Za późno? |
|
Pan S. to zapalony grzybiarz. Zawsze oczekiwał sezonu z niecierpliwym drżeniem. Kiedy nadchodziła pora, starannie przygotowywał swój kozik i kosz. Jego wyprawy obfitowały niezmiennie w znalezione piękne okazy leśnego runa. Dokonania pana S. na tym polu obrosły przysłowiową legendą i w biurze oraz wśród sąsiadów ścigały go znaczące spojrzenia i szepty. Mówiono, że S. nie zadowala się każdym znalezionym grzybkiem, ale szuka okazów dorodnych i pięknych. Często bowiem widywano go, gdy wracał z kolejnej wyprawy niosąc wspaniałe okazy, starannie ścięte i ułożone w kobiałce. Co prawda nieżyczliwi plotkowali, że S. nie zawsze jest taki wybredny i niekiedy, wobec braku szczęścia, pociesza się się byle czym. Lepiej poinformowani przysięgali nawet, że S. kilka razy struł się jakimś grzybkiem, który udawał prawdziwego. Ale dowodów na to nie mieli. Czas mijał nieubłaganie. Pan S. - już teraz w wieku bardzo dojrzałym - z żalem zrezygnował z męczących skądinąd wypraw po grzyby. Z zazdrością patrzył teraz na młodych grzybiarzy, którzy z pasją i wprawą ostrzyli swoje koziki i ruszali z koszykami w las. On sam wyruszał niekiedy na spacery do dzikiego parku, który miał niedaleko domu. Lubił bowiem nadal ruch i świeże powietrze. W tych skromnych już wędrówkach towarzyszył mu zawsze przyjaciel - kot Bazyli. Pewnego pięknego dnia, podczas takiego właśnie spaceru, kocur wszedł w głąb sosnowego młodnika i S. nie mógł się doprosić żeby stamtąd wylazł. Zaintrygowany zachęcającym miauczeniem kota, wtargnął między młode sosenki i zobaczył, że Bazyli siedzi obok wspaniałego grzyba. Mało powiedzieć wspaniałego. Był to okaz, którego S. próżno szukał przez całe życie. Miał bowiem piękną nóżkę i kapelusz, był zdrowy i dorodny nad podziw. Należał do najlepszego, rzadkiego już gatunku. Był prawdziwy i szlachetny. To za nim właśnie S. buszował po lasach i ostępach i chociaż zdarzało mu się trafiać na piękne okazy, żaden nie był idealny. A tu – proszę – znalazł. Czyli jednak przewiedział, że doskonałość istnieje! Pan S. i jego kot Bazyli długo kontemplowali znalezisko. S. nie podjął próby zerwania okazu, mimo zachęcających kocich ocierań o nogi i wystawiania łba do pogłaskania. W pewnej chwili westchnął, nacisnął głębiej kapelusz i odszedł. Zdziwiony kocur zabiegał mu drogę i zachęcał do powrotu, ale S. zdeterminowany, przedzierał się nadal przez młodnik na ścieżkę. Wyszedłszy na swoją dróżkę, westchnął raz jeszcze i powiedział do kota: szkoda, ale jesteśmy spóźnieni. Już robi się ciemno. Musimy iść. Była już późna jesień i zmrok rzeczywiście zapadał szybko. Kiedy opuszczali granice dzikiego parku, ktoś lub coś zaczaiło się za ostatnim drzewem. Zaledwie je minęli, gdy ktoś lub coś wyskoczyło zza drzewa i wymierzyło S. potężnego kopniaka. Kiedy odwrócił się zaskoczony i skonfundowany - nie zobaczył nikogo. Kto to mógł być, nie dowiedział się nigdy. Bo chyba nie mógł go kopnąć wspaniały prawdziwek? No bo jak? Jedną nogą? Pan S. źle spał tej nocy, nękany dawno niedoświadczanymi uczuciami. Miał niejasne przeczucia, że w niezwykle ważnej życiowej chwili nie sprostał wyzwaniu, nie stanął na wysokości zadania. Podał tyły i przyjdzie mu teraz żyć w pogardzie dla samego siebie. Zerwał się więc rano i nie czekając na Bazylego, który spał spokojnie, popędził do dzikiego parku. Mimo, że przeszukał młodnik wzdłuż i wszerz, widzianego wczoraj pięknego grzybka nie znalazł. Za to natknął się, w tym samym miejscu, na świeże ślady krowy, która pasła się nieopodal. |
Ważne: Regulamin | Polityka Prywatności | FAQ
Polecane: | montaż anten Warszawa | montaż anten Warszawa Białołęka | montaż anten Sulejówek | montaż anten Marki | montaż anten Wołomin | montaż anten Warszawa Wawer | montaż anten Radzymin | Hodowla kotów Ragdoll | ragdoll kocięta | ragdoll hodowla kontakt