Patrzysz teraz w przestrzeń pustego pokoju. Wypełnia go nieskazitelna cisza i on. Nieobecny. Pociągła twarz zdradza upływ czasu. W oczach widać zamkniętą pod powiekami pustkę. Usta zaciśnięte, sprawiają wrażenie kąsających wewnętrzne części warg. Nozdrza rozchylone, jakby miały za zadanie umożliwić swobodny przepływ powietrza. W obliczu ciemności dostrzec można myśli zaznaczone wieloma liniami, które poruszają się w rytm przyspieszonego oddechu. Wtulony w stelaż czarnego fotela, siedzi w nim, jak gdyby wrósł w jego kolana.
Nagle słyszysz dźwięk rozchylających się kotar. Osłabiająca światłość wtargnęła do samotnego pokoju. Oślepiła mężczyznę, który odruchowo zasłonił oczy przed rażącym wpływem słońca. Ze światłości wyłania się postać.
Początkowo widzisz jedynie kontury. Prawdopodobnie patrzysz na kobietę. Zdradza ją zarys bioder, delikatne, drobniuteńkie piersi i włosy splątane w koński ogon. Im dłużej patrzysz na sylwetkę, ujawniają się kolejne elementy układanki. To brunetka o słodkim uśmiechu, zielonych oczach, które w słońcu wyglądają na żółte. Śliczna, młoda osóbka, zaczęła poruszać wargami. Jak gdyby przemawiała. Powoli, bez gwałtownego skierowania na świat przyziemny, postanowiłeś skupić się na treści wypowiedzi. Słyszysz:
- Dość już tego. Panie Kowalski. Wstydziłby się pan. Czas już porzucić wspomnienia i przeszłość, by zabrać się za „teraz”. Ile można tak siedzieć w fotelu? Pan odleżyn lub, co gorsza, hemoroidów dostaniesz. Wspomnisz pan moje słowa. Ja nie chcę nikomu grozić, ale mój tato za czasów upadku komunizmu, zamkną się na trzy miesiące w pokoju. Takich hemoroidów się biedny nabawił, że miesiącami potem nie siadał. Tak go, biedaka bolało. Ile przy tym beku było, to tylko moja, Boże, świeć nad jej duszą, świętej pamięci mamusia raczy wiedzieć. No, ale ja nie będę panu znowu grozić. Nie w tym rzecz cała. Ja dobrze panu życzę. Ot co, ale zrobisz pan co zechcesz. Ja tylko dobrze radzę, bo boli to jak jasna cholera. To co? Wstaje pan, czy mam podać śniadanie do pokoju?
- Zjem tutaj. Nie mam dziś nastroju na chodzenie. – Kobiecie mina zrzedła. Parabola uśmiechu zmieniła diametralnie wygięcie. - Ale niech tak Dorota nie patrzy. Ja wiem co robię. Chcę tylko choć trochę pobyć sam na sam ze sobą. Z własnymi myślami i wspomnieniami. Czy to coś złego? Ależ Doroto, w takich chwilach wypada odpowiedzieć. Czy proszę o zbyt wiele? Chciałbym tylko uporać się z przeszłością. Trochę po swojemu. Potrzebuję czasu. Niczego więcej. Także proszę mi przynieść śniadanie, Doroto. No, na co czekasz, leć już.
Kobieta spuściła wzrok. Zrozumiała, że znowu nie udało jej się przekonać mężczyzny. Powolnym, posuwistym krokiem, wręcz wypełzła z pokoju, pozostawiając po sobie mroczną pustkę skąpaną w dramatycznych świetlistych promieniach.
- A, panie Kowalski…! Dzwoniła pańska córka. Powiedziała, że jutro przyjedzie pogadać. Nie wiem, o co chodzi, ale domyślam się, że będzie starała się przemówić panu do rozsądku. To już jest kary godne, żeby nie jeść tyle czasu. Zobaczysz pan, w końcu nie będę miała wyboru i podłączę do kroplówki. Zakładanie wenflonu, to dopiero ból. A do tego, będę musiała pewnie się parę razy wbijać, bo z pana odwodnieniem, są marne szanse na szybkie znalezienie żyły. Chyba lepiej jest zjeść w takim razie to, co podam, zamiast sączyć te płyny i to dożylnie? Niech się pan jeszcze raz zastanowi. A ja nie chcę straszyć, broń Boże. Tylko tak mówię. Ja, nie chwaląc się, całkiem nieźle gotuję. Może spróbujesz pan, choć odrobinkę? No nic, zaraz zrobię kaszę i zobaczymy. Za sekundę wracam. Tylko nie odchodź pan – powiedziała w pół uśmiechu. Oczekiwała na potwierdzenie komizmu słów, które jednak nie przyszło. Mężczyzna siedział dalej w tej samej pozycji. Jego twarz bez wyrazu, okazuje jedynie zmęczenie, fizyczne wyczerpanie i ból. Dorota zrezygnowana odwróciła się na pięcie i pognała do kuchni.
Słyszysz dźwięk otwieranych szafek, skrzypiących zawiasów i ocierających się wzajemnie talerzy. Zaraz potem nasila się bulgot gotowanej kaszy manny. Mężczyzna patrzy przed siebie. Obrał jeden punkt, na którym skupił wzrok. Wspomina czasy, gdy małżonka, o tej porze jak teraz, siadała na jego kolanach. Razem czytali gazetę. W ten sposób zawsze byli na bieżąco w sprawach państwa. Często dyskutowali na temat polityki i wydarzeń publicznych. Czasami były to zacięte walki, wymiany zdań i poglądów. Zawsze jednak potrafili znaleźć nić porozumienia. Tym spajających ich elementem było śniadanie. Hania, bo o niej mowa, każdego ranka, karmiła w tym fotelu mężczyznę swojego życia. W jej drobnych dłoniach spoczywała cała energia ich egzystencji, a palce, magicznie budziły oczy i usta ze snu. Nie potrafiła gotować. Wszystko, co robiła, było niedoskonałe. Mężczyzna nigdy jednak nie zwrócił jej uwagi. Zjadał wszystko, co podały dłonie. Wystarczał mu jedynie uśmiech. Był największą nagrodą za wysiłek, którego się podejmował. Patrząc na jej twarz, nawet po wielu latach, nie mógł się nadziwić. W każdej rysie widział mądrość i historię ich miłości. Kobieta należała do niego. Całe życie spędzili razem. Była jego największym szczęściem. Od zawsze wiedział, że będzie matką ich dzieci i że razem się zestarzeją. Wystarczyło parę minut, by to zrozumieć, gdyż odnalazł wtedy spełnienie swoich dziecięcych marzeń.
Dorota wróciła do pokoju ze śniadaniem. Na tacy stoi szklanka pomarańczowego soku i miseczka kaszy manny. Obserwujesz, jak stawia tacę na kolanach mężczyzny, którego oczy stają się teraz mokre. Nagle, gwałtownie się poruszył. Jedną ręką strącił z siebie całe śniadanie. Kasza wylądowała na czerwonym dywanie. Pielęgniarka ruszyła na pomoc. Padła na kolana ze ścierką w dłoni. Zaczęła nią delikatnie, powolutku zbierać kleik. Nie chce pozwolić, by przez taki incydent, podłoga została zniszczona. Wycierając już ostatnie drobiny, czuje bezsilność. Podjęła do tej pory już wiele prób, aby mężczyzna się otrząsną po śmierci żony. Każda zakończona była niepowodzeniem. Stawał się coraz słabszy. Nie przemawiały żadne argumenty, które uważała za rzeczowe i sprytne. Mężczyzna bardzo cierpiał, a ona już nie miała siły i pomysłów na podjęcie nowych prób:
- Dlaczego pan to zrobił? To była bardzo dobra kasza. Mogłeś pan chociaż spróbować. Jak można mnie tak traktować? Ja się o pana po prostu martwię. Mógłbyś pan to zrozumieć i choć trochę mi pomóc? Ja już nie mam siły. – Po tych słowach, dziewczyna zalewa się łzami. Patrzysz teraz, jak powoli podnosi tacę, układa na niej szklankę, ścierkę i miseczkę. Jeszcze raz spogląda w oczy oprawcy, jakby chciała znaleźć odpowiedź na pytanie „dlaczego?” Wyszła z pokoju jak skarcony nieposłuszny szczeniak. Zamknęła za sobą drzwi. Mężczyzna, gdy poczuł, że znowu został sam, wypowiedział półszeptem:
- Nie było grudek. – Po policzku spłynęła jedna, ledwie widoczna łza, która kumulowała się w kąciku oka od czasów akcji z manną. Mężczyzna zmożony wysiłkiem osunął się lekko z rzeźbionego oparcia, przykrył barki kocem i zasnął.
W marzeniach nie cierpi jego dusza. On wędruje z Hanką przez lasy, by dotrzeć do miejsca, które na zawsze zapamiętało ich twarze. Witało ich śpiewem ptaków, dywanem niezapominajek, łubinów i absolutnym brakiem śladów cywilizacji. Poza nimi nikt nie poznał tego miejsca. To sprawiło, że kochankowie tym bardziej pragnęli je chronić. Wiedza o tej polanie, odkrytej niegdyś przez Hankę, odejdzie wraz z ostatnim tchnieniem mężczyzny. Oczekiwać będzie na nowych zabłąkanych, aby pozostało tajemnicą w ich oczach, podczas gdy twarze wyryte w drewnie, utoną w błękicie niezapominajek.
Z głębokiej ulgi zbudziła go Dorota. Kobieta próbuje wyjaśnić, dlaczego przeszkadza. Jest trochę zawstydzona swoim zachowaniem. Zawsze uważała przecież, że sen jest rzeczą świętą. Tłumaczy:
- Przepraszam, że panu przeszkadzam. Naprawdę nie chciałam. Tylko że przyszedł pan doktor. Chciałby pana zbadać, a potem nie będzie miał czasu, bo idzie do fryzjera. Także niech się pan nie gniewa, jak go wpuszczę teraz. Potem pan sobie jeszcze pośpisz. To potrwa chwileczkę. Panie doktorze - zawołała Dorota. Chwilę potem w drzwiach staną mężczyzna. Siwe włosy w nieładzie, świadczą o prawdomówności kobiety. Wszedł władczym krokiem. Rozejrzał się po pokoju, jak gdyby szukał historii choroby. Staną przed mężczyzną, skłonił się w bok, by postawić na podłodze torbę. Potem przykucnął przy pacjencie. Spojrzał w błękitne tęczówki, jakby w nich zapisana była cała prawda. Wyciągną z torby stetoskop i rzekł:
- To jak się dziś czujemy, panie Kowalski? – Mężczyzna milczy, jak gdyby był obrażony na służbę zdrowia. Dorotę jeszcze toleruje, ona przynajmniej poświęca mu odrobinę czasu. Także własnego, choć nie ma go wiele. Jest samotną matką dwójki dzieci w wieku czterech i pięciu lat. Mąż, w sumie były, zostawił ją i wyjechał do Anglii za pracą. Tam poznał kogoś i założył nową rodzinę, jakby wcześniejsza mu nie wystarczała. Przesyła co miesiąc pieniądze, choć nie płaci sądownie alimentów. Dorota jeszcze nigdy się nie skarżyła, wyglądała na zmęczoną życiem. Czasami boi się, że zostanie sama. Dlatego właśnie rozpieszcza swoje dzieci. Nie chce dopuścić do tego, by one też ją kiedyś zostawiły. Staruszek rozmawiał z nią kilka razy na ten temat. Powiedział, że one jej nigdy nie opuszczą. Dzieci nie zostawiają, niezależnie od naszych popełnianych błędów. Takim postępowaniem może jedynie zniszczyć swoje pociechy. Owe argumenty przemawiają do Doroty. Przytakuje zawsze, tylko jak przychodzi co do czego, nie potrafi zastosować sugestii w praktyce.
- Jadł pan coś dzisiaj? - zapytał lekarz. Spotkał się znowu z zamkniętą postawą mężczyzny. - Jadł coś? - Doktor zwrócił się do Doroty. Kobieta pokiwała przecząco głową. W jej oczach widać zawstydzenie. Nie może pogodzić się z tym że nie jest w stanie pomóc mężczyźnie. Sprawę tę traktuje bardzo osobiście. Jest to wyzwanie jej, jako kobiety i pielęgniarki.
- No dobrze. Teraz podniesiemy koszulę. Może być trochę zimne – wskazuje na stetoskop. - Niech pan zrobi wdech i wydech. Jeszcze raz. Wdech i wydech. No dobrze. Wygląda to tak, panie Kowalski. Jest pan bardzo odwodniony. Nie masz pan problemów z oddychaniem. Jest pan słaby z powodu niedożywienia. Przypiszę panu parę leków na wzmożenie apetytu i parę suplementów. Ostatnio polecam „Extravit”. No dobrze. To co, to ja polecę już. Do zobaczenia, panie Kowalski, Doroto.
- Do widzenia panie doktorze – kobieta zamknęła drzwi i weszła do pokoju.
– Może pan się położy na łóżku? Będzie wygodniej.
- Ona tam leży. Nie chcę jej obudzić. Niech jeszcze pośpi. Była bardzo zmęczona. Kobieta zdezorientowana spojrzała w stronę łóżka, na którym nikogo nie było. Domyśliła się, że mężczyzna mówi o żonie. Trochę przerażona, ciągnęła dalej rozmowę:
- Może jednak się pan skusi? Jest takie miękkie. Na pewno się pani nie obudzi. Postaramy się być bardzo cicho. To jak?
- No dobrze – mężczyzna powoli, z pomocą Doroty wstał z fotela. Chwiejnym, posuwistym krokiem, dotarł do swojego brzegu łóżka. Powoli wsuną ciało pod kołdrę. Delikatnie przybliżył się do drugiej połowy łóżka, gdzie zawsze zasypiała Hania. Położył głowę na jej poduszce, którą chwycił, niczym twarz ukochanej i przycisną ostatkiem sił. Miną następny dzień tej marnej egzystencji.
Ze snu, w którym zabrakło znów małżonki, szczęśliwie mężczyznę zbudził dzwonek do drzwi. Córka – Ania, przyszła w odwiedziny. Prawdopodobnie będzie starać się jeszcze raz zbudzić ojca ze snu. Mara jest zawsze tak przecudowna. Czyżby jedynie ona, podtrzymywała go przy życiu?
- Witaj tato, jak się czujesz? – Sztuczny uśmiech zdradzał zamiary córki.
- Nieźle kochanie, tylko jestem trochę zmęczony. Coś chciałaś maleńka? – Mężczyzna spodziewał się odpowiedzi, jednak brnął w pytania o przyczynę odwiedzin.
- Tatku, martwię się, przecież wiesz. Przyszłam tu, bo nie wiem co robić. Boję się, że zostanę sama. Wystarczy już, że straciłam matkę, nie chcę zrezygnować z ojca. Możesz przeżyć jeszcze wiele lat. Wiesz, że nigdy cię o nic nie prosiłam. Dlatego dzisiaj mógłbyś, choć tyle dla mnie zrobić i zacząć jeść? - Kwiatuszku, ja też nigdy cię o nic nie prosiłem, dlatego zrób coś dla mnie. Przestań się martwić! Weź się w garść! Dziewczyno, ile ty masz lat? Całe życie przed Tobą, nie parę nędznych wiosen. Rozumiem, gdybyś nie miała dla kogo prócz mnie żyć, ale masz dzieci, nową rodzinę. Dlaczego chcesz odebrać mi teraz szczęście? Chcesz, bym zrobił to dla ciebie. Ty zrób dla mnie – Bądź szczęśliwa, kwiatuszku. Nic więcej. Bądź szczęśliwa.
- Tato, nie mów do mnie tak, jakbyś chciał się pożegnać. Ty jeszcze nie odchodzisz, rozumiesz? To nie jest Twój czas! Zrozum to, Bóg cię jeszcze do siebie nie przyzywa. Nie baw się w niego, bo może po tamtej stronie już więcej nie zobaczysz mamy. Pamiętasz, czego mnie uczyłeś? Bóg nie przyjmuje samobójców. On nie podpisuje się pod ich dziełem. A tak, to będzie samobójstwo – dziewczyna uniosła brodę do góry. Dumnie brnęła dalej w wypowiedzi – sam się doprowadzasz do tego. Ty odmawiasz jedzenia. Nie przyjmujesz życia. Przypuszczalnie umrzesz za dzień, może dwa. Już jesteś wyczerpany. Proszę cię, kochany, postaraj się żyć. Dla mnie. Może kiedyś, z czasem, także dla siebie. Masz dla kogo żyć. Kocham cię – w jej oczach pojawiły się nieplanowane łzy. Próbowała je ukryć. Bez skutecznie.
- Wiem, że mnie potrzebujesz, ale dasz radę. Ja chcę tylko do domu. Z powrotem. Tam będzie mi lepiej. Zobaczysz jak nas, z mamą odwiedzisz. Nie płacz, kochanie. Ja dam radę. Ty też. Dziewczyna upadła na kolana. Przytuliła ojca. Wygląda to tak, jakby nigdy więcej miała nie spotkać swojego bohatera lat dziecięcych. W jej oczach widnieje ból. Otarła łzy, podniosła się z zimnej podłogi. Ucałowała czoło mężczyzny. Powiedziała:
- Dobranoc tatku. Śpij dobrze. Pozdrów mamę jak będziesz. Powiedz, że zawsze, choć rzadko kiedy się z nią zgadzałam, brałam ją pod uwagę. Nadal myślę, jak by w danej sytuacji postąpiła. Nigdy nie zapomnę jej dobroci. Miłości. Tak jak nigdy nie zapomnę Twoich łez i ostatnich słów. Kocham – dziewczyna wyszła z pokoju. Znowu nastała cisza, która jest już nieodzownym elementem egzystencji mężczyzny. Serce jego wypełnił ból. Słowa córki trafiły w sam środek. Cel został osiągnięty. Chwilowo. Zaraz potem mężczyzna znów szybował wśród obłoków z kobietą swego życia. Sen, tak rzeczywisty, związany był z początkiem uczucia. Pierwsze spojrzenie, pocałunek, dotyk.
Mężczyzna poznał Hanię, gdy miał zaledwie siedemnaście lat. Spotkał kobietę w barze mlecznym. Zamówiła wielki kawał sernika. Całkowicie sama się nim zajęła. Mężczyzna pomyślał, że to urocze. Zapytał, czy może się przysiąść. Wcześniej zamawiając równie duży kęs. Dziewczyna nie miała nic przeciwko, gdyż od razu spodobał jej się wizualnie. Mężczyzna ubrany był w kurtkę w kratę z Ameryki, beżowe spodnie i ciemne, skórzane pantofle. Kolorowy szalik zwisał niechlujnie na szyi, co nadawało postaci odrobiny szaleństwa. W ręce trzymał zagraniczną reklamówkę. Ten akcent stylowy, nie zrobił jednak wrażenia na dziewczynie. Była przejęta ubytkiem sernika z talerza. Mężczyzna zauważył brak zainteresowania jego osobą. Postanowił mimo to, działać. Przecież dotąd, żadna mu się nie oparła:
- Witam. Widzę, że je pani sernik. - Nagle mężczyzna usłyszał sam siebie. Uznał swoją próbę za żałosną. Próbował to naprawić, choć nerwy dały się we znaki. - Lubi pani sernik? - Dalej mogło być już tylko gorzej. Na szczęście dziewczyna zauważyła i doceniła starania.
- Tak, bardzo lubię. Zawsze tu przychodzę. Mają tu taki puszysty i delikatny ser. Niech mi pan wierzy, lepszego w całym mieście pan nie znajdzie.
Mężczyzna odetchnął z ulgą. Pomyślał o sobie, że potrafi rozmawiać z kobietami. Wie jak je poderwać.
- A pan, pierwszy raz tutaj? Wcześniej chyba nie miałam przyjemności z panem rozmawiać.
- Tak, przechodziłem tędy i zobaczyłem panią z tym sernikiem. Od razu nabrałem ochoty na ciasto. Niech mi pani wybaczy, ale jest pani bardzo piękna, a ten kawał sernika nadaje pani jeszcze większego uroku.
- Nie wiem, czy będę w stanie panu wybaczyć. – Mężczyzna spuścił wzrok. Dziewczyna uśmiechnęła się i mówiła dalej - Skoro pan nic złego nie zrobił, tylko komplementował, czemu miałabym się obrażać, skoro to miłe z pańskiej strony?
- No nie wiem. Wolałem się upewnić, czy wszystko, co teraz robię, jest zgodne z zasadami kultury. Dziękuję pani za wyrozumiałość – w tej chwili ekspedientka podała potężny kawałek ciasta. Zajmował on pół talerza. Trudno było pojąć, w jaki sposób można zjeść taką porcję. Mężczyzna wpatrzony w oczy dziewczyny, która siedziała naprzeciwko, mimo wszystko, zajął się zawartością talerza. Nie chciał by wybranka myślała o nim źle. Bardzo ostrożnie dozował słowa, aby nie urazić, czy do siebie zrazić dziewczyny. Była taka piękna, w tej kwiecistej sukience, z niebieską kokardą we włosach, która idealnie przypominała kolor jej oczu. Uśmiechała się ciągle. Pragnęła przełamać zdenerwowanie mężczyzny. Chciała go bliżej poznać. Wiedziała o tym od pierwszego wejrzenia i talerza sernika.
Słyszysz szmer, krzątaninę w kuchni. Dorota z niepokojem w oczach wchodzi do ciemnego pokoju. Podchodzi do mężczyzny. Kładzie dłoń na jego policzku, potem czole. Czule głaszczę i układa włosy w odpowiednią, wymyśloną przez siebie konstrukcję. Dorota spogląda na zapadniętą twarz z ogromnym przerażeniem. Mężczyzna stracił już przez te cztery dni jakieś dziesięć kilogramów. To o wiele za szybka utrata. Świadomość tego, że gdy wyjdzie z domu, może wracając zastać bezwładne ciało, nie daje Dorocie spokoju. Ciągle obmyśla plan, jakby zmusić staruszka do jedzenia. Jednak żadne dotychczas argumenty nie skutkują. Nawet wizja samotnej tułaczki po czeluściach piekielnych, do niego nie przemawia. Prawdopodobnie bardziej niż śmierci, boi się samotności. Nie potrafi wyobrazić ostatniego zamknięcia powiek pozbawionej towarzystwa. Jednak ona musi być samotna. Wie to doskonale. Wierzy jednak, że na końcu świetlistego tunelu, znajdzie znajomą postać. Zastanawiać się będzie, czy sen to, czy jawa? Czy przyszła po niego najdroższa mu osoba? Czy to już moment, czy to czas?
Dorota zbadała mężczyznę. Był skrajnie wychudzony i odwodniony. Pusty wzrok utkwił na pościeli małżeńskiego łoża. Oddycha bardzo głęboko, przez sine usta, jakby był zmęczony po długim biegu. Kobieta zrozumiała, że czas jest już działać, nim będzie za późno. Postanowiła zadzwonić do lekarza, by się z nim skonsultować w sprawie podejmowanych kroków. Nikt nie odbiera. Dzwoni dalej. Mogłaby tym sygnałem pobudzić wszystkich dookoła. Jednak nikt nie odbiera. Do kobiety dociera, że historia pana Kowalskiego dobiega końca, jednak podejmuje wszelkie starania, by temu zapobiec. Gdy słyszy odrzucenie telefonu, czuje jak w kącikach oczu, zbierają się gorące, słone łzy. Dorota podbiegła do swojej torby, skąd wyciągnęła kroplówkę. Postanowiła nie czekać ani chwili dłużej. Podpięła staruszka do życiodajnego roztworu. Krople spływają bardzo powoli. Trafiają wprost do jego krwiobiegu. Po paru chwilach mężczyzna wygląda już trochę lepiej. Dorota pomyślała, że tego właśnie mu było trzeba. Gdy już wygląda stabilnie, wyszła z pokoju do kuchni. Dalej dobija się do znajomego lekarza, by opowiedzieć całe to zajście. Chce, aby choć trochę odpowiedzialności za stan pacjenta, spadło na tego, który odrzuca telefony i wiadomości. Jest tak wzburzona, że chętnie by mu wyrzuciła wszystko, co o nim myśli, pomimo tego, że jest on wyższy rangą. Czeka na połączenie.
Mężczyzna na chwilę odzyskał przytomność. Rozejrzał się po pokoju i zobaczył cię. Stoisz taki młody i silny. Twoje oczy zdradzają nieśmiałość, dłonie — chęć do pracy, a szalik zwisający na piersi – swoistą zadziorność. Nagle wzrok znowu utkwił mu w bordowej pościeli. Jego twarz zdaje się coś dostrzegać. Wyciągnął dłoń w stronę łóżka. Uśmiecha się.
- Kochanie. Jesteś. Tęskniłem… bardzo. Nie zostawiaj mnie więcej - powiedział zmęczonym głosem. Łza spłynęła po bladym policzku.
– Kochanie, jestem taki głodny. Czekałem. Długo czekałem na ciebie. Usiądź tu ze mną. Dorota zaraz coś nam przyniesie. Nakarm mnie, kochanie. Po tych słowach głowa opadła mu na poręcz fotela. Oczy zaczęły się powoli domykać. Dusza w nich tli się jeszcze chwilę, nim wycieknie całkiem, jak woda ze studni podczas suszy.
Patrzysz na to bezwładne ciało. Uchodzi z niego ciepło i życie. Nagle widzisz, że powoli zanikasz. Twoja kurtka w kratę przestaje odznaczać się konturami i liniami. Dłonie silne, opadają na wietrze otwartego okna. Szalik bezwiednie powiewa w rytm jesiennej zamieci. Oczy zamknięte. Już tylko ciemność. Światło. Tunel. Postać. Światło.
Ważne: Regulamin | Polityka Prywatności | FAQ
Polecane: | montaż anten Warszawa | montaż anten Warszawa Białołęka | montaż anten Sulejówek | montaż anten Marki | montaż anten Wołomin | montaż anten Warszawa Wawer | montaż anten Radzymin | Hodowla kotów Ragdoll | ragdoll kocięta | ragdoll hodowla kontakt