Tak duży i tak wielki, że musiałem wstać. I iść. Było rano, takie, że kilka godzin później wciąż było rano. Więc wszystko zamknięte.
Więc chodzę i szukam i nie ma.
Monopolowy 24/h wyrósł z podziemi. Nie, nie wierzę, nie ufam. Muszę dotknąć, polizać. Podchodzę, dotykam, liżę, prawdziwy. Wchodzę. Kolę - mówię - nesti - dodaje - wodę, sok pomidorowy, wodę niegazowaną (jakby ta gazowana zaszkodziła), no i piwo.
Tak, piwo.
Wracam, otwieram kolę, piję i tak idę w stronę domu. Na zegarku jedenasta trzydzieści, ale zegarek nie działa. Noszę dla szpanu. Po ojcu w spadku odziedziczyłem, drogi ponoć, taki pozłacany, szwajcarski jak ser i podziurawiony jak ser.
Ja u zegarmistrza: Ile te baterię, ta wymiana ich będzie kosztować? Dwadzieścia pięć - mówi ona. Ja: dużo. Ale płacę. Nie działa, nawet z nową baterią, bo poprzednia, ta zepsuta, popluła się i popsuła moduł, czy coś.
Ile naprawa? Pytam. Ona: sto pięćdziesiąt złotych.
Wybacz tato, będę chodził w zepsutym.
Taki z brązowym paskiem skórzanym. A szkło ponoć szafirowe. Tak z pięć stówek mówiła, że warty. A z tyłu wygrawerowane Za 25 lat pracy Browary Tyskie 21.01.2009. I o tym piwie sobie przypomniałem. I otworzyłem zaraz po koli. Piąta rano była.
I napiszę o tym - pomyślałem. I na portal wrzucę.
Opublikowałem to opowiadanko i jak się pojawiło włączyłem edycję, bo zapomniałem dopisać że
Listonoszem mam zostać, zaraz właściwie. Wrócić muszę do świata żywych pieniędzy.
No to jadę, pozapierdalać za najniższą krajową.