Lato już od pierwszych dni rozpieszczało bezchmurną pogodą i żarem sączącym się z nieba. Aleksander postanowił skorzystać z dobrodziejstw natury, nim stanie się bardziej kapryśna i zepsuje błogą beztroskę. O szóstej rano, gdy większość jego rówieśników przewracało się z boku na bok, on opuścił rodzinne mieszkanie znajdujące się na dzielnicy Nowe Miasto w Rzeszowie. To normalne, że o tej porze nie spotkał żywej duszy na klatce. Wybiegł w szortach i podkoszulku z ręcznikiem przewieszonym przez ramię. Jak na mierzącego ponad sto dziewięćdziesiąt centymetrów młodego mężczyznę, poruszał się z nieprzeciętną gracją i zwinnością. Zawdzięczał to bezustannym treningom rozmaitych sztuk walki, oraz dziesiątkom innych sportów, które uprawiał nałogowo.
Poranny bieg po opuszczonych ulicach w stronę jeziorka był dla niego odskocznią od hałaśliwego trybu życia. Truchtając nucił pod nosem piosenkę, która ostatnio nie dawała mu spokoju:
"Ty wiesz, że teraz jest twój czas, by krzyczeć!
Ten jeden raz niech zadrży świat!
Dokładnie teraz trwa twe całe życie.
Kolejnych szans chwilowo brak..."[1]
Słowa wokalisty grupy Ocean raz po raz odbijały się w jego głowie, zwrotki całkowicie mu umknęły, ale refren pozostał. Przebiegł prostopadle przez obwodnicę i skierował nogi na Żwirownię. Od najmłodszych lat lubił popuszczać wodze fantazji i odrywał się od otaczającego go zgiełku w każdym możliwym momencie. Nim dobiegł na molo, w myślach już okrążył kulę ziemską, a nawet dotarł na jeden z biegunów.
Ściągnął ubranie i ułożył w schludny stosik, następnie regulując oddech podszedł na skraj mola. Na wodzie migotały miliony świetlików, przywodzących na myśl gwiazdy. Powoli, wręcz nawet ospale rozruszał stawy. Na początek kark i ramiona. Dalej tułów, biodra i na koniec nogi. Zrobił jeszcze kilkanaście skrętoskłonów i ruchów ramionami aż w końcu stanął gotowy do skoku.
W wodzie czuł się jak ryba, spokojnie mógł zostać ratownikiem, a nawet instruktorem pływania, a jednak jedną podstawową zasadę bezustannie łamał. Upierał się, że ochlapywanie się wodą przed skokiem do niej jest idiotyczne. A powolne wchodzenie, aby przyzwyczaić się do temperatury obłędem. Nie, dla niego to musiało nadejść niespodziewanie. Stał na skraju mola, a niemal nieruchoma tafla nie zdradzała o sobie nic poza tym, że z pewnością będzie mokra. Przed skokiem nie wiedział, czy woda okaże się ciepła, czy też orzeźwiająco chłodna, może też być tak zimna, że niemal odmrozi mu klejnoty, on jednak wolał nie wiedzieć. Nigdy nie lubił wiedzieć co czyha za zakrętem, wolał się przekonać na własnej skórze. Był typem osobnika, który chciał doświadczyć jak najwięcej, ale nie lubił wiedzieć co go czeka zanim to się wydarzy. Wciąż powtarzał, że niewiedza jest czymś co pcha nas w rozwoju, która w momencie jej doświadczenia, wymaga od nas zdwojonych wysiłków, aby pozostać na powierzchni i nie utonąć. Wziął głęboki wdech i wykonał skok w nieznane, naprzeciw zdrowemu rozsądkowi oraz strachowi.
Woda okazała się orzeźwiająca, taka jakiej pragnął. Po przepłynięciu pod jej taflą kilku metrów, wynurzył się i nabrał powietrza. Następnie schował głowę tym samym odcinając się od świata i zaczął młócić rękoma. Przecinał wodę niczym fregata w której żagle dmie burzowy wiatr. Ponownie odciął się od rzeczywistości, dał ponieść się wyobraźni do cieśniny Gibraltarskiej, czternastokilometrowego przesmyku pomiędzy Europą, a Afryką. Jednym z jego licznych marzeń było jej przepłynięcie. Zatracił się całkowicie, a wyuczone ruchy niosły go dalej przed siebie, aż w końcu przygrzmocił o coś twardego tak, że zęby mu zadzwoniły, a oddech ugrzązł w gardle. Po chwili szamotania wynurzył głowę na powierzchnię, aby spojrzeć co zagrodziło mu drogę. Ze zdumieniem zauważył, że jest już na drugim końcu jeziorka, a przecież płynął wzdłuż, a nie wszerz i przebył dobre dwieście metrów. Rozmasował czoło, odepchnął się od kłody w którą uderzył i z uśmiechem na ustach zawrócił do miejsca z którego wystartował.
Gdy już dotarł na miejsce, wyregulował oddech i powoli opuścił przyjemnie orzeźwiającą ciecz. Spuchnięte mięśnie grały przy każdym ruchu ponad dziewięćdziesięcio kilogramowego chłopaka, a przebiegające obok dziewczyny na jego widok aż zachichotały. Puścił do nich oko i schylił się po ręcznik, aby przetrzeć twarz i osuszyć czarne włosy. Dziewczyny odbiegając wciąż się cieszyły, a pewny siebie drab dopiero wtedy poczuł dziwny chłód na pośladkach. Spojrzał w dół, a jego twarz oblała się buraczanym odcieniem, gdy zdał sobie sprawę, że zbyt luźne gatki na które narzekał, pozostały w wodzie. Pospiesznie narzucił na siebie odłożone wcześniej spodenki i bez zawahania oddalił się od mola.
"Wiecznie rozmarzony, wiecznie zamyślony Aleks" tak go określali rodzice i najlepszy przyjaciel Maciek. Nawet Gośka często to mówiła, lecz w jej ustach te słowa były kpiną nie zaś ciepłym stwierdzeniem. Powrotną drogę przebył jeszcze szybciej niż uprzednio, chciał już być pod prysznicem bo czuł się jak gdyby był nagi, a wszyscy mijani przez niego ludzie wydawali się śmiać z niego. Aleks pomimo tego, że uwielbiał żartować, nie znosił jak ktoś się z niego wyśmiewał i nie pozwalał na to. Tak więc zamiast uśmiechu, na jego twarzy zagościł wyraz mówiący wszystkim, aby omijali go szerokim łukiem.
Odetchnął dopiero, gdy wszedł pod prysznic. Kilka minut w łazience, pospieszne śniadanie i już był gotowy do pracy.
- Zadzwoń jak będziesz wracał! - Krzyknęła za nim mama, a on w końcu przypomniał sobie, że znów zapomniałby o telefonie. Zabrał go z sypialni i po raz pierwszy od wczorajszego wieczoru zwrócił uwagę na ekran. Widniały na nim trzy nieodebrane połączenia i kilka smsów. Większa część jak zwykle od Gośki z pretensjami, że zamiast z nią przebywać to on woli być na treningu, kolejny, że idzie pić z chłopakami i żeby wpadł, następny już mniej zrozumiały, ale mówiący, że Ruda (jak każdy ją nazywał), miała ochotę się zabawić. Westchnął jedynie i sprawdził resztę wiadomości. Maciek napisał, że wraca z crossfitu, trening był świetny, męczący i ledwo jest w stanie iść. Aleks zachichotał, wyobrażając sobie o połowę mniejszego przyjaciela podczas treningu. Maciek miał krzepę, ale jeśli chodzi o klikanie myszką przed komputerem, wszelkie sporty były mu jednak obce. Sprawdził połączenia, Ruda, Łysy, Gruby. Mroczna trójca jak zwykł ich nazywać. Dwóch kumpli z osiedla i jego dziewczyna, wciąż włóczący się razem, mieszanka wybuchowa. Już wiedział, że będą mu wypominać to, że nie zjawił się na melanż. Cóż jednak osoba pracująca po kilkanaście godzin dziennie i do tego trenująca ma robić poza własnym łóżkiem po północy. Oni - bezrobotni, bez obowiązków czy planów, jednak tego nie rozumieli. Westchnął ponownie i przyspieszył marsz, żeby nie spóźnić się do warsztatu.
John - nazywał tak starego Jana u którego pracował - dopiero otworzył pracownię. Aleks zatarł dłonie na widok mercedesa sl z lat sześćdziesiątych przy którym oboje dłubali, aby doprowadzić go do stanu nadającego się na sprzedaż. To była jego pasja, odrestaurowywanie klasycznych pojazdów i handel nimi. Był szczęśliwy, robił to co kochał i dobrze na tym zarabiał. Ponownie zanucił "Dokładnie teraz trwa twe całe życie." a John zaśmiał się.
- Pracoholik - zakpił pod nosem.
Kilka godzin później po garażu rozszedł się dzwonek telefonu Aleksa, lecz chłopak nie przerywał pracy.
- Odbierz to cholerstwo bo pracować nie mogę! - warknął John spod bujnych, siwych wąsów.
- To pewnie Ruda z jakimiś pretensjami, nie chce mi się z nią gadać, z resztą mam całe ręce w smarze.
- Przynajmniej dzwonek zmień, co to jest 'dżastin biwer'? - powiedział chichocząc.
- Wiem, że to twój idol, ale słucham innej muzyki - odparł Aleks w tym momencie muzyka ustała. Niestety nie minęła minuta jak telefon znów zaczął tańczyć na stoliku.
- Kurwa... - przeklął Aleks wrzucając klucz do skrzynki i wytarł dłonie o szmatkę wetkniętą do tylnej kieszeni spodni. - Chwili spokoju nie da.
Podszedł do komórki, lecz numer, który zauważył na ekranie szybko rozładował jego nerwy. Brat Maćka, Bartek, pewnie cherlak ma takie zakwasy, że sam nie może wystukać numeru, pomyślał Aleks i z uśmiechem odebrał połączenie.
- Cześć młody, co tam?
- Aleks?
- No raczej, przecież do mnie dzwonisz.
- Jesteś teraz wolny?
- W pracy jestem, a coś się stało? - wyczuł podenerwowany ton piętnastolatka i cierpliwie czekał na odpowiedź, gdy ten stękał do słuchawki.
- Eee... umm...
- No co jest, wal w końcu!
- Bo, Maciek jest w szpitalu i pomyślałem czy nie pojechałbyś ze mną do niego.
Aleks poczuł jakby ktoś mu sprzedał boleśny policzek. Przez moment stał jak wryty, ale już po chwili zaczął się śmiać.
- Masz udanego brata, zakwasy są naturalne to nie powód, żeby jechać do szpitala.
- N.. nie... wczoraj nie wrócił do domu, samochód go potrącił. - Aleksa ponownie zamurowało, patrzył na Johna nie wypowiadając żadnych słów, nie był w stanie znaleźć słów, lecz starszy przyjaciel przyszedł mu z pomocą.
- Weź moje auto i jedź - powiedział wyciągając kluczyki z kieszeni.
- Bartek, zaraz będę, wyjdź przed blok.
Rozłączył się bez czekania na potwierdzenie. Przemył dłonie w zlewie tuż obok stołu z imadłem, następnie pospiesznie zmienił robocze ciuchy na codzienne dżinsy i koszulkę z napisem: "Pracuj mniej, śpij więcej". Wziął kluczki do starego, zadbanego 'dużego fiata' i popędził po brata swojego jedynego, prawdziwego przyjaciela.
[1] Ocean - Czas by krzyczeć
Ważne: Regulamin | Polityka Prywatności | FAQ
Polecane: | montaż anten Warszawa | montaż anten Warszawa Białołęka | montaż anten Sulejówek | montaż anten Marki | montaż anten Wołomin | montaż anten Warszawa Wawer | montaż anten Radzymin | Hodowla kotów Ragdoll | ragdoll kocięta | ragdoll hodowla kontakt