Proza » Obyczajowe » Stryj
A A A

Stryj cz.1.




Wolność i nadzieja




Mój stryj to bardzo prosty człowiek, który na fotel mówił hotel a na hotel fotel i to z takim przejęciem, że nikt z nas nie śmiał zwrócić mu uwagi, że jest odwrotnie. Domyślaliśmy się być może delikatności jego uczuć, choć tak naprawdę nigdy nie był wylewny czy też na tyle ekspresyjny, by się wprost z tej właśnie strony objawić. Ale też nikt, pomimo skrytości jego ducha, nigdy nie widział powagi na jego twarzy, ponieważ zawsze był delikatnie uśmiechnięty, z nutą wyrozumiałej pobłażliwości połączonej ze stoickim spokojem. Może dlatego, że…

….jako dziecko Zamojszczyzny trafił wraz z matką i jedną z sióstr na czas jakiś do Oświęcimia, następnie do innego obozu gdzieś na terenie Niemiec (choć obecnej Polski); a wreszcie na roboty w Czechach.

A gdy w końcu wrócił z robót do zrujnowanego wojenną zawieruchą gospodarstwa składającego się z podupadłych zabudowań i kilku morgów ziemi, do których prawo miała jeszcze trójka rodzeństwa, zmuszony był jak wielu wówczas jego rówieśników, a także idąc za przykładem starszego brata, szukać szczęścia i chleba na przyswojonej a raczej przysposabianej ziemi na obczyźnie, czyli na Zachodzie jak wówczas szumnie określano tzw. Ziemie Odzyskane.

Ziemie Odzyskane, to obiecane eldorado, to wzniecająca ciekawość i nadziejną radość nowina! Jakże tam też jest, w tych niedawnych jeszcze Niemczech? U bauera w Czechach było niezgorzej choć matka była kaleką, ale nikt jej krzywdy specjalnie nie robił, a wręcz odnoszono się do niej z szacunkiem i zrozumieniem. Zresztą byli też tam inni Polacy, Rosjanie, Czesi – bracia Słowianie w końcu, a nie te żądne władzy i posiadania wciąż nowych terytoriów i cudzych zdobyczy, od wieków agresywno-ekspansywne, germańskie nasienie!. Zatem nie najgorzej było… tak więc wrócili żywi i cali!

Zdumiewające, doprawdy zdumiewające, czego nikt nie mógł we wsi pojąć! No bo jakże to możliwe, żeby kaleka z niesprawną nogą i z niezbyt dużymi jeszcze dziećmi przeżyła wysiedlenie, dwa obozy i do tego roboty jeszcze? Zwłaszcza, że znaczną część dzieci Zamojszczyzny jeśli nie wywieziono i nie zniemczono raz i na zawsze, to zagazowano podobnie jak Żydów, Cyganów i kaleki właśnie; a inne jeszcze, nierzadko maleńkie, bo roczne, dwuroczne itp. hurtem umierały stłoczone w bydlęcych wagonach; nie mówiąc już o tym, że zimą w 1942-go roku podczas takiej wysiedleńczej akcji w jednym z transportów w okolicach Lublina zamarzło pięćset dzieci z nagła oderwanych od matek, a z rzadka ….i od ojców.

Po otwarciu jednego z wagonów znaleziono w nim spowite szronem niczym muślinową kołderką, bądź kirem, maleńkie srebrne trupiątka. Takie księżycowe dzieci-śmieci. W zastygłych łkaniem i zduszoną rozpaczą usteczkach gdzie za niemym już echem niczym nieogarniętego, bo wbrew wszelkim prawom ludzkim oraz boskim, rozdzielenia i zbyt nagłego odpępowienia, czaił się straszliwy cień ostatecznej niemocy, przypieczętowanej bezlitosnym chłodem ludzkiego okrucieństwa i niemniej mroźnej i tudzież bezlitosnej oraz dla wielu nadzwyczaj pamiętnej zimy stulecia 1942 roku….

… ostatni sen jaki się śnił w powolnym zastyganiu i wtuleniu we własne wzajemne, niewytłumaczalne przerażenie, czym był? życiem?.... którego nie zdążyły posmakować, rozpoznać, zaklasyfikować choćby w najbardziej podstawowe kategorie? a cóż dopiero zrozumieć, określić w jakikolwiek możliwy sposób, że tym właśnie ono jest, owo ŻYCIE, prócz ciepła matczynej piersi i wieczornej kołysanki? I przeczuwalnego bardziej aniżeli ostatecznie rozpoznanego blasku Słońca i poszumu oraz wszelkich zapachów i odcieni otaczającej przyrody, wreszcie ludzkiego gwaru, albo i też żałośnie smutnej lub z rzadka tylko radosnej pieśni człowieczego Losu.… czy też obecne, niczym niewyjaśnione i nieusprawiedliwione cierpienie ich małych, o wiele za małych ciał? Ciałek, ciałeczek, cielątek – cieląteczek, bo w bydlęcych wagonach?

Kto zatem je zaprosił na ten świat i po co, skoro… skoro, nawet zwyczajni goście mają większy od nich przywilej? Goście, których godnie tak jak się przyjęło, tak się i też odprowadza do drzwi domostwa mniej lub bardziej życzliwego, ale jednak…, a nie porzuca na pastwę wściekłym psom; albo, gdy przyjdzie ich ostateczny kres, równie godnie odprawia się na tamtą stronę stosownym obrzędem z przynależnym żalem i zwyczajową ale też i nierzadko pogrążoną w szczerej pokucie, czcią.


Zatem, kim więc będą potem, kim są teraz, jeśli są…. te Księżycowe niegdyś, dzieci-śmieci?


Ale Anastazji, mojej babce i jej dzieciom a więc i mojemu stryjowi, nie stało się nic. Może już swoje wycierpieli? Zwłaszcza Nastka, mówili ludzie. Przed wojną jeszcze odumarł ją młodszy od niej dziewięć lat, bo 29 –letni mąż Piotr i zostawił tę kalekę z czwórką drobiu i do tego w wielkiej biedzie. Może gdyby ów Piotr, mój dziad nie zadawał się z tymi badaczami pisma, co to chodzili po wsiach i zachęcali do czytania biblii i sprzeciwieniu się legalnemu i prawowitemu Kościołowi, to by go Pan Bóg nie opuścił i nie pokarał taką straszliwą i długotrwałą chorobą, jak domniemywano we wsi … i dlatego też biedna Nastka, która tyle wycierpiała jeszcze przed wojną i w trakcie jej trwania, musiała się wciąż mocno modlić i za niego i za siebie i dzieci wreszcie…… I to tak, że bardziej dobrej, pokornej i świątobliwej osoby, jak mawiano później, we wsi nie było…

Dumał zatem stryj i dumał, że skoro jeszcze tam, w rodzinnej wsi przeżyli piekło poniewierki i ucieczek niezależnie od pory roku, dnia czy nocy; a to przed Niemcami, a to przed Ukraińcami, którzy bezlitośnie rżnęli mieszkańców, gdy znienacka napadali na wioskę; no a potem poza jej granicami też się śmierci Stryj mój zdążył dobrze napatrzeć w oczy, to cóż może go więcej złego jeszcze spotkać prócz dobrego i nowego życia?

(A ŚMIERĆ? A śmierć, to ani ona, ani on, gdyż takiej bezlitości, to z osobna ani mężczyzna, ani kobieta pomieścić nie mogą. ..) A pomimo to i z nią można się oswoić na swój sposób… ale wychodzić jej specjalnie na przeciw, gdzie zanadto zna już każdy kąt i duszę każdą? Niepodobna!

A zatem pozostaje emigracja, taka w miarę możliwości ale jednak w JAKNAJDALEJ…? Może tam JejJego o wiele mniej było, więc da się zmylić tę sławetną czujność i desperackie zapamiętanie w zbieraniu żniwa…? Cóż, może to i obczyzna? Jednakże posmak Nowego i Niepoznanego pociąga i kusi wybitnie; jednakże…

Zresztą, wielka to łaska? Zabrano Niemcom, co i tak nasze było ale jakby nawet nie było, to za te wszystkie mordy i zniszczenia, to jedynie nieprzekładalna na ludzki los i nieludzkie cierpienie, rekompensata! Więc nie ma co się kajać i bawić w wyrzuty sumienia, zwłaszcza w obliczu tego gdy się chce zwyczajnie jeść, a i głowę do snu gdzieś wreszcie ułożyć trzeba…

Zmęczenie, a raczej wyczerpanie wojennymi perypetiami oraz permanentną niewiadomą a także przewlekły już ból z powodu nagłego i niczym nie uzasadnionego wyrzucenia z rodzinnego gniazda, dawały coraz intensywniej o sobie znać. I jak się nie ma prócz takiego wyczerpania i udręczenia n i c, to łatwo jest się uczepić niczym promieni słońca byle jakich obietnic i uwierzyć w e wszystko. A więc ferujące i obiecujące świetlaną przyszłość pegeery, kołchozy, to niezwyczajna szansa i wreszcie możliwość wybawienia z powojennego marazmu, totalnego zagubienia i niezrozumienia wichrów wojny i w następstwie wszelkich niezamierzonych wędrówek i przetasowań oraz bolesnego ścierania się racji starych z nowymi i do tego silnie neofickimi. No bo taka kolej rzeczy, że zwycięzca zawsze dyktuje warunki; a że w poszukiwaniu chleba, siłą rzeczy właśnie, trzeba było wykazać więcej determinacji i odwagi, można więc było się spodziewać na swojej drodze więcej takich śmiałków i radosnych choć bardzo umęczonych i wybitnie spokorniałych po ostatnich przejściach, marzycieli. Dalekich od wszelkich w starym stylu ocen i wartościowania, porównywania, boczenia się wreszcie na fatum i bliźniego. Byle tylko wreszcie bliźnim był!

Acz z tym bliźnim, to różnie bywało, bowiem prócz tych pełnych werwy i samozaparcia odważnie patrzących w przyszłość bohaterów, w mozaice od nowa tworzonej dziejowej układanki, znaleźć można było różnej maści cwaniaczków, kolaborancików, koniokradów i innych złodziejaszków, a wreszcie milicjancików, ormowczyków, działaczy i młodocianych ideowców – zbawicieli… donosicieli….. Zwyczajne smaki i barwy życia, a przy takim kolorycie nie sposób się nudzić, przy czym nie groziło też przyzwyczajeniem do tegoż ż y c i a , by nie było go potem zanadto żal! Wszak kiedyś przecież przyjdzie umrzeć wreszcie, pomimo tej przeżytej, przeklętej i diabolicznej wojny, z której każdy za wszelka cenę chciał się życiem właśnie, niczym sianem wywinąć.! A więc teraz tym bardziej każdy jak potrafił, próbował, jeśli nie od nowa, to na pewno po normalnemu i po swojemu wreszcie istnieć. A nie tak jak się ruskiemu, Hitlerowi, czy też Ukraińcowi zachciało!



Toteż działo się wiele i nad wyraz intensywnie.



A na rubieżach, w tym konkretnym przypadku, niedaleko Stargardu i Szczecina mieszkania czekały już gotowe. Nie można powiedzieć że były wspaniałe, bowiem osiedlono ich w byłym poniemieckim folwarku, nad którym górował wielki oraz wyjątkowo dostojny i piękny, bo secesyjny pałac, otoczony okazałym parkiem z nieznanymi gatunkami drzew. Na przybyłych zrobiło to nadzwyczajne wrażenie połączone z zachwytem wielkopańskim stylem i wykwintnością. Co było też oznaką szczególnej dbałości i wytęsknionego wreszcie ładu i porządku, czego pobliski park i nawet pośpiech z jakim opuszczano pałac był najlepszym przykładem. Bowiem w niczym nie zaszkodziło to jego okazałości i dumnej wyniosłości z jaką się prezentował. Zaś nieopodal wspaniałego pałacu u stóp parku, w urokliwej, bo pełnej zielonych i bardzo ukwieconych dzikich traw, i w dolinie położonych łąk, wartko płynęła rzeka-Rega. Nie taka wąska jak w rodzinnej wsi i nie tak znowu czysta, że można było się w niej przeglądać i pstrągi, czy płocie łapać wprost ale za to taka prawdziwie szumiąca rzeka, a nie jakaś tam schowana w głębokim jarze rzeczka pośród sosnowo- leśnych roztoczańskich piasków.

Jeszcze w uszach tętniło nieodległe lecz miarowe i powolne kołatanie żelaznych kół przepełnionego pociągu i wrzynał się w pamięć przeciągły gwizd opasłej i przeciążanej lokomotywy, jeszcze w ustach czuć było pragnienie i tęsknotę za łykiem wody, lub oranżady; a w oczach na dnie czaił się niczym najgorszy z horrorów jakiego można było się nie spodziewać nawet w czasie i t a k i e j wojny, a mianowicie widok niemal doszczętnie pokaleczonej i ciężko rannej Warszawy. Najsilniejsze nawet serce nie było w stanie udźwignąć tej grozy i kompletnej niemal zapaści głównego rdzenia narodowej dumy oraz trudu i w efekcie ogromu, a także niezwykłości i niepowtarzalnego piękna dzieła człowieka. Polaka… Nikt jeszcze wtedy nie przeczuwał jaki feniks rodzi się na tym najbardziej z tragicznych, popiele…

No, a potem spotkanie na tzw. porannym apelu i rozdzielenie zadań…. Skąd pochodzisz, co potrafisz ? – Albo to ja wiem…? U Niemca, to my roblilim różne rzeczy, przy świniach i w polu, w kuźni, tartaku, ano gdzie popadło i gdzie kto przydzielony był, a w obozie, to wiadomo, jak to w obozie, i do kamieniołomów się szło, i do budowania dróg, okopów a nawet i mostów…

Bo i skąd taki młodociany przeganiany lub wciąż uciekany czy też ukrywający się co i rusz przed Wrogiem, albo…. i wrogiem, nierzadko walczący w ruchu oporu, mógł zaoferować państwu, które również dopiero co, jak i on w powijakach było? Kto wówczas profesją konkretną i pewną mógł się wykazać? Nieliczni, a ci którzy mogliby, to już dawno pod ziemią choć świeżutką jeszcze, leżą, albo poszli gdzieś z dymem precz w niebieściutkie jak Matki Boskiej sukienka, niebo! W tym całe masy znakomitych twórców, budowniczych, rzemieślników, a… że i Żydów?

Jednakże ci od stuleci już byli w osnowie naszego narodu zjawiskiem niepowtarzalnym, nadającym szczególny koloryt naszej państwowości! Zjawiskiem nie reanimowalnym, niestety już… lecz nie sposób zapomnieć tych, którzy szyli dobre buty i garnitury na miarę jak ulał; którzy parali się handelkiem jak należy, choć różnie można oceniać z perspektywy czasu i społecznych uwarunkowań ten żydowski spryt i nadzwyczajną zaradność; niemniej, to czego gdzie indziej nie było, to Żyd zawsze gdzieś na podorędziu miał. Specyfiki różne, sztuki materiałów najlepszej jakości, wreszcie delicyje, maści, maskotki, błyskotki, oraz wszelakie ingrediencje i ozdoby…

No, ale teraz? Teraz przede wszystkim potrzeba było stolarza, kowala, stajennego, rolnika, tak więc starszemu bratu przydzielili funkcję cieśli i stolarza, jako że w dzieciństwie skrzypki sam sobie wydłubał z miłości do grania, a gdy na służbie jeszcze jako dziecko był, to pomagał gospodarzowi przy robieniu kół, beczek etc… i tak to się zaczęło…. a że przyjechał potem mój stryj czyli młodszy brat sprawdzonego już stolarza, który zasłynął jako złota rączka, więc zatrudniono mojego stryja jako kowala, mimo że kompletnie nie miał wcześniej z tą profesją styczności. Pewnie dlatego, że do stolarni przylegała kuźnia i tak dwaj bracia w spokojnej i znojnej pracy i wzajemnym wsparciu,wiedli żywot u stóp Wielkiego Pałacu; na obcej, jednakże coraz to bardziej swojej ziemi.

I tak to jedni zaczęli ściągać drugich ze swoich wiosek z Przeszłości, żenić się, mieć dzieci, które zaczęły chodzić do szkoły w Pięknym i Wielkim Pałacu, w którym także odbywały się zebrania, wiece, ale i huczne zabawy. Takie szalone bale z kotylionami, czekoladami z Wedla przemianowanego na Fabrykę Czekolady 22-lipca, lecz receptura i smak pozostał ten sam, czyli najprzedniejszy, czego zazdrościły nam nie tylko ościenne państwa…

Ponieważ do pomocy na sezon zjeżdżali ochotnicy, tzw. junacy, tak więc dawny folwark tętnił życiem, nową nadzieją i radością. Pracy było mnóstwo, a to trzeba było obstalować nowe drzwi, okna, a to usprawnić jakąś bryczkę, co to brygadzista i kierownik nią jeździł na kontrole w pole lub też zrobić nową itp. itd… Oczywistym więc było, że tandem braterski okazał się i niezbędnym i wielce szanowanym w okolicy. Poza tym sporo było koni w stajniach po pańskich a i obory pełne krów, więc kobiety miały także zajęcie głównie w oborach czy też przy żniwach latem. Wraz z kwitnącą coraz bardziej populacją doskonale prosperowało przedszkole, a potem szkoła i biblioteka także w Pałacu.

A na po folwarcznym placu każdego ranka rozbrzmiewał radosny, pełen wigoru zgiełk, razgawory, przytyki i śmiechy, pohukiwania, takie bardziej dla pozoru, bo niby groźnego kierownika czy brygadzisty; następnie po sprawdzeniu listy obecności i zaordynowaniu bieżących zadań spokojnie rozchodzono się i zajmowano przydzielone stanowiska pracy i zadania. Wówczas to zgiełk zmieniał się w: wio!, wiśta wio!, hejta! prrrrr!, stójże głupi! nastąp się! albo też w poranne rżenie koni i oporne, przeciągłe muczenie nierozbudzonych jeszcze krów, wypędzanych na przyrzeczny wygon do wypasu; wreszcie w szczęk i miły dla ucha jęk piły pobliskiego tartaku, szust hebla o świeżo pachnące jeszcze drewno czy uderzenia kowalskiego młota. Każdy też z wiarą i jak najrzetelniej według najnowszych dyrektyw i mających budować nową Polskę planów różnoletnich, zabierał się do swoich codziennych zadań.

A gdy trzeba było, to szedł z kobietami i z dziećmi na wspólne usuwanie tej kapitalistycznej zarazy czyli stonki, co to Amerykanie zrzucili specjalnie, by osłabić kiełkujący, ale za to szlachetny w podstawach, socjalizm. Na stonkę najlepiej nadawały się butelki po oranżadzie z takim druciano- gumowym na stałe przytwierdzonym korkiem. Dla dzieci była to prawdziwa frajda, czuć się takim przydatnym i ramie w ramię iść z dorosłymi w pole; wydawało im się wtedy, że samo Słońce śpiewa im piosenki, a nieopodal znajdujące się kąkole i maki w dorodnej i obficie obsypanej kłosami pszenicy przytupywały do taktu. Nawet złośliwy jastrząb, hen tam wysoko, przestawał być groźny tańcząc swój odwieczny taniec podniebnego łowcy i szkodnika.

Kobiety zaś mające dzieci mogły pracować jako tzw. dochodzące. Przy żniwach, w oborach a najczęściej przy ziemniakach, burakach pastewnych i cukrowych. Późną jesienią, gdy mróz szronił brunatną ziemię znaczoną zielonymi kępami wielkich buraczanych liści, widać było pochylone sylwetki kobiet, a także dzieci uwijających się jak w ukropie przy wykopywaniu uwięzionych przymrozkiem buraków i odcinaniu rozłożystych liści… i to aż do spotkania z wielkim, zawieszonym nad polem, mieniącym się srebrem i iskrząco- przejmującym, bo przedmroźno - chłodnym, Księżycem.



Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • E-mail znajomego:
  • E-mail polecającego:
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • Znajomy został poinformowany
Daniela Jadwiga Jarszak · dnia 02.11.2014 21:13 · Czytań: 652 · Średnia ocena: 5 · Komentarzy: 4
Komentarze
euterpe dnia 02.11.2014 22:41 Ocena: Świetne!
Jestem pod wrażeniem. Świetnie opowiedziane. Wzruszyłam się nie na żarty historią tych biednych istotek zmarzniętych. Nie oszczędziłaś czytelnika i na koniec, też wspomniałaś o ich losie, co jest pozytywnym aspektem Twojej pracy. Poza tym wplecione historie, dopełniające obrazu, stoją mi przed oczami, niczym malarskie pejzaże.
Jestem pełna podziwu i oczarowana.
Pozdrawiam serdecznie,
Ewa
Daniela Jadwiga Jarszak dnia 04.11.2014 19:04
Dziękuję sedecznie. Gdy chwali Cię sama Euterpe, to już coś znaczy!
euterpe dnia 04.11.2014 20:21 Ocena: Świetne!
Na ten czas, chwali Cię skromna euterpe przez małe "e", którą cieszy to, że jednak nazwa coś znaczy:)
Pozdrawiam serdecznie,
Ewa
Daniela Jadwiga Jarszak dnia 05.11.2014 03:13
Oj, znaczy, znaczy! Pozdrawiam serdecznie Ewo!
Polecane
Ostatnie komentarze
Pokazuj tylko komentarze:
Do tekstów | Do zdjęć
Darcon
23/04/2024 17:33
Dobre, Owsianko, dobre. Masz ten polski, starczy sarkazm… »
gitesik
23/04/2024 07:36
Ano teraz to tylko kosiarki spalinowe i dużo hałasu. »
Kazjuno
23/04/2024 06:45
Dzięki Gabrielu, za pozytywną ocenę. Trudno było mi się… »
Kazjuno
23/04/2024 06:33
Byłem kiedyś w Dunkierce i Calais. Jeszcze nie było tego… »
Gabriel G.
22/04/2024 20:04
Stasiowi się akurat nie udało. Wielu takim Stasiom się… »
Gabriel G.
22/04/2024 19:44
Pierwsza część tekstu, to wyjaśnienie akcji z Jarkiem i… »
Gabriel G.
22/04/2024 19:28
Chciałem w tekście ukazać koszmar uczucia czerpania, choćby… »
ks-hp
18/04/2024 20:57
I taki autor miał zamysł... dziękuję i pozdrawiam... ;) »
valeria
18/04/2024 19:26
Cieszę się, że przypadł do gustu. Bardzo lubię ten wiersz,… »
mike17
18/04/2024 16:50
Masz niesamowitą wyobraźnię, Violu, Twoje teksty łykam jak… »
Kazjuno
18/04/2024 13:09
Ponownie dziękuję za Twoją wizytę. Co do użycia słowa… »
Marian
18/04/2024 08:01
"wymyślimy jakąś prostą fabułę i zaczynamy" - czy… »
Kazjuno
16/04/2024 21:56
Dzięki, Marianie za pojawienie się! No tak, subtelnością… »
Marian
16/04/2024 16:34
Wcale się nie dziwię, że Twoje towarzyszki przy stole były… »
Kazjuno
16/04/2024 11:04
Toż to proste! Najeżdżasz kursorem na chcianego autora i jak… »
ShoutBox
  • Zbigniew Szczypek
  • 01/04/2024 10:37
  • Z okazji Św. Wielkiej Nocy - Dużo zdrówka, wszelkiej pomyślności dla wszystkich na PP, a dzisiaj mokrego poniedziałku - jak najbardziej, także na zdrowie ;-}
  • Darcon
  • 30/03/2024 22:22
  • Życzę spokojnych i zdrowych Świąt Wielkiej Nocy. :) Wszystkiego co dla Was najlepsze. :)
  • mike17
  • 30/03/2024 15:48
  • Ode mnie dla Was wszystko, co najlepsze w nadchodzącą Wielkanoc - oby była spędzona w ciepłej, rodzinnej atmosferze :)
  • Yaro
  • 30/03/2024 11:12
  • Wesołych Świąt życzę wszystkim portalowiczom i szanownej redakcji.
  • Kazjuno
  • 28/03/2024 08:33
  • Mike 17, zobacz, po twoim wpisie pojawił się tekst! Dysponujesz magiczną mocą. Grtuluję.
  • mike17
  • 26/03/2024 22:20
  • Kaziu, ja kiedyś czekałem 2 tygodnie, ale się udało. Zachowaj zimną krew, bo na pewno Ci się uda. A jak się poczeka na coś dłużej, to bardziej cieszy, czyż nie?
  • Kazjuno
  • 26/03/2024 12:12
  • Czemu długo czekam na publikację ostatniego tekstu, Już minęło 8 dni. Wszak w poczekalni mało nowych utworów(?) Redakcjo! Czyżby ogarnął Was letarg?
  • Redakcja
  • 26/03/2024 11:04
  • Nazwa zdjęcia powinna odpowiadać temu, co jest na zdjęciu ;) A kategorie, do których zalecamy zgłosić, to --> [link]
Ostatnio widziani
Gości online:44
Najnowszy:pica-pioa