Nazwisko panieńskie, cz. 3 - Anima
Proza » Obyczajowe » Nazwisko panieńskie, cz. 3
A A A
Od autora: Kontynuacja tekstu: http://www.portal-pisarski.pl/czytaj/47995/nazwisko-panienskie-cz-2

Tylko szaleńcy lubią poranki”, pomyślał Dżej, nim zrobił to, czego każdego wieczoru obiecywał sobie już nigdy więcej nie czynić – otworzył oczy. Tak bardzo nie znosił wstawać z łóżka! Nie ma na tym świecie nic bardziej deprymującego, przerażającego i jednocześnie pozbawionego sensu niż wschodzące słońce.

Trzydziesty pierwszy lipca. Nie zmieniał piżamy dokładnie od miesiąca. Zapamiętał datę, bo ostatni dzień czerwca tego roku przyniósł ze sobą koniec. Wszystkiego.

Na przykład koniec Wowo, bojownika szmaragdowego. Dżej jak codziennie rano rzucił Wowo trochę karmy ze sklepu zoologicznego, przekręcił (wydawało mu się, że w odpowiednią stronę) gałkę z tyłu akwarium i pobiegł na uczelnię. Kiedy wrócił, okazało się przez roztargnienie ustawił temperaturę o dwadzieścia stopni za dużo i bojownik usmażył się na węgiel. Dżej chciał go zjeść na obiad, bo był głodny jak diabli, ale nie miał sumienia.

Na przykład koniec studiów. Oblał ważny egzamin, bo pytania były za trudne. Albo on za głupi. To i tak bez znaczenia. Właściwie nie pytania, a jedno pytanie. Konkretnie: czy Bóg istnieje? Idiotyczne jak na początek obrony pracy magisterskiej z religioznawstwa. Powiedział po prostu, że nie wie i nie, niestety, nie jest w stanie rozwinąć wypowiedzi. A później się zestresował, zaczął plątać, osiemnaście razy w ciągu półtorej minut użył określenia „swoiste zwierzchnictwo” (jeden z asystentów liczył), jąkał się, kluczył i nic z tego nie wyszło. Drugie podejście we wrześniu.

Na przykład koniec związku. Zostawił dziewczynę, bo po raz kolejny zrobiła mu scenę zazdrości na środku ulicy. Poszło o wakacje last minute w Turcji. Czy może w Egipcie? Nie pamiętał dokładnie. Tłumaczył, że będzie za gorąco i szkoda kasy. Ona tłumaczyła, że obiecał. Tym razem darła się (czy raczej piszczała) tak przeraźliwie, że spłoszyła nawet Pimpka, nieustraszonego kundla sąsiadów. A że Dżej zawsze był wrażliwy na cierpienie zwierząt, żałosny skowyt psiaka okazał się przysłowiową kroplą, która przelała czarę goryczy.

Na przykład koniec pieniędzy. Zadzwonił do ojca, żeby się wyżalić, a ten zamiast go pocieszyć wygłosił pompatyczne kazanie o odpowiedzialności i powiedział, że nie da mu ani grosza na wakacje, nad czym Dżej specjalnie nie ubolewał, bo w końcu i tak nie miał już ochoty nigdzie jechać.

I wreszcie – koniec pracy. To akurat było do przewidzenia, bo podczas wakacji uniwersytet trzeciego wieku jest nieczynny.

Wszystko by ścierpiał, i tego Wowo, i nawet studia, o dziewczynie nie wspominając, tylko nie tę cholerną utratę pracy. Uwielbiał opowiadać staruszkom o Nietzschem. Tak sympatycznie kiwały wtedy głowami, usilnie i bez efektu udając, że rozumieją, czym jest nihilizm.

Od tamtego dnia Dżej ani razu nie zmienił piżamy. Owszem, ściągał ją co drugi dzień. Na jakieś piętnaście minut. Żeby wziąć prysznic. Dwa razy, w chłodniejsze wieczory, narzucił też na nią bluzę polarową. A w niedzielę, dwudziestego lipca (było wtedy naprawdę bardzo gorąco) dał dzień wolnego bawełnianej koszulce w kratkę i chodził w samych gaciach. Mimo to piżama była już naprawdę zużyta. Brudna; na lewej nogawce spodni zrobiła się duża plama od ketchupu, którym przywykł obficie smarować pizzę (podstawa pełnowartościowej diety). Poza tym, wydawało mu się, że odzienie pachnie co najmniej mało apetycznie, chociaż pewnie trudno było to obiektywnie ocenić, bo w całym mieszkaniu śmierdziało przeterminowaną żywnością i piwem.

Otworzył okno. Jedenasta dwanaście. Zaspał na Milion w minutę. Trzeba będzie znaleźć powtórkę w Internecie. Za to zaraz zacznie się odcinek House'a. Dżej uwielbiał seriale medyczne (byle nie jakiś polski chłam o doktorach Falkowicza i im podobnych). Najpierw śniadanie. Ser już spleśniał, więc zostały płatki z mlekiem.

Przesłyszał się? Nie, to naprawdę dzwonek do drzwi. Listonosz? Świadkowie Jehowy? Oby, przepadał za dyskusjami o Biblii z rana. Zresztą, wszystko, byle nie ojciec. Tylko nie ojciec.

– Witaj, tato. – Ziewnął dla niepoznaki. – Przepraszam za ten syf. Impreza była – skłamał.

– Aha. No cóż, musisz to jakoś ogarnąć. – Ojciec, zdawało się, nie miał zamiaru poddawać w wątpliwość jego grubymi nićmi szytych wyjaśnień. Schylił się, żeby zdjąć buty, ale chyba uświadomił sobie, że nie ma takiego potrzeby, bo podłoga i tak lepiła się od brudu. – Powiesz mi, co się dzieje?

Dżej wzruszył tylko ramionami, żałując, że nie spojrzał przez judasza, nim wpuścił gościa do środka.

– Miałeś znaleźć jakąś robotę. I co? Melanż za melanżem?

– Kiedy opanowałeś podstawy slangu? – spytał Dżej z czystej ciekawości.

– Przeglądam portale satyryczne. Jak mi się nudzi w pracy.

– No widzisz, praca nie ma sensu! – Dżej rozejrzał się po kuchni w poszukiwaniu ekspresu do kawy, ale cały blat był zawalony w połowie pustymi opakowaniami po słodyczach, pizzy i mrożonkach. Z nadzieją wyłowił ze stosu paczkę herbatników. – Ciasteczko?

– Dziękuję – odrzekł lodowato ojciec. – Wyglądają na tak twarde, że chyba znowu musiałbym dać zarobić ortodoncie. Ile tu kurzu! Posprzątałbyś czasami. Stwarzasz idealne warunki bytowe dla drobnoustrojów. Pewnie aż roi się tu od bakterii.

– Nie to nie – Dżej zignorował uwagę o zarazkach i bez oporu wpakował sobie w usta trzy ciastka. Wcale nie były takie twarde! Albo może on był głodny, sam nie wiedział.

Już dawno temu przestał odczuwać zwierzęce potrzeby. Spał po cztery, góra pięć godzin. Większą część doby przepędzał czytając Dostojewskiego.

– Nie potrafisz o siebie zadbać?

Zabrzmiało to bardzo oskarżycielsko. Tego nie znosił. Zrozumiałby, gdyby było ostro albo z przyganą. Ewentualnie ze znudzeniem albo troską.

– I tak się mną nie interesujesz! – Też źle. Zbyt agresywnie.

– Jakubie...

Dżej już miał uświadomić ojcu, że od jakichś dziesięciu lat nikt nie zwraca się do niego pełną wersją imienia, ale przeszkodziły mu w tym rytmiczne wibracje komórki. Przypadkiem na niej usiadł, z braku choćby centymetra wolnej przestrzeni na powierzchni kuchennego blatu, na którym przycupnął, pałaszując ciastka. Z wrażenia aż podskoczył.

– Posprzątaj tu, bo się zabijesz... – Ojciec na stare lata zrobił się bardzo monotematyczny.

– Tak? – powiedział Dżej, odczepiając od futerału na telefon szarzejącą gumę do żucia.

– Dzień dobry mówi Malwina Kowalczuk z firmy Zdrowiej chciałabym z panem przeprowadzić krótką anonimową ankietę na temat zdrowego stylu życia do wygrania atrakcyjne nagrody między innymi walizka wakacje na Ibizie udział w pokazie... – powiedziała jednym tchem osoba o niemiłym dla ucha, piskliwym głosie.

– Przepraszam – przerwał Dżej. – Przepraszam, że przerywam, ale... eee... bo tak się zastanawiam, czy nazwa tej firmy to czasownik w trybie rozkazującym czy przymiotnik w stopniu wyższym?

– Przepraszam? – spytała po chwili ciszy kobieta, która pomyślała chyba, że rozmówca z niej kpi, bo brzmiała jakby była trochę urażona.

– Zdrowiej. Mieli państwo na myśli przymiotnik czy czasownik?

– No, nie wiem – głos, choć wyraźnie zbity z tropu, nadal był nieprzyjemnie wysoki. – Nie wiem, naprawdę – dodała, wręcz przepraszająco, a ojciec przewrócił oczami jak zblazowana nastolatka, sycząc coś o tym, żeby Dżej powiedział, że nie wyraża zgody na nagrywanie.

– A, to nie szkodzi. Tak się zastanawiałem.

– A zatem, jeśli nie ma pan nic przeciwko, przejdziemy do krótkiej ankiety powinna zająć tylko chwilę a nagrodą jest wycieczka na Ibizę więc chyba zgodzi się pan ze mną że warto poświęcić trochę czasu czy wyraża pan zgodę na udział w ankiecie – spytała bez znaku zapytania.

Dżej namyślał się dłuższy czas. Tak długi, że ojciec już miał mu wyrwać telefon z dłoni, ale chłopak w porę zrobił unik.

– Nie – oznajmił zdecydowanie.

– Ależ dlaczego przecież to tylko moment a taka okazja chyba nie zdarza się codziennie pytania są proste w każdej chwili może pan też przerwać lub odmówić odpowiedzi – z prędkością karabinu maszynowego kusiła ankieterka.

– Powiedz, że nie zgadzasz się na nagrywanie. I żeby usunęli twój numer z bazy danych! – Ojciec aż poczerwieniał, prawdopodobnie zastanawiając się jak mógł powołać do życia tak tępe stworzenie jak Dżej.

– Eee... Nieeee... może jednak podziękuję... – bąknął w końcu Dżej, a jego znajdujący się u kresu wytrzymałości rodzic pod wpływem emocji oparł się o krawędź stołu i ledwo słyszalnie zaczął mruczeć coś pod nosem. Trudno było ocenić, czy to przekleństwa czy słowa modlitwy.

– Nie mam czasu – dodał Dżej gwoli usprawiedliwienia.

Niezłomna pani Malwinka była jednak przygotowana i na taką ewentualność:

– A czy mogę zadać panu w takim razie jedno jedyne krótkie i nieskomplikowane pytanie? – spytała, tym razem ze znakiem zapytania.

– Proszę – zgodził się Dżej, tym razem dość jak na niego szybko, bo po jakichś trzech sekundach wahania.

– Zgodzi się pan ze mną, że zdrowie jest najważniejsze – tu znów brak pytajnika, który wynagradzała wszak krótka pauza przed „że”.

– Hm... Nie, chyba nie...

– Jak to?! – kobieta brzmiała jakby usłyszała coś autentycznie zaskakującego. Dżej także był w szoku, ponieważ odkrył, że jego rozmówczyni jest w stanie modulować głos. – A co niby jest ważniejsze?

– Rozłącz się, do cholery! – zagrzmiał ojciec.

– No, na przykład dobro. Wie pani, że ktoś jest dobrym człowiekiem. Na przykład, dajmy na to, wolałaby pani umrzeć jako zdrowa staruszka, która była za życia okropna, dokuczała wszystkim, no... Powiedzmy, zamordowała z premedytacją piętnaście noworodków, topiąc je w szambie – Dżej zaczął się rozkręcać na tyle, że nie zauważył, że jego ojciec wykonuje na drugim planie klasyczny, wzorcowy niemalże facepalm. – Albo umrzeć, powiedzmy, dzisiaj. Na raka oczu. W straszliwych męczarniach. I ciemnościach, oczywiście. Z tym że ten... No, ze świadomością, że przeżyła pani swoje życie godnie i tak dalej.

– Wolałabym nie umierać – odparła przytomnie ankieterka po długiej jak na nią, mniej więcej trzy sekundowej przerwie.

– Nic nie jest wieczne – zripostował filozoficznie Dżej. – Zwłaszcza jak się nęka ludzi telefonami. Gnębi durnowatymi telefonami o zdrowiu.

– Co pan sugeruje? – zdenerwowała się Malwina Kowalczuk, wschodząca gwiazda call-center, której pierwszy raz w czasie dwutygodniowej kariery trafił się taki dziwaczny respondent.

– Powiedz, że nie wyrażasz zgody na nagrywanie! Czy to takie trudne?! – ryknął ojciec, w czasie gdy Dżej zastanawiał się na jakąś sensowną odpowiedzią.

– Nic nie sugeruję. – Zdecydował się postawić na szczerość. – Tak to bywa po prostu; nie znamy dnia ani godziny. Jakiś klient może się po prostu nieźle zdenerwować któregoś dnia. Ja to jestem spokojny, ale różni są ludzie... – ciągnął prowokacyjnie.

– Tak? I co mi niby zrobi przez telefon? – spytała buńczucznie pani Malwina, z emocji niemal podskakując w obrotowym fotelu. Nareszcie coś zaczęło się dziać w tej nudnej jak flaki z olejem pracy!

– Eee... – Dżej musiał zebrać myśli. – Nie wyrażam zgody na nagrywanie. Proszę usunął mój numer z bazy danych. Żegnam – dodał sucho. I się rozłączył.

– Gdyby twoja matka żyła... – Ojciec, którego uszom umknęła końcówka rozmowy, bo był zajęty podziwianiem kolekcji magnesów na lodówce, pokręcił głową.

– Na pewno nie zablokowałaby mi dostępu do konta tylko dlatego, że zrezygnowałem ze studiów! – Dżej nadal pozostawał w awanturniczym nastroju.

– Nie: zrezygnowałem, tylko: wywalili mnie, bo...

– Wywalili, bo jestem za głupi!

– Bo jestem śmierdzącym leniem!

– Dobrze wiedzieć.

Cisza. Nie ta, która oczyszcza, ani ta przed burzą, tylko po prostu do obrzydzenia oklepana, kująca w uszy, niezręczna cisza. Dżej sam nie wiedział, jak to się stało, że z kuchni przenieśli się do salonu, bo przecież za wszelką cenę chciał tego uniknąć. Pewnie ojciec zapragnął zobaczyć, jak wygląda pokój syna i sprytnie, używając jakichś tajemniczych półśrodków, zauważalnego jedynie dla podświadomości kodu spojrzeń i gestów (czy nawet, Dżej zawsze go o to podejrzewał, hipnozy), zmusił go, żeby otworzył wrota współczesnej, pełnej pomiętych kartek, nadgryzionych jabłek i wygniecionej pościeli, stajni Augiasza.

– Powinieneś tu posprzątać. Ale i tak dobrze o tym wiesz, więc... – nie dokończył, w pełni skupiony na tym, by przypadkiem nie ubrudzić wyjściowych spodni rozlaną zeszłej nocy Colą.

Przycupnął na brzegu łóżka i wyjął ze skórzanej, eleganckiej torby kalendarz oraz wieczne pióro (burak!). Chcąc obrócić nieposłuszną stronę, poślinił ukradkiem kciuk. Skrępowanie spowodowane tym, że syn dostrzegł gest wywołało w nim kolejną falę agresji.

– Masz jeszcze tydzień. Znajdź jakąś pracę. Albo rekrutuj na studia. Tylko tym razem wybierz coś normalnego.

– Filozofia to są normalne studia – stwierdził zaczepnie Dżej, ale ojciec ani myślał go słuchać.

– Dzisiaj jest trzydziesty pierwszy! Szóstego, dokładnie o... – tu zerknął na przegub zaciśniętej w pięść lewej dłoni – Jedenastej trzydzieści jeden oczekuję telefonu. I to ty dzwonisz, młody człowieku! – kilkakrotnie machnął mu przed nosem palcem wskazującym. Z takim animuszem, że naprawdę cud, iż nie wydłubał mu oka.

– Aha.

– No nie dziw się, naprawdę, ty dzwonisz! Mój numer masz, więc nie później niż za tydzień oczekuję telefonu! Tylko nie w godzinach pracy! Co, kiedy, jaki kierunek, gdzie pracujesz, jak sobie radzisz...

– A jak nie? – To pytanie musiało paść, oboje o tym wiedzieli. Dżej nie mógł doczekać się odpowiedzi. Miał dwadzieścia cztery lata. Mieszkanie było jego. Praktycznie.

– To wylatujesz. Na bruk.

– Sam mnie uczyłeś, że prezentów się nie odbiera.

Nawet jeśli nie była to prawda, to fakt pozostawał faktem – ojczulek sam kupił mu spore M1 w ładnej dzielnicy na osiemnaste urodziny. Dżej mieszkał tu od początku studiów.

– Oficjalnie miałem przepisać ci mieszkanie po tym jak skończysz studia. Czego nie zrobiłeś.

– Pierwsze słyszę – obruszył się Dżej. Naprawdę pierwsze słyszał.

Pokrzyczeli jeszcze na siebie kilka minut; ojciec wypomniał mu parę razy, że śmierdzi (nie tylko leniem) i kazał natychmiast się umyć oraz przebrać, na co Dżej odparł z godnością, że jest abnegatem. Już miał z wdziękiem zatrzasnąć drzwi i przekręcić klucz od wewnątrz, ale ojczulek przypomniał sobie, że zostawił w salonie swoją skórzaną torbę. Arogancko prostując plecy (miał lepszą kondycję niż syn; lata ćwiczeń na siłowni zrobiły swoje) wrócił po bezcenny rekwizyt i strzepując z niego chusteczką higieniczną pyłki kurzu, majestatycznie opuścił lokal.

I już. To wszystko. Nawet nie spytał, czy Dżej ma depresję. Bardzo nieczuły burak.

 

Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • E-mail znajomego:
  • E-mail polecającego:
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • Znajomy został poinformowany
Anima · dnia 24.09.2014 05:34 · Czytań: 614 · Średnia ocena: 0 · Komentarzy: 0
Komentarze

Ten tekst nie został jeszcze skomentowany. Jeśli chcesz dodać komentarz, musisz być zalogowany.

Polecane
Ostatnie komentarze
Pokazuj tylko komentarze:
Do tekstów | Do zdjęć
Kazjuno
24/04/2024 21:15
Dzięki Marku za komentarz i komplement oraz bardzo dobrą… »
Marek Adam Grabowski
24/04/2024 13:46
Fajny odcinek. Dobra jest ta scena w kiblu, chociaż… »
Marian
24/04/2024 07:49
Gabrielu, dziękuję za wizytę i komentarz. Masz rację, wielu… »
Kazjuno
24/04/2024 07:37
Dzięki piękna Pliszko za koment. Aż odetchnąłem z ulgą, bo… »
Kazjuno
24/04/2024 07:20
Dziękuję, Pliszko, za cenny komentarz. W pierwszej… »
dach64
24/04/2024 00:04
Nadchodzi ten moment i sięgamy po, w obecnych czasach… »
pliszka
23/04/2024 23:10
Kaz, tutaj bez wątpienia najwyższa ocena. Cinkciarska… »
pliszka
23/04/2024 22:45
Kaz, w końcu mam chwilę, aby nadrobić drobne zaległości w… »
Darcon
23/04/2024 17:33
Dobre, Owsianko, dobre. Masz ten polski, starczy sarkazm… »
gitesik
23/04/2024 07:36
Ano teraz to tylko kosiarki spalinowe i dużo hałasu. »
Kazjuno
23/04/2024 06:45
Dzięki Gabrielu, za pozytywną ocenę. Trudno było mi się… »
Kazjuno
23/04/2024 06:33
Byłem kiedyś w Dunkierce i Calais. Jeszcze nie było tego… »
Gabriel G.
22/04/2024 20:04
Stasiowi się akurat nie udało. Wielu takim Stasiom się… »
Gabriel G.
22/04/2024 19:44
Pierwsza część tekstu, to wyjaśnienie akcji z Jarkiem i… »
Gabriel G.
22/04/2024 19:28
Chciałem w tekście ukazać koszmar uczucia czerpania, choćby… »
ShoutBox
  • Zbigniew Szczypek
  • 01/04/2024 10:37
  • Z okazji Św. Wielkiej Nocy - Dużo zdrówka, wszelkiej pomyślności dla wszystkich na PP, a dzisiaj mokrego poniedziałku - jak najbardziej, także na zdrowie ;-}
  • Darcon
  • 30/03/2024 22:22
  • Życzę spokojnych i zdrowych Świąt Wielkiej Nocy. :) Wszystkiego co dla Was najlepsze. :)
  • mike17
  • 30/03/2024 15:48
  • Ode mnie dla Was wszystko, co najlepsze w nadchodzącą Wielkanoc - oby była spędzona w ciepłej, rodzinnej atmosferze :)
  • Yaro
  • 30/03/2024 11:12
  • Wesołych Świąt życzę wszystkim portalowiczom i szanownej redakcji.
  • Kazjuno
  • 28/03/2024 08:33
  • Mike 17, zobacz, po twoim wpisie pojawił się tekst! Dysponujesz magiczną mocą. Grtuluję.
  • mike17
  • 26/03/2024 22:20
  • Kaziu, ja kiedyś czekałem 2 tygodnie, ale się udało. Zachowaj zimną krew, bo na pewno Ci się uda. A jak się poczeka na coś dłużej, to bardziej cieszy, czyż nie?
  • Kazjuno
  • 26/03/2024 12:12
  • Czemu długo czekam na publikację ostatniego tekstu, Już minęło 8 dni. Wszak w poczekalni mało nowych utworów(?) Redakcjo! Czyżby ogarnął Was letarg?
  • Redakcja
  • 26/03/2024 11:04
  • Nazwa zdjęcia powinna odpowiadać temu, co jest na zdjęciu ;) A kategorie, do których zalecamy zgłosić, to --> [link]
Ostatnio widziani
Gości online:0
Najnowszy:Usunięty