Najpierw musisz wsiąść do PKS-u byle jakiego. Najlepiej w kierunku Rzeszowa żeby jechał albo gdzieś tam. Najlepiej, żeby był zmęczony życiem i zżerającą go od środka szarością, tak jak ty. Najlepiej, żeby się rozpadał i trząsł, i pyrkotał, i podskakiwał, a wystukany w dupę błotnik odpadł jeszcze przed wyjazdem z dworca.
W końcu dojeżdżasz po mękach z pęcherzem, bo kibel nieczynny ktoś napisał korektorem i tak musi zostać. Trzymałeś więc te hektolitry piwa, które wdusiłeś w siebie odrobinę wbrew sobie, ale tylko o drobinę, by szybciej minęła męczarnia kiedy jesteś całkiem sam, bo wokół wapniaki, byłe ubeki i cioty, i napić się nie ma z kim.
Całujcie mnie w dupę – myślisz sobie, odbiegasz kawałek i skraplasz się zaraz za rogiem w świetle lampy. Zaczynają cię mijać te nieprzyjazne gęby i wykrzywiają się, że jak tak można i gdzie zginęła kultura, a ty obserwujesz ich przez zarumienionego delikatnie chuja i zastanawiasz się, gdzie się podziały tamte prywatki i czy tamtych ludzi zniszczyła proza. A może to była poezja? Poezja, której im brakowało. Zagubiona poezja, co to wystawiła białą flagę pod naporem codzienności, krwawiąc lekko z serca i żałując, że to już koniec, że zostałeś zniewolony, że wyrwali ci szponami wszystko, co się liczy; wszystko, co kochałeś. Gapiłeś się tylko i wolałeś się poddać zamiast umrzeć wolnym, a teraz prosisz o szacunek, czy może litość, a ja nie mam dla ciebie nic nędzny robaku, bo w blasku reflektorów oddałem wszystko rozgrzanemu tłumowi, gdy ten wyniósł mnie na falę… i upuścił, jak kurwa zwykle, a mimo to zdołałem się podnieść i znów wznieść ponad ich głowami, będąc tak lekkim, jak tylko się da, tonąc w morzu gwiazd.
I gdy twój pęcherz już umiera ze szczęścia, a tej piękności po drugiej stronie ulicy przynieśli suknię z welonem w komplecie z tabunem dzieci; gdy już kroczysz dumnie na dworzec, by tam dokonać swego żywota między menelem, a bankomatem bez serca, dociera do ciebie, że możesz zrobić wszystko i powinni się zastanowić ludzie, którzy skreślili cię na starcie. To siebie powinni skreślić, gdyż nie znają odpowiednich proporcji. Dla ciebie najbardziej odpowiednią proporcją okazało się jakieś dziewięć setek wódki wymieszanej z resztką soku w litrowym kartonie. Gdyby nie to, nigdzie byś nie doszedł z tego pierdolonego zadupia, do którego zawiózł cię jebany pociąg kilka godzin później, gdy już odwiedziłeś zamykaną lada moment galerię i w najtańszym sklepie zerwałeś z wieszaka najzieleńsze spodenki po tej stronie mocy oraz klapki niewygodne w chuj, jebiące gumą, a po dniu, dwóch, także twymi złaszonymi stopami, które z wodą wzięły tymczasowy rozwód.
Most świecący wszystkimi kolorami tęczy w nieprzebranej ciemności Wisłoka stał mi przed oczami, gdy powieki opadały, a kiedy się unosiły me oczy zalewał okropny widok panienki, która olewała mnie na maksa, choć wgapiałem się w nią bezczelnie przez całą drogę. Jakoś podejść mi głupio było, bo miejsce zajęła sąsiednie jej rozkraczona torebka, w której mógłbyś człowieku grzebać do zarzyganej śmierci, a i tak byś nic przydatnego nie znalazł, ni chuja. Jej zdegustowany, czy tam znudzony wyraz mordki świadczył raczej o tym, że ma mnie za ścierwo, szmatę pierwszą lepszą z brzegu, w którą może wytrzeć, co najwyżej, swe śliczne balerinki w drodze na szczyt tap madyl. Więc nie podszedłem. Zamiast tego usnąłem. Obudziłem się na szczęście w porę, bo w przeciwnym razie marnie bym skończył na Ukrainie, lub parę kilometrów przed. Na pierwszej linii frontu bym się znalazł, w razie gdyby ebola mnie jeszcze nie wykończyła albo jakiś inny pasożyt – huba ludzka na przykład, co przylepia się i ssie ci połe, a ty powtarzasz: „ssij połe, ssij połe, choć wcale tego nie chcesz, ale ta huba działa na mózg, ryje ci banię konkretnie i gorąco pragnie abyś zginął marnie. Nie teraz jednak jeszcze, gdyż musiałaby znaleźć sobie nowy dom, a spodobało się u ciebie szmacie hubiastej i leniwa jest strasznie. Jakby miała szukać na takim zadupiu jakiegoś apetycznego kąska, to się odechciałoby jej żyć. Huby żywot trudnym jest, podobnie jak mój po wyturlaniu się na peron pierwszy i jedyny na tym zadupiu, gdzie ciszę przerywa tylko ujadanie wygłodniałych bestii.
No ale w końcu kogoś znajdujesz albo ten ktoś znajduje ciebie, gdyż ognia chce, a ty jeszcze masz żarkę. Jako dobry człowiek o gołębim sercu pożyczasz ciulowi zapalniczkę zniszczoną fest przez magiczny płyn zwany wywarem z chmielu, a raczej to, co zazwyczaj cię od niego oddziela, czyli kapsel za kapslem.
Ważne: Regulamin | Polityka Prywatności | FAQ
Polecane: | montaż anten Warszawa | montaż anten Warszawa Białołęka | montaż anten Sulejówek | montaż anten Marki | montaż anten Wołomin | montaż anten Warszawa Wawer | montaż anten Radzymin | Hodowla kotów Ragdoll | ragdoll kocięta | ragdoll hodowla kontakt