- Nawet ty, kocie? Nawet ty? – obrzucił krytycznym wzrokiem drapiącego drzwi zwierza, który mruczał przy tym zabawnie, choć Karolowi nie było do śmiechu. Miał wrażenie, że wszyscy go powoli opuszczają, jakby to był jakiś nowy nieznany mu zwyczaj. Żyje tyle lat, a tego jednego nie mógł zrozumieć. Dlaczego na końcu, on zawsze musi zostać sam? Ilekroć zaczyna jakiś związek, zaraz się kończy; rodzina schodzi z tego świata, jak gdyby zarezerwowali już okienko w kalendarzu na najbliższe miesiące i nie chcieli się za nic w świecie spóźnić. Ostatnie dni, były tylko na to dowodem, gdyż rzadko zdarza się odwiedzać dom pogrzebowy z taką częstotliwością, która sięgała nawet pięciu dni w tygodniu. Na szczęście na tle osobistym, dawno nie zaliczył porażki. Powodów można szukać wiele, jednak zdecydowanie najwyżej plasującym się w tym rankingu jest postanowienie, aby się z nikim nie wiązać. Z doświadczenia wiedział, że nic dobrego z tego nie wynika. Któraś ze stron zawsze ucierpi, a on dość miał już porażek.
Jedyną bezpieczną przystanią, gdzie mógł dowolnie kierować swoimi i cudzymi losami, było pisarstwo. Poświęcał temu bezmiar czasu, przez co chwilami zatracał się w odrealnionej rzeczywistości. Dni zlewały się w tygodnie, a poznawał to jedynie po długości zarostu u postaci odbijającej się w lustrze, która wiecznie patrzyła na niego ze zdziwieniem. Jakby nie dowierzała, jak szybko potrafi się zmienić wizerunek mężczyzny. Zwykle uważał te kędziory zwisające spod nosa, za przejaw jego geniuszu. Nie każdy pisarz, może pochwalić się takim nakładem i dotrzymywaniem deadlin’ów, a wszystko to dlatego, że żyje bez zobowiązań. Może jednak nie całkiem.
Kot to dość spora odpowiedzialność, chociaż nie musisz wyprowadzać codziennie na spacer, jak jakiegoś kundla. Mimo wszystko ten zwierzak, jako jedyny, poza uczuciem głodu, potrafił wykrzesać od Karola parę kroków w kierunku kuchni. Stała tam miseczka przepełniona karmą, aby gdy tylko czegoś było mu trzeba, zbyt często nie korzystał z tej przewagi drapieżcy. Piłował wtedy namiętnie pazury o drewnianą futrynę i wybijał mężczyznę z twórczego rytmu.
Wielokrotnie już go wystawiał za drzwi, żeby nabrał odrobinę ogłady i wdzięczności za dach nad głową. Jednak ten konkretny kocur, różnił się znacznie od swoich współbraci. Nie przejmował się zmianą otoczenia, wręcz akceptował je, jakim ono by nie było. Potrafił tak obrażony trwać poza domem przez całe tygodnie, czasem nawet miesiące. W tym czasie Karol odchodził od zmysłów. Szukał zguby w okolicy, co nie było do niego podobne. Związał się emocjonalnie z zadziorną istotą, która i tak zawsze wracała na poddasze, drapiąc przybrudzoną szybę lukarny. Jakież to szczęście ogarniało Karola, gdy mógł widzieć znów tę rudą mordkę przeciskającą się przez pozostawioną właśnie na tę okazję szparę w oknie.
- No dobra, idź - otworzył drzwi i przepuścił kota lecącego niczym strzała. - Tylko żebyś mi nie wracał z bandą gęb do wykarmienia! – rzucił na odchodne.
Zatrzasnął drzwi za wymykającym się koniuszkiem ogona, przeczesał palcami tłuste włosy, pogładził parocentymetrowy zarost i mruknął pod nosem.
Czasem zazdrościł zwierzętom tej nieograniczonej wolności. Wystarczy od czasu do czasu zaskomleć, spojrzeć tymi smutnymi ślepiami i już kąski wyściełały ich pusty żołądek. Pieskie to życie, od popędu do popędu, aż po możliwie jak najodleglejszy kres.
Usiadł przy biurku, usłanym stosem papierzysk, które tworzyły logiczną całość chronologicznie uporządkowaną cyframi. Rozpostarł centralnie ustawiony komputer, który momentalnie podjął pracę przejmującym warkotem. Przeżył już lata swojej świetności, teraz staruszek dogorywa przy właścicielu, moszcząc się posłusznie pod długimi palcami. Karol miał czasem wrażenie, że to nie jego słowa wypływają na elektroniczny arkusz, ale otrzymuje je za pośrednictwem tego cudu technicznego, z którym nie umiał się rozstać.
To jak z przyjacielem, z którym nigdy się nie pożegnałeś. Nie mógłbyś - to zbyt bolesne i choć wiesz, że zmiany muszą nastąpić, odkładasz je w nieskończoność. Na koniec, rzucasz tylko tęskne spojrzenie i odchodzisz. Potem zniecierpliwiony dzwonisz po pięciu minutach drogi, wypowiadasz wszystko, co niewypowiedziane z nadzieją na wyrozumiałość. Czasem jednak można się przeliczyć, a uraz pozostaje.
Trzymał chwilę dłonie nad klawiszami. Nie wiedział, w jaki sposób zakończyć opowieść. Tych parę zdań waży na odbiorze całości. To słowa, które czytelnik powinien zapamiętać, dzięki czemu historia będzie żyć własnym życiem i nigdy nie przeminie.
Wcisnął klawisz z symbolem kropki, po czym wydrukował ostatnią stronę i zamknął laptop. Pochylił się nad świstkiem ciepłego papieru, jak nad nowo narodzonym niemowlęciem i był z niego dumny, jak można być dumnym z własnej twórczości. Tymczasowo, gdyż z każdą chwilą coraz to nowe myśli napływają do skroni, by ukazać kolejną odsłonę mózgowych połączeń.
Postawił kropkę. Czasem trzeba wiedzieć, kiedy i jak skończyć.
Stanął nad drewnianym blatem. Uporządkował dzieło strona po stronie i ułożył równiusieńko przy krawędzi stołu. Niechlujstwo otaczające go wcześniej zewsząd, nagle zostało przez kilka wprawnych ruchów ze sobą sczepione. Wizualny bałagan myśli, dzięki odpowiednim liczbom, rozpłynął się niczym sen. Karol spojrzał ze zdumieniem na imponujący plik zapisanych stronic. Dopiero teraz – z perspektywy, mógł określić, że było to najdłuższe dzieło w jego karierze i choć to nie przesądza o treści, czuł poniekąd zadowolenie.
Przestał, gdy tylko spojrzał w ciemną szybę i wpatrującą się w niego postać. Dopiero teraz dostrzegł, jak bardzo zaniedbał się pochłonięty pracą. Szary podkoszulek miał znamiona ketchupu i musztardy z pizzy, ciemne dresowe spodnie, były aż sztywne od brudu, podobnie jak skarpetki. Zaledwie teraz dotarł do niego ten zapach, który wcześniej kojarzył z rynsztokiem.
Nie wiedział, co zrobić. Odruchowo wszedł pod prysznic i odkręcił kurek z gorącą wodą, która spłynęła po ubraniach. Nagle zdały się lepkie, jakby pokryte jakimś śluzem. Szorując te łachy, miał wrażenie jak gdyby dotykał bagienną ropuchę i takie same odrzucające odczucia towarzyszyły mu w tej czynności.
Po kolei zdejmował części garderoby, które cisnął w kąt kabiny prysznicowej. Zdziwiony patrzył jak spod nich wypłynęła ciemniejsza woda. Ostatni raz widział coś takiego, gdy pracował na budowie. Wracał do domu po wielogodzinnej harówce, a po zdjęciu butów wraz z skarpetami, zapach rozprzestrzeniał się po całym mieszkaniu. Pospiesznie dosięgał wtedy okien i otwierał na oścież. Dzięki temu nie marynował się długo w tym swądzie.
Fakt takiego zaniedbania, trochę Karola zawstydził, wziął więc żel pod prysznic, zamknął oczy i namydlił wilgotne ciało. Po chwili przypomniał wspólne kąpiele z Martą, jego byłą narzeczoną. Te wspomnienia z pewnością przyjemne, potęgowały uczucie ekscytacji w dolnych partiach ciała, które zdawały się pamiętać jej dotyk, gdyż wzdrygały się na samą myśl o dłoniach i ustach kobiety. Wywoływały jednak ostatecznie w Karolu mieszane doznania. Tęsknił za nią, jednak nie potrafiłby dalej próbować. To wyczerpujące, jak zamiast być z kimś, tylko się starasz i patrzysz jak ukochana osoba zaczyna odczuwać zmęczenie. Wszystko przez to, że nie potrafisz się przystosować i stać kimś innym niż jesteś.
Wyszedł z kabiny, przetarł dłonią zaparowane lustro i spojrzał wreszcie na twarz niemalże prehistoryczną taką, która dawno nie miała do czynienia z maszynką do golenia. Chwilę rozmyślał, co zrobić z tak długim zarostem, wiedział bowiem, że żadne ostrze go nie pochwyci. Z tymi akcesoriami, które miał w mieszkaniu, jest w stanie tylko zrobić sobie krzywdę, a że nie cieszył go widok zakrwawionych wacików poprzyczepianych punktowo, odpuścił tę czynność. Przyciął jednak nierówności nożyczkami do paznokci wiszącymi na srebrnym łańcuszku z wysłużonym karabińczykiem. W taki sposób zapobiegał zapodzianiu najistotniejszych przedmiotów, znając z doświadczenia uczucie irytacji, podczas zakupu kolejnego, które i tak znajdzie za jakiś czas bliźniaka za pralką, albo szafką, gdzie od lat nie zagląda nawet światło, ale cóż. Tak więc pomysłowo, po wielu próbach i błędach, postanowił zawiesić wszystko, co ma możliwość zawieszenia na łańcuszkach. Wygląda to może niechlujnie, ale skoro i tak rzadko, kiedy sprowadza się do niego kobieta, dbałość o porządek, nie jest częścią jego obowiązków.
Wyciągnął z szafki za lustrem ostatnią jednorazową golarkę z firmy, która go nie satysfakcjonuje, jednak cena mieści się w budżecie. Namydlił porządnie brodę, nawilżył maszynkę i regularnymi ruchami zbierał ostrzem włoski. Wyszedł jednak z wprawy, więc mimo wszystko, waciki trzymał pod ręką. W efekcie wyglądał jakby zaatakowała go chmara moskitów na letnim obozie wędkarskim. Mimo to, otarł papierowym ręcznikiem kropelki krwi, które lądowały w umywalce, następnie przycisnął go do twarzy i pośpieszył do kuchni, skąd wydobył ostatnie niespożyte lodowe kostki. Stały się okładem i medykamentem na otwarte rany, zmykając rozdarte naczynka, koiły także skórę nieprzygotowaną na czynność, której się wcześniej dopuścił.
Gdy twarz zdawała się już bezpieczna, wyciągnął wyjściowe ubrania z komody, gdzie czekały sporo czasu na specjalną okazję. Naciągnął na głowę sweter, w którym prawie się zgubił. Jednak parę kilogramów mniej, choć niewidoczne na pierwszy rzut oka, ma modowe znaczenie. Wyglądał w tych spodniach i kardiganie jak przeznaczony na nie wieszak. Stanął przed lustrem. Tylko głupiec nie pomyliłby go ze śmiercią. Taki stan fizyczny, psycholog nazwałby być może manoreksją, a prawdziwy artysta – natchnieniem.
Ten tekst nie został jeszcze skomentowany. Jeśli chcesz dodać komentarz, musisz być zalogowany.
Ważne: Regulamin | Polityka Prywatności | FAQ
Polecane: | montaż anten Warszawa | montaż anten Warszawa Białołęka | montaż anten Sulejówek | montaż anten Marki | montaż anten Wołomin | montaż anten Warszawa Wawer | montaż anten Radzymin | Hodowla kotów Ragdoll | ragdoll kocięta | ragdoll hodowla kontakt