąć i iść dalej, lecz zaczepiła mnie. Poprosiła o chwilę rozmowy.
Zgodziłem się i zaprosiłem do pokoju, jaki wynajmowałem w miejscowym hotelu. Była kobietą czterdziestoletnią, dobrze jeszcze wyglądającą. Nie wyróżniała się szczególną urodą. Proste rysy twarzy, duże czarne oczy, ciemne długie włosy. Ogólnie prezentowała się atrakcyjnie.
Przygotowywałem w myślach szkic pokazujący ostatnie chwile życia jej kochanego męża. Chyba o tym chciała ze mną rozmawiać – tak sądziłem. Ale ją mąż nie interesował. Chciała się ze mną kochać. Gdy zamknęły się drzwi hotelowego pokoiku rzuciła się na mnie i prawie zgwałciła. A kiedy skończyliśmy klęknęła nade mną, złożyła ręce jak do modlitwy i wyszeptała.
- O dzięki ci serdeczne, że pomogłeś pieprzonemu łajdakowi zejść z mojego świata.
Ważne: Regulamin | Polityka Prywatności | FAQ
Polecane: | montaż anten Warszawa | montaż anten Warszawa Białołęka | montaż anten Sulejówek | montaż anten Marki | montaż anten Wołomin | montaż anten Warszawa Wawer | montaż anten Radzymin | Hodowla kotów Ragdoll | ragdoll kocięta | ragdoll hodowla kontakt