Morrigan: Posłanka Bogów - rozdział IV - Konrad Staszewski
Proza » Fantastyka / Science Fiction » Morrigan: Posłanka Bogów - rozdział IV
A A A
MORRIGAN

POSŁANKA BOGÓW

ROZDZIAŁ IV



Na widok bogini cofnęła się o kilka kroków. Uczucie zaskoczenia walczyło w niej z przerażeniem.
- Dawno się nie widzieliśmy - Morrigan postąpiła kilka kroków w kierunku wiedźmy.
Para królewska przyglądała się w milczeniu obu kobietom.
- Nie spodziewałaś się mnie tutaj.
- Od kiedy to bogowie pomagają śmiertelnikom?
Morrigan co raz bardziej zbliżała się do Uriel.
- Mamy co do księcia pewne plany a ty się w nie wtrąciłaś.
- Plany? - zapytała złośliwie Uriel. - To nie plany. Znana jesteś ze swojej chuci. Przyznaj się co robisz z poległymi w czasie walki wojownikami.
Twarz bogini wojny zmieniła się nagle w maskę nienawiści. Morrigan machinalnie sięgnęła po miecz.
- Zejdź mi z drogi. - rozkazała. - Gdzie jest Jonatan?
- Śpi.
- Tutaj. - królowa brutalnie odepchnęła wiedźmę i wskazała łoże, na którym spoczywał jej syn ale Uriel zastąpiła bogini drogę.
Morrigan ponownie sięgnęła po miecz. Oczy wiedźmy zwęziły się groźnie.
- Nie chcemy tutaj rozlewu krwi - głos królowej złowrogo rozległ się w komnacie.
Kathrina stanęła przed łożem i chciała własną piersią zasłonić księcia Jonatana. Król Youngshire niezauważenie zdjął wiszący na ścianie swój miecz rodowy.
- Nie chcę z tobą walczyć. Nie mieszaj się do spraw bogów. - Morrigan stanęła tuż przed wiedźmą. Uriel także przestała mamrotać jakieś niezrozumiałe zaklęcie.
- Ja też nie. Przepuszczę cię ale wiedz, że ty też nie możesz zmieniać planów Sif.
Królowa Kathrina i król Ethelred, którzy przed chwilą odetchnęli z ulgą, teraz ponownie zaczęli się niepokoić.
- A co Sif ma do tego?
- Jonatan śpi. Jeśli go obudzisz to umrze. Sam się obudzi jeśli zdobędziesz Złote Serce księcia.
Morrigan zadrżała słysząc te słowa a Uriel uśmiechnęła się tylko kącikiem ust widząc reakcję bogini.
- Jeśli mnie zabijesz to nikt nie zdejmie klątwy.
Maggie zaklęła w duchu. Wiedźma wolno odsunęła się i ognistowłosa bogini mogła bez przeszkód podejść do śpiącego Jonatana. Królowa patrzyła na nią błagalnie a król nie wiedział co powinien robić. Morrigan delikatnie wyjęła mu miecz z dłoni. Patrzył na nią błędnym wzrokiem. Pochyliła się nad spokojnym, bladym obliczem księcia. Jego oddech był spokojny i równy. Morrigan widziała także ranę po ostrzu. Słyszała słaby puls i nierówne bicie serca Jonatana. Bogini delikatnie pogłaskała go po twarzy - była zimna ale gładka i piękna. Morrigan nie mogła mu się oprzeć. Impulsywnie pochyliła się nad ciałem następcy tronu i złożyła na jego ustach długi, namiętny pocałunek. Gdy tylko jej długie, piękne włosy ognistą kurtyną zakryły twarz Jonatana Uriel krzyknęła coś nie zrozumiałego i Morrigan poczuła jak coś próbuje rozerwać jej wnętrzności. Wściekła odwróciła się i rzuciła na wiedźmę. W jej oczach płonęła żądza mordu. Uriel przygnieciona do ściany zaśmiała się złośliwie.
- Zabijesz mnie? Zaryzykujesz?
Morrigan nie mogła tego zrobić.
- Zginiesz. - Bogini syknęła wiedźmie prosto w twarz, odwróciła się i skierowała ku wyjściu z komnaty. Odwróciła się w progu i krzyknęła głośno, żeby wszyscy usłyszeli każde jej słowo: - Od tej chwili królestwem Youngshire rządzi król Jonatan a jego regentami są król Ethelred i ja. Przestrzegania naszych decyzji będzie pilnowało moje wojsko. Tak zadecydowała bogini.
Po tych słowach opuściła komnatę nie oglądając się za siebie i zostawiając osłupiałą parę królewską i Uriel.

* * *

Gdy napastnicy wyszli ze szpitala rodzice Johanna odetchnęli z ulgą. Chcieli od razu przejść do recepcji i zobaczyć co się dzieje ale nagle w korytarzu pojawił się ten sam lekarz, z którym wcześniej rozmawiali. Szedł spokojnie w ich kierunku jakby nic się nie stało. Lori zagrodziła mu drogę.
- Co się tu dzieje?
- Nic - odpowiedział spokojnie. - Szpital pracuje normalnie.
Ronald i Lori nie mogli uwierzyć swoim uszom.
- Mało tego. Postanowiliśmy także przeprowadzić operację państwa syna i jego koleżanki. Wszczepimy mu nowe serce.
- A skąd je weźmiecie? - zapytała prawniczka.
Lekarz spojrzał jej głęboko w oczy i odpowiedział:
- Będzie mi potrzebna Państwa pomoc.
- Uczynimy co w naszej mocy.
- Nie wątpię. Wejdźmy do sali. To nie jest rozmowa na korytarz.
Rodzice Johana podążyli za chirurgiem. Gdy tylko weszli do sali lekarz z krzykiem przerażenia podbiegł do aparatury. Lampki kontrolne zaświecały się i gasły na przemian z niesamowitą szybkością a z głośnika dobiegał świdrujący uszy pisk. Chirurg z szaleństwem w oczach minął małżeństwo Leen i wybiegł na korytarz.
- Zespół pierwszej pomocy do mnie! - rozległ się jego krzyk.
- Co się dzieje? - zapytała Lori gdy tylko lekarz ponownie znalazł się w sali.
- Ktoś bardzo nie lubi Johanna.
Na schodach rozległ się odgłos biegnących lekarzy.
- Spróbujemy podtrzymać go przy życiu jednak przeszczep serca jest konieczny.
- Skąd je weźmiemy?
- Pani jest adwokatem a pan bankierem. Zakładam, że macie Państwo znajomości i swoje sposoby. To co dzisiaj miało miejsce w szpitalu może pomóc. Wierny Werner jest degeneratem społecznym ale był kiedyś leczony w tym szpitalu. Wiem, że potrzebne nam serce.
- Mamy go zabić? - zapytał zszokowany bankier.
- Pański wybór - dokończył chirurg spoglądając na zbierających się w sali lekarzy, po czym spojrzał na rodziców Johanna. - Proszę opuścić to pomieszczenie.
Leen wyszli z sali.
- Czy mamy inne wyjście? - zapytał Ronald żony gdy zatrzymali się na parkingu przy samochodzie. Lori nie odpowiedziała.

* * *

Morrigan lekko wskoczyła na siodło. Nie oglądając się za siebie popędziła niczym wicher przez bramę. Postanowiła jak najszybciej spotkać się z Sif. Wyznawcy wybudowali bogini miłości kilka świątyń, mniej lub bardziej okazałych. Wierzyli, że co jakiś czas odwiedza którąś z nich ale nigdy nie wiedzieli którą i kiedy. Tylko Morrigan wiedziała gdzie ją zawsze znaleźć. Dlatego też nie skierowała się do żadnego miejsca kultu tylko popędziła wierzchowca ku widniejącemu w oddali lasowi. Gdy tylko przekroczyła pierwszą linię drzew wokół niej zaczął unosić się delikatny zapach dębu. Skierowała się ku źródłu tego aromatu.
Na środku polano stało rozłożyste drzewo. Maggie zsiadła z konia i podeszła do dębu. Usiadła na trawie u jego stóp jak uczennica przed mentorem, i czekała ale bogini miłości nie przyszła.
- Sif! - krzyknęła Morrigan ale nie otrzymała żadnej odpowiedzi. Nie czekała dłużej. Podbiegła do wierzchowca i lekko wskoczyła na siodło.

Wodospad Śmierci był na wpół legendarnym miejscem. Wielu śmiałków szukało szczęścia w jego odmętach. Jednych gnała tu chęć przygody, innych sławy a jeszcze innych śluby złożone białogłowom. Ale ich historie zawsze kończyły się przed wodospadem i milczały na temat ich dalszego życia.
Morrigan zeskoczyła z siodła i ostrożnie weszła na wiszący most. Wiązadła trzeszczały złowrogo i jeszcze zerwał się silny wiatr. Maggie nie miała się czego chwycić i ledwo wytrzymywała równowagę. Była już na środku mostu gdy tuż przed nią pojawiła się bogini miłości.
- Zejdź z mostu.
Morrigan spojrzała jej prosto w oczy.
- Nie powstrzymasz mnie - odpowiedziała hardo.

Zamiast do domu rodzice Johanna pojechali ze szpitala na najbliższy posterunek policji. Mundurowy w dyżurce nie był dla nich zbyt uprzejmy dopóki nie dowiedział się kim są. Nagle stał się miły i uczynny.
- Myślę, że powinni Państwo udać się wprost do komendanta - odpowiedział na ich pytanie.
- Nie musi być komendant. - bankier był zaskoczony jego uczynnością.
- Tacy ważni goście jak Państwo, musi być.
Dyżurny podniósł słuchawkę od telefonu i wykręcił jakiś numer.
Lori korzystając z okazji, że rozmowa jest jeszcze w trakcie łączenia zapytała:
- Skąd dochodzą te krzyki jakby kogoś obdzierano ze skóry albo gwałcono?
Przeraźliwe dźwięki dobiegały z wnętrza posterunku. Nie dawały jej spokoju odkąd tylko przekroczyli jego progi.
- Przed chwilą przywieziono jakąś zmaltretowaną młodą kobietę. Twierdzi, że została porwana i zgwałcona. Twierdzi też, że jest pielęgniarką z pobliskiego szpitala.
Lori i Ronald Leen spojrzeli na siebie w milczeniu porozumiewawczo. Policjant zamienił przez telefon kilka słów, po czym ponownie zwrócił się do prawniczki:
- Proszę wejść po tych schodach na drugie piętro - wskazał ręką schody po swojej prawej stronie. - i w lewo. To będą środkowe drzwi.

Wskazówki funkcjonariusza były zbędne. Na hebanowych drzwiach do gabinetu przytwierdzono złotą tabliczkę z napisem "Kmd. James Steel". Małżeństwo Leen spojrzało na siebie ze zrozumieniem i lekką ironią.
- Niezła z niego szycha. Ty wchodzisz czy ja?
- Oboje. - zadecydowała prawniczka. Ronald zapukał do drzwi i nie czekając na odpowiedź nacisnął klamkę.
Spodziewali się przykładu miejsca pracy a trafili do muzeum. Na biurku stygła w filiżance kawa a dokumenty były poukładane równo według daty wpływu. W gabinecie nie dostrzegli nawet pyłku kurzu. Pomieszczenie tonęło w półmroku i dopiero po chwili dostrzegli skórzany fotel odwrócony plecami do biurka.
- Słucha Państwa. Co Was sprowadza przed oblicze władzy?
Głos komendanta wyrwał bankiera z odrętwienia. Ojciec Johanna odwrócił wzrok od herbatników i kawy w stronę dobiegającego go głosu. Fotel obrócił się i siedzący w im mężczyzna rzucił okiem na przybyszy. James Steel był około czterdziestoletnim mężczyzną. Zadbany, niby uśmiechnięty ale o zimnych oczach i stalowych nerwach.
- Chcielibyśmy poradzić się w pewnej sprawie.
- Władza jest po to, żeby służyć poradą.
- I żeby działać a nie tylko siedzieć za biurkiem - bankier i komendant zmierzyli się wzrokiem.
- Do tego potrzebujemy decyzji, ewentualnie przedstawiciela sądu - żaden mięsień nie drgnął na twarzy Steela.
- Dlatego przyszliśmy do pana - Lori powiedziała bez ogródek i usiadła naprzeciwko.
W trzech zdaniach opowiedziała mu o zajściu w szpitalu. Komendant wysłuchał jej cierpliwie.
- Mogę przydzielić Państwu ochronę - zaproponował sięgając po kolejne ciasteczko i popijając je letnią kawą. Wyjął spod biurka cygaro i dokładnie je obejrzał zanim zapali.
Ronald Leen nie wytrzymał i z całej siły uderzył pięścią w blat.
- Słyszałem o Wiernym Wenerze ale ja na Państwa miejscu byłbym spokojny. Zajmiemy się tym.
- Kiedy?
Komendant spojrzał bankierowi w oczy.
- W odpowiednim czasie.
- Chciałabym porozmawiać z przywiezioną dzisiaj kobietą. Podobno została pobita i zgwałcona. Podobno jest też pielęgniarką - podkreśliła matka Johanna.
- Już ją dzisiaj przesłuchaliśmy. Zaraz pokażę Pani raport.
Po kilku sekundach trzymał go już w rękach i z uśmiechem podał prawniczce.
- W raporcie pojawia się niejaki Wierny Werner i jego koledzy. Od pewnego czasu mamy ich na oku.
- Najwidoczniej nie nosicie okularów - prawniczka spojrzała na męża porozumiewawczo. Przeczytała raport.
- Mam ochotę jednak porozmawiać z tą kobietą. A potem poproszę Pana o kilku ludzi.
- Oczywiście - odpowiedział pośpiesznie komendant zadowolony, że kłopot Wiernego Wernera nieoczekiwanie spadł mu z głowy.
- Zaprowadzę Państwa. Proszę za mną - wyszedł z biura a rodzice Johanna podążyli w ślad za nim.

* * *

Morrigan i Sif stały naprzeciwko siebie i żadna nie miała zamiaru ustąpić drugiej z drogi.
- Czemu się wtrąciłaś? - Zapytała Bogini Wojny.
- Ja. To Ciebie miało tu nie być.
Maggie nie miała zamiaru się spierać. Nie chciała też walczyć z boginią choć sama też się nią podobno stała. Jeszcze nie znała wszystkich swoich mocy.
- Jakie macie plany wobec księcia Jonatana?
- Nie udawaj, że nie wiesz. Wszystko szło dobrze dopóki ty się nie pojawiłaś. Nie wolno Ci zostać królową Youngshire.
Maggie dopiero teraz zaczęła rozumieć zasady gry. Teraz wiedziała, że nie znalazła się tu, w obcym sobie świecie, przypadkowo.
- Obiecałam pomoc i dotrzymam słowa.
- Nawet stając przeciwko nam?
- To nasza walka a nie ludzi i nie mamy prawa bawić się losami tych biednych śmiertelników.
- Jesteśmy bogami - odpowiedziała Sif. - ale widzę, że ty już dokonałaś wyboru. Do zobaczenia.
Bogini miłości rozpłynęła się w powietrzu i Morrigan została sama na moście. Odetchnęła z ulgą, że Sif także nie chciała walki.
Postanowiła uczynić wszystko żeby uratować przyszłego króla, nawet za cenę swojego życia. Ostrożnie ruszyła na drugą stronę mostu. Była pewniejsza siebie a i sam most stał się nagle jakby stabilniejszy. Do uszu dobiegał ją już ryk Wodospadu Śmierci ale nie zwolniła kroku.

Prawnik i bankier stanęli przed pomieszczeniem, z którego dobiegały mrożące krew w żyłach jęki i krzyki.
- Chcielibyśmy porozmawiać z nią bez świadków.
Komendant w odpowiedzi tylko skinął głową ze zrozumieniem. Otworzył masywne drzwi i powiedział odsuwając się na bok:
- Jak Państwo skończą to proszę po mnie zadzwonić. Ja w tym czasie wyznaczę Państwu ludzi do dyspozycji.
- Dobrze. - Odpowiedziała Lori i weszła do pomieszczenia. Ronald wszedł tuż za nią i delikatnie zamknął drzwi.
Steel chciał podsłuchać nieco ich rozmowy ale pielęgniarka się uspokoiła i zza zamkniętych szczelnie drzwi nie doleciało do niego żadne słowo. Zrezygnowany ale i z ulgą w sercu wrócił do swojego biura. Po kilkunastu minutach usłyszał pukanie do drzwi.
- Proszę.
Do biura weszli rodzice Johanna.
- Wydałem już dyspozycje swoim ludziom. Będą na Państwa czekali przed komisariatem. Dowiedzieliście się Państwo czegoś nowego?
- Niestety nie. Powiedziała nam to samo co ma Pan w protokole - odpowiedziała prawniczka choć prawda była zupełnie inna.
- Rozumiem. Jakbyście się jednak czegoś dowiedzieli to liczę na współpracę.
- Będziemy w kontakcie.

- Co o tym myślisz? - zapytał Ronald wsiadając do samochodu.
- Nie wiem - Lori włożyła kluczyki do stacyjki a jej mąż zamknął drzwiczki i spojrzał na nią w oczekiwaniu. - Sama już nie wiem.
- Wiemy przynajmniej od czego zacząć. Pielęgniarka powiedziała nam gdzie ją przetrzymywali.
Prawniczka wolno ruszyła z miejsca. Spojrzała w lusterko i upewniła się, że przydzieleni im funkcjonariusze zrobili to samo. Ronald także spojrzał na ich samochody.
- Wierzysz w to, że w takim stanie udało jej się stamtąd uciec? Mam inne podejrzenia. Jeżeli to prawda to musiała być w o wiele lepszym stanie a to co zobaczyliśmy to wynik przesłuchiwania na komisariacie. W obecnym stanie nie zdołałaby uciec pięciu kilometrów a co dopiero trzystu.
- A może ją wypuścili?
- Zastanawiałam się nad tym. Ale wtedy musieliby zmienić kryjówkę. Nie są chyba tacy naiwni żeby nie wiedzieć, że zostanie skutecznie przesłuchana. I została.
- Zauważyłem. Myślę, że to samo co nam powiedziała powiedziała także Steel'owi. Tylko, że to nie znalazło się w protokole. Zastanawia mnie dlaczego. Na wszelki wypadek poślijmy pod podany przez nią adres kilku funkcjonariuszy. Widziałem jak ją przesłuchali.
- Właśnie. - przez chwilę widziała oczami wyobraźni scenę brutalnego gwałtu młodej pielęgniarki dokonanego przez stróżów prawa.
Bankier chwycił kierownicę i Lori w ostatniej chwili wdepnęła hamulec. Bankier wierzchem dłoni otarł pot z czoła.
- O mało nie zginęliśmy.
Do ich samochodu podbiegło kilku funkcjonariuszy.
- Nic się Państwu nie stało?
Prawniczka odchyliła szybę i odparła urywanym głosem:
- Nie, dziękujemy.

Uriel ponownie stanęła przed jaskinią. Mimo, że do zachodu słońca pozostało jeszcze kilka godzin, w lesie już panował półmrok. Zastanowiła się jeszcze raz - nie lubiła być od nikogo zależną, a w szczególności od bogów. Teraz jednak nie miała już wyjścia. Zawarła umowę. Była potężna ale nigdy nie dorówna bogom i nie uwolni się od ich wpływu. Wciągnęła głęboko powietrze i weszła w ciemność. Zakręciło się jej w głowie gdy poczuła zapach krwi i śmierci. Powinna już się do tego przyzwyczaić. Na każdym ołtarzu składa się ofiary, do tego przecież służą takie budowle. Kiedyś była nawet świadkiem obrzędu wskrzeszenia boga umarłych ale nawet w niej wspomnienia z tego wydarzenia wywoływały obrzydzenie. Przejmujące zimno zwiększało tylko dyskomfort sytuacji.
Gdy tylko wiedźma przekroczyła próg jaskini nagle ciemności się rozjaśniły. W jaskini nie było żadnego ogniska ani pochodni. Blask pochodził z niewiadomego źródła jakby jaskinia żyła własnym życiem. Im głębiej wchodziła tym światło stawało się coraz mocniejsze. Mimo, że ją oślepiało i miała wrażenie, że w każdej chwili ogień może wypalić jej oczy szła dalej. Obiecała coś bogini Sif i musiała dotrzymać słowa. Wiedziała, że albo wypełni swoją misję albo zginie. Potężne, uśmierzające ból zaklęcie, które wymawiała szeptem słabło im głębiej wchodziła w jaskinię. Podświadomie zdała sobie sprawę z tego, że tajemnicze światło powiększa swoją moc kosztem jej sił życiowych ale nie mogła się zatrzymać. Jakaś siła wciągała ją do wnętrza pieczary.

Słaniając się na nogach i na ślepo prawie, opierając się o chropowate, spleśniałe ściany dotarła do ołtarza znajdującego się w centralnej komorze. Minęło kilkanaście sekund nim oczy Uriel ponownie przyzwyczaiły się do półmroku.
- Przyszłaś zapłacić?
- Czekaliśmy na ciebie.
My? Uriel miała nadzieję, że się przesłyszała. Miała płacić tylko jednemu bogu a tu jest ich...
- MILIJON - zabrzmiała w pieczarze odpowiedź na pytanie, którego wiedźma nie zdążyła zadać. Chciała uciec ale jakaś potężna siła odepchnęła ją od ściany. Kobieta krzyknęła bardziej z wrażenia aniżeli bólu.
- I tak zapłacisz.
Głos był zimny jak lód i silny jak wodospad. Odbił się echem miliona głosów. Uriel leciała nie mogąc się zatrzymać w stronę wiecznego ognia zła na ołtarzu.
- Zapłacicie obie: ty i twoja córka.


Konrad Staszewski
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • E-mail znajomego:
  • E-mail polecającego:
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • Znajomy został poinformowany
Konrad Staszewski · dnia 13.10.2008 11:14 · Czytań: 978 · Średnia ocena: 0 · Komentarzy: 0
Komentarze

Ten tekst nie został jeszcze skomentowany. Jeśli chcesz dodać komentarz, musisz być zalogowany.

Polecane
Ostatnie komentarze
Pokazuj tylko komentarze:
Do tekstów | Do zdjęć
Kazjuno
26/04/2024 14:06
Brawo Jaago! Bardzo mi się podobało. Znakomite poczucie… »
Jacek Londyn
26/04/2024 12:43
Dzień dobry, Jaago. Anna nie wie gdzie mam majtki...… »
Kazjuno
24/04/2024 21:15
Dzięki Marku za komentarz i komplement oraz bardzo dobrą… »
Marek Adam Grabowski
24/04/2024 13:46
Fajny odcinek. Dobra jest ta scena w kiblu, chociaż… »
Marian
24/04/2024 07:49
Gabrielu, dziękuję za wizytę i komentarz. Masz rację, wielu… »
Kazjuno
24/04/2024 07:37
Dzięki piękna Pliszko za koment. Aż odetchnąłem z ulgą, bo… »
Kazjuno
24/04/2024 07:20
Dziękuję, Pliszko, za cenny komentarz. W pierwszej… »
dach64
24/04/2024 00:04
Nadchodzi ten moment i sięgamy po, w obecnych czasach… »
pliszka
23/04/2024 23:10
Kaz, tutaj bez wątpienia najwyższa ocena. Cinkciarska… »
pliszka
23/04/2024 22:45
Kaz, w końcu mam chwilę, aby nadrobić drobne zaległości w… »
Darcon
23/04/2024 17:33
Dobre, Owsianko, dobre. Masz ten polski, starczy sarkazm… »
gitesik
23/04/2024 07:36
Ano teraz to tylko kosiarki spalinowe i dużo hałasu. »
Kazjuno
23/04/2024 06:45
Dzięki Gabrielu, za pozytywną ocenę. Trudno było mi się… »
Kazjuno
23/04/2024 06:33
Byłem kiedyś w Dunkierce i Calais. Jeszcze nie było tego… »
Gabriel G.
22/04/2024 20:04
Stasiowi się akurat nie udało. Wielu takim Stasiom się… »
ShoutBox
  • Kazjuno
  • 26/04/2024 10:20
  • Ratunku!!! Ruszcie 4 litery, piszcie i komentujcie. Do k***y nędzy! Portal poza aktywnością paru osób obumiera!
  • Zbigniew Szczypek
  • 01/04/2024 10:37
  • Z okazji Św. Wielkiej Nocy - Dużo zdrówka, wszelkiej pomyślności dla wszystkich na PP, a dzisiaj mokrego poniedziałku - jak najbardziej, także na zdrowie ;-}
  • Darcon
  • 30/03/2024 22:22
  • Życzę spokojnych i zdrowych Świąt Wielkiej Nocy. :) Wszystkiego co dla Was najlepsze. :)
  • mike17
  • 30/03/2024 15:48
  • Ode mnie dla Was wszystko, co najlepsze w nadchodzącą Wielkanoc - oby była spędzona w ciepłej, rodzinnej atmosferze :)
  • Yaro
  • 30/03/2024 11:12
  • Wesołych Świąt życzę wszystkim portalowiczom i szanownej redakcji.
  • Kazjuno
  • 28/03/2024 08:33
  • Mike 17, zobacz, po twoim wpisie pojawił się tekst! Dysponujesz magiczną mocą. Grtuluję.
  • mike17
  • 26/03/2024 22:20
  • Kaziu, ja kiedyś czekałem 2 tygodnie, ale się udało. Zachowaj zimną krew, bo na pewno Ci się uda. A jak się poczeka na coś dłużej, to bardziej cieszy, czyż nie?
  • Kazjuno
  • 26/03/2024 12:12
  • Czemu długo czekam na publikację ostatniego tekstu, Już minęło 8 dni. Wszak w poczekalni mało nowych utworów(?) Redakcjo! Czyżby ogarnął Was letarg?
Ostatnio widziani
Gości online:0
Najnowszy:Usunięty