Deszcz cicho stukał do mych okien. Ding, dong, stuk-puk.
Za oknem, tam na zewnątrz, były wiszące domy i latające samochody. Przeniosłem się myślami do przyszłości. W krainę latających spodków i robotów wyglądających jak ludzie. Wiele zwyczajów pozostało. Tak bym sobie przynajmniej życzył. Nowe, wabi, nieznane nęci.
- Proszę - powiedziałem. - Jest otwarte.
Krople wpadły do pokoju. Głośne, tak hałaśliwe jak śmiech.
Pogłaskały firanki i spadły wprost do kieszeni mojej koszuli.
Kolejny pojazd przeleciał koło mojego okna. Pirat powietrzny!
Ani chwili spokoju. Popatrzyłem przez okno. Trochę dalej, domek w kształcie kuli zawieszony w powietrzu błyskał tęczą kolorów. Jakaś impreza. W kącie, oparta o swoją brodę, siedziała czarnowłosa dziewczyna i patrzyła przez okno. Wyglądała na zamroczoną, ale nie była pijana. Zbyt smutne oczy, zbyt smutny uśmiech. Pomachałem jej ręką. Zauważyła to i odeszła od okna. Zniknęła mi z oczu.
Popatrzyłem na niebo. Czerwono - czarna łuna na granatowym tle. Gdzieś tam daleko, słońce szykuje się do kolejnej wędrówki po niebie.
Kiedy mieszkałem na ziemi, zawsze chciałem oglądać chmury z bliska. Teraz tęsknię za żółtym kobiercem kwiatów.
I tak w kółko. Mógłbym się wreszcie zdecydować.
Nagle ze świata myśli obudziło mnie dryń-dryń telefonu.
- Słucham?
- Cześć. Dzwoni dziewczyna z przeciwka.
- ...?
- Halo, Jesteś tam?
- Jestem, jestem. Zastanawiałem się tylko, czy mam grać...
- Grać? Nie rozumiem.
- Po prostu. Gdy dzwoni nieznajoma dziewczyna wtedy trzeba grać. Być dowcipnym, fajnym gościem. Tak, żeby nie wyjść na dziwaka albo co gorsze na dupka.
- Co więc proponujesz? Milczenie?
- Nie. To też nie jest wyjście.
- Dziwny jesteś, ale przynajmniej szczery.
- To już coś.
- A może grasz?
- Nie, nie gram. Nie mam po prostu nic do zaoferowania.
- Ależ ja nic nie chcę od ciebie.
- A powinnaś. W końcu jestem ci coś winny, za to, że pozwalasz mi słuchać swego głosu. Brakowało mi dzisiejszej nocy kobiecego głosu.
- Mówisz jak zboczeniec. Chyba nie wykręciłam numeru zboczeńca?
- Nie wiem. Mam nadzieję, że nie. Dlaczego jesteś smutna?
- Nie jestem.
- Jesteś.
- Nie jeste... Niech ci będzie. Jestem i już.
- Wiesz co...
- Co?
- Zawsze myślałem, że wszystko czemuś służy. Nawet rozmowa przez telefon. A ty chyba nie chcesz, żeby cię pocieszać, prawda?
- Prawda. Domyślny jesteś.
- Rozmawiasz przez bezprzewodowiec?
- Tak, a bo co...
- Podejdź do okna. Chciałbym ciebie widzieć.
- A jednak masz odchyły.
- Nie, po prostu chcę ciebie widzieć.
- Dobrze. Czekaj chwilę.
Usłyszałem muzykę, gwar. Próbowałem zastanowić się, dlaczego zadzwoniła do mnie.
- Dobra, już jestem. Widzisz mnie?
- Widzę! Zabawne, ale mam pustkę w głowie. Mam nadzieję, że nie mówię tylko, żeby przedłużać rozmowę.
- To te twoje problemy z sensem?
- Chyba tak.
- Nie umiesz się bawić rozmową. Hej, jak masz na imię?
- Ron.
- A ja Beverly. To chyba ja ciebie powinnam pocieszać. Zadzwoniła do Rona, który ma sporo problemów, no nie?
- Tak się zdaje. Wolałbym ciebie pocieszać. To łatwiejsze.
- Pozory. Mam większe problemy.
- Na pewno?
- Nie ma co się przekomarzać. Na pewno.
- Hmmm... Trzeba jednak temu zaradzić.
- Też tak myślę. Muszę kończyć, może kiedyś się spotkamy.
- Może tak, może nie. To była smutna rozmowa.
- Tak.
- Do zobaczenia, Beverly.
- Do zobaczenia, Ron.
Pomachałem ręką. Ona też pomachała. Po jakiejś chwili, gdy tak stałem z nosem przy szybie, przemknęła mi jej twarz w taksówce powietrznej. Przelotnie, ale to w końcu zawsze coś, zobaczyłem uśmiech.
Deszcz znów zaczął pukać do okna. A ten uśmiech chyba był smutny.
Nie podobało mi się w przyszłości. No, ale nie mam wyjścia. Muszę tu jeszcze trochę pobyć.
Poszedłem spać. Leżałem w łóżku i nie mogłem zasnąć.
Tak wiele braków, tak wiele straconych chwil.
Zacząłem zagłębiać się w świat swych myśli.
I znów coś mnie złapało i wyciągnęło z niego.
- Chwila - mruknąłem, słysząc puk-puk do drzwi. Poczłapałem ubrany do przedpokoju.
- Kto tam?
- To ja. Poznajesz po głosie?
Zaschło mi w gardle.
- Poznaję. Wejdź.
- Może najpierw otwórz dzwi.
- No tak. Przepraszam.
Zamki puściły, drzwi zaskrzypiały. Kiedy otworzyłem je, zobaczyłem dziewczynę z przeciwka. Beverly wyglądała bardziej dorośle niż to się mogło wydawać, patrząc przez okno. Miała na sobie jednoczęściowy, biały kostium, przewiązany w pasie, czarną szeroką szarfą. Była wysoka, nieco wyższa ode mnie. Trochę mnie to zdezorientowało. Uśmiechnęła się lekko, a jej czarne oczy zaglądały w moje. Włosy proste, gęste, były przycięte przy szyi.
- I co? Będziemy tak stać?
- Nie , nie będziemy. Wejdź, proszę.
- Dzięki, Ron.
Zapaliłem lampkę w pokoju. Podążyła za mną.
Wyglądała przepięknie. Wspaniałe ciało, duży biust, zamurowało mnie na chwilę.
- Usiądź, proszę - zwróciłem się do niej.
- Dzięki. Trochę przybladłeś? Wszystko w porządku?
- W jak najlepszym. Twój wygląd nieco mnie zdekoncentrował.
- Słucham?
- Nie spodziewałem się tak pięknej kobiety.
- Wolałbyś brzydszą?
- A ty wolisz z lodem czy bez?
- Nie rozumiem.
- Napijesz się jakiegoś drinka, soku?
- Nie. Nie chce mi się pić.
- Bardzo to wszystko dziwne. A ja myślałem, że to ja jestem dziwny.
- Widocznie nie tylko ty.
- Nadal jesteś smutna?
- Nie bardzo. Raczej nieco znudzona.
- Znudzona? Teraz ja nie rozumiem.
- Znudzona i już. Ron, nie wiem czy dobrze zrobiłam, tutaj przychodząc.
- Pytasz czy potrzebujesz potwierdzenia decyzji?
- Chyba jednak źle zrobiłem. Pójdę już.
- No dobrze. Nie zrobiłaś źle, że tu jesteś. Nie musisz nigdzie iść. Zostań ze mną. Chyba nie tylko tobie potrzebna jest rozmowa.
- Będziemy się zwierzać nawzajem?
- Nie potrafię się zwierzać.
- Acha.
Zapadła cisza.
- Usiądź przy mnie, Ron.
Usiadłem.
- Teraz powinienem wziąć cię za dłoń i spytać, co naprawdę ciebie gnębi.
- Chyba powinieneś. Ale nie rób tego.
- Jesteś w porządku - spojrzałem w jej czarne oczy. - Bałem się, że trafiłem na jakąś wariatkę, czy coś w tym guście. Albo na dziewczynę, która nie potrafi poradzić sobie z sobą. Czy coś w tym guście.
- Czy coś w tym guście. Nie mogę ciebie rozgryźć. Wyglądasz w porządku, ale coś cię gnębi. Co to jest?
- Nie umiem okazywać tego co czuję.
- Nie umiesz okazywać uczuć?
- Coś w tym guście - bawiłem się powtórzeniami. - Nie potrafię cieszyć się życiem.
- Uważasz, że wszystko musi mieć sens. Gdzie się tego nauczyłeś? Powiedz mi to, Ron.
- Nie wiem.
- A więc twój problem nie jest prosty.
- Tak. Chyba sobie z nim nie poradzimy.
- Chcesz porozmawiać o moich problemach?
- Chcę cię pocałować.
- Gdy pocałujesz mnie, wtedy porozmawiamy?
- Tak - powiedziałem.
Pocałowałem ją w usta. Odwzajemniła pocałunek.
- To bardzo wiele. Nikt mi tyle nie dał, Beverly.
- Wiem. Poczułam to podczas pocałunku.
- Słucham twym myśli, Beverly. Oddaj mi je w całości. Będzie ci łatwiej.
- Nie wiem czy łatwiej, ale to nie szkodzi. Słuchaj, opowiem ci wszystko i mam nadzieję, że serce nie pęknie ci ze smutku.
Opowiedziała mi swoją historię.
I to tylko mogę przekazać. Dalej, reszta, wydarzyła się w przyszłości.
Deszcz wciąż puka do mych okien. Lecz tym razem jest słony jak łzy.
Przyszłość to dialogi dla zabicia czasu, a moje uczucia są wyłącznie dla wypełnienia pustki.
Nie zbliżyłem się do celu ani nie oddaliłem. Jestem tylko nieco bardziej zamyślony i jeszcze bardziej dziwny.
Przyszłość ulepiona z myśli jest prosta. Jedyna, jaką znam.
Ważne: Regulamin | Polityka Prywatności | FAQ
Polecane: | montaż anten Warszawa | montaż anten Warszawa Białołęka | montaż anten Sulejówek | montaż anten Marki | montaż anten Wołomin | montaż anten Warszawa Wawer | montaż anten Radzymin | Hodowla kotów Ragdoll | ragdoll kocięta | ragdoll hodowla kontakt