Droga do Calabozo - labedz
Proza » Przygodowe » Droga do Calabozo
A A A
Od autora: Zapraszam na nieprzyjemną wycieczkę po bezdrożach ameryki poludniowej i dziewiczą wędrówkę po smakowaniu narracji iberoamerykańskiego realizmu magicznego.

 

 

 

 

 

Pierwszy raz usłyszałem o nim, gdy miałem trzynaście lat i wierzyłem, że każdy może być gwiazdą piłki nożnej, wystarczy dużo i cholernie szybko biegać. Dopiero później połamano mi obie nogi. Dziękowałem więc Bogu, że przynajmniej mogłem jeszcze chodzić.

 

Przeżegnałem się trzy razy, ucałowałem pozłacany krzyżyk, który wisiał mi u szyi na rzemyku z byczej skóry. Wstałem, podjąłem próbę otrzepania kurzu z kolana, ale nie przyniosło to żadnego widocznego efektu. Sucha od skwaru twarz, z pękającymi ustami, podobna była do otaczającej mnie po horyzont spękanej ziemi. A ja podobny byłem do pyłu, który miałem na sobie dosłownie wszędzie.

 

Powiedział mi o nim Krótki Juan, jeszcze w sierocińcu, ten niski, zezowaty brzydal, który zmarł nim dożył dwudziestki na chorobę weneryczną. Zakradł się po kryjomu i grzebał w kartotece, żeby wiedzieć, który z nas ma w papierach coś o narkotykach, bo któryś miał na pewno, a grzebał, gdyż bardzo chciał się załapać do jakiegoś wpływowego gangu i z zapałem szukał właściwych kontaktów. Paliliśmy haszysz tam gdzie zawsze, za śmietnikami, gdy wypalił nagle pytaniem, czy wiem, że mam bliźniaka.

 

Poczułem dreszcz. Słońce było już dość nisko zawieszone nad horyzontem i straszyło krwistą czerwienią, długi cień przydrożnej kapliczki kładł się na rozpalonym piachu, dając wytchnienie umęczonemu wężowi. Splunąłem. Zgrzyt żwiru pod butami wyznaczał raźny rytm zbliżania się do motocykla. Mogłem brzmieć jak ktoś zdecydowany na wszystko.

 

Wtedy, w sierocińcu, nie wziąłem tego na poważnie. Gdy miałem jednak już osiemnaście lat, zobaczyłem jego zdjęcie w gazecie, stojącego mężnie po prawicy swego ojca. I nagle, jakbym siebie zobaczył. Syn potentata, najzamożniejszego plantatora i przemysłowca w regionie, od którego blask bił prawie tak, jak spływało z niego bogactwo.

 

Zapiąłem kurtkę, starą, wytartą, wojskową, w stylu piechoty amerykańskiej. Dopalając papierosa sprawdziłem jeszcze raz trasę na mapie, ale ciągnąca się z południa na północ droga numer dwa, do Calabozo, i tak była jedyną możliwością na pustkowiu.

Kurtkę dostałem jeszcze w Argentynie, jako prezent od człowieka, który dał mi dobrą, godną pracę przy swojej niewielkiej, ale uczciwej hodowli koni, a chciał mieć we mnie syna. Poczciwy senior Carlos, Panie świeć nad jego duszą. Nie był człowiekiem na swoje czasy. Być może, na żadne czasy. Razem zdobyliśmy Aconcaguę, a nie byliśmy w stanie uchronić jego posiadłości, malowniczo położonej na południe od Corrientes, przed zupełnie nieprzypadkowym pożarem. Włożyłem pęknięte okulary i odpaliłem motor. Wiatr we włosach przeganiał myśli.

 

 

 

Po pewnym czasie miałem na jego punkcie obsesję. Udało mi się ustalić parę faktów. Kim teraz jest, czym się zajmuje, jakie miewa kobiety i jakimi samochodami się rozbija. Nie wiem kiedy wpadłem na myśl, że jest mi coś winien. Ale szybko zacząłem być tego pewien.

 

Unikałem moteli, noce spędzałem pod gołym niebem, przy ogniskach. Sprawdziłem colta, zabezpieczyłem. Na ulicach Rio de Janeiro, w rozmaitych favelas, nauczyłem się spać z bronią w ręku, ale zbyt wiele razy oddałem strzał niemal całkiem przez sen. To cud boski, że nigdy się nie postrzeliłem. Niemal taki, jak fakt, że przez te wszystkie lata nikt mnie nie zgwałcił, nie pociął na narządy, ani nawet nie okradł. Choć okraść to akurat nigdy nie bardzo było z czego. A szrama na policzku jest pamiątką po bądź co bądź, ale jednak honorowej walce na tulipany z porozbijanych butelek.

 

Jego twarz nie miała żadnych wad, rys, zmarszczki czy choćby pryszcza. Ja to wszystko nosiłem chyba za nas obu.

 

W Chile, na plantacji winogron, gdzie pracowałem jako młodszy zbieracz, później jako kierowca, a dorabiałem jako kurier graniczny kartelu narkotykowego, wiele się nasłuchałem o majątku jego ojca. Łącznie z legendami o basenie wypełnionym tequilą, o dwóch dorodnych, wypielęgnowanych tygrysach w diamentowych obrożach, o prywatnej armii ochroniarzy i przydomowym burdelu urządzonym w stylu arabskiego haremu. O którym zresztą wiedziała doskonale żona rzeczonego plantatora, a matka mego brata bliźniaka, lecz z godnością i honorem zdawała się nie zaprzątać sobie tym głowy.

 

Głowę Fridy Gonzalez, mojej pierwszej i jedynej miłości znalazłem kiedyś w lodówce, w jej mieszkaniu w slumsach La Paz, po trzech tygodniach poszukiwań. Mimo iż nie była pochodzenia indiańskiego, wcisnęli jej na głowę melonik, który często można oglądać na głowach kobiet w Boliwii. Na czole miała wycięty znak armii Rewolucyjnego Ruchu Nacjonalistycznego, ale nawet policja nie dała się na to nabrać. Gdzie ja wtedy byłem, jak dopadli ją w ciemności oszczanej klatki schodowej?

 

Przetrząsając kiedyś Internet, znalazłem zdjęcie mojego brata bliźniaka z pielgrzymki do sanktuarium Matki Boskiej z Guadalupe. Wyglądał jak święty, być może tylko ja widziałem w jego oczach, że błagał tam o cudowne wyzdrowienie z białaczki. Na marne. Przedstawiona na płótnie z agawy Matka Boska z Guadalupe była po meksykańsku beznamiętna jak zwykle.

 

Swoją matkę natomiast odnalazłem w Peru, mieszkającą z ośmioma osobami rodziny, której nigdy nie poznałem. Łzawe lamenty i jęki przeprosin fałszowały mi w uszach długo jeszcze, gdy przekraczałem granicę z Kolumbią, a opowieści o ciężkim i jakże niewdzięcznym życiu surogatki wywołują u mnie mdłości nawet dziś.

Matka miała urodzić dziecko parze bogaczy, którzy z jakiegoś powodu nie mogli mieć potomstwa naturalną metodą. Wywiązała się z obowiązku nader rzetelnie, gdyż powiła bliźniaki. Ale zamówienie było jasne – jedno dziecko. Wybrali to z prawej. Malec z lewej, musiał trafić do sierocińca.

 

Oto ja. Ernesto Pedro Rodriguez, ten lewy. Może dlatego jestem leworęczny, powiedział mi kiedyś stary, bezzębny wielbiciel Margarity w spelunie o cholernie kłamliwej nazwie „Solo un poco”. Wyszedłem z niej biedniejszy o wszystkie pieniądze i bogatszy o stary motocykl i nóż myśliwski. Oraz o plan na życie, którego osią była przejmująca potrzeba zemsty.

 

Ta podróż zajęła mi niemal całe życie, zmieniając je przy okazji. Nie jestem już tym człowiekiem, który w nią wyruszał. Gdy dotrę, nie będę tym, kim chciałbym być. Możliwe, że nigdy nie miałem okazji być tym, kim chciałbym. W każdym z tych miejsc, w których się pojawiłem, mówili, że mogłem kiedyś stać się kimś innym, zatrzymać się i zsiąść z motocykla, zacząć wreszcie żyć po swojemu. Myślałem wtedy, że przedstawiali mi życie jak zmięty folder reklamowy. I nie chodziło tylko o to, że nie miałem szczęścia w losowaniu na porodówce. Chodziło o determinację, o to, że chciałem stanąć przed nim, twarzą w twarz, i chciałem, żeby wiedział, że nie jest ode mnie lepszy. Że pora na spłatę długu za szczęście, że pora na wyrównanie krzywd. Na zamianę miejscami.

Dziś już nie wiem, czy czasem ktoś z nich nie miał racji.

 

Sam już nie jestem tak pewien jak kiedyś, kim będę na końcu tej drogi. Wiem, że będzie tam na mnie czekać nieodwołalna decyzja, być może ktoś zginie, być może to będę ja, i być może sam się zastrzelę. Być może niczego od niego nie dostanę, być może zaśmieje mi się w twarz, być może niczego już od niego nie będę chciał. Uniosłem głowę, splunąłem. Jedno jest pewne. Droga do Calabozo, przecinająca Wenezuelę, to ostatni punkt na mapie do celu.

Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • E-mail znajomego:
  • E-mail polecającego:
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • Znajomy został poinformowany
labedz · dnia 21.09.2014 08:31 · Czytań: 1005 · Średnia ocena: 4,83 · Komentarzy: 24
Komentarze
Figiel dnia 21.09.2014 11:19 Ocena: Świetne!
Witaj, labedz,
nie będę się rozwodzić. Świetnie napisana, mocna rzecz. Szacun.
amsa dnia 21.09.2014 14:32
labedz - zaczytywałam się kiedyś w latynoamerykańskiej literaturze, więc z przyjemnością sięgnęłam po twoje opowiadanie. Jest klimat, jest opowieść drogi, jest fatum i niewiadoma, znaczy się jest świetna historia. Poniżej powtórki, ale od razu mówię, wcale mi nie przeszkadzały, pewnie wcześniej też się zdarzyły, ale pokazałam, bo, gdybyś zechciał, może jeszcze udoskonalić tekst.

Pozdrawiam

B)

Cytat:
o pry­wat­nej armii ochro­nia­rzy i o przy­do­mo­wym
- bez drugiego o
Cytat:
Gdy dotrę, nie będę tym, kim chciał­bym być. Być może nigdy nie mia­łem oka­zji być tym, kim chciał­bym. W każ­dym z tych miejsc, w któ­rych byłem
- trochę za dużo tego być
Cytat:
za­cząć wresz­cie swoje życie. My­śla­łem wtedy, że przed­sta­wia­li mi życie jak zmię­ty fol­der re­kla­mo­wy.
- życie powtarzasz tutaj, a i wcześniej też jest
Zurbanizowany dnia 21.09.2014 14:48
Witaj, labedz

Mocna rzecz. Jest to opowiadanie z tych jakie lubię, trzyma człowieka na najwyższym biegu od początku do końca. Czułem na grzbiecie to gorące, lepkie powietrze tropików… Dobre.

Pozdrawiam
al-szamanka dnia 21.09.2014 14:50 Ocena: Świetne!
Popisówa, Łabędź, po prostu popisówa.
Czego tu nie ma, a właściwie, czego tu nie poczułam, skojarzyłam, przypomniałam sobie.
Ożywiłeś echa.
Poszedłeś tekstem niczym Easy Rider, powiało Stu latami samotności, a Che spoglądał gdzieś z boku.
Nieprawdopodobna historia bliźniaków.
Fortuna jednak kołem się toczy.
I wyobrażam sobie dobrze zgorzknienie Twojego bohatera, bo życie nie rzuciło dla niego 21 w oczko, bo wygrał ten, który tak naprawdę miał identyczną szansę.
Opowiadanie odebrałam jak balladę dziwnego życia.
Z nieprawdopodobnie barwnym klimatem w tle.
Wciągającą.

Pozdrawiam:)
zajacanka dnia 21.09.2014 16:32 Ocena: Świetne!
No, no...
Niby leniwie, wolno toczy się ta opowieść, w suchości i pyle, ale czuć podskórnie tętniące emocje bohatera. Jak szamanka, miałam skojarzenia z Marquezem, u mnie bardziej "Kronika zapowiedzianej śmierci" - jedna z moich ulubionych - pojawiła się przed oczyma, czytając.
Bardzo dobry tekst. Świetna atmosfera, dobrze oddane uczucia, nawiązania religijne. Doskonałe otwarte zakończenie. Bardzo na TAK!

Pozdrawiam!
labedz dnia 21.09.2014 23:41
Dzięki, Figielku. Cieszę się, że się podobało.
Pozdrawiam serdecznie!

Droga amso, poprawki jak najbardziej słuszne, dziękuję za ich zaproponowanie. Niezwłocznie wprowadzę je w życie.
Dzięki za wizytę i czujne oko, pozdrawiam!

Cieszę się, Zurbanizowany, że i Tobie przypadł tekst do gustu.
Fajnie, że wpadłeś poczytać. Pozdrawiam!

Cieszę się, al-szamanko, że i na Ciebie tekst zadziałał. Miło Cię widzieć pod moim wytworem.
Pozdrawiam serdecznie!

Hej, zajacanko, zadowolony jestem, że i u Ciebie zagrały marquezowe konotacje, a opowiadanie jakoś tam się podobało.
Pozdrawiam!
Barbara K.W. dnia 22.09.2014 11:02
Ooo! Opowieść drogi. Przemierzanie drogi życia, czy wędrówka do założonego celu dają nam wartość nie do przecenienia - czas. Czas modyfikuje emocje i podjęte decyzje. Podobało mi się! A duch kultury iberoamerykańskiej wyraźnie unosi się nad opowieścią rozsnuwając mgiełkę absurdu, okrucieństwa, tajemnicy.
Serdecznie pozdrawiam
labedz dnia 22.09.2014 17:51
Tak jak zauważyłaś, Barbaro, to opowieść głównie o czasie i jego działaniu na decyzje, na determinację, na człowieka w ogóle. Nawet tak zatwardziałego, jak południowoamerykaniec.
Cieszę się, że Ci się spodobało i dzięki za wizytę!
Dobra Cobra dnia 22.09.2014 18:12 Ocena: Bardzo dobre
Ale bedzie druga część czy jak?


Panie labedz,

To odważna sprawa próbować pisać tak jak pisał noblista.

Wykonanie trochę kuleje, bo jest wiele niezgrabności tekstowych, szczególnie w pierwszej części tej części (jeśli to jest część). I właściwie to sprawia, że zapłakałem nad całością.

Bo tekst to pomysł, styl i wykonanie. Sam pomysł bardzo dobry, a styl, noooo, jakby pożyczony. Chyba, że to Twój oryginalny styl, a Garcia to jakiś przypadek literacki. Tak jest?


Jednak, jako marny i tendencyjny piewca prozy, czołą chylę przed talentem i pracowistością Kolegi, gdyż ja lajtowo nieco traktuję lyteraturę oraz bez należnej jej atencji.


Jeśli zatem jesteś, drogi, zaciekawiony warstwą niezgrabności, które mię rażą. i chciałbyś je poznać - daj znać. Spróbuję pomóc. Jeśli natomiast niezainteresowanyś - zrozumiem.


Ułony i szacuneczek za śmiałą próbę...

DoCo
labedz dnia 22.09.2014 18:53
Drogi DoCo,
nie przewiduję drugiej części ani jakichkolwiek kontynuacji. Otwarte zakończenie miało być zamknięciem tematu.

Pomysł, cieszę się, że przypadł Ci do gustu, styl - a i owszem, mało mój, to raczej coś w rodzaju intertekstualnego hołdu, pokłonu dla pisarstwa latinoamerykanckiego. A czy jestem zaciekawiony warstwą niezgrabności? No ba! A po cholerę, w przeciwnym razie, głowę bym Ci zawracał? :)
Za wszelkie niezgrabności, które Cię rażą, oraz rzetelne wytknięcie potknięć będę szczerze zobowiązany.
Dzięki za wizytę i liczę na dalsze uwagi!
Usunięty dnia 22.09.2014 19:02
Drogi Łabędziu, piękny ptaku, jak już wcześniej wspomniałam, żadnych mądrych i technicznych uwag ode mnie nie dostaniesz, bo ja laik prozatorski jestem. Jednak czytelniczy nie.
Odczucia, jakie mam po przeczytaniu tekstu są następujące. Otóż, przez trzy czwarte teksu (kurde ta matematyka mnie dziś prześladuje), nie miałam żadnych odczuć. Owszem, ładne opisy, czego zazdroszczę, bo sama jako poetka jeszcze tak nie potrafię, jednak w trakcie z lekka mnie znudziło.
Ale, dotarłam do pozostałej części i w tejże części zaczęło się coś dziać. To, co zaczęło się dziać, podobało mi się, choć domyśliłam się po drodze, co dziać się będzie.
W każdym razie, trochę długo musiałam czekać na punkt kulminacyjny tekstu. Zupełnie jak z przydługą grą wstępną.
Generalnie, jestem zadowolona z lektury, bo poczytałam o świecie, którego dotąd nie znałam, a który w moim odczuciu ładnie opisałeś.
Podziwiam bohatera za jego determinację, widać taki był cel jego życia, a przy okazji, doświadczył innych rzeczy. Tekst brzmi dla mnie refleksyjnie. Bohater czuje swego rodzaju żal. Ale każdy z nas czuje jakiś żal. I może on wyznacza drogę życia. Choć myślę, że to kwestia wyboru.
Widzisz, Twój tekst jest dla mnie bardziej edukacyjny, niż komentarz, który napisałam.
Ale co tam jesteśmy tu po to, żeby się rozwijać. Nie tylko jako osoby tworzące, ale również jako czytające, prawda?:)

Miło mi było. Do poczytania następnym razem:)
blaszka dnia 22.09.2014 19:08
Witaj Labedziu,

pomijając styl, dzięki któremu przez tekst płynie się gładko i momentalnie znajduje w iberoamerykańskim klimacie, zafrapowałeś mnie treścią. Ileż to po drodze do Calabozo zrodziło się emocji, ileż refleksji. Dlaczego zemsta i śmierć, dlaczego nie Książę i żebrak? Bo może najpierw warto się przekonać czy splendor i bogactwo z góry przesądzają o szczęściu...
Wartościowy i klimatyczny utwór.
Gratulacje!
labedz dnia 22.09.2014 19:17
Przemiła wiktorio, a byłem pewien, że przydługa gra wstępna, to zawsze jest atut.;) Ale rozumiem Twoje odczucia. Że długo nic się nie dzieje. Na swoją obronę dodam, że zależało mi na tym, aby stworzyć wrażenie właśnie "niedziania się", chodziło mi o to, żeby trochę po hamletowsku, zawiesić bohatera w braku działania. By - choć zmierzał do tego całe życie - zatrzymał się na progu i zastanawiał się, czy nie zawrócić. Opowiadanie drogi, w czasie postoju. W sensie przenośnym oczywiście.
Dzięki za poczytanie i wrażenia!

Droga blaszko, bardzo się cieszę, że podróż do Calabozo trochę ubarwiła Ci widoki i zasiało emocje, pobudziło do refleksji. Miło mi to czytać. Dzięki również za gościnę!
mike17 dnia 22.09.2014 19:22 Ocena: Świetne!
Problem polega na tym, że bohater jest ciągle w drodze, jak długiej, tego nie wie nikt, może wiecznej, bo czas to cwany gracz, lubi "puchnąć" i wówczas mała chwila rozrasta się do rozmiarów stulecia, a bywa że stulecie nic nie warte - wchłania go chwila.

Obsesja brata bliźniaka wcale nie dziwi: skoro tak daleko padli od siebie, bohater ma prawo poznać go i coś "z tym" zrobić, choć pewnie sam do końca nie wie, jakby to rozegrał, jak może wyglądać spotkanie z kimś, kogo się pozornie zna, a kto może jako wielka niewiadoma zaskoczyć, a może powalić na ziemię...

Ujmujesz dbałość o klimat: tę Amerykę pustyń i suchych przestrzeni się tu niemal fizycznie czuje, dałeś kawał dobrej roboty, Wojtek, jeśli chodzi o budowę backgroundu, dla mnie to mistrzostwo, widziałem te miejsca, czułem cały ten feeling.

Spokojna, stonowana narracja wcale nudną nie jest, choć może chwilami zastanawiać brak "dziania się", ale cała ta opowieść operuje bardziej nastrojem, niż wypunktowaniem poszczególnych wydarzeń, gwałtownych zwrotów akcji czy przemian duchowych.
Tu chodzi o to, co "pomiędzy" przeróżnymi faktami z przeszłości, co w szczelinach...

Kino drogi, co może nie mieć końca, bo?
Bo może bliźniak będzie nieuchwytny i ta podróż potrwa do końca czasu.
Kto wie, może nigdy się nie skończy, może wraz z żywotem bohatera, bo może to pogoń za cieniem?

Bardzo klimatyczne, egzotyczne, momentami wręcz odrealnione.
Czyta się bez napięć, w sensie, że nie nerwowo, bo sama opowieść płynie leniwie.
Ale to nie zarzut, to jakby strumień, który cicho drąży skałę, tę skałę-ból, na który cierpiał bohater, i właśnie upływ czasu można uznać tu za integralną cześć historii, bo dni, miesiące układały się w tę podróż, a czasem bywa tak, że z takich podróży pamięta się właśnie uciekające dni.

Well done, stary :)

O warstwie językowo-literackiej nie wspomnę, bo to pisanie z najwyższej półki.

PS. Z prozą Marqueza raz miałem styk, ale zupełnie do mnie nie przemówiła, zbiór opowiadań "Alef", nie moja bajka, co nie zacząłem czytać, to kończyłem.
Usunięty dnia 22.09.2014 19:37
No to mnie zawiesiłeś Drogi Łabędziu w niebycie, tym tekstem oczywiście. Czasem tak mam, czy aby nie zawrócić. W tym przypadku, nie zawróciłam i wcale nie żałuję.

Chętnie poczytam coś jeszcze. Może w tym czasie dorosnę do rodzaju Twoich tekstów, bo na razie to mała dziewczynka ze mnie.:)
labedz dnia 22.09.2014 19:56
Ha! Michale, po raz kolejny jestem świadkiem przenikliwości Twojego wczytywania się w tekst i rozgryzania go tak dogłębnie, odczytywania zamysłów i intencji, podążania za istotą tekstu i docierania do sedna. I znów jestem pod wrażeniem, bo masz także i do tego niebywały talent i wprawę.
Pewnie na świecie jest tak, że nie każdy tekst jest dla każdego, ktoś lubi takie kawałki, ktoś inne, kogoś kręci siaki styl, kogoś zupełnie odmienny. Mam wrażenie, że mi bardzo pasuje Twój, a i Ty w moim dobrze się odnajdujesz i czujesz. Ale przecież i nie tylko w moim - ilekroć pod jakimś tekstem przeczytam Twoją opinię, chyba dosłownie zawsze mógłbym się podpisać pod Twoimi uwagami i spostrzeżeniami. Naprawdę jestem zachwycony z jakim "słuchem absolutnym" czytasz teksty rozmaite, stąd też nic dziwnego, że tak bardzo liczę się z Twoim zdaniem.
Widzisz, Ty te pustynie widziałeś, czułeś na języku tamto powietrze, ja nie. Chciałbym kiedyś poczuć i może dane mi będzie tam kiedyś pojechać, ale jak dotąd, nie miało to miejsca. Ty znasz to z własnej skóry, tym bardziej mile łechce mi ego, że zdołałem tak to sklecić, że czujesz tamten klimat także i w moim opku, że brzmi to choć trochę wiarygodnie.
Twoje uwagi odnośnie narracji, są dokładnie tym, co chciałem w tym tekście zasadzić, cieszę się więc, że da się to tam jednak poczuć. To niedzianie się, ta opowieść snująca się nastrojem i to właśnie "pomiędzy", to - jak to trafnie ująłeś - "w szczelinach".
O Twoim, skądinąd całkiem sprytnym, pojęciu "puchnięcia" czasu ciągle pamiętam, bo zainspirowało mnie to dość mocno, a i fakt, że z czasu chciałem uczynić w moim opowiadaniu jeszcze jeden, zmieniający rzeczywistość żywioł. Fajnie widzieć Cię pod tym kawałkiem, dzięki za miłe słowo.

Droga wiktorio, śmiało, zapraszam, pozwiedzaj czasem mój kramik.:)
Figiel dnia 22.09.2014 20:14 Ocena: Świetne!
labedz,
podobało, to za małe słowo. Mnie Twój tekst tak wtopił w słowa i klimat, że nie komentuję treści, bo nie chcę tego stanu przegadać. Nadal nie chcę, wiec niech tak pozostanie. W każdym razie kłaniam się, bo widzę talent.

Pozdrawiam:)
Dobra Cobra dnia 22.09.2014 22:02 Ocena: Bardzo dobre
Tyle mnie się rzuciło, alem nie jest wybitny polonista, więc, jak Ci się coś nie spodoba - możesz powiedzieć do mnie: od....dol się. Czysta sytuacja. Męska.



Cytat:
Pierwszy raz usłyszałem o nim, gdy miałem trzynaście lat i wierzyłem, że każdy może być gwiazdą piłki nożnej, wystarczy dużo i cholernie szybko biegać.
Pierwszy raz usłyszałem o nim, gdy miałem trzynaście lat i wierzyłem, że każdy może być gwiazdą piłki nożnej, wystarczy tylko dużo i cholernie szybko biegać. Chyba tak byłoby zgrabniej.

Cytat:
Dopiero później połamano mi obie nogi. Dziękowałem więc Bogu, że przynajmniej mogłem jeszcze chodzić.
Strasznie niewygodne to zdania, bo mu połamało nogi a jeszcze mógł łazić. Rozumisz.

Cytat:
Powiedział mi o nim Krótki Juan, jeszcze w sierocińcu, ten niski, zezowaty brzydal, który zmarł nim dożył dwudziestki na chorobę weneryczną
Jeszcze w sierocińcu powiedział mi o nim Krótki Juan, ten niski, zezowaty brzydal, który zmarł nim dożył dwudziestki na chorobę weneryczną. Chyba lepiej brzmi.

Cytat:
Paliliśmy haszysz tam gdzie zawsze, za śmietnikami, gdy wypalił nagle pytaniem, czy wiem, że mam bliźniaka.
paliliśmy - wypalił - zbyt bliskio podobnobrzmiące wyrazy.

Cytat:
Unikałem moteli, noce spędzałem pod gołym niebem, przy ogniskach. Sprawdziłem colta, zabezpieczyłem.
Unikałem moteli, noce spędzałem pod gołym niebem, przy ogniskach. Zawsze sprawdzałemi zabezpieczałem colta. Lepiej brzmi i czasy są te same!

Cytat:
W Chile, na plantacji winogron, gdzie pracowałem jako młodszy zbieracz, później jako kierowca, a dorabiałem jako kurier graniczny kartelu narkotykowego,
W Chile, na plantacji winogron, gdzie pracowałem jako młodszy zbieracz, później jako kierowca, dorabiałem też jako kurier graniczny kartelu narkotykowego, (dorabiający jako kurier - w zależności, jak chcesz, żeby brzmiało to zdanie).


Kurde, to ile on lazł do tego celu? Pół życia? No weź nie gadaj, pliz! Nawet na piechotę można szybciej ;)

Szkoda, że nie ma jakiegoś rozwiązania, tylko zostajemy z połową wacka w pupie. I co teraz? Ani wsadzić głebiej, ani wyjąc.

;)


Pozdrawiam,

DoCo
labedz dnia 23.09.2014 10:45
Ależ właśnie owo pozostanie z połową wacka w pupie, to jest ten niekomfortowy stan zawieszenia, o jaki mi chodziło. Skoro bohater jest trochę w dupie z emocjami, w świetle zaistniałych wydarzeń i obsesji, to i niech czytelnik nieco będzie.
I tak, bohater owszem, lazł do tego celu pół życia, ale nie tak od razu. Dojrzewał do tego. Podróż rozwleczona w czasie, z rozmaitymi przystankami życiowymi po drodze. Punktami, gdzie wszystko mogło się zmienić, ale jakoś się nie zmieniło. Choć coś tam zostawiło.
To tak tytułem obrony.
A zaproponowane poprawki biorę w całości, faktycznie - dużo lepiej to w Twojej wersji brzmi. Daj znać, gdzie przelać piniondze za korektę.:)
Dobra Cobra dnia 23.09.2014 16:12 Ocena: Bardzo dobre
Konta jeszczem nie założył, ale jak kidy to uczynię - nie omieszkam dać znać. I dzięki za te wyjaśnienia. Rozumiem je, jednak - uwierz - lepiej byłoby jakoś lepiej to skończyć. Po to jesteśmy pisarzami i mamy łby nie od parady ;)

Jeśli jednak pitolę - daj mi po prostu w pysk!

DoCo
labedz dnia 23.09.2014 16:17
Konto, czy bez konta - tak czy siak dziękuję! :)

Pozdrówki!
Dobra Cobra dnia 23.09.2014 21:14 Ocena: Bardzo dobre
Ukłony!

Dobrą rzecz ześ wysmażył!

DoCo
mede_a dnia 03.10.2014 18:10 Ocena: Świetne!
Gdybym przeczytała Twoje opowiadanie jako anonimowe wśród wielu portalowych, wiedziałbym, że to Ty. Masz niepowtarzalny styl – nonszalancki, daleki od elegancji, cyzelowania każdego słowa, a jednak w efekcie niesamowicie prężny, soczyście smakowity i nie do podrobienia. Umiesz prowadzić rzecz tak, by odbiegała tak daleko od szkolnych zasad zawiązania akcji, rozwinięcia, punktu kulminacyjnego i zakończenia – jak stąd do wieczności. Bo to już znacznie wyższy stopień wtajemniczenia niż akademicka poprawność, gładkość i …. powtarzalność schematów językowych i narracyjnych. Zarzut „niedziania się” w przypadku Twojej „Drogi do Calabozo” modyfikuje się w warstwie treściowej w ogromny plus. To sztuka sprawić, by tak skomponowany tekst wciągał i zachwycał – jak mnie. Nie dzieje się, bo świadomie rezygnujesz z tradycyjnej narracji, unieważniasz intrygę, ów tradycyjny ciąg przyczynowo – skutkowy, a nie, że nie potrafisz, mój postmodernisto I w rezultacie mamy opowiadanie magiczne, z niezwykłym klimatem Południowej Ameryki, kontynentu kontrastów nie tylko materialnych, ale i religijnych oraz mentalnych. Udało Cię się wprowadzić mnie - czytelnika - w świat, który, choć okrutny, urzeka. Wiele nawiązań do iberoamerykańskich Noblistów, ale mnie przede wszystkim powrócił do „W poszukiwaniu straconego czasu” - właśnie w zakomponowaniu przestrzeni czasowej, niespójnością czasu rzeczywistego a czasu dziania się. Świetnie realizujesz pomysł w trybie magicznym, wyznaczonym nie wskazówkami zegara, a strumieniem świadomości bohatera. A mimo to jest spójnie, intrygująco, żywo.
Gdybyś Ty nie był leń i więcej pisał… Ech!
labedz dnia 05.10.2014 19:14
Będę więcej pisał, ale piszę mało, bo właśnie jestem mało leniwy i cholernie dużo pracuję ostatnio zawodowo. Nie ma czasu na nic.
Cieszę się, że Ci się podobało i dzięki za wizytę! :)
Polecane
Ostatnie komentarze
Pokazuj tylko komentarze:
Do tekstów | Do zdjęć
Jacek Londyn
07/12/2024 18:29
Wydawać by się mogło, że w tytule opowiadania Autor… »
valeria
06/12/2024 23:09
A już myślałam, że wszystko leży:) »
pociengiel
06/12/2024 21:36
stalker pozoruje komentarz. Na ten ból gastrolog nie pomoże. »
Pulsar
06/12/2024 17:53
Ludzie z pociągu, nie byli objęci marketingiem i… »
pociengiel
05/12/2024 19:49
Wypracowanie pod założenie, że skoro nie da się zmierzyć z… »
Darcon
05/12/2024 18:03
Zabawne. Lubię absurd, zwłaszcza gdy w braku logiki, jest… »
Leszek Sobeczko
05/12/2024 17:21
Dziękuję ajw Dużo czau od publikacji tego wiersza.… »
ajw
04/12/2024 13:50
Świat oszalał. Tyle w temacie. Pozdrawiam serdecznie :) »
ajw
04/12/2024 13:48
Byś się zdziwił. Jest wielu ludzi, którzy kochają wyłącznie… »
gitesik
04/12/2024 11:45
Bardzo intymna zwrotka. »
ajw
04/12/2024 11:40
Bardzo ładna pełna delikatności miniatura. Lubię Twoją… »
gitesik
04/12/2024 11:39
Rzeczywiście to słowo "grzyby" użyłem cztery razy… »
Wiktor Mazurkiewicz
04/12/2024 10:57
Dziękuję Iwonko, a któż by śmiał nie kochać przyrody,… »
domofon
04/12/2024 10:52
ajw, nie namawiam, nie zniechęcam. ;) »
valeria
03/12/2024 17:36
Ja to się targuję przez cały rok, nie kupuję normalne:) »
ShoutBox
  • Berele
  • 16/11/2024 11:56
  • Siema. Znalazłem strasznie fajną poetkę: [link] Co o niej sądzicie?
  • ajw
  • 01/11/2024 19:19
  • Miło Ciebie znów widzieć :)
  • Kushi
  • 31/10/2024 20:28
  • Lata mijają, a do tego miejsca ciągnie, aby wrócić chociaż na chwilę... może i wena wróci... dobrego wieczorku wszystkim zaczytanym :):)
  • Szymon K
  • 31/10/2024 06:56
  • Dziękuję, za zakwalifikowanie, moich szant ma komkurs. Może ktoś jeszcze się skusi, i coś napiszę.
  • Szymon K
  • 30/10/2024 12:35
  • Napisałem, szanty na konkurs, ale chciałem, jeszcze coś dodać. Można tak?
  • coca_monka
  • 18/10/2024 22:53
  • hej ;) już pędzę :) taka zabiegana jestem, że zapominam się promować ;)
  • Wiktor Orzel
  • 17/10/2024 08:39
  • Podeślij nam newsa o książce, wrzucimy na główną:)
  • coca_monka
  • 14/10/2024 19:33
  • "Czterolistne konie" wyszły na początku września, może nawet gdzieś się wam rzuciły pod oczy ;)
  • coca_monka
  • 14/10/2024 19:32
  • Bonjour a tout le monde :) Dawno mnie tu nie było! Pośpieszam z radosną informacją, że można mnie zakupić papierowo :)
  • mike17
  • 10/10/2024 18:52
  • Widzę, że portalowe życie wre. To piękne uczucie. Każdy komentarz jest bezcenny. Piszmy je, bo ktoś na nie czeka :)
Ostatnio widziani
Gości online:0
Najnowszy:Usunięty