Wigilia w klubie seniora | | | Klub seniora w N. otrzymał właśnie nowy lokal. Ponieważ remont zakończył się już w połowie grudnia, wszyscy seniorzy, którzy ochoczo pomagali w urządzaniu i wystroju lokalu, postanowili, że zorganizują tu klubową Wigilię, w najbliższą środę, za tydzień. Przygotowania trwały już od południa i uradowane starsze panie, przy pomocy kilku panów, robiły co mogły aby wspólna, niemal rodzinna uroczystość, wypadła najradośniej. Doniesiono liczne wigilijne potrawy, ciasta i napoje. Całość przygotowano na stołach ułożonych w podkowę, w nowej, pięknej sali lustrzanej. Wszyscy mieli zapewnione krzesła, nie zapomniano też o tradycyjnym talerzu dla niespodziewanego gościa lub podróżnego. Przed samym przyjęciem wigilijnym, w sali wykładowej, dał popis wokalny miejscowy zespół artystyczny. Śpiewał znane pieśni i kolędy, dlatego wszyscy zgromadzeni goście śpiewali wspólnie z wykonawcami. Atmosfera była wspaniała. Jednak zdarzył się drobny incydent. Z zaśnieżonej ulicy wszedł do klubu zbieracz, typowy „nurek“ śmietnikowy. Był bardzo zmarznięty, więc nie wypuszczając z rąk swoich toreb, stanął obok najbliższego kaloryfera. Zrobiło się koło niego pustawo, dlatego po chwili usiadł na krześle. Nikt na niego nie zwracał uwagi, dopóki nie zaczął śpiewać. Śpiewał coraz głośniej i trzeba przyznać całkiem nieźle. Kiedy zespół zakończył swój występ, kierownik zaprosił wszystkich na uroczystą kolację. „Nurek“ wstał wraz z innymi i ustawił się do wąskiego przejścia prowadzącego do sali lustrzanej, ale kierownik wraz z panem od gimnastyki rehabilitacyjnej, otworzyli bliskie drzwi zewnętrzne i zręcznie wypchnęli zbieracza prosto w zamieć. Upuścił przy tym jedną z toreb i na wykładzinę wysypały się kawałki starego chleba. Pan od gimnastyki zebrał wszystko do okruszyny i wystawił także za drzwi. Kolacja trwała w najlepsze i wszyscy dzielili się opłatkiem, składając sobie serdeczne życzenia. Tylko za dużą szybą, których kilka stanowiło dumę sali lustrzanej, stał „nurek“, z nosem przyklejonym do szkła i zachłannie patrzył na jeden, pełny jedzenia talerz, który tradycyjnie czekał na złaknionego podróżnego lub gościa. |
|