Czułam, że nóż na gardle wbijany jest coraz prężniej. W tej jednej chwili ważą na szalach mój los. Kołowałam rowerem bez ustanku. Czerwone światła, alarmujące o zbliżającym się niebezpieczeństwie, nie stanowiły żadnej przeszkody. Omijałam je jak wprawny kolarz. Wiatr we włosach dodawał otuchy. Czułam, że ścigam się z tymi wszystkimi nieżyczliwymi osobami, które zaraz miałam spotkać.
„Jeszcze nic nie jest stracone. Zdążę” – pomyślałam patrząc, jak szybko zmniejsza się odległość do celu.
Zaparkowałam bezładnie żółto – różowy rower tuż przed hospicjum. Świadomie, czy nieświadomie, zapomniałam nawet zabezpieczyć sprzęt odpowiednio grubym łańcuchem z kłódką.
Wbiegłam oszołomiona do środka. Szybko otworzyłam kolejne białe drzwi i czas jakby nagle stanął w miejscu. Przesuwające się wskazówki na tarczy zegara, przestały mieć jakiekolwiek znaczenie. Dostrzegłam w tym momencie snujących się w różnych kierunkach - niczym w moich wyobrażeniach duchy starszych ludzi. Nienaoliwione kółka balkoników skrzypiały złowieszczo. Po chwili poczułam, że całe to towarzystwo spogląda w moją stronę. Mój wzrok szybko przemknął od jednej pary oczu do drugiej. Rzeczywiście, patrzyli na mnie jak na zjawisko paranormalne, z typową dla tego wieku nadzieją, jakbym przyszła właśnie do nich. Nikt mnie jednak najwyraźniej nie rozpoznał.
„Dzięki Bogu” – w myślach uznałam, że tak jest lepiej. Ciężko jest pomagać najbliższym. Patrzeć jak gasną, nie potrafią robić rzeczy, które w zasadzie powinni bez trudu.
Powoli mijałam jak wcześniej samochody, każdego staruszka. Doszłam do pokoju sto trzy, gdzie miałam się stawić. Lękliwie zapukałam do zimnych, śnieżnobiałych drzwi. Po chwili usłyszałam pozwolenie na audiencję, udzieloną przez panią dyrektor, z którą rozmawiałam wczorajszego dnia. Wydała się wtedy oschła, oziębła, bezduszna, jak gdyby miejsce wyssało z niej resztki człowieczeństwa. Teraz produkowała się przez telefon, odwrócona do mnie plecami. Ruda czupryna wystawała zza oparcia fotela. Mówiła tonem nie podobnym do tego, który zapamiętałam. Muszę przyznać, że nawet uprzejmym. Możliwe, że to sprawiła rozmowa przez komórkę przytwierdzoną za pomocą ramienia do ucha. Takie urządzenie jest dość nieformalne. To może taktycznie zmienić przebieg konwersacji. Następnym razem będę o tym pamiętać. Jeśli podane są dwa numery, zacznę wybierać te dziewięciocyfrowe.
Kobieta skończyła rozmowę krótkim, prehistorycznym słowem „serwus”, po czym odwróciła się w moją stronę:
- Przecież mówiłam, czekać! – warknęła na wstępie.
- Zrozumiałam coś innego. Przepraszam – szepnęłam nieśmiało. Ton tego babsztyla sprawił, że miałam ochotę wyskoczyć przez uchylone okno w gabinecie i więcej tu nie wracać.
Wyglądała naprawdę groźnie. Jak jakaś dzika… niedźwiedzica. To jedyne skojarzenie przychodzące mi na myśl, gdy patrzyłam na te krótkie rude włosy, pękate policzki i krępą posturę. Zdawało mi się, że zaraz podniesie to cielsko i będzie gonić w ten śmieszny, charakterystyczny dla tego gatunku sposób.
- Co trzeba?
- Wczoraj rozmawiałam z panią przez telefon. Jestem studentką dietetyki. Chciałam odbyć tu praktykę wakacyjną.
- Ach, to pani. Trzeba było tak od razu. Proszę siadać – kobieta nagle zmieniła ton. Przypominał ten, który usłyszałam zaraz po wejściu. Miałam wrażenie, że nie jest to osoba zbyt zrównoważona psychicznie. Mimo to odważyłam się zostać i podjąć walkę odbycia praktyk na ostatnią chwilę.
Ważne: Regulamin | Polityka Prywatności | FAQ
Polecane: | montaż anten Warszawa | montaż anten Warszawa Białołęka | montaż anten Sulejówek | montaż anten Marki | montaż anten Wołomin | montaż anten Warszawa Wawer | montaż anten Radzymin | Hodowla kotów Ragdoll | ragdoll kocięta | ragdoll hodowla kontakt