poppies - wienczyslaw
Proza » Inne » poppies
A A A
Klasyfikacja wiekowa: +18


Profesor Bałłaban, oprócz wybitnych osiągnięć na polu nauki,
znany był z pasji z jaką oddawał się działalności społecznej.
Mimo, że zarabiał krocie na uczestnictnictwie w zagranicznych
konferencjach naukowych, mieszkał w dziesięciopiętrowym
bloku zbudowanym za czasów Gomułki. Nie miał samochodu.
Większość zarobionych pieniędzy przeznaczał na cele
społeczne. Partycypował w kosztach remontu szpitala i budowy
żłobka. Pomagał wielodzietnym, niezamożnym rodzinom uniknąć
eksmisji na bruk. Spłacał ich długi i zapewniał pomoc adwokata.
To za jego pieniądze zrewitalizowano stary zapuszczony od
dziesięcioleci park i wybudowano tam plac zabaw dla dzieci.
Długo by można wymieniać. Gdyby nie profersor Bałłaban, obraz
miasta, w którym mieszkał, miałby dużo więcej odcieni szarości
i smutku.

Dobre serce i wielkoduszność łączył profersor z ujmującą
skromnością. Nie chwalił się swoimi osiągnięciami, nie puszył.
Próżno było go szukać w śniadaniowych telewizjach
i w plotkarskich magazynach. Z racji swej prospołecznej
działalności i sławie w świecie nauki, każdy naczelny redaktor
ilustrowanego tygodnika chciałby mieć o nim jakiegoś newsa,
chociaż jakieś zdjęcie, jakiś materiał, dziennikarze śledczy
i paparazzi łazili za nim, ale na próżno. Profesor Bałłaban nie
pił, nie palił. Nie szlajał się po nocnych klubach. Nie chodził
do burdelu. Nie zataczał się pijany, o ściany się nie obijał.
Nie wymiotował, ani nie oddawał moczu w miejscach publicznych.
Nie widziano go nigdy w towarzystwie kurwy damskiej, ani
w towarzystwie kurwy męskiej. Profesor Bałłaban nie był
seksoholikiem, nie był gejem, nie był fetyszystą, nie był
transwestytą. Nie przebierał się po kryjomu w damskie ciuchy.
Nie paradował po ulicach w wysokich butach i w kusych
spódniczkach. Wieczory spędzał w swoim ciasnym mieszkaniu.
Dużo czytał, więc jedyne co mogli zaobserwować czający się
po krzakach dziennikarze śledczy i paparazzi, to długo, do
późnych godzin nocnych, palące się światło w oknie profesora.

Taki stan rzeczy bardzo nie podobał się redaktorom tabloidów
i kierownikom stacji telewizyjnych. Z ich punktu widzenia profesor
Bałłaban był zupełnie bezużyteczny. W żaden sposób nie pomagał
im w podniesieniu nakładu, w zwiększeniu oglądalności.
Działalność profesora, mimo, że pożyteczna dla mieszkańców,
nie przekładała się w żaden sposób na zyski ludzi mediów.

"Żeby chociaż raz, gdzieś, coś..." - żalili się niemo naczelni
brukowców myśląc o nudnym i całkowicie niemedialnym życiu
profesora Bałłabana.

Pewnego dnia zły trend został jednak przełamany.

W jednym z tygodników ukazało się zdjęcie przechadzającego
się ulicą profesora Bałłabana i obok drugie - jego okna z palącym
się w nocy światłem. Pod spodem był krótki tekst, potwierdzony
z trzech niezależnych źródeł, o tym jak profesor Bałłaban siedzi
w swoim mieszkaniu do późnych godzin nocnych przy zapalonym
świetle i wpycha sobie karaluchy do tyłka.

"Tajamnica profesora Bałłabana" nosił tytuł demaskatorski tekst.

Na drugi dzień po ukazaniu się artykułu na profesora Bałłabana
czekał w bramie jego bloku tłum dziennnikarzy z lasem
mikrofonów, świateł i bezlikiem kamer. Nieprzyzwyczajony
do szumu wokół swojej osoby profesor jąkając się wyjaśnił,
że nie wtyka sobie po nocach karaluchów do tyłka. W cieple
reflektorów i otaczającej go ze wszystkich stron ciżby ludzkiej,
jago twarz zrosiły kropelki potu.

"Kłamstwa profesora Bałłabana" - taki tytuł nosił następny
tekst - wywiad ze spacjalistą od mowy ciała, który ze
stuprocentową pewnością ogłosił, że profesor łże i dlatego
jąka się i poci.

Aby przeciąć spekulacje rujnujące mu życie, naiwny profesor
zaprosił do swego mieszkania ekipę telewizyjną. Dziennikarze
rozstawili światła, kamery, a profesor Bałłaban tłumaczył, że
siedzi tak długo w nocy przy zapalonym świetle, bo lubi czytać.
Pokazywał oblepiające wszystkie ściany jego skromnego lokum
regały uginające się pod ciężarem książek. Książki piętrzyły
się nawet w wysokich, grożących zawaleniem stertach, na
podłodze. Profesor wyjaśniał, że praca naukowca wymaga
od niego ciągłego dokształcania się... w pewnej chwili jego
wywody przerwał okropny wrzask przeprowadzającej wywiad
dziennikarki. Jej rozszerzone obrzydzeniem oczy patrzyły na
przechadzającego się po ścianie karalucha. Czujny kamerzysta
natychmiast przestał kręcić profesora i zrobił zbliżenie na
insekta.

Jeszcze w tym samym dniu, w głównym wydaniu wiadomości
ukazał się materiał poświęcony profesorowi Bałłabanowi.
Wielokrotnie powtarzano ujęcie z łażącym po ścianie
karaluchem. Prowadzący program dziennikarz z poważną
twarzą i troską w głosie mówił o upadku kolejnego autorytetu.
Karaluch przechadzający się po ścianie był niezbitym dowodem
na niecne praktyki profesora Bałłabana i na jego kłamstwa.


...


Profesor Bałłaban zapadł się w sobie, zgarbił, zszarzał,
posmutniał. Jego karieria naukowca i społecznika legła w gruzach.
Tabloidy i telewizje mieliły, wałkowały, rozstrząsały, analizowały i
nicowały sprawę. Telewizje żywiły się rewelacjami z gazet, gazety
opisywały rewalacje wypatrzone w telewizji. Internet wrzał, serwery
się przegrzewały, padały kolejne rekordy klikalności.

Ostatnim wysiłkiem słabnącej woli, profesor Bałłaban udał się
do telewizji, gdzie przedstawił przed kamerami oświadczenie
lekarza urologa leczącego jego prostatę. Lekarz specjalista
zaprzeczał rewelacjom mediów. Z racji swego zawodu
i schorzenia, z jakim borykał się profesor Bałłaban, urolog ten
miał bezpośredni wgląd w sprawę i z całą stanowczością
twierdził, że nie ma żadnych śladów potwierdzających tezę,
że profesor wkładał tam sobie cokolwiek, a już na pewno nie
karaluchy.

Tezę tę zbił bez trudu inny lekarz urolog, którego zaproszono
do studia, ponieważ był to program obiektywny i starał się zawsze
naświetlać problem z różnych punktów widzenia.

"Potrafię bez trudu rozpoznać człowieka, który wkłada sobie
karaluchy do tyłka, nawet bez szczegółowego badania",
oświadczył obiektywny urolog. "Wystarczy popatrzeć
jak siada, na sposób w jaki siada na krześle".

Opinia publiczna uwierzyła niezależnemu ekspertowi.
Nikt nie brał na serio oświadczenia urologa, który leczył prostatę
profesora. Brał w końcu za to pieniądze, więc nie mógł być
obiektywny.

...


Profesor Bałłaban umarł na zawał serca, kiedy wychodził
nagi po kąpieli z łazienki. Znaleziono go po tygodniu, gdy
sąsiedzi zaalarmowani smrodem, wezwali straż pożarną.
Po jego cuchnącym, napęczniałym od gazów ciele chodziły
karaluchy. Chociaż nikt nie opublikował zdjęć z autopsji, wieść
o insektach łażących po martwym profesorze przedostała się
do prasy i stanowiła kolejny dowód na jego nienormalne
praktyki.

...

Dwadzieścia lat poźniej, uczeń trzeciej klasy gimnazjum Paweł
Kobylak przygotowywał się do lekcji na temat historii
miasta, w którym mieszkał. Przeglądając
zasoby you tube, natknął się na film z uroczystości otwarcia
nowego oddziału położniczego szpitala powiatowego,
ufundowanego, co wyszczególniono w opisie filmu, przez
prof. Bałłabana. Paweł Kobylak nie mógł skojarzyć nazwiska.
Zadzwonił do kolegi Janka Starskiego obcykanego w historii.

- Profesor Bałłaban. Mówi ci to coś? - zapytał.
- Jasne. Powiedział Janek Starski. - To ten koleś, który lubił
sobie wkładać karaluchy do tyłka. Świr.
- Na you tubie jest film, że niby był jakimś darczyńcą, czy czymś...
- No ta ja nie wiem. Nie znam. Może to jakiś inny.
- No to cześć. Dzięki.
- Narka.

Paweł Kobylak zamknął film z profesorem Bałłabanem.
Napił się kawy i wystukał w wyszukiwarkę google hasło:
"karaluchy bałłaban". Wyświetliło się pięćdziesiąt pięć tysięcy
stron.
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • E-mail znajomego:
  • E-mail polecającego:
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • Znajomy został poinformowany
wienczyslaw · dnia 20.10.2014 05:55 · Czytań: 843 · Średnia ocena: 4,25 · Komentarzy: 7
Komentarze
Usunięty dnia 20.10.2014 16:40
Plotka tworzy fakty, a każdy widzi to, co chce zobaczyć. Taka myśl przyszła mi do głowy, przeczytaniu tego tekstu.
Smutna ta opowieść, jak łatwo można kłamstwem zniszczyć człowieka. Niestety, takie rzeczy się zdarzają, nie tylko w świecie medialnym. Jakby wszyscy wychodzili z założenia, że każdy człowiek jest zły i ma coś za uszami. A jeśli nie ma, to zawsze można coś wymyślić. Byle tylko żyć cudzym życiem, a nie własnym.
Szkoda, że dziś mało docenia się dobre rzeczy, a skupia na tych złych, nawet jeśli są nieprawdziwe.

Podobało mi się, choć nie wywołało pozytywnych emocji.

Pozdrawiam:)
jackass1408 dnia 20.10.2014 20:18 Ocena: Dobre
Zabawna historia, choć jak dla mnie zbyt długie zawiązywanie akcji i nieco sztywno to momentami brzmi. O profesorze wiemy za mało, by mu współczuć. Jego śmierć nie wzbudziła we mnie emocji, a co więcej spodziewałem się jej. Szkoda, bo sama historia ma potencjał. Na twoim miejscu wywaliłbym albo zmienił pierwsze dwa akapity. Zamiast opisywania profesorka można by pokazać go w akcji, bo chyba jest człowiekiem, co nie?
alkestis dnia 21.10.2014 07:54
przerażające. Całe lata pracy na to kim się jest. Na szacunek. I co po tym wszystkim?
Bardzo sugestywny tekst. Przekraczający granice mojej wrażliwości. Słyszę trzask pancerzyków karaluszych w tyłku profesora. Brrr.
Mam takie marzenie, nierealizowalne, żeby szlag trafił media plotkarskie.

pozdrawiam
mike17 dnia 21.10.2014 17:16 Ocena: Świetne!
Tak, Wieniu, kłamstwo powtórzone wiele razy staje się w końcu prawda nad prawdami, a ogół bezrozumnie zaczyna w nią wierzyć, nie wgłębiając się w to, w co warto w takich razach, bo błoto rzucone raz na człeka, rzadko odpada...

Uniwersalnie żeś poleciał, bo to, co tu mamy, to znaki czasów, tych czasów.
Gdzie jakiś zasrany tabloid puści plotę i już image leży w gruzach, a może ktoś na dobrą markę pracował kawał życia, i nawet jeśli rzeczony brukowiec odszczeka potem swoje kalumnie, błoto rzucone w człowieka w świadomości ogółu (jego części) nadal będzie funkcjonować jako prawda.

Podoba mi się oszczędność stylu.
Nie bawisz się w słowną woltyżerkę, dajesz suche fakty i to wali po deklu.
Niepotrzebne ozdobniki nie zostały tu użyte.
Motyw z wsadzaniem do dupy robactwa w twoim stylu :)
Lubię to u Ciebie, jak ongiś sławetny text o serku spod napletka.

Odnajdujesz się w takich kwaśnych humoreskach.
Niby człek się śmieje, ale ten śmiech to taki bardziej grymas jest...
Grotecha pełnom gembom.
Hats off!
al-szamanka dnia 24.10.2014 13:01 Ocena: Świetne!
W przerażający sposób pokazałeś, jak łatwo można zniszczyć człowieka.
Jak łatwo, przy pomocy bezpardonowej manipulacji zrobić z kogoś wykolejeńca... albo anioła.
Tak, można też w inną stronę.
Ile to razy ktoś wystylizowany na bohatera narodowego, lub osobnika o bezgranicznym miłosierdziu okazuje się w rzeczywistości nieprawdopodobnym łotrem.
Żyjemy w dziwnym świecie.
Sensacja, sensacja, sensacja.
W sztuce, polityce, przedszkolu i kosmosie.
Niezdrowe klimaty, gdy prawie wszystko okazuje się być obrzydliwą iluzją.
A przecież kwiaty są takie piękne... i prawdziwa dobroć.

Pozdrawiam :)
Quentin dnia 26.10.2014 12:41 Ocena: Bardzo dobre
real vs virtual

Kiedyś trzeba było pisać książki, żeby dzielić się własną opinią. Kiedyś trzeba było krzyczeć do tłumu albo doń strzelać, żeby przekazać jakiś komunikat. Dziś słowo ma taką moc jak grad wystrzelonych kul, a nośność tych kul jest naprawdę ogromna.

Ukazałeś prosty mechanizm eksploatowania medialnego materiału na papkę, którą konsumujemy chcąc nie chcąc. A wszystko to przy pomocy wyolbrzymienia. Moja ukochana hiperbola pasuje tu jak ulał, aż ręce składają się do oklasków.

Media mają tendencję do zaglądania poważnym ludziom w odbyt. Jak jesteś poważny i robisz coś mało widowiskowego, pewnie knujesz coś na boku albo w ogóle jesteś tak porąbany, że dojrzał w tobie drugi Hitler. Normalność stała się bezbarwna i podejrzana. Ale dziwne czasy.

Pozdrowienia
wienczyslaw dnia 26.10.2014 13:56
dziękuję wszystkim za odwiedziny. pierwowzorem dla profesora był pewien scenarzysta, któremu zniszczono życie
Polecane
Ostatnie komentarze
Pokazuj tylko komentarze:
Do tekstów | Do zdjęć
Kazjuno
27/03/2024 22:12
Serdeczne dzięki, Pliszko! Czasem pisząc, nie musiałem… »
pliszka
27/03/2024 20:55
Kaz, w niektórych Twoich tekstach widziałam więcej turpizmu… »
Noescritura
25/03/2024 21:21
@valeria, dziękuję, miły komentarz :) »
Zdzislaw
24/03/2024 21:51
Drystian Szpil - to i mnie fajnie... ups! (zbyt… »
Drystian Szpil
24/03/2024 21:40
Cudny kawałek poezji, ciekawie mieszasz elokwentną formę… »
Zdzislaw
24/03/2024 21:18
@Optymilian - tak. »
Optymilian
24/03/2024 21:15
@Zdzisławie, dopytam dla pewności, czy ten fragment jest… »
Zdzislaw
24/03/2024 21:00
Optymilian - nie musisz wierzyć, ale to są moje wspomnienia… »
Optymilian
24/03/2024 13:46
Wiem, że nie powinienem się odnosić do komentarzy, tylko do… »
Kazjuno
24/03/2024 12:38
Tu masz Zdzisław świętą rację. Szczególnie zgadzam się z… »
Zdzislaw
24/03/2024 11:03
Kazjuno, Darcon - jak widać, każdy z nas ma swoje… »
Kazjuno
24/03/2024 08:46
Tylko raz miałem do czynienia z duchem. Opisałem tę przygodę… »
Zbigniew Szczypek
23/03/2024 20:57
Roninie Świetne opowiadanie, chociaż nie od początku. Bo… »
Marek Adam Grabowski
23/03/2024 17:48
Opowiadanie bardzo ciekawe i dobrze napisane.… »
Darcon
23/03/2024 17:10
To dobry wynik, Zdzisławie, gratuluję. :) Wiele… »
ShoutBox
  • Kazjuno
  • 28/03/2024 08:33
  • Mike 17, zobacz, po twoim wpisie pojawił się tekst! Dysponujesz magiczną mocą. Grtuluję.
  • mike17
  • 26/03/2024 22:20
  • Kaziu, ja kiedyś czekałem 2 tygodnie, ale się udało. Zachowaj zimną krew, bo na pewno Ci się uda. A jak się poczeka na coś dłużej, to bardziej cieszy, czyż nie?
  • Kazjuno
  • 26/03/2024 12:12
  • Czemu długo czekam na publikację ostatniego tekstu, Już minęło 8 dni. Wszak w poczekalni mało nowych utworów(?) Redakcjo! Czyżby ogarnął Was letarg?
  • Redakcja
  • 26/03/2024 11:04
  • Nazwa zdjęcia powinna odpowiadać temu, co jest na zdjęciu ;) A kategorie, do których zalecamy zgłosić, to --> [link]
  • Slavek
  • 22/03/2024 19:46
  • Cześć. Chciałbym dodać zdjęcie tylko nie wiem co wpisać w "Nazwa"(nick czy nazwę fotografii?) i "Album" tu mam wątpliwości bo wyskakują mi nazwy albumów, które mam wrażenie, że mają swoich właścicieli
  • TakaJedna
  • 13/03/2024 23:41
  • To ja dziękuję Darconowi też za dobre słowo
  • Darcon
  • 12/03/2024 19:15
  • Dzisiaj wpadło w prozie kilka nowych tytułów. Wszystkie na górną półkę. Można mieć różne gusta i lubić inne gatunki, ale nie sposób nie docenić ich dobrego poziomu literackiego. Zachęcam do lektury.
  • Zbigniew Szczypek
  • 06/03/2024 00:06
  • OK! Ważne, że zaczęłaś i tej "krwi" nie zmyjesz już z rąk, nie da Ci spać - ja to wiem, jak Lady M.
Ostatnio widziani
Gości online:0
Najnowszy:Usunięty