24 lipca
Dzisiaj znowu stałem pod Twoim blokiem. Padał deszcz i po godzinie byłem już zupełnie przemoczony. Ale się doczekałem. W mieszkaniu zapaliło się światło. Mimo, że dzieliła nas odległość kilku pięter, zacząłem sobie wyobrażać co robisz. Nigdy co prawda tego nie widziałem, ale wyobraźnia podpowiadała mi ten miły dla oczu ciąg Twoich czynności. Teraz zdejmujesz płaszcz i buty, a teraz przeglądasz się w lustrze i poprawiasz włosy. Było po dwudziestej i pewnie przygotowywałaś się do snu. W tym przekonaniu utwierdziło mnie wyłączenie górnego światła w pokoju i zaświecenie lampki w sypialnym. Teraz się rozbierasz, zdejmujesz sukienkę i rajstopy i znowu przeglądasz się w lustrze. Po chwili rozjaśniło się światło w małym oknie łazienki. Moja wyobraźnia podpowiadała mi teraz obrazy coraz milsze. I jakoś tak się stało, że te tworzone myślą obrazy zamieniły się w słowa, a te z kolei w piękny, rymowany tekst. A oto on:
Późno dziś z miasta wracasz do domu. A ja Cię widzę z muru załomu. Wchodzisz i świecisz światło w pokoju, Potem w sypialni szukasz spokoju.
A jeszcze wcześniej jesteś w łazience, Gdzie pewnie myjesz i twarz i ręce. A kiedy przyjdzie już co do czego, To sobie myjesz też coś innego.
Poczułem dzisiaj taki pociąg do pisania, że kiedy już w domu wysuszyłem ubranie, to natchnienie podpowiedziało mi następujące strofy;
Ty dwojga imion Anno i Mario Ja będę kiedyś Twym impresario. Bo Tyś dziewczyną jest znakomitą, Sam Stwórca podpowiedział mi to.
Ja z Ciebie wielką artystkę zrobię. I żadnych fochów nie życzę sobie. Twe ślady znaczy złoty kurz. Zrobię artystkę z Ciebie i już.
25 lipca (imieniny)
Dziś są moje imieniny, a jutro Twoje, więc postanowiłem, że oprócz kwiatów dostaniesz prezent, który na zawsze zostanie utrwalony złotymi zgłoskami w naszej miejskiej gazecie. W tym celu odbyłem trzy rozmowy z redaktorem dziennika, dążąc do tego, aby na jego łamach umieścił moje poezje, poświęcone tobie Anno – Mario. Z początku redaktor pochwalił mnie za moją inicjatywę, ale podpowiedział, że jeszcze za wcześnie na publikację i żebym nadal nad sobą pracował. Bardzo się przy tym śpieszył i mówił, że wróci dopiero za trzy godziny. Ale wrócił już po kwadransie, bo nie spuszczałem go z oka. Więc znowu do niego wszedłem i prosiłem żeby się za mną wstawił u naczelnego i że on się na pewno na mojej poezji pozna. Powiedział, że dobrze i żebym przyszedł jutro, ale u żadnego naczelnego nie był, tylko w toalecie i chyba zjadł coś niestrawnego, bo bardzo wymiotował. Więc kiedy wychodził z tej toalety, to znowu podszedłem i ogromnie go prosiłem, żeby mi przyjął i wydrukował. Ale on się wreszcie wściekł, złapał za laskę i gonił mnie przez dwie ulice. Potem się zasapał i stanął. Ale i tak nogami za mną tupał. Ja się wcale nie bałem, bo uciekłem daleko. Chyba jednak nic z tego nie będzie, więc postanowiłem, że jutro, w Twoje imieniny, odbiję na drukarce, w pracy, ze sto egzemplarzy mojej poezji i nakleję na Twojej ulicy i w pobliżu Twojego bloku. Stać mnie na to. Może skruszy to Twoje zatwardziałe serce i przetrze wzrok, żebyś wreszcie zobaczyła kto Cię naprawdę kocha.
|