Witaj Szemry,
Zastanawiasz się pewnie, kim jestem i jaki mam w tym cel, że cię nachodzę, ale wszystko w swoim czasie.
Chciałbym żebyś coś dla mnie zrobił, Karolu. To tak niewiele dla ciebie, przecież jesteś pisarzem, nieprawdaż? Zadaniem twoim będzie spisanie mojej historii. Nie martw się, wystarczy jedna powieść. Wierz mi, to będzie bestseller, także ostatecznie będziesz usatysfakcjonowany. Już ja się o to postaram. Kiedyś z góry spojrzysz na to dumnie. A tym czasem, do rzeczy.
Jestem zwykłym człowiekiem, o niezwykłych zainteresowaniach. Zająłem się sprzątaniem syfu tego świata. Największych glizd i pomyj, z którymi nie radzą sobie przedstawiciele prawa. Stałem się takim czyścicielem. Zabijałem wszystko, co się rusza w domu drania, nawet dzieci w myśl zasady, ”jaki ojciec taki syn”, a na koniec patrzyłem jak sam pociąga za spust. Nie mogło być inaczej. Widząc śmierć rodziny, bliskich, zapominamy o tym, czego jeszcze możemy dokonać. Nie chcemy bez nich myśleć o przyszłości. Jakby żadna dobra nie istniała.
Po wszystkim pięknie sprzątałem i pozorowałem. Żaden element nie mógł pasować do mojej układanki, ponieważ w ten sposób, byłem narażony na odnalezienie. Nie chciałem przerwać tej „zabawy w kotka i myszkę” z światem przestępczym, ale złapać zwierzynę i wyeliminować. Robiłem tak do dziś.
Co ty na to, Karolu? Jak się zapatrujesz na współpracę z kimś takim jak ja?
Odpisz jak najszybciej.
Dobrej nocy życzę, choć niczego nie gwarantuję.
Twój przyjaciel,
VIVIVI
Na Karolu list nie zrobił zbyt wielkiego wrażenia, choć zastanowiły go nieco dołączone puste białe strony w liczbie sześciu. Setki takich historii czyta dziennie w swoim ulubionych archiwum. Często nawet gorszej treści. Do morderstw dochodzą akty seksualne, brutalne pobicia, tortury, czasem nawet domniemane siły nadprzyrodzone, w które specjalnie nie wierzył. Właściwie wszystko to, co stanowi pewien fundament poczciwego horroru.
Nie wiedział, dlaczego właściwie, ale coś mu podpowiadało, aby wyciągnąć granatowe pióro z szuflady kredensu. Chwycił w zęby i płynnym ruchem zsunął skuwkę.
Wcale się nie zapatruję. Mam dość materiału na następne pięć lat pisania, więc twoja opowieść, choć nie wątpię, że poruszająca, do mnie nie przemawia. – Takie słowa zapisał niebieskim atramentem pod tajemniczą parafką. Chwilę potem zamknął znów list w kopercie i rzucił na łóżko. Koperta nim opadła, wirowała zataczając salta w powietrzu, niczym owoc dmuchawca.
Karol ruszył w stronę kuchni, gdzie jak pamiętał, w szafce leżały zapasowe żarówki. Wyciągnął jedną z opakowania, po czym sprawdził czy jest cała, chwilę później, zawrócił z powrotem do sypialni.
Nie mógł uwierzyć własnym oczom. List znowu niedbale rozwalony na łóżku, a okno otwarte na oścież. Tego już było za wiele. Szybko ruszył klamką zamykając w ten sposób wysoką lukarnę kawalerki. Podszedł bliżej do łóżka. Już z oddali widział dopisane wersy tym samym niechlujnym stylem. Podniósł kartkę.
Karolu,
Ty nic nie rozumiesz. To ja Cię wybrałem. Nikt inny. Ja.
Czy się tego podejmiesz, oczywiście zależy od Ciebie. Szybko znajdę następcę, ale wierz mi, będę musiał wcześniej trochę posprzątać. Wiem, że już teraz mnie rozumiesz. Jesteś przecież biegły w zawiłościach ludzkiej psyche. Mam rację?
Odpowiedz jak najszybciej.
Twój przyjaciel,
VIVIVI
Gdy przeczytał ostatni zwrot, nagle przeszył go dreszcz. Przecież owy mężczyzna prawie wprost groził mu śmiercią. Poza tym, on tu był. Być może siedział na jego łóżku, klecąc tych parę zdań. Zresztą, dość szybko mu to wyszło. Już teraz zrozumiał, po co te kolejne puste białe kartki dołączone do listu. Miały być miejscem kontynuacji rozmowy.
W głowie układał różne scenariusze i możliwości zakończenia tej historii. Może to z przyczyn wykonywanego zawodu, jednak nie był w stanie wyobrazić pomyślnego finału. Jak w greckiej tragedii, akcja zmierzała do nieuchronnej katastrofy. Postanowił, więc odpisać, by nie trzymać szaleńca w niepewności. Poza tym miał nadzieję, że ta powieść, jednak szybko się zakończy i nie będzie musiał za nią ręczyć głową.
Nie wiem, kim jesteś i w sumie mało mnie to obchodzi – w oczywisty sposób okłamywał samego siebie. Naturalne, że miał ochotę poznać własnego prześladowcę. Nie często się zdarza ktoś taki - żywy materiał na powieść. Kiedyś uganiał się za historią i przyszedł w końcu dzień, gdy ta puka mu do drzwi, a w zasadzie włamuje przez okno. Co ma niby zrobić? Rozum podpowiada, dzwonić na policję, gdy naiwna dusza zajmuje się wypisywaniem tych bzdur i oczekiwaniem na odzew. – Zostaw mnie w spokoju, bo zadzwonię na policję. Ja nie żartuję!
Rzucił świstek na łóżko i wraz z opadnięciem go na zmiętoloną pościel, wpadł na pomysł, dzięki któremu mógł wreszcie poznać włamywacza. Powolnym krokiem zbliżył się do komody. Otworzył powoli drewniane drzwiczki, tak by nie prowokować prześladowcy. Pochylił się i rozejrzał. Dostrzegł interesujące go przedmioty. Wyciągnął aparat fotograficzny ukrywając go za kartką papieru z napoczętej ryzy. Usiadł na łóżku tyłem do okna. Całym ciałem zasłonił przyrząd, tak by podglądacz nie zdawał sobie sprawy z Karola zamiarów. Ustawił nagrywanie i wyszedł do kuchni, po drodze zostawiając aparat ukryty za wazonem, z którego wystawały czerwone główki amarylis.
Wyciągnął kolejną żarówkę. Stwierdził, że ta zabawa musi się wkrótce skończyć, gdyż za chwilę miało zabraknąć wkładów. Zostały jedynie dwie stu watówki, co doprowadzało Karola do szału.
- Po jaką cholerę gość zabiera moje żarówki?! Ma jakieś niedobory minerałów i zagryza je przy kawce? – mówił pod nosem. Ciężko jest racjonalnie myśleć, gdy to istna paranoja, co prawdopodobnie się dzieje w pokoju obok.
Chwilę później wygramolił się z kuchni. Bezszelestnie, niczym przenikający mieszkanie chłód i czujnie jak zając pod miedzą, ruszył w stronę sypialni. Wyjrzał lękliwie zza ściany ledwie oddzielającej obie części drobnego mieszkania. Z jednej strony miał nadzieję, że ujrzy nadawcę korespondencji, z drugiej zaś chciał tylko znów poczuć się bezpiecznie we własnym domu.
Nikogo jednak nie było. Pokój wyglądał podobnie, jak go pozostawił, poza tym przeszywającym mrozem dobywającym się zza okna. Przestał się mimo wszystko nim przejmować, mając na głowie większe powody do zmartwień.
Rozejrzał się w poszukiwaniu aparatu. Chwycił oburącz i popędził z powrotem do kuchni, która zdawała się być bezpiecznym schronieniem w owej sytuacji. Schował się za szafką. Uchwyty wbijały się w jego krzywy kręgosłup. Nie czuł jednak bólu, ani dyskomfortu, jedynie podniecenie rozstrzygnięciem zagadki. Zdawało się być na wy ciągnięcie ręki, a przynajmniej palca. Aparat był w trybie czuwania. Karol nacisnął środkowy przycisk zatwierdzający ustawienia, szkiełko za chwilę się rozjaśniało, jednak nie było w pamięci żadnego nagrania, tylko komunikat - „usuwanie pomyślnie zakończone”.
Nie mógł w to uwierzyć. Kto mógłby przewidzieć jego postępowanie? Słynął przecież z zaskakujących wątków, pełnych zawiłości soczystych rozwiązań, jednak czy jest to możliwe, aby stał się przewidywalny? Ta myśl nie dawała mu spokoju. Uważał się za kiepskiego człowieka, jednak interesującego rzemieślnika słowa. Nie dość, że sam o sobie, miał jak najgorsze mniemanie, a tu jeszcze został, jako pisarz ośmieszony przez nieznaną mu postać.
To wcale nie poprawiło mu zgnębionego samopoczucia. Myśl o odebraniu sobie życia, stawała się coraz śmielsza i słodsza. Wiedział jednak, że jako twórca, musi to zrobić w sposób godny i przemyślany, tak by pozostawione po nim „dziedzictwo”, nie przepadło przez zwykłe niedbalstwo.
Zrezygnowany położył aparat na blat kuchenny. Paski zwisały na krawędzi, a on sam siedział dalej za szafką. Jeszcze nigdy nie odczuwał takiego niepokoju.
Ważne: Regulamin | Polityka Prywatności | FAQ
Polecane: | montaż anten Warszawa | montaż anten Warszawa Białołęka | montaż anten Sulejówek | montaż anten Marki | montaż anten Wołomin | montaż anten Warszawa Wawer | montaż anten Radzymin | Hodowla kotów Ragdoll | ragdoll kocięta | ragdoll hodowla kontakt