Darowizna - Barbara K.W.
Proza » Obyczajowe » Darowizna
A A A
Od autora: Opisany ośrodek jest fikcyjny, ale funkcjonuje prawdziwy w Bośni.

Jeszcze kilka zakrętów i według wskazań GPS będziemy na miejscu.  Poczułam ulgę. Kierowanie  minibusem to jednak coś  innego niż prowadzenie samochodu osobowego.

– Dojeżdżamy! – powiedziałam i uśmiechnęłam się do siedzącego obok drugiego wiceprezesa. Cichy, niepozorny mężczyzna bez słowa przejechał setki kilometrów wyręczając mnie na trudniejszych odcinkach. Mogłam wtedy  zamknąć oczy i rozprostować nogi na tylnym siedzeniu. Byłam mu wdzięczna. Sama nie dałabym rady. Doba podróży pozwoliła mi lepiej poznać tego człowieka niż kilka lat pracy w firmie.

– Niech pan obudzi Sonię – poprosiłam.

– Mówmy sobie po imieniu. Nienaturalne jest to „panowanie” – zaproponował. Uśmiechnęłam się z aprobatą.

  Nasza księgowa  przez wiele godzin  niestrudzenie wygłaszała monologi na wszystkie możliwe tematy i  fotografowała widoki. Była samowystarczalna i pogodna. Na szczęście nie zrażał jej nasz anemiczny wkład w  życie towarzyskie.

 Szeroki podjazd przed kompleksem budynków „Svety  Vlaho”# był  dobrze utrzymany. Zadbana zieleń, widoczny  obok mały amfiteatr oraz dość duże zabudowania sprawiały przyjazne wrażenie. Wysiedliśmy z samochodu. Trochę oślepiona  porannym słońcem próbowałam zlokalizować pod arkadami główne wejście. Zobaczyłam zmierzających ku nam trzech  młodych mężczyzn. „Pewnie komitet powitalny”- pomyślałam.

„ Dobro došli!”## – powitał nas pierwszy. Drugi odezwał się po włosku. Trafił. Mogłam się w tym języku porozumieć.

 Nasza delegacja została zakwaterowana w pokojach gościnnych. Dostałyśmy z Sonią wspólny, perfekcyjnie czysty, pokój z łazienką. Po odświeżeniu się zeszliśmy do jadalni. Duża, jasna, wręcz surowo urządzona sala bardziej przypominała refektarz niż jadalnię. Na krótszej ścianie wisiał krzyż i ikona matki Bożej. Śniadanie było skromne, lecz smaczne. Zorientowałam się, że sama zachłannie wypiłam ponad pół dzbanka naparu z mięty. Na szczęście nikomu oprócz mnie taka „herbata” nie smakowała.

 Sympatyczny przewodnik  zaprowadził nas do biura.

Chyba czterdziestoletni, przystojny mężczyzna przedstawił siebie i sporo młodszego towarzysza jako członków zarządu. Mówił po angielsku, więc nie musiałam tłumaczyć. Objaśnił, że początki wspólnoty narkomanów były spontaniczne, ale po  niemal dwudziestu latach muszą  spełniać wymogi prawne, aby móc legalnie działać. Nie mają dyrekcji, ale  wybierany co trzy lata zarząd, który administruje trzema już teraz budynkami, sklepikiem, pracownią  pamiątek i budową kolejnych pomieszczeń  tym razem dla dziewcząt, no i przede wszystkim dba o utrzymanie członków grupy. Zaczynało kilkunastu chłopców, w większości Włochów. Sami zbudowali pierwszy dom i kaplicę. Modlili się, pracowali i liczyli na dobre serce odwiedzających ich ludzi. Teraz mieszka tu ponad setka młodych mężczyzn różnych narodowości i wyznań, a w najnowszym budynku  kilkanaście dziewcząt.  

– Jak to różnych wyznań, przecież to kraj katolicki? –  nieoczekiwanie zainteresował się wiceprezes.

– Tu, w Hercegowinie, mieszka enklawa franciszkańskich katolików, przeważnie Chorwatów. Bośniacy to wyznawcy islamu. Sam jestem muzułmaninem – odpowiedział młodszy mężczyzna. Michał z niedowierzaniem pokręcił głową.

Starszy rozmówca wyraźnie nie chciał kontynuować podjętego tematu i zdecydowanie przeszedł do konkretów.

– Państwo przebyli długą drogę w konkretnym celu - zagaił.

– Tak, tak - zaszczebiotała Sonia wyciągając teczkę z dokumentami.

– Nasza firma chce przekazać wspólnocie narkomanów „Svety Vlaho” darowiznę w postaci  citroena Jumpera, którym przyjechaliśmy, i kwoty 1000 euro na  początek eksploatacji – jasno sprecyzował wiceprezes.

–Chodzi o udokumentowaną darowiznę – kompetentnie  przejęła prowadzenie Sonia szczupłym paluszkiem wskazując miejsca  złożenia podpisów na  przygotowanych umowach.

Sprawnie udało się dopełnić niezbędnych formalności.  Młodszy członek zarządu okazał się odpowiednikiem naszej księgowej, co ułatwiło sprawę. Na koniec padło nieodzowne pytanie: „Dlaczego właśnie ta wspólnota została obdarowana?”

– Średnia wieku w naszej firmie to trzydzieści pięć lat. Ludzie młodzi często popełniają błędy, ale trzeba im dać szansę powrotu do społeczeństwa – gładko wybrnął wiceprezes.

Widziałam, że coś mu nie daje spokoju. 

Wzajemnymi uściskami dłoni pieczętowaliśmy sfinalizowanie spawy. Michał  przytrzymał w swojej dłoń starszego członka zarządu i cicho zapytał:

– Zrozumiałem, że zarząd wybierany jest spośród członków wspólnoty, więc co pan tu robi? Służy pomocą prawną?

– To proste. Jestem narkomanem – odpowiedział.

 –  Nie rozumiem – bezbrzeżne zdumienie wyrażała nie tylko twarz Michała. To już nie była mowa, ale krzyk ciała.

– Należę do pierwszej grupy, która dość nieumiejętnie stawiała pierwszy dom. Trafiłem tu jako dwudziestoletni narkoman. Nie miał ze mną lekko przydzielony mi „anioł stróż”. Najtrudniejszy jest dla wszystkich pierwszy rok. Po trzech latach uznajemy, że proces  wychodzenia z nałogu został zakończony. Wtedy trzeba zdecydować, co dalej. Można wrócić do rodziny lub samodzielnie zacząć nowe życie. Ja w czwartym roku odszedłem. Znalazłem pracę w Zadarze, bo tam przyjęto mnie na  studia. Po półtora roku wróciłem nie chcąc skończyć na chodniku. Nie byłem gotowy, by żyć w świecie.  Tylko tu czuję się u siebie. Skończyłem  prawo administracyjne zaocznie i prowadzę małe biuro rachunkowo- podatkowe na rzecz wspólnoty.

– A życie prywatne, rodzina? – drążył Michał.

– Jestem sam. To mój wybór. Niektórzy zakładają rodziny i wracają do normalnego życia, ale udaje się to nielicznym. Większość wraca albo nawet nie próbuje się stąd ruszyć. Odkąd mamy w pobliżu dom dla dziewcząt zaczęliśmy myśleć nad pomieszczeniami dla rodzin, ale to na razie plany.

Po tych słowach zapadła niezręczna cisza.

Przerwał ją tutejszy księgowy podając rozkład dnia:

– Teraz zapraszam państwa do obejrzenia  obiektów i terenu naszej wspólnoty. Obiad o 17.00 w jadalni. No i najważniejsza  informacja. W związku z  świętem  naszego patrona św. Błażeja o 20.00 w amfiteatrze odbędzie się premiera przedstawienia przygotowanego przez członków wspólnoty. Są państwo naszymi honorowymi gośćmi.

 

Wieczorem w amfiteatrze  zostaliśmy uroczyście powitani i posadzeni w pierwszym rzędzie tuż przy przedstawicielach  lokalnych władz samorządowych i kościelnych. Orientując się po stroju siedziałam przy biskupie.

Młodzież ze wspólnoty przygotowała musical. Niezła muzyka i z uczuciem wykonywane piosenki nadały nowe życie opowieści o Jonaszu. Efektowna była uzyskana prostymi środkami  scenografia,  a  oświetleniowcy przechodzili sami siebie. Sonia była w swoim żywiole. Fotografowała i scenę, i widownię. Starałam się śledzić  nie tylko występy  aktorów, ale i poczynania  o wiele mniej widocznej ekipy technicznej. Moją uwagę przykuł obsługujący górny reflektor niewysoki  chłopiec.

Poczułam ucisk w klatce piersiowej i duszność, wiedziałam, że muszę wyjść.

– Soniu, daj mi klucz od naszego pokoju! – poprosiłam nachylając się do ucha księgowej.

– Nie wypada, wszyscy zobaczą! Co, źle się czujesz? Jest przecież świetnie jak na taką dziurę – plątała się Sonia.

Nie obchodziło mnie, co inni powiedzą. Michał poderwał się z miejsca i bez słowa zaczął torować mi drogę. Tak szybko jak mogłam  przepychałam się  za jego placami między  trochę zdziwionymi ludźmi. Nie przypuszczałam, że tylu widzów  stoi. Przyszło chyba całe pobliskie miasteczko. Zatrzymaliśmy się dopiero przed budynkiem, w którym nas zakwaterowano.

– Dziękuję Michał, ale chcę być przez chwilę sama. Przejdzie mi. Pilnuj Soni - odesłałam go dość szorstko, ale nie miałam siły na  uprzejmości.

Resztką sił dopadłam pokoju. Zamknęłam się w łazience. Teraz mogłam się  wypłakać. Niekontrolowane łzy obficie płynęły mi z oczu.

 

„Przecież to był Marek – mój syn” – myślałam gorączkowo.

Przebywał w ośrodku od ponad roku.

 

 Na początku nauki w liceum odkryłam, że bierze, ale błędnie założyłam, że to początki. Niestety nie pomagały perswazje ani rozmowy z zaprzyjaźnioną psycholog. Z domu zaczęły ginąc pieniądze i co cenniejsze przedmioty. Klasyka. Ledwie zdał maturę. W ciągu  kilku lat doprowadził się do stanu ulicznego kloszarda, żyjącego w odorze własnych fekaliów. Sięgnął dna i może to sprawiło, że otrzeźwiał.  Adres wspólnoty narkomanów  dostał od streetworkera. Przyszedł do domu i po raz pierwszy sam chciał coś ze sobą zrobić. Załatwiłam mu  przejazd z pielgrzymką na miejsce. Pieniądze zdeponowałam u pilotującego grupę księdza, który obiecał  przekazać  mu je na miejscu, a przede wszystkim wysadzić przy wiosce wspólnoty.

 

Łkałam coraz głośniej. To była moja wina, że  Marek nie potrafił znaleźć  się w  otaczającym świecie. Nie miał siły zawalczyć o swoje miejsce… pewnie czuł się niekochany.

 Byłam na pierwszym roku studiów, gdy się urodził. Jerzy kończył medycynę. Wcześniej był pośpieszny cichy ślub w urzędzie. Na kolacji poślubnej nikt z bliskich  nawet nie odważył się skłamać, że będzie dobrze. Plusem było to, że  Jerzy miał  małe mieszkanko kupione przez rodziców po dostaniu  się na studia. Ale i tak życie naszej trójki toczyło się na koszt  rodziców. Stale uczący się Jerzy mieszkał w kuchni, a ja z płaczącym i chorowitym synkiem w pokoju. Później było lepiej. Jerzy odbył staż i dostał etat. Ja też znalazłam pracę i studiowałam zaocznie. Mój czas dla dziecka skurczył się niepomiernie. Zamieniliśmy mieszkanie na dwupokojowe. Jerzy  zrobił specjalizację, wyjechał za granicę i nie wrócił. Nie zdążył  pochodzić z synem na mecze siatkówki i  męskie wyprawy w góry…

 Pomału zaczynało brakować mi łez. Podeszłam do umywalki. W lustrze  zobaczyłam  spuchniętego potwora z  czarnymi koleinami  rozpuszczonego tuszu na policzkach .

Obudził się we mnie sarkazm. Darowizna? Absorbująca praca w korporacji  podkopywała moje siły. Żeby odetchnąć musiałam wzmocnić swoją pozycję w firmie. Sprzedałam swojego  trzyletniego citroena C4, ale  zdawałam sobie sprawę, że wspólnocie narkomanów  bardziej potrzebny jest  pojemniejszy samochód.  Na nowego Jumpera brakło mi  kilkunastu tysięcy. Przemyślałam sprawę i poszłam do mojego szefa. Zaprezentowałam mu swój plan: 

 

– Panie prezesie, doskonale pan wie, że tworzenie wizerunku firmy wymaga misternej pracy?

– Hmm – zamruczał enigmatycznie prezes.

– Rynek jest coraz trudniejszy i nie wystarczy już dobry produkt i zadowolenie klienta. Trzeba jeszcze pokazać się na innych, niekoniecznie zawodowych, polach. Teraz duży nacisk kładziony jest na etykę. Dlatego inni biorą udział balach charytatywnych, sponsorują inicjatywy sportowe i zdrowotne.

– Do rzeczy, co pani proponuje – ponaglił.

– Darowiznę dla ośrodka leczącego narkomanów. Tamtejsza terapia jest prosta: módl się i pracuj. Żaden metadon ani inna chemia. Do zaakceptowania przez wszystkich, a szczególnie w kraju katolickim. Jest jeszcze jeden plus – to ośrodek międzynarodowy i ekumeniczny.

– Co mielibyśmy podarować – zapytał.

– Mikrobus. Sprzedałam mojego citroena C4, po dołożeniu kilkunastu tysięcy można zamienić go na nowego citroena Jumpera. Dzięki odpisowi podatkowemu udokumentowanej darowizny firma odzyska swój wkład. Ryzyko straty nie istnieje.

– A co pani z tego będzie mieć? – zapytał znienacka.

– To sprawa osobista, ale chcę tę sytuację wykorzystać dla dobra firmy.

 – Pani odpowiada za wizerunek firmy, choć ostatnio nie widzę fajerwerków.

 Dobrze, dołożę  brakującą kwotę, ale  oczekuję obiecanych korzyści. W przeciwnym razie to pani poniesie konsekwencje błędnej decyzji – zamknął sprawę prezes.

 

 

Długo myłam zimną wodą opuchnięta od płaczu twarz. Zgasiłam światło i weszłam do łóżka. Nikt nie powinien nic wiedzieć.

 Przyjadę  tu za pół roku. Wtedy pozwolą mi się  spotkać z synem.

 Wierzę, że po trzech latach Marek znajdzie swoje miejsce  w życiu, ale nawet jeśli całym jego światem  pozostanie  wioska wspólnoty, to i tak cieszę się, że do niej trafił.

Wróciliśmy dokooptowani do pielgrzymki  z naszego miasta, której organizator sensownie zaplanował niedrogi nocleg  na Słowenii. Była  jeszcze atrakcja – zwiedzanie jaskini Postojna. Rozszczebiotana księgowa z nieodłącznym aparatem fotograficznym podyrdała  na obcasikach za grupą ciągnąc za łokieć  nie do końca przekonanego drugiego wiceprezesa. Na cały głos bajdała o kręconych tu zdjęciach do filmu „Winnetou”.

 „Jakim cudem może pamiętać  tak zamierzchle czasy? -zastanowiłam się - chyba że obejrzała pięćdziesiątą powtórkę w telewizji”.

 Nie miałam ochoty na zwiedzanie, chciałam zostać choć na chwilę sama.

 

 Zgodnie z planem władze miejskie  zostały poinformowane o  szlachetnej darowiźnie, co zaowocowało przyznaniem odznaki Honoris Gratia naszemu prezesowi. Uznał to za splendor, więc w najbliższym czasie  mogłam nie obawiać się redukcji  etatu.

________ 

#     Święty Błażej.

 ## Witajcie! 

 

 

 

Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • E-mail znajomego:
  • E-mail polecającego:
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • Znajomy został poinformowany
Barbara K.W. · dnia 18.09.2014 05:31 · Czytań: 727 · Średnia ocena: 4,67 · Komentarzy: 11
Komentarze
Dobra Cobra dnia 18.09.2014 07:51 Ocena: Świetne!
Bardzo dobre i dojrzałe opowiadanie!


Barbaro,

Jest po prostu pieknie! Nie jestem wielbicielem prozy faktu i obyczajowej, lecz od tej opowieści nie mogłem sie oderwać. Jest tu dramat, przygoda, obcy kraj, ważny temat i szlachetność. Jak idało Ci się zmieścić to wszystko w krótkiej formie opowiadania?

Świetnie się czyta. Jestem zachwyconą! Tak trzymaj!


Pozdrawiam i do następnego!


Dobra Cobra
blaszka dnia 18.09.2014 11:44
Och, Barbaro

widzę tutaj pewną nierównowagę, gdyż znaczną część tekstu skupiasz na tytułowej darowiźnie, a to, co jest sednem i zaczynkiem opowieści traktujesz niemal jak wyjaśniające wtrącenie.
I powiem Ci, że to jest genialne posunięcie! Ta drobinka matczynych emocji wpleciona w szereg rzeczowych zdań dosłownie eksploduje w odbiorcy. Nie jestem w stanie wyrazić, jak bardzo poruszył mnie Twój tekst, a jednocześnie zachwycił kompozycją.
Gratulacje!
Barbara K.W. dnia 18.09.2014 13:49
Dziękuję za odwiedziny! Bałam się wrzucić to opowiadanie, ale raz kozie śmierć!
Mam wrażenie, że się straszliwie rozpisałam - a tu "krótka forma". Miłe

DoCo Cieszę się, że mimo niezbyt lubianej Ciebie kategorii przeczytałaś ten tekst.
Nie jest łatwo poddać publicznej ocenie swoje amatorskie teksty, bo trzeba schować do kieszeni fochy i dąsy, posłuchać co mają do powiedzenia inni, a to nie przedszkole i głaskania po główce spodziewać się trudno. Tym bardziej dziękuję za tak mile słowa.

Blaszko dziękuję, że mimo choroby zerknęłaś i to z tak miłym komentarzem. Chciałam, żeby było jak w życiu, gdzie o najważniejszych sprawach wspomina się "przy okazji".
Życzę zdrowia!
Serdecznie pozdrawiam
labedz dnia 18.09.2014 14:43
Dobry tekst, fajnie skomponowany. Mi rownież spodobala się proporcja nierowności, gdzie rdzeń sedna wtrącony jest jakby przy okazji. Ciekawy suspens to stworzyło i sprytnie skalibrowało calośc opowiadania. A że kaliber, przez rangę problemu, dość ciężki jest, to i inna sprawa.
Dobra robota!
Figiel dnia 19.09.2014 09:42 Ocena: Świetne!
Nie miałam wątpliwości, że za rzeczoną darowizną coś się kryje, więc już w początkowych fragmentach szukałam wskazówek, ale... nie znalazłam. Coś zaświtało przy pierwszej wzmiance o profilu placówki, ale bardziej spodziewałam się jakiegoś przekrętu ( ach!, co człowiekowi chodzi po głowie i jak pięknie wyuczył się, że jak coś pod płaszczykiem pomocy, to pewnie przewałka), ale zaskoczyłaś mnie zupełnie.
Temat narkomanii, cierpienia osoby dotkniętej nałogiem i jej najbliższego otoczenia podawany był wielokrotnie, ale Twój tekst niewątpliwie zapamiętam, właśnie dlatego, że jego istotę, zresztą bardzo realnie podałaś niejako obok. To duża sztuka tak podać treść, by wbiła się w pamięć z poziomu konstrukcji tekstu, która tylko wzmacnia wymowę. I tym mnie oczarowałaś.

Pozdrawiam:)
Barbara K.W. dnia 19.09.2014 13:22
Łabędziu! dziękuję za odwiedziny i tak życzliwy komentarz. Zachęcasz mnie do dalszego trudu, aby ulepszać swoje pisanie.

Figiel! Figlo!?Figlu!? Zaplątałam się, a chciałam być uprzejma. O, jak się cieszę, że nie od razu zorientowałaś się, jaki będzie finał! Dziękuję za tak mile słowa.

Serdecznie pozdrawiam
amsa dnia 19.09.2014 14:34
Barbaro - świetny tekst. Taki bardzo suchy, ale z pokładami wielu emocji i dobrym pokazaniem (chociaż skrótowym) problemu z jakim zmaga się wiele rodzin. Akurat tę sprawę znam dość dobrze i faktem jest, że większość wyleczonych narkomanów zostaje w pobliżu ośrodka. Są jednak i tacy, którym udaje się "wrócić" na łono społeczeństwa, a co ciekawe spora grupa tworzy związki małżeńskie, a wiedząc i rozumiejąc zagrożenie, potrafią stworzyć sobie i dzieciom, bezpieczny dom. Jak to powiedział jeden z terapeutów - dzieci ze szczęśliwych (w tym wypadku chodziło - bezpiecznych, akceptujących) rodzin - nie biorą. Jednak z drugiej strony trzeba mieć też świadomość, że młodzi sięgają na własne życzenie, a to rodzice oskarżają siebie o ich nałóg, co nie do końca jest przecież prawdą. I prawdą jest również i to, że podczas gdy narkomani zmieniają swoje życie i mentalność , ich bliscy nadal pozostają w strachu i nie umieją podążyć w zmianach z nimi. To jest jedną z przyczyn, chociaż nie jedyną, że wyleczeni wracają do ośrodków, już nie na leczenie, ale żeby móc normalnie funkcjonować. Akurat tej kwestii tutaj nie podjęłaś, bo opowiadanie na to nie pozwoliło, jednak tak mi się nasunęło.

Pozdrawiam

B)

dlaczego #? pewnie miało być *:)
Cytat:
ikona maki Bożej
- matki
Cytat:
na­szej fir­mie to 35 lat
- raczej słownie
Cytat:
Nie ro­zu­miem – bez­brzeż­ne zdu­mie­nie wy­ra­ża­ła każda część ciała Mi­cha­ła. To już nie była mowa, ale krzyk ciała.

Cytat:
Swię­ty Bła­żej.
- święty

no i z zapisem coś nie tak, interpunkcja też do korekty:), przejrzyj tekst pod tym kątem.
Barbara K.W. dnia 19.09.2014 15:19
Amso!
Dziękuję za wsparcie. Istotnie znasz problem. O poczuciu bezpieczeństwa i normalności w pobliżu ośrodka warto by też napisać, ale to trudne i tak samo z siebie nie przychodzi. Dziękuję za uwagi.To paradoks: cudze widzę, a na swoje jestem ślepa. Nie umiem dać gwiazdki, musiałabym wrócić do Worda. Zostawiłam Święty Błażej dużymi traktując jak nazwę.
Serdecznie pozdrawiam i jeszcze raz dziękuję za odwiedziny
al-szamanka dnia 20.09.2014 17:36 Ocena: Bardzo dobre
Cytat:
per­fek­cyj­nie czy­sty, pokój z ła­zien­ką.

przecinek zbędny
Cytat:
Długo myłam zimną wodą opuch­nię­ta(ą) od pła­czu twarz.

Cytat:
księ­go­wa z nie­od­łącz­nym apa­ra­tem fo­to­gra­ficz­nym po­dyr­da­ła na ob­ca­si­kach za grupą(,) cią­gnąc za ło­kieć


Bardzo dobry, sprawnie napisany tekst.
Nie od razu odkrywasz karty, przez co niespodzianka z Markiem nabiera mocniejszych akcentów.
No i te dwie pieczenie upieczone przy jednym ognisku.
Bo wydaje mi się, że finansowe poświecenie matki owocujące zabezpieczeniem miejsca pracy jest planem dalekowzrocznym. Nie potrzebuje się obawiać, że nie starczy jej na następną podróż do syna.
I w tym sensie tekst mocno nadziejny.

Pozdrawiam:)
Barbara K.W. dnia 22.10.2014 15:02
Przepraszam, że po długiej przerwie, ale bardzo gorąco dziękuje za odwiedziny i cenny, pomocny komentarz. Bardzo się cieszę, że się tekst podobał. Spróbuje znowu coś napisać z nadzieją, że przeczytacie.
serdecznie pozdrawiam
Usunięty dnia 20.08.2018 21:56
Masz talent do przeplatania akcji różnego rodzaju wtrąceniami itp. Niektórzy mówią, że tekst powinien być pozbawiony wszystkiego, co nieistotne z punktu widzenia akcji. Ale gdybyś tak zrobiła, to Twoje teksty przepadłyby, zniknęły. Dla mnie niezwykle istotne jest własnie dorzucanie kolejnych cegiełek "poza-wątkowych". A Ty to potrafisz, jak cholera!
Sam nie wiem czemu, ale Twoje teksty czyta się, nie mogąc się doczekać końca. Są bardzo dobrze napisane, mimo sporej ilości technicznych usterek.

Pozdrawiam
Polecane
Ostatnie komentarze
Pokazuj tylko komentarze:
Do tekstów | Do zdjęć
valeria
18/04/2024 19:26
Cieszę się, że przypadł do gustu. Bardzo lubię ten wiersz,… »
mike17
18/04/2024 16:50
Masz niesamowitą wyobraźnię, Violu, Twoje teksty łykam jak… »
Kazjuno
18/04/2024 13:09
Ponownie dziękuję za Twoją wizytę. Co do użycia słowa… »
Marian
18/04/2024 08:01
"wymyślimy jakąś prostą fabułę i zaczynamy" - czy… »
Kazjuno
16/04/2024 21:56
Dzięki, Marianie za pojawienie się! No tak, subtelnością… »
Marian
16/04/2024 16:34
Wcale się nie dziwię, że Twoje towarzyszki przy stole były… »
Kazjuno
16/04/2024 11:04
Toż to proste! Najeżdżasz kursorem na chcianego autora i jak… »
Marian
16/04/2024 07:51
Marku, dziękuję za odwiedziny i komentarz. Kazjuno, także… »
Kazjuno
16/04/2024 06:50
Też podobała mi się twoja opowieść, zresztą nie pierwsza.… »
Kazjuno
16/04/2024 06:11
Ogólnie mówiąc, nie zgadzam się z komentującymi… »
d.urbanska
15/04/2024 19:06
Poruszający tekst, świetnie napisany. Skrzący się perełkami… »
Marek Adam Grabowski
15/04/2024 16:24
Kopiuje mój cytat z opowi: "Pod płaszczykiem… »
Kazjuno
14/04/2024 23:51
Tekst się czyta z zainteresowaniem. Jest mocny i… »
Kazjuno
14/04/2024 14:46
Czuję się, Gabrielu, zaszczycony Twoją wizytą. Poprawiłeś… »
Gabriel G.
14/04/2024 12:34
Bardzo fajny odcinek jak również cała historia. Klimacik… »
ShoutBox
  • Zbigniew Szczypek
  • 01/04/2024 10:37
  • Z okazji Św. Wielkiej Nocy - Dużo zdrówka, wszelkiej pomyślności dla wszystkich na PP, a dzisiaj mokrego poniedziałku - jak najbardziej, także na zdrowie ;-}
  • Darcon
  • 30/03/2024 22:22
  • Życzę spokojnych i zdrowych Świąt Wielkiej Nocy. :) Wszystkiego co dla Was najlepsze. :)
  • mike17
  • 30/03/2024 15:48
  • Ode mnie dla Was wszystko, co najlepsze w nadchodzącą Wielkanoc - oby była spędzona w ciepłej, rodzinnej atmosferze :)
  • Yaro
  • 30/03/2024 11:12
  • Wesołych Świąt życzę wszystkim portalowiczom i szanownej redakcji.
  • Kazjuno
  • 28/03/2024 08:33
  • Mike 17, zobacz, po twoim wpisie pojawił się tekst! Dysponujesz magiczną mocą. Grtuluję.
  • mike17
  • 26/03/2024 22:20
  • Kaziu, ja kiedyś czekałem 2 tygodnie, ale się udało. Zachowaj zimną krew, bo na pewno Ci się uda. A jak się poczeka na coś dłużej, to bardziej cieszy, czyż nie?
  • Kazjuno
  • 26/03/2024 12:12
  • Czemu długo czekam na publikację ostatniego tekstu, Już minęło 8 dni. Wszak w poczekalni mało nowych utworów(?) Redakcjo! Czyżby ogarnął Was letarg?
  • Redakcja
  • 26/03/2024 11:04
  • Nazwa zdjęcia powinna odpowiadać temu, co jest na zdjęciu ;) A kategorie, do których zalecamy zgłosić, to --> [link]
Ostatnio widziani
Gości online:0
Najnowszy:Usunięty