Świat jest niesprawiedliwy - Heisenberg
Proza » Obyczajowe » Świat jest niesprawiedliwy
A A A

Słońce wbija mi w kark rozgrzane igły. Mokry kołnierz przykleja się do szyi. Normalnie narzekałbym na upał, ale teraz nawet nie ocieram potu z czoła. Nie wykonuję żadnego ruchu. Mam sparaliżowane mięśnie – prawie czuję neurotoksyny w żyłach, chociaż nie ukąsił mnie żaden wąż. Mogę tylko patrzeć na trumnę. Trumna stoi nad przygotowanym grobem i kurczowo ściska mojego przyjaciela. Tak bardzo mi go szkoda…

Damian wiele przeszedł. Życie przygniatało go jak Omfalos Pytona. Najpierw zawód miłosny. Wiem, banał, ale podobno tylko miłość może uczynić człowieka szczęśliwym, więc nic dziwnego, że porażki na tym gruncie bywają bolesne. Później wyrzucenie ze studiów. No cóż, niekiedy ambicje przewyższają możliwości. Wreszcie wypadek samochodowy. Lekarze pocieszali go, że utrata nogi to nie najgorsze, co mogło się wydarzyć, że kalectwo nie musi być przeszkodą w życiu, że proteza, że rehabilitacja, że to i tamto. Ale przecież Damian wiedział, jak jest. Wiedział, że już nie wróci na ring.

Świat jest niesprawiedliwy.

Głęboko oddycham, szukając odrobiny tlenu w rozgotowanym powietrzu, i myślę o moim przyjacielu. Tak bardzo mi go szkoda… Bardziej niż innych zmarłych. Bo wiecie, o innych mogę sądzić, że są teraz w lepszym miejscu. A on? Czy samobójcy mają szansę trafić do Nieba? Wczoraj cały dzień zadawałem sobie te pytanie. Szukałem w internecie, na jakichś katolickich portalach, ale nie znalazłem konkretnej odpowiedzi. Zresztą czy ja naprawdę wierzę w Boga? Czy po prostu zbyt mocno przywiązuję się do ludzi i nie wyobrażam sobie, byśmy mieli któregoś dnia rozstać się i nie spotkać już nigdy?

Podnoszę wzrok znad trumny, zahaczając spojrzeniem o czerwone róże. Kolce kwiatów dźgają mnie w źrenice. Mrugam oczami, strząsając z nich łzy. Podnoszę wzrok na panią Marię – matkę zmarłego. Czerń jej włosów, głęboką jak Jezioro Kraterowe, przecinają siwe kosmki. Kurczę, jeszcze tydzień temu nie widziałem u niej żadnych oznak siwizny. Panią Marię podpiera jej brat. Chociaż określenie „podpiera” pasuje tu jak „niezły skok” do obrotu o dziewięćset stopni Tony'ego Hawka. Facet po prostu trzyma siostrę obiema rękami i gdyby nie on, kobiecie przydarzyłoby się to, co Morgensternowi w grudniu 2013, czyli spektakularny upadek.

Dlaczego przychodzą mi do głowy porównania związane ze skakaniem? Może to przez podświadomość. Podświadomie chciałbym wyskoczyć z odrętwiałego ciała, wydostać się z cmentarza, uciec od tej sytuacji, a nawet od całej rzeczywistości, bo już nie daję sobie rady.

Nie wiem, czy moje myśli mają sens. Wiem tylko, że ból dusi mnie od środka, niczym jad czarnej mamby. Łapię powietrze z coraz większym trudem.

I ciągle patrzę na kobietę, której syn odebrał sobie życie. Patrzę na bladą twarz – opalenizna gdzieś zniknęła, jakby była tylko sztucznym bronzerem, a nie charakterystycznym dla sierpnia kolorytem skóry – i wyławiam z pamięci chwile, kiedy lata temu odwiedzałem Damiana po szkole. Zawsze otwierała mi pani Maria, z promiennym uśmiechem na ustach. Godzinami graliśmy z Damianem w stare „Medal of Honor” albo „Call of Duty”, lub oglądaliśmy telewizję, jeśli akurat leciał jakiś film sensacyjny. Pani Maria smażyła nam naleśniki. Do dzisiaj pamiętam ich smak – nie za tłuste, nie za chude, wręcz idealne, komponujące się z domowym dżemem w kuchnię dziecięcych marzeń. Mama Damiana przynosiła je z uśmiechem, a gdy później dziękowaliśmy, dodając, że były pyszne, uśmiechała się jeszcze szerzej. Tak, uśmiech – właśnie z tym kojarzę panią Marię. Wydawał się trwały, przyklejony na stałe do twarzy, ale teraz zniknął. Tak po prostu, niczym ta cholerna opalenizna. Radość zastąpił blady odcień rozpaczy. Zadaję sobie w myślach pytanie, czy jeszcze kiedykolwiek uśmiech wstąpi na oblicze biednej kobiety. Ale przecież znam odpowiedź. Gdy to wszystko się skończy, gdy umilkną głosy organistki i księdza, bliscy będą podchodzić do niej, przytulać i mówić, że trzeba żyć dalej. Lecz pani Maria nie ma już dla kogo żyć. Nie ma komu smażyć naleśniki. Zamiast życia czeka ją wegetacja, wypełniona smutkiem po brzegi.

Kątem oka dostrzegam trenera Damiana. To potężny mężczyzna z gębą nordyckiego barbarzyńcy, chociaż wiem, że pod jego twardymi rysami, kryje się człowiek o miękkim sercu. Poznaliśmy się po wypadku mojego przyjaciela. Facet zaskoczył mnie swą troskliwością. Bardzo współczuł Damianowi, ale jednocześnie, od samego początku, starał się nakłonić go, by nie rezygnował ze sportu. Zdawał sobie sprawę, że Damian kochał boks. To było coś więcej niż pasja. Sens życia, można powiedzieć. Jeszcze zanim podopiecznemu zdjęto szwy, trener przychodził do niego i opowiadał o zawodach dla niepełnosprawnych bokserów. Później, gdy widział, że rehabilitacja idzie słabo i Damian jest załamany, pokazywał mu filmiki z walk Garretta Holeve'a, czyli chłopaka z zespołem Downa, któremu choroba nie przeszkodziła w staniu się zawodnikiem MMA. „Ograniczenia nie istnieją” – powtarzał. – „Wszystkie bariery, które nie pozwalają nam czegoś zrobić, stawiamy sobie sami.” Mam słabą pamięć do cytatów, ale wypowiedzi trenera mogę przytaczać bez namysłu. A teraz obserwuję go i widzę, jak szloch wzdryga jego muskularnym ciałem. Facet stoczył w swojej karierze multum pojedynków bokserskich, i znakomitą większość wygrał, jednak teraz jestem świadkiem jego porażki, wielkiej jak dłonie, w których chowa twarz.

Obok trenera stoi chłopak w obwisłej koszuli. To Bartek, nasz wspólny kolega. To znaczy mój i Damiana. Tak jak Damian, należy do klubu bokserskiego. I tak jak Damianowi, nie udało mu się zdobyć wyższego wykształcenia. Tylko że on nawet nie zdał matury. Mimo to muszę przyznać – skubaniec ma łeb na karku. Kiedy Damian wyleciał ze studiów, Bartek zaproponował mu, żeby razem otworzyli sklep sportowy. Zorientował się na rynku, zrobił biznesplan, posprawdzał możliwości wzięcia pożyczek i otrzymania dotacji. Jednak Damian kręcił nosem na ten pomysł. Od początku pałał pesymizmem, chyba nawet samemu nie wiedząc, dlaczego. Może po prostu nie chciał wziąć życia we własne ręce. Może, jakby powiedział jego trener, „stawiał sobie bariery”, i to jeszcze zanim stracił nogę.

Delikatnie zginam palce. O, chyba działanie jadu słabnie. Jakiego jadu? No wiecie, tego, który mnie sparaliżował (choć przecież nie zostałem ugryziony przez węża).

Z Bartkiem jest kiepsko. Przestępuje z nogi na nogę, a ręką trzyma się za brzuch. Zaraz zwymiotuje albo dostanie histerii. Cholera. On nie zdawał sobie sprawy, że Damian naprawdę nie żyje. Że już nie wyjdzie z trumny. Że pozostanie w niej na zawsze, niemy i nieruchomy, i nie ożyje nagle jak laska Aarona. Dopiero teraz Bartek zaczyna pojmować smutną prawdę, wyłaniającą się z oparów szoku.

Ja pierniczę, ale gorąco.

Nie zostaję przy Bartku na dłużej, bo w oddali, za paroma sąsiadami zmarłego, dostrzegam Ewelinę. Dawno jej nie widziałem. Prawie rok. Jeden z podmuchów wiatru – które zdarzają się zbyt rzadko, by mogły rozkołysać upał – rzuca włosami dziewczyny. Ewelina patrzy gdzieś w górę, na niebo. Bijące w oczy promienie słońca wcale jej nie przeszkadzają. Dostrzegam, że zaciska na wardze swoje bialutkie, nieco krzywe ząbki. Zaraz przegryzie skórę i zacznie jej lecieć krew. Ma ogromne worki pod oczami. Dobrze, że nie pomalowała się przed wyjściem z domu, bo sińcom towarzyszyłby rozmazany makijaż.

Słabo znam Ewelinę, jednak uważam, że to sympatyczna dziewczyna. Nie rozumiem Damiana. Dlaczego ją odrzucał? Okej, może nie wygrałaby wyborów miss, nawet jakichś bardzo lokalnych, ale… No kurczę, przecież nie to jest najważniejsze, prawda? Ewelina kochała Damiana. Nie była zakochana, tylko naprawdę go kochała. Bo w końcu zakochanie i miłość to dwie różne rzeczy. Pamiętam, jak jeszcze byliśmy liceum. Ciągle za nim latała. W przerwach nasza ekipa, z Damianem na czele, wymykała się ze szkoły, coby uzupełnić niedobór nikotyny. (Wiem, papierosy niezbyt pasują do sportowca, ale swego czasu nawet Wayne Rooney kopcił jak stary diesel.) Ewelina wychodziła z nami, mimo że przecież nie paliła. Wtedy ją obserwowałem. Gapiła się na Damiana non stop, a w jej tęczówkach połyskiwało uczucie. I nie nazwałbym tego powierzchownym zafascynowaniem. To była głębsza chemia. Coś, co określam jako dostrzeganie w drugim człowieku kawałka siebie – jakiegoś wspólnego pierwiastka, który, tak jak wodór, dąży do połączenia się z kompatybilnym atomem w jedną cząsteczkę.

Damian ją odrzucał. Jednak wydaje mi się, że Ewelina nigdy nie straciła nadziei. Ciągle wierzyła, że kiedyś będą razem i stworzą szczęśliwy związek. A teraz została sama. Patrzy na niebo, nawet nie mrużąc oczu. Może czuje to, co ja przed chwilą. Chciałaby wyrwać się ze swego ciała, wydostać z tego miejsca i uciec jak najdalej; odfrunąć gdzieś pod niebo, albo poszybować jeszcze wyżej, w kosmos, na granicę wszechświata, ponieważ jej pierwiastek jest jak wodór – nie zwykł funkcjonować w postaci wolnej, a jeśli już, to gdzieś pośród gwiazd, ale na pewno nie na naszej Ziemi.

Wachluję się ręką. Jest tak gorąco, że ocipieć można. Odchodzę parę kroków na bok, instynktownie szukając cienia.

Biegam wzrokiem po twarzach ludzi, którzy przyszli na pogrzeb. Wszystkich kąsa gorycz. Mówią, że czas czas leczy rany, ale na ból po stracie najbliższych nawet Chronos nie zna odtrutki. Niektórych będzie bolało do końca życia. A to wszystko przez mojego przyjaciela.

Zerkam na inne groby. Jest kilka naprawdę starych, pochodzących jeszcze z pierwszych lat poprzedniego ustroju. Są też bardzo świeże. Trafiam na miejsce pochówku dwuletniego dziecka. Kawałek dalej leży nastolatek, który zginął, próbując ratować chorego dziadka z pożaru. Jeszcze dalej widzę nagrobek kobiety, która przegrała walkę z rakiem. Szkoda mi ich; szkoda mi wszystkich zmarłych. No dobra, prawie wszystkich. Damian jest wyjątkiem i do niego czuję jedynie pogardę. Jak można zadać bliskim tyle bólu? Jak można być aż tak samolubnym?

„Samolubnym”, co za dziecinne określenie. Ale nie mam czasu szukać lepszego słowa, bo już wracam wzrokiem do trumny. Moje pięści stają się twarde niczym uzębienie kobry indyjskiej. Zatłukę gnoja. Zatłukę go na śmierć. Wyobrażam sobie, jak moje paliczki miażdżą Damianowi nos, a krew tryska na przeguby, lecz nagle słyszę skądś głos rozsądku. Nie zrobię tego. Przecież sukinsyn leży martwy w trumnie. Wszystko ujdzie mu płazem.

Opuszczam głowę. Świat jest niesprawiedliwy.

 

Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • E-mail znajomego:
  • E-mail polecającego:
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • Znajomy został poinformowany
Heisenberg · dnia 20.08.2014 19:12 · Czytań: 868 · Średnia ocena: 4,5 · Komentarzy: 11
Komentarze
amsa dnia 21.08.2014 11:26
Heisenberg - świetny tekst. Tak wiele ciekawych myśli, doskonała obserwacja, bardzo dobre opisy i wyraziste określenia. Nie ma miejsca na ckliwość, ale dobrze oddałeś poczucie straty i pustki zgromadzonych przy grobie. Odwieczne pytania, brak odpowiedzi. Zawsze najtrudniej mają ci, którzy zostają. Złość, gniew na tych, którzy odchodzą, poczucie winy. Może z świadomość własnej bezsilności, pytania czy zrobili wszystko i czy mogli zapobiec. Pragnienie cofnięcia czasu, bo może dałoby się inaczej? Ale tego już wiedzieć nie można, bo to co było, już się stało. Dla mnie "gdybanie" jest najbardziej nielogicznym rozważaniem, chociaż chyba najczęstszym, jako próba sprawowania kontroli nad tym, nad czym jej nigdy mieć nie będziemy. Ale to już taka dygresja poza głównym tematem.
Piszesz bardzo intrygująco.

Pozdrawiam

B)
Cytat:
Pod­no­szę wzrok z trum­ny
- z nie pasuje, znad trumny, Odwracam wzrok od trumny itp.
Cytat:
ob­ro­tu o 900(słownie) stop­ni Tony'ego Hawka.

Cytat:
wy­do­stać się z tej sy­tu­acji, a nawet z całej tej rze­czy­wi­sto­ści, bo już nie mogę sobie z nią po­ra­dzić.
- za dużo
Cytat:
Pa­trzę na jej bladą twarz
- bez jej

Cytat:
Facet sto­czył (w) swo­jej ka­rie­rze


Cytat:
i nie ożyje nagle jak laska Moj­że­sza.
- jesli już, to Aarona
Cytat:
(N)no kur­czę, prze­cież nie to jest
Heisenberg dnia 21.08.2014 18:47
Bardzo dziękuję za przeczytanie i wskazanie błędów.
Tylko z przedostatnią uwagą się nie zgodzę. Myślałaś może o "zakwitnięciu" laski Aarona? Mi chodziło o to, że gdy Mojżesz rzucił swoją laską o ziemię, zmieniła się ona w węża - z czegoś "martwego" w istotę żywą. Ogólnie tekst opiera się na nawiązaniach do węży. Pierwotnie nawet planowałem nazwać go metaforycznie "Jad" albo "Ukąszenie" (ukąszenie jako zrobienie bliskim krzywdy przez odebranie sobie życia; jad jako ból po stracie kogoś bliskiego), ale stwierdziłem, że to jednak głupio brzmi.
Pozdro :)
amsa dnia 21.08.2014 19:29
Heisenberg - rozumiem, chodzi mi o nawiązanie, bardzo interesujący pomysł, cóż jak by wyszedł - tego już nie będziemy wiedzieć:).
Co do laski - skojarzyłam z Aaronem, ponieważ ta historia jest bardziej znana, wiesz faraon i te wszystkie plagi: "Przyszedł więc Mojżesz z Aaronem do faraona i uczynili tak, jak rozkazał Pan. Aaron rzucił laskę swoją przed faraonem i jego sługami, a ona zamieniła się w węża."
Sprawa z kijem Mojżesza to jednostkowa sprawa, rozegrała się tylko między nim a Bogiem, i zazwyczaj nie pamięta się tak bardzo tego wydarzenia.

Pozdrawiam

B)
zajacanka dnia 21.08.2014 22:37 Ocena: Bardzo dobre
Witaj.
To istotnie bardzo dobry tekst. Nasycony świetnymi obserwacjami, zarówno wewnetrznymi, jak i zewnętrznymi: ludzi, zachowan, uczuć. Czuć złość po stracie bohatera, a wiadomo, każdy inaczej radzi sobie ze śmiercia.
We wszystkich religiach samobójstwo jest odbierane nagatywnie, zakazane, potepiane.
Ja jednak uważam, że nie można samobojców ganić za samolubstwo. Ci, którzy zostają i myślą wyłącznie o swoich "zranionych" uczuciach są samolubni. Trzeba pogodzic sie z decyzją zmarłego i zrozumiec jegotok myślenia-postępowania.

Całość na duży plus.

Pozdrawiam
Heisenberg dnia 21.08.2014 22:41
Amsa, jak zwykle masz rację. Dałbym sobie rękę uciąć, że Aaron był tylko od mówienia, a wszystkie cuda czynił Mojżesz. No i teraz bym kurczę nie miał ręki :)
Zajacanka, dzięki za wizytę. Szczerze mówiąc, obawiałem się trochę, jak tekst zostanie odebrany, bo jest bardzo osobisty i subiektywny. Oczywiście każdy może i powinien posiadać własne zdanie, więc jeśli potrafisz usprawiedliwić samobójstwo, okej, nie ma w tym nic złego. Jednak pewne wydarzenia z mojego życia sprawiły, że ja nie potrafię. Czuję niechęć do samobójców za to, że nie doceniają tego, co mają, no i że krzywdzą bliskich. Nie uważam, żeby to było z mojej strony egoistyczne. Zauważ, że w tekście narrator nie mówi dużo o swoich uczuciach. Jego nastawienie do zmarłego zmienia się, gdy uświadamia sobie, jak wiele krzywdy zrobił on innym ludziom, i że naprawdę miał dużo powodów do tego, by żyć.
Raz jeszcze dziękuję i również pozdrawiam.
amsa dnia 21.08.2014 23:29
Heisenberg- :)
Heisenberg napisał:
No i teraz bym kurczę nie miał ręki :)

dlatego z zasady się nie zakładam:)

Poza tym, kij Mojżesza faktycznie zamienił się w węża, więc tak czy inaczej rękę byś ocalił:).

Pozdrawiam

B)
zajacanka dnia 21.08.2014 23:53 Ocena: Bardzo dobre
Heisenberg,
przepraszam.

Faktem jest, że nigdy nie miałam do czynienia z samobójstwem i nie wiem jakie uczucia by mną wtedy targały. Złość za pójscie na łatwizne, za brak odpowiedzialności, za wycofanie się z życia, za kaleczenie innych?

Zawsze jednak staram się myślec dobrze, pozytywnie o zmarłych.

Czego i i Tobie życzę.

Pozdrawiam serdecznie.
viktoria12 dnia 22.08.2014 13:24
Tekst jest bardzo dobrze napisany; wcześniejsze błędy poprawione, zatem ok.
Pozwól, że stanę w obronie samobójcy.

Otóż w ciągu kilkunastu sekund, jakie zajmuje lekarzowi wypowiedzenie słów: ,, Musieliśmy amputować... " - u pacjenta, który słyszy swego rodzaju wyrok, dochodzi do gwałtownej zmiany postrzegania świata.
Potem zaczyna boleć narząd, który został usunięty. Boli, choć go nie ma i boli bardzo momentami; nazywa się bólem fantomowym. Jest niesamowicie trudny do zniesienia -
trwa czasami, pomimo aplikowanych leków - długotrwale, osłabia psychikę.
Nie każdy radzi sobie z uzależnieniem od osób trzecich, gdy przechodzi rekonwalescencję.
Mam tutaj na myśli higienę osobistą, mycie miejsc intymnych, co jest bardzo krępujące.
Wiem, wiem... to choroba, wielu pomoże bezinteresownie.
Czy wszyscy pomogli?
Nie wiem.
Był zakochany i odtrącony; to boli. Boli brak miłości i niekochania, boli brak tzw. ,, chemii".
Owszem - była przy nim dziewczyna, może wiązała nadzieję na , siebie" u jego boku. Ale bez uczucia, ,, iskry" - ich związek z góry byłby skazany na porażkę. Serce nie sługa, dyktuje swoje warunki.
Rozsądek rozsądkiem, przede wszystkim w kwestiach handlowych. Bez smykałki do robienia interesów w branży handlowej, wychodzi się na zamiarach: jak Zabłocki na mydle.
Miał predyspozycje, by spełnić się życiowo na ringu. Niestety - uniemożliwiło je kalectwo.
Ma ogromny wpływ na psychikę i ją obciąża. Tak bardzo, że u potencjalnego samobójcy, może dojść do wybuchu agresji w stosunku do bliskich lub kogokolwiek i dramat w postaci: nie samobójstwa - a zabójstwa - gotowy.
Moment samobójstwa postrzegany jest przez lekarzy, jako nasilenie się choroby psychicznej; nawala widzenie świata i własnego jestestwa oraz właściwa ich ocena.
Wówczas następuje kulminacja w postaci zakończenia własnego życia.
O ile spojrzy się na nią przez pryzmat choroby - o tyle łatwiej.
Tym, co zostali... przynosi ulgę dopuszczenie do siebie myśli, że był chory i zmarł.
Pytasz: na co zmarł? Na samobójstwo. Tak, jak się umiera na zawał, raka, z powodu udaru itd. On zmarł na samobójstwo. Tak na to popatrz.
Sukinsynowi - to nie pomoże; Tobie tak.
I z drugiej strony: ,, sukinsyn " nabierze innego wydźwięku, zobaczysz.

Jeszcze raz podkreślam: napisałeś bardzo dobry tekst, o uczuciach związanych z żałobą i formą śmierci; przyczyniła się do niej amputacja...
Czy jesteś może po amputacji? Powinnam może zdać to pytanie na prv, ale niech zostanie podciągnięte pod komentarz...
Heisenberg dnia 23.08.2014 16:49
Viktorio, szanuję Twoje zdanie i nie chcę Cię przekonać, żebyś je zmieniła. Niemniej dla mnie samobójca to przede wszystkim ktoś, kto nie docenia tego, co ma. Mówi się, że do odebrania sobie życia potrzeba odwagi. Ja uważam, że często większej odwagi potrzeba do tego, by żyć.
Nie, nie jestem po amputacji. Ale mam pewne problemy ze zdrowiem, przez które nie mogę osiągnąć w sporcie tyle, co ludzie całkiem zdrowi. Także wiem, jak to jest tracić marzenia. Nigdy nie chciałem się przez to zabić. Myślałem o samobójstwie z innych powodów, i nie były one wcale jakąś błahostką. Nie chcę się zagłębiać, ale powiem tak, że zazdrościłem ludziom, którzy nie mają ręki albo nogi (choć pewnie niesłusznie). Jeszcze rok temu bałem się, że nie wytrzymam i coś sobie zrobię, że nie dożyję końca wakacji. Moje osiemnaste urodziny były jednym ze smutniejszych dni w życiu. Nie piszę tego po to, żeby się żalić, jak to miałem ciężko w życiu. Inni mieli gorzej, a jakoś żyją. Dzisiaj wstydzę się za tamte myśli jak za nic innego.
W tym tekście chciałem pokazać, że ludzie często skupiają się na tym, czego nie mają. A to błąd. Kiedyś słyszałem, że nie ma rzeczy niemożliwych, że każdy może osiągnąć wszystko, co chce. Dla mnie to wielka bzdura. Niektórzy mają gorzej już od początku. Od początku stoją na straconej pozycji (jak bohater po amputacji nogi). Ale uważam, że w życiu nie chodzi o to, żeby być lepszym od innych. Najważniejsze, żeby wygrywać z samym sobą. Przykładowo, większą sztuką jest zostać dobrym sportowcem mimo swej niepełnosprawności, niż mistrzem świata, mając do tego super predyspozycje.
Trochę odbiegłem od tematu. Dziękuję za przeczytanie i poświęcony czas. Pozdro :)
Nero dnia 19.05.2016 00:10 Ocena: Świetne!
Tekst pisany sercem, dlatego oddane uczucia i przeżycia są prawdziwe. Przeczytałam jednym tchem.
Heisenberg dnia 20.05.2016 15:34
Nero - kłaniam się raz jeszcze, odgrzebanie starszego kawałka zawsze bardzo cieszy autora.
Polecane
Ostatnie komentarze
Pokazuj tylko komentarze:
Do tekstów | Do zdjęć
valeria
18/04/2024 19:26
Cieszę się, że przypadł do gustu. Bardzo lubię ten wiersz,… »
mike17
18/04/2024 16:50
Masz niesamowitą wyobraźnię, Violu, Twoje teksty łykam jak… »
Kazjuno
18/04/2024 13:09
Ponownie dziękuję za Twoją wizytę. Co do użycia słowa… »
Marian
18/04/2024 08:01
"wymyślimy jakąś prostą fabułę i zaczynamy" - czy… »
Kazjuno
16/04/2024 21:56
Dzięki, Marianie za pojawienie się! No tak, subtelnością… »
Marian
16/04/2024 16:34
Wcale się nie dziwię, że Twoje towarzyszki przy stole były… »
Kazjuno
16/04/2024 11:04
Toż to proste! Najeżdżasz kursorem na chcianego autora i jak… »
Marian
16/04/2024 07:51
Marku, dziękuję za odwiedziny i komentarz. Kazjuno, także… »
Kazjuno
16/04/2024 06:50
Też podobała mi się twoja opowieść, zresztą nie pierwsza.… »
Kazjuno
16/04/2024 06:11
Ogólnie mówiąc, nie zgadzam się z komentującymi… »
d.urbanska
15/04/2024 19:06
Poruszający tekst, świetnie napisany. Skrzący się perełkami… »
Marek Adam Grabowski
15/04/2024 16:24
Kopiuje mój cytat z opowi: "Pod płaszczykiem… »
Kazjuno
14/04/2024 23:51
Tekst się czyta z zainteresowaniem. Jest mocny i… »
Kazjuno
14/04/2024 14:46
Czuję się, Gabrielu, zaszczycony Twoją wizytą. Poprawiłeś… »
Gabriel G.
14/04/2024 12:34
Bardzo fajny odcinek jak również cała historia. Klimacik… »
ShoutBox
  • Zbigniew Szczypek
  • 01/04/2024 10:37
  • Z okazji Św. Wielkiej Nocy - Dużo zdrówka, wszelkiej pomyślności dla wszystkich na PP, a dzisiaj mokrego poniedziałku - jak najbardziej, także na zdrowie ;-}
  • Darcon
  • 30/03/2024 22:22
  • Życzę spokojnych i zdrowych Świąt Wielkiej Nocy. :) Wszystkiego co dla Was najlepsze. :)
  • mike17
  • 30/03/2024 15:48
  • Ode mnie dla Was wszystko, co najlepsze w nadchodzącą Wielkanoc - oby była spędzona w ciepłej, rodzinnej atmosferze :)
  • Yaro
  • 30/03/2024 11:12
  • Wesołych Świąt życzę wszystkim portalowiczom i szanownej redakcji.
  • Kazjuno
  • 28/03/2024 08:33
  • Mike 17, zobacz, po twoim wpisie pojawił się tekst! Dysponujesz magiczną mocą. Grtuluję.
  • mike17
  • 26/03/2024 22:20
  • Kaziu, ja kiedyś czekałem 2 tygodnie, ale się udało. Zachowaj zimną krew, bo na pewno Ci się uda. A jak się poczeka na coś dłużej, to bardziej cieszy, czyż nie?
  • Kazjuno
  • 26/03/2024 12:12
  • Czemu długo czekam na publikację ostatniego tekstu, Już minęło 8 dni. Wszak w poczekalni mało nowych utworów(?) Redakcjo! Czyżby ogarnął Was letarg?
  • Redakcja
  • 26/03/2024 11:04
  • Nazwa zdjęcia powinna odpowiadać temu, co jest na zdjęciu ;) A kategorie, do których zalecamy zgłosić, to --> [link]
Ostatnio widziani
Gości online:0
Najnowszy:Usunięty